Strony

piątek, 9 lipca 2010

Czerwone korale. Z domu do domu.


Dwa domy. Oddzielone krótką ścieżką, mostkiem, rzeczką i drogą. W każdym domu gospodyni i gospodarz. Domownicy odwiedzają się. Pomagają przy zbiorach, kopaniu ziemniaków, remontach i naprawach. Spotykają na targu, odwiedzają w ogródku. Gospodynie z chusteczkami na głowie wspominają dawne czasy. Zimą siadają w kuchni i wspominają po kolei wszystkich, którzy byli im bliscy. Co roku wspomnienia są coraz dłuższe...
Z domu za drogą trzy razy w tygodniu gospodyni przynosi bańkę świeżego mleka, a w piątki twaróg i śmietanę. Z domu przy rzeczce gospodyni odwdzięcza się domowymi zaprawami i dobrą radą w niejednej potrzebie. Tak żyją w zgodzie rozdzieleni coraz ruchliwszą drogą, ale wciąż związani latami wspomnień i nie nazwanej głośno przyjaźni.


I przychodzą "nowe czasy", jak mówi jedna z gospodyń. Dom nad rzeczką  zostaje zmuszony do oddania znacznej części pola pod budowę szybszej drogi. Gospodyni żegna na zawsze cudowne łany kukurydzy, długie grządki ziemniaków, uginające się od owoców śliwy i jabłonie. Dom za drogą traci najsilniejsze ręce do pomocy i zamyka wrota większości gospodarstwa. Zostają kury i pies, który jeszcze niedawno pomagał zapędzać owce do zagrody.
Ale nowe czasy nie dadzą rady starym więzom uplecionym z mocnych nici niesienia pomocy, serdeczności, szczerej radości obdarowania, sąsiedzkiego wsparcia i dobrego słowa. Z domu do domu. Na zawsze. Przez pokolenia. 


 Jestem piątym pokoleniem domu przy drodze. Wiem, że ścieżka między naszymi domami nigdy nie zarośnie - pokonujemy ją niezmiennie od zeszłego stulecia. Pokonuję ją z synem, by odprowadził dziewczynkę po radosnym popołudniu zabaw.  Młoda gospodyni drepce nią szybciutko, bo siatka z laskami  dojrzałego rabarbaru i domowymi jajkami z każdym krokiem staje się coraz cięższa. Już niedługo chłopczyk i dziewczynka  będą razem pokonywać dalszą drogę, do szkoły. Cieszę się, że rozpoczną ją razem, że oprócz wspólnych zabaw i spraw łączy ich coś ponadczasowego, coś co prowadzi z domu do domu, coś co w nowych czasach jest bogactwem coraz rzadziej spotykanym. 


Przedwczoraj z domu przy drodze dotarł kolejny cudowny prezent. Czerwone korale. Dojrzałe i soczyste grona czerwonej porzeczki wyglądają jak piękne klejnoty. Gospodyni wie, że tęsknię za pamiętanymi z dzieciństwami krzakami porzeczek. Wie, że te czerwone korale ucieszą mnie bardziej niż sznur pereł. Dziękuję! 
Historia tych porzeczek w moim domu wygląda tak - przesypuję je do misy, stawiam na stole i podziwiam. Zachwycam się pół dnia kolorem, kształtem i samą myślą, że mogę z nimi zrobić tak wiele! Zjeść surowe, zamienić w orientalny chutney, zamknąć w słoiczkach jako słodką galaretkę i na pewno upiec tartę. Kruchą, słodką, z kuleczkami porzeczek tryskającymi na podniebieniu wciąż kwaskowatym sokiem. Poezja! 



TARTA Z CZERWONYMI PORZECZKAMI

SKŁADNIKI
Na kruchy spód
220 g mąki
110 g zimnego masła
50 g cukru
1 żółtko
szczypta soli

Mąkę wsypać do miski. Dodać pokrojone na drobne kawałki masło oraz pozostałe składniki. Zagnieść gładkie ciasto. Zawinąć w folię i wstawić do lodówki przynajmniej na 1 godzinę (ja przygotowałam wieczorem i wstawiłam do lodówki na całą noc). 
Piekarnik nagrzać do temperatury 180 stopni. Schłodzone ciasto rozwałkować i przełożyć do wysmarowanej masłem formy na tartę. U mnie ciasta starczyło na wyklejenie 1 formy o średnicy 23 cm i 4 małych tartaletek o średnicy 9 cm. Ciasto włożyć do piekarnika i podpiekać ok. 10 minut. Po wyjęciu lekko przestudzić i nałożyć nadzienie.


NA PORZECZKOWE NADZIENIE
400 g czerwonych porzeczek
2 jajka * 
4-5 łyżek brązowego cukru * (użyłam Muscovado, dzięki czemu masa nabrała karmelowego koloru i smaku - pycha!)
100 ml śmietany kremówki*

Obrane porzeczki dokładnie opłukać. Jajka wbić do miski, dodać cukier i śmietanę i dokładnie wymieszać. Porzeczki rozłożyć na podpieczonym spodzie, zalać śmietaną i włożyć do piekarnika na ok. 20 minut, do momentu aż masa się zetnie i lekko zrumieni. Ponieważ z podanych proporcji na ciasto wyszły mi jeszcze 4 tartaletki, zwiększyłam ilość składników w masie śmietanowej - dałam 3 jajka, 200 ml śmietany i 8 łyżek cukru. Ilość porzeczek bez zmian. 


Przepis pochodzi ze strony Delicious Days.

27 komentarzy :

  1. porzeczkowe zdjęcia... cudowne. dobrze, że i nam dajesz popodziwiac te gałązki, które stały na Twoim stole. kwaśne kuleczki, najpyszniejsze.
    dobrze też miec obok ludzi. tych dobrych.
    i smaki tworzyc nowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Porzeczki są iście królewskie. Takie prezenty cieszą oko i podniebienie.
    I tarta zjedzona w gronie tych najbliższych sercu;)Cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna historia... przeniosłam się sama do tych domów przy drodze. Ja miastowa, takich sąsiadów i przyjaciół na tyle pokoleń, nie ma. A szkoda.
    Zdjęcia, Ty wiesz, jak zwykle cudne. Pierwsze mnie powaliło!
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama teraz mieszkam w takim wiejskim domku, który zmienia moje życie bez porównania do tego dawnego, miejskiego. Sąsiadka z białym serem przychodzi zawsze we wtorki:) tarteletki wyglądają przepysznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna historia. Fantastycznie, że nadal pielęgnowana. Chciałabym kiedyś spotkać takich Przyjaciół tuż obok siebie, żeby byli zawsze.

    Mogłabym zajadać te małe tarty i słuchać Twoich opowieści bez końca:)

    Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne czerwone korale.Tarty takie letnie.I naturalna koloroterapia.
    A opowieść budująca,choć niestety chyba coraz częściej ,z myszką'...
    Całusy!

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany! Jaki piękny tekst! Taki nostalgiczny, że aż mi łzy stanęły w oczach.
    A zwabiło mnie tutaj to piękne zdjęcie :)
    Porzeczki lepiej wyglądają niż smakują, ale chyba takie ciasto bym zjadła, no odrobinę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakochałam się w Twoich porzeczkowych zdjęciach, Aniu.
    I w Twoich historiach.
    Ale to wszystko już od dawna... od dawna tak samo cudownie się do Ciebie zagląda.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepysznie wyglądają te tarty. Ja wciąż szukam inspiracji na porzeczkowe wypieki, więc niezmiernie ucieszył mnie Twój dzisiejszy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Anna, cudna opowieść, a tartaletki bardzo kuszące. Nie ma porzeczek na razie, wszystko mamy później.
    Na razie popatrzę na zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  11. ale dawno nie jadłam wypieków z porzeczkami!

    OdpowiedzUsuń
  12. Pięknie opowiedziana historia :) Porzeczki nie sa moim ulubionym owocem, co najwyżej daję je na kompot i to obowiazkowo w obecności innych owoców lub "zuzywam" w wegańskim ciescie które wymysliłam dla naszego przyjaciela-weganina.

    OdpowiedzUsuń
  13. ładne to podziwianie i sympatyczna opowiesć, a porzeczki... - kocham bardzo...!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniałe korale. Cudowny, magiczny dom z tradycjami. Moja droga tylko pozazdrościć. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Przepiękne kolorowe zdjęcia, a taka tarta, oj przydałaby się do kawki.pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  16. Aniu, piękna, pełna ciepła historia. Twoim udziałem jest coś niepowtarzalnego, coraz rzadszego. Pięć pokoleń w jednym miejscu, różne losy, historie, a to co najważniejsze ciągle trwa. Wspaniale, że ciągle pielęgnujecie tę więź. Już wiem skąd masz rabarbar. A ciasto wspaniałe. Uwielbiam to połączenie kwaskowayuch owoców i słodkiego ciasta. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Aniu,
    jaka piekna historia, urzekajaca i pokrzepiajaca...o porzeczkach mysle jak o tych domach, tylko silne wiezi, dobra wola, sympatia i przywiazanie sprawiaja, ze wciaz sie je w Polsce spotyka, choc coraz rzadziej i rzadziej... dobrze wiedziec, ze miejsca takie jak te opisane przez Ciebie i ludzie z nim zwiazani wciaz istnieja i dlatego Ci dziekuje, za opowiesc i przepis, sciskam serdecznie anna

    OdpowiedzUsuń
  18. Piękny wpis, piękne zdjęcia,
    piękne porzeczki:)
    A tarta musi być pyszna, delikatnie kwaskowata, tak jak lubię najbardziej:)

    OdpowiedzUsuń
  19. aaach! no super, podrzuciłaś mi jeszcze jeden pomysł na tę tonę porzeczek, które trzymam w lodówce. Jutro zrobię ;-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Porzeczki to jednak piękne owoce. ja je najbardziej lubię od tak, mimochodem zrywane z krzaczka. Albo takie rozgrzane słońcem i mokre od zimnej wody w durszlaku.

    I kiedy wyjadam porzeczki z metalowego garnuszka myślę o domu między akacjami. O domu, którego już nie ma.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Asieja! Tak, kwaśne kuleczki są najpyszniejsze. Dziękuję i pozdrawiam:)

    Panna Malwinna! Zgadzam się! Pozdrowienia!

    Emma! Witaj. To rzeczywiście niezwykle cenne więzy, szkoda, że tak rzadkie. Pozdrawiam Cię:)

    Natalia Wine! Dziś wtorek, więc pewnie był ser - dobrze mieć takie rytuały i ludzi, z którymi można je pielęgnować. Pozdrowienia!

    Piegowata! Bardzo mi miło:) Uściski!

    Amber! Tak porzeczki mogą z powodzeniem służyć do koloroterapii! Całusy:)

    Muscat! Witaj! Dziękuję za tak miłe słowa i serdecznie pozdrawiam!

    Zaytoon! Ogromnie dziękuję, sprawiasz mi tymi słowami ogromną radość!

    LidKa! No to zapraszam do patrzenia i mam nadzieję, że lato u Was przyspieszy i będziesz mogła wkrótce sama zajadać:)

    Paula! No to nie zwlekaj dłużej!

    Patka! Jest szansa na ten przepis u Ciebie - bardzo mnie zaintrygował. Pozdrawiam:)

    Ewelajna! Dziękuję za wizytę, dobrze wiedzieć, że kochających porzeczki jest nadal sporo:)

    Paulina J.! Dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

    tysiaczek81! No to zapraszam, porzeczki jeszcze są:)

    Lo! Tak, to dla mnie niezwykle ważne i staram się pielęgnować najlepiej jak potrafię. Pozdrawiam!

    Anno! Ja również bardzo dziękuję i ślę pozdrowienia:)

    Nika! Tarta jest naprawdę boska! Uściski.

    Agusia! I, jak, zrobiłaś? Mam nadzieję, że smakowało! Pozdrawiam:)

    Usagi! To niezwykłe jak wiele rzeczy, które nas otaczają niezmiennie przywołują minione czasy, ludzi, domy. Pozdrawiam:)

    mamamarzynia! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  22. Cudowne! Uwielbiam porzeczki, może uda mi się jeszcze zrobić takie pyszne śniadanie?
    Strasznie Ci zazdroszczę takich więzi, to naprawdę wspaniałe mieszkać w takim miejscu. :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lauro! Dziękuję:)
      Te więzi cenię ogromnie, bo dziś są już takie rzadkie...
      Porzeczki z dzisiejszych zdjęć także "przyszły" do mnie z Tego Domu:)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  23. Ah! coraz bardziej zazdroszczę :) Choć porzeczki też zbieram z domu zza płotu, to naprawdę brakuje mi takich "poza miejskich" relacji. :) Ale co do porzeczek to czerwone nie są aż taką moją słabością, za to czarne są wspaniałe :) Może, gdy już dojrzeją, któraś z nas wymyśli co z nimi zrobić ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  24. Lauro! Właśnie te relacje są bezcenne! Ja doceniam tych kilka, które cudem przetrwały... Dziś długo rozmawiałam na ten temat z moją Mamą - miałyśmy kilka godzin dla siebie podczas zbierania malin (uff, strasznie ich dużo!) i niestety niemal wszystko należy już do wspomnień....
    A wiesz, że ja też najbardziej lubię czarne porzeczki?! Najczęściej robię z nich ulubiony dżem lub galaretkę, a Ty?
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  25. Aż mnie ciarki przeszły jak czytałam :) Pięknie to opisałaś, a dla mnie to taka trochę abstrakcja - cała rodzina rozsiana po kraju, a dziadkowie pochodzili z różnych regionów i wiele razy się przeprowadzali, więc nie ma takich pokoleniowych więzi... to naprawdę niesamowite!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wizytę na moim blogu :)