Taniec.
Lubicie?
Ja uwielbiam.
Skłony, piruety, obroty, unoszenia na palcach.
Szybko, wolno.
W przód, do tyłu.
Dwa kroki w prawo, jeden w lewo.
I obrót.
I rama. Rama.
Tak, trzymam ramę. Czasami nachodzi mnie nawet odważna myśl, że ja tą ramę mam we krwi.
I taniec.
I zawsze trzymam wysoko uniesioną głowę, gdy z zamkniętymi oczyma chłonę zapach tego tańca.
Tak. Ten taniec pachnie.
Kusi.
Nie pozwala o sobie zapomnieć.
Jest niekończącym się zaproszeniem.
Do kuchni.
To mój parkiet.
Moja scena.
Wybieram melodię i instrumenty, a potrawa nadaje rytm.
Bo gotowanie jest tańcem.
Kroki i ruchy, tempo i smak.
To wszystko wiruje, łączy się i chwyta w objęcia.
W takcie na 3/4, niespiesznie wyrabiam ciasto drożdżowe. Myśli i ruchy ponownie układają się do tańca.
To walc angielski. Bez pośpiechu.
Wszystko jest wyważone, umiarkowane. Pozwala myślom unosić się swobodnie i gładko.
Delikatne piruety dłoni. Ciasto oddycha cichutko, miarowo.
Powoli dosypuję mąkę, obracam, pozwalam odpocząć.
A w myślach widzę tiulową suknię, która jak mgiełka otula tancerkę przy ostatnim obrocie ...
Melodia cichnie, kuchnia odbija ostatnie cichutkie echo...
Klasyka nie lubi hałasu. Choć ta cisza wkrótce zrodzi coś zupełnie nowego.
Już nie będzie klasycznie i powoli.
Będzie szybciej, kolorowo, no i będzie skręt za skrętem.
Jednym słowem zatańczę twista.
Tu ruchy będą energiczne i, choć, jak to w twiście, tańczę w miejscu, i tak wykonuję skręt za skrętem.
A jest co skręcać, jeśli ma się ochotę na precle.
W dodatku z dyniowym nadzieniem, które też nie jednego skrętu i obrotu wymaga.
Mówię Wam, to dopiero jest taniec!
Ruchy proste, łatwe do opanowania, a na koniec niczym confetti, błyszczą i migocą kryształki soli morskiej.
No to co? Tańczymy?
Let's twist again!
A skąd się wzięły precle? Precle miękkie (nie mylić z twardymi, które jak większość smakołyków są dziełem przypadku), powstały już w średniowieczu. Jak głosi legenda, pewien mnich w północnych Włoszech, bądź w południowej Francji piekł chleb. Zostało mu trochę ciasta, więc postanowił zrobić z niego przekąskę dla dzieci, które nauczyły się nowej modlitwy. Ciasto uformował na kształt rąk złożonych do modlitwy (w tamtych czasach modlono się z rękami skrzyżowanymi na piersi), stąd charakterystyczny wygląd precli. Stworzone przez mnicha precle były miękkie.
Historia tzw. precli twardych jest o wiele młodsza. Ponoć podczas pieczenia precli miękkich, pewien piekarz przysnął i kiedy się obudził wstawił precle ponownie do pieca i upiekł je drugi raz. Gdy odkrył pomyłkę, zdenerwował się, ale po spróbowaniu zrozumiał, że stworzył nowy rodzaj pieczywa.*
Przepis i inspiracja do nadziewanych precli pochodzi z tej strony - klik. Ciasto wyrabia się bardzo dobrze, rośnie szybko i jest bardzo elastyczne. Precle smakują po prostu cudownie. Wiem, że nie zabrzmi to skromnie, ale nigdy nie jadłam lepszych! Ciasto jest wyjątkowo delikatne, puszyste, skórka taka, jak należy, a chrupiące kryształki soli to po prostu "kropka nad i", nie jedna.
Nadzienie dyniowe wymyśliłam sama - do pure z pieczonej dyni dodałam kumin, szczyptę soli, pieprz i siekane pistacje. Powstało coś naprawdę pysznego.
I ważna sprawa! Nie zmniejszajcie proporcji ciasta do połowy, jak ja to zrobiłam - 8 precli zniknęło szybciej niż jedna melodia w rytmie twista;)
Nie bójcie się dyni - choć w środku wygląda jak kłębisko strachów uwięzionych w jamie, smakuje tak, że strachy nie mają nic do powiedzenia!
PRECLE Z NADZIENIEM DYNIOWYM
/składniki na 12 precli/
1,5 szklanki letnie wody
1 łyżka cukru i dodatkowo 1 łyżeczka
1 łyżka drożdży instant
4,5 szklanki mąki
1,5 łyżeczki soli
1 łyżka oliwy
Na kąpiel dla precli przed pieczeniem:
1/2 szklanki sody oczyszczonej (zmniejszyłam do 1/3)
4 szklanki wrzącej wody
Na nadzienie:
1-1,5 szklanki pure z upieczonej dyni
kumin, pieprz i sól do smaku
garść siekanych pistacji
gruba sól morska do posypania
odrobina stopionego masła do posmarowania precliW misce połączyć drożdże z letnią wodą i 1 łyżeczką cukru. Odstawić na ok. 10 minut, by drożdże "ruszyły".
Do dużej miski wsypać 3,5 szklanki mąki, 1 łyżkę cukru, sól i wymieszać. Dodać oliwę i drożdże. Wyrabiać do połączenia się składników, dodać pozostałą mąkę i wyrabiać dalej, aż ciasto stanie się gładkie i będzie z łatwością odchodziło od ścianek naczynia. Nakryć folią kuchenną i odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę lub do momentu aż podwoi objętość.
W tym czasie przygotować nadzienie. Pure z upieczonej wcześniej dyni wymieszać z przyprawami. W razie potrzeby doprawić do smaku.
Wyrośnięte ciasto przełożyć na obsypany mąką blat kuchenny i podzielić na 12 porcji. Każdą rozwałkować tak, by uzyskać podłużny dość wąski kawałek ciasta. Na środek nałożyć nadzienie. Ciasto zwinąć i zlepić tak, by nadzienie nie wydostało się na zewnątrz. Nadać mu kształt cienkiego wałka i uformować na kształt precla.
Piekarnik nagrzać do temperatury 220 stopni. W dużym, szerokim garnku przygotować kąpiel - w czterech szklankach wrzątku rozpuścić sodę oczyszczoną. Uformowane precle zanurzać delikatnie w kąpieli z sody. Są dwie szkoły - jedna mówi, że wystarczy włożyć na kilka sekund, inna zaleca gotowanie precli przez ok. 1-2 minut. Ja zanurzałam precle w gotującej się wodzie i zostawiałam je w niej na ok. 30 sekund.
Wykąpane precle przełożyć ostrożnie na wyłożoną papierem blachę do pieczenia i piec przez ok. 8 minut lub do momentu aż staną się apetycznie złociste.
Po wyjęciu z piekarnika gorące precle smarować rozpuszczonym masłem i posypać solą morską. Polecam!
A po co kąpiel w sodzie? - dzięki niej, precle nie wyrosną nadmiernie w piekarniku i zachowają niemal taki sam kształt jak po formowaniu.
Przepis na precle z nadzieniem dyniowym to moja propozycja do prowadzonego przez Beę Festiwalu Dyni.
o matusiu kochana , Anno ja tu siedzę i nie wiem co napisać , bo mnie zatkało ,ale tak pozytywnie
OdpowiedzUsuńmargot! Ha, ha, jak pozytywnie to dobrze;) Uściski!
OdpowiedzUsuńLubię, ba! - kocham połączenie klasyki z nowoczesnością, tak w tańcu, tak w modzie, tak w filmie. A w kuchni to już całkiem! BOSKIE precle! Jestem pod ogromnym wrażeniem!
OdpowiedzUsuńTa, pozytywnie ,ale cobym nie napisała to będzie to tylko pół prawdy , że fajne , piękne, pomysłowe i tysiąc innych , po prostu to jest tak niesamowite ,ze nie wiem co napisać
OdpowiedzUsuńAutorskie precle! Aniu, mistrzowsko prowadzisz w tym tańcu :))
OdpowiedzUsuńAuroro! Też uwielbiam klasyczno-nowoczesne połączenia, w kuchni chyba najbardziej! Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńmargot! Ty to umiesz ludzi wprowadzać w stan zawstydzenia - znowu mam rumieńce! Dziękuję:)
Magda! Właśnie dlatego żaden inny taniec mi nie wychodzi jak tylko w kuchni, bo na prawdziwym parkiecie zawsze miałam tendencję do prowadzenia partnera;P
OdpowiedzUsuńjakie zawstydzanie , trochę prawdy tylko
OdpowiedzUsuńbuziaki
margot! Buźka :*
OdpowiedzUsuńWspaniałe precle! Najbardziej podobają mi się te nadgryzione :) chociaż spodziewałam się, że nadzienie będzie słodkie...? Ja zrobiłam drożdżowe ślimaczki z mąki razowej z dynią, ale jeszcze nie pokazałam na blogu :)
OdpowiedzUsuńTaniec w kuchni - to wspaniałe porównanie. Ale ciasto drożdżowe kojarzy mi się jakoś inaczej, nie znam nazw tańców, wiec muszę trochę poszukać, by stwierdzić. Z resztą każdemu kojarzy się inaczej. Wiem jedno: ja chyba tańczę imrpowizację i freestyle, bo nigdy nie trzymam się ustalonych kroków i wszystko robię "na oko" czasem z opłakanym, a czasem z obłędnym rezultatem.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Małgosiu! Nadgryzione najlepsze, pod warunkiem, że są nasze;) Ja jakoś wolę dynię w wersji wytrawnej i w preclach w takiej odsłonie najbardziej mi smakowała, ale na słodko można też eksperymentować. Zwłaszcza jeśli, jak piszesz, lubisz freestyle:D Przyznam, że ja też często tańczę w kuchni freestylowo i bardzo lubię te eksperymenty!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)
Wyglądają po prostu bosko. Nie wątpię, że tak też smakują. Cudowne!
OdpowiedzUsuńcentko! Witaj:) Bardzo Ci dziękuję! Są wspaniałe w smaku! Polecam i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, fajny pomysł, ciekawe jaki smak, ale zakładam, że takiemu dyniowemu potworkowi jakim jestem to by posmakowało!
OdpowiedzUsuńLady! Dziękuję! Smak preclowo-dyniowo-wytrawny! Sól morska i pistacje wyostrzają smaki. Jeśli lubisz dynię, to te precle są dla Ciebie:)
OdpowiedzUsuńCudowny pomysł. I zdjęcia. I post.
OdpowiedzUsuń;)
Jeśli prowadzisz zatańczę nawet twista, zajadając między czasie precla. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJejku Anno ,jakże cudowne są te precle! Pieknie zakręcone o ślicznym kolorze, no takie zgrabne one że hej!:)
OdpowiedzUsuńWspaniale opisałaś:) Tak, ze sobie myslę, ze z tańcem to też masz dużo wspólnego. Tańczysz ?
Oczywiscie nie tylko w kuchni.
Pozdrowienia ciepłe:)
M.
W mojej kuchni to na pewno nie walc.Jest zbyt przewidywalny i grzeczny.Ma ustalone ruchy.
OdpowiedzUsuńJa działam bardziej dynamicznie z domieszką improwizacji.Do końca nie wiem co się zdarzy.
Twoje precle też tak mi się kojarzą- dynamicznie i zawadiacko,choć na bazie klasyki.I są tak ślicznie rumiane.
Musiały nieźle poszaleć w piekarniku.
To chyba był fokstrot!
Holgo! Miło znów Cię widzieć:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKamila! To zapraszam do tańca ... w kuchni;)
Majano! Dziękuję! Tańczę, tańczę, ale tylko w kuchni :D Na tym parkiecie czuję się najlepiej, inne pozostawiam prawdziwym tancerzom;)
Amber! Może to dobrze, że jednak pieczemy w oddzielnych kuchniach - bo ja walc uwielbiam, właśnie za grzeczność i przewidywalność, bo w innych sferach mojego życia często mi tych cech brakuje:)
Dynamika i improwizacja też mnie nie opuszczają, jednak przy cieście drożdżowym zdecydowanie zwalniam tempo - relaks, spokój, żadnych nieprzewidzianych kroków.
Fokstrot powiadasz, a niech będzie!
Uściski:*
No to ja już wiem co powstaje po nalewce z pigwy. Jesteś mistrzynią tańca!
OdpowiedzUsuńpo powrocie z monachium miałam ochotę na domowe precle, ale jak się dowiedziałam o tych chemicznych kąpielach (to było coś innego niż soda), to stwierdziłam, że to nie na moje umiejętności jeszcze... ale teraz pomału, mogłabym się do tego przymierzyć - i do tego ten pomysł z nadzieniem, cudowny Aniu!:))) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń"Zakręcona, zakręcona..." i tylko tyle napiszę ;)
OdpowiedzUsuńPaulino! Ach, i tu Cię zaskoczę - to było jeszcze przed tą nalewką;DDD Nie pytaj co tańczyłam potem;P
OdpowiedzUsuńgoh.! Mnie te kąpiele przez długi czas odsuwały od precli - ale wersja sodowa jest szybka, łatwa i na pewno sama stwierdzisz, że to nic trudnego! Let's twist:)
An-no! I bardzo dziękuję - świetne :D
Dynia i pistacje...to musi pysznie smakować?!
OdpowiedzUsuńNie jestem zbyt dobrą tancerką ale do TEGO tańca dam się namówić:)
Konwalie! Dynia i pistacje smakują razem wspaniale! Nie znałam wcześniej tego połączenia, ale od teraz już wiem, że jestem od niego uzależniona!
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że ze mną zatańczysz twista:)
A, jakie one piękne te precle! rumianiutkie z zewnątrz, ale prawdziwe skarby można znaleźć dopiero w środku. Jestem oczarowana, marze, by ich spróbować:)
OdpowiedzUsuńZakochałam się w pierwszym zdjęciu, a potem zdradziłam je z kolejnymi...:)
OdpowiedzUsuńkorniku! Zamień marzenie w taniec, poskręcaj trochę jak w twiście i precle będą Twoje;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAniu! Ależ wyznanie! Dziękuję:D
BOSKIE zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńPsie Wędrówki! A tam zdjęcia, jakie precle pyszne;P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńroztańczone genialne precle, a post mnie porwał:) do tańca i do kuchni bo apetyt jak widać, rośnie w miarę tańczenia:) Zdjęcia przepiękne, precle również:)
OdpowiedzUsuńMar! Cudnie! Tak się cieszę:) Tańcz, wiruj - to jest właśnie życie!
OdpowiedzUsuńUściski!
wow! zdjęcia przecudne! precle tez:)
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia, super precelki! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bernadeto! Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńPepo! A ja właśnie Twoje ciasto czekoladowe przed chwilą podziwiałam:) Dobrej nocy!
Anno Mario, jestem zachwycona Twoimi preclami! Chciałabym je robić już...! Ale muszę troszkę poczekać... A zrobię i tez będę miała kłębowisko;)
OdpowiedzUsuńEwelajno! Moja droga zakręcona dziewczyno, już Cię widzę oczami wyobraźni tańczącą w kuchni - upiecz, coś mi podpowiada, że to nie będzie jedyny raz.... Spróbuj też wersję bez nadzienia, uzależnia tak samo!
OdpowiedzUsuńUściski:)
:) Chyba obie wiemy co taka miłośniczka dyni jak ja będzie przyrządzać w najbliższe dni :)
OdpowiedzUsuńZaraz doczytam o czym piszesz- najpierw dyniowa rozkosz mnie pochłonęła :)
Ewelina! Tak, wiemy, wiemy.... Ja mam dynię w planach na kolejne tygodnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)
Oj ja też "dyniuję" już od początku października! Jeszcze kilka wpisów o dyni i stracę znudzonych tematem czytelników :)
OdpowiedzUsuńAle szaleństwo dyniowe nie łatwo przezwyciężyć.
Anno_mario zajrzyj w wolnej chwili do mnie - choć dziś nie o dyni, lecz ciąg dalszy o babci :)
Jeszcze raz pozdrowienia!
Małgosiu! Jestem pewna, że nie stracisz, a zyskasz! Dynia ma coraz więcej miłośników. Ja mam plany dyniowe na jeszcze wiele dni, jutro prawdopodobnie będzie to Twoje ciasto z żurawiną!
OdpowiedzUsuńO babci?! Pędzę czytać - mam straszne zaległości blogowe, ale to wszytko przez dynie;P
:)
OdpowiedzUsuńo proszę! ciasto z żurawiną było wspaniałe i robiłam je ponownie dwa razy od publikacji na blogu, więc całym sercem polecam.
A ja szykuję się do pewnego wyjątkowego przysmaku,deseru, który podpatrzyłam u Ciebie (choć jest to ogólnie znane danie) - jestem ciekawa czy zgadniesz?
Pracochłonne (celowo używam liczby mnogiej, czyli, że deser to wiele sztuk), ciężko, by dobrze wyszły, przynajmniej za pierwszym razem, ale udane na pewno zwieńczą moej wysiłki. Możesz się dwa razy pomylić :)
Małgosiu! Obstawiam makaroniki, albo bezy....
OdpowiedzUsuńMakaroniki mam zamiar lada dzień znowu piec, a kiedy Ty pieczesz - może się umówimy?
Oczywiście zakładam, że za pierwszym razem trafiłam;P
:) ! chyba dałam za dużo wskazówek.
OdpowiedzUsuńDawniej sądziłam, że upiekłam je przysłowiowe dwa razy - pierwszy i ostatni. Ale latem miałam sporo szczęścia z bezą, więc planuję kolejne podejście. Przyszły tydzień?
:)
Małgosiu! Ha, wiedziałam! Bingo!
OdpowiedzUsuńŚwietnie - może w poniedziałek? Albo kiedy wolisz?
No i jaka jest nagroda za prawidłową odpowiedź? ;P
Zanim ustalimy precyzyjny termin musimy się zastanowić nad składnikami... marzy mi się nadzienie pistacjowe, ale nie wiem czy wszystko uda mi się zgromadzić. Czy tym razem będziesz piekła według tej samej receptury, kawowe, czy zrealizujesz jakiś inny przepis?
OdpowiedzUsuńcudownie! :) już się nie mogę doczekać :)
nagroda to wirtualne pół kufelka piwa pszenicznego :) może być? :) mąż zaraził mnie uwielbieniem dla tradycyjnych, regionalnych browarów :) stuknięcie kufelka!
tanecznym krokiem przechodzę do komentarzy:)cudny post no i masz rację nie ma co zmniejszać porcji!!! wyglądają bosko, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Może ustalimy to w mailu - mój adres znajdziesz w profilu:)
OdpowiedzUsuńCo do piwa, zdecydowanie wybieram wino, ale skoro piwo pszeniczne, regionalne, to dam się namówić:)
Piegusku! Jak się cieszę, że i Ciebie na taki taniec namówiłam;) Serdecznie pozdrawiam!
Czy lubię tańczyć? Uwielbiam! Również z tendencją do prowadzenia ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietnie mi się czytało o preclach, zaś jakość wykonania onieśmiela. Zanim się podejmę zrobienia, chętnie bym się wprosiła ich na spróbowanie :-)
Bee! Ach, ta tendencja do prowadzenia:D
OdpowiedzUsuńNa precle oczywiście zapraszam!
Niesamowity pomysł, nigdy nie jadłam nadziewanych precli :)
OdpowiedzUsuńturlaczku! Ja też, to mój pierwszy raz;) Ale już wiem, że nie ostatni! Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńjestes niesamowita!!!!!!!!!!!!! nie tylko ze swoimi wspanialymi historiami,ale te precle sa genialne po prostu i po prostu MUSZE je popelnic :)
OdpowiedzUsuńCudowne foteczki :)
Usciski :)
Gosiu! Niesamowicie mi miło:) Dziękuję! I masz rację - musisz je upiec:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Piekna skorke rumiana maja te precle! A wiesz Anna, ze nigy gdy jadlam nadziewane precle nei zastanowilam sie jak sie je robi - do dzisiaj :))
OdpowiedzUsuńBasiu! Chyba większość z nas tak ma, że często się nie zastanawiamy. Choć w Twoim przypadku to mnie nieco dziwi - Ty jesteś dla mnie najbardziej dociekliwą osobą jaką znam - ale w tym najlepszym znaczeniu! Wczorajszy Twój post to już arcydzieło!
OdpowiedzUsuńUkłony Basiu:)
Aniu - dyniowo nam ;) I ja przyłączyłam się do tegorocznego Festiwalu i z ciekawością ogromną czytuje wszystkie dyniowe wpisy.
OdpowiedzUsuńNo tak, ale mialam zadac pytanie co to ta "rama"? Wyszchodzę pewnie na ignorantkę, ale ja tańczyć nie lubię heh ;)
Patko! Uwielbiam festiwal dyniowy i zachwycam się tyloma dyniowymi smakołykami, choć i bez festiwalu jadłabym dynię przez cały rok!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o taniec, to ja tylko w kuchni pląsam;), ale wiem co to rama - to układ rąk i głowy, który podczas tańca ma pozostać niezachwiany...
Uściski!
no tym razem to mnie zastrzeliłaś!
OdpowiedzUsuńJswm! Dopiero tym razem?! Uuuuu, kiepskie mam oko w takim razie...., muszę nad sobą popracować:DDDD
OdpowiedzUsuńja ide zawsze na latwizne - wydrazam dynie, to co zostało ze srodka wrzucam do termomixa, doprawiam i mam krem :) zdjecia piekne, swoja droga. hej a moze wezmiesz udzial w konkursie dla blogerow kulinarnych? trzeba wymyslic przepis na jakis napoj na bazie herbaty :) napisz na konkurs i opublikuj przepis na blogu!!:D konkurs tu: www.dniherbaty.pl , zakladka herbata z dodatkami :D
OdpowiedzUsuńmartutu! Dziękuję za odwiedziny:) Termomix nie mieszka w mojej kuchni i raczej nie planuję, aby to się zmieniło. Jestem miłośniczką tradycyjnego pieczenia dyni i uważam, że to też łatwizna;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie do konkursu, jednak ja ponad wszystko kocham KAWĘ;D
Pozdrawiam!
Pieknie, pięknie, jak kadry z filmu. Trzymały mnie w napięciu do końca. ;-) Świetne zakończenie.
OdpowiedzUsuńcudownie opisać ten kulinarny taniec, obrazy same przelatywały przed oczyma
OdpowiedzUsuńa precle? czysta perfekcja!
Krokodylu! Bardzo Ci dziękuję!
OdpowiedzUsuńKaś! W imieniu precli i ich tańca kłaniam się nisko;)
Twoje precle są o wiele ładniejsze i apetyczniejsze niż te w oryginale! O zdjęciach już nawet nie wspomnę, bo komentarze powyżej wyczerpują mój zasób słów zachwytu. ;)
OdpowiedzUsuńKasiu! Ależ mi miło! Dziękuję bardzo:) Dobrego dnia!
OdpowiedzUsuńAnno, to jest czysta poezja. I znów te zdjęcia. Wprowadzasz w temat jak Hitchcock ;)) rewelacja!
OdpowiedzUsuńOwieca! O rany, ale porównanie :D Rewelacja - dziękuję;)
OdpowiedzUsuńDobrego weekendu!
jakie one sa sliczne:)az mnie korci, zeby siegnac po kilka, mozna...?
OdpowiedzUsuńaga! Jasne, że mona, tylko ich już dawno nie ma...;)
OdpowiedzUsuńUściski!
"Bo gotowanie jest tańcem"-wspaniale to ujęłaś! Piękne zdjęcia i precelki;)Esencja jesieni,choć,jak na razie, nie nabyłam nawet malutkiej dyni;/,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMonisiu! Oj, to namawiam Cię bardzo - kup, choćby malutką, później szukaj miejsca dla większej i dla kolejnych... Chyba na jednej się nie skończy?!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Cudne. I zdjęcia. I precle. I tekst.
OdpowiedzUsuńrewelacyjny pomysł i wykonanie :)
OdpowiedzUsuńone muszą być pyszne! ubóstwiam dynię
OdpowiedzUsuńkocham taniec! i ten na parkiecie i ten kuchenny...
OdpowiedzUsuńdzisiaj tańczę z Tobą :)
Cukiernica! Bardzo, bardzo dziękuję! Słodkiej niedzieli;)
OdpowiedzUsuńMagdo! Jak mi miło:) Pozdrawiam Cię!
Aga-aa! Są bardzo, bardzo pyszne! I mamy ten sam obiekt ubóstwiania;) Pozdrowienia!
Myniolinko! Cudnie! Let's twist;)
Mniam precle i to z dynią....
OdpowiedzUsuńJa też ostatnio tańczę ale ludowo....
folkowooo, kjawiaki i inne ....
Tanecznie pozdrawiam
Asiami! Podziwiam, ja tylko w kuchni potrafię! Dobrego tygodnia:)
OdpowiedzUsuńjakie piękne te precle! chętnie bym skradła kawałek... :)
OdpowiedzUsuńKini! Nic nie stoi na przeszkodzie! Do tańca;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńale świetny pomysł! Wyglądają superowo
OdpowiedzUsuńOj ja też uwielbiam tańczyć .....sama gdy nikt nie widzi, z miotłą gdy zamiatam mieszkanie, z synkiem w ramionach ...a nade wszystko z meżem ....wtulać się i czuć pracę mięśni mojego Kochania .... ciasto drożdżowe też uwielbiam zarabiać ....dlatego też dziś, kiedy chłopcy poprosili o świeże bułeczki na jutrzejsze śniadanie ucieszyłam się jak dziecko:)bo będą i bułeczki i przy okazji Twoje bagietki sie zagniotły:) a i na precle przyjdzie czas ...bo i ja się z dynią pokochałam:) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńzauberi! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńJolu! Aż mi wstyd, bo ja już dawno tych bagietek nie piekłam, i chyba już Cię nie doścignę, nawet gdybym jakiś szybki taniec wymyśliła:D
I cudnie, że pokochałaś dynię! Ta miłość odwzajemnia się w pysznych potrawach!
;)
OdpowiedzUsuńale fajowe!
Cudne precle. Musiały smakować wybornie.
OdpowiedzUsuńOlcik! Dzięki! :)
OdpowiedzUsuńHaniu! Pisałam w poście, że to najlepsze jakie jadłam - niezbyt skromne to, ale prawdziwe! Są pyszne:)
Pomysł świetny. Nie wiem tylko, czy moje dwie lewe ręce byłyby w stanie tak pięknie te precle pozlepiać...:-( Zawsze mogę sobie jednak jakiegoś podkuchennego z dwoma prawymi rękoma znaleźć i już przepis będzie możliwy do zrealizowania :-D
OdpowiedzUsuńJoanno! Pomocnik z dwoma prawymi rękami może być bardziej użyteczny od osławionego KA;D No i jakie piękne precle może wyczarować - szukaj koniecznie!
OdpowiedzUsuńMusiały być przepyszne i z pewnością skorzystam z przepisu :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobry wieczór, mam zapytanie; czy mąkę pszenną można zamienić na np białą orkiszową? Magda
OdpowiedzUsuńMagdo, nie próbowałam, ale z doświadczenia innych wypieków orkiszowych, myślę, że tak. Być może trzeba będzie zwiększyć ilość wody i nieco dłużej trwać będzie wyrastanie.
UsuńPowodzenia! Daj znać czy się udało!