Strony

poniedziałek, 30 stycznia 2012

TU I TAM nr 19. Pasta nie jedno ma imię. Pappardelle e maltagliati. List o szczęściu.




Tak niewiele potrzeba.
Mąka, jajka, oliwa.
I dłonie.
One są tu najważniejsze.
Kilka chwil zamkniętych w krawędziach stolnicy.
Ruchy miarowe, czułe, gdy trzeba stanowcze.
Wytrwałość nagrodzona cieniutkim arkuszem.
Niczym kupon materiału, czeka na skrojenie.
Pasta fresca.
 A przy stolnicy Amber i ja.
Zobaczcie co wyszło spod naszych rąk. 


Czy wiecie, że słowo maccheroni (makaron) pochodzi od greckiego słowa macarios oznaczającego szczęśliwy?
Niezmiennie zachwyca mnie to, jak słowa i ich historia potrafią pięknie definiować zjawiska, przedmioty, a przede wszystkim jedzenie.


Zapyta ktoś, ale co ma wspólnego zwykły makaron ze szczęściem?
Trzeba zacząć od tego, że makaron nie jest zwykły, choć wyróżnia go niezwykła prostota. 
Ale to ona właśnie decyduje o jego wyjątkowości. 


Nie trzeba przecież wiele, by rozłożyć na stole wielki arkusz ciasta.
Kopczyk mąki, kilka jajek, parę kropel oliwy. 
Wszystko razem zawinięte w dłonie. 


Masaż, dotyk, czułość.
Kilka chwil zgarniętych w całość.
Ciepło dłoni odciśnięte w kulce ciasta. 
Szczęście łaskocze już powieki i rozsiada się w kącikach ust. 


Zaczynam zbierać myśli, jak przed pisaniem listu.
Chcę być gotowa.
Za chwilę spod wałka wyjdzie cieniutkie jak pergamin, gotowe do skrojenia ciasto. 
Lubię tą chwilę.


W głowie szumi od szczęścia. 
Choć to przecież nie koniec. 
Pora wybrać fason, krój, dodatki. 
Linijka za linijką, kartka za kartką mój list się zapełnia. 


Zaczynam myślami otulać Adresata. 
Zawijam list w jego ulubione smaki, dorzucam szczyptę niespodzianki, odrobinę zaskoczenia. 
Wysyłam. 


Z koperty białego talerza unosi się zapach. 
Widzę jak Adresat pochyla nad nim głowę i zamyka oczy.
Wiem, że właśnie zaczął czytać mój list. 


Najpierw aromat - subtelny, wciągający wstęp, od którego nie można się już uwolnić. 
Linijka za linijką, kartka za kartką pochłania kolejne smaki. 
Opowiadam mu o wiosennej polanie porośniętej niedźwiedzim czosnkiem. 


O gorących sierpniowym słońcu, w którym suszyłam pomidory.
O kwiatach nasturcji, których pąki cudownie udają kapary.
O podróży do ciepłych krajów, w których dojrzewają cytryny.


I o Prowansji, skąd płynie jego ulubiona oliwa. 
Gdy kończy wiem, że wkrótce znów wyślę do niego list.
I wiem, że ten list też będzie o szczęściu. 


Wiem też, że coraz mniej z nas pisze listy na papierze. 
Równie niewiele robi domowy makaron. 
A przecież jedno i drugie wymaga tak niewiele wysiłku, a daje tak dużo - szczęścia właśnie!


Może tym postem uda nam się się z Amber namówić Was do powrotu?
Do prostych czynności, które jeszcze niedawno były tak samo powszechne, jak dzisiejsze wpisy na portalach internetowych i "domowy rosół" instant z gorącego kubka....


Mój list o szczęściu pisałam na grubych linijkach pappardelle i dużych płatach maltagliati.
Do ciasta na makaron dodałam garść czosnku niedźwiedziego, którego zapas nadal znacznie podnosi wartość mojej zamrażarki.


Po rozwałkowaniu nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ciasto przypomina piękny arkusz papieru czerpanego ...
Chciałam, żeby pasta była najważniejsza, a dodatki jedynie podkreślały jej wyjątkowość. Dlatego zrezygnowałam z przygotowania sosu. 


Grube wstążki pappardelle podałam z oliwą zmieszaną z łyżką czosnkowego confit (przepis tu - klik), posypałam kaparami, świeżo startą skórką z cytryny oraz odrobiną parmezanu. Cudowne, rześkie, uzależniające!


Płaty maltagliati skropiłam obficie oliwą, w której od sierpnia moczyły się suszone pomidory. Stamtąd pochodzą też listki bazylii i oczywiście same pomidory, drobno pokrojone. Nie umiem zdecydować, która wersja jest smaczniejsza - obie w swej prostocie okazały się genialne w smaku. 


PASTA FRESCA Z CZOSNKIEM NIEDŹWIEDZIM 

3 jajka
190 g semoliny 
60 g mąki pszennej
szczypta soli
1-2 łyżki oliwy
garść czosnku niedźwiedziego (użyłam mrożonego, odparowanego)


Na stolnicę wsypać obie mąki,  w środku zrobić wgłębienie i wbić do niego jajka oraz dodać szczyptę soli.  Palcami powoli zgarniać mąkę z brzegów i łączyć z jajkami. Wyrabiać do momentu aż ciasto zacznie formować grudki. Dodać posiekany i odparowany na patelni czosnek niedźwiedzi (podobnie jak szpinak zawiera dużą ilość wody, więc odparowania, zwłaszcza w przypadku mrożonego, jest konieczne). Wyrabiać do momentu uzyskania gładkiego elastycznego ciasta, które nie lepi się do rąk.  Przełożyć do miski, nakryć ściereczką lub folią i odstawić na ok. 30 minut.


Zagniecione ciasto wyłożyć na posypaną mąka stolnicę i wałkować do otrzymania bardzo cienkiego arkusza. Można wykonywać tą czynność za pomocą maszynki do makaronu, ja jednak wolę prace ręczną. Cieniutko rozwałkowane ciasto podzieliłam na dwie części. Z jednej wycięłam paski pappardelle o szerokości ok. 1 cm, drugą pocięłam na prostokąty, choć maltagliati nie muszą mieć regularnych kształtów.
Jak przystało na pasta fresca, oba makarony gotowałam al dente w osolonej wodzie.
Po ugotowaniu odcedziłam i połączyłam z wybranymi dodatkami.


PAPPARDELLE Z KAPARAMI I CYTRYNĄ 

oliwa z oliwek
świeżo starta skórka z cytryny
kapary
1 łyżka czosnkowego confit (ewentualnie można pominąć, ale to już nie to samo)
świeżo starty parmezan do posypania

Ugotowany i odsączony makaron przełożyć do miski. Zalać oliwą zmieszaną z confit, wymieszać i przełożyć na talerze. Posypać kaparami, skórką cytrynową i parmezanem.




MALTAGLIATI Z SUSZONYMI POMIDORAMI

suszone pomidory
oliwa, w której zalane były pomidory
bazylia i czosnek z zalewy

Ugotowany i odsączony makaron przełożyć do miski. Zalać oliwą z suszonych pomidorów. Dodać drobno pokrojone suszone pomidory oraz listki bazylii i płatki czosnku - zawsze dodaje je do oliwy, którą zalewam suszone pomidory. Wymieszać, przełożyć na talerz i zjadać z apetytem;)


Jeśli lubicie prace ręczne, polecam Wam także bardzo domowe orecchiette - przepis tu - klik.

piątek, 20 stycznia 2012

Karnawał dla wytrawnych. Występują serowe biscotti z zielonym pieprzem i confit z czosnku.



Maski.
Stroje.
Kostiumy.
Nowa skóra.
Nowe szaty.
Nowa rola.


Gra.
Zamiana.
Przebranie. 
Karnawał po prostu.


Kamuflaż z błyskiem oczu podglądających świat przez tajemniczą maskę. 
Pociągające są takie zmiany. 
Nowe role. 
Ciekawe spojrzenia.
Odrobina intrygi.
Szczypta zagadki.


Solidna porcja zabawy czy pragnienie ucieczki?
Przed kim, przed czym?
Skąd, dokąd?

Z rutyny do nietuzinkowości?
Z szarości w kolory?
Z ciszy w krainę roztańczonych dźwięków?


Lubicie to?
Karnawał, stroje, maski, bale, zabawa. 
Czy może nie macie potrzeby ani ochoty wchodzenia w inne światy, nowe role?


Przyznam, że dla mnie karnawał nie ma szczególnego znaczenia. 
Nie odczuwam specjalnie jego początku, nie świętuję wyjątkowo jego odejścia. 
Nie przeszkadza mi, ale też nie wciąga.


Nie żyję zgodnie z kalendarzem zdarzeń narzucających odgórnie - teraz czas na zabawę, jutro na przesłodzony wybuch miłości w postaci Walentynek. 
Wierna jestem jedynie świętom Bożego Narodzenia i Wielkanocy, cała reszta mogłaby nie istnieć (oczywiście z wyjątkiem moich urodzin;)


Czy jestem zatem nudziarą? Smutasem, który z niczego nie potrafi się cieszyć? A może staroświecką panią, która nie rozumie halloweenowych strachów ani nie mdleje zlana pąsowymi wypiekami na widok krwistoczerwonych serc-poduszek?


Otóż nie! 
Uwielbiam zabawę, żarty, przebrania, śmieszne stroje, głupie miny. Ilość rzeczy, jakie mnie cieszą przekracza czasem nawet moje pojęcie. 
Ale za tym wszystkim kryje się mój wielki egoizm - to wszystko może mieć miejsce tylko wtedy, gdy mam na to ochotę. Tylko wtedy i już!


I tak miałam ochotą na szalonego walczyka z moim Synkiem podczas jego balu karnawałowego. Ale która panna odmówiłaby tańca z szefem kuchni, za którego był przebrany?!


Nie dam się jednak namówić na tegoroczny wielki szkolny bal rodziców. Wybrałam bowiem konkurencyjną imprezę w szkolnej kuchni - razem z kilkoma innymi rodzicami, pod bacznym okiem wprawnego szefa kuchni, przygotujemy wszystkie potraw na ten bal. Zajmiemy się też krojeniem kilkudziesięciu ciast (w tym mojego) upieczonych przez szkolne mamy dla 180 osób!


Moja kreacja już gotowa -ulubiony fartuch i czapka czekają na wyjście. To będzie pierwszy taki mój bal w kuchni i już nie mogę się doczekać! Nie znam menu, nie mam pojęcia w jakim rytmie będą stukać garnki, ale jestem pewna, że na zadaną przez szefa melodię każda z nas będzie chciała jak najsmaczniej zatańczyć.


Gdybym miała okazję układać menu, na pewno znalazłyby się w nim biscotti. Nie te tradycyjne, słodkie, ale wytrawne, serowe. Z zielonym pieprzem i suszonymi pomidorami.


Lubię takie zabawy, gdy słodkie zamienia się w wytrawne i na odwrót. Pamiętacie ciasto pomidorowe i lody z camemberta? Taki kulinarny bal przebierańców.


Tym razem padło na wytrawne biscotii, od których zdążyłam się już uzależnić. Są rewelacyjne!
Zielony pieprz cudownie tu ekscytuje, choć daje się delikatnie złagodzić słodyczą suszonych pomidorów. Chrupiąco, serowo, wytrawnie - pysznie!


A do tego zniewalające confit z czosnku. Jeśli lubicie smak pieczonego czosnku, to zakochacie się w tym confit. Jest cudownie aksamitne, podszyte aromatem cytryn i tymianku. Zróbcie je koniecznie!


Zanim popędzę na mój bal, muszę Was jeszcze zapytać o strój karnawałowy - w co się przebieracie (przebieraliście) ? Wróżka, strażak....? 



WYTRAWNE SEROWE BISCOTTI Z ZIELONYM PIEPRZEM I SUSZONYMI POMIDORAMI

2 jajka
1 szklanka sera żółtego, najlepiej cheddar
1 szklanka mąki i odrobina do podsypania
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 łyżki ziaren zielonego pieprzu z zalewy
4-5 plastrów suszonych pomidorów
3/4 łyżeczki soli


Jajka zmiksować z serem (ok. 1 minutę). Dodać mąkę, proszek do pieczenia, sól i zielony pieprz. Ponownie zmiksować, na koniec wrzucić pokrojone drobno suszone pomidory. 


Ciasto przełożyć na posypany mąką blat i delikatnie zagnieść, aż stanie się plastyczne i wszystkie składniki dobrze się połączą.  Uformować, aby uzyskało podłużny  kształt, lekko docisnąć z wierzchu.


Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 170 stopni i piec 20-25 minut. 
Po tym czasie wyjąć z piekarnika  i przestudzić przez ok. 10 minut, a następnie pokroić na plastry o średnicy ok. 1 cm. 


Ułożyć je płasko na blasze do pieczenia i ponownie wstawić do piekarnika na ok. 15 minut, aż lekko zbrązowieją. Wyjąć, odwrócić na drugą stroną i trzymać jeszcze w piekarniku przez kolejne 10-15 minut.


CZOSNKOWE CONFIT Z TYMIANKIEM

30 obranych ze skórki ząbków czosnku
5 plastrów cytryny
2 liście laurowe
2 łyżki siekanego tymianku (użyłam suszonego)
1 łyżeczka soli
1 szklanka oliwy z oliwek


Piekarnik nagrzać do temperatury 150 stopni. Wszystkie składniki przełożyć do żaroodpornego naczynia z pokrywką. 
Lekko wymieszać i wstawić do piekarnika na 30 minut. 


Po tym czasie delikatnie zamieszać zawartość naczynia i ponownie włożyć piekarnika na kolejne 30 minut. 


Wyjąć, przestudzić, usunąć liście laurowe i plastry cytryny, odlać część oliwy (ok. 1/3 ) - można wykorzystać ją do sałatek, czy innych celów, a resztę przełożyć do blendera i dokładnie zmiksować. Gotową pastę można spożywać od razu lub przełożyć do słoika i wstawić do lodówki.


* przepis na biscotti zmodyfikowany na podstawie tego przepisu - klik. 
** przepis na czosnkowe confit pochodzi z tej strony - klik