Strony

poniedziałek, 30 grudnia 2013

A to było tak...

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami przyszła na świat pewna myśl.
Była nieśmiała i nieporadna.
Zupełnie malutka.
Niepewna i wątpliwa.
Ukrywała się i chowała w zakamarkach głowy.
Czasem gubiła się i błądziła, a odnaleziona zdawała się jeszcze bardziej niedorzeczna.
Kto to widział, żeby.... Cóż za myśl...!

Nie wiedziała, że jest ich więcej - takich myśli jak ona.
I że mieszkają w innych, wypełnionych pomysłami głowach.
Nie miała pojęcia, że się spotkają.
Nie spodziewała się, że może być częścią planu.
I nigdy nie przyszło jej do głowy, że stanie się taka ważna.

Zaczepiła ją inna myśl. Dotarła z daleka, niespodziewanie.
Zaciekawiła. Namówiła na podróż i na przemyślenia.
Zapytała o pomysły, dodała swoje i znalazły swój język.
Zaczęły rozmawiać, śmiać się i smucić, pytać i odpowiadać.
I zaczęły to co dla nich najważniejsze - zamieniać swe myśli w potrawy, gotować przy wielkim kaflowym piecu i zasiadać do wielkiego, drewnianego stołu.
Wkrótce dołączyły inne myśli, coraz bardziej odważne i coraz bardziej realne.


Dziękuję Aniu za myśl, którą do mnie wysłałaś i za zaproszenie do Pracowni Manualnej. To miejsce wyjątkowe, pełne pozytywnej energii i magii krążącej pośród garnków, kafli prawdziwego chlebowego pieca i okruchów strzepywanych z rąk niezwykłych Gości. Gotowanie w takim miejscu to dla mnie prawdziwy zaszczyt.


Pracownia Manualna daje moim myślom przestrzeń i wolność, pozwala realizować plany i pomysły, które od dawna powstawały i te, o których istnieniu jeszcze do niedawna nie wiedziałam.
Przy wielkim drewnianym stole spotykam ludzi wyjątkowych, intrygujących. Tych, których od dawna chciałam spotkać i tych, których nie znałam, a teraz stają się mi coraz bliżsi.

Pisałam to i powtarzałam już wielokrotnie - niezwykła siła wspólnego stołu otwiera serca, sprawia, że po paru minutach czujemy się jak starzy, dobrzy znajomi. Łączy nas nie tylko wielka misa ciasta, garnek pełen konfitur i łzy spływające nad krojoną cebulą. Jest coś więcej, to nieopisane i nienazwane coś, co pozwala na parę godzin zapomnieć, odetchnąć, poczuć i doświadczyć pasji. 



Uwielbiam te momenty, kiedy w oczach gotujących pojawia się charakterystyczny błysk.  Jest jak wiatr, który dmucha w żagle i sprawia, że płyniemy coraz śmielej między słowami, gestami, śmiechem, gubiąc po drodze obawy, czy damy radę, czy uda nam się tak, jak innym.  


Udaje się. To co skomplikowane, pozornie trudne i nie do wykonania, okazuje się łatwe i bezproblemowe. Rodzą się nowe pomysły, śmiałe deklaracje. Kruszą się maski poważnych i zapracowanych Osób. Na ich miejscu malują się uśmiechnięte, pełne radości twarze. To najważniejszy element i główny składnik każdego z warsztatów. Bez niego to wszystko byłoby po prostu użytkowym gotowaniem. Nie jest i mam nadzieję, nigdy nie będzie. 

A czym jest? 
Spotkaniem ludzi gotowych na pokonanie przeróżnych barier - smaku, umiejętności, gotowania w grupie. 
Podróżą - (również dosłowną - z miejsc naprawdę odległych) , by spełnić swoje smakowe marzenia.
Powrotem do chwil, które na co dzień często tracimy - chwil i rozmów przy wspólnym stole, w objęciach zapachów, które otwierają serce i rodzą długie, szczere, niezwykłe rozmowy.

Jeszcze rok temu nie sądziłam, że moją miłość do gotowania i jedzenia będę mogła realizować w tak wyjątkowy sposób. Kończę rok z notesem zapisanym nowymi pomysłami, terminami, planami. Czasem najmniejsza myśl potrafi zmienić tak wiele. 






Zanim nowe pomysły ujrzą światło dzienne, wspominam jeszcze listopadowe i grudniowe weekendy, gdy w Pracowni przygotowywałyśmy jadalne prezenty. Wiem, że część nie doczekała choinki i została zjedzona znacznie wcześniej :), a później z sukcesem odtworzona. To dla mnie podwójny powód do radości. 


Co robiłyśmy?

1. Dropsy żurawinowe i syrop żurawinowy / Granolę czekoladową*
2. Konfiturę z pomarańczy, cebuli i chili - do serów
3. Syrop cytrynowo-waniliowy do herbaty / Syrop piernikowy*


4. Czekoladowo-bananową konfiturę z kardamonem
5. Czekoladowy makaron tagliatelle
6. Trufle daktylowo- pomarańczowe



7. Sól smakową cytrusową / cytrusowo-rozmarynową *
8. Gorącą czekoladę na patyku
9. Krakersy z solą morską i rozmarynem / Kiszone mandarynki*




10.Chleb ze słoika
11. Syrop hibiskusowy
12. Pralinki z pigwowym nadzieniem

*potrawy, które były częścią menu drugiej edycji warsztatów


Fantastycznie było obserwować Osoby, które nie robiąc nigdy wcześniej domowego makaronu, wywałkowały najpiękniejsze okazy tagliatelle. Z prawdziwą przyjemnością przyglądałam się zarumienionym od emocji policzkom, gdy powstawały trufle, pierwsze samodzielnie robione pralinki i zamykane w słoiki syropy. W każdym z prezentów oprócz zapisanych w przepisie składników pojawił się ten najważniejszy element - nie muszę pisać jaki, Wy wiecie:)

Chcę podziękować partnerom warsztatów, firmom, które zaufały naszym pomysłom i pomogły w ich realizacji. Dzięki nim uczestnicy mogli korzystać z doskonałej jakości produktów, a wiele z nich zabrać ze sobą do domu razem z innymi , specjalnie na tą okazję przesłanymi upominkami. 

Od początku wspiera nas i zaopatruje w doskonałą mąkę Młyn Młynomag. Mąka z Reszla zachwyca nie tylko pięknym opakowaniem, ale przede wszystkim najwyższą jakością. Jest to prawdopodobnie najstarszy działający młyn w Polsce. Nie jest dostępna w sieciach handlowych, ale można zamówić ją bezpośrednio z młyna. 

Zaszczytem jest dla nas współpraca z Luks Pomadą, która zamyka w słoikach smaki wyjątkowe. Konfitury i chutneye przygotowywane wyłącznie z naturalnych składników.
Luks Pomada wykorzystuje najlepsze i w pełni naturalne surowce z polskich sadów, ogrodów i warzywników. Zachwyca różnorodnością smaków, takich jak Ostry zielony pomidor, Pomidor korzenny, Powidła z mirabelki czy fenomenalny, najnowszy chutney Śliwka suska. 


Aromatami z każdego zakątka świata obsypał nas Kamis ubierając także w niezwykle kobiece fartuszki. Dzięki najbardziej wymyślnym przyprawom mogłyśmy do woli doprawiać prezenty według indywidualnych preferencji gotujących czy też osób, do których miały trafić jadalne podarki.  Pachniało wanilią, cynamonem, chili, pieprzem, kardamonem, imbirem, goździkami i wieloma innymi, wspaniałymi zapachami. 




Prawdziwie czekoladową rozkosz zafundował nam Lindt, którego udział w drugiej edycji warsztatów był dla nas prawdziwym wyróżnieniem. Smakowałyśmy najlepsze czekolady łamiąc bezkarnie kolejne tabliczki, topiąc, mieszając i siekając, a wszystko po to, by poczuć wyjątkowy smak czekoladowych pomysłów. Od dawna uważam czekolady Lindt za najlepsze i możliwość niemal nieograniczonego ich smakowania i przetwarzania była po prostu cudownym doświadczeniem. 




Wiele jadalnych prezentów przygotowanych zostało przy udziale produktów, o jakie zadbała firma Kupiec. Stały się podstawą do przygotowania m.in. chleba w słoiku, czekoladowej granoli i dropsów z żurawiny. 


Dzięki firmie Empik i ich kolekcji akcesoriów i gadżetów kuchennych uczestnicy pierwszej edycji warsztatów nie muszą martwić się o odpowiednią temperaturę podawanego gościom wina:) W torbach z prezentami znalazły się bowiem specjalne  schładzacze do win, będące częścią kolekcji "Winnym szlakiem" - całość kolekcji oraz inne artykuły kuchenne dostępne są na stronie internetowej : klik


Dziękuję także Uczestnikom warsztatów za ich zaufanie - każde spotkanie to dla mnie, nowa, fascynująca lekcja. 
Kiedy i na jaki temat będzie kolejna? 
Styczeń ma mieć smak czekolady, poznamy jej ciemną, nieznaną moc - będziemy przełamywać stereotypy, łączyć smaki pozornie nie dające się połączyć. 
Coraz bardziej realne staje się też zaproszenie do wspólnego gotowania blogerów kulinarnych - plan już jest, mam nadzieję, że uda się go w pełni zrealizować. 
Chcemy kontynuować też temat jadalnych kolorów - po pomarańczowym październiku i czekoladowym styczniu w kolejce czeka mnóstwo innych, smacznych kolorów. 
I jeszcze... 
Nie, nie zdradzę wszystkich pomysłów:) Napiszę o nich w swoim czasie. 
Relacje z warsztatów możecie przeczytać także tu i tu - klik,klik

*   *   *
Teraz pozostaje mi  życzyć Wam i sobie, aby wszystkie nasze plany i marzenia, nawet te najmniejsze i najbardziej nieśmiałe, udało się spełniać. 
Wyjątkowego Nowego Roku!

niedziela, 22 grudnia 2013

Świątecznie. Czy potrafisz?


Święta...
Czym są dla Ciebie, czym dla mnie?
Podróżą w nieznane czy powrotem?
Pachną nowością czy babciną kuchnią?


Słychać je w dźwiękach radiowych kolęd czy w opowieściach splecionych przy stole?
Smakują jak zawsze czy zaskakują jak nigdy?
Są magią prawdziwą czy zwyczajnym przesytem?


Czy potrafisz powiedzieć czym są dla Ciebie?
Nazwać je prosto i przeżywać prawdziwie?
Prawdziwie dobrych Świąt Wam życzę. 


Chwile, tak długo wyczekiwane, niech nie będą stracone.
Niech dają nam siłę, myśli i słowa, które naprawdę zamienią ten czas w wyjątkowe Święta.
Takie, o których marzysz.
Takie, na które czekam ja.


czwartek, 5 grudnia 2013

Prezenty i czekoladowy konkurs z Lindt

CZEKOLADA.

To słowo, które nie tylko na mnie działa jak najlepsze lekarstwo. 
Jeśli dodam drugie magiczne słowo LINDT - szukajcie mnie w czekoladowym niebie. 
Sami też możecie tam trafić. Jak?
Wystarczy wziąć udział w konkursie, który organizuję wraz z firmą Lindt

Do wygrania jest udział w świątecznych warsztatach kulinarnych „Jadalne prezenty”. 
Szczęśliwiec, który otrzyma nagrodę, będzie mógł obdarować bliskich własnoręcznie wykonanymi smakołykami, przygotowanymi z wykorzystaniem najwyższej jakości produktów Lindt. 
Warsztaty poprowadzę w dniach 14-15 grudnia w Pracowni Manualnej w podwarszawskim Józefowie. 


Przygotujemy aż 12 propozycji jadalnych prezentów i nauczymy się, jak je oryginalnie zapakowywać
Wszystkie przygotowane prezenty uczestnicy warsztatów będą mogli zabrać ze sobą i ofiarować swoim bliskim. Będziemy szykować coś na słodko i wytrawnie.
Dodatkowo każdy z uczestników otrzyma prezent-niespodziankę


Co trzeba zrobić?
Przygotujcie swoją ulubioną czekoladę na gorąco, zróbcie jej zdjęcie i wraz z przepisem prześlijcie na adres lindt@vmgpr.pl
Zainspirujcie się bogactwem czekolad Lindt!
Wybrane przepisy zostaną publikowane na fanpage'u Lindt.  

Na zgłoszenia czekamy do 9 grudnia!
Ogłoszenie wyniku nastąpi 10 grudnia. 


POWODZENIA! 

P.S. W tajemnicy powiem Wam, że to początek czekoladowej podróży przez smaki z Lindt. 
Serie czekoladowych warsztatów zaczynamy już od początku stycznia! Mniam!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Szczęście to czas. Selerowe karmelki i kasza jaglana. Na dobry początek.




Piszecie i pytacie - Co słychać? Czemu mnie tu nie ma?
A ja jestem, choć mniej widoczna.  
Odpoczywam..., a może zbieram siły.
Przyglądam się i dziwię ... , a może właśnie przestają się dziwić.
Jedni pędzą bezmyślnie, byle do przodu.
Inni jakoś przestali ciekawić.
Ci najważniejsi częściej milczą, jak ja, znają wagę słów i nie rzucają ich na wiatr. To dobrze. 
I dobrze mi tak, gdy nie muszę, a chcę.
Gdy mogę pomilczeć. Pobyć na chwilę tu i potem znowu tam. 
Porozmawiać, posłuchać, zaśmiać się i wzruszyć nie jednym spotkaniem. Prawdziwym. 
Po prostu. 


Używaj daru życia.
Uśmiechów dzieci, kolorów nieba, zapachu kawy,
 ciepłego wiatru i dzwonienia tramwajów. 
Ciesz się mroźną zimą i upalnym latem.
Szczęście to czas. Nie zapomnij o tym ...! 
Michal Viewegh


I nie zapomnij o dobrym początku dnia!
Nauczyłam się, że wyjście z domu bez śniadania to nie jest dobry scenariusz. Posłuchałam mądrych ludzi i zaczęłam je jeść. Robić śniadania nie tylko dla innych, ale także dla siebie. Takie jak lubię. Bez kanapek, wędlin, jajek i kiełbasek. Piekę granole, gotuję owsianki, do kaszki manny dolewam soku z malin, który wciąż pachnie minionym latem i rytualnie w zimne poranki rozgrzewam się kaszą jaglaną. To dobro, jakie sobie ofiaruję i cudowny zastrzyk energii, jakiej teraz naprawdę potrzebuję. 


Porcja kaszy jaglanej z kandyzowanym selerem, prażonymi płatkami migdałów i bursztynowymi wstążkami syropu z agawy albo klonowego. To mój zestaw idealny.
Orzechowy aromat kaszy idealnie łączy się z orzechową nutą selera i pietruszki, do tego chrupiące migdały, ulubiony syrop i już wszystko ma sens, nawet ponure, listopadowe poranki, kiedy wyjście spod kołdry wydaje się być wyczynem ponad ludzkie możliwości.


Na dobry początek zaczęłam od śniadań, później doszły inne przyjemności, jakie sobie podarowałam. Zapisałam się tu i tam, ćwiczę (!), odnowiłam stare znajomości i odkryłam ile dla mnie znaczą i jak bardzo mi ich brakowało. Nie tracę już tyle czasu na to co nierzeczywiste, doceniam jeszcze bardziej to, co prawdziwe. 
Może i Wam przyjdzie ochota na taki  dobry początek...?
Do poczytania albo zobaczenia wkrótce.


KASZA JAGLANA Z KANDYZOWANYM SELEREM, PIETRUSZKĄ I SYROPEM KLONOWYM
/przepis własny/
składniki na 2 duże porcje
 
Ważna uwaga! Nie bądźcie drobiazgowi, nie warto. Najlepiej kandyzujcie od razu cały korzeń selera – oczywiście nie w jednym kawałku! A w ferworze krojenia go na kawałki rzućcie pod nóż także pietruszkę. Dozujcie według potrzeb, pamiętając o tym, by porcję selerowych karmelków odłożyć do puzderka i nosić zawsze przy sobie. To na wypadek, gdyby naszła Was nagła ochota na coś pysznego. 

200 g kaszy jaglanej
szczypta soli
kilka łyżek mleka (opcjonalnie)
0,25 szklanki płatków migdałowych
0,25 szklanki kandyzowanego selera
0,25 szklanki kandyzowanej pietruszki
0,25 szklanki syropu klonowego lub syropu z agawy
garść jagód goji

Kaszę prażymy na suchej patelni, potrząsając delikatnie, do momentu aż zacznie wydzielać przyjemny orzechowy aromat. Zdejmujemy z ognia, przesypujemy na sitko i zalewamy wrzątkiem. Przepłukaną kaszę przekładamy do rondelka z grubym dnem i zalewamy wrzącą wodą – powinno jej być dwa razy więcej od kaszy. Gotujemy pod przykryciem na małym ogniu, nie mieszając, aż wchłonie cały płyn. Jeśli nadal jest za twarda, dolewamy delikatnie niewielką ilość wrzątku. Lekko solimy po ugotowaniu. Tak ugotowana kasza jest sypka. Jeśli lubimy bardziej kleistą, pod koniec gotowania dodajemy większą ilość wody lub mleka. Ugotowaną kaszę mieszamy z podprażonymi na patelni migdałami, kawałkami kandyzowanego selera i pietruszki i polewamy syropem klonowym lub syropem z agawy. 


KANDYZOWANY SELER

czas: 50 minut (nie licząc suszenia)
1 średni korzeń selera
3-4 szklanki wody
ok. 1 szklanka cukru trzcinowego

Seler obieramy ze skórki i kroimy na małe kawałki grubości ok. 3 mm. Przekładamy do rondla, zalewamy wodą i gotujemy ok. 20 minut, do momentu aż delikatnie zmiękną, uważając, aby ich nie rozgotować. Odcedzamy zachowując 0,25 szklanki płynu z gotowania. Ugotowany seler ważymy i wsypujemy do rondla razem z ilością cukru równą wadze selera. Zalewamy odmierzonym płynem i doprowadzamy do wrzenia na średnim ogniu. Zmniejszamy ogień i często mieszając gotujemy do momentu aż powstały syrop niemal w całości odparuje i zacznie się krystalizować. Trwa to ok. 25 minut. Zdejmujemy z ognia i rozkładamy kawałki selera na pergaminie lub folii uważając, aby się ze sobą nie sklejały. Pozostawiamy do całkowitego wysuszenia, a następnie przekładamy do szczelnych pojemników, gdzie mogą być trzymane nawet przez kilka tygodni.
W ten sam sposób kandyzujemy pietruszkę.

czwartek, 10 października 2013

Wszystko powraca. TU I TAM # 32 i Książę Jarmuż w Krainie Gratin.


Gdzie byłyśmy? Tu i tam.
Co robiłyśmy? To i owo.
Czemu tak długo nas nie było? Długo by pisać.
Ale nieważne gdzie, co i dlaczego.
Ważne tu i teraz.
Wracamy.
W powrotach najważniejszy jest spokój.
Pewność, że tam, gdzie wracamy, czeka na nas ciepło i stary, dobry porządek.
Tak jak stary, dobry jarmuż - powraca po latach na stragany, do kuchni i na nasze stoły.
Czas zatacza koło. Jesień, jarmuż, TU i TAM - wszystko powraca. 
Zapraszamy na spotkanie z jarmużem u Amber w Kuchennymi Drzwiami i u mnie w Kucharni. 


Jako pierwsza rosła  kukurydza, obok niej alejka śliwek i gruszy. 
Dalej ziemniaki i kapusta.
Potem ogórki i pomidory.
W głębi, najdalej na lewo, brukselka i On. 


W kukurydzy grałyśmy w chowanego. 
W cieniu śliw i gruszy planowałyśmy podróż dookoła świata i zastanawiałyśmy się, jak to będzie, gdy zostanę kosmonautą (naprawdę chciałam nim być).
Pół wiaderka świeżo wykopanych ziemniaków wrzucałyśmy do ogniska i walczyły o te z najbardziej przypaloną skórką. 


Cieszyły nas motyle w kapuście, nasze latające elfy, choć Babcia nie podzielała tego zachwytu. 
Ścigałyśmy się po młodziutkie ogórki, by zanurzać je potem w miodzie i chrupać zamiast nieosiągalnej czekolady.
Soczyste pomidory wpadały prosto z tyczek do fartuszków ogrodniczek. 
Brukselka rosła niewzruszona czekając na swój jesienny czas. 
A obok wyrastał On - jarmuż. Brrrr...
To słowo wzbudzało niepokój. 
Chłodne, drapieżne, z tym ostrym jak sztylet "ż" i sztywnymi, karbowanymi liśćmi, które omijałyśmy wielkim łukiem wracając biegiem na podwórko. 


Zamykam oczy i wracam.
Najpierw zanurzam się w szeleście kukurydzianych liści. 
Potem wędruję między śliwami przez kolejne grządki.
Idę do końca. Już nie uciekam.
Staję tam, gdzie rósł On i tęsknię. 


Dziś tylko trawa rośnie na tym polu pełnym wspomnień. 
Niektóre powroty są niemożliwe. 
A jednak On wrócił - wysłannik szczęśliwych czasów. 
Ucieszył mnie, choć kiedyś był dla mnie grządkowym straszydłem. 


Królewicz z bajki. Książę Jarmuż. 
Wyjątkowy. Tak, jak zaprzyjaźniony staruszek, od którego kupuję go w piątkowe poranki. 
Stare czasy.
Bywa, że uda się złapać choć skrawek i szczęśliwie powrócić. 


Książę Jarmuż w Krainie Gratin.
Zapiekanka z cieniutkich ziemniaczanych plasterków - sprawdzona klasyka i zapomniane liście, które szczęśliwie wracają na stoły. 
Ciepłe, sycące danie. Rozgrzewa i otula poczuciem szczęścia. 
Bez wymyślnych dodatków i zaskakujących połączeń.
W powrotach najważniejszy jest spokój.
Pewność, że tam, gdzie wracamy, czeka na nas ciepło i stary, dobry porządek.


GRATIN Z JARMUŻEM
/przepis własny/ 

duża wiązanka liści jarmużu 
1 kg ziemniaków, obranych, pokrojonych w cieniutki plasterki
3/4 szklanki tartego sera /użyłam delikatnego cheddara/ 
400 ml śmietany kremówki 30%
sól, pieprz do smaku
gałka muszkatołowa
kilka ząbków czosnku
2 łyżki masła + dodatkowo do wysmarowania naczynia



Plasterki ziemniaków ugotować al dente, odcedzić i odstawić.
Liście jarmużu opłukać i przy pomocy noża wyciąć stwardniałe łodyżki. Przełożyć do garnka, zalać wrzącą wodą i pozostawić na ok.3-5 minut. Następnie odcisnąć nadmiar wody i pokroić. Czosnek pokroić w cieniutkie plasterki. Naczynie do zapiekania wysmarować masłem. Na dno wyłożyć część porcji ziemniaków,  a następnie część porcji jarmużu i plasterki czosnku. Posypać częścią sera i powtórzyć warstwy, pozostawiając trochę sera do posypania z wierzchu. Kremówkę wymieszać z solą, pieprzem i gałką muszkatołową i zalać całość. Na koniec posypać pozostałą porcją sera. Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 200 stopni i zapiekać przez ok. 25 minut lub do momentu, gdy ziemniaki zmiękną, a całość nabierze ładnego, złotego koloru. 


Polecam Wam także moją wariację na temat ribollity z dodatkiem jarmużu i pieczonej dynii - cudowna, sycąca zupa. Przepis znajdziecie na stronach KUKBUK-a - klik



W imieniu niezwykłego miejsca, jakim jest Pracownia Manualna i swoim zapraszam na warsztaty kulinarne, które poprowadzę w pięknych wnętrzach Pracowni 
w Józefowie k/Warszawy. 

To pierwsze z serii palety kolorowych warsztatów kulinarnych, jakie prowadzone będą cyklicznie w Pracowni Manualnej (klik)

Tematem warsztatów, które odbędą się w dniach 19-20 października
będzie kolor POMARAŃCZOWY.

Warsztaty skierowane są do wszystkich, dla których jedzenie to nie tylko gotowanie, ale także magia wspólnych rozmów, podróż przez zmysły, w czasie której, kolor nabiera smaku.

Podczas warsztatów przygotujemy pomarańczową kolację oraz energetyzujące, pomarańczowe śniadanie.
Wszystkie potrawy są bezmięsne.