"Rzeczy trwają dłużej niż ludzie". *
Zbieram rzeczy. Zawsze lubiłam je gromadzić i wciąż to robię. Ale tylko te z duszą, ze śladem i wspomnieniami, jakie w nich zostały. Tylko takie mają dla mnie prawdziwą wartość. Zbieram, układam i zamykam w pudełkach. A gdy podnoszę wieczko, przedmioty prowadzą mnie w przeszłość.
Lubię te podróże. Wyprawy do ciepłych krain - ogrzanych ciepłem kaflowego pieca i siedzącej przy nim Karolki, mojej najukochańszej Prababci. Do dziś jej ciepło wypełnia dom, jest jego siłą i mądrością. Pamiątki po Karolce zajmują niejedno pudełko. Zbierane przez lata dają mi poczucie bezpieczeństwa, niemal takiego samego, jakim otaczała mnie Prababcia, gdy byłam małą dziewczynką.
W jednym z tych pudeł, głęboko na dnie leżała książka. Nieco zagubiona pośród starych listów i pism czekała na swój powrót. I niedawno wróciła, bo "przeszłość jest niezniszczalna, prędzej czy później zdarzenia powracają".*
Wydana w 1914 roku jest już dwudziestym piątym wydaniem KUCHARZA WARSZAWSKIEGO. Oprócz aż 1503 "przepisów różnych potraw oraz pieczenia ciast i sporządzenia zapasów spiżarnianych" zawiera też pasjonujący rozdział poświęcony porządkom domowym oraz "dyspozycye obiadów na cały rok".
Wymaga szacunku. Zniszczony grzbiet i delikatne, naderwane kartki nie pozwalają na pospieszne wertowanie książki. Zresztą nie ma mowy o pośpiechu. Każdy przepis i rada są tak niezwykłe i niecodzienne, że słowa KUCHARZA czyta się z wypiekami na twarzy. Nie ważne, że do upieczenia tortu nakazuje użycia 22 żółtek i 12 jajek (!). Dla mnie liczą się słowa, klimat i atmosfera jaką niesie ta książka. Czy zdołam gdzie indziej znaleźć zapis o podaniu pomarańczy, o tym jak "niemi stół ubrać i nie robić gościom ambarasu"?!
Ta książka wciąż mnie zaskakuje. Coraz częściej myślę też, że jest magiczna. Czytam ją codziennie. Tydzień temu znalazłam włożony między kartki przepis na pierniczki. Zostawiłam go. Chciałam przeczytać następnego dnia. Otwarłam książkę, przeszukałam całą, ale przepisu już nie znalazłam. Wciąż go szukam... Wczoraj między kartkami, które jak mi się zadawało znam już na pamięć, znalazłam "nową" kartkę. Wyrwaną z kalendarza kartkę z 1950 roku i zapisanym na odwrocie przepisem na sałatkę. Pismo Karolki, lipiec 1950 - co wtedy robiła, jaki podała obiad? A może skorzystała z dyspozycyi KUCHARZA, który na dzień 5 lipca proponuje:
Zupę Julienne z gałkami parzonemi - Paszteciki z amoretek w konczach - Kalafjory - Kurczęta ze śmietaną - Lody
Uśmiecham się do tej kartki, bo wierzę, że między słowami Karolka też schowała swój uśmiech. I wkładam ją z powrotem między strony.
Czy za kilka dni odnajdę jeszcze tą kartkę? Czasem mam wrażenie, że ta stara książka jest jak Księga Piasku Borgesa. Jego księga, podobnie jak piasek, nie miała początku ani końca. Raz ujrzana strona już nigdy nie dała się ponownie odnaleźć. "Ilość stron w tej książce jest dokładnie nieskończona. Żadna nie jest pierwszą. Żadna nie jest ostatnią." *
Wierzę, że moje pudełka kryją pewnie jeszcze nie jedną tajemnicę.
A co kryje pudełko czekoladek? Pudełko czekoladek ma niezwykłą moc, bo kryje w sobie czystą przyjemność. W życiu nie zawsze udaje się nam ją znaleźć, ale w pudełku czekoladek jest na pewno. I to nie jedna. Wystarczy podnieść wieczko, by po nią sięgnąć. I po następną. I po kolejną. Aż do ostatniej czekoladki. Szkoda, że pudełko czekoladek nie jest jak Księga Piasku - dokładnie nieskończone. Szkoda, że żadna czekoladka nie jest pierwsza, że żadne nie jest ostatnia.
CHRUPIĄCE CZEKOLADKI Z MASŁEM ORZECHOWYM
/na 30 sztuk/
120 g ciemnej czekolady dobrej jakości
30g + 20 g czekolady mlecznej dobrej jakości
11-12 ciasteczek Digestive lub innych, podobnych
kilka łyżek masła orzechowego
Posiekać drobno 20 g mlecznej czekolady. Ciasteczka drobno pokruszyć i połączyć z posiekaną czekoladą. Dodać kilka łyżek masła orzechowego (ilość zależy od tego jakich użyliście ciasteczek - niektóre mogą wchłaniać więcej, inne mniej - trzeba działać "na oko"). Zagniatać razem, aż do uzyskania spójnej masy, która da się formować w małe kuleczki. Jeśli masa jest za sucha, trzeba dodać więcej masła orzechowego.
Z gotowej masy formować kuleczki, układać na papierze do pieczenia lub folii, a następnie schłodzić przez ok. 1 godzinę w lodówce.
Ciemną czekoladę i 30 g mlecznej stopić w kąpieli wodnej. Schłodzone kuleczki z masy orzechowej zanurzać w stopionej czekoladzie i delikatnie przekładać na folię lub papier do pieczenia, by czekolada zastygła. Można na ok. 30 minut przełożyć do lodówki lub trzymać w chłodnym miejscu.
Czekoladki są w środku cudownie chrupiące - dzięki kawałkom ciasteczek i orzeszków z masła orzechowego. Nie są za słodkie, słoność masła nie dominuje, ale jest dobrym balansem dla dodatku mlecznej czekolady. Pyszne i zdecydowanie za szybko znikają z pudełka:)
P.S. Dziękuję Monice za rozwiązanie zagadki prania blondyn, która pojawiła się w poprzednim poście. Dzięki niej wiem już, że blondyna, inaczej blonda, to jedwabna koronka, z ornamentem konturowanym grubszą nicią na tle cieńszej siateczki. Moniko - dziękuję za naprowadzenie na właściwy trop:)
Ogromnie mi miło, że KUCHARZ tak wielu z Was zainteresował, z pewnością jeszcze nie jeden raz powróci!
*Jorge Luis Borges KSIĘGA PIASKU, RAPORT BRODIEGO
** przepis na czekoladki pochodzi z tej strony.