I jak Wam się podoba? Mnie ogromnie! Od kilku dni chłonę każde słowo Kucharza, choć słów używa innych i miar zapomnianych. Ale to o czym pisze i w czym doradza jest tak niezwykłe i fascynujące, że z radością przenikam do świata, który znam prawie wyłącznie z fotografii i opowieści. Kucharz wybiera wielokrotnie produkty dla mnie nieznane, choć bardzo polskie i ogromnie żałuję, że tak wiele z nich jest dla mnie nieosiągalnych. Ciekawi mnie bardzo jak smakuje tatarak w cukrze, sucha orszada, sok berberysowy czy chasse-cafe. Zachwyca mnie bogactwo pomysłów i różnorodność dań jakie serwuje. Marzy mi się choć jeden raz spróbować jego menu, a uwierzcie, że ma inną propozycje na każdy dzień roku! Gdybym tylko zdołała się odpowiednio przygotować, dziś miałabym do wyboru taki oto zestaw:
"26 październik:
Zupa grzybowa - Szczupak ze zrazowym sosem - Pierożki z powidłami - Ryby smażone lub polędwica z sałatą czerwoną - Blamanż czekoladowy
Rosół z makaronem - Sztuka mięsa z chrzanem - Polędwica, sałata kartoflana"
Szalenie podoba mi się słowa blamanż, choć musiałam się wesprzeć pomocą słownika, by wyobrazić sobie co to za deser.
Nie zdołałabym zjeść pewnie nawet połowy takiego zestawu, ale nie o to chodzi. Zachwyca mnie świat Kucharza. Chciałabym poczuć zapach, jaki unosił się w kuchni, gdy z jego przepisów korzystała moja Prababcia. Zastanawiam się jak bardzo wonne były zaznaczone przez nią pierniczki, jak pachniała pieczeń cielęca z biszmelem i jak bardzo rozgrzewała nalewka mięszana z poziomek, malin, truskawek i listków różanych.
Jest jeszcze jedna rzecz, która niezwykle mnie w Kucharzu pociąga - jego wszechstronna wiedza na temat domowych porządków. Począwszy od prania drobiazgów, przygotowania pachnidła i fryzowania piór po ... zachowanie świeżego mchu w oknach i sklejanie naczyń szklanych.
Jak widzicie Kucharz naprawdę wiedzę ma ogromną, zatem na stosowny szacunek absolutnie zasługuje. Istotny niebywale jest także fakt, iż Kucharz jest już wielce sędziwy, zatem i mnóstwo tajemnic posiada. Jedną z nich jest ten oto przepis na ...Pranie blondyn:
"Owinięte, tak jak koronki na wałek, nacierają się mieszaniną złożoną z miodu, mydła i spirytusu i wyciskając polewać letnią wodą. Następnie odwinąć je z wałka, przesuszyć trzepiąc, rozesłać na miękkim i zamiast prasowania pociągnąć kilka razy wilczym kłem, co im nada glans i sztywność." *
Pytałam, szukałam, ale nie znalazłam odpowiedzi. A może Wy wiecie czym są te blondyny, którym wilczy kieł nada glansu i sztywności? Kucharz w tej sprawie niestety milczy...
Kim jest tajemniczy Kucharz i ile liczy lat napiszę Wam w kolejnym poście, choć pewnie część z Was już się domyśla.
A teraz czas na banię, harbuzem zwaną, czyli dynię. Mam wrażenie, że świat kręci się teraz wyłącznie wokół dyni! I cudownie! Tyle wspaniałych przepisów, pomysłów i inspiracji. Cieszę się, że tegoroczne zapasy wystarczą na wypróbowanie wielu z nich. Chciałam początkowo skorzystać z przepisu KUCHARZA, jednak nie do końca odpowiadał temu na co miałam ochotę. A miałam ochotę na połączenie dyni z czekoladą, na inną niż znane mi dotąd tarty, bardziej wyrazistą i z charakterem. I znalazłam taki przepis, który po dokonaniu drobnych zmian idealnie się sprawdził. Zapraszam na dyniowe tartaletki z rumem i czekoladą, do których dodałam też prezentowany ostatnio krokant z pestek dyni (klik) . Dynia, z natury dość mdła w smaku, dzięki dodatkowi przypraw korzennych i sporej ilości rumu:) nabiera charakteru i świetnie kontrastuje z gorzką czekoladą.
A tym z Was, którzy mają ochotę na jeszcze coś innego, pozostawiam taki oto przepis KUCHARZA na banię w syropie:
Wziąść banię nie zupełnie dojrzałą i wykrawać okrągłą łyżeczką małe kulki, które należy sparzyć gotującą się wodą, następnie wrzucić w syrop, wcisnąć cytrynę i gotować dopóki syrop nie stanie się gęsty, a kulki przezroczyste.
TARTALETKI DYNIOWE Z RUMEM I CZEKOLADĄ
/na 10 tartaletek/
Na spód
80 g masła
75 g cukru
1 jajko
150 g mąki
Wszystkie składniki na spód zagnieść na gładkie ciasto i wstawić do lodówki przynajmniej na 1 godzinę. Piekarnik nastawić na temperaturę 180 stopni. Foremki na tartaletki wysmarować masłem. Ciasto wyjąć z lodówki i rozwałkować na podsypanym mąką blacie. Następnie wylepiać nim foremki i wstawić na ok. 10 minut do piekarnika, by ciasto się lekko zrumieniło.
Na nadzienie dyniowe
300 g pure dyniowego
160 g cukru
2 łyżki zimnej wody
1 -2 łyżeczek przyprawy piernikowej
2 łyżki soku z cytryny
20 g masła
8 - 10 łyżek rumu
garść grubo siekanych orzechów włoskich
200 g gorzkiej czekolady (użyłam czekolady z dodatkiem skórki pomarańczowej) posiekanej na kawałki
ew. krokant dyniowy do ozdoby
Cukier wsypać do garnka z grubym dnem, dodać wodę i wstawić na ogień. Gotować cukier do momentu aż powstanie karmel - w tym czasie cukru nie mieszać, by nie powstały grudki. Można jedynie lekko poruszać rondlem, dzięki czemu cukier równo się rozprowadzi. Gdy uzyskamy ciemno-złoty karmel, garnek zdjąć z ognia i dodać do niego pure z dyni, masło, rum, orzechy oraz przyprawy. Natychmiast zamieszać i wstawić na ogień, cały czas mieszając. Jeśli podczas dodawania tych składników karmel stwardniał, nic się nie stało. Podczas podgrzewania i mieszania ponownie się rozpuści i połączy z resztą masy. Trzymać na ogniu do momentu aż składniki dokładnie się połączą.
Zdjąć z ognia i dodać sok z cytryny. Gotową masę wykładać na podpieczone spody. Na wierzch kłaść posiekaną gorzką czekoladę. Wstawić ponownie do piekarnika na ok. 10-15 minut, aż czekolada się rozpuści i stworzy naturalną polewę.
Zdjąć z ognia i dodać sok z cytryny. Gotową masę wykładać na podpieczone spody. Na wierzch kłaść posiekaną gorzką czekoladę. Wstawić ponownie do piekarnika na ok. 10-15 minut, aż czekolada się rozpuści i stworzy naturalną polewę.
Jeśli pozostanie Wam nadzienie, możecie wykorzystać je z powodzeniem jako konfiturę, świetnie smakuje ze świeżą chałką:) Smacznego!
* oryginalna pisownia
*** ten przepis to moja druga propozycja do Festiwalu Dyni prowadzonego przez Beę.
Aniu przeczytałam Twojego posta z wielką fascynacją. Kucharz serwuje iście staropolskie menu. Chętnie bym popróbowała :)
OdpowiedzUsuńAniu, jeżeli piszesz o książce ,Kucharz wielkopolski', to jest ona w moim posiadaniu i pasjami się nią zaczytuję.Fascynuje mnie każdy przepis,komentarz, porady.
OdpowiedzUsuńPropozycje dyniowe bardzo kuszące i pięknie pokazane.
Mam wielką ochotę na dynię z czekoladą.
Całus!
Taaa! Pociągnięcie wilczym kłem pewnie pomogłoby! :)
OdpowiedzUsuńEwo! Ja też mam wielką ochotę na wiele z tych potraw:) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńAmber! Nie powinno mnie to dziwić, że i Ty zaczytujesz się w KUCHARZU;) choć to chyba nie ten sam... Całusy!
Robercie! Tylko co ten kieł ma pociągać?!!!
Ale się smacznie zaczytałam:)) Czekam na kolejny post:)Piękne te "inne" słowa, podobają mi się niezmiernie:)
OdpowiedzUsuńA tarteletki, no cóż...dziś będę o nich marzyć:)
Miłego dnia!
no no zaintrygowałaś mnie tym Kucharzem, nie mam pojęcia o kogo chodzi ale po tym poście chętnie bym poczytała :) piękne tarletki upiekłaś :)) kiedy kawka??? pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa może to chodzi o to :Co dziś na obiad" książka kucharska z roku 1935
OdpowiedzUsuńAgnieszko! Prawda, że te słowa są piękne? Wkrótce będą kolejne;) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńPiegusku! Nie, to nie ten KUCHARZ:)W następnym przedstawię mojego. Pozdrawiam Cię - już po kawce;)
Mi się podoba.
OdpowiedzUsuńWidać że bardzo napracowałaś się przy poście zarówno zdjęciowo jak i treściowo jak i kucharsko:)
Co do starych ksiązek kucharskich lubie, ale bez przesady.
Lubię wtedy kiedy mam czas, mogę zrobić coś spokojnie... Co do przeliczania na jednostki to znam ten ból z angielskich książek..
Pozdrawiam!
mmm... ale pysznosci:) bardzo chetnie bym poprobowala:)
OdpowiedzUsuńBrzmi jak moja ukochana pani Ćwierczakiewiczowa, w której mogę się zaczytywać, po prostu dla rozrywki, godzinami :) I "banię" i przezroczyste z niej kulki też przyrządzała :P Tartaletki wyglądają smakowicie!
OdpowiedzUsuńAniu, tartaletki wyglądają zachęcająco:) Dynie uwielbiam i jedna czeka na przyrządzenie z niej czegoś pysznego, ale... czasu nie mam. Co to blondyny...bladego pojęcia nie mam
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne!!!
Jak zwykle fascynująco gawędzisz, Aniu. Książka mnie zafascynowała! Domyślam się, co to, ale wolę nic nie mówić, żeby się nie spalić. ;))
OdpowiedzUsuńTartaletki przecudne. Mogę jedną sobie porwać?...
Uściski!
czekam zaintrygowana!!...
OdpowiedzUsuńHa, no jestem bardzo ciekawa któż to taki. Pomyślałam o pani Ćwierczakiewiczowej ale raczej odpada bo to bardziej taka housewife niż kucharka... zaintrygowana czekam więc niecierpliwie!
OdpowiedzUsuńTarteletki piękne! Może też się wkrótce skuszę na jakieś :)
Oblędny przepis i oblędne zdjęcia !
OdpowiedzUsuńJak zwykle bardzo ciekawe informacje, w zyciu bym nie odgadla, co to blamanz ;)
Hehe czyżby mąż pani Ćwierczakiewiczowej;))))
OdpowiedzUsuńSzczerze mnie zaintrygowałaś tym postem.. Uwielbiam przeglądać stare książki kucharskie..ale ta chyba jest mi obca.. Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg..
A tym czasem, popodziwiam Twoje tarteletki..ot, taki miły czasoumilacz;))
Atrio! Dziękuję:) Praca z tym KUCHARZEM to prawdziwa przyjemność. Też nie przepadam za przeliczaniem miar, ale na razie głównie delektuję się słowami Kucharza:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAga! W takim razie zapraszam!
Komarko! No właśnie, ja też z chętnie spędzałaby z KUCHARZEM całe godziny:) Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!
Ewelajno! Będzie kłopot z tymi blondynami, bo jak na razie nikt nic nie wiem :( Więcej czasu na dyniowe pyszności Ci życzę i pozdrowienia przesyłam!
Oliwko! Dziękuję:) Ciekawa jestem, kogo masz na myśli:)A tartaletkę weź śmiało. Pozdrawiam!
Cudawianko! Odpowiedź już wkrótce:)
Natalio! Skuś się, skuś, może osłodzą czas oczekiwania? Pozdrawiam Cię!
Miss_coco! Dziękuję! Sporo KUCHARZ ma jeszcze ciekawych tajemnic!
Spencer! O, mąż, to dopiero fajna propozycja:))) Już wkrótce się przekonasz czy się znacie czy też nie. W imieniu czasoumilacza, dziękuję za miłe słowa:)
opis jest naprawdę świetny :) a i przepis bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńKupiłam dzisiaj dynię. Stoi i czeka. Jutro będzie zupa. Czekają też formy od tarteletek. Czyżby to było właśnie TO?! Ach ten kolor!
OdpowiedzUsuńAniu, tak niesmowicie napisalas ten wpis, ze juz nie moge doczekac sie kolejnego!
OdpowiedzUsuńO Kucharzu pierwszyst raz sysze w szczegolach i juz sie boje, ze nastapi zakup niekontrolowany :D Zas blondyny - wiesz juz?
Ach ten karmel, wiem ze jest w nastpnym wpisie, juz tam lece :)
Magdo! Bardzo mi miło, pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńAgusiu! To może właśnie być TO:) Pozdrowienia!
Basiu! Już niedługo:)Z zakupem może nie być tak łatwo, choć znam miejsce gdzie mają parę sztuk. Zagadka blondyn wciąż nierozwiązana:(
prześliczne te tartaletki dyniowe. Aż ślinka cieknie :-)
OdpowiedzUsuńniu, jak u Ciebie tajemniczo sie zrobilo :) I do tego przesmacznie. Te dyniowe tarteletki kusza mnie bardzo. Jestem i ja bardzo ciekawa tego Kucharza :) Czekam wiec z niecierpliwoscia na rozwiazanie tej zagadki.
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia.
P.S. Moi rodzice do dzis mowia na dynie bania :))
To czekam na rozwiązanie zagadki Kucharza. Tartaletki obłędne
OdpowiedzUsuńAniu może zabrzmi to śmiesznie ale wydaje mi się, że pranie blondyn to znaczy różnych nakryć głowy...(np. beretu)
OdpowiedzUsuńTwojego Kucharza znalazłam , a raczej jego spis treści. CO tam nie ma, zupa z żółwia...
U mnie dzisiaj mniej szlachecko, ale też staropolsko.
A Twój Kucharz Aniu to pewnie do dostania jedynie w antykwariacie i to dobrym.
Ania, ja nie mogę do Ciebie zaglądać o tej porze.. Miałam tylko zerknąć i lecieć do innych zajęć a teraz myślę co to za Kucharz i jak zdobyć jego dzieło :D I taką babeczkę :D rety - rum, cytryna i jeszcze to brittle do ozdoby, no cudowności :)))
OdpowiedzUsuńNo i te blondyny :D Mogę zepsuć zabawę? Tak napisałaś że musiałam poszperać no i wiem już co to blondyny :D
To rodzaj koronki, Bruckner pisze tylko tyle że z niem. koronki, u Lindego jest tak: gatunek koronki, Atłasy, muśliny, gazy, blondyny (to cytat skądś), Koronki się piorą, blondynki nie można (a Kucharz widać potrafi, może to ten wilczy kieł? :D) - tyle Linde. A jak już wiadomo że koronki to można i na Wiki: http://pl.wikipedia.org/wiki/Koronka_klockowa ..
To dałaś zagadkę Ania :)
Uścisków moc i lecę już, nie patrzę więcej na te cuda bo będę musiała piec :D
Aniu to jeszcze raz ja. Czy to jest Kucharz Warszawski z 1902 roku. Poradnik dla młodych gospodyń ?
OdpowiedzUsuńPrawie z otwarta buzia chlonelam kazde slowo,ktore napisalas....niesamowity jezyk...bardzo mnie zainteresowalas i ciekawa rozwiazania jestem :)
OdpowiedzUsuńTartaletki prezentuja sie wysmienicie i cudnie :)
Pozdrawiam :)
To czekam Aniu cierpliwie :-)
OdpowiedzUsuńA widze, ze Monika wyszperala blondyny - doskonale!
Łasuchu! Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMajko! Witaj, miło mi czytać Twoje słowa:) Nie wiedziałam, że bania może być nadal używanym słowem, a jednak - fajnie, że o tym napisałaś. Pozdrawiam Cię serdecznie!
Kabamaigo! Dziękuję za wizytę i zapewniam, że rozwiązanie już wkrótce:)
Ewo! Ależ się cieszę, że tak się "wkręciłaś" w zabawę. Też krążyłam wokół nakryć głowy, ale jakoś do końca przekonania nie mam. Nie zdradzę, czy jesteś na dobrym tropie, bo nie chcę spalić zabawy, ale strasznie mi miło, że tak wiele osób zaintrygował KUCHARZ:)
Moniko! Zaglądaj, zaglądaj, jak nie o tej, to może o innej porze?:)
O rany, jestem pod wrażeniem - jesteś jedyną osobą, która kwestię blondyn tak profesjonalnie rozwiązuje, kłaniam się nisko, bo już miałam obawy, że to pytanie pozostanie nierozwikłane! Muszę jeszcze Prababcię W. podpytać, może powie coś więcej na ten temat.
Zatem do "usłyszenia":)
Gosiu! Cieszę się bardzo, że KUCHARZ tak wiele z Was zafascynował! Wkrótce znów się pojawi:) A w imieniu tartaletek - bardzo dziękuję:)
Basiu! Tak, Monika kawał dobrej roboty wykonała:) Uściski!
Ale ładne zdjęcia i ale masz ładny stół :)
OdpowiedzUsuńKuchareczko! Dziękuję:) Ten "stół' to taca:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj tam! Nie trzeba było zdradzać tajemnicy stołu;-) Każda gospodyni ma swoje sekrety;-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, klimatyczny post i bardzo umiejętne podgrzewanie atmosfery i stopniowanie tajemnicy.
Też czekam...
Retrose! Cieszę się, że dołączyłaś do grona Czekających:) Co do tajemnic gospodyni, to mam jeszcze sporo schowanych tu i tam, więc stołowa tajemnica może być śmiało odkryta:P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCóż za niezwykle intrygujący tytuł. Zwłaszcza to "pranie" mnie zaciekawiło, hahaha.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że za dyniami to ja nie przepadam, rzekłabym nawet, że nie lubię ni trochę, ale te Twoje dyniowe cuda wyglądaja tak apetycznie, że chyba bym się skusiła:)
Buziolki ślę:)
nie mogę się napatrzeć na te zdjęcia, po prostu piękne!
OdpowiedzUsuńto jak umowa stoi?Bo ja to normalnie jęzor mam do pasa
OdpowiedzUsuńdeZeal! Nie jedną taką fajną tajemnicę jeszcze KUCHARZ skrywa! Pozdrawiam Cię;)
OdpowiedzUsuńKaś! Dziękuję i pozdrawiam!
Margot! Stoi, stoi, tylko musimy szczegóły jakoś w końcu opracować, bo samym patrzeniem w ekran to się nie najemy:D
Tartaletka wygląda obłędnie! aż chce się spróbować! :)
OdpowiedzUsuńKini! A jak się spróbuje, to chce się sięgać po kolejną;) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńJaki ładny post. :) Tartaletki mnie urzekły! :)
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi wielkiej ochoty!
OdpowiedzUsuńW ramach wakacyjnej edukacji, z Podręcznika dla młodych gospodyń Дοзволэно Цензчрою,Варршава 9 Января 1886 года przepis na pranie blondyn. ,,Owinięte, tak jak koronki na wałek, naciera ją się mieszaniną złożoną z miodu, mydła i spirytusu i wyciskając, polewając letnią wodą. Następnie odwijając je z wałka, przesuszyć trzepiąc, rozesłać na miękkiem i zamiast prasowania pociągnąć kilka razy wilczym kłem,co im nada glans i sztywność”.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam przyjaźnie
MAP