sobota, 29 maja 2010

Stworzony by sprawiać przyjemność


Jego historia sięga 1948 roku, kiedy "świat (...) był pełen nowych perspektyw, (...) a ogólna atmosfera sprzyjała świętowaniu i na nowo odkrywanym małym przyjemnościom. 
Właśnie wtedy barman z Harry's Bar w Wenecji stworzył tego klasyka wśród drinków - koktajl Bellini
Stałymi bywalcami weneckiego Harry's Bar byli między innymi: Ernest Hemingway, Sinclair Lewis czy Orson Welles. To oni byli pierwszymi degustatorami i wielbicielami tego pysznego koktajlu. Bellini niewątpliwie potrafi sprawić radość naszym kubkom smakowym i przy okazji wprawić w szampański nastrój. Do perfekcji opanował sztukę sprawiania przyjemności. 
Został ochrzczony nazwiskiem malarza - Giovanni'ego Bellini.
Bellini składa się z soku z białych brzoskwiń i białego, wytrawnego wina Prosecco. (...) Zgodnie z tradycją pije się go w klasycznym kieliszku do martini. " *


W tym opisie jest właściwie wszystko co chcę Wam dziś powiedzieć. Atmosfera sprzyjała dzisiaj świętowaniu. Od rana miałam ochotę na małe przyjemności. Chciałam sprawić radość podniebieniu. Wszyscy byliśmy w szampańskim nastroju. 

Książkami E. Hemingway'a zaczytywałam się w okresie studiów. Zawsze intrygował mnie wspominany przez niego często koktajl Bellini. Jak na skromną studentkę przystało, wówczas jego smak mogłam sobie jedynie wyobrażać. I robiłam to nader często.
Pierwsza degustacja była jak olśnienie! Może to kwestia cudownego koloru, może niepowtarzalny aromat brzoskwiń, a może beztroskie uniesienie bąbelkami szampana, ale Bellini naprawdę napawa optymizmem, radością, latem. Jest mistrzem w sprawianiu przyjemności. W końcu został do tego stworzony. 


Nie wiem co barman z Harry's Bar powiedziałby na sorbet Bellini, ale mnie ten pomysł niezwykle się spodobał. Sorbety uwielbiam, Bellini - już wiecie, że tak, a połączenie tych dwóch w jedno to kolejna rzecz stworzona by sprawiać przyjemność.**


SKŁADNIKI
2 puszki brzoskwiń
250 ml syropu  z brzoskwiń 
180 ml Prosecco lub innego dobrej jakości musującego wina wytrawnego (białego)
1/3 szklanki cukru
2 łyżeczki soku z cytryny


Brzoskwinie osączyć z zalewy, przełożyć do wysokiego naczynia i dokładnie zmiksować blenderem. Dodać 250 ml syropu z brzoskwiń (zalewy z puszki), cukier i sok z cytryny. Ponownie zmiksować. Wlać wino i dokładnie wymieszać. Masę przelać do maszynki do lodów i dalej postępować zgodnie z instrukcją producenta.


* tekst Anna Łyczko Borghi "Drinki wszechczasów - Bellini"

** inspiracją do wykonania sorobetu był przepis z książki Desery - Wielka Księga Kucharska, wyd. Konemann

*** Sorbet Bellini to moja druga propozycja w Lodowej Akcji 

czwartek, 27 maja 2010

O odzyskanej sympatii. Tym razem bez koperku.


Ostatnio się mijamy. Rzadko u mnie bywają. Często o nich zapominam. I w ogóle za nimi nie tęsknie. Ale zobaczyłam je znowu na targu. Widziałam je w sklepie. Właściwie spotykamy się tam codziennie. Pomyślałam, że może jednak warto wyciągnąć po nie rękę. Kupić kilogram. Tych młodych. Ugotować. I podać na obiad. Ale bez koperku. Bez masełka. Inaczej. Polubić na nowo.
I warto było. Znowu się lubimy. Będą u mnie coraz częściej. Będę o nich pamiętać na targu. Będę je znowu gotować. I podawać na obiad. Z koperkiem. I z masłem. Z kubkiem kwaśnego mleka. Z jajkiem sadzonym. 
I inaczej. Na nowo. Z jajkami i sosem musztardowym.* 


P.S. Ziemniaki oczywiście:) **


ZIEMNIAKI  W SOSIE MUSZTARDOWYM Z JAJKAMI 
 
SKŁADNIKI
(na 2 porcje)
1 kg młodych ziemniaków (najlepiej takich malutkich
4 jajka (można więcej)
2 łyżki masła 
2 łyżki mąki
250 ml bulionu warzywnego
250 ml mleka
4 łyżki musztardy ( z tego 1 łyżka musztardy Dijon)
szczypta cukru
2 żółtka (pominęłam
sól, pieprz świeżo zmielony

Jajka ugotować na twardo. 

W garnku rozpuścić masło. Dodać mąkę i mieszać aż się lekko zrumieni. Wlać bulion i mleko i gotować ok. 2 minut. Następnie dodać musztardę, cukier oraz sól i pieprz. Zagotować i mieszać do momentu aż sos zgęstnieje. 
Ziemniaki dokładnie umyć. Ugotować. Jeśli są bardzo drobne pozostawić je w całości, te większe można podzielić na mniejsze kawałki. Przełożyć do dużej miski lub na talerz. Zalać sosem musztardowym. Na wierzchu ułożyć połówki jajek na twardo. Można posypać drobno pokrojonym szczypiorkiem i podać z ulubioną wiosenną sałatą. Smacznego! 


* przepis pochodzi z książki Kuchnia niemiecka, wyd. Rzeczpospolita, rok wydania 2008

** ziemniaki nie chciały się ładnie uśmiechać i dlatego nie wystąpiły w sesji zdjęciowej:) 

środa, 26 maja 2010

NAJWAŻNIEJSZA - JEDYNA - MOJA

...MAMA...
  Mama - pierwsze słowo. Najpiękniejsze.
Mama - zawsze blisko.
 Mama - ciepła, czuła, mądra.
Mama - zapach domu, radosny śmiech, troskliwe spojrzenie.
Mama - wszystko rozumie, tak wiele wybacza.
Mama - najlepsza, jedyna, MOJA.
KOCHAM CIĘ MAMO!

Świat nabrał tylu kolorów odkąd i ja jestem Mamą. Bukieciki stokrotek, cała już kolekcja pięknych kamyczków "dla Mamuni", teczki pełne rysunków, całusy, uściski, słowa - każdy dzień to najpiękniejsza podróż po niekończącym się morzu miłości.
Nie wiedziałabym jak w nią wyruszyć, gdyby nie Mama. To Ona pokazała mi świat. Teraz wiem jaką trasą ruszymy, kiedy budzę Synka na spotkanie z nowym dniem!
DZIĘKUJĘ CI MAMO!

Mama to Królowa! Zasługuje na najlepsze smakołyki. Szampan z truskawkami powinien zadowolić jej klasyczne podejście do łączenia smaków. A gdyby tak, jak przystało na trochę przekorną istotę, zaczarować szampan i podać Truskawki z galaretką z szampana?! *
 
Proszę bardzo! Zamiast laurki, zamiast szampana. 

SKŁADNIKI 
(na 12 małych foremek)
25 g żelatyny
700 ml szampana (lub wina musującego)
75 g cukru pudru


Żelatynę zalać zimną wodą i odstawić na ok. 5 min. aż napęcznieje. 300 ml szampana wlać do garnka, dodać cukier i doprowadzić do wrzenia. Odstawić z ognia, wlać namoczoną żelatynę i mieszać aż się rozpuści. Odstawić do wystygnięcia na ok. 30 min. Kiedy galaretka zacznie tężeć, wlać pozostałe wino i dobrze wymieszać (ja używam trzepaczki, żeby wbić jeszcze więcej bąbelków:) Foremki opłukać zimn wodą i wlać do niech galaretkę. Chłodzić, aż zastygnie. Przed podaniem na króciutko zanurzyć foremki w gorącej wodzie i wyjąć galaretkę. Podawać oczywiście z truskawkami. 


* Przepis pochodzi z magazynu Kuchnia, nr 4, kwiecień 2005


poniedziałek, 24 maja 2010

Rozwiązana zagadka. Fondue dla ...


... dla My Delicious! My Delicious była nie tylko pierwszą osobą, która przystąpiła do zabawy, ale także pierwszą, która udzieliła prawidłowej odpowiedzi! Nie sądziłam, że uda się to komuś za pierwszym podejściem! Gratuluję! *
Dla mnie oprócz przyjemności, jaką był ten mały konkurs, największym zaskoczeniem była ilość wspaniałych pomysłów jakie od Was spłynęły. Nigdy nie wymyśliłabym tylu niezwykłych połączeń i sposobów podania, gdyby nie Wasze komentarze! Z pewnością je wykorzystam! 

Ogromnie wszystkim dziękuję! Wasza kreatywność jest niezrównana.  
Już myślę o kolejnej zabawie:)


Przepis na czekoladowo-bananową konfiturę z kardamonem znalazłam już jakiś czas temu na stronie Baking Obsession. Najpierw jednak nie miałam dojrzałych bananów, później miałam, ale w tajemniczy sposób zniknęły (podejrzani zostali już rozpoznani:). Ale w końcu okoliczności okazały się na tyle sprzyjające, że konfitura została przygotowana! I już wiem, że nie odpuszczę żadnemu dojrzałemu bananowi! Konfitura ma cudowną, aksamitną strukturę. Jest słodka, ale nie na tyle, by móc się powstrzymać przed zanurzeniem w słoiku kolejnej łyżeczki. Dodatek pomarańczy i kardamonu dodaje jej wspaniałej nuty orientalnej, i dodatkowo wzbogaca o owocowy aromat. Dla mnie jest to zdecydowanie odkrycie na linii banany-czekolada. Choć nigdy nie byłam zwolenniczką czekoladowych smarowideł na kanapkach, od kilku dni dzień zaczynam smarując chałkę lub rogala właśnie tą konfiturą. Mniam! Możecie jej też z powodzeniem używać do smarowania naleśników, gofrów, przekładania kruchych ciasteczek. Myślę, że ze względu na konsystencję może też zastąpić tradycyjny czekoladowy ganache. 

Oryginalny przepis podaje, iż można ją przechowywać w lodówce do 3 tygodni.
Bardzo polecam!

SKŁADNIKI
(na ok. 700 g konfitury)
4 dojrzałe banany, średniej wielkości
1 filiżanka cukru (najlepiej brązowego; ilość cukru można zmniejszyć do połowy)
2 łyżki soku z pomarańczy (dałam trzy razy tyle - wydaje mi się, że 2 łyżki to zdecydowanie za mało)
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu (dałam łyżeczkę)
100 g gorzkiej czekolady 70%


Obrane i pokrojone na kawałki banany przełożyć do rondla o grubym dnie.Dodać cukier, sok z pomarańczy i kardamon i gotować razem na średnim ogniu przez ok. 5-8 minut, cały czas mieszając. Zdjąć z ognia, dodać posiekaną na drobne kawałki gorzką czekoladę i mieszać do momentu aż się rozpuści. Za pomocą blendera zmiksować wszystko na gładką masę. Przełożyć do słoiczków, zamknąć i odłożyć w chłodne miejsce, najlepiej do lodówki.

* My! Proszę o kontakt drogą mailową, abym mogła przesłać nagrodę - adres e-mail znajdziesz w moim profilu pod linkiem Kontakt. Czekam! 


sobota, 22 maja 2010

Rabarbar. Na okrągło.



               Miał być kompot.               
     Miał być na zimno.    
                Miał być na ciepłe majowe popołudnie.                
Miał być na ochłodę.
Jest tarta. 
Jest ciepła. 
Jest na chłodny burzowy dzień. 
                                        Jest na każdą pogodę.
Jest najlepsza.
 Będę ją piec na okrągło.
Będziemy ją zjadać jeszcze na ciepło.
 Będzie Wam bardzo smakować.  


Przepis cytuję za ChilliBite z moimi drobnymi zmianami - dziękuję za wspaniały przepis!
Ta tarta to moja pierwsza propozycja w ramach akcji Rabarbarowe wypieki

SKŁADNIKI
Na kruchy spód *

100 g mielonych migdałów
200 g mąki
150 g zimnego masła
1 łyżka śmietany 18%
50 g brązowego cukru
1 żółtko


Na nadzienie
2 jajka
140 g brązowego cukru
150 g śmietany 30%
40 g mąki ziemniaczanej
300 g rabarbaru
odrobina bułki tartej


Wszystkie składniki na kruchy spód zagnieść na gładkie ciasto i wstawić do lodówki na co najmniej 30 minut.  Schłodzone ciasto rozwałkować, wyłożyć nim formę na tartę i podpiec w temperaturze 180 stopni przez ok. 15 minut.
W tym czasie jajka utrzeć z cukrem na puszystą, jasną masę. Dodać śmietanę, mąkę ziemniaczaną. Dokładnie wymieszać. Rabarbar pokroić na kawałki (ok. 2-3 cm) ** i rozłożyć na podpieczonym spodzie obsypanym delikatnie bułką tartą, by wchłonęła nadmiar soku. Zalać masą jajeczną.*** Piec ok. 25-30 minut w temperaturze 180 stopni. 


* z podanej ilości wyszedł mi spód na jedną dużą tartę i 5 małych tartaletek

** ja po pokrojeniu rabarbaru, zasypałam go kilkoma łyżkami cukru i poczekałam aż puści sok, później go odcedziłam i ułożyłam na podpieczonym spodzie.

*** w wersji ChilliBite przed zapieczeniem tarta była jeszcze posypana płatkami migdałowymi, ja ich nie użyłam

Kruchy migdałowy spód jest jednym z lepszych jakie jadłam - chrupiący, o aromacie migdałów, może być z powodzeniem używany jako spód do innych słodkich tart.


piątek, 21 maja 2010

ZAGADKA! Komu FONDUE DO CZEKOLADY? Mój mały KONKURS:)


Dziś po raz pierwszy nieśmiałe, ale witane oklaskami promienie słońca wyjrzały na nas zza chmur! Witaliśmy je oklaskami - naprawdę dobrze było przekonać się, że słońce o nas nie zapomniało. 
Ponieważ radość najlepiej smakuje, jeśli można się nią podzielić z drugą osobą, pomyślałam, że jeśli nie słońcem, to przynajmniej zabawą i nagrodą mogę się z Wami podzielić. Stąd pomysł na mały konkurs. Osoba, która jako pierwsza udzieli prawidłowej odpowiedzi na pytanie: 

"Co przygotowałam z pokazanych składników?" 

otrzyma ode mnie zestaw fondue do czekolady i także będzie mogła dzielić czekoladową przyjemność z kimś bliskim:)

Zapraszam Was serdecznie do zabawy. Dla ułatwienia dodam, że nie przygotowałam fondue czekoladowego, a wszystkie użyte składniki pokazane są na zdjęciach, jednak nie w takich proporcjach w jakich zostały wykorzystan.
Na odpowiedzi czekam do soboty do północy. O wynikach konkursu poinformuję Was w najpóźniej w poniedziałek.

Zaczynajcie zgadywać:) Powodzenia:) 

czwartek, 20 maja 2010

W czasie deszczu dzieci...

 

... się nie nudzą! Mają przecież tyle do zrobienia! Nowa stacja kosmiczna z klocków L. Kolorowanie 3-metrowej tapety (takiej specjalnej do późniejszego wytapetowania pokoju, ale u nas kupionej tylko po to, by wspólnie pobawić się kolorami). Wycieczka dookoła świata, w tym wspinaczka na Mount Everest, zasponsorowana przez googlowską mapę świata ("O! lecimy nad naszym domem!"). Domowe kręgle; bierki; scrabble w wersji light (dla juniorów); zabawa w chowanego, studiowanie atlasu ptaków, rozmowy na ważne i jeszcze ważniejsze tematy ("Mamo, dlaczego w przedszkolu, kiedy P. założył na głowę tamburyno, to nie mógł go później zdjąć?"); zabawa z dziadkiem; wiosenne porządki z babcią; zacięty finał piłkarzyków z tatą. Nie ma czasu na nudę. Nie ma czasu na telewizję, bo i nie ma telewizora (hurra!). Mamy tyle czasu dla siebie! I zawsze znajdziemy czas na wspólne pieczenie ciasteczek.
Odkąd tylko małe rączki były na tyle sprawne, by nabrać mąkę, zamieszać składniki i otworzyć słoik, mam w kuchni najlepszego i gorliwego pomocnika. I choć mały Szef Kuchni nie umie jeszcze dobrze czytać, to nikt tak jak On nie umie ubić  i usmażyć puszystego omleta.  
Uwielbiam nasze wspólne warsztaty kulinarne - choć często poprzedzone długimi i niełatwymi negocjacjami pt" Co upieczemy", zawsze mają słodki i smaczny finał. I jak przystało na poważnie traktującego sprawę fachowca, do pracy przystępuje zawsze z odpowiednim sprzętem:),  w jakże poręcznej wersji "mini".

Ostatnio dość zgodnie nasz wybór pada na ciasteczka z masłem orzechowym. Przygotowuje się je bardzo prosto i szybko - całość zajmuje niecałe 30 minut (licząc z czasem potrzebnym na nalanie sobie szklanki mleka). No, i mają wszystko to co lubimy - są chrupkie na zewnątrz i cudownie ciągnące w środku. Jedyny minus - znikają za szybko:) 
Przepis pochodzi od Dorotus.


SKŁADNIKI  
pół szklanki cukru 
pół szklanki jasnego brązowego cukru  
pół łyżeczki soli 
115 g masła lub margaryny 
115 g masła orzechowego 
1 jajko 
pół łyżeczki ekstraktu z wanilii 
1 szklanka mąki 
pół łyżeczki sody oczyszczonej

Cukry wymieszać, dodać sól, masło, zmiksować, aż mikstura będzie lekka i kremowa. Wbić jajko, dodać wanilię i zmiksować. Mąkę wymieszać z sodą, zmiksować z resztą ciasta.
Z masy formować kulki, rękoma oprószonymi mąką (masa się bardzo klei). Kulki powinny być mniejsze niż orzech włoski, ponieważ ciastka podczas pieczenia bardzo rosną. Kulki układać na blaszce w dużych odstępach, spłaszczać widelcem, nadając im wzorek 'w kratkę'.*
*nie formujemy kulek, nakładamy masę łyżeczką bezpośrednio na blachę pod wpływem temperatury masa się "rozleje" i uzyska kształt ciasteczkowy - lubimy ich nieregularność:)


Piec około 5 - 7 minut w temperaturze 200ºC. Odczekać chwilę przed ściągnięciem z blachy (będą bardzo miękkie i muszą stwardnieć). Studzić dalej na kratce. Smacznego!

poniedziałek, 17 maja 2010

Raz, dwa, trzy próba maszynki, wygrany los i sól do lodów, czyli ....



.... znalazłam w kieszeni mały pieniążek. Kupiłam za niego los. Jeszcze mniejszym grosikiem zdrapałam trochę większy pieniążek. Wygrałam! Niewiele, ale jaka wielka radość! Zwykle to ja rozdaję prezenty, w dawaniu jest przecież tyle przyjemności. Tym razem jednak postanowiłam obdarować samą siebie. Choć nie do końca, bo  przecież z największą ochotą będę nakładać kolejne gałki najbliższym. Maszynka do lodów była zawsze na mojej liście marzeń. Już kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam skrycie o "domowej fabryce lodów" , i prawdę mówiąc raz byłam o krok od jej posiadania, wówczas maszyna trafiła jednak w inne ręce. Cóż... Czekałam. Długo. Cierpliwie. I mam! Ucieszyłam się jak dziecko, kiedy listonosz zadzwonił do drzwi i kiedy z lubością i zniecierpliwieniem mogłam zacząć zrywać papier ze starannie zapakowanego pudełka. Jest!  Próba techniczna na sucho - zaliczona pozytywnie. Mogę zacząć przyjmować zamówienia: 2 x waniliowe, 1 x truskawkowe, 1 x malinowe.... Lista smaków i kolejności kręcenia szybko się zapełnia. Za waniliowymi nie przepadam, ale czego się nie robi (kręci właściwie) dla ukochanego dziecka? Truskawkowe, malinowe - pyszne, ale nie mam już mrożonych owoców - zniknęły pod chrupiącymi pierzynkami crumble i w  semifreddo.  Więc może cytrynowe z miodem i tymiankiem - muszę je koniecznie spróbować! Wybór, choć na razie wyłącznie wirtualny zaczyna być coraz trudniejszy. 

 

Ale to właśnie wirtualny świat podsunął w końcu odpowiedź. To było jak miłość od pierwszego wejrzenia! Salted Butter Caramel Ice Cream wypatrzone na stronie Davida Lebovitza były odkryciem, któremu po prostu  nie mogłam się oprzeć. Już jakiś czas temu zakochałam się w słodko-słonym mezaliansie smaków. Karmelowe lody z solonym masłem i chrupiącym słodko-słonym karmelem zawładnęły moją wyobraźnią. Od wczoraj zajmują pierwsze miejsce  na liście ulubionych lodów, od dziś nie wyobrażam sobie, że może ich zabraknąć w zamrażarce, od jutra zabiorę się za kręcenie kolejnych porcji. 
Są zaskakujące - już sama nazwa wprawie pewnie niejedną osobę w stan lekkiego (jeśli nie wielkiego) zdumienia. Są pracochłonne, ale kto nie lubi wyzwań, nigdy nie odkryje jaka radość wieńczy dzieło. Są słodkie. Są kremowe. Są karmelowe. Są lekko słone. Są chrupiąco-ciągnące. Są boskie! Smak soli jest idealnym balansem do słodyczy karmelu.  Jest jak dalekie echo. Karmelowo-słona pralina choć na etapie przygotowania jest bardzo twarda, pod wpływem zamrożenia lekko topnieje i przypomina karmelowe cukierki-ciągutki. Rozkosz! Prawdziwa! Niezwykła! Spróbujcie! 

Przepis cytują za Davidem Lebovitz, z moimi drobnymi zmianami.
To moja pierwsza propozycja do Lodowej akcji, którą organizuje Kasandraa6.

SKŁADNIKI

Na karmelową pralinę 
1/2 szklanki (100 g) cukru
3/4 łyżeczki soli morskiej

 Na masę lodową
2 szklanki (500 ml) mleka  
1,5 szklanki (300 g) cukru
4 łyżki (60 g) solonego masła
1/2 łyżeczki soli morskiej
1 szklanka (250 ml) śmietany kremówki
5 dużych żółtek
3/4 łyżeczki ekstraktu waniliowego

1. Do wykonania praliny karmelowej należy przesypać cukier do garnka o grubym dnie i równomiernie rozłożyć. Cukier rozpuszczać na średnim ogniu, unikając mieszania - dzięki temu cukier równomierni się skarmelizuje i nie powstaną grudki. Jeśli jednak  nie możecie powstrzymać się od mieszania i powstaną grudki, nie należy się tym przejmować - rozpuszczą się później. Cukier karmelizować do momentu, aż osiągnie piękny złoto-brązowy kolor. Należy uważać, aby go nie spalić!

2. Kiedy karmel jest gotowy, należy natychmiast dosypać do niego sól i wymieszać, aby się rozpuściła i połączyła z całością. Zdjąć z ognia.

3. Gorący karmel jak najszybciej wylać na przygotowany wcześniej papier do pieczenia lub najlepiej matę do wypieków (wielokrotnego użycia). Należy to robić szybko, gdyż karmel szybko twardnieje. Po wylaniu karmelu trzeba unieść matę i obracać, aby karmel rozlał się po jak największej powierzchni - dzięki temu będzie cieniutki i chrupiący.

4. Odstawić do całkowitego ostudzenia i stwardnienia.


5. Przygotowanie masy lodowej należy rozpocząć także od sporządzenia karmelu. Do rondla o grubym dniu wsypać 300 gr cukru i rozpuszczać na średnim ogniu do momentu otrzymania złoto-brązowego karmelu. Podobnie jak przy pralinie, unikać mieszania, aby nie powstały grudki (jeśli powstaną, rozpuszczą się podczas późniejszych etapów, więc nie należy się tym przejmować).

6. Skarmelizowany cukier zdjąć z ognia, dodać masło i sól. Mieszać energicznie do momentu, kiedy masło się roztopi. Następnie stopniowo wlewać śmietanę, także cały czas mieszając. Uwaga! Na tym etapie karmel może stwardnieć i sprawiać wrażenie nie nadającego się do dalszej obróbki. To normalne. Jakąkolwiek formę przybierze po dodaniu tych składników, należy umieścić go ponownie na średnim ogniu i mieszać aż do uzyskania jednolitej płynnej masy. Na końcu dodać mleko.

7. W misce ubić lekko żółtka i stopniowo, aby się nie zważyły, dolać do nich trochę gorącej zalewy. Dokładnie wymieszać i wlać z powrotem do rondla z resztą zalewy. Mieszać cały czas na średnim ogniu do momentu, kiedy masa zacznie gęstnieć (trwa to ok. 5 minut). Zdjąć z ognia, dodać ekstrakt waniliowy i ponownie wymieszać. Gotową masę można na końcu przelać przez sitko, ale na tym etapie ewentualne grudki powinny dawno się rozpuścić, więc nie jest to konieczne.


8. Masą należy dokładnie schłodzić - przepis podaje 8 godzin, u mnie trwało to ok. 4 godzin chłodzenia najpierw w temperaturze pokojowej, później w lodówce.

9. Schłodzoną masę przełożyć do maszynki do lodów i postępować dalej zgodnie ze wskazówkami producenta (u mnie lody kręciły się 35 minut).


10. Kiedy maszyna kręci lody, należy rozkruszyć pralinę na drobne kawałki. Ja użyłam do tego tłuczka do mięsa :)


11. Pod sam koniec kręcenia lodów, kiedy masa zacznie gęstnieć, dosypać kruszonkę z praliny i dokładnie wymieszać.

12. Gotową masę lodową przełożyć do plastikowego pojemnika i włożyć do zamrażarki. Mrozić kilka godzin lub do momentu całkowitego stwardnienia.



* Moje uwagi : 
- podstawą sukcesu jest przygotowanie i odmierzenie wszystkich składników przed przystąpieniem do pracy - ze względu na przygotowywanie karmelu należy działać szybko i sprawnie, więc nie ma czasu na ważenie, itp. w trakcie pracy.
- pralinę można przygotować na drugim etapie, w trakcie studzenia masy karmelowej. 

sobota, 15 maja 2010

ZAPLATANIE NA ŚNIADANIE

 




Zaplatać, pleść, poplątać.... można się zaplątać w słowach, znaczeniach, kierunkach. A jednak zawsze chodzi o to samo - łączenie w jedno, zebranie w całość. 
Czuję ulgę, gdy czytając książkę losy bohaterów zaczynają splatać się w całość. 
Chcę wierzyć, że idąc za głosem serca zaplatam kolejne dni w historię, która nie jest nijaka. 
Wracam myślami do dni, kiedy wczesnym rankiem mała dziewczynka siada w kuchni z kubkiem kakao. Jej mama zawsze ma czas, by zapleść jej warkocze, zawiązać czerwone kokardki, przytulić przed wyjściem. 
Dziś to ja podgrzewam mleko do porannego kakao. Rozplątuję wczorajsze sny. I czekam na wspólny poranek. Za chwilę splączą się nasze słowa, pomysły, radości. Uwielbiam to beztroskie poplątanie. 
Uwielbiam zaplatać chałkę, kroić jeszcze ciepłą, smarować grubo masłem i popijać mlekiem. A Wy?


*przepis na chałkę cytuję za Gosią ze Sweet art, z moimi drobnymi zmianami
To moja propozycja do akcji Mico "Śniadania Majowe"
 
SKŁADNIKI NA 1 DUŻĄ CHAŁKĘ 
na ciasto:
500g mąki
łyżeczka soli 

7g suszonych drożdży lub 30g świeżych * (użyłam świeżych)
1łyżka cukru 

2jaja
2łyżki cukru * (dałam 4:) 

200g mleka
40g masła



na kruszonkę :
40g mąki
25g masła
1,5 łyżki cukru
dodatkowo
:
1żółtko
1łyżka mleka


Mąkę wymieszać w misce z solą.
Drożdże rozpuścić z łyżką cukru i 3 łyżkami mleka. Odstawić do aktywacji drożdży, czyli na ok. 10-15min. Jaja roztrzepać z cukrem. Masło roztopić, dolać mleko. Płyn ma być ciepły, ale nie gorący. 
Zrobić w mące środeczek. Wlać w niego po kolei: drożdże, mleko z masłem i jajka.
Wyrabiać ciasto ok. 10min *(ja wyrabiałam maszynowo i trwało to ok. 2-3 minut)
Wyrobione ciasto włożyć do miski obsypanej leciutko mąką, przykryć folią spożywczą i ostawić w ciepłe miejsce na ok. 2godz. *(u mnie wyrastało niecałą godzinę)
Odgazować ciasto (wbijając w nie pięść kilkakrotnie). * (to bardzo odstresowuje: )
Podzielić na 5 równych części (180g) *(ja podzieliłam na 3 i zaplotłam typowy warkoczyk)
Uformować z nich długie, ale nie za cienkie wałki i zapleść warkocz (dokładna instrukcja na stronie Sweet art). 



Zaplecioną chałkę położyć na foremce, przykryć ściereczką i odtawić na ok.1godz. do podwojenia objętości.
Przed pieczeniem posmarować żółtkiem roztrzepanym z mlekiem, posypać kruszonką.
Piec w 190 st. C przez 20-30min. do zarumienienia.

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails