Gdy chodziłam do szkoły na lekcjach zwanych potocznie "pracami ręcznymi" uczyliśmy się szydełkowania, haftowania i robienia na drutach. Późną jesienią szykowaliśmy budki dla ptaków, wiosną szyliśmy na maszynie letnie bluzki. Zaliczyłam też tekturowy peryskop, misę z masy papierowej i małą makietę księżyca.
Raz zrobiliśmy sałatką ziemniaczaną.
Osiem lat szkoły i tylko raz dane nam było zamienić "prace ręczne" w gotowanie, a właściwie samo krojenie, bo ugotowane ziemniaki przyniosły nam ze stołówki panie kucharki.
Nie wiem jak Wy, ale ja ogromnie żałuję, że moja szkolna edukacja szerokim łukiem omijała temat jedzenia i gotowania. Zazdroszczę dzieciom, które żyją w krajach, gdzie poznawanie smaków i aromatów stanowi integralną część nauki. Przeraża mnie świadomość, że zbliżamy się do modelu, jaki oglądaliście pewnie w rewelacyjnej serii programów "Jamie w szkolnej stołówce". Dzieci w angielskich szkołach nie potrafiły nazwać cebuli, były bliskie omdlenia na samą myśl o zjedzeniu sałaty, a porcje zdrowych i pełnowartościowych obiadów niemal w całości trafiały do kosza.
Byłam pod wielkim wrażeniem Jamiego, który przebrany bodajże za kolbę kukurydzy stawał na głowie, by namówić dzieci i rodziców do odstawienia chipsów, batonów i innych fast-foodowych zapychaczy. W końcu najbardziej opornych uczniów zaprosił do wspólnego przygotowania obiadu. I to był prawdziwy sukces. Dzieci nie tylko wspaniale sobie poradziły z gotowaniem, ale przede wszystkim zjadły z apetytem przekonując się, że zdrowe jedzenie jest naprawdę smaczne.
Od dwóch tygodni mam w domu Pierwszoklasistę. Wczoraj wróciłam z pierwszego szkolnego zebrania. Już wiem co przewiduje program nauczania na ten rok i że ścieżka matematyczna zakłada naukę liczenia do ... 10! Nie wiem jeszcze czy uda się namówić wychowawczynię na zajęcia "kulinarne". Wiem za to, co czeka na dzieci w szkolnym sklepiku. Codziennie, jeszcze przed pierwszym dzwonkiem ustawia się tam długa kolejka małych i troszkę większych klientów. Kolejka wolno się posuwa, bo towaru jest dużo, a wybór ciężki: zielone żelki "na metry" czy gumy "łamiszczęki"; Cola czy oranżada; chipsy z papryką czy z bekonem; jadalny papier czy różowa żelkowa żaba, a może hot-dog, hamburger czy ....
Czy tylko ja uważam, że towar w sklepiku nadaje się do całkowitej wymiany? Czy nie można zamienić żelek na owoce, wstrętnie żółtej oranżady na soki owocowe, a ociekającego keczupem hot-doga na świeżą drożdżówkę?
Czy dzieci zahipnotyzowane ilością słodyczy i chipsów będą miały ochotę na miskę sałaty, domowy obiad? Wciąż mam nadzieję, że tak.
Czy możemy coś zrobić? Oczywiście! Zaprośmy dzieci do kuchni. Gotujmy i pieczmy razem. Pozwalajmy im dotykać, wąchać, mieszać i bałaganić. Niech zaprzyjaźnią się z warzywami, mąką, surowym ciastem. Jeśli tylko mamy czas organizujmy dzieciom kuchenne "prace ręczne" i uczmy ich, jak zostać smakoszem zdrowego jedzenia.
U mnie na ostatnich zajęciach z "prac ręcznych" powstał domowy pomidorowy makaron orecchiette. Ciasto jest niebywale plastyczne, właściwie do złudzenia przypomina plastelinę, co gwarantuje dzieciom wspaniałą zabawę i ogromne chęci do współpracy. Po ugotowaniu makaron jest miękki i sprężysty. Ja podałam go z czosnkiem i cukinią, tak jak w przypadku spaghetti, o którym pisałam tu. Możecie oczywiście przygotować swój ulubiony sos.
Namawiam Was gorąco do "prac ręcznych" , a do tego przepisu na makaron w szczególności! Smak jest wyśmienity, a satysfakcja z samodzielnie przygotowanego obiadu bezcenna!
POMIDOROWE ORECCHIETTE
/NA 4 PORCJE/
350 g mąki pszennej
4 żółtka
160 g koncentratu pomidorowego
sól, pieprz
2 łyżki oliwy
Wszystkie składniki na ciasto dokładnie zagnieść i odstawić pod przykryciem na minimum 20 minut.
Ciasto podzielić na kilka mniejszych części i uformować z nich cienkie wałeczki o średnicy ok. 1/2 cm. Pokroić je na kawałeczki równiez ok. 1/2 cm. Każdy z nich rozgnieść kciukiem, aby powstało wgłębienie na kształt muszelki.
Ja z części ciasta przygotowałam też makaron w kształcie wałeczków, niestety nie pamiętam nazwy - może Wy wiecie jak się nazywa?
W garnku zagotować osoloną wodę. Makaron wrzucić do wrzącej wody i gotować ok. 5-6 minut. Odcedzić.
Przygotować sos.
CUKINIA Z CZOSNKIEM
1 średnia cukinia
3 duże ząbki czosnku
oliwa
Cukinię umyć, osuszyć i pokroić w cieniutkie paseczki - ja używam do tego specjalnej "obieraczki-krajaczki". Czosnek obrać i pokroić na cienkie plasterki. Oliwę rozgrzać na patelni, wrzucić czosnek i smażyć do momentu aż nabierze delikatnie złotego koloru , dodać pokrojoną w paseczki cukinię i podsmażać ok. 5 minut, doprawiając do smaku solą i pieprzem. Gdy cukinia zmięknie, dodać przestudzony makaron, dobrze połączyć z resztą składników. Wykładać na talerze dodatkowo skrapiając oliwą. Smacznego!
* przepis pochodzi z magazynu KUCHNIA 5/2009, wprowadziłam moje drobne zmiany.
Domowy makaron to wspaniała sprawa :)
OdpowiedzUsuńA co do kulinarnej edukacji to rzeczywiście - ona nie kuleje - ona leży :(
Moja córcia rozpoczyna edukacje za rok ale już jestem przerażona. Od chipsów stronię jak od ognia a tu nieraz widzę grupkę dzieci wracających ze szkoły i każdy ma w ręku paczkę tego świństwa. Też się zastanawiam jak uchronić dzieci przed byle jakim jedzeniem. W naszym domu dużo mówi się o tym co zdrowe co nie, ale zdaję sobie sprawę ,że rówieśnicy mają na siebie spory wpływ. Idealnie byłoby gdyby moje dziecko powiedziało w szkole ja chipsów nie jadam bo są niezdrowe i wyciągnęło np chrupiącą marchewkę. Czy będzie postrzegane jak dziwoląg?
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba propozycja pomidorowego makaronu , chętnie wypróbuję,dziękuję za przepis:))
Uwielbiam Twojego bloga, czyta się go fantastycznie, robisz przepiękne zdjęcia, a na dodatek zazwyczaj czytasz w moich myślach... ja już od dłuższego czasu myślę o zrobieniu domowego makaronu.
OdpowiedzUsuńSwietny pomysl takie gotowanie z dziecmi. Ja zamierzam juz wkrotce upiec z moim Maly pierwsze ciasteczka :) Mam nadzieje, ze bedzie sie swietnie bawil przy ich wycinaniu :) A na domowy makaron i ja nabralam ostatnio ochoty. Zamierzam sobie kupic maszynke do makaronu (taka, co cuda z niej wychodza) i bede tworzyc :)
OdpowiedzUsuńMnie ten drugi makaron skojarzyl sie z toskanskim makaronem o nazwie pici, ktory Jamie Oliver prezentuje w swojej ksiazce "Wloska wyprawa Jamiego" :) Moze to ten? :)
Pozdrawiam Aniu :)
Zapomnialam napisac, ze Twoj makaronik bardzo mi sie podoba i na pewno skorzystam z przepisu :) Dania z jego dodatkiem musza byc naprawde pyszne.
OdpowiedzUsuńmoże chodziło Ci o liguryjskie trofie:) trofie robi się tylko z mąki i wody.
OdpowiedzUsuńcałość wygląda pięknie, wypróbuję już wkrótce:)
Makaron po prostu fajoski!
OdpowiedzUsuńDobrze, że o tym piszesz Aniu - sklepiki szkolne przeładowane są wszelkiego rodzaju słodyczami, napojami gazowanymi itd. Przeraża mnie to na samą myśl, że dzieciaki odruchowo kupują z samego rana puszkę coli i batona czy paczkę chipsów. Nie wyobrażam sobie nie nauczyć Alki "mieszania w cieście" i nie wyobrażam sobie kuchennego bałaganu bez niej za kilka lat :) Ja nie mogę się już tego doczekać:))))
OdpowiedzUsuńUwielbiam domowy makaron - nie ma sobie równych - Twój prezentuje się wysmienicie, chciałabym spróbować, może juz niebawem:)))
Pozdrawiam serdecznie:)))
Dołączam się do apelu: gotujmy z dziećmi!!! Mój jeszcze za mały na wtykanie rączek w ciasto, ale już niedługo!:) Po pierwszych zdjęciach myślałam, że zrobiliście kiełbasę :) A makaron muszę przetestować koniecznie. Buźka
OdpowiedzUsuńAniu, z posta na post zadziwiasz mnie swoja kreatywnoscia! pozycz no troche ;-) juz sie nie moge doczekac (to bedzie jakies kilka lat!!) jak zrobie makaron z Twojego przepisu z Kruszynkiem!! :-)
OdpowiedzUsuńTili! Oj lezy, leży, i niestety słabe widoki na poprawę... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOzzie! Dobrze, że tak przygotowujecie córeczkę, my robiliśmy podobnie i podziałało - Synek odważnie i z pełnym przekonaniem odmawia jedzenia chipsów, itp. i nie jest na szczęście traktowany jak dziwoląg! Nie poddawajcie się:)
Kasiu! Dziękuję bardzo:) i serdecznie pozdrawiam!
Majko! To cudownie! Na pewno będzie wspaniale:)Też myślałam, że to pici, ale one zdaje się są puste w środku, bo "nawija" się je na drewniany patyczek... Uściski!
Anonimowy! O trofie tez myślałam, ale u mnie są żółtka .... Wypróbuj koniecznie! Pozdrawiam!
Arku! A jak fajowo się go robiło! Pozdrawiam Cię:)
Piegowata! Agnieszko, niestety taka jest szkolna rzeczywistość! Dlatego domowe "prace ręczne" są tak bardzo ważne. Pozdrawiam!
Paulino! Wiem, te ruloniki są takie "kiełbasiane":) Fajnie, że popierasz gotowanie z dziećmi!
Cudawianko! Oj, miło mi, ale o Tobie mogłabym z całego serca powiedzieć to samo - tak więc bądźmy dla siebie nadal inspiracją:)
OdpowiedzUsuńA gotowanie z Kruszynkiem na pewno będzie cudowne - chłopcy są wspaniałymi kuchcikami! Pozdrawiam Was serdecznie!
również oglądałam program z Jamie i byłam w szoku. My-dziewczyny, w szkole bardzo często przyrządzaliśmy różne potrawy podczas kiedy chłopcy robili coś "męskiego", a pod koniec lekcji wszyscy siadaliśmy razem i kosztowaliśmy :) szkoda, że to się zmienia :(
OdpowiedzUsuńpozdrowionka :)
przepysznie!
OdpowiedzUsuńPomidorowe kiełbaski są prześliczne!
OdpowiedzUsuńA w połączeniu z cukinią i czosnkiem to może być wspaniałe doznanie!
Uściski!
tak.. te kolejki do szkolnego sklepiku.. a mnie się wydaje, że domowe kanapki i tak są najpyszniejsze. ale wiem, że dzieciaki wolą chrupki czy żelki.
OdpowiedzUsuńdomowy makaron więc to świetna sprawa. szczególnie taki kolorowy.
Zaintrygowało mnie zdjęcie i ogromną ciekawościawczytałam się w tekst przypominając sobie odległe szkolne czasy :) Pomidorowymi kiełbaskami się zachwyciłam ;D
OdpowiedzUsuńZ jedzeniem ze szkolnych stołówek nie mam i nigdy na szczęście nie miałam styczności. W sklepiku dostępne były poranne obwarzanki i drożdżówki; soki owocowe i woda mineralna. To chyba dobrze?...
OdpowiedzUsuńMakaron domowy przewspaniały, podziwiam Cię, Aniu! Ja, gdybym tylko miała dla kogo i mogła bez ograniczeń korzystać z kuchni na pewno taki bym przygotowała.
Uściski!
Jesteś niesamowita! :) Ja dopiero kilka dni temu dostałam maszynkę do makaronu i w weekend przymierzam się to tagliatelle (po raz pierwszy!) i nawet nie marzę o takich pięknych orecchiette. Ale kiedyś i na nie przyjdzie pora. ;)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze,Baaardzo, baaardzo fajny blog! Po drugie, faktycznie to co się dzieje w szkołach to jedna wielka tragedia. Ja nie rozumiem jak dyrektorzy i nauczyciele mogą na to w ogóle pozwalać.
OdpowiedzUsuńNiby ludzie wykształceni i na poziomie, a doprowadzają do kompletnej degradacji kultury kulinarnej....ech...
Temat, który poruszasz jest niezwykle ciekawy i ważny, ja co prawda nie mam jeszcze dzieci, ale jak sobie myślę nawet teraz, ile bezmyślności, głupoty i nudy czeka je w szkole to prawie czuję, że fundowanie im tego będzie równoznaczne ze znęcaniem się i artykuły o dobrym wychowaniu można sobie podarować, bo niezależnie od tego, co ja zrobię to i tak gros swojego dziecięcego życia spędzą w bezsensownej, zabijającej ciekawość świata i fantazję instytucji. Ale, ale, koniec narzekania, bo ja, oczywiście, jestem już 5 minut po czasie bezwzględnego wyłączenia komputera, ale musiałam sprawdzić czy naprawdę TO zrobiłaś. Teraz widzę, że nawet tak żmudna czynność może być zabawą. Może to jakoś zainspiruje panie nauczycielki? (i od razu zaznaczam, że moje pretensje kieruję nie ku nim, ale ku systemowi). Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńkiedy zobaczyłam te fotografie, krzyknęłam z zachwytu! cudowny makaron. a z doświadczenia "smakowego" wiem, że domowy jest niebiański. ten, z półki sklepowej może się do magazynu schowac! xd
OdpowiedzUsuńoj ten sos to ja już wypróbowałam i jak raz zjadłam to później przez cały tylko to jedno danie mi w głowie było - jest pyszny!!!! A makaron - wygląda super.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Mnie przerazily te lamiszczeki. Pelne kolorantow, sztucznosci, zelatyny zaklejajacych dziecku buzie i barwiacych okropnie. Obserwowalam w tym roku dzieci kolonijne, jak odnosily pelne talerze opbiadu i biegly do sklepiku po te zelki i chipsy. O zgrozo! I wiesz, u nas w domu nie kupuje sie takich rzeczy, nie pijemmy napojow gazowanych, chipsy przydarzaja sie od swieta, ale poza domem nasz wplyw na jadlospis dzieci jest juz znacznie mniejszy i obowiazuja prawa stada. Chyba musimy dorobic sie problemow Anglikow na przyklad z otyloscia i chorobami u dzieci, zeby cos z tym w koncu zrobic. A najlepiej tak jak u nich - zakazac reklamy tych produktow...Makaron cudo, sprobujemy wkrotce razem z nasza ekipa. Buziaki, anna
OdpowiedzUsuńAniu podpisuję się pod tym postem (nie pierwszy zresztą raz :). W szkole mojej córki nie ma sklepiku z czego jestem bardzo zadowolona. Drugie śniadanie bierze więc z domu i żeby za każdym razem nie były to kanapki to czasami daję jej paszteciki, które pieczemy w domu (paszteciki smak dzieciństwa-mój pierwszy wpis na blogu). Dzieciom bardzo smakują, a jest to jakaś alternatywa "nudnych" kanapek. Przepis na makaron przepisuję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAniu nie jestes osamotniona w odczuciach co do szkolnych sklepików. Niestety, nawet unijne programy zywieniowe wprowadzane od czasu w skole (np. codzienie swieze warzywo do konsumpcji )nie zmieniaja mentalnosci dyrektorów szkól... A to przeciez od nich zalezy co w szkolnym sklepiku bedzie sprzedawane.
OdpowiedzUsuńA, cukinie podobna do twojej smaże na patelni i podaje jako przystawkę do drugiego dania :)
No niestety te sklepiki to porażka. Już myślę czasem że za naszych czasów było lepiej. Nie było nic i kupowałyśmy z koleżankami wracając ze szkoły kapusty kiszonej, którą wyjadałyśmy wespół w zespół z torby papierowej.
OdpowiedzUsuńWiele jest takich porażek: jak catering w Domach dziecka zamiast swojskiej kucharki i dyżurów w kuchni. Twoje dzieci mają szczęście. Może będą miały chęć ukręcić i takie kluski na grzebieniu ;-)
http://nakruchymspodzie.blogspot.com/2010/06/historia-pewnej-kluski-szparagi-po-raz.html
Olivio! A widzisz, mnie nie było dane takie szczęście:( Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńPaula! Dziękuję:)
Amber! To jest bardzo wspaniałe danie:) Całus!
Asiejko! Tak, kanapka domowa jest najpyszniejsza:) I makaron domowy też! Pozdrawiam Cię!
Szarlotku! Bardzo mi miło - dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie:)
Oliwko! Oj, dobrze, miałaś całkiem fajny towar w sklepiku:) Uściski!
Karolino! Wiesz, orecchiette to naprawdę łatwizna! Trzeba tylko mieć sprawny kciuk:) Maszynki zazdroszczę - ciągle wisi na mojej liście zakupów! Czekam w takim razie na pyszne tagliatelle w Twoim wydaniu, a dziś rozumiem u Ciebie risotto? Pozdrawiam:)
Tylmur! Podpisuję się pod opinią na temat edukacji, a za miłe słowa bardzo dziękuję i pozdrawiam:)
karoLino! Niestety, taka jest ta szkolna rzeczywistość:( A wiesz, robienie tych orecchiette wcale nie jest żmudne ani trudne - naprawdę łatwizna! Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie było konsekwencji w związku z 5-minutowym poślizgiem?:)
Karmel-itko! A ile radości i frajdy przy jego robieniu! Pozdrawiam:)
Jagienko! Myślałam o Tobie pisząc ten post, bo wiem, że ten sos bardzo Ci posmakował, może pokusisz się połączyć go z domowym orecchiette - zapewniam: PYSZNE!
Aniu! U mnie w domu obowiązują takie same zasady; Synek nigdy nawet Coli nie miał w ustach, podziwiam go niezmiernie za to, jak twardo i z przekonaniem trzyma się domowych zasad poza domem. Oby wytrwał jak najdłużej:) Pozdrowienia serdeczne!
Ewo! Zaraz sobie spiszę Twój przepis - kolejny fajny pomysł na alternatywę kanapek do szkolnego pudełka:)
Patko! Coraz więcej tych podobnych przepisów nas łączy:) Miłego weekendu!
Gospodarna narzeczono! Ależ mi wspomnienie odkurzyłaś! Kiszona kapusta! No przecież to był stały element powrotnej drogi do domu! A Twoje kluski cudowne - przeraża mnie to suszenie, ale i tak spróbujemy! Pozdrawiam:)
Jako wielbicielka cukinii z pewnością zabiorę się wkrótce za przygotowanie Twojego dania :)
OdpowiedzUsuńI orecchiette też sama zrobię :)
co do szkoły... to faktycznie - mało tego było - raz piekłam, a raz sałatkę robiłam... za wiele kulinarnych przygód nie było. Na szczęście za moich czasów sklepiku w szkole nie było, przynajmniej nie w tej podstawowej, a w średniej miałam już wyrobiony gust.
A jak się pojawi jakiś mały brzdąc u mnie... to może i w szkołach jednak coś się do tego czasu zmieni?
Ale fabryka! :) Lubię wszystko, co pomidorowe, więc na pewno by mi zasmakowały.
OdpowiedzUsuńAmarantko! Bardzo się cieszę - daj znać czy smakowało:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńManiu179! W taki razie pora na Twoją domową "fabrykę":) Serdeczności!
Suszenie opcjonalne, bo akurat wychodziłam z domu, chociaż jak ich sie na patyczku nie powiesi to się płaszczą i rurastość zaniknie. Bo przeciez nie mozna na wrztek wrzucac po klusce.
OdpowiedzUsuńAniu, zaparlo mi dech w piersiach! Kiedys sobie obiecywalam ze zrobie orecchiette wlasnorecznie a do niego podsmaze sardele z bulka tarta, kiedys... wspanialy i wspaniala akcja, zaprosmy dzieci do kuchni, kiedys tak bym chciala :-))
OdpowiedzUsuńUsciski sle Ci :)
PS. Wiesz, tez zaluje ze moja edukacja jedzeniowa w szkole ograniczala sie do przygotowania kanapek, ale Mama woalala mnie do kuchni zachecajac "nikt tak ja Ty basiu nie pokroi mi... (czegos-tam)" :-))
Aniu, piszesz o bardzo ważnych rzeczach, to przerażające co dzieje się na froncie jedzenia - w Szwecji jest to samo i z roku na rok zwiększa się ilość otyłych dzieci i nastolatków.
OdpowiedzUsuńA makaron wspaniały, dobrze, że nie potrzeba do niego maszynki.
Pozdrawiam ciepło
PS. A twój synek ma szczęście
Niestety, u nas w szkole okazało się, że RODZICE życzą sobie podobnego asortymentu w sklepiku!
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie mam pierwszaków. Mam to samo. Mam nadzieję, że mi się mała nie będzie nudzić w szkole bo ten program faktycznie okrojony jest na maxa.
OdpowiedzUsuńNo i w kuchni często ze mną grasuje ta moja pierwszoklasistka.
Smakowitości prezentujesz !!!
Buźka :D