Strony

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Recipe Redux: Grapefruit Fluff, 2011; czyli jak tą pannę ułożyć?



- To co uderzamy w pannę?
- Dobra, w pannę!
- To jedziemy z panną!
- Bijesz Aniu?
- Dzięki Ania za cierpliwość, to biję, dam znać jak skończę...
- Lejąca mi wyszła raczej...
- Ale nie może się lać!
- No to walnę ją jeszcze raz!
- Walnij!
- A może winne są czeskie kury?
- Akurat mam polskie wiejskie jajka!
- No to bij ją ręką! 
- Ok, idę do panny zerknąć.
- Wybitnie mi ten grapefruit tam nie pasuje..., może z czerwonym czymś, czerwone mi do panny pasuje.
- Basia ja jakoś na czerwone nie mam pociągu..
- Akurat nam brandy wyszła...
- U nas też ma tendencje do wychodzenia!
- A jak traktowałaś tego grapefruita? Jakoś specjalnie czy tak na golasa?
- Nie, nic nie robiłam, ale mówię Ci Aniu, zupełnie nie wiem jak tą pannę ułożyć! Bo naprawdę zjeżdża ta panna ...
- A Wy w ogóle coś jedliście czy na bezach żyjecie?
- Na razie na bezach i gruyere...


Jak można się z łatwością domyślić to zapis fragmentów rozmów dwóch niezwykle subtelnych i wrażliwych kucharek, które poprzednią sobotę spędziły na wspólnym biciu (żeby nie powtórzyć "waleniu") piany, układaniu panny i rozbieraniu na golasa (grapefruita oczywiście!).
A było to tak:


KALENDARIUM WYDARZEŃ:
1941 -  przepis na Grapefruit Fluff zostaje opublikowany w The Times. Pośród mało inspirujących potraw z tamtego okresu, deser wydaje się być jak "promień słońca" rozjaśniający pochmurny horyzont kulinarnych propozycji. Jak podaje Amanda Hesser  Grapefruit Fluff jest owocem miłości grapefruita z pieczoną Alaską (Baked Alaska - deser z lodów, biszkoptu i bezy, po przygotowaniu trzyma się go zwykle w zamrażalniku i dopiero przed podaniem zapieka krótko, aby białkowa czapka bezy się zarumieniła). Pierwotnie składał się z zarumienionej bezy kryjącej lody ułożone na cząsteczkach delikatnie grillowanego i macerowanego w alkoholu grapefruita. Całość podawana była w połówkach wydrążonych skórek z grapefruita. 


2010 - przepis na Grapefruit Fluff trafia w ręce Valerie Gordon, mistrzyni cukiernictwa z Los Angeles, znanej z przywracania do życia lokalnych deserów i kreowania ich nowej wizji (słodkości autorstwa Valerie możecie obejrzeć na stronie internetowej prowadzonej przez nią cukierni Valerie Confections - klik). Valerie zachwyciła się połączeniem grapefruita z bezą do tego stopnia, że wymyśliła aż ... 857 nowych wersji deseru, od bezowych całusków grapefruitowych, przez karmelki z brandy po sześciopiętrowy tort grapefruitowy. Jej ostateczną propozycją okazał się jednak Grapefruit Fluff skomponowany z grapefruitowej bezy, na której spoczywa waniliowa panna cotta, całość otula lekko solony sos karmelowy z brandy, a  smak słodyczy przełamują cząstki grapefruita.


Październik 2010 - przepis na Grapefruit Fluff ukazuje się w New York Times, w prowadzonej przez Amandę Hesser rubryce Recipe Redux

16 listopad 2010 - z Pragi do Polski południowej wysłana zostaje wiadomość o następującej treści: 

"Cześć Ania :-)
Czytam sobie właśnie moją ulubioną rubrykę Recipe Redux w NY Times i wgryzłam sie w opowieść (tu link do tej strony). Co ciekawe zawsze bardziej podoba mi sie oryginalna, starsza wersja przepisu, ale pierwszy raz mam ochotę na wersję z roku 2010, czyli (tu link do tej strony).
I co tu dużo mówić, pomyślałam o Ani z Kucharni, bo z niczym mi się tak nie kojarzysz jak z bezą , karmelem, a teraz jeszcze z przedostatnim wpisem cytrusowym :)) (klik) Pomyślam Aniu, że muszę Ci podesłać przepis, może kiedyś zrobimy razem? Tylko u mnie "kiedyś" to może być odległy termin, na pewno na jakiś efekt na blogu, ale kusi mnie beza z panna cottą i solonym nieco karmelem - brzmi to dobrze, co Ty na to? :)
Ściskam mocno!
Basia"

 

22 stycznia 2011 - zebrawszy białka (wyłącznie polskich wiejskich kur!:), śmietanę, dobre chęci, dużo zapału i wolną sobotę przystępujemy do wspólnego przygotowania Grapefruit Fluff w wersji Valerie Gordon, z małymi zmianami ustalonymi podczas gorącej, a czasem rozgrzanej do czerwoności linii łączącej Pragę z Polską południową.  

Rzeczywiście od listopada do końca stycznia sporo czasu upłynęło. Zdążyłam dzięki temu  ochłonąć z zaskoczenia i nieskrywanej radości, jaką była propozycja Basi, znanej szerzej jako Buruuberii. Jej zaproszenie było dla mnie prawdziwym zaszczytem, od ho ho, a może i jeszcze dłużej  podkochuję się bowiem w jej niezwykłym blogu, a wspólne bicie piany  z Basią to dla mnie - wielkiej miłośniczki bez,  absolutne ziszczenie marzeń:) Czas ten potrzeby był mi też, by zaprzyjaźnić się z samym przepisem. Propozycja Basi na tyle mnie zachwyciła, że o samym deserze początkowo niewiele myślałam. Dopiero z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy to aby nie za wiele dobrego na raz: beza, panna cotta, karmel i ten nieszczęsny grapefruit, który do samego końca wzbudzał nasze obopólne wątpliwości, a którego przecież nie mogło zabraknąć, bo jak zrobić Grapferuit Fluff bez grapefruita?! Właściwie każdy ze składników stanowi deser sam w sobie, czy zatem ich połączenie nie będzie przesadą?


Otóż nie! Smaki, konsystencja, proporcje i struktura każdego ze składników idealnie ze sobą współgrają. Każda łyżeczka jest porcją prawdziwej rozkoszy - od gładkiej i kremowej panna cotty , przez aksamitny i uzależniający sos karmelowy, po rozpływającą się na podniebieniu kruchość bezy. A grapefruit? Grapefruit gra pozornie rolę drugoplanową, ale zaskakująco dobrze przełamuje słodycz całości. Oddając mu należny szacunek stwierdzam, że jest stworzony dla tej roli i aż mi głupio, że początkowo na inne cytrusy chciałam go podmienić:) Basia miała ochotę na "coś czerwonego, malinowego", ja z kolei krążyłam myślami wokół kandyzowanych kumkwatów (pojawią się wkrótce:).
Fluff oznacza po angielsku "puch/puszek" i taki naprawdę jest ten deser. Zwiewny i subtelny. Mnie przypomina  pannę w stroju balowym - pachnącą wanilią, o gładkiej lśniącej figurze otulonej aksamitnym karmelowym szalem, z różową broszką grapefruita i bezową krynoliną. Iście karnawałowa kreacja, bo to bardzo karnawałowy deser! Wszyscy, którzy go próbowali zgodnie stwierdzili, że jest "boski", czego najlepszym dowodem były rozanielone miny, przymknięte z rozkoszy oczy, pomruki szczęścia i ukradkowe wylizywanie talerzyków (ale o tym cicho sza!;)


Basiu! Choć mówiłam Ci już kilkakrotnie, powtórzę, by wszyscy słyszeli: ogromnie dziękuję za wyszperanie tego przepisu i cudowną, wspólną sobotę. Choć w kwestii pieczenia bezy nie obyło się bez emocji, białka dla Ciebie nieustannie mrożę, by obiecane bezy kawowe w końcu wspólnie pochrupać:)
Zapraszam na Grapefruit Fluff w wersji 2011! Oto moja wersja, a tu deser w wykonaniu Basi.


GRAPEFRUIT FLUFF

WANILIOWA PANNA COTTA

2,5 łyżeczki żelatyny  w proszku
500 ml śmietany kremówki 
1/2 filiżanki cukru (dałam mniej)
1/2 laski wanilii

Przygotować 6 ramekinów lub innych naczynek na panna cottę. W miseczce zalać żelatynę 2 łyżkami zimnej wody i odstawić na kilka minut, by napęczniała. W tym czasie do niewielkiego rondelka z grubym dnem wlać śmietanę i wsypać cukier. Wstawić na średni ogień. Laskę wanilii przeciąć wzdłuż na pół, końcówką ostrego noża zeskrobać z jednej połówki ziarenka wanilii i wraz z połową laski włożyć do rondelka ze śmietaną. Gdy całość się zagotuje zdjąć z ognia i dodać namoczoną żelatynę, mieszać aż się całkowicie rozpuści. Wyjąć laskę wanilii. Masę wlać do przygotowanych naczynek i wstawić do lodówki, by zastygła - ok. 3 h (u mnie trwało to 1,5 h).


BEZY
3 białka
160 g cukru
1 łyżka startej skórki z grapefruita
szczypta soli

Białka wlać do miski, dodać szczyptę soli i ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dosypywać stopniowo cukier  i dalej ubijać aż do uzyskania gładkiej, sztywnej i lśniącej piany. Wsypać skórkę i delikatnie połączyć z pianą, najlepiej przy pomocy dużej drewnianej lub metalowej łyżki.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 140 stopni. Ubitą pianę przełożyć do szprycy lub rękawa cukierniczego. Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę wyciskać spiralnie koła o średnicy ok.  5cm. Brzegi koła mogą być trochę wyższe - bezy po upieczeniu powinny przypominać gniazdka i stanowić naturalne "naczynko" na sos i panna cottę. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez ok. 50 minut. Po tym czasie wyłączyć piekarnik i trzymać w nim bezy do całkowitego wystudzenia.


SOLONY SOS KARMELOWY Z BRANDY
3/4 filiżanki śmietany kremówki (użyłam 30%)
1/4 filiżanki corn syrup (zastąpiłam miodem)
11/4 filiżanki cukru
1/4 filiżanki masła
1/2 łyżeczki soli (dałam ciut więcej:)
1/4 filiżanki brandy (zastąpiłam domową pomarańczówką, bo podobnie jak u Basi "brandy wyszła":)

Śmietanę i miód (w oryginale corn syrup) przelać do rondelka z grubym dnem i ustawić na średnim ogniu. Do drugiego rondelka wsypać cukier i także ustawić na średnim ogniu - ma powstać karmel, dlatego cukru podczas rozpuszczania nie wolno mieszać, można ewentualnie poruszać rondelkiem, tak aby tworzący się karmel dokładnie się rozprowadzał na dnie garnka. Karmel jest gotowy, gdy cukier się całkowicie rozpuścił i osiągnął piękny bursztynowy kolor. Gdy śmietana się zagotuje, zdjąć ją z ognia i bardzo delikatnie przelać do gotowego karmelu.  Natychmiast zdjąć z ognia. Trzeba uważać, gdyż gorący karmel może pryskać! Gdy śmietana z karmelem się "uspokoją", tzn. przestaną "bulgotać" , wstawić rondel ponownie na mały ogień i dodać masło oraz sól. Zamieszać, by utworzył się gładki karmelowy sos. Na końcu wlać brandy (u mnie domowa pomarańczówka), wymieszać i zdjąć z ognia. Odstawić do wystudzenia.


GRAPEFRUIT
1 duży dojrzały grapefruit
opcjonalnie 1/3 filiżanki likieru do macerowania (ja użyłam domowej pomarańczówki)
Grapefruita obrać ze skórki i wyfiletować - ostrym nożem ściąć białą otoczkę, tzw. albedo i wycinać cząstki owocu. Przełożyć do miski, zalać likierem i odstawić na kilka godzin, najlepiej na całą noc.

PODANIE:
Naczynie z panna cottą zanurzyć na kilkanaście sekund w misce z wrzącą wodą. Jeśli dotykając palcem krawędzi deseru widać, że zaczyna odchodzić od ścianki naczynia, można wyjąć go z wody. Po odwróceni naczynka, panna cotta powinna sama "wyjść" - jeśli macie problem z wydostaniem jej z ramekina, wstawcie go ponownie na kilka sekund do wrzącej wody. 
Kilka łyżeczek sosu karmelowego przelać na środek bezy i ułożyć na nim panna cottę.  Wbrew początkowym obawom Basi, panna okazała się grzeczna i ułożona i nie przyszło jej nawet do głowy spływać z bezy:) Grapefruita lekko osączyć z likieru/brandy i ozdobić nim deser. W mniejszych naczynkach lub dzbanuszkach podać pozostały sos - goście z pewnością będą prosili o dokładkę:).


*przepis pochodzi z tej strony (klik), jego autorką jest Valerie Gordon (klik)

** korzystałam z przepisu Valerie Gordon, z wyjątkiem mojego przepisu na bezy (klik)   

51 komentarzy :

  1. Basia to jest taki diablik co jak zacznie namawiać to nie można się jej oprzeć :)
    Aniu jak miło Cię znowu czytać, oglądać. Jak miło po prostu wrócić!
    Uściski serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ania, ale te zdjecia z kwadratowym talerzykiem sa sliczne! Wiesz, ze ja w ostatniej chwili zmienilam kwadratowy na okragly?

    I tez myslalas "czy to aby nie za wiele dobrego na raz" :) niezle!

    Ania, naprawde po beze sie pojawie, a wogole to zarazilas mnie nia na dobre, dziekuje :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oba Wasze desery są przeurocze. Szukałam jakiegoś cukierniczego wyzwania i chyba znalazłam. I chyba też w sobotnie przed- i popołudnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię myśleć oglądając twoje przepisy, że już niedługo sama je wyczaruję, ale po przeczytaniu ile roboty Was to kosztowało to jestem absolutnie przerażona i pełna podziwu :) Oczywiście również mam dziką ochotę czegoś takiego posmakować, niech znajdzie się ktoś kto zrobi to za mnie!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle czytam i cieknie mi po brodzie ;)
    zrobiłam ostatnio brownie z przepisu podpatrzonego u Ciebie.. znikły w ciągu godziny :))
    dziękuje za miły komentarz i pozdrawiam !!

    OdpowiedzUsuń
  6. No to się pobawiłyście obie z Buru! Bardzo światowy deser, BARDZO :)

    Uśmiechy przesyłam, Aniu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje kulinarne wspaniałości zawsze mnie zachwycają zarówno (domniemanym) smakiem, jak i formą, w jakiej je prezentujesz, ale dziś przeszłaś samą siebie! Rewelacyjny przepis, może wreszcie przekona mnie do panna cotty, której zawsze unikałam, bo wydawała mi się mdła... ale myślę, że w takim wydaniu musi być prze, PRZE-PYSZNA. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. niesamowite, naprawdę napatrzeć (i naczytać tej perwersyjnej rozmowy) się nie mogę. I chociaż słodkości tego typu mnie jakoś nie ruszają to ten post (jak i Wasz deser) jest po prostu brilliant:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Polko! No z krzesła spadnę z radości, że jesteś:D Ogromnie się cieszę! A Basia to diablik, zdecydowanie;P Pozdrawiam serdecznie!

    Basiu! No patrz, z pomelo i dzbanuszkiem było to samo:D Wiem, że się pojawisz, dlatego co chwilę nowe partie zamrażam-jestem w pełni gotowości;P To ja dziękuję za znalezienie tego przepisu i podzielenie się nim ze mną!

    Holga96! Sobota brzmi idealnie - trzymam kciuki:)

    Gosiu! Dziękuję bardzo i serdecznie Cię pozdrawiam!

    Agusia! Ja się zgłaszam:) A prawdę mówiąc, to nie ma w tym deserze nic przerażającego, może poza długością przepisu:) Cała reszta wcale nie taka straszna!

    Martyna! Bardzo się cieszę, że smakowało:) Pozdrawiam Cię!

    An-no! Oj, było zabawnie i fascynująco, a na końcu naprawdę smacznie! Serdeczności Aniu!

    delikatessen! Rumienie się czytając co piszesz:) Dziękuję! Ja za panną też początkowo nie przepadałam, ale odkąd zaczęłam ją łączyć z dodatkami zmieniłam zdanie.

    Mar! Brilliant bardzo mi się podoba:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawdziwe deserowe wyzwanie. Ale jakże smakowite i dostojne! W dodatku w jakim doborowym towarzystwie... Jestem pewna, Dziewczyny, że wspaniale Wam się razem upiekło! :)

    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  11. To poszalałyście dziewczyny! Tak panny bić, kurcze blade, strach się z Wami zadawać :D
    A na poważnie - pięknie, chociaż to rzeczywiście trzy albo co najmniej dwa desery w jednym
    ! Ty się serio Ania z bezami a z karmelem to jeszcze bardziej kojarzysz (i z kolorem żółtym/pomarańczowym których na co dzień nie cierpię a u Ciebie b. lubię :)), fajne to skojarzenia :)

    Uściski Aniu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowności. Niesamowite muszą być te smaki, oj niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  13. gdyby tak jeszcze zamienić tę żelatynę na coś bardziej vege-friendly to bym wcięła bez zmrużenia okiem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Oliwko! Przednia to była sobota, naprawdę! Całusy:)

    Monika! Strach się bać, to prawda! A wiesz,że takie trzy desery w jednym smakują znakomicie! Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!

    kabamaigo! Oj, są , są niesamowite! Pozdrowienia:)

    Zielenino! A widzisz, to z pewnością jest słuszna uwaga na kolejny raz - nie wiem jak Basia, ale ja na pewno powtórzę! Dam Ci wtedy znać, bo my zdaje się z niedaleko mamy do siebie;-P

    OdpowiedzUsuń
  15. został Tobie jeszcze choć z jeden kawałeczek??? chętnie przyjadę :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Się uśmiałam przy początku :D
    Aniu, Ty mi się z bezami kojarzysz od kiedy tutaj zaglądam bo co rusz a to jakiś pyszny spodzik albo dekoracja bezowa... ;)
    Panna po prostu zjawiskowa i intrygująca - słodka, słona i ta taka... grejpfrutowa :)
    Ach, za solony karmel z bezą dam się pokroić

    OdpowiedzUsuń
  17. Piegusku! A gdzie tam! Jedyny ślad po deserze to zdjęcia i cudowne wspomnienia, ale przyjeżdżaj:)

    Jswm! I to jaka:D

    OdpowiedzUsuń
  18. Coś pięknego! Fantastyczne kalendarium :-)
    A pani Valerie niesamowicie zazdroszczę kreatywności, prawie 900wersji! niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  19. Cudowna inspiracja dziewczyny. Dzieki za te przyjemnych kilka chwil, ktore lektura tego tekstu mi dostarczyla. Usciski serdeczne, Anna

    OdpowiedzUsuń
  20. wspanialy deser!!! wyglada rewelacyjnie, a jak musi smakowac... a ten sos karmelowy... pysznosci:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Francja elegancja i to jeszcze z Basią tak wspólnie czyli rewelacja
    Ja już Basi pisałam ,ja się boję takich etapowych , wymyślnych deserów i ciast , bo się nie uda(tak myślę :D) a ja zainwestowałam tyle czasu (no bezcenny jest) i tyle szmalu(no zawsze jakieś takie drogie mi się wydaja :D), wiem ,ze to bez sensu bo ciasta drożdżowe (bardzo wymyślne, drogie) chleby ( jeszcze bardziej wymyślne i jeszcze bardziej drogie)robię i się nie boję ....
    Jak nie spróbujesz to nie zobaczysz podobno tak jest ale strach :D
    Fajne te twoje foty na dokładkę , ino fajne z Was Babki ot co

    OdpowiedzUsuń
  22. Arven! Też byłam ogromnie zaskoczona, że można wymyślić aż tyle wersji jednego deseru! Pozdrawiam Cię:)

    Anno! Dziękuję:) Przesyłam uściski!

    Aga! Smakuje cudownie! Pozdrowienia:)

    Margot! Przepędzamy wszelkie strachy! Kto to mówi?! Taka Mistrzyni jak Ty! Jak sobie przypomnę wszystkie twoje dzieła, to ja szara myszka jestem! Kokietujesz, kokietujesz Kochana:P Z że Babki z nas fajne-zgadzam się
    w zupełności (i jakie skromne;PPP)

    OdpowiedzUsuń
  23. O jo joj, jak pięknie! I w świat wielki Koleżanki poszły, bo tyle słodkości i rodzajów w jednym.
    Podziwiam...
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  24. to nie kokieteria:D to strach co ma wielkie oczy mnie hamuje:D
    No skromne jak najbardziej z Was babki i fajne , nie da się ukryć

    OdpowiedzUsuń
  25. rozłożyła mnie na łopatki Wasza rozmowa xD
    bardzo podoba mi się ten deser, bo jest taki inny niż wszystkie, a ja takie lubię najbardziej:)

    ciepło pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  26. Amber! Niezwykle smaczny ten "wielki świat" się okazał:) Pozdrawiam!!!

    Margot! Odwróć się od tego strachu i pokaż co o nim myślisz;P On ma tylko wielkie oczy, a Ty WIELKI talent!!!

    Viri! A pomyśl, że to tylko te nadające się do publikacji fragmenty:P Deser rzeczywiście inny niż większość i zdecydowanie Ci go polecam - Ty takie lubisz, prawda?
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  27. Oj, te Twoje fotografie... KOchana, Ty to ze zwyklego placka zimniaczanego dzielo sztuki zrobisz:)
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  28. No to "pojechałyście" Drogie Panie! Ustawiacie poprzeczkę na niebezpiecznej wręcz wysokości! Brawa za wyszukanie TAKIEGO przepisu, za TAKIE wykonanie, za TAKI reportaż okraszony pięknymi zdjęciami:) Pzdr gorąco Aniado

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie wiem co napisać-to jest piękne, zmysłowe, wykwintne. Zdjęcie, wykonanie, a potem smak. Czarujące!

    OdpowiedzUsuń
  30. Przepiękną opowieść nam tu zaserwowałaś :):) i nie tylko. Uwielbiam Twoje teksty i piękne, wykwintne zdjęcia!! Twój deser jest bardzo elegancki. Intryguje mnie połączenie cytrusu z wanilią i sosem karmelowym...słonym...

    OdpowiedzUsuń
  31. deZeal! No to Cię przyłapałam;P To Ty o braku weny piszesz, a grapefruit fluff mi tu do placka ziemniaczanego porównujesz?!!:DD No Moja Droga, pojechałaś, pojechałaś, ale ponieważ mam słabość do Ciebie, to poczytuję to sobie za komplement:P Całusy i wyrzuć lenia:)))

    Aniu! Na tej "niebezpiecznej" poprzeczce jest strasznie fajna dawka adrenaliny i wielka przyjemność zabierania się za takie przepisy. A mówiąc poważnie, nie chodzi o ustawianie poprzeczki, a doprawdy wielką radość wspólnego czasu w kuchni, na pewno wiesz o czym piszę:) Pozdrawiam Cię Aniu serdecznie!

    Sabienne! To ja nie wiem jak podziękować za taki miły komentarz:) DZIĘKUJĘ i pozdrawiam!

    Iwona! A może to zaintrygowanie zamienisz w wykonanie?:) Naprawdę paleta smaków wyborna! Dziękuję za taki miły komentarz:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Ten kolorystyczny kontrast mnie zachwyca:) Wyobraziłam sobie jak zanurzam w tym deserze swoja ulubioną łyżeczkę...:)

    OdpowiedzUsuń
  33. Cudna panna a deser jako całość miodzio. Ślinię się niemiłosiernie, patrząc na zdjęcia i jestem bardzo niepocieszona, że nie mogę spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  34. Kasiu! A ja sobie wyobrażam jak ta łyżeczka wygląda?
    Pozdrawiam!

    Haniu! Nigdy nie mów nigdy:) Może się uda?
    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  35. Intrygujący deserek :) a ja ilekroć chcę spróbować czegoś w bezowym wydaniu to leń mnie dopada sakramencki a na taką porządną z ciągnącym się środkiem bezę mam chęć.

    OdpowiedzUsuń
  36. Aniu, chciałabym Cię zaprosić po odbiór wyróżnienia do mojej części blogowego świata- Twoja już wiem- pięknie pachnie przy miłej lekturze ;)
    http://vitaeessentiaestamor.blogspot.com/2011/01/podsumowanie-tygodnia.html

    Pozdrawiam ciepło ;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Zerknęłam do Ciebie i zgłodniałam natychmiast... sumienia nie masz:)
    Piękne zdjęcia i ciekawe przepisy
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  38. Lutowa czapka z głowy za ten wpis i ten przepis. Aniu - brzmi i wygląda przewspaniale i pewnie tak samo smakuje.
    Cieszę się, że jesteś.:)

    OdpowiedzUsuń
  39. Fiolunka! No to przepędź lenia ubijaczką do piany;) Perspektywa pysznej bezy z ciągnącym środkiem musi wygrać:) Pozdrawiam!

    Ewelina! Bardzo dziękuję - niezmiernie mi miło:) Pozdrawiam!

    Jedynka! Mam, mam sumienie! Z czystym sumieniem namawiam na ten deser:DDD Pozdrawiam Cię!

    Lekka! Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz! Takie słowa na początek dnia to wspaniały zastrzyk pozytywnej energii:) Serdeczności! P.S. Ale czapkę załóż, bo mrozy dalej straszne - brrr:D

    OdpowiedzUsuń
  40. Wspaniała współpraca i obłędny efekt :) Aż ślinka cieknie do tego puszka :) Wiesz, kiedyś do panna coty podałam pokruszone bezy i sos karmelowy, że też nie przyszło mi do głowy tak pięknie to połączyć! Mistrzowski przepis i wykonanie :)

    OdpowiedzUsuń
  41. Aniu!

    Bardzo lubię Twoje posty, zawsze są takie kompleksowe, dopracowane i z nutką oryginalności!

    Większość rzeczy które robisz, cóż, jestem chętna na ogolądanie, ale nie na zrobieie samej w domu (przynajmniej jestem szczera!;)).

    Ale wiesz, szukam deseru na Walentynki, który przyrządzę, kiedy wrócę z Londynu (tak, lecę na tydzień do Londynu!:))

    Wymyśliłam sobie, że ma być taki, jak miłość do mojego Pana: uzależniający, pociągający, wymagający sporo pracy oraz słodko-gorzki (to, koniecznie!)

    I teraz pomyślałam, że Twój deser będzie spełniał kryteria. Co najwyżej troszkę podkręcę, ale jeszcze nie wiem czym..

    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  42. Tili! Współpraca z Basią to absolutna przyjemność! Tili, to właściwie jesteś prekursorką FLUFF:) Pozdrawiam ciepło!

    Atrio! Bardzo mnie cieszy co napisałaś! Myślę, że z większością przepisów jest tak, że nam się podobają, ale sami czujemy, że się do nich nie zbliżymy:) Pozostaje jednak tzw. margines, czyli te, które "kupujemy" od razu i nic nam nie jest w stanie przeszkodzić w ich zrobieniu! Coś mi się zdaje, że właśnie takim uczuciem obdarzyłaś grapefruit fluff:) Możesz go podkręcić, jak najbardziej! Polecam macerowanie grapefruita w jakimś wybornym alkoholu! Tygodnia w Londynie ogromnie Ci zazdroszczę - mam nadzieję na jakąś smaczną relację! Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  43. Łaaa.. ciekawy deser.
    Zapis rozmowy bardzo mi się podoba oraz zdjęcie nad samym przepisem , niejako inspiruje, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  44. Aniu cóż za "twórcza" rozmowa. Ale podobno co dwie głowy to nie jedna, a w grupie siła. Deser wyszedł więc Wam wspaniały! Tylko pozazdrościć pomysłów :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Ewo! Zdecydowanie we dwie głowy było raźniej, a rozmowa nie tylko "twórcza", ale i "subtelna";P Miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  46. Kasiu! Nie mam wyjście, muszę się zgodzić, bo to naprawdę pyszny deser;P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wizytę na moim blogu :)