wtorek, 10 września 2013

Chwile jak bilety. Lemon rosemary bread i my cztery.



Są chwile nijakie.
Są chwile stracone.
Są też niechciane.
I są takie, które raz złapane, czasem przypadkiem, będą jak bilet - przepustką.
Do osób i miejsc, gdzie wstęp mają posiadacze tylko takich samych biletów.
Oznaczonych przez słowa, jakie wtedy padły,
przez gest, który zastygł w pamięci,
przez uczucie, które jak koło ratunkowe potrafi cierpliwie utrzymać na powierzchni. 


Mam po bilecie do każdej z nich. 
One mają taki sam.
Możemy podróżować do siebie zawsze, kiedy tylko chcemy, potrzebujemy.
Szanujemy go.
Nie nadużywamy.
Czasem odkładamy na dłużej, a czasem jeździmy w te i wewte. 


Mamy swoje trasy, po których nasze myśli i słowa snują się najchętniej.
Bywa, że zapowiadamy się z wizytą na długo wcześniej.
Bywa też, że wpadamy zupełnie niespodziewanie. 


One.Trzy. 
Każda inna, a jednak tak samo bliskie.
I ta na północy z uśmiechem rozciągniętym od piega do piega.
I te dwie, niemal sąsiadki, zabiegane, zajęte, z mnóstwem planów splecionych między długie loki.
I ja, jedna. Na dalekim południu, z biletem do każdej z nich.


My cztery. Razem.
Z tym samym biletem i planem podróży. 
Do kuchni, piec i plotkować - wirtualnie.
Plotkować i piec - rzeczywiście.
Chleb. A może drożdżówkę. A może coś pomiędzy...


Potrzebna mi była ta podróż, potrzebny powrót do chwil, kiedy zapach chleba otula jak najlepszy przyjaciel i przynosi spokój, po prostu.
Potrzebujemy się.
I Wy też potrzebujecie takich biletów w tylko Wam znanym kierunku.
Nie zgubcie ich, zbierajcie.
Są ważne w dwie strony.  


Chleb cytrynowo-rozmarynowy, a może drożdżowa buchta, a może coś pomiędzy.
Cudowny, puszysty, wilgotny, o aromacie, który nie pozwala na smutek.
Pachnie, jak najlepsze wspomnienia. Smakuje jeszcze lepiej.
Idealny z masłem, domową konfiturą, wspaniały z kozim serem i świeżymi figami.
Rośnie - jak na drożdżach. Znika jeszcze szybciej.
Świąteczny, bo chwile w kuchni, z Nimi, to przecież zawsze święto. 

Dziękuję Magdzie (klik) za zaproszenie w tą wspaniałą, aromatyczną podróż i moim towarzyszkom Asi (klik) i Asiejce (klik) za te uczucia i chwile, które nas łączą.  


CHLEB CYTRYNOWO-ROZMARYNOWY, ŚWIĄTECZNY
/Lemon Rosemary Bread, przepis autorstwa Deborah Madison, cytuję za Magdą, z moimi zmianami/  

1 szklanka pełnego mleka 
5 łyżek masła, krojonego na drobne kawałki 
¼ szklanki miodu (dałam więcej) 
2 łyżeczki drobno posiekanego rozmarynu (sugeruję dać więcej)
skórka starta z jednej dużej cytryny 
2 jajka, roztrzepane 
¼ szklanki ciepłej wody 
2 ¼ łyżeczki drożdży instant (lub 20 g świeżych - w tym wypadku należy zrobić wcześniej rozczyn) 
¾ łyżeczki soli 
1 szklanka uprażonych orzeszków piniowych lub pokrojonych orzechów włoskich (zastąpiłam prażonymi ziarnami słonecznika)
1 szklanka rodzynek sułtanek (*oczywiście zastąpiłam żurawiną) 
4 szklanki mąki

Glazura:
1 żółtko lub całe jajko roztrzepane z łyżką wody, mleka lub śmietany
1 łyżeczką cukru


Drożdże wsypać do ¼ szklanki ciepłej wody i odstawić na ok. 15 min., dopóki nie pojawi się piana. 
W niewielkim rondelku na średnim ogniu podgrzać mleko z masłem, miodem, rozmarynem i skórką cytrynową, mieszając od czasu do czasu. Przelać do miski, odstawić do ostygnięcia i wbić jajka. Następnie wlać do mikstury mlecznej, dodając sól, orzechy i rodzynki. 
Energicznie wmieszać mąkę, dodając po jednej szklance, aż do momentu, kiedy ciasto zacznie odchodzić od brzegów miski. Następnie zagniatać ciasto przez kilka minut, dopóki nie stanie się gładkie. Umieścić w nasmarowanej masłem misce i odstawić, aż podwoi objętość (1-1 ½ godz.). W tym czasie nasmarować formę lub formy masłem. Ponownie zagnieść ciasto, uformować w kulę i umieścić w formie/formach. Pozwolić ciastu wyrastać, aż będzie bardzo miękkie w dotyku i ponownie podwoi swoją objętość (kolejna godzina). Podczas ostatnich 15 minut nagrzać piekarnik do 180 stopni. Ciasto posmarować glazurą i posypać cukrem. Piec ok. 40- 45 minut, studzić na kuchennej kratce. 

* ustawowo, od urodzenia, nie tolerują rodzynek w cieście:)


* ustawowo, od urodzenia, nie tolerują rodzynek w cieście:)


Cieszę się, że chwile spędzone z uczestnikami  podczas sierpniowych warsztatów Smak Lata (klik) także zamieniły się w niezwykłe bilety i nasza wspólna podróż trwa nadal. 
Mam nadzieję, że podobnie stanie się podczas wrześniowego spotkania w Siedlisku na warsztatach PIĄTA PORA ROKU, które tam poprowadzę. Jest jeszcze kilka wolnych miejsc - serdecznie zapraszam. 


PIĄTA PORA ROKU

Kiedy się kończy, kiedy zaczyna?

Jak smakuje? Jak pachnie? Jaki ma kolor?

Odpowiedź jest tylko jedna – WARSZTATY KULINARNE  w Siedlisku

Tu poznacie smak, zapach i magię pory roku, której na próżno szukać w kalendarzach.

Zapraszamy na wyjątkowe, jedyne takie w Polsce

WARSZTATY KULINARNE - PIĄTA PORA ROKU
26-29 września
 W programie cztery dni pobytu, trzy sesje warsztatowe – dwie popołudniowe zakończone wspólną kolacją i jedna poranna kończąca się wspólnym brunchem.
 Na wszystkich uczestników codzienne rano czeka śniadanie. Każdy otrzymuje też w prezencie siedliskowy fartuch oraz smaczne upominki.
Spotykamy się i gotujemy w kameralnej atmosferze, dlatego ilość miejsc jest ograniczona.

Rezerwacja i zapisy do 20 września

Informacje i rezerwacje – warsztaty@siedliskoblanki.com  tel. 696 871 139
Więcej informacji na stronie Siedliska www.siedliskoblanki.com
Relacje z poprzednich warsztatów tu i tu (klik)  

24 komentarze :

  1. I ja dzisiaj taką chwilę , bilet miałam okazję przeżyć. Flow to się chyba nazywa albo przepływ :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Och! Jaki piękny jest Twój chleb! I jakie miłe Twoje słowa! Anno Mario, DZIĘKUJĘ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chcę by i u mnie zapachniał ten chleb- chyba mam już plan na zajęcie piątku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. 2 ¼ drożdży instant - łyżeczki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, już dopisałam - dziękuję za czujność:)

      Usuń
    2. Bardzo serdecznie dziękuję,za zważenie masła również :)

      Usuń
  5. Można tego masła na dkg prosić? :) dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny chlebuś i śliczne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  7. ooo matusiu kochana jaki piękny ten post , zdjęcia takie nastrojowe , chleb taki pyszny , Aniu lubię te twoje posty ,oj lubię

    OdpowiedzUsuń
  8. Doskonała, ślinka cieknie na jej widok!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku, uwielbiam takie chleby! A cały post przeniósł mnie wyobraźnią do kuchni w rodzinnym domu...

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowne zdjęcia i klimat, a aromat tego wypieku dociera aż do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystkie wasze wersje podziwiam dzisiaj :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Wygląda przepysznie, zdjęcia bajeczne!

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniała drożdżówka, cudowne wspólne pieczenie. Piękne słowa i zdjęcia.
    Zachwycam się!

    OdpowiedzUsuń
  14. wspaniałe słowa, piękny wypiek :)
    a może zanabedziesz bilet i do centralnej Polski?
    pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Pachnie aż tutaj:-) Pozdrawiam serdecznie z Grodu Bachusa:-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudne! Oczarowało mnie całkowicie, dlatego tez zrobię po powrocie do domu.
    P.S. Rodzynkowa zmora ... od dziecka wydłubywałam je z każdego sernika i babek. Od kiedy sama piekę, mogę sobie pozwolić na luksus zastąpienia tych ohydnych rozmoczków ukochaną żurawiną :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Będzie lapidarnie - ślinianki mi szaleja, a wzroku od zdjęć oderwać nie mogę. I'm in love.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zrobiłam! W końcu, haha...po roku!!!!! Nawet zapomniałam, że skomentowałam je wcześniej. Nie myliłam się: piękne, smaczne, magiczne!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wizytę na moim blogu :)

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails