Trzysta sześćdziesiąty piąty.
Jutro trzysta sześćdziesiąty szósty dzień roku...
Zegar przyśpieszył.
Rozmyślamy.
Reasumujemy.
Załatwiamy ostatnie sprawy.
Chcemy zdążyć.
W Amazonii żyje plemię, któremu obce jest pojęcie czasu.
Nikt nie liczy ile ma lat.
Nie wiedzą co to pośpiech ani spóźnienie.
Czy to może być recepta na szczęście?
Dla Amber i dla mnie poczucie upływu czasu stało się źródłem wspólnej radości.
Czekając na koniec Starego i początek Nowego pijemy drinki.
Życząc Wam szampańskiego sylwestra i udanego 2013 roku!
Nie pamiętam już kiedy rozstałam się z zegarami. Wskazówka pamięci o zegarku noszonym na ręce zatrzymuje się na czasach studenckich, więc sporo czasu już minęło. A właściwie czy dużo? Co to znaczy kilka lat wobec dekad, stuleci, epok.
W domu nadal jednak wiszą trzy zegary, choć żaden nie działa. Wiszą przez zasiedzenie:)
Jeden ładnie zakrywa kabel, drugi pasuje do kuchni, trzeci - dwustronny, uspokaja Gości - każda tarcza pokazuje inną godzinę - za wczesną, by myśleć o wyjściu:)
Nauczyłam się odmierzać czas pewnymi rytuałami, patrzeć i wsłuchiwać w świat. Nie jestem uzależniona od zegara, choć pilnuję, by czas mi nie uciekał. Ale czy to możliwe? Czym jest czas?
To ciche, nigdy nie spoczywające coś zwane czasem - toczące się w niepowstrzymanym pośpiechu jak wszechogarniająca morska fala ... to odwieczny cud - coś, co ciągle wprawia nas w osłupienie. * /Thomas Carlyle, 1840/
"Odwiedziłem niedawno w szpitalu złożonego chorobą znanego chirurga. Kiedy towarzyszący mi przyjaciel zapytał go, jak długo jeszcze pozostanie w szpitalu, odrzekł, że nie wie i mało się tym przejmuje - "Co za ironia losu - mówił - Przez sześćdziesiąt lat rządził mną kalendarz i pager, a teraz nie mam pojęcia, jaki dzień dzisiaj mamy i wcale mnie to nie obchodzi. Jakby niosła mnie jakaś fala".
Natrętna skłonność do mierzenia upływu czasu jest odwieczna. Zaraz po samoświadomości jest to chyba najbardziej wyróżniająca nas spośród innych gatunków cecha.
Jednak nawet obecnie - kiedy potrafimy mierzyć odcinki rzędu femtosekund i odnajdować w przestrzeni kosmicznej obiekty odległe o 11 miliardów lat świetlnych - czas nie poddaje się jednoznacznym ocenom.
To wydaje się, że zwalnia lub wręcz staje w miejscu, to znowu pędzi naprzód jak szalony. Czas można marnować, oszczędzać, tracić, zabijać go i tęsknić za nim.
Dla pasterskiego ludu Nuer z południowego Sudanu czas jest tot lub moi - "mokry" lub "suchy" - zależnie od pory roku. Dla greckiego poety Hezjoda czas jest zbiorem zbóż, gdy śpiewa kukułka i osłabieniem męskich popędów u schyłku lata, gdy "kozy są najtłustsze, a wino najsmaczniejsze".
Czas odmierzany przez zegar porusza się jakby po okręgu. Wskazówki zawsze wracają do miejsca, z którego ruszyły - bez początku i bez końca. Zegar kręci swoje kółka. Kontrastuje z tym biegnący prosto przed siebie czas kalendarzowy, czas terminarza - podzielonego na komórki. Nie ma tu możliwości powrotu do tego, co już było. Czas terminarza ma swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość - kończy się, gdy jego właściciel przestanie zapełniać komórki swoimi wpisami.
Jesteśmy wszyscy ludem kalendarza. Zaglądamy weń naprzód i wstecz, a teraźniejszość uwiera nas w sposób, którego nasi przodkowie nie potrafiliby pojąć. Co robisz jutro o pierwszej po południu? Czy możesz zamówić mi lot o 14.00 w następny czwartek? Kiedy przyjedzie zestawienie waszej ostatniej dostawy? ... Trzy, dwa, jeden, zero! Start!!!
Ściskając rękę przyjaciela w szpitalnym pokoju, przypomniałem sobie, co przewiduje mój terminarz na resztę dnia. Spotkania, zaległe telefony, zarezerwować lot do domu, kupić coś mojej ośmiolatce... W pewnym sensie mógłbym pozazdrościć choremu doktorowi, że może sobie to wszystko odpuścić, bo ja nie mogłem.
Błogosławieństwo i przekleństwo naszego życia: odliczanie dni, tygodni i lat, obliczanie i chwytanie ich w rozciągającą się w czasie sieć małych komórek - tysiące, miliony na jedno ludzkie życie."
Koniec roku, ostatnia kartka kalendarza. Odpuszczam sobie. Od wielu dni. Bez pośpiechu, bez terminów, bez zegarów i budzika.
Jeszcze nie planuję Nowego, jeszcze nie wspominam Starego.
Cieszę się moim Teraz.
Mieszam drinki. Alchemia składników, magia kolorów. Lista radości do świętowania, kilka smutków do zapomnienia. Przyłączycie się?
To trzeci koniec roku obchodzony wirtualnie z Amber. Niemal trzy lata wspólnego smakowania potraw i chwil, jakie nas łączą, gdy gotujemy, krzątamy się w kuchni i planujemy kolejne spotkania. Dziękuję!
Dziś obchodzą 45-tą rocznicę ślubu.
Niemal pól wieku wspólnego życia. Piękna lekcja miłości, uczciwości, szacunku i odpowiedzialności, które życie poddaje tak wielu próbom.
Chciałabym, aby czas się dla Was zatrzymał!
A na Nowy Rok życzę Wam wszystkim dobrego Czasu.
Bywa, że chcemy, by stanął w miejscu albo przyspieszył i gnał co sił do przodu.
Niech więc płynie nurtem, który będzie echem Waszych serc.
I życzę Wam odwagi, by umieć ten czas zatrzymać, nie patrzeć na zegar, nie słuchać budzika.
Zejść na bok z trasy szybkiego ruchu i delektować się pięknem pobocza.
I nie marnować!
"Czas można było jedynie przeżywać. Jego badanie, mierzenie, czy też obracanie na swoją rzecz lub dla osiągnięcia korzyści było grzechem.
Marnowanie go było jak kradzież." /Jaques Le Goff/
KONKORDIA
/proporcje na 10 osób/
Przepis
znaleziony na tej stronie - klik; polecam wszystkim, którzy chcą sami
komponować drinki. Znajdziecie tu podstawowe informacje o składnikach i
proporcjach.
3/4 szklanki syropu klonowego
3/4 szklanki ciepłej wody
sok wyciśnięty z 2 szklankek winogron odmiany Concord (użyłam mrożonych - kto nie ma, musi poczekać do późnego lata)
2 szklanki ginu
1/2 szklanki soku z cytryny
winogrona do ozdoby (u mnie mrożone)
ok. 1/4 szklanki cukru do ozdoby
Syrop klonowy połączyć z ciepłą wodą i mieszać do momentu aż połączą się razem. Do dużej butelki/karafy przelać wszystkie płynne składniki i dokładnie wymieszać. Przełożyć do lodówki. Podawać schłodzone z winogronami obtoczonymi w cukrze.
/przepis z tej strony - klik, proporcje na 1 osobę/
60 ml ciemnego rumu
30 ml syropu żurawinowego
30 ml soku z limonki
"Pijane żurawinu" (przepis poniżej)
gałązka świeżego rozmarynu
/lód opcjonalnie/
Do
shakera wlać rum, syrop żurawinowy i sok z limonki oraz opcjonalnie lód. Wymieszać dokładnie
i przelać do szklanki. Dodać łyżkę "Pijanych żurawin". Podawać udekorowane gałązką rozmarynu.
"Pijane żurawiny" - w rondelku zagotować szklankę wody ze szklanką cukru. Gotować aż cukier się rozpuści i powstanie syrop. Dodać skórkę z jednej pomarańczy i dwie laski cynamonu i zagotować. W tym momencie dodać szklankę świeżych żurawin i trzymać na ogniu aż zaczną "strzelać" - podczas gotowanie pęcznieją i pękając wydają odgłos "strzelania". Zdjąć z ognia i dodać 1,5 szklanki białego rumu. Od razu studzić syrop z żurawinami zanurzając rondel w zimnej kąpieli (misce z zimną wodą i lodem).
KOKTAJL KLEMENTYNA
/nazwa i pomysł własny, proporcje na 1 osobę/
60 ml soku ze świeżo wyciśniętych klementynek
60 ml syropu żurawinowy
50 ml białego rumu
/lód opcjonalnie/
Do
shakera wlać sok z klementynek, syrop żurawinowy i rum (można zastąpić
wódką, choć ja wolę biały rum) oraz opcjonalnie lód. Wymieszać dokładnie
i przelać do szklanki. Podawać z żurawiną w cukrze. Pyszny!
* cytuję fragmenty fascynującej książki "Historia kalendarza" autorstwa Davida Ewinga Duncana, wyd. FAKTY, 2002