Strony

niedziela, 5 czerwca 2011

Szafirowa torebka i malinowy rabarbar.



Telefon.
Okulary słoneczne. 
Portfel.
Korek z wina.
Patyczki po lodach. 
I tyle.
Tyle wystarczy.
Tyle mieści się w maleńkiej szafirowej torebeczce.
Tyle zabieram ze sobą, wiedząc, że ten zestaw zapewni nam więcej szczęścia niż mogłabym upchać w największej torbie i kieszeniach ukochanych jeansów.


Dokąd się wybieram?
Dlaczego nie spakuję aparatu fotograficznego, książki i kanapek?
Czy wino było białe czy czerwone?
Ile patyczków po lodach może zmieścić się w maleńkiej damskiej torebce?


Czemu wśród tych wszystkich rzeczy upchnięty jest coraz bardziej pognieciony wycinek z gazety ze zdjęciem nieznajomej uśmiechniętej brunetki?
Czy z tak wyposażoną torebką można wybrać się podróż pełną wspaniałych przygód?
Po kolei.

Dawno, dawno temu Lo, w ramach blogowej zabawy, zaprosiła mnie do pokazania zawartości mojej torebki. Byłoby kłamstwem, gdybym napisała, że mnie to ucieszyło! Mimo wielkiej sympatii dla Lo, pokazanie "wnętrzności" mojej torebki jest dla mnie niewykonalne. To jedyne miejsce, do którego nie chcę wpuszczać nikogo oprócz własnych rąk nieustannie szukających, wkładających i wyjmujących przeróżne najdziwniejsze przedmioty.


To co noszę w torebce zwyczajnie nie nadaje się do publikacji, choć z pewnością byłoby ciekawym materiałem i wzbudziło sporo śmiechu i nie mniej zdziwienia!
Co innego pisać o torebce, zwłaszcza tej najmniejszej, ulubionej, szafirowej. Już wiecie co w niej noszę. Ale dlaczego i dokąd zabieram?


Na rynek pewnego miasta. 
Bardzo mi bliskiego (dosłownie i w przenośni). 
Zawsze z Synkiem, często z W. Spędzam tam ostatnio niemal każdą sobotę. Choć nie lubię wielkich miast, uwielbiam atmosferę miejskich rynków. Do tego ryneczku czuję szczególny sentyment, może dlatego, że nie jest wielkim głównym placem, ale spokojnym, oddalonym od centrum niewielkim skrawkiem świata pełnego staroci, antykwariatów, pięknych kamienic i galerii.


I jest tam fontanna, niezwykła, inna, z małymi wodospadami, które co sobotę pokonują korki z wina (najczęściej czerwonego) i patyczki po lodach. To zestaw z górnej półki. Nic nie gwarantuje lepszej zabawy odkąd mój Syn odkrył ich magiczną moc do niekończącej się zabawy i przyciągania kolejnej grup sobotnich przyjaciół. Żadna "wypasiona" motorówka, hulajnoga ani zdalnie sterowany jeep nie są w stanie przebić wyjątkowej i niepowtarzalnej atrakcyjności korka i patyczków.


Lubię siedzieć na ławce w cieniu kasztanowca i obserwować ich zabawę. Lubię, gdy dzwon katedry wybija kolejną godzinę. Uwielbiam kojący chłód sklepów z antykami, zapach starych mebli i serdeczność sprzedawców. W. lubi siadać i czytać. Ja chcę patrzeć. Chłonę obrazy, ludzi, ich radości, ruchy, zabawne stroje.


Zapamiętuję to co mogłabym uwiecznić na zdjęciach. Ale z premedytacją nie zabieram aparatu. Chcę zapisać te obrazy w pamięci, mojej. Tak jak je widzę i czuję w ułamku ulotnej i niepowtarzalnej sekundy, która na zdjęciu nie byłaby już wyłącznie moja.


Szukając kolejnego patyczka (rekord to niemal 20 sztuk), znów gniotę wycinek ze zdjęciem dziewczyny - to znaczy, że znów odkładam na później wizytę u fryzjera i radykalne ścięcie tak, jak u uśmiechniętej brunetki.... Szkoda mi czasu. Wolę zanurzyć stopy w chłodnym strumieniu fontanny i dowodzić małym piratom, których korkowe statki zaczynają niebezpiecznie dryfować w stronę kolejnego wodospadu.


Teraz do szczęścia potrzebny jest nam tylko talerz z największymi, najbardziej puchatymi i najpyszniejszymi kluskami na parze. Z truskawkami. W objęciach ryneczku ostał się niezwykły bar mleczny z odległej epoki. Jego uroku i wyjątkowości nie umiem Wam chyba opisać. Po prostu musicie go kiedyś odwiedzić!
A może wiecie już o jakim ryneczku piszę i kiedyś po prostu się tam spotkamy ... Nie obiecuję, że będę miała ze sobą tą samą torebkę, ale korek i patyczki na pewno!


A skoro o patyczkach mowa, to u mnie wciąż nie gaśnie apetyt na laski rabarbaru. Jakiś czas temu siedząc na ryneczku przeglądałam wiosenny numer FOOD & FRIENDS i zachwycił mnie przepis na rabarbar malinowy z białym kremem czekoladowo-pistacjowym. Nie myliłam się. Tak przygotowany rabarbar smakuje cudownie. Maliny dodają rabarbarowi uroku nie tylko jeśli chodzi o smak, ale także o piękny rubinowy kolor. Biała czekolada delikatnie dosładza całość, a pistacje w tym kwartecie wydają się po prostu niezastąpione! Nie mogłabym wymarzyć sobie smaczniejszego deseru na zakończenie kolejnej wspaniałej soboty! 


RABARBAR MALINOWY Z BIAŁYM KREMEM CZEKOLADOWO-PISTACJOWYM
/składniki na 4 porcje/

500 g rabarbaru
200 ml malinowego puree /zastąpiłam domową galaretką z malin, jeszcze z zimowych zapasów/
400 ml bitej śmietany
150 g białej czekolady
100 ml pistacjowego pure / zastąpiłam drobno zmiksowanymi orzeszkami pistacjowymi/
garść malin do ozdobienia - użyłam mrożonych z zeszłego lata


Rabarbar umyć i pokroić na równe kawałki ( u mnie ok. 10-12 cm). Włożyć do żaroodpornego naczynia, zalać galaretką z malin i piec w piekarniku nagrzanym do temperatury 150 stopni przez ok. 30 minut, do momentu aż będzie miękki. 
W tym czasie ubić śmietanę, a  białą czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej. Połączyć je razem i delikatnie połączyć. Dodać zmielone pistacje lub jeśli macie - pistacjowe pure i delikatnie wymieszać. Odstawić do schłodzenia na ok. godzinę. 


Przestudzone kawałki upieczonego rabarbaru przełożyć do głębokich talerzy (u mnie po 3 kawałki na jedną porcję) i polać obficie powstałym w trakcie pieczenia syropem malinowym. Udekorować malinami, a na środek nałożyć porcje kremu czekoladowo-pistacjowego. Poezja! 


*przepis pochodzi z magazynu Food & Friends, nr 2; cytuję z moimi zmianami.

75 komentarzy :

  1. dokładnie Poezja i opis i przepis i zdjęcia Anno-Mario

    OdpowiedzUsuń
  2. margot! Zawsze się rumienię czytając Twoje komentarze - teraz rumieniec malinowy jak ten rabarbar;D Pozdrawiam i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Też lubię rynki dużych miast i małych miasteczek także !
    Malinowy rabarbar -super :0

    OdpowiedzUsuń
  4. historia tradycyjnie mnie urzekła:) ale nie mam pojęcia w jakim to mieście tak przednio się bawicie:) a twój deser niezwykle mnie intryguje, chyba będę musiała zaspokoić swoją ciekawość i go przygotować dla nas:)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny deser i przyjemny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  6. Grażyno! Te ryneczek jest wyjątkowy, a deser też - polecam Ci!

    goh.! Zrób koniecznie - smakuje wyjątkowo:) Pozdrawiam!

    just-great-food! Dziękuję i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyjątkowy post i zdjęcia. Zachwyciły mnie po prostu.
    A ja takiego ryneczku nie mam. I żałuję. Ale mam zapas rabarbaru. Tak duży, że przerósł moją wyobraźnię w kwestii deserów ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. Anno-Mario ,ale przecież nie napiszę, że przeciętne, takie sobie jak to nie prawda
    a malinowy rumieniec to pewnie bardzo tworzywowy jest
    No poezja :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Holga! Fascynująco brzmi zdanie, że rabarbar przerósł wyobraźnię - ja myślę, że to wspaniałe wyzwanie;)

    margot! Malinowy rumieniec zawsze mnie wprawia w stan zakłopotania;DDD, idę więc zaraz na taras ochłonąć;P

    OdpowiedzUsuń
  10. Anno-Mario...
    znów mnie zaczarowałaś swoim postem.
    mała szafirowa torebeczka u mnie ma formę starego kartonu po butach.
    ląduje tam wszystko bliskie memu sercu.

    dodatkowo tak mnie rozpieściłaś swoim rabarbarem...

    OdpowiedzUsuń
  11. Karmel-itko! Stary karton na pewno jest pojemniejszy, ale nieporęczny jeśli chodzi o wyprawy na ryneczek;D Pozdrawiam Cię!

    Hannah! Masz rację - bardzo, bardzo mniam, mniam;D

    OdpowiedzUsuń
  12. aż zapragnęłam tak sobie usiąść przy fontannie... pewnie w tygodniu wybiorę się z dziećmi.. dziękuję, za mus też, bo pyszny:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo apetyczny deser. Jeszcze nierozmrożone maliny wyglądają uroczo.

    OdpowiedzUsuń
  14. Basiu! Koniecznie - uwielbiam siadać przy fontannach:) Pozdrawiam!

    Haniu! Dziękuję! Przesyłam pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przepis cudowny...co do zawartości mojej torebki...czasem nawet ja się jej boję;p

    OdpowiedzUsuń
  16. Aniu, ja zawartości swojej torebki nie ujawniłabym nikomu.Na samą myśl o tym mocno się rumienię...
    Rabarbarowy deser widziałam w F&F i nawet miał u mnie powstać,gdy...zaczarowała mnie Bea swoim dżemem z kwiatami hibiskusa.No i potem poleciało,bo przy okazji mam też chutney rabarbarowy...
    A ten deser u Ciebie o wiele piękniej się prezentuje,niż w F&F,śmiem twierdzić.
    Całusy!

    OdpowiedzUsuń
  17. Absolutnie czerwcowy deserek! :D ech, moja torebka - moja twierdza. Choć zdradzę, że zawsze noszę łyżeczkę i widelczyk. haha.. .ciekaw dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  18. Trzcinowisko! Był czas kiedy i ja się bałam mojej, ale teraz już mnie nic nie przeraża:)

    Amber! Ja też mam ten dżem w planach i chutney i jeszcze tyle... Ale chwilowo opływam w płatki róż i pyłek z kwiatów bzu:)
    Aniu, kolejny rumieniec mi się wymalował na twarzy czytając Twoje słowa - dziękuję Kochana:)

    Aurora! Ja przez dość sługi czas nosiłam miniaturowy młotek;D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziękuje Ci za ten czas, który spędziłam na ryneczku, przy fontannie... Rabarbar jest dla mnie za kwaśny ,ale dzięku Twoim zdjęciom i przepisom.... może...
    A patyczki od lodów mają coś w sobie, też zbieramy...jeszcze nie mamy powtórnego zastosowania ale kto wie moze na naszej drodze pojawi się Fontanna.
    Jeszcze raz dzięki

    OdpowiedzUsuń
  20. dziękuję za miłe słowa :) dodaję Ciebie do obserwowanych i biorę się za szperanie Twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Miło mieć, takie magiczne miejsca, tylko dla swojej pamięci. Zaczarowałaś mnie nie tylko deserem...

    OdpowiedzUsuń
  22. Asiami! Cała przyjemność po mojej stronie:) W tej formie kwaśność rabarbaru łagodzą maliny i czekolada, więc namawiam Cię! A patyczki do lodów zbieraj, nigdy nie wiesz kiedy i do czego mogą się przydać!
    Pozdrawiam:)

    Bazylio! Dziękuję, bardzo mi miło! Zapraszam i pozdrawiam:)

    Kamila! Miejsce jest tak naprawdę dla wszystkich, a ja znajduję tam obrazy i chwile wyłącznie dla siebie... Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
  23. hehe ^^
    A mi pozostaje wierzyć na słowo konsumującym, że jest dobre ^^ :)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  24. heheh:) dobra...prześlę kiedys moja zobaczymy czy się nie przestraszysz;p
    Masz do czynienia ze służbą zdrowia;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Pyszny ten rabarbar :))
    Fajnie piszesz :)
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  26. Trzcinowisko! To dobrze - gdybym potrzebowała pomocy na skutek szoku, będę w odpowiednich rękach:)

    Majana! Dziękuję i pozdrawiam Cię:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Oh u Ciebie piękne słowa, piękne zdjęcia i cudowny deser! :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Czyli to jest ta konkurencja dla bzu-truskawek Aniu? No musze powiedzieć że godna! :))) Na prszyszły rok zapisuję koniecznie bo teraz u mnie JUŻ nie ma rabarbaru i JESZCZE nie ma malin.. Białą czekoladę tylko mam i pistacje :D

    A z torebką, wiesz, mam porządek :D tzn mam niewiele rzeczy bo po prostu nie lubię dźwigać. A latem w ogóle bywa że chodzę bez torebki, jedynie z płócienną siatką i też wystarcza, chyba nietypowa jestem pod tym względem :D No dobra, czasem do torebki upycham ciężki aparat, ale do tego celu nadaje się tylko jedna z moich torebek, pozostałe są za małe..

    Buziaki Aniu i miłej nocy! :)))

    OdpowiedzUsuń
  29. Ach, i te patyczki i korek! I pamiętam jeszcze Twój wpis o prezencie z worka kamyków - fajny gość z tego Twojego synka Aniu musi być!

    :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Duś! Dziękuję i dobrych snów:)

    Monika! O nie, ta konkurencja dopiero się pojawi! Choć i ten deser gorąco polecam:)
    Co do torebek, to niestety z porządkiem niewiele mają wspólnego;)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  31. Monika! To się rozumie - strasznie fajny Gość;)

    OdpowiedzUsuń
  32. ja też ostatnio spędzam czas na fontannie.

    piękne zdjęcia!
    i rabarbar, ma się rozumieć. ; )

    OdpowiedzUsuń
  33. uwielbiam Cie czytać...czuję sie wówczas, jakbym była gdzieś z tobą, widziałą tpo miejsce ...ja tak kocham wrocławski rynek ....bno choc pełen ludzi, gwarny ...to ma w sobie urok starych kamienic ....z Solnego unosi sie cudowna woń kwiatów ....a ja siedzę i upajam się po prostu wrocławiem (który kocham) .... a dzisiejszy deser to jakby zwieńczenie opowieści o szafirowej torebce ....piękny i na pewno smakował bosko:) wielki buziak Anno - Mario:)

    OdpowiedzUsuń
  34. Poezja:) Mój synek ma taki patyczek wygrzebany z piasku na pewnej plaży - i jest to jego najukochańsza pamiątka z tamtych wakacji:)

    OdpowiedzUsuń
  35. Poezja na talerzu.
    Te zdjęcia kuszą, oj kuszą.

    OdpowiedzUsuń
  36. słodkosłona! Ciekawa jestem na której? Pozdrawiam Cię:)

    Jolu! Ten "mój" ryneczek jest znacznie mniejszy i spokojniejszy :) Zapraszam w moje strony - możemy sobie razem w fontannie stopi chłodzić i o jedzeniu (i nie tylko) gawędzić;) Pozdrawiam!

    Aniu! A wiesz, mój Synek ma taki kawałek deseczki, który dostał jakieś cztery lata temu od Dziadka - zabiera go na wszystkie wakacyjne wyjazdy! Uściski:)

    desperate! Ulegnij tej pokusie - nie pożałujesz:D Pozdrawiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  37. A ja wielkie miasta uwielbiam, za to malych torebek nie lubie. Jestem z tych, co to lubia nosic przy sobie wszystko, moze z wyjatkiem zlewu kuchennego. Najdziwniejszy przedmiot w mojej torebce? Buteleczka smaru do rowerowych lancuchow. Bardzo kobiece, nie ma co.
    A deser wyglada przepieknie. Juz wiem, ze nie bede mogla przestac o nim myslec.

    OdpowiedzUsuń
  38. Piękny wpis.
    Ja bym się w małej torebeczce za Chiny Ludowe nie zmieściła. Zawsze podziwiam u innych kobiet tę umiejętność ;).
    Takich chwil jak opisane przez Ciebie też nie fotografuję. Po prostu.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  39. Maggie! Ta mała torebeczka jest tylko na weekendowe wyprawy na ryneczek. Na co dzień, też biegam z wielką torbą pełną dziwnych przedmiotów, ale smaru jeszcze w niej nie było - wszystko przede mną;)
    Pozdrawiam Cię!

    Turlaczku! Jak pisałam wyżej, ta wersja mini jest tylko na weekend;)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  40. no zawartość torebki wstyd pokazać gdyby to, że jeśli o bałagan chodzi to już nie mam wstydu
    przez pierwsze lata wykorzystałam życiowy przydział ;)

    Rabarbar postaram się jeszcze jutro upolować, żeby zrobić ten deser wygląda bosko

    A jeżeli już tak pochwaliłaś bar mleczny to może zdradzisz gdzie się znajduje?

    OdpowiedzUsuń
  41. Wiedźmo! Myślę, że z upolowaniem rabarbaru nie powinno być problemu - u mnie przynajmniej cały czas jest dostępny na straganach:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  42. Aniu chętnie skorzystałabym z zaproszenia:) moze kiedys ...jak uda mi sie dostać tę kurę dla Ciebie:) pozdrawiam ciepło i życzę spokojnego wieczoru:)

    OdpowiedzUsuń
  43. Jolu! A właśnie, niemal o kurze już zapomniałam;D Oczywiście wtedy byłaby okazja, ale z kurą czy bez, też zapraszam:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  44. Aniu jeżeli chodzi o zawartość damskich torebek to chyba łatwiej napisać, czego w nich nie ma :)
    Jeżeli kiedyś trafię na rynek małego miasteczka z fontanną, antykwariatami, kasztanowcami itd. i zobaczę małego chłopca bawiącego się korkami od wina i patyczkami od lodów, panią siedzącą na ławce i przyglądającą się otoczeniu, oraz pana zaczytanego w książce to znaczy Aniu, że to jesteś Ty i Twoja rodzinka :)
    Pozdrawiam a deser oczywiście bardzo kuszący :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Fajna, klimatyczna historia...te patyczki do lodów mnie jakoś rozczuliły... No i zdjęcia jak zwykle niesamowite!!! Jak nie przepadam za rabarbarem, to na odrobinkę bym się skusiła :)

    OdpowiedzUsuń
  46. ochhh jacy szczesciarze z Tych, którzy wspolkosztuja taki deser :)) obłęd, brak słów :) i teraz o czym będę myśleć jak nie znowu o rabarbarze :) a miały być truskawki na salony on my mind ;) pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  47. Ewo! Masz rację, tak byłoby o wiele prościej;D
    Tak, teraz mnie już z pewnością znajdziesz:) Choć i tak jesteśmy umówione, ale w innym miejscu;) Oczywiście wyprawa za granicę do "naszego sklepiku" jak najbardziej aktualna! Wyznacz datę;P Pozdrawiam!

    Cynthio! Jak miło Cię widzieć! Cieszę się, że choć na kawałek dałabyś się namówić - naprawdę warto i gwarantuję, że nie będziesz żałować:) Uściski!

    Magda! No wiesz, strawberry cakes forever, to może i rabarbar też;DDD Szczęściarze potwierdzają, że pyszny, więc kolej na Ciebie!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  48. czy ja już Tobie pisałam Aniu że uwielbiam do Ciebie wpadać? bo wiesz przecież, że tak jest :)) piszę to nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz!!! buziaki

    OdpowiedzUsuń
  49. nawiązując jeszcze do historii z torebką to miło było by się spotkać, może kiedyś w torebce będziesz miała moje zdjęcie którego nie podrzesz i spotkamy się gdzieś w drodze :))

    OdpowiedzUsuń
  50. Piegusku Kochany! Pisałaś, pisałaś, ale możesz mi pisać tak jeszcze - ja też bardzo lubię to czytać;)
    A na spotkanie, to przecież od dawna umówione jesteśmy - czyżbyś zapomniała, że mam u Ciebie gofry, ryby i inne cuda zamówione?! A Twojego zdjęcia bym nie podarła - zostałoby w albumie!
    To co, w wakacje?!
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  51. Aniu, jakie cudowne zdjecia!No i deser na pewno tez:) Orzezwiajace wszystko:) Tez bardzo lubie siadac kolo pryskajacej fontanny i oddawac sie chwili obserwujac wszystko i wszystkich dookola!:) Usciski!

    OdpowiedzUsuń
  52. Urzeczona i jak zwykle pełna podziwu dla Twoich pyszności.Myślę sobie, jak to dobrze,że jest aparat, który może uchwycić te wspaniałe kolory, kształty i przy odrobinie wyobraźni oddać te cudowne smaki:-)Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  53. Agnieszko! Tak sobie myślę, że byłoby wspaniale gdybyśmy wszyscy mogli spotkać się kiedyś przy jednej dużej fontannie :) Uściski!

    Karola! Smak jest cudowny - jeśli choć trochę lubisz rabarbar, daj się skusić;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  54. Danie rewelacyjne, opis cudny :) uwielbiam tu zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  55. Ania, to ja chyba spać nie będę dopóki nie pokażesz tej konkurencji - będziesz mnie miała na sumieniu :D

    :*

    OdpowiedzUsuń
  56. Magdo! Bardzo dziękuję i pozdrawiam:)

    Monika! Oj, nie chcę mieć zaspanej Moniki na sumieniu, więc będę się spieszyć - ale przede mną kilogramy truskawek do przerobienia, jak tylko się z nimi uporam, pokażę co mnie tak zachwyciło:)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  57. Czytam ten post..podziwiam zdjęcia..przewijam do początku..i znowu czytam, znowu podziwiam..i tak w kółko.. Szaleńczo zaintrygował mnie ten wpis..i ryneczek..i torebka..i patyczki..no i rabarbar;)) Gosh..nie mogę..wracam do czytania..i podziwiania..

    OdpowiedzUsuń
  58. Spencer! Ależ proszę bardzo;) Czytaj bez ograniczeń, a najlepiej w towarzystwie jakiegoś dobrego deseru, może właśnie rabarbarowego? Wszystko wskazuje na to, że w tą sobotę też będziemy puszczać patyczki w fontannie, więc gdybyś wybierał się na południe - zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  59. Wiem! Kluski na parze wyjaśniają wszystko! Jestem przekonana że znam dobrze Twój ryneczek. Świetna wiadomość, że tak piękne zdjęcia i tak piękne podejście do życia powstają nie na księżycu, nie w anonimowej przestrzeni wirtualnej, tylko w konkretnym miejscu Polski, bliskim mi rodzinnie.

    Pierwszy raz trafiłam na Twój blog. Skusił mnie tytuł posta - musiałam sprawdzić, czy aby szafirowa torebka to coś do jedzenia :) Dziękuję za tę pozytywną energię!

    OdpowiedzUsuń
  60. Zorro! Witaj:) Jak się cieszę, że znalazł się "Ktoś", kto wie o jakim miejscu piszę!!! Jadłaś te kluski? Prawda, że pyszne?! A naleśniki z serem? Dla mnie mistrzostwo świata! Będę się za Tobą rozglądać przy fontannie - może spotkam tam kiedyś Zorro w czarnej pelerynie albo na jakieś ławce zostawisz swój ślad...:D
    Dziękuję bardzo za miłe słowa i ... może do zobaczenia... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  61. Rzadko tam bywam, ale mój dziadek pochodzi z tego miasta i mam do niego duży sentyment. No, więcej nie napiszę, żeby nie dekamuflować :) Jeśli kiedyś dotrę na rynek akurat w pogodną sobotę, będę się uważnie rozglądać :)

    Podczas ostatniego pobytu, w styczniu (kiedy nikt nie puszczał misiów-patysiów w fontannie...), próbowałam w tym uroczym barze żurku - trochę inne klimaty niż słodkie specjalności zakładu, ale też był świetny.

    OdpowiedzUsuń
  62. Zorro! Ach żurek... Rozmarzyłam się - tam smakuje rewelacyjne! Bez względu na pogodę i porę roku, zawsze go zamawiam:) Właściwie, za każdym razem mam ochotę zamówić niemal wszystko co wypisane jest na tej niesamowitej tablicy - to chyba jeden z niewielu zachowanych okazów w Polsce?! Ale w końcu zamawiam zawsze żurek i kluski na parze i naleśniki z serem:)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  63. Nawet twoje odpwiedzi na komentarze pięknie sie czyta:)

    OdpowiedzUsuń
  64. Trzcinowisko! Naprawdę?! Ja jestem nieco innego zdania;P Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  65. Witam:) dziękuję za miłe wizyty u mnie:))świetny opis i jakie pyszności pokazujesz:) będę częstym gościem!
    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  66. Olu! Bardzo mi miło - dziękuję za wizytę! Z radością będę Cię gościć:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  67. U Ciebie nawet zwykłe patyczki po lodach nabierają bajkowego klimatu:) Pięknie opowiadasz o rzeczach zwykłych, codziennych...i te zdjęcia! Powinnam dopiero najedzona po uszy odwiedzać Twój blog,bo podziwiając Twoje fotografie wciąż jestem głodna!!

    OdpowiedzUsuń
  68. Pyszny słodko-kwaśny misz-masz :)

    OdpowiedzUsuń
  69. Nemi! Bardzo mi miło - dziękuję za tyle ciepłych i życzliwych słów! Pozdrawiam:)

    ka.wo! Dziękuję za odwiedziny - pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  70. Aniu kochana, pieknie napisane. I Maly Ksiaze... (uwielbiam).
    Czekam na Twoj tort i czekam... Czy bedzie? Powiedz tak, prosze!:) Sciskam mocno. Wspanialego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  71. Aniu, jak sama widzisz...zmęczenie...:) komentarz miał się pojawić post wyżej. I tak piszę raz jeszcze: pięknie piszesz i na pewno wrócę do Twych postów nie raz. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  72. Bayaderko! Dziękuję za tyle miłych słów:) Z tortem kłopot jest taki, że już zjedzony - za każdym razem, gdy chcę mu zrobić zdjęcia okazuje się, że łakomczuchy są szybsze:D Ale będzie, choć nie wiem kiedy... Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
  73. Cudny rpzepis, Anno! Malinowy akcent do rabarbaru brzmi świetnie. Rok temu piekłam rabarbar z wanilia, był pyszny. Ale ten bije go na łeb na szyję!

    OdpowiedzUsuń
  74. Aniu! A tam bije, inny jest - Twoja wersja waniliowa tak samo pyszna (wiem, bo jadłam!)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wizytę na moim blogu :)