Złem wcielonym.
Zemstą świata.
Na sam jego widok chciałam zapaść się pod ziemię.
A gdy pojawiał się na stołówce, uciekałam z niej z prędkością światła.
Brrr. Pęczak.
Już samo słowo brzmiało jak jakaś choroba, dziwoląg, ludowe straszydło.
Poszarzała pulpa z wodnistą plamą cienkiego, szkolnego gulaszu, a do tego rozkwaszony skwaszony ogórek....
Brrr....
Takim go zapamiętałam, a raczej o takim chciałam zapomnieć.
Przed nim ponad pół życia uciekałam.
A teraz pytam samą siebie - dlaczego?
Szkoda jednak czasu na szukanie odpowiedzi, tym bardziej, że zbyt dużo go straciłam uciekając od pęczaku zamiast się nim zajadać. Najwyższa pora to nadrobić.
Od paru lat pęczakowa love kwitnie, nabiera rumieńców i przechodzi do coraz śmielszych i ekscytujących eksperymentów.
Kto mnie zna, ten wie, że uwielbiam łączyć smaki pozornie odległe. Intrygują mnie nietypowe połączenia, zaskakujące mariaże.
"W naturalnych właściwościach naszego podniebienia spoczywa fakt, że z niechęcią spożywamy 3 lub 4 dania jednego smaku. Człowiek lubi zmianę w jedzeniu". *
"W naturalnych właściwościach naszego podniebienia spoczywa fakt, że z niechęcią spożywamy 3 lub 4 dania jednego smaku. Człowiek lubi zmianę w jedzeniu". *
Nie inaczej.
Odkryty po latach pęczak stał się idealnym kandydatem do kulinarnych eksperymentów.
Zaczęłam od przeróżnych wersji orzotto (spopularyzowana ostatnio spolszczona wersja "pęczotto" napawa mnie takim samym wstrętem jak niegdyś "pęczak").
Przyszła pora zrobić krok dalej.
Swego czasu pokochałam dodatek pomarańczy do wytrawnych sałatek, a od paru lat - zainspirowana przepisem Moniki (klik) - z zamiłowaniem łączę kasze z ostrymi serami.
To oznacza tylko jedno - wszystkie drogi prowadziły mnie do przygotowania dania, do którego pasują jedynie najbardziej górnolotne zachwyty, przy czym słowo "boskie" to najdelikatniejsze z nich. Te bardziej siarczyste same Wam się wyrwą nie wiedzieć kiedy, gdy tylko spróbujecie pierwszej porcji pęczaku z fetą, czerwonymi pomarańczami i szalotkowym vinaigrette.
Ta sałatka jest jednym z najsmaczniejszych wierszy.
Szalotkowe vinaigrette splata się cudownie z krwistym sokiem z pomarańczy.
Ostrość kremowej fety i jędrne ziarna pęczaku wydają się tylko czekać na to, aby zanurzyć się w tych pysznych sokach i nigdy nie wyjść z objęć pomarańczy.
Dla mnie ideał.
/proporcje na 3 osoby/
1 szklanka pęczaku
2 czerwone pomarańcze
kostka fety
Na vinaigrette
2 szalotki
1 ząbek czosnku
świeżo mielony czarny pieprz - do smaku
1/2 szklanki oliwy
1/4 szklanki octu jabłkowego
2 łyżki octu balsamicznego
sól do smaku
Pęczak ugotować na sypko. W czasie, gdy się gotuje przygotować vinaigrette. Szalotkę drobno pokroić, a czosnek przecisnąć przez praskę. Wszystkie składniki vinaigrette przełożyć do słoika, zamknąć i energicznie wymieszać, aby połączyły się w jednolity sos - będzie go więcej niż trzeba, ale jest tak pyszny, że na pewno zostanie zużyty do innych potraw, sałatek (w zamkniętym pojemniku można przechowywać go w lodówce).
Ugotowany pęczak odcedzić i jeszcze ciepły wymieszać z vinaigrette. Dodać pokrojoną w kostkę fetę oraz wyfiletowane cząstki czerwonych pomarańczy razem z sokiem, jaki powstał przy ich krojeniu - doda całości cudownego smaku. Wymieszać. Świetnie smakuje z kawałkiem podpieczonej bagietki.
wow, wygląda absolutnie zachwycająco i elegancko. Ja pęczak zawsze traktuję przaśnie, ale może zacznę do niego podchodzić tak niesztampowo, jak i Ty :) chętnie wypróbuję to połączenie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Monika
ja kiedyś też na samo słowo pęczak dostawałam mdłości :) cudowne połączenie nam serwujesz! nich no ja tylko dorwę czerwona pomarańczę!!! ściskam mocno i ciepło!
OdpowiedzUsuńWygląda pysznie! Zapraszam do mnie http://testerkabloggerka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBo do niektórych rzeczy trzeba dorosnąć, nie tylko do oliwek ;)
OdpowiedzUsuńo mamo jaka piękna kompozycja:) jestem nią zauroczona!
OdpowiedzUsuńNiezwykle intrygujące połączenie, na które nigdy bym nie wpadła!
OdpowiedzUsuńZdjęcia urzekające:)
Jakże intryguje, ale również przez te kolory zachęca, Twój talerz:-))
OdpowiedzUsuńMoje wspomnienie z dzieciństwa: ojciec gotujący pęczak, jako zanętę wędkarską dla ryb. Obrzydziło mi to jakoś tę kaszę na długo. Ale powraca do moich łask:) Twoje połączenie z fetą i pomarańczami bardzo mi się podoba - sama też takiego użyłam wczoraj w sałatce:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńU nas w szkole do gulaszu podawana była kasza jęczmienna, a gulasz był pyszny ... dlatego też mi to daie cudownie się kojarzy:) ... co do pęczaku z pomarańczami i serem to dla mnie to połaczenie nietypowe, ale intrygujące:) buziaki
OdpowiedzUsuńfantastyczne połączenie, na pewno zrobię niebawem :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystkie kasze i nauczyłam je jeść mojego sycylijskiego męża, a wspomniane wcześniej orzotto i inne dania z pęczakiem bardzo często goszczą w naszym menu. Takiego połączenia jednak jeszcze nie próbowałam, idealne na lato. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJeszcze mi 7 kg czerwonych pomarańczy zostało, koniecznie muszę podać je w takiej wersji:-). Cudne zdjęcia Aniu:-)
OdpowiedzUsuń