Rozmowa.
Zwalniamy.
Zatrzymujemy czas.
Wyjątkowe chwile, które poświęcamy tylko sobie.
Zastanawiamy się w skupieniu.
Wracamy do podstawowych pytań: czym jest szczerość, radość, bliskość.
Rozmowa daje nam poczucie wspólnoty, bez którego czujemy się niekompletni.
To ważne nasze chwile.
W czasie jednej rozmowy udało nam się połączyć przeszłość,dzieciństwo,teraźniejszość,i wybiec dalej w przód.
Przez 24 adwentowe dni zadałyśmy sobie na przemian po 12. pytań i udzieliłyśmy po 12. odpowiedzi.
Intensywniej niż kiedykolwiek doświadczyłyśmy bliskości.
Wydawało nam się, że jesteśmy na wyciągniecie ręki.
Oto nasze rozmowy.
U Amber w Kuchennymi drzwiami i u mnie w Kucharni.
Pozostawiam Wam do przeczytania zapis pytań, które zadała mi Amber i moich odpowiedzi. Moją rozmowę z Amber przeczytacie zaglądając do niej Kuchennymi Drzwiami. Odpowiadając Amber rozmawiałam też z samą sobą. Zaglądałam w strony, o jakich dawno nie myślałam. To był wyjątkowy czas - nie sądziłam, że aż tak wiele będzie dla mnie znaczył, że dotknie tak wielu różnych spraw i wniesie tak dużo emocji, refleksji i czystej radości. Cały grudzień był jedną długą rozmową, która w wyjątkowy sposób zaprowadziła mnie do Świąt i przygotowała na spotkanie z Nowym Rokiem.
Tego samego Wam życzę w Nowym Roku - rozmów szczerych, prawdziwych, nie spiesznych. Zadawajcie pytanie, wsłuchujcie się w odpowiedzi, znajdujcie czas na rozmowy z Bliskimi i z sobą. To zbliża i buduje, daje nadzieję, wspiera, odkrywa światy, które tylko z pozoru wydają się niedostępne.
UWAGA! Post wyłącznie dla osób o wielkich pokładach cierpliwości (ciekawości też) - nawet jak na moje standardy jest bowiem wyjątkowo dłuuugi. Mam jednak nadzieję, że znajdziecie trochę czasu na przeczytanie. Życzę Wam miłej lektury (dozwolone czytanie w odcinkach) i zostawiam w nagrodę przepyszny deser.
Pytanie1.
W kilku swoich postach wspominasz o podróży na południe Francji. Czy to ulubione miejsce, kraj, do którego najchętniej byś wróciła?
Rzeczywiście z południem Francji wiąże się wiele wspaniałych i ważnych dla mnie wspomnień. To miejsce wyjątkowe, w którym mogłabym zamieszkać na dłużej. Cały czas czuję niedosyt, jak przy porcji pysznego dania, którego odrobinę się zakosztowało, a smaki tak bardzo pobudziły apetyt, że ma się ochotę na jeszcze, i jeszcze. Czekam zatem na kolejny kęs.
Choć gdybym miała wybierać, chyba wybrałabym jednak Chorwację, której nie widziałam od czasów, gdy była jeszcze częścią Jugosławii. Jak już kiedyś pisałam, uwielbiam brzmienie języka chorwackiego, muzykę i filmy Kustoricy. Fascynuje mnie energia, pasja, szaleństwo i taka zachłanność życia, jakich tam kiedyś doświadczyłam. Niestety, za sprawą historii, los większości niezwykłych przyjaciół, jakich tam wówczas poznałam i miałam, nie ma już ciągu dalszego i żyje wyłącznie w moich wspomnieniach....
Pytanie 2.
Za nami szczególne dni. Czasami w pogoni za karpiem, choinką i prezentami tracimy to co ma wymiar o wiele głębszy. Czym jest dla Ciebie ten świąteczny czas?
Wydaje mi się, że z roku na rok moje przeżywanie świąt dojrzewa i nabiera coraz głębszego wymiaru. Nie daję się porwać komercyjnemu szaleństwu, za to uważniej niż zwykle zagłębiam się w historię i tradycje, jakie w tym czasie towarzyszą mojemu domowi od stu lat. To czas wyjątkowej równowagi, corocznego powrotu do strzeżonych pilnie przepisów mojej Prababci, rytmu i zasad wyznaczanych przez moich przodków, które teraz z wielką radością przekazuję mojemu Synkowi. To duma z tego, że wciąż mamy dość sił i zapału, by wszystkie potrawy i dekoracje, a także ogromną ilość podarunków przygotować samemu w domu, nie uciekając się do wygodnictwa bezdusznych zakupów. Święta to rozmowy, wspomnienia, plany i marzenia, te spełnione i te czekające na swój czas.
Pytanie 3.
To nie jest quiz kulturalny, ale zwykła ciekawość. Co czytasz? Masz ulubioną książkę?
Książki traktuję w sposób szczególny. Zanim kupię, długo się zastanawiam, a potem odkładam i czekam, aż przyjdzie właściwa pora. Nie lubię na półkach widoku przypadkowych tytułów. Czasem to kwestia dni, a czasem miesięcy. To tak jakbym czekała, aż wybrana książka się zadomowi. A kiedy czuję, że nadszedł jej czas, bez wytchnienia daję się porwać historii. Jeśli po kilku stronach moje myśli uciekają ze stron książki w zupełnie innym kierunku, nie daję jej szans i odkładam na później, albo na zawsze. Uwielbiam realizm magiczny - książki Marqueza i Allende mogłabym czytać (i czytam) bez końca. Moim ukochanym pisarzem jest też Vladimir Nabokov - spirala czasu, o jakiej pisał głównie w Adzie stała się nawet tematem mojej pracy magisterskiej. Zachwycam się opowiadaniami Borgesa, bardzo cenię książki Tokarczuk, Kundery i Hrabala. Nie mam ulubionej książki, co najwyżej mogłabym się zmieścić w TOP 5, choć jeśli wyznacznikiem miałaby być ilość razy, jaką przeczytałam daną książkę, to zdecydowanie byłyby to Dzieci z Bullerbyn.
Zwalniamy.
Zatrzymujemy czas.
Wyjątkowe chwile, które poświęcamy tylko sobie.
Zastanawiamy się w skupieniu.
Wracamy do podstawowych pytań: czym jest szczerość, radość, bliskość.
Rozmowa daje nam poczucie wspólnoty, bez którego czujemy się niekompletni.
To ważne nasze chwile.
W czasie jednej rozmowy udało nam się połączyć przeszłość,dzieciństwo,teraźniejszość,i wybiec dalej w przód.
Przez 24 adwentowe dni zadałyśmy sobie na przemian po 12. pytań i udzieliłyśmy po 12. odpowiedzi.
Intensywniej niż kiedykolwiek doświadczyłyśmy bliskości.
Wydawało nam się, że jesteśmy na wyciągniecie ręki.
Oto nasze rozmowy.
U Amber w Kuchennymi drzwiami i u mnie w Kucharni.
Pozostawiam Wam do przeczytania zapis pytań, które zadała mi Amber i moich odpowiedzi. Moją rozmowę z Amber przeczytacie zaglądając do niej Kuchennymi Drzwiami. Odpowiadając Amber rozmawiałam też z samą sobą. Zaglądałam w strony, o jakich dawno nie myślałam. To był wyjątkowy czas - nie sądziłam, że aż tak wiele będzie dla mnie znaczył, że dotknie tak wielu różnych spraw i wniesie tak dużo emocji, refleksji i czystej radości. Cały grudzień był jedną długą rozmową, która w wyjątkowy sposób zaprowadziła mnie do Świąt i przygotowała na spotkanie z Nowym Rokiem.
Tego samego Wam życzę w Nowym Roku - rozmów szczerych, prawdziwych, nie spiesznych. Zadawajcie pytanie, wsłuchujcie się w odpowiedzi, znajdujcie czas na rozmowy z Bliskimi i z sobą. To zbliża i buduje, daje nadzieję, wspiera, odkrywa światy, które tylko z pozoru wydają się niedostępne.
UWAGA! Post wyłącznie dla osób o wielkich pokładach cierpliwości (ciekawości też) - nawet jak na moje standardy jest bowiem wyjątkowo dłuuugi. Mam jednak nadzieję, że znajdziecie trochę czasu na przeczytanie. Życzę Wam miłej lektury (dozwolone czytanie w odcinkach) i zostawiam w nagrodę przepyszny deser.
Pytanie1.
W kilku swoich postach wspominasz o podróży na południe Francji. Czy to ulubione miejsce, kraj, do którego najchętniej byś wróciła?
Rzeczywiście z południem Francji wiąże się wiele wspaniałych i ważnych dla mnie wspomnień. To miejsce wyjątkowe, w którym mogłabym zamieszkać na dłużej. Cały czas czuję niedosyt, jak przy porcji pysznego dania, którego odrobinę się zakosztowało, a smaki tak bardzo pobudziły apetyt, że ma się ochotę na jeszcze, i jeszcze. Czekam zatem na kolejny kęs.
Choć gdybym miała wybierać, chyba wybrałabym jednak Chorwację, której nie widziałam od czasów, gdy była jeszcze częścią Jugosławii. Jak już kiedyś pisałam, uwielbiam brzmienie języka chorwackiego, muzykę i filmy Kustoricy. Fascynuje mnie energia, pasja, szaleństwo i taka zachłanność życia, jakich tam kiedyś doświadczyłam. Niestety, za sprawą historii, los większości niezwykłych przyjaciół, jakich tam wówczas poznałam i miałam, nie ma już ciągu dalszego i żyje wyłącznie w moich wspomnieniach....
Pytanie 2.
Za nami szczególne dni. Czasami w pogoni za karpiem, choinką i prezentami tracimy to co ma wymiar o wiele głębszy. Czym jest dla Ciebie ten świąteczny czas?
Wydaje mi się, że z roku na rok moje przeżywanie świąt dojrzewa i nabiera coraz głębszego wymiaru. Nie daję się porwać komercyjnemu szaleństwu, za to uważniej niż zwykle zagłębiam się w historię i tradycje, jakie w tym czasie towarzyszą mojemu domowi od stu lat. To czas wyjątkowej równowagi, corocznego powrotu do strzeżonych pilnie przepisów mojej Prababci, rytmu i zasad wyznaczanych przez moich przodków, które teraz z wielką radością przekazuję mojemu Synkowi. To duma z tego, że wciąż mamy dość sił i zapału, by wszystkie potrawy i dekoracje, a także ogromną ilość podarunków przygotować samemu w domu, nie uciekając się do wygodnictwa bezdusznych zakupów. Święta to rozmowy, wspomnienia, plany i marzenia, te spełnione i te czekające na swój czas.
Pytanie 3.
To nie jest quiz kulturalny, ale zwykła ciekawość. Co czytasz? Masz ulubioną książkę?
Książki traktuję w sposób szczególny. Zanim kupię, długo się zastanawiam, a potem odkładam i czekam, aż przyjdzie właściwa pora. Nie lubię na półkach widoku przypadkowych tytułów. Czasem to kwestia dni, a czasem miesięcy. To tak jakbym czekała, aż wybrana książka się zadomowi. A kiedy czuję, że nadszedł jej czas, bez wytchnienia daję się porwać historii. Jeśli po kilku stronach moje myśli uciekają ze stron książki w zupełnie innym kierunku, nie daję jej szans i odkładam na później, albo na zawsze. Uwielbiam realizm magiczny - książki Marqueza i Allende mogłabym czytać (i czytam) bez końca. Moim ukochanym pisarzem jest też Vladimir Nabokov - spirala czasu, o jakiej pisał głównie w Adzie stała się nawet tematem mojej pracy magisterskiej. Zachwycam się opowiadaniami Borgesa, bardzo cenię książki Tokarczuk, Kundery i Hrabala. Nie mam ulubionej książki, co najwyżej mogłabym się zmieścić w TOP 5, choć jeśli wyznacznikiem miałaby być ilość razy, jaką przeczytałam daną książkę, to zdecydowanie byłyby to Dzieci z Bullerbyn.
Pytanie 4.
Codziennie dokonujemy wyborów. Zmagamy się z czasem, z rzeczywistością, a nawet ze sobą. Upieramy się i walczymy. Umiesz sobie odpuszczać?
Nie łatwo mi odpowiedzieć, bo tak naprawdę odpowiadając powinnam opowiedzieć całe swoje życie. To głębokie i ważne pytanie i mam nadzieję, że właściwie je rozumiem. Kiedyś nie umiałam sobie odpuścić, z czasem zrozumiałam, że to wręcz konieczne i nauczyłam się wycofywać, zatrzymać, darować, rezygnować. I tak mi jest znacznie lepiej. Czuję większy komfort i bardziej akceptuję siebie i to co dzieje się wokół mnie. Coraz większą radość i satysfakcję czerpię z rzeczy, które buduje się spokojem, wyciszeniem i oddaleniem od codziennego pola walki. Ale w tym wszystkim nadal pozostaję buntowniczką, często walczącą, ale głównie z utartymi stereotypami, bezsensownymi nakazami, nieuzasadnionymi oczekiwaniami. W takich sytuacjach nigdy nie odpuszczam i zawsze bez wyjątku robię na przekór. Ten cały dualizm to być może zasługa mojego znaku zodiaku...
Pytanie 5.
Gdybyś miała wybrać rolę teatralną - wcieliłabyś się w Lady Makbet, czy Julię, ukochaną Romea?
Przede wszystkim, nigdy nie zostałabym aktorką, ale oczywiście puszczam wodze fantazji i zdecydowanie wybieram rolę Lady Makbet. Na wcielenie się w rolę Julii jestem przede wszystkim za stara (hahaha;), a poza tym sama postać jest zbyt przewidywalna. Za to Lady Makbet to aktorskie wyzwanie na najwyższym poziomie i jedna z najciekawszych i najbardziej wyrazistych postaci szekspirowskich, i nie tylko. W jej postępowaniu i charakterze nie znajduję właściwie żadnych cech wspólnych z moim widzeniem świata, więc będąc aktorką, zagranie kogoś tak bardzo odległego od własnego Ja byłoby niezwykłym i fascynującym przeżyciem.
Pytanie 6.
Czy myślisz o tym, że są rzeczy, których już nigdy nie zrobisz?
Jeśli pytasz o rzeczy, które należą do przeszłości i odeszły wraz z nią, odpowiedź brzmi - bardzo rzadko. Akceptuję mijanie czasu i nauczyłam się rozumieć, że pewne rzeczy już nigdy nie powrócą. Nie oznacza to, że je wymazałam z pamięci. Wręcz przeciwnie, myślę o nich wiele, ale w kategorii wspomnień, do których wraca się jak po długiej podróży do domu.
Wybiegając z kolei w przyszłość, jest wiele rzeczy, o których marzę i których realizacja jest wysoce niemożliwa, ale nie układam ich w szufladce "Niewykonalne". Tłumaczę sobie, że wszystko jest możliwe i staram się jak mogę pomóc losowi. Często, zupełnie z zaskoczenia, okazuje się, że mam rację.
Jest oczywiście kategoria rzeczy, których nigdy nie zrobię i nie zrobiłam, bo kompletnie mnie nie interesują lub przerażają, jak np. skok na bungee czy przejście na dietę odchudzającą, ale cała reszta to wyłącznie kwestia czasu, miejsca i losu.
Jest oczywiście kategoria rzeczy, których nigdy nie zrobię i nie zrobiłam, bo kompletnie mnie nie interesują lub przerażają, jak np. skok na bungee czy przejście na dietę odchudzającą, ale cała reszta to wyłącznie kwestia czasu, miejsca i losu.
Co robisz w wolnym czasie? Jakie zajęcia sprawiają Ci największą przyjemność? (wyłączając gotowanie).
Utrudniłaś mi wielce to pytanie, bo jeśli mam pominąć gotowanie, to właściwie niewiele więcej mogę napisać;)
Z czasem wolnym bywa różnie - miewam go bardzo dużo, albo prawie wcale. Sposób w jaki lubię go spędzać zależy od pory roku, miejsca, w którym przebywam i nastroju.
Wiele zająć sprawia mi przyjemność, nie sposób wszystkie je tu wymienić, opowiem więc zaledwie o kilku. Przede wszystkim rozmowy i czas spędzany z moim Synkiem. Wiem, że czas wolny dla wielu osób oznacza zwolnienie z rodzicielskich obowiązków, ze mną jest jednak inaczej. Przepadam za chwilami, które mamy tylko dla siebie, za naszymi poważnymi i bardzo niepoważnymi rozmowami.
Odkąd odkryłam pewien sklep ze starociami, uciekam do niego w każdej wolnej chwili. Mogłabym w nim spędzić cały dzień i wciąż nie miałabym dość.
Uwielbiam też po prostu usiąść w fotelu, włączyć ulubioną muzykę i nie robić nic oprócz patrzenia w okno i wypuszczania myśli w dalekie podróże w przyszłość i w przeszłość.
Z bardziej przyziemnych i nie tak bezczynnych zajęć muszę się przyznać do słabości wobec grabienia liści i odśnieżania. Z utęsknieniem czekam więc na śnieg, bo sprawę liście zaliczyłam celująco.
I oczywiście czytanie, ostatnio najchętniej felietonów, koniecznie na miękkiej kanapie, w towarzystwie ulubionej herbaty, zestawu sześciu mięciutkich poduszek i patery z ciasteczkami.
Pytanie 8.
Robisz sobie czasami prezenty? Kupujesz jakąś rzecz w sklepie czy jest to coś niematerialnego?
O tak, i myślę, że nawet dość często. Wiele z nich to prezenty niematerialne i te sprawiają mi równie wiele, a może nawet i więcej, radości. Lubię sobie sprezentować niespodziankę w postaci np. sobotniego śniadania w pewnej niezwykle uroczej kawiarni, której nie miałam okazji dawno odwiedzić. Ostatnio mi się to udało i smakowałam ten prezent przez niemal dwie godziny. Piękna muzyka, cudowne światło, poranny spokój, magia klepsydry odmierzającej czas zaparzenia herbaty, świeżutka bagietka, wspaniały miód... Ten prezent był mi bardzo potrzebny. Podobnie jak chwile spędzone zaraz potem w równie dawno nieodwiedzanej księgarni.
Regularnie i notorycznie obdarowuję się talerzykami, sztućcami, dzbanuszkami, filiżankami, wszystkim co wpadnie mi w oko podczas prezentowanych sobie wyjazdów do wspomnianego już wcześniej sklepu ze starociami. Mogę śmiało powiedzieć, że obsypuję się prezentami.
Znacznie gorzej to wygląda w przypadku np. ubrań. Nie znoszę przymierzalni, zwłaszcza montowanych tam luster i takie zakupy są dla mnie prawdziwą torturą.
Pytanie 9.
Lubisz zapachy? Twoje to fiołki czy ambra, pieprz czy drzewo sandałowe, a może akordy cytrusów?
Jak to możliwe, że trafiłaś bezbłędnie typując te zapachy?! Każdy z nich uwielbiam i z lubością daję się nimi otulać. Jest jednak taki zapach, którego szukam od lat i z wyjątkiem słabnącego niestety z wiekiem wspomnienia, nigdzie go nie odnalazłam. To zapach poziomkowej pomadki mojej Prababci. Maleńkie, pozłacane puzderko schowane było zawsze w szufladce szafki nocnej - otwierałam je kiedy tylko mogłam i wdychałam poziomkowe powietrze. To był zapach niezwykły, z nutą radości, słodyczy i, choć brzmi to pewnie patetycznie, po prostu miłości. Tak pachniała bowiem jedna z najważniejszych Osób w moim życiu. Myślę, że jeśli kiedykolwiek odnajdę ten zapach, to będzie to moment, gdy ponownie spotkają się nasze dusze.
Pytanie 10.
Aniu, jeżeli galeria to handlowa,czy malarstwa? I przy okazji - czy masz swój ulubiony obraz?
Aż mam ochotę napisać, że to pytanie tendencyjne, bo oczywiście, że galeria malarstwa. Nie znoszę tandety, tłumów, hałasu, zagubienia wśród nadmiaru zbytecznych przedmiotów, kiepskiej muzyki, przypadkowości i owczego pędu, a to wszystko króluje w galeriach handlowych. Omijam je jak tylko mogę. To absolutne zaprzeczenie jakiejkolwiek sztuki.
Utrudniłaś mi wielce to pytanie, bo jeśli mam pominąć gotowanie, to właściwie niewiele więcej mogę napisać;)
Z czasem wolnym bywa różnie - miewam go bardzo dużo, albo prawie wcale. Sposób w jaki lubię go spędzać zależy od pory roku, miejsca, w którym przebywam i nastroju.
Wiele zająć sprawia mi przyjemność, nie sposób wszystkie je tu wymienić, opowiem więc zaledwie o kilku. Przede wszystkim rozmowy i czas spędzany z moim Synkiem. Wiem, że czas wolny dla wielu osób oznacza zwolnienie z rodzicielskich obowiązków, ze mną jest jednak inaczej. Przepadam za chwilami, które mamy tylko dla siebie, za naszymi poważnymi i bardzo niepoważnymi rozmowami.
Odkąd odkryłam pewien sklep ze starociami, uciekam do niego w każdej wolnej chwili. Mogłabym w nim spędzić cały dzień i wciąż nie miałabym dość.
Uwielbiam też po prostu usiąść w fotelu, włączyć ulubioną muzykę i nie robić nic oprócz patrzenia w okno i wypuszczania myśli w dalekie podróże w przyszłość i w przeszłość.
Z bardziej przyziemnych i nie tak bezczynnych zajęć muszę się przyznać do słabości wobec grabienia liści i odśnieżania. Z utęsknieniem czekam więc na śnieg, bo sprawę liście zaliczyłam celująco.
I oczywiście czytanie, ostatnio najchętniej felietonów, koniecznie na miękkiej kanapie, w towarzystwie ulubionej herbaty, zestawu sześciu mięciutkich poduszek i patery z ciasteczkami.
Pytanie 8.
Robisz sobie czasami prezenty? Kupujesz jakąś rzecz w sklepie czy jest to coś niematerialnego?
O tak, i myślę, że nawet dość często. Wiele z nich to prezenty niematerialne i te sprawiają mi równie wiele, a może nawet i więcej, radości. Lubię sobie sprezentować niespodziankę w postaci np. sobotniego śniadania w pewnej niezwykle uroczej kawiarni, której nie miałam okazji dawno odwiedzić. Ostatnio mi się to udało i smakowałam ten prezent przez niemal dwie godziny. Piękna muzyka, cudowne światło, poranny spokój, magia klepsydry odmierzającej czas zaparzenia herbaty, świeżutka bagietka, wspaniały miód... Ten prezent był mi bardzo potrzebny. Podobnie jak chwile spędzone zaraz potem w równie dawno nieodwiedzanej księgarni.
Regularnie i notorycznie obdarowuję się talerzykami, sztućcami, dzbanuszkami, filiżankami, wszystkim co wpadnie mi w oko podczas prezentowanych sobie wyjazdów do wspomnianego już wcześniej sklepu ze starociami. Mogę śmiało powiedzieć, że obsypuję się prezentami.
Znacznie gorzej to wygląda w przypadku np. ubrań. Nie znoszę przymierzalni, zwłaszcza montowanych tam luster i takie zakupy są dla mnie prawdziwą torturą.
Pytanie 9.
Lubisz zapachy? Twoje to fiołki czy ambra, pieprz czy drzewo sandałowe, a może akordy cytrusów?
Jak to możliwe, że trafiłaś bezbłędnie typując te zapachy?! Każdy z nich uwielbiam i z lubością daję się nimi otulać. Jest jednak taki zapach, którego szukam od lat i z wyjątkiem słabnącego niestety z wiekiem wspomnienia, nigdzie go nie odnalazłam. To zapach poziomkowej pomadki mojej Prababci. Maleńkie, pozłacane puzderko schowane było zawsze w szufladce szafki nocnej - otwierałam je kiedy tylko mogłam i wdychałam poziomkowe powietrze. To był zapach niezwykły, z nutą radości, słodyczy i, choć brzmi to pewnie patetycznie, po prostu miłości. Tak pachniała bowiem jedna z najważniejszych Osób w moim życiu. Myślę, że jeśli kiedykolwiek odnajdę ten zapach, to będzie to moment, gdy ponownie spotkają się nasze dusze.
Pytanie 10.
Aniu, jeżeli galeria to handlowa,czy malarstwa? I przy okazji - czy masz swój ulubiony obraz?
Aż mam ochotę napisać, że to pytanie tendencyjne, bo oczywiście, że galeria malarstwa. Nie znoszę tandety, tłumów, hałasu, zagubienia wśród nadmiaru zbytecznych przedmiotów, kiepskiej muzyki, przypadkowości i owczego pędu, a to wszystko króluje w galeriach handlowych. Omijam je jak tylko mogę. To absolutne zaprzeczenie jakiejkolwiek sztuki.
W tych prawdziwych dla mnie galeriach szukam ciszy, spokoju, zatrzymania w czasie. Mam wielką ochotę nakarmić wyobraźnię wrażeniami i myślami odczytywanymi z obrazów. Patrzeć i unosić się ponad rzeczywistość, trochę tak jak postaci z obrazów Chagalla... Nie mam ulubionego obrazu, tych które mi się podobają jest naprawdę wiele. Jednym z nich jest Drzewo życia Gustawa Klimta, podobnie jak większość jego prac. Bardzo podobają mi się obrazy Paula Klee, Modiglianiego (zwłaszcza Żółty sweter), niezmiennie zachwyca mnie Chagall oraz kapitalna kreska i widzenia świata Magritta, którego wystawę miałam okazję podziwiać w Londynie - zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Pytanie 11.
Aniu, czy wiesz co chciałabyś robić będąc uroczą starszą panią? Czy masz projekt na jesień życia?
Urocza starsza pani - ładnie brzmi, i właśnie tak chciałabym być nazywana kiedy przyjdzie pora. Prawdę mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nie wybiegam myślami aż tak daleko do przodu, a może jednak powinnam? Zamykam więc teraz oczy i widzę siebie siedzącą na tarasie domku w Prowansji (albo Toskanii - prawdę mówiąc nie ma to znaczenia). Nie robię jednak szalików na drutach (choć umiem i lubię), ale czytam kolejną z książek, na które teraz wciąż nie mam czasu.
A tak szczerze i bardziej realnie, mam nadzieję, że nie ubędzie mi poczucia humoru, radości jakiej czerpię z życia i to duże dziecko, jakim nadal jestem teraz, będzie wciąż częścią mnie. I będę miała w końcu czas na te wszystkie przepisy, które teraz upycham w zakładkach licząc naiwnie, że znajdę na wszystkie czas.
Czy masz jakąś wymarzoną rzecz, prezent, który chciałabyś kiedyś znaleźć pod choinką?
Choć z pozoru pytanie wydaje się łatwe, tak naprawdę trudno mi na nie odpowiedzieć. Oczywiście jest nieskończona ilość rzeczy, na jakie miałabym ochotę, ale myślę sobie, że skoro ich nie mam i mimo to uważam się za szczęśliwą osobę, nie są mi potrzebne, a czasami wręcz byłyby zbytkiem. Zdecydowanie bardziej cieszy mnie możliwość obdarowywania innych i mam nadzieję, że będę miała do tego wciąż wiele okazji.
Choć z pozoru pytanie wydaje się łatwe, tak naprawdę trudno mi na nie odpowiedzieć. Oczywiście jest nieskończona ilość rzeczy, na jakie miałabym ochotę, ale myślę sobie, że skoro ich nie mam i mimo to uważam się za szczęśliwą osobę, nie są mi potrzebne, a czasami wręcz byłyby zbytkiem. Zdecydowanie bardziej cieszy mnie możliwość obdarowywania innych i mam nadzieję, że będę miała do tego wciąż wiele okazji.
Jest jednak coś co mi się marzy ponad wszystko. Pewien zestaw z dożywotnią gwarancją - to komplet składający się ze zdrowia, spokoju i harmonii ozdobionej czerpaną z każdego dnia radością. Gdyby był jeszcze dostępny w wersji z różowymi okularami, byłabym przeszczęśliwa.
A schodząc z marzeń na ziemię, tak materialnie, to zdecydowanie nowy laptop. Mój Staruszek już doprawdy ciągnie resztką sił nadszarpniętych przez wiele niebliczalnych z mojej strony eskcesów i obawiam się, że jego chwile są policzone. Jeśli więc na blogu nastanie niepokojąco dłuższa przerwa, to znaczy, że przeszedł na drugą stronę mocy.... Co wtedy?
Za tło do naszej rozmowy i jednocześnie kulinarny temat naszego grudniowego spotkania posłużyła Charlotte - deser, który pomimo podobnej nazwy nie ma nic wspólnego z naszą polską szarlotką. Pomysłodawczynią deseru była francuska kucharka Marie Antoine Careme. Ponoć nazwała go na cześć królowej Charlotty, żony Jerzego III. Klasyczna wersja Charlotte to krem, zastudzony w formie wyłożonej biszkoptami lub innym ciastem.
Chciałam, żeby moja Charlotte wpisała się smakiem w świąteczny klimat, połączyłam więc czekoladę i żurawiny. Zamiast klasycznych biszkoptów, upiekłam ich kakaową wersję i nasączyłam je domowym likierem pomarańczowo-kawowym. Środek deseru wypełniają mus czekoladowy i żurawinowy. Wierzch ozdobiłam żurawiną w cukrze - jest fantastyczna - dla mnie ten sposób podawania żurawiny jest zdecydowanie najsmaczniejszym odkryciem sezonu. Musicie koniecznie spróbować!
Całość przewiązałam czekoladową wstążką. Było pysznie. Smaki cudownie się uzupełniały - intensywność musu przełamana żurawiną, aromatem pomarańczy i likieru, chrupiące cukrowe kuleczki żurawinowe i pysznie chrupiąca czekoladowa wstążka - cudownie rozkoszny finał!
KAKAOWE BISZKOPTY I SPODY
3/4 filiżanki mąki
1/4 filiżanki kakao
5 jajek - oddzielnie żółtka i białka
3/4 szklanki drobnego cukru
Mąkę przesiać razem z kakao. W misce ubić na sztywno białka. W oddzielnym naczyniu ubić na jasną, puszystą masę żółtka z cukrem. Połączyć z ubitą pianą i delikatnie wymieszać. Wsypać mąkę z kakao i delikatnie wymieszać, by składniki się połączyły, ale piana zbyt nie opadła.
Przełożyć do rękawa cukierniczego z gładką końcówką o średnicy 1 cm. Przygotować dwie blachy do pieczenia i wyłożyć je papierem do pieczenia. Na jednym z nich narysować dwa koła o średnicy 15 cm, na drugim dwa długie paski o wysokości ok. 8 cm. Posypać delikatnie cukrem pudrem, aby ciasto nie przywarło podczas pieczenia. Wyciskać ciasto spiralnie, aby wypełniło powierzchnię zaznaczonych kół. Z reszty wyciskać niezbyt grube wałki na biszkopty zachowując ok 1 cm odstępu.
Wstawiać do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec ok. 10 minut lub do momentu, gdy przejdą pozytywnie test suchego patyczka.
MUS CZEKOLADOWY
1/2 łyżeczki żelatyny
1 łyżeczka zimnej wody
115 g gorzkiej czekolady (użyłam Lindt 70%)
3 łyżki mleka
1 jajko
180 ml śmietany kremówki
3 łyżki cukru
Czekoladę stopić w kąpieli wodnej razem z mlekiem. Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie, a gdy napęcznieje przełożyć do jeszcze ciepłej masy czekoladowej i dokładnie wymieszać. Lekko przestudzić, wbić jajko i dokładnie połączyć. Śmietanę wraz z cukrem ubić na sztywno, a następnie delikatnie wymieszać z masą czekoladową. Odstawić na chwilę do przestudzenia.
MUS ŻURAWINOWY
115 g świeżej lub mrożonej żurawiny
1/4 szklanki cukru
1/4 szklanki soku pomarańczowego
1 łyżeczka startej skórki z pomarańczy
1/4 łyżeczka imbiru
1-2 łyżki likieru pomarańczowego (u mnie domowy kawowo-pomarańczowy)
1/2 łyżeczki żelatyny
1 łyżka soku pomarańczowego
180 ml śmietany kremówki
Żelatynę namoczyć w łyżce soku pomarańczowego. Do rondelka z grubym dnem przelać sok pomarańczowy, wsypać żurawinę i dodać skórkę pomarańczową, imbir i cukier. Gotować na małym ogniu - owoce zaczną pękać, od tego momentu gotować jeszcze ok. 10-15 minut. Znaczna część płynu odparuje i masa zacznie gęstnieć jak dżem. Pod koniec dolać likier i zamieszać. Zdjąć z ognia. Dodać napęczniałą żelatynę, mieszać aż się rozpuści i połączy z resztą masy.
Śmietanę ubić na sztywno i delikatnie połączyć z przestudzoną masą żurawinową. Wymieszać i odstawić.
ŻURAWINY W CUKRZE
1 szklanka świeżych lub mrożonych żurawin (użyłam świeżych)
1 szklanka wody
1 szklanka cukru
ok. 1/4 szklani drobnego cukru do wypieków lub cukru pudru.
W małym rondelku zagotować wodę z cukrem. Gdy zacznie wrzeć zdjąć z ognia i natychmiast wrzucić do syropu żurawiny. Odstawić na całą noc do lodówki. Następnego dnia odcedzić na sicie. Do miski wsypać cukier do wypieków lub cukier puder i obtoczyć w nim żurawiny. Rozłożyć do wyschnięcia na folii lub pergaminie na minimum 1 godzinę.
WYKOŃCZENIE
Przygotować tortownicę o średnicy 21 cm, dno wyłożyć folią. Na spodzie ułożyć jeden z krążków ciasta biszkoptowego i nasączyć go likierem (u mnie pomarańczowo-kawowy). Pałeczki biszkoptów ułożyć wokół obręczy tortu. Nałożyć mus czekoladowy, a na nim położyć drugi blat biszkoptowy - również nasączony likierem. Kolejną warstwę stanowi mus żurawinowy. Całość pokryć polewą czekoladową (przepis tu - klik - zrobiłam 1/3 porcji), a gdy zastygnie ozdobić żurawinami w cukrze. Jeśli macie dostęp do ozdobnych folii do czekolady, możecie przygotować czekoladową wstążkę. Gotową Charlotte odstawić na minimum 6 godzin do lodówki, a najlepiej na całą noc.
* cytowane przepisy pochodzą z kilku miejsc -oto one: klik, klik, klik,
A schodząc z marzeń na ziemię, tak materialnie, to zdecydowanie nowy laptop. Mój Staruszek już doprawdy ciągnie resztką sił nadszarpniętych przez wiele niebliczalnych z mojej strony eskcesów i obawiam się, że jego chwile są policzone. Jeśli więc na blogu nastanie niepokojąco dłuższa przerwa, to znaczy, że przeszedł na drugą stronę mocy.... Co wtedy?
Za tło do naszej rozmowy i jednocześnie kulinarny temat naszego grudniowego spotkania posłużyła Charlotte - deser, który pomimo podobnej nazwy nie ma nic wspólnego z naszą polską szarlotką. Pomysłodawczynią deseru była francuska kucharka Marie Antoine Careme. Ponoć nazwała go na cześć królowej Charlotty, żony Jerzego III. Klasyczna wersja Charlotte to krem, zastudzony w formie wyłożonej biszkoptami lub innym ciastem.
Chciałam, żeby moja Charlotte wpisała się smakiem w świąteczny klimat, połączyłam więc czekoladę i żurawiny. Zamiast klasycznych biszkoptów, upiekłam ich kakaową wersję i nasączyłam je domowym likierem pomarańczowo-kawowym. Środek deseru wypełniają mus czekoladowy i żurawinowy. Wierzch ozdobiłam żurawiną w cukrze - jest fantastyczna - dla mnie ten sposób podawania żurawiny jest zdecydowanie najsmaczniejszym odkryciem sezonu. Musicie koniecznie spróbować!
Całość przewiązałam czekoladową wstążką. Było pysznie. Smaki cudownie się uzupełniały - intensywność musu przełamana żurawiną, aromatem pomarańczy i likieru, chrupiące cukrowe kuleczki żurawinowe i pysznie chrupiąca czekoladowa wstążka - cudownie rozkoszny finał!
KAKAOWE BISZKOPTY I SPODY
3/4 filiżanki mąki
1/4 filiżanki kakao
5 jajek - oddzielnie żółtka i białka
3/4 szklanki drobnego cukru
Mąkę przesiać razem z kakao. W misce ubić na sztywno białka. W oddzielnym naczyniu ubić na jasną, puszystą masę żółtka z cukrem. Połączyć z ubitą pianą i delikatnie wymieszać. Wsypać mąkę z kakao i delikatnie wymieszać, by składniki się połączyły, ale piana zbyt nie opadła.
Przełożyć do rękawa cukierniczego z gładką końcówką o średnicy 1 cm. Przygotować dwie blachy do pieczenia i wyłożyć je papierem do pieczenia. Na jednym z nich narysować dwa koła o średnicy 15 cm, na drugim dwa długie paski o wysokości ok. 8 cm. Posypać delikatnie cukrem pudrem, aby ciasto nie przywarło podczas pieczenia. Wyciskać ciasto spiralnie, aby wypełniło powierzchnię zaznaczonych kół. Z reszty wyciskać niezbyt grube wałki na biszkopty zachowując ok 1 cm odstępu.
Wstawiać do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec ok. 10 minut lub do momentu, gdy przejdą pozytywnie test suchego patyczka.
MUS CZEKOLADOWY
1/2 łyżeczki żelatyny
1 łyżeczka zimnej wody
115 g gorzkiej czekolady (użyłam Lindt 70%)
3 łyżki mleka
1 jajko
180 ml śmietany kremówki
3 łyżki cukru
Czekoladę stopić w kąpieli wodnej razem z mlekiem. Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie, a gdy napęcznieje przełożyć do jeszcze ciepłej masy czekoladowej i dokładnie wymieszać. Lekko przestudzić, wbić jajko i dokładnie połączyć. Śmietanę wraz z cukrem ubić na sztywno, a następnie delikatnie wymieszać z masą czekoladową. Odstawić na chwilę do przestudzenia.
MUS ŻURAWINOWY
115 g świeżej lub mrożonej żurawiny
1/4 szklanki cukru
1/4 szklanki soku pomarańczowego
1 łyżeczka startej skórki z pomarańczy
1/4 łyżeczka imbiru
1-2 łyżki likieru pomarańczowego (u mnie domowy kawowo-pomarańczowy)
1/2 łyżeczki żelatyny
1 łyżka soku pomarańczowego
180 ml śmietany kremówki
Żelatynę namoczyć w łyżce soku pomarańczowego. Do rondelka z grubym dnem przelać sok pomarańczowy, wsypać żurawinę i dodać skórkę pomarańczową, imbir i cukier. Gotować na małym ogniu - owoce zaczną pękać, od tego momentu gotować jeszcze ok. 10-15 minut. Znaczna część płynu odparuje i masa zacznie gęstnieć jak dżem. Pod koniec dolać likier i zamieszać. Zdjąć z ognia. Dodać napęczniałą żelatynę, mieszać aż się rozpuści i połączy z resztą masy.
Śmietanę ubić na sztywno i delikatnie połączyć z przestudzoną masą żurawinową. Wymieszać i odstawić.
ŻURAWINY W CUKRZE
1 szklanka świeżych lub mrożonych żurawin (użyłam świeżych)
1 szklanka wody
1 szklanka cukru
ok. 1/4 szklani drobnego cukru do wypieków lub cukru pudru.
W małym rondelku zagotować wodę z cukrem. Gdy zacznie wrzeć zdjąć z ognia i natychmiast wrzucić do syropu żurawiny. Odstawić na całą noc do lodówki. Następnego dnia odcedzić na sicie. Do miski wsypać cukier do wypieków lub cukier puder i obtoczyć w nim żurawiny. Rozłożyć do wyschnięcia na folii lub pergaminie na minimum 1 godzinę.
WYKOŃCZENIE
Przygotować tortownicę o średnicy 21 cm, dno wyłożyć folią. Na spodzie ułożyć jeden z krążków ciasta biszkoptowego i nasączyć go likierem (u mnie pomarańczowo-kawowy). Pałeczki biszkoptów ułożyć wokół obręczy tortu. Nałożyć mus czekoladowy, a na nim położyć drugi blat biszkoptowy - również nasączony likierem. Kolejną warstwę stanowi mus żurawinowy. Całość pokryć polewą czekoladową (przepis tu - klik - zrobiłam 1/3 porcji), a gdy zastygnie ozdobić żurawinami w cukrze. Jeśli macie dostęp do ozdobnych folii do czekolady, możecie przygotować czekoladową wstążkę. Gotową Charlotte odstawić na minimum 6 godzin do lodówki, a najlepiej na całą noc.
* cytowane przepisy pochodzą z kilku miejsc -oto one: klik, klik, klik,