„- Niedźwiedź? Na stacji? – spytała pani Brown, spoglądając na męża ze zdumieniem.
– Co ty opowiadasz, Henryku! To niemożliwe!”
A jednak!
Ciocia Lucy bardzo dobrze wiedziała co robi, wysyłając Paddingtona do Anglii, kraju jego ukochanej marmolady z pomarańczy, czyli Orange Marmalade (jada się taką marmoladę na śniadanie, smarując nią gorące tosty).
Ponad 50 lat temu pojawił się na londyńskim dworcu jako nielegalny imigrant z dalekiego Peru, w kapeluszu, z walizeczką i słojem marmolady (prawie pustym). I właśnie wtedy, na stacji Paddington, spotkali go państwo Brown. To spotkanie zupełnie odmieniło życie ich rodziny i nic nie było już takie jak dawniej.... *
Nieustannie mam wrażenie, że biorę udział w wyścigu za czasem. Ciągle go brakuje, kładę się spać coraz później, wstaję coraz wcześniej, do zabrania się za choć małą część piętrzących się pomysłów i przepisów potrzebowałabym przynajmniej tuzin pomocników, dwa razy dłuższego dnia i co najmniej tyle razy dłuższego tygodnia... Tym bardziej cenne i celebrowane są chwile, gdy czas się zatrzymuje - czeka na nas i nie każe się spieszyć. I tak właśnie czekał na nas ze słońcem w niedzielny poranek, pozwolił na późną pobudkę, leniwe rozmowy i skąpane promieniami słońca śniadanie. Lśniąca biel płatków śniegu cudownie rozświetlała krajobraz za oknem. Nie mogłam sobie wymarzyć piękniejszej scenerii do pierwszego spotkania marmolady z mandarynek z bułeczkami Cloverleaf, do spotkania, do którego nie doszłoby, gdyby nie kilka wcześniejszych spotkań ...
SPOTKANIE NR 1 - Mandarynki
Znów się pojawiły. Po wakacyjnej przerwie piętrzą się niemal wszędzie, pięknie pachną przywodząc zapachem myśli o świętach. Mam wrażenie, że są wciąż niedocenione - tak niewiele przepisów poświęconych jest mandarynkom... W dzieciństwie był to towar absolutnie luksusowy - wystane przez Rodziców w kilkugodzinnych kolejkach znikały tak szybko, że suszyłam ich skórki, by zachować cudowny aromat na nieco dłużej. Jak dobrze, że dziś to już tylko wspomnienie. Choć skórki znów zaczynam odkładać, ale w zupełnie innym celu. W jakim? O tym zdecydowało ...
SPOTKANIE NR 2 - Table for Two
Odkryłam to miejsce podczas jednej z nocnych wędrówek po wirtualnym świecie kulinariów i od razu wiedziałam, że prędko go nie opuszczę! Od razu "zarezerwowałam" sobie miejsce i jako stała klientka wpadam tu regularnie. Za każdym razem wychodzę z czymś fantastycznym i zawsze wracam z ogromnym apetytem na więcej. A co podano podczas mojej pierwszej wizyty? To było absolutne zaskoczenie - marmolada z mandarynek! Skoro jest z pomarańczy i cytryn, to czemu sama nie wpadłam wcześniej na pomysł z mandarynkami. To przecież "oczywista oczywistość"!!! Takie spotkania mają zawsze zielone światło i wpisuję je na sam szczyt listy do natychmiastowego zrobienia. Następnego dnia marmolada była gotowa. I czekała na finałowe spotkanie...
SPOTKANIE NR 3 - Weekendowa Piekarnia
Nie pamiętam, od której edycji śledzę wszystkie poczynania dzielnych piekarek i piekarzy. Po reaktywacji zakwasu wielokrotnie obiecywałam sobie wstąpienie w ich szeregi, czego efektem nie był dotąd ani jeden wspólnie upieczony bochen chleba, nawet jedna mała bułeczka nie zdołała wyrosnąć na czas! Kiepsko, wiem, bardzo kiepsko. I wstyd. Ale kiedy piekarski fartuch przywdziała Amber, z którą łączy mnie niejedna wspólna i jakże smakowita chwila w TU I TAM, nie było takiej siły, która stanęłaby by mi na drodze do spotkania z mąką i drożdżami.
Te trzy spotkania jak trzy listki koniczyny (Cloverleaf) idealnie się do siebie dopasowały. Marmolada z mandarynek i pachnące pomarańczami bułeczki (wprowadziłam drobne zmiany w przepisie) to śniadanie idealne. Cały dom wypełnił się słońcem, mimo śniegu za oknem pachniało latem i czas nareszcie stanął w miejscu.
Niedzielny poranek tak bardzo mnie rozleniwił, że nie zdążyłam niestety na jeszcze jedno ważne spotkanie - spóźniłam się na Cytrusowy Tydzień! Ale skoro po tylu próbach dołączyłam w końcu do WP, pozostaje mi nadzieja, że w przyszłym roku i na cytrusowy festiwal dotrę na czas:)
POMARAŃCZOWE CLOVERLEAF ROLLS
Przepis cytuję za Amber z uwzględnieniem moich zmian:
500g mąki pszennej
230g wody (część wody zastąpiłam sokiem z 1 pomarańczy)
1 duże jajko
40g miękkiego masła
2 łyżki cukru (zwiększyłam do 4 łyżek)
3 łyżki mleka w proszku (nie dodałam)
2 łyżeczki soli (zmniejszyłam do 1)
230g wody (część wody zastąpiłam sokiem z 1 pomarańczy)
1 duże jajko
40g miękkiego masła
2 łyżki cukru (zwiększyłam do 4 łyżek)
3 łyżki mleka w proszku (nie dodałam)
2 łyżeczki soli (zmniejszyłam do 1)
1 łyżeczka drożdży instant (dodałam 1,5 łyżeczki)
skórka starta z 1 pomarańczy
cukier trzcinowy do posypania
Wszystkie składniki umieścić w misce miksera z hakiem i mieszać,aż wszystko się połączy - ok. 3 minuty. Zwiększyć prędkość miksera i mieszać do większego rozwinięcia glutenu - ok.7 minut. Ciasto umieścić w lekko naoliwionej misce,przykryć i zostawić do fermentacji na 1 godzinę. Podzielić ciasto na kawałki o wadze 40g, a następnie każdy kawałek na trzy części.Z każdego kawałka uformować kulkę.
Wyrośnięte kulki ciasta posmarować roztopionym masłem i piec w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni C przez 15 minut.
Formę z ciastem odwrócić i wyjąć gotowe bułeczki.
Ciasto bardzo dobrze się wyrabia i formuje. Mnie także wyszło 18 bułeczek:)
MARMOLADA Z MANDARYNEK
2 kg mandarynek
1,2 kg cukru
6 szklanek wody
sok z 1 cytryny
Istnieją dwa rodzaje marmolady - gotowana z dużymi kawałkami skórki, tzw. coarse cut; oraz fine cut, z drobno krojonymi. Znając niechęć części domowników do skórek, ja gotową marmoladę potraktowałam jeszcze blenderem - wiem, że to poważne naruszenie jej "osobowości" , ale tylko dzięki temu zyskała zasłużone uznanie każdego z degustatorów:) W przeciwieństwie do znanych mi marmolad z pomarańczy, ta marmolada nie jest bardzo zbyt gorzka - być może dlatego, iż kupione przeze mnie mandarynki okazały się bezpestkowe i nie gotowałam pestek razem z resztą składników.
Mandarynki obrać ze skórki. Zachować skórki z połowy ilości mandarynek i pokroić je na możliwie jak najwęższe paseczki. Z obranych mandarynek usunąć jak najwięcej białych błonek, również część z nich odłożyć. Obrane mandarynki przekroić wzdłuż na pół, tak aby mieć dostęp do pestek. Część pestek także zachować.
Przygotować lnianą ściereczkę lub kawałek gazy i dokładnie zawinąć w nie pestki i białe błonki (można związać sznurkiem lub zrobić węzełek).
Połówki mandarynek, skórki, cukier, sok z cytryny i zawiniątko z pestkami i błonkami przełożyć do dużego garnka, zalać wodą i wstawić na średni ogień mieszając aż cukier się rozpuści. Doprowadzić do wrzenia, zaraz potem zmniejszyć ogień i gotować na wolnym ogniu minimum godzinę, od czasu do czasu mieszając. Można sprawdzić czy marmolada jest gotowa kładąc odrobinę na schłodzony wcześniej talerzyk - jeśli po kilku minutach zaczyna się lekko zsiadać jest gotowa, jeśli konsystencja nie zmieniła się, trzeba jeszcze gotować.
Gotową marmoladę zdjąć z ognia i usunąć zawiniątko z pestkami. Przekładać do przygotowanych wcześniej słoików.
* cytuję za stroną Miś Paddington.
** przepis na marmoladę z mandarynek pochodzi z tej strony (klik).
Przypominam także o aukcjach charytatywnych dla Kuby - na jednej z nich możecie wylicytować słoiczek mojej konfitury z czerwonych winogron z rozmarynem i nutą porto.
właśnie dlatego krążyłam dzisiaj po wszystkich blogach szukając "tego czegoś".
OdpowiedzUsuńAnno Mario, muszę to wyznać:Marmolada pierwsza klasa!
zapachniało cytrusami i drożdżowym. pycha. jeszcze kubeczek dobrej kawuni do tego poproszę (kawę? o tej porze?? poniosło mnie!). pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPamietam to stanie po mandarynki i pomarańcze... Misia Paddingtona czytaliśmy jakiś czas temu na dobranoc:)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, piękne bułeczki koniczynkowe, dżemy ...
Pozdrawiam cieplutko!
kusząca ta marmolada. może i ja zrobię? uwielbiam zapach i smak cytrusów;)
OdpowiedzUsuńTwoje zdjecia spowodowały, ze mam ochotę lecieć po mandarynki i odpalac piekarnik:). przepis na marmoladę zapisuję, bo wygląda doskonale. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuję za udział w WP, kiedy przypadło mi gospodarzyć.
OdpowiedzUsuńJak zwykle u Ciebie nie może być ,zwykle'.Wszystko na piątkę!
Wspaniałe śniadanie.
A za spotkanie z misiem Paddingtonem dziękuję szczególnie!
Jak przyjemnie się Aniu o Twoich spotkaniach czytało... i Twoje zdjęcia! zamarzyłam, żeby się na Twoim śniadaniu pojawić i porozmawiać między innymi o takich cennych spotkaniach... :)
OdpowiedzUsuńjak patrze na Twoje zdjecia, to az czuje zapach cytrusow i swiezo upieczonych buleczek:)
OdpowiedzUsuńmmm... rewelacyjny zestaw na sniadanie:)
świetne zdjęcia :) zachciało mi się takich bułeczek :)
OdpowiedzUsuńRabarbarowa Basiu:) Takie wędrówki uwielbiam, zwłaszcza jeśli kończą się "tym czymś":) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńKarolu! Dla mnie pora na kawę jest o każdej porze:) Częstuj się proszę!
Kasiu! Tak, my też i chętnie do niego wracamy:) Dziękuję Kasiu i przesyłam serdeczności!
Panno Malwinno! Witaj:) Zrób, zrób, zobaczysz, że uzależnia:) Pozdrawiam Cię!
Jolu! No to powiem Ci, że wspaniałej nabrałaś ochoty:) Gwarantuję, że nie będziesz zawiedziona! Pozdrawiam!
Amber! O, tak - pierwsze koty za płoty:) Ogromnie się cieszę, że jednak zdążyłam, bo jak wiesz z czasem u mnie coraz gorzej.... Czy Ty też jesteś fanką Paddingtona?
Amarantko! U mnie dziś tak samo pięknie świeci słońce, słoiczki z marmoladą czekają, kawa właśnie znów się parzy, więc zapraszam - takie spotkanie z pewnością byłoby wyjątkowe:)
Aga! Dziękuję i pozdrawiam!
Magdo! No to nie pozostaje Ci nic innego, jak zabrać się za wyrabianie ciasta:) Warto! Pozdrawiam Cię!
Aniu, nie wysyłasz przypadkiem takich cudnych słoiczków w mikołajkowych prezentach ;)?
OdpowiedzUsuń:O
OdpowiedzUsuńpiękne są! poproszę jedną:)
bardzo pracowite i smakowite śniadanie
OdpowiedzUsuńa pierwsze zdjęcie mandarynki po prostu piękne!
Takie egzotyczne dżemiki jeszcze przede mną. Bardzo zachęcająco wygląda Aniu. A ile słoiczków wychodzi z tej porcji?
OdpowiedzUsuńmarmolada z pomarańczy to dla mnie ideał - myślę ze teraz mandarynki wezmą górę :-) dziękuję za tak wspaniały przepis i za przypomnienie ze mandarynki również mają swoje 5 minut w kuchni :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
Jak pięknie, jak smakowicie i aromatycznie, jak ciepło i słonecznie.
OdpowiedzUsuńAż się obśliniłam:)
Ja chętnie zostanę Twoim kuchennym pomocnikiem!
Patko! Ja?! Ależ to wszystko zależy od Mikołaja:), no i oczywiście od tego czy było się grzecznym;P
OdpowiedzUsuńMałgo! Ależ bardzo proszę:)
Jswm! Smakowite doprawdy, ale nie aż tak pracowite, ja lubię takie "prace domowe", to czysta przyjemność:) Pozdrawiam Cię serdecznie!
Ewo! Wyszło mi 8, ale każdy innej wielkości;) Zachęcam Cię do zrobienia, smak cudowny!
Jagienko! No właśnie, wciąż nie rozumiem dlaczego mandarynki takie niedocenione są, ale mam już kila świetnych przepisów, aby te ich 5 minut zdecydowanie przedłużyć:)
Korniku! Trzymam Cię za słowo! Czekam w takim razie, bo przed świętami taka pomoc jest najbardziej potrzebna!
Zamandarynkowałaś mnie, a może zamandarynczyłaś. Wpadłaś w mandarynkowy szał:)? Przepiękne,urocze i ten Paddington. Cudne są takie spotkania...przypadkiem, gdzieś...tak poznałam mojego Męża.
OdpowiedzUsuńUściski mandarynkowe.
Twoja marmolada po prostu mnie uwiodła! Uwielbiam takie pyszności (wyjadane ze słoiczka kawałkiem drożdżówki) Zrobię na pewno! 2 kg mandarynek - to zwyczajnie MUSI być pyszne
OdpowiedzUsuńps. Masz śliczną paterkę :)
Ależ to słoneczne śniadanie wygląda...a jak musi smakować:))aż oczy się śmieją jak patrzę, bo i buleczki i manadarynkowa marmolada muszą być BOSKIE!
OdpowiedzUsuńAniu! Nawet nie wiesz, jak zazdroszczę Ci tych słonecznych chwil w zawieszeniu. Mój czas pędzi ostatnio na łeb, na szyję i za nic nie chce się zatrzymać...
OdpowiedzUsuńZarówno marmolada, jak i zdjęcia, przepełnione wielkim optymizmem. No i bułeczki w kształcie koniczyny. Czyż to nie mówi samo za siebie?...
Uściski!
Paulino! Zamandaryńczyłam mam nadzieję pozytywnie:)Ach, te przypadkowe spotkania - ja z W. także w tak niezwykle przypadkowy sposób się spotkałam....
OdpowiedzUsuńNatalio! Ależ fajnie, że ja zrobisz - ciekawa jestem jak Ci posmakuje i z czym będziesz ją zajadać! I cóż za piękne zdjęcie w Twoim profilu!!!!
Kass! Ależ mi miło czytać Twe słowa - ogromnie dziękuję: :)
Oliwko! Tak, to było niezwykle optymistyczne śniadanie:) Samych słonecznych i niespiesznych chwil Ci życzę:)
cudnie słoneczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńUwielbiam mandarynki właśnie o tej porze roku. Ich smak jest wówczas jedyny w swoim rodzaju. A taka marmolada to dopiero musi być niebo w gębie :D
OdpowiedzUsuńMarmolada z mandarynek na pewno pyszna! Ale zdjęcia?! Fenomenalnie apetyczne!!! Pzdr Aniado
OdpowiedzUsuńPaulo! To było rzeczywiście wyjątkowo słoneczne śniadanie:)
OdpowiedzUsuńIvon! Jak lubisz mandarynki, to marmolada na pewno by Ci smakowała:) Pozdrawiam!
Aniu! Dziękuję Ci bardzo - przesyłam serdeczności:)
Ale ciepłe zdjęcia - urocze
OdpowiedzUsuńAniu, juz kilka razy do Ciebie zagladam i wciaz nie moge skomentowac :) Wszystko wyglada tak pieknie i pysznie. Jestem zachwycona i zdjeciami i smakolykami, jakie pokazujesz. Buleczki przesliczne a marmolada musi byc przepyszna! Za takie sniadanko dalabym sie pokroic :))
OdpowiedzUsuńUsciski.
czas rzeczywiście pędzi jak szalony (niestety) a marmolada?-no cóż pachnie aż tutaj :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrochę jak takie śniadanie przed pociągiem o trzeciej w nocy. Pycha.
OdpowiedzUsuńKabamaigo! Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMajko! Pokroić?! Majko - NIE!!!! A kto nam będzie takie pyszności serwował w Kalejdoskopie?!!! Całusy:)
Piegusku! Masz rację, ona jest bardzo aromatyczna - ja już rozmyślam, jakby tu ją jeszcze urozmaicić. Pozdrowienia!
Narzeczono! Przyznam szczerze, że nie do końca rozumiem połączenie z pociągiem, i to tak wczesnym:), ale jeśli ta relacja jest pozytywna, to bardzo mnie to cieszy. Przesyłam serdeczności:)
W zyciu nie widzialam bardziej apetycznych zdjec mandarynek...i wogule skad bierzesz tyle natchnienia do pisania tak wyczerpujacych i ciekawych postow ?!
OdpowiedzUsuńNiesamowite!
Wspaniałe śniadanie, pyszna marmolada oraz podoba mi się to określenie w słońcu, brak mi go ostatnio ....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło !:)
Magoldie! Wszystko z serca;) Pozdrawiam bardzo słonecznie!
OdpowiedzUsuńAnytsujx! Witaj:) A wiesz, dziś u mnie tyle słońca, że na pewno starczy i dla Ciebie - przesyłam promienne pozdrowienia:)
Ta marmolada ma przecudny kolor! Niebywale sloneczny :) A buleczki na niadanie wrecz wymarzone!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! Choc niestety zupelnie nie-slonecznie dzisiaj :/
Beo! U mnie poranek ponowie słońcem rozświetlony, szkoda, że na krótko... Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńPrzepyszna mandarynkowa marmolada. Ja robię podobną z pomarańczy i wprost ją uwielbiam. Z mandarynek nigdy nie próbowałam, ale może już najwyższy czas :-)
OdpowiedzUsuńŁasuchu! Oj, tak - najwyższy czas:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńileż słońca, ileż lata!
OdpowiedzUsuńoch, wspaniały post. aż cieplej mi na sercu.
Nie mogę się znowu oderwać od twoich zdjęc :) Patrzę i oglądam, czytam przepisy, tak dużo tej dobroci u ciebie aniu :)
OdpowiedzUsuńNe mogę się napatrzeć na Twoje cudne zdjęcia :) Aniu, marmolada musi zagościć u mnie na leniwych , niedzielnych śniadankach...
OdpowiedzUsuńJak cytrusowo! Od razu zrobiło mi się świątecznie :) Te piękne pomarańczowe kolory i smaki są w domu teraz niezbędne, żeby przetrwać zimę.
OdpowiedzUsuńNo coż, mam słabość do Misia Paddingtona, do mandarynek też, bułeczki pachną mi niemiłosiernie...miło tu u Ciebie Aniu. Nawet przychylniej spojrzałam na śnieg za oknem, który już jest bury i topnieje, ale jeszcze niedawno był bielusieńki i błyszczący..
OdpowiedzUsuńPięknie i domowo tu u Ciebie.
Karmel-itko! Miło mi ogromnie, że Cię rozgrzałam tym postem:) Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKuchareczko! Jeśli dużo, to cieszę się bardzo! I częstuj się nią, częstuj! Uściski!
Cynthia! Witaj:) Masz, rację - to idealny zestaw na leniwe śniadanie. Pozdrawiam Cię:)
Olu! Tak, tak, koloroterapia wskazana, a w parze z cytrusowymi smakami całkiem dobrze sobie radzi! Pozdrawiam:)
Wielgasiu! Dziękuję! Może mała zamiana - widzę u Ciebie moje ulubione sernikobrownie:)
Pani Aniu,
OdpowiedzUsuńZamierzam zrobić Pani marmoladę.
Jak długo maożna ją przechowywać? Gdzie?
Czy należy ją pasteryzować?
Z góry dziękuję za odpowiedź,
Asia
Asiu! Witaj;) Bez pasteryzacji można ją przechowywać w lodówce do 2 tygodni. Poleca jednak zrobić więcej i zapasteryzować (zamknięte słoiki wstawić do piekarnika nagrzanego do 90 stopni i trzymać przez 10-15 minut). Wówczas wytrzyma bardzo długo.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie smakowała!
Pozdrawiam!
Pani Aniu,
OdpowiedzUsuńMarmolada bardzo smaczna!!!
Lekko gorzka z powodu mojego lenistwa (nie pozdejmowałam dokładnie białych błonek).
Właśnie zapasteryzowałam słoiczki, gdy będą już całkowicie gotowe - pochwalę się.
Pozdrawiam :D
PS. Bardzo się cieszę, że szukając przepisu na dżem mandarynkowy natrafiłam na Pani bloga. Znalazłam w nim dużo ciekawych przepisów.
Asiu! Już zrobiona?! Brawo! Prawdziwa marmolada powinna być lekko gorzkawa, więc się nie przejmuj;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i proszę mi mówić po imieniu;)
Pozdrawiam!
Moja marmolada bezczelnie ściemniała i uparcie nie chce wyglądać jak ta z przepisu :(
OdpowiedzUsuńhothog! Ten typ tak ma;) Ja robiłam ją ostatnio na Święta i też bardzo ściemniała, choć nic nie zmieniałam w przepisie i sposobie wykonania. Nie wiem co jest przyczyną, być może gatunek mandarynek albo cukru... Jedynym pocieszenie był smak, tak samo pyszny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
ciemna wyszła nie tylko z brązowym ale też z białym cukrem. Na wszelki wypadek za pierwszym razem ugotowałem 2 wersje.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że za długo gotowałem i cukier mógł zacząć karmelizować.
Szkoda bo 5 godzin skubałem mandarynki do goła :-)
W jakiej temperaturze trzeba wyłączać marmolady?
:) Mam. Tak samo jak dżem, powinna mieć 105 st.
OdpowiedzUsuńhothog! Pewnie masz rację i to "zasługa" skarmelizowania cukru, mam jednak nadzieję, że smak rekompensuje wszystko;)
OdpowiedzUsuńZa skubanie do goła należą Ci się brawa:D
Serdecznie pozdrawiam!
ale pyszne bułki:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń