"Tajemnicą, ku której dążył była prostota, harmonijna prostota, zaskakująca bardziej niż skomplikowana magia".
V. Nabokov, "Obrona Łużyna"
Właściwie wszyscy to wiemy.
Powinniśmy wiedzieć.
Uwierzyć i nigdy nie zwątpić - w prostotę.
To takie proste i trudne zarazem.
Czasem niemal niewykonalne.
Przywykliśmy do dodatków, upiększeń, komplikacji, nadmiaru i bezmiaru zbyteczności.
Pewnie, że sukienka w kwiaty z koronką i falbankami może być piękna, ale czyż to nie prosta mała czarna pozostanie królową klasyki i dobrego stylu?!
Pstrokaty parasol na drewnianej nóżce.
W jego cieniu ogonek, a pod nim wisienka.
Wokół niej wiórki czekolady i kakaowy pył kryjący chmurę bitej śmietany. W środku w końcu dochodzimy do sedna - kawa, ale to nie koniec - pod nią jeszcze dwie warstwy sama nie wiem czego.
Pewnie, że wygląda kusząco.
Pewnie, że bywa, iż smakuje całkiem nieźle.
Pewnie, że też się dałam skusić - choć dawno, już nawet nie pamiętam kiedy.
I pewne jest to, że nic mi nie zastąpi smaku dobrego espresso. Chcę kawy czystej, nie zagubionej wśród mdlącego rozpieszczenia dodatków. Kawy, po prostu.
Prostota.
Nie wiem dlaczego tak czasem trudno ją znaleźć.
Czemu nie widać jej od razu na horyzoncie i błądzimy wśród zawiłości drogowskazów, które kończą się ślepą uliczką.
Tak bym chciała mieć kompas, który poprowadzi mnie zawsze z punktu A prostą drogą do punktu B, nie zahaczając o dodatkowe podpunkty, paragrafy i usypane drobnym maczkiem zasadzki.
Tak bym chciała, żeby szarość była wyłącznie kwestią mody, a nie wymuszonym kompromisem bieli z czernią.
Żeby "tak" znaczyło "tak", a nie "być może".
Żeby uśmiech był zawsze lekarstwem, a nie fałszywym grymasem.
Żeby nadmiar nie oślepiał.
Żeby patrząc w dal, nie zgubić tego co blisko.
Tak po prostu.
Myślę, że wbrew pozorom w prostocie jest więcej magii niż możemy przypuszczać.
Czasem to wręcz onieśmiela.
Wydaje się niemożliwe.
Aż chce się coś dodać, zrobić coś więcej.
Ale nie trzeba. Prostota broni się sama.
Wyjątkowość w czystej formie.
Wciąż nie przestaje mnie to zadziwiać.
Bo jak to możliwe, żeby upiec pyszny chleb bez nawet odrobiny zagniatania?! Przecież rękawy aż same się zakasują, żeby rozgrzać dłonie uściskiem zlepionym z mąką!
Bo jak to możliwe, żeby upiec pyszny chleb bez nawet odrobiny zagniatania?! Przecież rękawy aż same się zakasują, żeby rozgrzać dłonie uściskiem zlepionym z mąką!
A jednak można bez tego.
Ba, nawet trzeba! Wszelki nadmiar dobrych chęci, by ciasto dopieścić jest to absolutnie zabroniony.
Wyjątkowa w swej prostocie metoda Jima Laheya na chleb bez zagniatania wzbudziła już wiele emocji. Najpierw niedowierzanie, potem euforię, że to możliwe.
A jakże!
Ze mną było tak samo. Gdy pierwszy raz piekłam jego chleb byłam święcie przekonana, że nie wyjdzie - no bo jak?!
Tak sam z siebie, bez pomocy!?
Że niby mam nic nie robić, a on i tak urośnie i wyjdzie z pieca rumiany i zachrupie skórką na powitanie?!
Tak zrobił!
Pomyślałam wtedy, że nie ma nic prostszego.
Myliłam się.
Jest Stecca.
Po włosku "listewki", a po piekarsku podłużne cieniutkie chlebki nadziane z wierzchu oliwkami, pomidorkami lub czosnkiem.
Trochę jak płaskie bagietki, z cudownie chrupką skórką i mocno dziurkowanym, delikatnym i lekko wilgotnym miąższem.
Nie muszę chyba pisać, że najlepiej smakują jeszcze gorące, urywane po kawałku.
To coś pomiędzy focaccią a najprostszą pizzą.
Pyszne.
Proste.
Stecca, po prostu.
STECCA
/na 4 podłużne chlebki/
3 szklanki mąki
1/2 łyżeczki soli
3/4 łyżeczki cukru
1/4 łyżeczki drożdży instant
1,5 szklanki wody
Dodatkowo
oliwa do smarowania
oliwki
pomidorki cherry
czosnek
zioła i sól morska do posypania
Do miski wlać wodę, wsypać drożdże i mieszać do momentu aż się rozpuszczą. Dodać mąkę, sół i cukier i przy pomocy drewnianej łyżki (lub ręką) wymieszać tak, aby składniki się dobrze połączyły i utworzyły lepkie ciasto - ok. 30 sekund. Nie zagniatać! Miskę nakryć folią i odstawić w temperaturze pokojowej na 12-18 godzin, aż ciasto podwoi objętość, a na powierzchni pojawią się bąbelki ( u mnie wyrastało prawie 20 godzin).
Ciasto przełożyć na posypaną mąką stolnicę i złożyć 2-3 razy, a następnie delikatnie nadać mu kształt płaskiej kuli. Posmarować z wierzchu odrobiną oliwy i posypać 1/4 łyżeczki soli. Przełożyć na ściereczkę obsypaną obficie mąką. Wierzch ciasta również delikatnie oprószyć mąką i nakryć ścierką.
Odłożyć ponownie do wyrastania na 1-2 godzin. Ciasto jest gotowe kiedy niemal podwoi objętość, a po dotknięciu palcem pozostaje w nim wgłębienie. W przeciwnym wypadku poczekać jeszcze ok. 15 minut.
Piekarnik nagrzać do temperatury 260 stopni . Blachę do pieczenia natłuścić oliwą.
Wyrośnięte ciasto podzielić na cztery części. Każdą delikatnie rozciągnąć tak, aby powstał płaski chlebek o długości zbliżonej do wielkości formy. Posmarować z wierzchu oliwą z oliwek, nałożyć wybrane dodatki, posypać ziołami i solą morską.
Piec ok. 15 minut, do momentu aż skórka ładnie się zrumieni.
Proste, prawda?!
* przepis i inspiracja z tej strony - klik.
Piękne wypieki! Nie mogę się napatrzeć :)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie najprostsze i wspaniałe. Nie wiadomo czemu, ale ja tak kocham długo wyrastające wypieki. Może po prostu uwielbiam wszelkie rytuały, czynności, których nie trzeba, a czasem nie wolno przyśpieszać, ich kolejność i reguły... U mojej Babci nie wolno było biegać, krzyczeć ani głośno włączać radia, kiedy ciasto drożdżowe czy chleb rosły, bo "miały mieć spokój, żeby się nie sprzeciwiły" :). To było coś jak sacrum, do dziś pamiętam tę kościelną atmosferę podczas wyrastania ciasta... ;) I czyż to nie piękne z takim nabożeństwem traktować chleb, z takim namaszczeniem i pietyzmem go przygotowywać...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą - prostota jest dzisiaj towarem trudnym do zdobycia:) większość jest przekombinowana, a taki minimalizm, czy oszczędność w szczegółach bywa nieraz dużo bardziej inspirująca!
OdpowiedzUsuńtwoja stecca potwierdza to w 100% :)
Sisters4cooking! A wiesz jakie pyszne?! Mniam!!!
OdpowiedzUsuńKasiu! Masz rację, chleb zasługuje na najwyższy szacunek! U mnie było podobnie - pamiętam jak Babcia piekła pączki, a my z kuzynką przez pół dnia miałyśmy nosy przylepione do szybki w drzwiach, których nie wolno nam było otwierać - przeciągi:)
Pozdrawiam Cię ciepło!
Gosiu! Mnie coraz częściej dopada głód minimalizmu. Podobnie jak apetyt na taki chlebek;)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie genialne! Wpisuję sobie na listę do zrobienia. Koniecznie!
OdpowiedzUsuńKucharnio, jestem... ach.
OdpowiedzUsuńKucharnio, znowu czuję się jakbym uniosła się pod niebiosa.
te zdjęcia... czarują. przepis? wspaniały, zaraz go wypróbuję!
cieszę się, że podałas link do tej imponującej strony.ale wój blog... ach, przebija go, zdecydowanie!'
te zdjęcia, ach, Kucharnio!
Ali! Wpisuj koniecznie! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKarmel-itko! A ja jak zawsze czytając Twój komentarz mocno się rumienię!
Serdeczności:)
A wiesz, że dla mnie jesteś mistrzynią prostoty? Słowa używasz oszczędnie jak ja soli w kuchni. I na zdrowie nam to obu wychodzi! Całuję! :*
OdpowiedzUsuńOj bardzo proste. Zrobiłabym nawet już, tylko jak i u mnie będzie rosnąć 20 godzin, to nie zdążę :( Następny weekend?
OdpowiedzUsuńAuroro! Jak mi się miło zrobiło! Muszę się jeszcze tylko przyznać, że ja soli nadużywam - w łączeniu ze słodyczami, bo to moja prawdziwa słabość;) I masz rację - wychodzi mi to na zdrowie, bo cudownie poprawia nastrój;D
OdpowiedzUsuńkabamaigo! Może w planach na przyszły piątek - wieczorem nastaw ciasto, w sobotę urywaj po kawałku stecca?! Uściski!
OdpowiedzUsuńUwielbiam te rytuały,które ocierają się o magię i nadają domowi sens.
OdpowiedzUsuńTak jest z wyrastaniem chleba.
Stecca rośnie tyle,co dobry chleb.
A więc to mistyczny wypiek!
Amber! Rytuały są jak drogowskazy, obyśmy ich nigdy nie omijali. Na skróty nie zawsze znaczy lepiej.
OdpowiedzUsuńRośnie tyle co chleb, bo to właściwie chleb - taki mocno rozciągnięty, a metoda od chleba wzięta:) Nie może więc być inaczej, ani krócej!
Uściski:*
Kiedy 'odkryłam' metodę Laheya byłam zaskoczona, od tamtego czasu stosuję ją średnio raz w tygodniu i zawsze niesamowicie mnie zaskakują efekty, Twoje 'listewki' są cudowne! pozdrawiam znad chleba z orzechami i żurawiną... oczywiście pieczonego wg Laheya:)))
OdpowiedzUsuńKass! Tak coś czułam, że u Ciebie jak zawsze pięknie pachnie chlebem! Mnie ta metoda zachwyciła, chleby są cudowne, a wszystko tak pięknie smakuje, po prostu!
OdpowiedzUsuńDobrego wieczoru!
piękny cytat!dziękuję Ci za niego:)
OdpowiedzUsuńprostota to moja mantra i może dla tego Twój wpis przeczytałam na jednym wdechu,oczarowana tokiem myśli,tak bardzo podobnych do moich.
te płaskie bagietki,co do których nazwy nie mam najmniejszej wątpliwości!są po prostu kwintesencją prostej,pachnącej,domowej kuchni.
magia!
z czosnkiem na pewno przypadną mi do gustu;)
ps.tylko ile należy dodać świeżych drożdży?nigdy się z nimi nie rozstaje,do tych drugich nie jestem w pwłni przekonana;)
pozdrawiam ciepło!
m.
Monisiu! Bardzo Ci dziękuję! Jak dobrze wiedzieć, że pod drugiej stronie ekranu są Osoby, które czują to samo:)
OdpowiedzUsuńWersja z czosnkiem wyborna - czosnek nabiera słodyczy, jest znacznie mniej ostry, ale niebywale aromatyczny - mniam!
Przyznaję, że nie mam pojęcia jaką ilością drożdży świeżych można zastąpić tą odrobinę instant... Poszukam, jak znajdę, to dam Ci znać!
Pozdrowienia!
Jezu jakie to piękne:) przyznaje bez bicia że jeszcze nie czytałam posta, wrócę jeszcze jak przeczytam, ale musiałam napisać, że stecca wygląda u Ciebie bajecznie!
OdpowiedzUsuńMar! Tu żadne bicie Ci nie grozi:P Fajnie, że jesteś! Zbieram się, żeby napisać do Ciebie, ale leń większy niż chęci... Uściski!
OdpowiedzUsuńAnno Mario, piękne słowa o prostocie. Ja ją odkrywam już od dawna. Ma w sobie wiele magii. Czasami jak każdy gubię się w nadmiarze, zupełnie niepotrzebnie. Ale zawsze odnajduję właściwą drogę do prostoty. Aktualnie jestem właśnie w fazie oczyszczania, minimalizowania, redukowania. Jakież to przyjemne. Oczyszczające. :-)
OdpowiedzUsuńa stecca wspaniała. Może, dla mnie oczywiście, nie z czosnkiem, ale z oliwkami to już koniecznie. Wspaniałości!!
Joanno! Magia prostoty zawsze mnie zadziwia, pozytywnie. U mnie jej też coraz więcej, choć wciąż wiem, że mogłabym jeszcze prościej...Ale myślę sobie, że to wszystko przyjdzie w odpowiednim momencie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię!
Tak Anno-Mario, potrzeba prostoty i upraszczania przychodzi do nas, wtedy kiedy jesteśmy na to najbardziej gotowi, kiedy jesteśmy w stanie się prostotą zachwycić i się nią cieszyć i z niej czerpać energię :-)
OdpowiedzUsuńPochwała prostoty w Twoim wykonaniu jest przepiękna.
OdpowiedzUsuńJoanno! Masz rację. Z nadzieją myślę o tym, że każdego dnia czuję się coraz bardziej gotowa:)
OdpowiedzUsuńAniu! Dziękuję:) Pozdrawiam nie przestając marzyć o Twojej kremówce;P
Aniu, to co piszesz i to jak fotografujesz czyta się jak magiczną opowieść :) Dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się - klasyka to prostota. Najpiękniejsza.
Pozdrawiam Cie gorąco!
jakosz buziosz usmiechnietosz ;)
OdpowiedzUsuńnat.! To ja dziękuję! Takie słowa uskrzydlają:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
A.! Naprawdesz?! :D
OdpowiedzUsuńO mamusiu,jakie one są piękne! Wszystkie.
OdpowiedzUsuńCo włoskie to ja kocham.
Ta kuchnia nie ma sobie równych. Proste składniki,kilka zwykłych rzeczy, a w całości tworzy taki smak i zapach,że nie mozna o nim zapomnieć długo.
Widok Twoich chlebków będzie za mną chodził dzień w dzień dopóki nie upiekę sama.
Śliczne Aniu.
Całuję:*
Majano! Coś mi się zdaje, że długo nie będzie chodził;) Masz rację - ja też uwielbiam kuchnię włoską za jej prostotę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:*
Jestem fanka prostoty!
OdpowiedzUsuńA Twoje slowa Aniu...Pieknie ujete.
I te chlebki! Jak juz Doktorant wroci to zrobie stecce i prostym ale pysznym polaczeniem powitam go w domu :)
Usciski!
Agnieszko! Jak mi miło! Dziękuję:) Nieustannie trzymam kciuki za Doktoranta:) Mam nadzieję, że stecca Mu zasmakuje!
OdpowiedzUsuńUściski!
dziękuję ślicznie;)przyznam,że nigdy nie miałam głowy do tych drożdżowych przeliczników;)
OdpowiedzUsuńMonisiu! Nie ma za co, przecież nie pomogłam...
OdpowiedzUsuńwyglada przepięknie . a smakuje jeszcze lepiej :)
OdpowiedzUsuńwcale nie proste. Ani nie grzeszę cierpliwością, ani dobra pamięcią za 12 godzin mogę mieć już inne plany na nadchodzący tydzień, albo po prostu zapomnieć, albo wyjechać i co wtedy ? I jeszcze te dwie dodatkowe godziny ?
OdpowiedzUsuńTrzeba być znacznie bardziej zorganizowanym człowiekiem ode mnie żeby rozplanować to w czasie tak żeby za te 12-18 godzin być i móc. A potem za kolejne dwie godziny. Może zagnieść na noc, przed wolnym dniem?
Tylko co znaczy "wolny dzień"?
Psie Wędrówki! Masz rację:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWiedźmo! A dla mnie tak, proste, bardzo proste. Ale to wszystko zależy do tego co dla nas znaczy to słowo. Proste może być kupno sklepowego chleba o smaku nijakim.
Nie wydaje mi się, by potrzeba było pamięci do tego chleba - nastawiasz i zapominasz. Gotowy jest wtedy, gdy wyrośnie - wystarczy doglądać - bez kalendarza, zegarka w ręku. Pamiętasz przecież o wielu innych obowiązkach, czynnościach, więc zerknięcie na miskę z ciastem nie wydaje mi się trudnością.
Stecca jest prosta dla osób, które pieką chleby - nie wiem czy Ty je pieczesz, czy w tym na wskroś prostym przepisie potrafisz dostrzec jego prostotę. To naturalne, że przy każdym wypieku drożdżowym czy zakwasowym czekamy na drugie wyrastanie. Nikogo piekącego te 2 godziny nie dziwią. Ale oczywiście masz wybór - możesz wybrać coś znacznie prostszego dla siebie.
Ja nie jestem osobą idealnie zorganizowaną, ale też wypiek chleba bez zagniatania nie wymaga super organizacji - on wyrośnie, my zerkamy. Tylko tyle. Nie wiem co znaczy dla Ciebie wolny dzień, może sobota, może niedziela, a może po prostu wolne popołudnie, kiedy można rozciągnąć cztery części ciasta. Dla mnie to bardzo proste.
Serdecznie Cię pozdrawiam:)
Ależ kusisz. Tylko kiedy zacząć robić... Mój dzień poupychany jakimiś drobiazgami... to trzeba zrobić i jeszcze tamto... Mam nadzieję, że wieczorem uda mi się zrobić ciasto i jutro po pracy upiec. Ściskam serdecznie
OdpowiedzUsuńPaulino! No widzisz, czyli plan jest - w dodatki zapowiada się, że jest wykonalny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:)
upieklam;)moja wersja z oliwkami,suszonymi pomidorami,baklazanem i papryka i suto posypane ...dukkah
OdpowiedzUsuńzapach niebianski;)
A.! Upiekłaś?! Naprawdę?! I do tego z dukkah - och i ach, tak się cieszę:))) Bakłażan mnie zaskoczył, ale pozytywnie - muszę spróbować!
OdpowiedzUsuńUściski!
que delicia el pan, que belleza y sencillez! los panes alargados de varios sabores que nos enseñas son una delicia. un beso
OdpowiedzUsuńfresaypimienta! Gracias! Un beso:)
OdpowiedzUsuńOch...zawsze kiedy przeczytam twój post pozostaję długo w pewnym zamyślonym zawieszeniu...zadumie...spokoju...twoje wpisy inspiruja mnie i dają mi duzo radości...kulinarnej tez ale najbardziej takiej...hmmm...życiowej?
OdpowiedzUsuńTrzcinowisko! To wyjątkowe co napisałaś - bardzo dla mnie cenne słowa! Dziękuję Ci:)
OdpowiedzUsuńZajrzałam, POZARŁAM oczami pierwszą z brzegu stecca i uciekłam! Teraz wracam, by się przyznać do winy... Kiedy się przez jakiś czas nie jada pszenicy, takie proste połączenia smaków wydają się genialne! Wiesz, Anno-Mario, to jak z powrotem do najprostszych smaków po kilkudniowej głodówce. Ech! Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńAn-no! Co za wspaniałe wyznanie! Mam nadzieję, że możesz już jeść takie wypieki - jeśli tak wszystkie cztery "listewki" dedykuję Tobie!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Anno-Mario, zrobiłaś nam tak piękny prezent tym wpisem, że brak mi słów. I tak cudownie opakowany! Zdjęcia - marzenie! Chleb z tego przepisu pieczony w żeliwnym garnku jest ulubionym chlebem mojej rodziny. Stecca od dziś jest na mojej liście potraw do szybkiego wypróbowania. A co do prostoty... pisałam o tym w moim poście o Szymborskiej - prostota jest świadectwem geniuszu.
OdpowiedzUsuńOby mi się przyśniła Twoja stecca-jest cudna:-)
Anko Wrocławianko! W takim razie ten prezent jest odwzajemniony - czuję się obdarowana Twoimi słowami! Dziękuję:) Mam nadzieję, że stecca się przyśniła, choć będzie znacznie lepiej chrupać ją na jawie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ale fajne i jakie prościutkie! kiedyś robiłam "chleb bez zagniatania" ale o
OdpowiedzUsuń"deseczkach" nawet nie słyszałam! muszę zrobic dzieciom na kolację :*
Piękne listewki. Piękne. :-)
OdpowiedzUsuńJswm! Koniecznie! Po listewce dla każdego;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKrokodylu! Pięknie dziękuję i przesyłam pozdrowienia:)
jakie urocze chlebkowe listewki :)
OdpowiedzUsuńMimo, ze ja kocham bawić się z ciastem drożdżowym (choćby dziś zagniatałam ręcznie pół godziny:)) to od czasu do czasu przydają się tam mało pracochłonne przepisy ...zwłaszcza jeśli wychodza z nich takie cuda ...bo mnie Aniu olśniłaś tymi listewkami i wiem, że je zrobie:) pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńSuper wygląda i na pewno tak smakuje :)
OdpowiedzUsuńKini! A wiesz jakie smaczne?! Uściski!
OdpowiedzUsuńJolu! Ja też bardzo lubię drożdżowe prace ręczne, ale te listewki to naprawdę smaczna odmiana, no i ręce mogą odpocząć, albo zająć się czymś innym - same korzyści:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Grażyno! Nie mogę się z Tobą nie zgodzić;D Pozdrawiam Cię ciepło:)
OdpowiedzUsuńprześliczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńaga-aa! Dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńjak ja zgłodniałam patrząc na te zdjęcia to nie masz pojęcia Aniu:) pochwała prostoty jest w tym momencie nieunikniona!!! wspaniale wygląda ale najbardziej mam w tej chwili ochotę na oliwkową:) buziaki
OdpowiedzUsuńReniu! Oliwkowa jest Twoja;) Pozdrawiam i dobrych snów!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że królową sukienek pozostanie mała czarna - u mnie czasem czerwona ; )
OdpowiedzUsuńJa poproszę steccę z... czosnkiem. I pomidorkami. Patrzę się na nie, i chyba będę musiała zrobić, tak mnie kuszą. I zjem wszystkie sama!
jakie kuszące ... siedzę i zastanawiam się którą wybrać, bo wszystkie tak pysznie wyglądają:)
OdpowiedzUsuńsłodkosłona! Cztery listewki na jedną osobę to dość spore wyzwanie, ale są tak pyszne, że wierzę w Ciebie - dasz radę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Atino! A ja radzę z każdej po trochu;) Dobrego dnia!
Jej ile wspanialosci! :) kocham stecce!
OdpowiedzUsuńPiękności, aż tu mi pachną! Jeśli pozwolisz, napiszę o nich pod koniec tygodnia u siebie, mmmmmogę? :)))
OdpowiedzUsuńZrobię je w weekend, w piątek przygotuję ciasto i będą chlebki na miłą sobotnią kolację. Tylko chcę się upewnić: tych suchych drożdży tylko 1/4 łyżeczki na 3 szklanki mąki?
Mysiu! To wspaniale! Bardzo się cieszę i serdecznie Cię pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńfuNi!ta! Ależ oczywiście, pisz, pisz:)) Tak, tylko 1/4 łyżeczki - na tym właśnie polega fenomen tego ciasta. Rośnie dłuuugo na malutkiej ilości drożdży. Musisz dać mu czas, ja dałam 20 godzin, ale warto było:)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać Twojej wersji! Pozdrawiam!
I Ty się martwisz o to, że szlachetna prostota przestaje być w cenie? Przecież Ty ją pielęgnujesz i praktykujesz: mało to u Ciebie przepisów i słów podpadających pod tę piękna kategorię? Mniej skromności, Ania! :)))
OdpowiedzUsuńfuNi!ta! I kto mi tu o skromności pisze?! Kobieta, przez którą regularnie się rumienię;)
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo, że tak uważasz! Niestety, ze smutkiem patrzę, że nowoczesny świat wokół jakby o prostocie zapomniał...
Wpadlam dzis tu przez przypadek,pieknie,wlasnie szukalam inspiracji,poniewz cos mi nie wychodza wypieki chleba i bulek,nie wiem czy to wina piekarnika,wczorajsze bulki byly smaczne ale z gory tak twarde ze nie szlo jesc,stracilam juz zapal,ale po tym wpisie sprobuje,bo wyglada cudownie,tylko moj piekarnik konczy prace na 220 st.czy w takiej temp.sie uda?pozdr.Kasia
OdpowiedzUsuńKasiu! Cieszę się bardzo, że wpadłaś! Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńCo do twardości wypieków, być może uda się to naprawić wstawiając na dno piekarnika naczynie żaroodporne wypełnione wodę - w trakcie pieczenia woda paruje i nadaje skórce cudowną chrupkość - spróbuj:)
A stecca w 220 stopniach też powinna się udać! Powodzenia!
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
wlasnie odstawilam ciasto, zeby sobie roslo... dziekuje za stecce :)
OdpowiedzUsuńdomolubna! Naprawdę?! Ogromnie się cieszę i to ja dziękuję:)))
OdpowiedzUsuńfantatyczny! pomysł naprawdę ciekawy a marzy mi się bochenek z czosnkiem :)
OdpowiedzUsuńKaś! A wiesz, że to całkiem realne marzenie;) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńNie zliczę, który to już raz widzę chleb bez zagniatania i obiecuję sobie go zrobić, ale teraz to już nie mam wyjścia. Proste stało się jeszcze prostsze! Czy w nagrodę będę mogła wypić kawę z mnóstwem dodatków? ;-)
OdpowiedzUsuńBee! Ależ oczywiście - w takim kontekście ta kawa jest po prostu nieodzowna;D Poza tym - nie masz wyjścia:)!
OdpowiedzUsuńAniu bardzo by mi odpowiadały smakowo, ale przeraża mnie czas oczekiwania 20 godzin:) To jest przepis dla bardzo CIERPLIWYCH osób :) Aniu, a czy piekłaś w jakiejś foremce, czy tal luzem?
OdpowiedzUsuńThose look absolutely delicious. I really could eat bread with simple toppings on it just about every day and be so content. Beautiful photos.
OdpowiedzUsuńwooow! zaglądam tu po długim czasie i jest zniewalająco. Stecca wygląda pysznie!
OdpowiedzUsuńmmm
Ewo! Ależ nie wierzę, że to piszesz?! Nie powinno Cię to przerażać - nastawiasz np. o 18, zjadasz kolację, czytasz książkę, idziesz spać, budzisz, się wypijasz kawę, jesz śniadanie, koło południa przypominasz sobie, że ciasto przez ten cały czas sobie rosło i właściwie jest gotowe do wypieku. Nie trzeba tu cierpliwości żadnej, bardziej zapomnienia;D
OdpowiedzUsuńPiekłam "luzem" - stecca ma być z założenia rustykalna, nierówna, foremka nie byłaby tu na miejscu.
Wiesz, że teraz nie masz żadnej wymówki! :PPP Uściski!
P.S. Widzimy się w sobotę w kiosku;)
Sarah! Welcome:) Thank you for your visit. Cheers:)
OdpowiedzUsuńA.! Witaj po długim czasie:) Dziękuję i pozdrawiam!
zjedzone, pyszne!
OdpowiedzUsuńszkoda tylko, ze o takiej kolacji trzeba pomyśleć dzień wcześniej ;)
Jswm! Cieszę się bardzo:) Dobrego dnia!
OdpowiedzUsuńAnno-Mario, Ty to potrafisz zachęcić człowieka!
OdpowiedzUsuńOczu nie można oderwać od tych cudnych chlebków!
Uwielbiam takie samo-się-robiące pieczywo :)
Konwalie! Jak się cieszę - dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńRewelacyjny pomysł na pyszne jedzonko. Muszę wypróbować
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
pyszne-jedzonko! Musisz koniecznie;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo! To dziś po pracy poświęcam całe kilka minut na odmierzenie, wrzucenie składników do miski, zamieszanie i odstawienie z dala od kotów (jednego jakoś ciągnie do drożdży). A jutro działam ambitnie dalej i jem :)))
OdpowiedzUsuńfuNi!ta! A więc jednak! Wspaniale! Z niecierpliwością będę czekała na wieści:)
OdpowiedzUsuńWspaniałego weekendu!
Melduję, że ciasto zrobione (ale przy nim roboty!!!) ;))) i czekamy do jutra :) Nie dostałam rozmarynu świeżego, szkoda. Ale mam pomidorki cherry, czosnek, oliwki, kapary, dobrą oliwę, hm, boczek wędzony też mam...
OdpowiedzUsuńfuNi!ta! Dziękuję za wieści "z frontu":) Ostrzegałam przecież, że to "najtrudniejsze ciasto świata" ;P
OdpowiedzUsuńOj, boczek to brzmi bosko, może ja też dziś nastawię?! Wiesz, chyba na pewno tak zrobię! Mmmmmm....
Ojej, jakie to było dobre, jaką miało obłędną skórkę! Zmietli wszystko! Przeżyłam chwile grozy, bo ciasto było za rzadkie. Ale dodałam mąki, lekko poskładałam i chyba mu ten fakt nie zaszkodził. M. nazwał stecca "bułami", ale tak mu smakowały, że się strasznie ucieszył, jak napomknęłam, że to prosty przepis i mogę go wkrótce powtórzyć. Do stecca podałam hummus, pasował wyśmienicie :)
OdpowiedzUsuńAniu, w swoim dzisiejszym wpisie blogowym umieściłam stecca na I miejscu blogowych odkryć tygodnia, z Twoimi zdjęciami i oczywiście aktywnymi linkami do Twojego bloga. Mam nadzieję, że nie popełniłam gafy?
fuNi!ta! Och, żebyś Ty widziała jak się teraz szeroko uśmiecham! Do Ciebie rzecz jasna:D Ogromnie się cieszę! Hummus ogromnie mnie zaintrygował - teraz kolej na mnie;)
OdpowiedzUsuńPędzę co sił do Ciebie zobaczyć i bardzo dziękuję!
Uściski;*
Ufff :)
OdpowiedzUsuńMoja Mama by się ucieszyła, gdyby przeczytała to, co zaraz napiszę. Bo oszalała na punkcie słowa "fusion" i nawet szykując wigilijne potrawy zadawała mi na ten temat pytania i się na głos zastanawiała, co zrobić, żeby uszka były fusion i karp, żeby był fusion. Udało mi się Ją na szczęście powstrzymać ;)))
Ale wczoraj było fusion: stecca (nie zrobiłam jednak wersji z boczkiem, będzie na następny raz), hummus, chilijskie wino, francuskie i holenderskie sery. Rozpusta i goście zmietli wszystko, co jest dla mnie zawsze przemiłe :) Jeszcze raz dzięki ogromne za wspaniałą inspirację i nowy przepis, który chyba wyprze nieśmiertelną u nas focaccię.
fuNi!ta! Za to "fusion" i cudną opowieść o Mamie uwielbiam Cię jeszcze bardziej:)
OdpowiedzUsuńCmok, cmok :*
Tak, prosto alez jak zmacznie musi byc!!!!! Sliczne zdjecia....no i sie oblizuje jak male dziecko na widok lodow!!!! hihihi :-))) Dolaczam do swojej kolekcji chlebkow!!!! Pozdrawiam :-)))
OdpowiedzUsuńCzarodziejko! Bardzo mi miło. Stecca zasługuje na wejście do kolekcji;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFANTASTYCZNE!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBernadeto! :) Dobrego dnia!
OdpowiedzUsuńKochana ta stecca jest absolutnie fenomenalna:) .... a jak cudownie smakuje dodatkowo maczana w oliwie:) skradła moje serce na zawsze:)
OdpowiedzUsuńJolu! Ogromnie się cieszę, że wybrałyście "listewki" do wspólnego pieczenia!
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Genialne Aniu te rzadki oliwek i te krysztalki grubej soli!! Pozdrowienia Aniu ;-)
OdpowiedzUsuńBuru! Fajnie, że stecca Ci się podoba! Rozumiem, że oliwkowa listewka dla Ciebie?
OdpowiedzUsuńUściski!
genialne! zrobiłam wszyscy zachwyceni!
OdpowiedzUsuńCiasto wymieszane i sobie rosnie. Jutro pieke...na powrot Doktoranta:) Tylko teraz nie wiem czego nie moge sie bardziej doczekac;))
OdpowiedzUsuńMilego dnia, Aniu!
Aleksandro! Jak się cieszę - dziękuję za wieści! Pozdrawiam już wiosennie:)
OdpowiedzUsuńAgnieszko! A więc jednak! Bardzo się cieszę - bo to tak, jakby jakaś mała część mnie też świętowała z Wami:) Mam nadzieję, że Doktorant zasmakuje w listewkach!
OdpowiedzUsuńUściski:*
Listewki wyglądają uroczo :). Ogromnie mnie zaintrygowały - przepis wrzucam do ulubionych. Muszę zrobić! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
alucha! Witaj:) Spróbuj koniecznie - są pyszne!
UsuńDobrego dnia!
Anno! Jak powiedziałam tak zrobiłam - po prostu rewelacja :D.
UsuńMusiałam je wrzucić też u siebie ;).
Miłego wieczoru :)
Alucha! No widzę, że umiesz dotrzymać słowa;D
UsuńJuż pędzę zobaczyć i cieszę się ogromnie, że jesteś zadowolona!
Pozdrawiam:)
Zrobiłam dzisiaj! Fantastyczne pieczywko!
OdpowiedzUsuńZ pewnością będę wracać do tego przepisu!
Pozdrawiam serdecznie i polecam!
Kasieńko! Bardzo się cieszę! Ależ mam opóźnienie w odpowiedzi - wybacz!
UsuńPozdrawiam Cię!
Właśnie mam dużo pomidorów do zużycia więc pewnie jednak nie pide ale stecca będzie w pierwszej kolejności :) Masz może kamień do pieczenia, bo pizza z kamienia jest o niebo lepsza jak z blachy więc może z tą steccą też spróbować na kamieniu ?
OdpowiedzUsuńWitaj! Nie używam kamienia, ale jestem pewna, że świetnie się tu sprawdzi, więc życzę powodzenia!
UsuńPozdrawiam Cię:)
Aniu, cudne te Twoje chlebki :)
OdpowiedzUsuńwyglądają obłędnie:)
OdpowiedzUsuńCześć-zrobiłem wg, przepisu ale za każdym razem wychodziło mi bardzo lejące się ciasto - o zrobieniu kólki nie było mowy, rozciągnięciu chlebków też nie. Spotkałaś się z czymś takim?
OdpowiedzUsuńWitaj, prawdę mówiąc piekłam steccę wiele razy i nigdy nic podobnego nie miało miejsca, jedynym powodem wydaje mi się być rodzaj mąki i jej wchłanialność wody, być może należy dodać jej więcej, aby udało się uformować kulę, z czym normalnie nie ma problemu.
UsuńPozdrawiam!
Wszystko dzięki temu wspaniałemu człowiekowi, doktorowi Agbazarze, wspaniałemu rzucającemu zaklęcia, który przywrócił mi radość, pomagając mi odzyskać ukochaną, która zerwała ze mną cztery miesiące temu, ale teraz jest ze mną dzięki pomocy doktora Agbazary, wspaniałego koło zaklęć miłosnych. Dziękujemy mu za wszystko, możesz zwrócić się do niego o pomoc, jeśli jej potrzebujesz w trudnych chwilach poprzez: ( agbazara@gmail.com )
OdpowiedzUsuń