Kiedy zaczynacie świąteczne przygotowania?
Na ostatni moment czy na długo wcześniej macie wszystko rozpisane i zaplanowane?
Ja zwykle działam spontanicznie i niemal do końca nie mam pewności co ostatecznie trafi na świąteczny stół. Wyjątkiem są oczywiście potrawy, które od pokoleń towarzyszą mojej Rodzinie i bez których po prostu nie wyobrażamy sobie świątecznego czasu.
Jedną z nich jest baba drożdżowa.
Pieczona w kamionkowej formie z kominkiem, tej samej, której jeszcze w zeszłym stuleciu używała moja Prababcia.
To forma na specjalne okazje, pielęgnowana i doglądana jak najcenniejsza porcelana.
Przez dziesiątki lat jej wysoka pozycja na liście najcenniejszych kuchennych skarbów była niezagrożona aż do teraz... i to przez, och, aż trudno uwierzyć... papierową, jednorazową foremkę na gołębicę.
Tak, w tym roku baba zamieniła się w gołębicę.
Spisek przeciw królowej trwał dobrych kilka miesięcy podczas których z Atiną, Majaną i Margot knułyśmy plany drożdżowego podboju Wielkanocy. Teorii spiskowych było wiele, planów działania co najmniej kilka. Ostatecznie wsłuchując się w bezcenne rady Margot wybrałyśmy gołębicę, czyli Colomba di Pasqua, tradycyjną "babkę" drożdżową pieczoną we Włoszech na święta wielkanocne.
Skoro włoski wypiek, to i przepis z Italii pięknie przetłumaczony przez Majankę - dziękujemy!
Wspólne pieczenie to wyjątkowe emocje. Ciekawość, podekscytowanie, porozumienie myśli, jedność gestów i czynności. Jest w tym niezwykła magia. Tym większa, jeśli okazuje się, że do wspólnego pieczenia dołącza Osoba wyjątkowo bliska, pełna pozytywnej i twórczej energii. Tak było z Lo, która nie umawiając się z nami, w tym samy czasie upiekła swoją gołębicę. Po raz kolejny przekonałam się, że czasem nie trzeba słów, by rozumieć się tak doskonale.
To był cudowny weekend. Pachnący wspaniałym ciastem drożdżowym, migdałami i cytrusami. Wyrabianie gołębicy, oczekiwanie aż wzniesie się na odpowiednią wysokość, by móc sfrunąć w niecierpliwe i łakome kolejnych kawałków ręce uskrzydliły mnie i wprawiły w doskonały przedświąteczny nastrój.
A sama gołębica? Zanim napiszę jak smakuje, poczytajcie trochę o jej ciekawej historii.
Kiedy po tradycyjnym, wielkanocnym obiedzie przychodzi pora na deser, na włoskich stołach pojawia się Colomba – wyrośnięte ciasto w kształcie gołębicy. Od zamierzchłych czasów gołębica, obok jajka, jest symbolem pokoju, odrodzenia i miłości.
Gołębica z ciasta stała symbolem włoskiej Wielkanocy w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, kiedy to mediolański zakład produkcyjny „Motta” postanowił wprowadzić na rynek ciasto podobne do babki drożdżowej z bakaliami (panettone), ale w kształcie gołębia na bazie cukru, ciasta i likieru migdałowego.
Produkt zdobył dużą popularność w 1930r. za sprawą Cassandre – artysty specjalizującego się w manifestach publicznych, któremu firma zleciła projekt wypromowania ciasta poprzez slogan „Colomba pasquale Motta, il dolce che sa di primavera” czyli w tłumaczeniu: ”Gołębica wielkanocna firmy Motta, ciasto które wie o wiośnie.”
Korzeni tradycji wypiekania colomby można dopatrywać się w Biblii. W Starym
Testamencie, w opowieści o Noe, występuje gołębica z gałązką oliwną w
dziobie, która po powszechnej powodzi zwiastuje opadnięcie wód, a w
wymiarze religijnym pojednanie między Bogiem a ludźmi.
Z Colombą wiąże się kilka legend. Jedna z nich głosi, że ciasto zostało po raz pierwszy wypieczone w Pawii w 750 roku. Ubogi cukiernik upiekł ciasto w nadziei, że zapanuje w mieście pokój. Pawia była bowiem w stanie wojny z królem Alboino.
Ten prosty gest skruszył serce najeźdźcy i w konsekwencji doprowadził go do wycofania się z zamiarów podbicia miasta.
Inna legenda mówi, że podczas walki oddziałów żołnierzy Fryderyka
Barbarossy ze Związkiem Gmin Lombardzkich, na sztandarze rydwanu usiadły
dwa gołębie symbolizujące powodzenie dla armii mediolańskiej.*
Jadłam wiele drożdżowych "bab", ale ta zdecydowanie smakuje mi najbardziej. Dzięki skórce z cytrusów jest cudownie aromatyczna. Największym jej atutem jest migdałowy wierzch - och, ta chrupiąca skorupka utkana migdałami to coś najpyszniejszego na świecie. Zapach, jaki towarzyszy jej pieczeniu jest tak zniewalający, że wszyscy okupowaliśmy szybę piekarnika oddając się najpyszniejszym inhalacjom i jednocześnie walcząc o prawo do ukrojenia pierwszego kawałka.
Zgodnie z rodzinną tradycją colomba została zjedzona jeszcze na ciepło, popijana zimnym mlekiem. Udało mi się ocalić jedynie kawałek "dziubka" gołębicy, by przekonać się jak smakuje na drugi dzień. I tu kolejny powód do zachwytu - nic nie traci na swojej wilgotności (tak, to baba wilgotna, nie sucha!).
Nawet jeśli nie macie specjalnej formy na gołębicę, namawiam Was na jej upieczenie. Przepis nie jest trudny, trzeba jedynie - jak w przypadku wszystkich drożdżowych wypieków - uzbroić się w cierpliwość i nie poganiać ciasta, a dać mu czas, by rosło swoim tempem. Idealna będzie forma jak na placek drożdżowy - zyskacie wtedy dużą powierzchnię migdałowej skorupki!
Colomba di Pasqua to "ciasto, które wie o wiośnie", może uda mu się ją nareszcie przywołać?
Bez względu na pogodę życzę Wam, by ten wielkanocny czas upływał Wam w sposób szczególny.
Samych dobrych chwil i pogody - ducha!
Samych dobrych chwil i pogody - ducha!
Dziękuję Atinie i Lo za wspólne pieczenie, Majance za wsparcie językowe i duchowe i jak zawsze za najlepszą opiekę Margot:* Do następnego!
COLOMBA DI PASQUA
/przepis z tej strony - klik, tłumaczenie Majana/
Składniki na formę 1 kg
500 g mąki
100 ml wody
25 świeżych drożdży
200 g masła
170 g cukru
5 żółtek
30 ml mleka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
starta skórka z 1 cytryny
skórka starta z 1 pomarańczowy
1 szczypta soli
500 g mąki
100 ml wody
25 świeżych drożdży
200 g masła
170 g cukru
5 żółtek
30 ml mleka
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
starta skórka z 1 cytryny
skórka starta z 1 pomarańczowy
1 szczypta soli
50 g kandyzowanych owoców (opcjonalnie, u mnie drobno siekane suszone żurawiny)
Składniki na lukier migdałowy
2 białka
50 g cukru pudru
2 białka
50 g cukru pudru
50 g granulowanego cukru (zastąpiłam zwykłym)
70 g całych migdałów
70 g całych migdałów
Zacząć od przygotowania bigi. Biga to preferment, inaczej zaczyn, charakterystyczny dla włoskich wypieków chlebowych i drożdżowych. Powstaje poprzez połączenie mąki, wody i niewielkiej ilości wody. Istnieją dwa rodzaje bigi - lużna i sztywna. W tym wypadku przygotowujemy sztywną bigę, czyli taką, która wyrasta w wodzie tworząc zaczyn na kształt nadętej kopuły, który z łatwością można odsączyć i dodać do zagniatanego ciasta (patrz: fotorelacja - klik). Przygotować bigę rozpuszczając drożdże w 100 ml ciepłej wody. Dodaj 140/150 g mąki i zacząć mieszać.
Zagnieść
ciasto, aż będzie miękkie. Na powstałym w ten sposób maleńkim bochenku naciąć na wierzchu krzyż i umieścić w
misce wypełnionej ciepłą wodą. Bochenek po chwili uniesie się do góry i zacznie ładnie wyrastać. Przykryć i zostawić do wyrośnięcia na 30 minut.
Ciasto powinno podwoić swoją objętość.
Do
drugiej, większej miski wsypać pozostałą mąkę (350g), cukier, żółtka,
100g miękkiego masła, szczyptę soli, ekstrakt waniliowy i startą skórkę z
cytryny i pomarańczy. Zagniatać dodając mleko.
Następnie
wyjąć bigę z wody (odsączoną, można ją bez problemu pochwycić w dłonie) i dodać do przygotowanego ciasta.
Przełożyć całość na stolnicę i zagniatać, aż otrzymamy miękkie, gładkie,
trochę lepkie ciasto. Umieścić je w ciepłym miejscu do wyrośnięcia na około 1 godzinę.
Po tym czasie ciasto przełożyć ponownie na stolnicę i dodać 50 g miękkiego masła. Wyrabiać energicznie
(około 10 minut, najlepiej ręcznie) i ponownie odstawić ciasto do wyrośnięcia na 4 godziny.
Ciasto powinno podwoić swoją objętość.
Wyłożyć
ciasto na stolnicę dodać ostatnie 50 g miękkiego masła i opcjonalnie bakalie i zagniatać
ciasto przez 15 minut, następnie przełożyć do formy na colombę. Pozostawić w
cieple do wyrośnięcia przez około 40 minut, do momentu kiedy ciasto
będzie dotykało krawędzi formy. Foremka, którą miałam była mała, więc przełożyłam do niej połowę ciasta, drugą upiekłam w osobnej formie.
Piekarnik nagrzać do 190 stopni C.
Przygotować lukier ucierając białka z cukrem pudrem. Posmarować nim obficie ciasto, posypać cukrem granulowanym i migdałami - można układać je dość gęsto, im więcej, tym skorupka jest pyszniejsza.
Przygotować lukier ucierając białka z cukrem pudrem. Posmarować nim obficie ciasto, posypać cukrem granulowanym i migdałami - można układać je dość gęsto, im więcej, tym skorupka jest pyszniejsza.
Piec
w rozgrzanym do 190 stopni piekarniku przez 10 minut, a następnie
zmniejszyć temperaturę do 180 stopni i piec przez kolejne 30 minut.
Wyjąć ciasto i ostudzić na kratce.
Smakuje doskonale nawet drugiego dnia, pod warunkiem, że coś zostanie :)
Aniu to był cudowny weekend! Wspaniale było razem piec i równie wspaniale było wybierać pzepis :) Twoje zdjęcia są cudowne, a opis ... normalnie jednym tchem przeczytałam i jeszcze raz pochłonęłam gołębicę :) Pyszne ciasto i na prawdę warte upieczenia:) Bardzo Ci Kochana dziękuję i do następnego! mam nadzieję, że tym razem uda nam się w komplecie:) Buziaki:*
OdpowiedzUsuńA i Twoja to prawdziwa gołębica :) bo moja to ta troszkę pokraczna, jak po niefortunnym lądowaniu;)
OdpowiedzUsuńAniu, Twoja gołębica jest wspaniała. Bardzo podoba mi się Twój przepis. O tym zanurzaniu zaczynu słyszałam, ale nigdy tak nie robiłam. To fascynujące. Teraz wypróbuję Twoją "topioną gołębicę", bo w pełni ufam Twoim smakom. Na Wielkanoc zasiądą na stole dwie. I pigwa... W te Święta będę myślami bardzo blisko Ciebie. Całusy i dziękuję za kolejne daleko i blisko.
OdpowiedzUsuńAniu, Twoja gołębica i Twoja opowieść zniewalające!
OdpowiedzUsuńTak bardzo się cieszę, że ten przepis przypadł Wam do gustu i przydałam się choć troszkę ;),. Czuję się trochę jakbym z Wami piekła hehe;D. Żałuję, że mi się nie udało, ale colomba na pewno się u mnie pojawi. Na święta. Bo tak kusi strasznie. Dodam sobie do niej rodzynki, bo lubię.
Myślę,że tak będzie również smacznie. Oczywiście skórki z cytrusów nie pominę.
Pozdraiwam cieplutko :)
pyszna musi być:) fajnie wygląda , bardzo nietypowa forma:)
OdpowiedzUsuńobyście przywołały tę wiosnę tym ciastem! właśnie mi Miśku powiedział, że na jutro zapowiadają u nas opady śniegu! tu potrzebne są czary, ale takie potężne!:)
OdpowiedzUsuńFantastycznie wygląda! Kusiła i mnie, teraz wiem, że warto upiec! A podpowiesz gdzie można kupić takie gołębie foremki? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKamila, kupiłam w sklepie internetowym, w Wypiekarni. Jeśli masz zamiar u nich kupić, to na proporcje z tego przepis potrzebne będą dwie foremki.
UsuńPozdrowienia!
Dziękuję, często tam zaglądam, widać kiepsko szukałam :)
UsuńPiękna gołębica i jakże ciekawa historia. U mnie zawsze świąteczne smaki na ostatnią chwilę i dlatego, miejsce dla gołębicy już przygotowane. Wiosennych Świąt,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, dybka
Aniu nawet nie wiesz jak mocno wypatrywałam tej gołębicy, nie wiedząc, że to o nią chodzi:-)
OdpowiedzUsuńOd samego patrzenia na zdjęcia wzbiłam się na wyżyny i wiem, że gdy ją zrobię i posmakuję to wzniosę się pod niebiosy. Pięknie opisałaś i zachęciłaś do wypieku. Ja ręki do babek nie mam, ale drożdżowe jako tako mi wychodzą dlatego dam sobie szansę i ją upiekę:-)
A teraz lecę zobaczyć gołębice u dziewczyn:-)
Pisze pani wspaniale!Az chcę się upiec tę gołębice!:) Musi być przepysznie-migdałowa.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Lepszy jeden cytrusowy gołąb w garści, niż kilka gołąbków na talerzu :P
OdpowiedzUsuńO, widzę na ostatnim zdjęciu, że już odleciała :-)
OdpowiedzUsuńA mówiłam ,że colomby to arcydzieło sztuki kulinarnej jeśli chodzi o rodzinę drożdżowych? a w twoim wykonaniu Aniu to jeszcze przepiękna uczta dla oczu , normalnie jak patrze na te foty to chyba poświecę nawet nocne godziny na jej pieczenie , no nie odpuszczę jej , twoja to tez wina :D
OdpowiedzUsuńale cudno!
OdpowiedzUsuńBuziaki przedświątecznie :)
pieczarka mysia
jak zawsze zachwycasz! gołębica przepiękna... zapewne szybko odfrunęła ze stołu, zostawiając po sobie tylko okruszki :)
OdpowiedzUsuńChyba przez Was zmienię moje drożdżowe postanowienie... a już myślałam, że wybrałam przepis :)
OdpowiedzUsuńWSPANIALE! Uwielbiam wloskie babki, choc znam tylko te sklepowe, ktore na pewno nie dorownuja domowym. Przepis do wyprobowania, ale nie na wielkanoc, a innym razem. Na Wielkanc wybieram coś ze starych polskch ksiazek kucharskich.
OdpowiedzUsuńI po przeczytaniu Twojego posta mam problem. Miałam nie piec na Święta nic drożdżowego, ale teraz tak nabrałam ochoty, że chyba się pokuszę. Colomby nigdy nie piekłam, zawsze jakoś wybór padał na moje ukochane Panettone, niezależnie od pory roku :)Nawet jak teraz już nie zdążę to po Świętach zaopatrzę się w formę i wypróbuję Twój przepis :)
OdpowiedzUsuńCudna zarówno foremka, jak i jej zwartość!
OdpowiedzUsuńJest cudowna, jak wszystko, co spod Twej ręki wychodzi Anno-Mario. U mnie w tym roku będzie ocalone od zapomnienia ciasto drożdżowe według przepisu mojej nieżyjącej już babci. Tęskniłam za tym smakiem kilka lat, aż tu któregoś dnia okazało się, że moje Teściowa zapisała przepis, dyktowany przez Babcię. Wielkanoc znów będzie miała smak, jak przed laty.. Całuję :)
OdpowiedzUsuńnie mam słów! bajka, do czytania, do oglądania! kobiety Wy mnie o oczopląs i ślinotok ciągle, regularnie przeprawiacie! cudowny wypiek. Pożeram wzrokiem :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie musze ją upiec któregoś dnia mojemu synkowi, bo o nią poprosił:) .... Cudowne gołebice Wam się upiekły:) .....
OdpowiedzUsuńZdrowych i wesołych Świąt życzę Aniu:) Jola Szyndlarewicz
Piękna gołębica, ale ma jedną dość poważną wadę. Coś mi się wydaje, że szybko, zbyt szybko ulatuje z foremki ;-) Ślę świąteczne pozdrowienia :-D
OdpowiedzUsuńAnno, na twoim blogu czuję się jak obieżyświat a nawet archeolog, dokopujący się do tajemnic świata.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o takiej babce. Jakże cudne jest to, że ciągle jest tyle niepoznanych sfer....
Babka wygląda absolutnie fenomenalnie. Zauroczyła mnie. GDyby nie fakt, że nie chcę robic konkurencji maminej babce, z którą mnie nawiedzi, zrobiłabym ją juz dziś!
Zazdroszcząc cytrusowego aromatu babki, siły pióra i rąk jaką masz, życze pięknych i dobrych Świąt!!!!
Przepis zapisuję i na pewno wykorzystam wkrótce:)
OdpowiedzUsuńCudownych, radosnych i pięknych świąt!
o ja.. cudowna babka, mmm! Nigdy jeszcze takiej nie jadłam! :)
OdpowiedzUsuńwspaniały wypiek. za rok postaram się ją upiec, by zagościła na wielkanocnym stole
OdpowiedzUsuńPięknych Świąt!
I ja w tym roku piekłam colombę, podpisuję się pod wszystkimi zachwytami.
OdpowiedzUsuńPięknych świąt, Aniu! :)
Właśnie pięknie brązowieje w piekarniku (w sumie prawie po 6 godzinach przygotowań:). Nie miałam takiej formy, włożyłam do dużej formy babkowej z kominem. Dam znać, jak już wystygnie i spróbujemy kawałek:)
OdpowiedzUsuńSmacznych Świąt! I dużo pomysłów na wiosnę:) Czuję się u Ciebie na blogu jak w domu, jak w moim niebie. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńŚwietne drożdżowe ciasto:) Dawno nie jedliśmy tak dobrej baby:)
OdpowiedzUsuńAniu życzę Ci wspaniałych i rodzinnych Świąt Wielkanocnych:))
OdpowiedzUsuńJaka piękna baba, to znaczy gołąb :)
OdpowiedzUsuńNo i jak zawsze, zachwycam się zdjęciami !
WESOŁYCH :)
Ja zdecydowanie wolę piec sama. Nie lubię jak ktoś zerka na moje dłonie. :P Co do wygląda rewelacyjnie, chętnie skosztowałabym, a muszę przyznać, że nie palę się do jedzenia babek. Twoja naprawdę wygląda smacznie ;)
OdpowiedzUsuńczasem warto spróbowac czegoś nowego, oby Twoja forma po prababci się nie obraziła, to prawdziwy skarb :)
OdpowiedzUsuńVeroniko! Tak to skarb i nie obraziła się:) Nie dopuściłabym do tego! W drugi dzień świąt rosła w niej przepyszna baba Neli:)
Usuńniech to zaczarowane ciasto i nam powie gdzie ta wiosna się zapodziała... :)
OdpowiedzUsuńpiękne!
Rewelacyjny przepis! Naprawdę, można się zakochać. Taka kuchnia to prawdziwy majstersztyk! Uważam, że każdy powinien skosztować takiej kuchni. Ostatnio bardzo mi podchodzi również amerykańska, którą staram się codziennie wprowadzać do swojej diety. Polecam: roadamerican!
OdpowiedzUsuń