Strony

czwartek, 19 lipca 2012

Jeśli spotkacie Kiwaczka.... Arbuz z patelni.


Pamiętacie bajkę o Kiwaczku?
Moje pokolenie, wychowane na niedzielnym pianiu telerankowego koguta, z pewnością tak.


Kiwaczek - malutkie stworzonko z nieproporcjonalnie dużą głową i uszami, zamknięte w skrzynce z pomarańczami, trafia w ręce radzieckiego straganiarza.
Wkrótce w życiu Kiwaczka, zwanego też Czeburaszkiem, pojawia się krokodyl Giena, prawdziwy przyjaciel. Kolejne odcinki pokazują nie łatwą i nie pozbawioną przygód adaptację Kiwaczka w radzieckich realiach.


Aparycja Kiwaczka należy do tych, które łapią za serce i rozczulają od pierwszego wejrzenia. A jego cieniutki, bezbronny głosik ma w tym zachwycie  swój niepodważalny udział. Ja zakochałam się w brązowej kuleczce jeszcze zanim zdążyła wypaść ze skrzynki pełnej cytrusów.  


Dziś, po latach, pamięć o bajkowym Kiwaczku montuje jeden, króciutki odcinek, w którym to Czeburaszek ukrywa się na straganie z arbuzami. Przychodzi mu to dość łatwo, bo sam jest właściwie jedną, wielką kulką, która wymyka się sprytnie z rąk wybierających arbuzy klientów.


Taki mały, niepozorny Kiwaczek, a jednak od tamtej pory szukam go za każdym razem, gdy staję przy straganie z arbuzami. Pamięć automatycznie podsuwa mi jego podobiznę, a ja stukając w twardą skorupę owocu niezmiennie mam nadzieję, że trafię na główkę z najpiękniejszymi, kiwaczkowymi oczami.


To właśnie dlatego, kupując arbuzy zawsze szeroko się uśmiecham. Część uśmiechu to porcja powitalna dla Kiwaczka, na wypadek, gdyby jednak się pojawił, a druga to śmiech z samej siebie - taka duża, a taka ... niemądra?!


A arbuz? Kojarzy mi się z ... watą cukrową.
Takie dziecięce obiekty pożądania.
Duże, słodkie (co w wypadku arbuza akurat nie zawsze jest regułą) i jednoskładnikowe.
Arbuz pęka od wody, wata lepi się cukrem.


I jeszcze jedno - zjadanie ich nie jest wcale takie łatwe.
Wata cukrowa, niesforna słodka chmura, ucieka przed ustami, a złapana mści się słodko lepiąc buzię i ręce. Kto z Was nie miał białych wąsów i zlepionych palców?
Ale za szklankę cukru owiniętą wokół drewnianego patyka gotowi byliśmy na takie "poświęcenie" - i pewnie część z nas nadal jest;)


Arbuz z kolei to twarda sztuka. Nie tylko dosłownie.
Trzeba wiedzieć jak stuknąć, gdzie i kiedy, żeby usłyszeć potwierdzenie - dojrzały!
Nie znam się zupełnie na arbuziej mowie, dlatego rzadko sama kupuję arbuzy, przynajmniej tu w Polsce.


Jednak na południu, tam gdzie są najsłodsze, gdy już upewnię się, że nie ma w pobliżu Kiwaczka, lubię, gdy owoc kroi dla mnie sprzedawca, a po pierwszym kęsie sok spływa mi już po brodzie.


I już wiem, że wkrótce rozpocznie się spektakl strzelania pestkami i tryskającego sokiem wgryzania się w grube plastry soczystej czerwieni.
Niektórzy będą obgryzać aż do białego, ja zatrzymam się jakieś 2 cm wcześniej; dalej się nie rozpędzam, bo smak już nie ten, jaki lubię najbardziej.


Wciąż nie umiem się zdecydować czy lubię arbuz taki prosto ze słońca czy zimny, schłodzony w lodówce.
Pewne jest, że uwielbiam "bawić się w doktora" i przy pomocy strzykawki nasączać go dobrym winem lub szampanem - kto próbował wie, jakie to pyszne i jak łatwo stracić przy tym głowę;)

Wersja w sałatce z fetą i miętą, wspaniałomyślnie rozpowszechniona przez Nigellę, to już klasyka w naszym letnim menu. 
Nie licząc drinków, koktajli i chłodnika, arbuz jawi się jako dość mało użyteczny w kuchni.
Wiem, wiem, że najchętniej wszyscy zjadają go "na golasa", ale przyszła mi ochota na jakąś nową, ciekawą kreację.


Sauteed watermelon brzmiało co najmniej tak kusząco jak zapowiedź nowej kolekcji Burberry.
Mając pod ręką wielki okaz wprost z południowego, sprawdzonego straganu, musiałam spróbować. 
Mięta, miód, ocet winny sherry, oliwa z oliwek  i rozgrzana patelnia - czy arbuzowi będzie w nich do twarzy? 


Uwierzcie, że tak! A najlepiej będzie, jeśli przekonacie się sami.
Jest słodko, soczyście, rześko i arbuzowo. Pysznie! Intrygująco! Inaczej!
Sauteed watermelon to nic innego jak arbuz z patelni i jako nowoczesna wersja tapas podawany jest w niemal we wszystkich dobrych restauracjach na Maladze, i nie tylko.
Myślę, że najwyższa pora, aby trafił także na nasze stoły!

A! Jeśli na straganie z arbuzami spotkacie jakimś cudem Kiwaczka, dajcie mi koniecznie znać!

SAUTEED WATERMELON
/składniki na 2 porcje/ 

2 grube plastry arbuza
1 łyżka miodu (dałam więcej)
2 łyżki octu winnego sherry
garść siekanych świeżych liści mięty
oliwa z oliwek


Ukroić dwa grube plastry dojrzałego arbuza. Odkroić skórkę i w miarę możliwość usunąć pestki. Ułożyć w płaskim naczyniu. 
Wymieszać miód z sherry. Dodać posiekane listki mięty.  Tak przygotowaną marynatą zalać plastry arbuza i odstawić przynajmniej na 15 minut. 
Rozgrzać patelnię, natłuścić ją delikatnie oliwą i ułożyć na niej zamarynowane wcześniej plastry arbuza. Trzymać po 3-4 minuty na każdej stronie. Arbuz tylko nieznacznie zmieni kolor. Przełożyć na talerz, polać resztką sosu z patelni. Pokroić na mniejsze kawałki.


* przepis na takie podanie arbuza pochodzi z tej strony - klik 
**zdjęcie straganu, na którym kupiony został pokazany tu arbuz autorstwa W.

96 komentarzy :

  1. Słodki arbuz i kwaśny ocet, już mi się to połączenie podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tomku! A jak mi się podoba, że to Tobie się podoba;)
      Serdecznie Cię pozdrawiam!

      Usuń
  2. piekne zdjęcia inspirujacy przepis ale ja wole go chrupać tradycyjnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bernadeto! Rozumiem doskonale:) To jest tak jak z ubraniami - ja uwielbiam chodzić w jeansach i koszulce, ale są dni kiedy przychodzi ochota na małą czarną i wtedy czuję się świetnie:) Arbuz z patelni jest taką "małą czarną":)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  3. I ta piosenka! Теперь я Чебурашка, мне каждая дворняжка, при встрече сразу лапу подает
    :-)
    A arbuza w tej odsłonie jestem baaardzo ciekawa. Muszę spróbować. Może przy okazji zakupów trafię na Kiwaczka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. centko! Oj, jaką mam ochotę Cię teraz wyściskać - nawet piosenkę pamiętasz!!! Cudownie!
      I koniecznie daj znać, jeśli się spotkacie;)
      Serdeczności!

      Usuń
  4. cudnie Ci ten arbuz pozowal:)
    nigdy nie jadlam go z patelni
    a kiwaczka niestety nie widzialam

    OdpowiedzUsuń
  5. jak ja się wtedy bałam, że ktoś pomyli Kiwaczka z arbuzem, weźmie do domu, ten wpadnie w tarapaty... a z drugiej strony to marzyłam być tym kimś :)

    na taką wersję arbuza w życiu bym nie wpadła, chętnie się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo ciekawe,cudowne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  7. w życiu nie wpadłabym na to, żeby smażyć arbuza :) muszę to nadrobić bo wygląda fantastycznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda! A jednak można, do czego mocno Cię namawiam:)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  8. w najśmielszych snach nie podejrzewałabym arbuza o patelnię:) zdjęcia piękne i soczyste i w ogóle. Pamiętać będę bajkę już teraz i gościom podam pijanego arbuza, a może w zimie? pozdrawiam ciepło z deszczem skompanego Gdańska:)
    Agnieszka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga! A widzisz jaki ten arbuz jest - patelni mu się zachciało;D I słusznie!
      Pijany arbuz najlepiej smakuje latem, w upały - bo musi być odpowiednio schłodzony, ale kto powiedział, że zimą nie można?!
      Pozdrawiam - u mnie ciepło, ciepło, ciepło...

      Usuń
  9. hmmm..brzmi ciekawie i nie zawahałabym się spróbować po tym jak ostatnio jadłam sałatkę z jagód, fety, bazylii i balsamico z miodem:) (polecam bardzo!)

    uściski!
    J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. J.! Biorę Twoją sałatkę w ciemno i nie zawaham się użyć;)
      Macham ciepło:)

      Usuń
  10. Aniu, uwielbiam Kiwaczka. Niedawno czytałam synkowi i też go bardzo wciągnęło (książeczka ilustrowana zdjęciami z bajki). A taki arbuz z pewnością również i mi by bardzo posmakował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu! Ja nie mam wersji książkowej, ale zacznę szukać - dla Synka, dla siebie:)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  11. Anno-Mario - zdjęcia wymiatają! Aja jaj, że tak zajęczę z żydowska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. An-no! Taki komplement z Twoich ust - uuuuu, aż jęczę z zachwytu:DDD
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  12. ja Kiwaczka nie kojarzyłam (a jestem przecież z pokolenia telerankowego), ale zguglowałam sobie i faktycznie jest przesłodki. Co do arbuza - to ten przepis jest niesamowity, czasem są takie rzeczy, na które po prostu nie ma się innych pomysłów jak te oklepane od pokoleń. ja tak mam z arbuzem - zawsze go zjadam "na golasa" jak to ujęłaś, tej wersji nasączanej jeszcze nie próbowałam, choć słyszałam legendy o tym jakie to pyszne. ;)
    a ja się wgryzam aż do białego :))) taka jestem zachłanna
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monika! Ciesze się, że wpadłaś:)
      Jeśli wgryzasz się do białego, to mogę odstąpić Ci moje porcje - zostawiam nietknięte już kiedy różowieje;)
      Pozdrowienia serdeczne Ci przesyłam:)

      Usuń
  13. Nieziemski ten Twój arbuz, choć go nie lubię (tak, tak:)) to może w tej wersji nabrałby dla mnie w końcu smaku;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zufik! Byłoby wspaniale, gdybyś polubiła go choć troszkę więcej dzięki temu przepisowi!

      Usuń
  14. Jejku,ależ mi sie podoba Twoja propozycja Aniu. Bardzo lubię arbuzy:).
    Piękne zdjęcia , po prostu boskie!
    Uściski Kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majanko! Namawiam Cię zatem gorąco do spróbowania!
      Zawstydzasz mnie tymi pochwałami:)
      Uściski:*

      Usuń
  15. Czy pamiętam Kiwaczka? Ależ oczywiście! Najbardziej zapadła mi w pamięć jakaś dłuższa wersja, kiedy Kiwaczek wraz z przyjaciółmi z zoo budowała jakiś dom kultury (chyba). Poproszony o wygłoszenie przemówienia przy przecięciu wstęgi powiedział: "Budowaliśmy, budowaliśmy, aż wreszcie wybudowaliśmy. Hurra!" No i znam na pamięć dwie zwrotki "Piosenki Krokodyla Gieny", oczywiście po rosyjsku... Oj, rozczuliłam się!
    Arbuza zjadam aż do białego, podaję go w sałatce z fetą i miętą, raz też napoiłam go wódką - ale takiego z patelni nie próbowałam. Koniecznie muszę to nadrobić. Dzięki za pyszną inspirację, wzruszający tekst i piękne - jak zawsze - zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hajduczku! Jak się cieszę, że wspomnienie o Kiwaczku zaowocowało Twoimi słowami - dziękuję!!!
      Pozdrowienia:)

      Usuń
  16. Historia o Kiwaczku jest świetna :) Uwielbiam zarówno watę cukrową, jak i arbuza, ale na jedzenie go z patelni nigdy bym nie wpadła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba jednak coraz bardziej skłaniam się ku arbuzowi, zwłaszcza po tym przepisie:)
      Polecam Ci i pozdrawiam!

      Usuń
  17. Kiwaczka tak bardzo nie kochałam, właściwie - pamiętam go jak przez mgłe. Moją ulubioną bajka był za to Zaczarowany ołowek i Delfin Umm. A z arbuzem wiąze mnie pierwsza i jak dotąd - jedyna w zyciu - dieta; dieta - arbuzowa :) Bedąc nastolatką przez tydzien zyłam wyłącznie na arbuzie i szklance mleka na śniadanie! Nie jakoś specjalnie - po prostu do sklepu "rzucili" arbuzy. W tamtych czasach był to ogromnym rarytas. Stałam za nim dzielnie w niekonczącej się kolejce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patko! Podzielam zachwyt do Delfina, troszkę mniej do ołówka;)
      Dieta arbuzowa przywołała wiele wspomnień o smaku tego, co "rzucili" akurat... Och, co to były za czasy!
      Pozdrowienia!

      Usuń
  18. Pamiętam Kiwaczka ! Tez mi się kojarzy z arbuzami !
    Bardzo ciekawa wersja arbuza, koniecznie do wypróbowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażyno! To wspaniale, że mamy te same skojarzenia - raźniej mi się zrobiło od razu:)
      Uściski!

      Usuń
  19. Uwielbiam Kiwaczka, te jego wielkie oczy
    i spuszczone uszka, kiedy się smucił:))
    Nigdy go jednak nie kojarzyłam z arbuzami.
    Teraz będę baczniej przyglądać się skrzynkom z tymi owocami;)

    A czy tak przygotowanego arbuza je się na ciepło,
    zaraz po zdjęciu z patelni?
    Wygląda bardzo apetycznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo! Może po prostu umknął Ci ten odcinek z arbuzami:)
      Ale trzymam Cię za słowo i czekam na wieści, jeśli się spotkacie!
      Tak, zjada się od razu - to cudowne wrażenie - z zewnątrz wciąż ciepły, a środek nadal chłodny - bosko!!!
      Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
  20. Aromatyczne arbuzy na ciepło...rany...musi smakować wybornie;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ubóstwiam Cię, powaga!!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Arbuz niekonwencjonalny.
    Brzmi intrygująco.
    Byłam na Maladze,ale nie spotkałam arbuza z patelni.
    Może to znak,że trzeba się tam na nowo udać?
    Jako dziecko uwielbiałam chrupać ten soczysty miąższ.
    I tak jest do dziś.
    Pozdrawiam Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amber! To z pewnością znak, że powinnaś wrócić:)
      Trzymam kciuki za szybką realizację!

      Usuń
  23. Odpowiedzi
    1. Alu!!! Co za telepatia! A ja właśnie o Tobie myślę, miałam nawet pisać do Ciebie! :*

      Usuń
  24. Opycham się (dosłownie!)w tym sezonie arbuzami nieprzerwanie i powiem szczerze, że już zaczęły mi się przejadać. Ale patrząc na Twoje zdjęcia poczułam, że to jeszcze pora powiedzieć "dość"! :)
    Pozdrawiam Cię Aniu serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cynthio! Arbuzy, przejadać?! O nie, to niedopuszczalne! Wrzucaj je na patelnie i przekonasz się, że to dopiero początek opychania się;P
      Pozdrowienia!

      Usuń
  25. Oczywiście chodziło mi o to, że to jeszcze NIE pora powiedzieć "dość"! :)))
    Chce mi się arbuza a zjadam wyrazy w poście :)))

    OdpowiedzUsuń
  26. muszę spróbować koniecznie!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak? Spróbowałaś już? Mam nadzieję, że smakował!
      Pozdrawiam Cię:)

      Usuń
  27. Hm, takiego wykorzystania arbuza chyba bym nie wymyśliła... Ale brzmi frapująco. Kto wie, może warto spróbować??

    OdpowiedzUsuń
  28. rany... cudowne zdjęcia, cudowne... po prostu nieziemskie!!! Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie przyszło mi wcześniej do głowy, żeby wrzucić arbuza na patelnię, ale uwielbiam takie nietypowe rozwiązania w kuchni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli uwielbiasz, to na pewno będzie Ci smakował!
      Pozdrowienia:)

      Usuń
  30. arbuz <3 właśnie tata przyniósł 6 kilogramową połówkę do domu :D piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To całkiem spora połówka - może uda się część wrzucić na patelnię?!
      Polecam i pozdrawiam:)

      Usuń
  31. Kiwaczka nie pamiętam, ale arbuz we wspaniałej oryginalnej wersji zaintrygował mnie mocno.. w takiej marynacie, musi smakować bossko.. próbuję sobie wyobrazić ten smak, obstawiam karmeliczny zapach i orzeźwiający smak.. a co tam będę się zastanawiać, muszę to po prostu wypróbować! Cudnie tu.. ach..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smak Chwili! Zgadzam się - po co się zastanawiać, najlepiej zrobić:)
      Dziękuję Ci za miłe odwiedziny!

      Usuń
  32. ach, Kiwaczek! gdzie te czasy? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, gdzie? Gdzie?! Mam nadzieję, że w pamięci są bezpieczne i nietykalne:)

      Usuń
  33. zawsze uważałam, że arbuz to wdzięczny obiekt fotografii, ale Twoje zdjęcia aż mnie onieśmieliły :) po prostu przepiękne, napatrzeć się nie mogę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu! Czerwienię się , co najmniej jak ten arbuz;)
      Dziękuję Ci i przesyłam pozdrowienia!

      Usuń
  34. Przepięknie i jak soczyyyyyyyście!!!

    OdpowiedzUsuń
  35. Anno chociaż koguta z teleranku pamiętam dobrze, Kiwaczka jakoś nie. Cudowne to Twoje podanie arbuza, wspaniała opowieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolina, pewnie dlatego nie pamiętasz, że Ty tą młodszą Bliźniaczką jesteś:DDD
      Dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
    2. Anno a tak być może. Chociaż ja chyba ta starsza Bliźniaczka ;)

      Usuń
    3. Karolina! Jeśli chodzi o dzień to starsza, ale o rok niestety nie;D

      Usuń
  36. Za każdym razem, gdy widzę u siebie a linkach zajawkę Twojego nowego wpisu, myślę sobie: Aniu, co Ty jeszcze wymyślisz? :).
    Pysznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Evitaa! Naprawdę?! Cieszę się bardzo, choć patent z arbuzem nie jest moim pomysłem, ale grzechem byłoby nie rozpowszechnić tak wspaniałeho przepisu!
      Serdeczności:)

      Usuń
    2. Nawet jeśli pomysł sam w sobie nie jest Twój, umieszczenie go na blogu świadczy o tym, że dostrzegłaś w nim coś ciekawego. A poza tym jak zwykle pięknie wszystko opisałaś i sfotografowałaś. To pięknie, że nawet z najprostszych rzeczy powstają takie ciekawe posty :). Uściski!

      Usuń
    3. Evitaa! Dziękuję:) Lubię wyszukiwać takie "ciekawostki":) Nawiązując do afery plagiatowej, jaka teraz poruszyła blogosferę, wspomnę, że źródło przepisu zawsze podaję na końcu posta - szkoda, że ta zasada nie jest niestety przez wszystkich respektowana...
      Pozdrowienia!

      Usuń
  37. Jak przeczytałam słowo Kiwaczek, to mało mi to mówiło, natomiast jak doszłam do Czeburaszki i Krokodyla Gieni, to już sobie przypomniałam. Dawno to było ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu! Skoro pamiętasz, to może jednak nie tak dawno - ja wmawiam sobie, że całkiem niedawno;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  38. Zgłasza się arbuzo-maniaczka pamiętająca Kiwaczka!

    Jako szczenięta, trzymaliśmy się z Bratem za ręce, chodziliśmy kolebiącym się na boki kroczkiem i powtarzaliśmy jak mantrę: Idą Kiwaczki do przedszkola! idą Kiwaczki do przedszkola!...
    Skąd nam to przyszło, nie wiem, ale pamiętam, że po setnym powtórzeniu rodzice robili się jacyś tacy nerwowi ;DDD

    Teraz, w Bieszczadach, chodziłam tak czasem z 7-letnią Idą (mam świadków!) i też rzekomo bywałyśmy czasem denerwujące ;D

    Arbuz do zrobienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fuNi!ta! Nie uwierzysz, ale zmagam się z gorączką (w lipcu?!) i Twój komentarz zadziałał jak babcina konfitura - cud, miód - uwielbiam, jak wpadasz ze swoimi słowami! I wiesz co mi się teraz marzy? Chcę się tak kolebać z Tobą, jak nie w Bieszczadach, to u mnie w Beskidach!
      Uściski:*

      Usuń
    2. Oj, następna rozgorączkowana :( Mi już przeziębienie przechodzi złapane po ulewie w górach :(
      Może kolebanie faktycznie pomaga, tylko medycyna na to jeszcze nie wpadła? Kolebanie i duuużo arbuza ;D

      A jeśli będziesz kiedyś przyrządzać jakiegoś fikuśnego śledzia, to Cię nauczę piosenki własnego autorstwa, pt. "Sliedziku" (wymawiane kresowo) ;D
      Oj, ta to dopiero doprowadza słuchaczy do szału!

      Usuń
    3. fu! Gorączka już sobie poszła na szczęście, za to chęć na śledzia, jaką we mnie obudziłaś zaczyna mnie doprowadzać do gorączki;DDD Oj, co ja z Tobą mam:)
      Całusy:*

      Usuń
  39. Kiwaczka jak najbardziej pamiętam, a tego arbuza na pewno nie zapomnę:-D Śnić mi się będzie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzeno! Bardzo się cieszę - mam nadzieję, że pamięć Cię nie zawiedzie;)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  40. Kiwaczka nie kojarzę ...ale to może dlatego, że ja miałąm specyficzny gust bajkowy w dzieciństwie:) .... co do arbuza z patelni to dla mnie zupełna nowość ...jak dotąd jadłam go w postaci mocno schłodzonej, tak po prostu ....a sok ciekł po brodzie:) buziaka zasyłąm:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jolu! Intrygująco brzmi "specyficzny gust bajkowy" !!!
      Wersja z patelni naprawdę warta spróbowania! A dziś jeszcze polecam Ci chłodnik z arbuza - pycha!
      Pozdrowienia przesyłam:)

      Usuń
  41. Anno-Mario,

    bardzo dobry pomysł!
    Ostatnio na warsztatach kulinarnych podobny podsunął nam Marcin Budynek. Powiedział, że arbuz świetnie smakuje z fetą. I rzeczywiście się nie mylił. A u Ciebie za to z miętą i miodem. Tak jeszcze nie jadłam :)

    Serdecznie pozdrawiam,
    Edith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Edith! Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa!
      Pozdrawiam Cię:)

      Usuń
  42. Czy to w tej bajce Kiwaczek przebrany za jeża śpiewał:"to futerko jest lepsze, to futerko mieć wolę, bo igiełki moje bronią mnie...". Namiętnie przyrządzam sałatkę arbuzową a pietruszką ale Twoje rozwiązanie jak zwykle zaskakuje. Lubię u Ciebie bywać. Bardzo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo! Dokładnie ten sam!
      Bardzo mnie cieszy, co napisałaś:) Dziękuję!

      Usuń
  43. Przyznaje, ze Kiwaczka nie znam chociaz Teleranek zawsze chetnie ogladalam :) Za to arbuzy uwielbiam. Najbardziej takie schlodzone, prosto z lodowki. Robilam tez kiedys smazonego z przepisu Gordona Ramsaya...byl przepyszny. Twoja wersja rownie pyszna :) A wiesz, ze ja tez sie usmiecham pukajac w arbuz? Nie z powodu Kiwaczka ale na mysl o pozniejszym arbuzowym obzarstwie :))

    Pozdrowienia cieple.

    OdpowiedzUsuń
  44. świetne, nie jadłam jeszcze tak arbuza:)

    OdpowiedzUsuń
  45. Jak się cieszę że moja przeglądarka mnie tu zaprowadziła. :) Przepis z arbuzem już zanotowany do wypróbowania, a strona Kucharnia w ulubionych zakładkach. Coś czuję, że przejrzę bloga od końca żeby nic ciekawego mi nie umknęło.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, witaj:) Dziękuję Ci za miłe słowa i odwiedziny. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej!
      Pozdrawiam Cię!

      Usuń

Dziękuję bardzo za wizytę na moim blogu :)