Strony

poniedziałek, 29 lipca 2013

Szwecja, moja nowa miłość, część I



Nie sądziłam, że mnie to spotka.
Jeszcze kilkanaście dni temu nie sądziłam, że się zakocham. 
A jednak! 
Pokochałam Szwecję i to nie od pierwszego spojrzenia, a znacznie wcześniej, bo od pierwszego kroku postawionego na pokładzie promu Unity Line, która zaprosiła mnie wraz z trzema innymi blogerkami ( Agatą, Jagodą i Michaliną) na weekend w Skanii. 
To było zaproszenie nie do odrzucenia - możliwość poznania południowej Szwecji, czyli Skanii, smakowania szwedzkich specjałów, zgłębienia tajników wyśmienitych restauracji na obu promach i wielce obiecująca prognoza pogody - bezchmurne niebo, skandynawski nadmorski wiatr i cudownie energetyzujące słońce. Kto by odmówił?


Jeśli do tego dodam fantastyczną opiekę ze strony Unity Line oraz ogromną wiedzą, urok i profesjonalizm Hani, naszej przewodniczki, nie pozostaje nic innego, jak napisać, że był to jeden z najwspanialszych weekendów, jakie ostatnio przeżyłam. 
Warto było spędzić wiele godzin w pociągu, by dotrzeć do Szczecina, który odwiedziłam po raz pierwszy (i na pewno nie ostatni) - dziękuję Jagodzie i jej mężowi za czas i chęć pokazania mi tego, co w Szczecinie najpiękniejsze. 


Wyprawę do Szwecji rozpoczęłyśmy na pokładzie promu Skania, gdzie w stylowo urządzonej restauracji czekał na nas specjalnie zarezerwowany stół. Ilość, jakość i sposób podania jedzenia były na najwyższym poziomie - fantastyczne przystawki zapowiadające szwedzkie smaki, idealnie wysmażone steki, świetnie dobrane wino i niebiańskie desery doprawdy przeszły moje oczekiwania  - a są naprawdę wysokie! Dużym atutem na obu promach była doskonała (i jakże przystojna;) obsługa kelnerska, na co zawsze zwracam uwagę. Uwielbiam to uczucie, gdy wiem, że łączy mnie z kelnerem niewidzialna nić porozumienia. 


Niezwykle miłym przerywnikiem trwającej kilka godzin uczty było zaproszenie kapitana promu na mostek kapitański i możliwość obserwowania momentu, w którym Skania odbijała od brzegu. Urzekło mnie to, że kapitan okazał się miłośnikiem kuchni i ze swadą opowiadał o swoich kulinarnych doświadczeniach. Gdyby nie perspektywa próbowania jabłkowego mojito (boskie!), skomponowanego specjalnie przez barmana Skanii, nie opuściłybyśmy pewnie kapitana - wiadomo, za mundurem panny ....


Po nocy spędzonej na promie obudziło nas słońce i błękitne niebo nad Ystad, od którego po pysznym śniadaniu, rozpoczęłyśmy zwiedzanie Skanii. To zdecydowanie miasteczko w moim stylu. Z charakterystycznymi dla Szwecji niskimi domkami, zadbanymi ogródkami, krzakami pięknie pachnących róż i sięgającymi niemal po same dachy malwami. Już od pierwszych kroków stawianych po brukowanych uliczkach czuć tu charakterystyczne dla Szwecji wyciszenie, spokój, po prostu slow life. 
Rynek Ystad pełen był stoisk z pięknymi kwiatami, świeżymi rybami, niezwykle dorodnym czosnkiem i najpiękniej na świecie pachnącymi truskawkami - wyobraźcie sobie powietrze o zapachu słodkich truskawek....


W Ystad miałyśmy okazję zobaczyć teatr, kościół św. Marii z XIII wieku, klasztor franciszkański z pięknym różanym ogrodem i pachnącym lawendą ogródkiem ziołowym.
Urzekły mnie charakterystyczne dla Szwecji okna bez firan z ustawionymi na parapetach lampkami, które zapalane są zawsze o zmroku - to zwyczaj z czasów, gdy rybacy  wypływali w morze i żony zapalały dla nich w oknach te "latarenki", by zawsze bezpiecznie powracali z rejsu. 


Oddanym specjalnie do naszej dyspozycji busem wyjechałyśmy z Ystad do malutkiej rybackiej wioski Kaseberga. Uroczym spacerem w otoczeniu pięknie kwitnących maków weszłyśmy na wzgórze Ales Staner, słynące z 59 głazów z przełomu VI-VII wieku ułożonych przez Wikingów na kształt przypominający statek. Z lotu ptaka układ kamieni przypomina kształtem łódź, jednak nie wiadomo, kto i w jakim celu go zbudował. 


Nad naszymi głowami, niczym kolorowe ptaki, unosiły się dziesiątki paralotni. Siedząc na klifie wpatrywałyśmy się w morze i każda z nas powtarzała (nie tylko w myślach) - chwilo trwaj! W drodze powrotnej zeszłyśmy do wioski, która wygląda dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie małe skandynawskie miejscowości - filigranowe, kolorowe domki, łodzie i ryby - pyszne ryby, które smakowałyśmy nad samym morzem w towarzystwie lokalnie produkowanego piwa. 


Kolejnym etapem wyprawy było studenckie miasto Lund, o tej porze roku - ze względu na wakacje - bardzo wyludnione. W Lund zwiedziłyśmy katedrę, najcenniejszy zabytek architektury romańskiej w północnej Europie. W katedrze znajduje się ruchomy kalendarz z XV wieku, który został przez swoich budowniczych zaplanowany aż do 2132 roku! 
Z Lund wyruszyłyśmy do Malmo, stolicy Skanii i trzeciego co do wielkości miasta Szwecji.  W Malmo czuć wpływy kultur innych narodowości. Miasto jest dość nowoczesne w porównaniu do urokliwego Ystad, ale taka odmiana wcale mu nie szkodzi, ma dzięki temu bardziej europejski charakter. W restauracji w podziemiach XV-wiecznego ratusza, przy najstarszym w mieście placu Stortorget czekał na nas specjalnie przygotowany obiad z wyśmienitym gravlaxem w nieprzyzwoicie dużych ilościach, świetne wino i uroczy kelner ... Polak. 


Z centrum Malmo udałyśmy się pod wieżowiec Turning Torso, czyli skręcony o 90 stopni wokół własnej osi 54-kondygnacyjny wieżowiec o 190 m wysokości, będący najwyższym w Europie budynkiem mieszkalnym. Stąd pięknie oświeconym przez słońce deptakiem dotarłyśmy nad miejską plażę z widokiem na most łączący Szwecję z Danią. Wzdłuż brzegu ustawione są charakterystyczne pomosty, którymi Szwedzi przed pracą schodzą do morza na poranną kąpiel. Nie miałabym nic przeciwko takim porankom:)


Zabawnym zakończeniem pobytu w Malmo było spotkanie z ... kaczkami. Kaczek jest tu bardzo dużo i jak przystało na wielbiących naturę Szwedów, mają tu swoje prawa posłusznie przez mieszkańców respektowane - jeśli wyjdą na drogę i postanowią postać na jej środku, nikt ich tu nie przegania, wszyscy po prostu spokojnie czekają, aż kaczki ruszą dalej:) Dokładnie po tych słowach pani przewodnik, nasz bus skręcił w uliczkę, na środku której siedziały kaczki! Nie mogłyśmy się oprzeć wrażeniu, że to nie był przypadek, a kolejny dowód na idealnie zaplanowany i zorganizowany wyjazd! 
Z Malmo wróciłyśmy ponownie do Ystad, gdzie tym razem czekał na nas inny prom Unity Line, Polonia, a na nim kolejna obfita, pyszna i długa kolacja (szefem kuchni jest były mistrz świata carvingu!), warsztaty kulinarne i cały szereg drinków serwowanych przez świetnych barmanów.


Co mnie urzekło w Szwecji? 
Spokój, kolorowa, estetyczna zabudowa, piękne nadmorskie widoki, kuchenne sklepy, w których mogłabym zamieszkać, cudowny smak ryb, zamiłowanie do białego bzu, który tak bardzo kocham, rowery, którymi niemal wszyscy tam się poruszają, zapach truskawek, piękne róże i malwy i oczywiście morze. Już wiem, gdzie chcę spędzić kolejne wakacje! 


Kto z nas nie lubi uczucia rozpieszczenia i poczucia, że jest się kimś wyjątkowym?! Podczas całej wyprawy dokładnie tak się czułyśmy! Unity Line rozpieszczało nas do granic przyzwoitości. Wszystko zostało idealnie zaplanowane z dbałością o każdy, najdrobniejszy szczegół. Miałyśmy czas i okazję na wszystko, o co poprosiłyśmy - a właściwie nawet nie musiałyśmy prosić, bo organizatorzy zwyczajnie czytali w naszych myślach. Wielka w tym zasługa naszej wspaniałej opiekunki z Unity Line, Oli oraz cudownej przewodniczki Hani - mogłabym z Nią zwiedzić cały świat, a muszę zaznaczyć, że dotychczas wycieczki z przewodnikiem uważałam za karę boską. 


Niezwykle miłym dodatkiem były prezenty od Unity Line, w tym pięknie wydana przez Czarną Owcę książka kucharska Smaki z Fjallbacki, której współautorem jest Christian Hellberg, jeden z najwybitniejszych szwedzkich szefów kuchni. Już wiem, że następne tygodnie upłyną mi na próbowaniu szwedzkich przepisów. A Was już dziś zapraszam na drugą, bardziej kulinarną część relacji ze Szwecji - zobaczycie jak zainspirowała mnie kulinarnie, ale to po powrocie z wakacji. Do zobaczenia za tydzień! 



11 komentarzy :

  1. moje marzenie wprost z kryminałów pochłanianych nałogowo :) a "Smaki" mam i używam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna ta Twoja nowa miłość. Zachwycająca :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bylam w Szwecji w maju, Sztokholm piękny ale bezdroża prowadzące do - stokroć bardziej urzekające. No i wstyd przyznać - po majówce polubiłam wyciskane rybne pasty z tubek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Relacja rewelacyjna, miłośc jak rozkwitnie to nas zakasujesz potrawami aniu.
    Gratuluje wygranej :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie pogardzilabym taka wycieczka. wspaniala rzecz, piekne zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
  6. tez jestem zakochana w Szwecji :) jest cudowna;)

    OdpowiedzUsuń
  7. To musiała być niezwykła przygoda Aniu:) cudowne zdjęcia:) buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Suuper! Kocham Szwecję, koniecznie musisz pojechać jeszcze do Sztokholmu, polecam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomimo tego, że w Ystad bywam dość często, to miasteczko ma taki niesamowity urok, że chyba nigdy mi się znudzi.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wizytę na moim blogu :)