"Czy jest pani emerytką?" usłyszałam na "dzień dobry" z ust pozornie miłej pani, która zadzwoniła do mnie, by przedstawić "pewną niezwykle atrakcyjną ofertę". Pozornie miłej, bo gdy grzecznie odmówiłam, pani puściły nerwy i dała popisowy upust swej frustracji i oburzenia.
"Droga pani Anno, dzwonię, ponieważ zbliżają się pani urodziny i chciałabym w imieniu całego wydawnictwa złożyć pani najserdeczniejsze życzenia" (tu następuje pełna egzaltacji recytacja wszystkich możliwych życzeń i uprzejmości). Skonsternowana i zupełnie zaskoczona dziękuję "Głosowi", który jednak nie jest bezinteresowny i prosi o opinię na temat książek, których nie czytam, nie kupuję i których nie ustawię na jednaj z półek biblioteczki.
"Dzień dobry! Czy pomyślała już pani o zakupie nowych okularów słonecznych na ten sezon? Z radością informuję, że nie musi się już pani o to martwić. Właśnie wgrała pani parę okularów słonecznych z limitowanej serii zupełnie za darmo! Wystarczy tylko przyjść tu i tam, dokonać "symbolicznej" opłaty wpisowej i darmowe okulary są pani!" Na pytanie, czy te darmowe, słoneczne i oczywiście limitowane, mogę zamienić na różowe, "Głos" nie reaguje, zapewnia jednak po raz kolejny, że to zupełnie nic nie kosztuje ....
"Pani Anno, czy zastanawiała się pani nad tym, jak bardzo pani życie może zmienić się na lepsze? Koniec zmartwień, frustracji i ... brudnych podłóg! Z naszym w pełni zautomatyzowanym systemem (tu nazwa) pani życie nabierze blasku szczęścia i czystości. Czy ma pani odwagę odmówić takiej perspektywie?!"
A jednak tak.
Dziękuję.
Wysiadam.
Nie chcę.
Nie mam ochoty.
Nie zmieści mi się na nosie kolejna para darmowych okularów.
Nie potrzebuję kija ze szmatką, by moje życie nabrało barw.
Nie mam głosu emerytki (z całym szacunkiem dla całej rzeszy przemiłych pań emerytek:) , choć moje urodziny "świętowane" niedawno przez zupełnie mi obce wydawnictwo otwarły kolejną dekadę życia, którego częścią nie są brudne podłogi.
Pytania. Oferty. Fałszywe uprzejmości.
Wszędzie. Na ulicy. Na plakatach. W reklamie.
I te najbardziej dokuczliwe - telefoniczne.
Czy świat przeprowadza ze mną niekończący się wywiad? A jeśli tak, czemu nie jest w stanie zaakceptować odpowiedzi odmownych?
Czy ktoś mnie pytał czy mam ochotę na udział w tej żenującej ankiecie?
Na ile pytań mam jeszcze odpowiedzieć odmownie, by "Głos" przestał do mnie dzwonić i skreślił mnie z listy?
Czy w ogóle można być skreślonym z tej listy?
Czy chociaż raz padnie pytanie, które chcę słyszeć?
Ja odmawiam dalszych odpowiedzi. Wywieszam kartkę "Nikogo nie ma w domu" (pamiętacie ten serial?). Wyciszam telefon z pełną świadomością, że właśnie w ten sposób przejdą mi przed nosem super-ścierka, darmowe kapcie wygrane w konkursie, w którym najwyraźniej jak zawsze brałam udział bez własnej wiedzy i wakacje tylko we dwoje zupełnie za darmo, wystarczy, że opłacę jedynie pobyt i wyżywienie.....
No właśnie - jedzenie! Z premedytacją odwracam rolę - teraz ja "dzwonię do Pani/Pana w bardzo ważnej sprawie" i pytam "Czy lubicie kalarepkę?" Uczciwie uprzedzam, ten przepis nie jest darmowy - jeśli kalarepka nie rośnie w Waszym ogródku, musicie za nią zapłacić na targu, podobnie jak za rzodkiewkę i resztę składników. Jest jednak bonus - carpaccio z kalarepki smakuje wybornie i delektowanie się jego smakiem jest bezcenne!
CARPACCIO Z KALAREPKI
/na 1-2 porcje w zależności od wielkości kalarepki/
1 kalarepka
2-3 rzodkiewki
kilka łyżek soku z cytryny
2-3 łyżki miodu
świeżo mielony pieprz
kilka łyżek oliwy z oliwek
zioła (użyłam rozmarynu)
parmezan lub inny twardy ser o wyrazistym smaku
Kalarepkę obrać ze skórki i pokroić na bardzo cieniutkie plasterki - użyłam szatkownicy. Tak samo pokroić umytą wcześniej rzodkiewkę. Plasterki kalarepki rozłożyć na dużym płaski talerzu przekładając co jakiś czas plasterkami rzodkiewki. Z oliwy, soku z cytryny i miodu przygotować sos i obficie skropić nim warzywa.
Posypać ziołami i grubo mielonym pieprzem. Na koniec udekorować wiórkami sera. Można zjadać od razu, choć nam bardziej smakowało po schłodzeniu w lodówce, kiedy warzywa przesiąknęły sosem. Polecam!
świetnie napisane, świetne zdjęcia, kalarepkę lubię (dawano nie jadłam!), a serial pamiątam
OdpowiedzUsuńCIepło pozdrawiam
to prawda, te telefoniczne są jakby to ładnie ująć? Upierdliwe... Super pomysł na carpaccio!
OdpowiedzUsuńLubię wszelkie carpaccio i lubię kalarepkę.Mogę się do Ciebie zaprosić?
OdpowiedzUsuńDobrego poniedziałku!
Basiu! Teraz kalarepki są najsmaczniejsze - nie przegap tej okazji;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńvanilla! Nie chciałam tego pisać dosłownie, ale skoro już padło to słowo - zgadzam się!
Amber! Ależ bardzo proszę;) Całusy!
Kalarepka jest przepyszna, a szczególnie taka młodziutka.. mniamm ^^
OdpowiedzUsuńniestety teleankieterzy nie są uprzejmi i powodują, że ja muszę być nieuprzejma już na początku rozmowy i krótko uciąć a nawet rozłączyć się. Gdy się tego nie zrobi i pozwoli dojść takiej osobie do monologu... nieuprzejmość spotka mnie!
OdpowiedzUsuńKiedyś udało mi się "zgasić" taką panią:
- Czy wie pani, że ubezpieczenia się nie wykluczają? że może pani być ubezpieczona kilka razy?
a ja na to:
- Nic nie stoi na przeszkodzie, ,żebym miała siedem par kozaków! Tylko na wszystko trzeba mieć pieniądze!
Carpaccio wspaniałe, uwielbiam kalarepkę!
Pozdrawiam :)
świetny pomysł na kalarepkę! ostatnio ciągle się nią zajadamy, ale tak zwyczajnie - pokrojoną na cząstki:)
OdpowiedzUsuńna nachalnych telefonistów i telefonistki - jeśli dzwonią z nieznanej mi firmy mam jedną broń, a w zasadzie krótkie pytanie: "Skąd Pan/Pani ma ten numer? nie wyrażałam zgody na przetwarzanie moich danych", kiedyś usłyszałam na to (od spłoszonego chłpaczka): "ojoj, ach, to pani, wie..., aaa to przepraszam" i się rozłączył:)
Papaya! O tak, młodziutką najpyszniej się chrupie! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Niestety, ja też często bywam niezbyt miła podczas takich rozmów - niestety moje granice cierpliwości już dawno zostały przekroczone...
Cieszę się, że carpaccio przypadło Ci do gustu!
Pozdrawiam:)
goh.! A widzisz, chyba zastosuję Twój sposób, gdyby wywieszka "Nikogo nie ma w domu" przestała działać:)
OdpowiedzUsuńDobrego tygodnia!
uwielbiam kalarepkę.
OdpowiedzUsuńnajlepiej smakuje mi z solą i pomidorem.
pycha!
:)
Ps. genialne zdjęcia!
:)
:) Ja ostatnio prawie do łez swoją asertywnością doprowadziłam panią dzwoniąca w imieniu pewnego banku. Jak już wysłuchała mojej stanowczej odmowy próbowała na litość "no wie pani na tym polega moja praca". Ja wiem i współczuję takiej pracy, ale też już nie mogę. A kalarepkę uwielbiam!
OdpowiedzUsuńMój Piotr ma niedługo imieniny. Już wiem co otrzyma w prezencie....
OdpowiedzUsuńKalarepę uwielbia...
A jeśli chodzi o oferty i okazje to też wyciszam....
Dziękuję za cudne zdjęcia i tekst.
Pozdrawiam
Taką ofertę od Ciebie przyjmuję w ciemno:))uwielbiam to warzywo:) kiedyś zajadałam się nim codziennie:)
OdpowiedzUsuńZnam te telefony, nie lubię ich, no ale w takich czasach żyjemy, każdy chce coś sprzedać..
pozdrawiam!
asertwynie i ze smakiem, to najlepsze połączenie u Ciebie :) a kalarepka w rewolucyjnej (re)formie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kalarepkę, szczególnie chrupać na surowo. U Ciebie niezwykle elegancko podana!
OdpowiedzUsuńW domu rzadko odbieram takiego typu telefony, za to w pracy, to czasem nic nie można by było zrobić tylko czytać poradniki, portale, które próbują nam wcisnąć. Po którymś nie dziękuję, zwyczajnie odpowiadam, proszę mnie nie zmuszać, bym odłożyła słuchawkę i tyle.
Pozdrawiam
peggy! O tak, wersja sól+pomidory to też jedna z moich ulubionych! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAniu! Ja też staram się rozumieć, że to praca, ale ile można?! Lepiej chrupmy kalarepkę:)
Asiami! To ja dziękuję za miłe słowa i ukłony dla Piotra;)
Olu! Naprawdę?! Ależ się cieszę:) Dobrego tygodnia!
Magda! I mnie się ta (re)forma podoba;) Pozdrawiam Cię!
Kamila! Polecam też surową kalarepkę z masłem orzechowym - odkryłam to połączenie u na blogu Joanny z bloga Łasuch w Kuchni i jest niezwykle udane! Pozdrawiam serdecznie:)
Ja ostatnio mam po kilka takich telefonów dziennie (kończy nam się kilka umów z siecią i dzwonią z nowymi ofertami)...w pewnym momencie myślałam, że oszaleję bo w ciągu godziny dzwonili chyba trzy razy...wrrr... Teraz nawet nie usiłuję być miła i nie mam ochoty odpowiadać po raz setny...NIE DZIĘKUJĘ!!...po prostu mówię,że jestem w pracy i nie mam czasu na takie rozmowy. Cześć i czołem. A kalarepka wygląda przepysznie...pamiętam ją jako warzywo z dzieciństwa, chrupane tak po prostu w łapce :) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAniu, bardzo lubię czytać Twe posty, zresztą to już pewnie wiesz:-)
OdpowiedzUsuńA co do natręctw wałęsajacych się po tej Ziemi, cóż, za takie nękanie szaszaraczka się płaci.
Jak dobrze że u nas to nie jest tak powszechne.
Ale pamiętam opowiadania pewnej sympatycznej starszej pani, której starano się usilnie coś wcisnąć. W podobnym stylu. '' Za darmo'' i ''od teraz''. Jest mi naprawdę żal starszych ludzi, którzy nie są świadomi czasem w co idą i mają tę nadzieję że ''wielka wygrana'' już niedługo znajdzie się w ich rękach. To podłe. Żal mi też tych którzy decydują się na taką formę zarobku.
A co do kalarepki, niestety nie mam do niej dostępu, ale chyba coś czuję że zamówię netem sporą dawkę owoców i warzyw, które są tutaj rzadkością.
Aniu, ściskam mocno. Dobrego tygodnia.
Cynthio! O właśnie "Cześć i czołem":) Tak, będę teraz odpowiadać! A kalarepkę tak z łapki to całe dzieciństwo chrupałam! Uściski i nie daj się ofertom!
OdpowiedzUsuńBayaderko! Dziękuję - jak miło to czytać:)
Niestety, osoby starsze są szczególnie narażone na tego typu "oferty". Do mojej Babci przychodziły listy z informacjami o "wielkie wygranej" jeszcze kilka lat po tym, jak nie było jej już wśród nas ....
Nie masz dostępu?! Naprawdę nie ma jej u Ciebie?! Szkoda, bo to takie pyszne warzywo!
I Tobie życzę udanego tygodnia!
Aniu, uwielbiam kalarepkę i takie carpaccio zjadłabym z największą przyjemnością :) Ze świeżym pieczywem, mniam...
OdpowiedzUsuńOch, mnie też strasznie denerwują telemarketerzy... Najgorsze jest to,że nie dadzą sobie wejść w słowo i na upartego cały czas mówią ://
Włśnie przed chwila wygrałam garnek:) tylko musze pójść na jakiś pokaz... Aniu mnie tez męczy wygrywanie nagród i dostawanie darmowych majtek, które później lawinowo przysyłane i niechciane czekaja aż odeślę... a odsyłac nie nadążam tak szybko nastepne nadlatują... podobno jestem w jakimś klubie szczęściar z luksusową bielizną:))))o czym nie wiedziałam......
OdpowiedzUsuńkalarepkę baaardzo lubię, takie cieniutkie plastereczki z dodatkami muszą smakować bosko!
pozdrawiam ciepło :)))
Escapade! Świeże pieczywo nie załapało się do zdjęć, ale było i bardzo pasowało:)
OdpowiedzUsuńTen słowotok jest najgorszy...
Pozdrawiam Cię:)
Kass! Ach, jak się cieszę, że poruszyłam ten temat, bo dzięki temu i Twojej opowieści "o nadlatujących majtkach" śmieję się w głos i humor zdecydowanie mi się poprawił - choć myślę, że na Twoim miejscu też miałabym serdecznie dość!
Ale kalarepki - nigdy!
Uściski:)
Tutaj na szczescie takich telefonow nie mam :)
OdpowiedzUsuńKalarepe odbieram jutro i tak jak zazwyczaj chrupie ja ot tak, to tym razem skusze sie na Twoje carpaccio :) Milego tygodnia!
Cudownie napisane i cudownie podane jedzonko:))
OdpowiedzUsuńNo i właśnie dlatego, że cały świat obsypany jest reklamami, u mnie na blogu ich nie ma:))
Buziaki Aniu:*
Carpaccio zrobię jutro na śniadanie - kalarepka rośnie w ogródku, rzodkiewki też, nawet kawałek parmezanu się znajdzie w zamrażarce więc wszytko za darmola :) Aniu droga, do Twoich przepisów praktycznie nigdy nie trzeba mnie dwa razy przekonywać.
OdpowiedzUsuńPo kilkunastu irytujących 'okazjach' typu suszarka do włosów made in china, zadzwoniłam do operatora i może nie do końca uprzejmie poprosiłam o zaprzestanie nękania mnie telefonami. Teraz mam spokój zarówno na stacjonarce ( właściwie to po co mi ona?) jak i na komórce
Pozdrawiam i już jestem myślami z jutrzejszym śniadaniem :)
jak zawsze uczta dla wszytskich zmysłów;))) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż nie znosimy telemarketerów, kilka takich milusich telefonów w tygodniu może nieźle zirytować...! A pomysł na kalarepę super, chętnie wykorzystamy, pzdr!
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM kalarepkę :))
OdpowiedzUsuńAgnieszko! I jak Ci zazdroszczę, że tam do Ciebie takie "oferty" nie docierają! Będzie mi bardzo miło, jeśli się skusisz na moją propozycję carpaccio:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam!
Majana! Dziękuję:) A reklamy na bogach to pewnie osobny temat do dyskusji ;D Pozdrowienia serdeczne!
Natalia! Szczęściaro masz kalarepkę w ogródku! A może jeszcze do tego młody groszek, którego bezskutecznie wszędzie poszukuję?! Nie wiem czy jest jeszcze ktoś, komu rośnie w ogródku?!
Z serii "made in china" miałam kiedyś piękny kran, niestety po zamontowaniu okazało się, że .... w środku nie nawiercono otworów, więc woda nie miała prawa płynąć! Dobrze, że hydraulik wpadł na to przed kuciem kafelek ....
Chrupkiego śniadania Ci zatem życzę:)
Marto! Dziękuję!!!! Całusów moc przesyłam:)
just-great-food! Korzystajcie do woli! Pozdrawiam:)
Turlaczku! To tak jak ja:) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńAniu, wiem ;) , ale nie mogłam się powstrzymać;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
Uwielbiam kalarepke pod kazda postacia...wspaniale opisalas cala ta sytuacje z ,,darmosciami,,ja zastrzeglam sobie numer telefonu i juz mam spokoj.;)
OdpowiedzUsuńKalarepka jest bardzo fotogeniczna :))
OdpowiedzUsuńZdarza mi się odbierać takie niechciane rozmowy telefoniczne, kiedy jestem u mamy. Rzeczywiście są bardzo denerwujące!
strasznie denerwujące jest to wydzwanianie z "super ofertami", również doprowadza mnie to do szewskiej pasji, swoją droga zawsze zastanawia mnie fakt skąd oni maja do mnie nr telefonu, przecież zastrzegłam?! no ale maja na to swoje sposoby i często nie przyjmują do wiadomości braku zainteresowania ich produktami. Ale ponarzekałam!!! Kalarepkę uwielbiam pod każdą postacią :) buziaki
OdpowiedzUsuńMajano! Rozumiem Cię;) Całusy *
OdpowiedzUsuńEwo! Zastrzeżenie numeru to chyba rzeczywiście najrozsądniejszy pomysł... Pozdrawiam!
jukejko! Witaj:) Mówisz, że fotogeniczna?! Mnie się wydała mało chętna do współpracy ;D Pozdrawiam Cię!
piegusku! Masz zastrzeżony i też dzwonią?! No to ja już nie wiem co robić, bo właśnie zaczęłam dochodzić do wniosku, że trzeba będzie zastrzec numer...
OdpowiedzUsuńTrzeba czasem ponarzekać, to działa oczyszczająco;P
Teraz wyluzowana możesz już sięgnąć po kalarepkę:D Całusy!
KKAALLAARREEEPKKKAAA
OdpowiedzUsuńJA CHCE KALAREPKE
czy ty zdajesz sobie sprawę jakie zachcianki kulinarne wywołujesz U kobiETY w ciąży
BUZIOLE
HANNAH! Nie wiedziałam! Cudownie - gratuluję! W takim razie wołaj "Kalarepkę kup mi luby":)
OdpowiedzUsuńCałusy podwójne:D
Aniu, u mnie już po śniadanku! :D Dodam, że do takiego porannego carpaccio świetnie pasuje jajko w koszulce ;)
OdpowiedzUsuńMam groszek (tylko jeszcze potrzeba mu paru dni) i jeszcze kilka innych pyszności, które zawszę bardzo chętnie Ci prześlę :):)
Tym razem chętnie odpowiem : lubimy kalarepkę! Co więcej, podoba nam się carpaccio z kalarepką w roli głównej :) A wścibskim pytaniom, darmowym kapciom i akwizytorom podziękujemy.
OdpowiedzUsuńlubię te Twoje snute opowieści. i smaki niebanalne.
OdpowiedzUsuńNatalio! Już po śniadaniu?! Ja dopiero truskawki do porannej owsianki obieram:D Mam nadzieję, że smakowało, a jajko w koszulce to faktycznie idealny dodatek!
OdpowiedzUsuńAleż z Ciebie cudna gospodyni - masz groszek!!!! Wolę nie wiedzieć, gdzie masz ogródek, bo bym cały groszek Ci obskubała;P Całusy!
burczymiwbrzuchu! Fajnie, że lubicie! Pozdrawiam Was serdecznie:)
Asiejko! Dziękuję! Miło czytać takie słowa:)
A ja tak ostatnio stałam i gapiłam się w warzywniaku na kalarepkę i się zastanawiałam co mogę jeszcze z niej zrobić oprócz nadziewanej.Cieszę się że trafiłam do ciebie:)
OdpowiedzUsuńco by tu zjeść! To ja się cieszę - i może następnym razem nie będzie już dylematu w warzywniaku?! Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńHalo? To ja! Ja chciałam tylko powiedzieć, że... owszem, lubię kalarepkę ;)
OdpowiedzUsuńkalarepke uwielbiam. uwielbiam tez Twoje przepisy, zdjecia i posty :)
OdpowiedzUsuńAurora! Halo, halo, tak słyszę, bardzo się cieszę - pozdrawiam i czekam na kolejny telefon;D
OdpowiedzUsuńDomolubna! Ale mi miło - dziękuję w imieniu swoim i kalarepki;D Pozdrawiam!
Kalarepkę uwielbiam i gdy sie skończy ta ogródkowa chętnie zapłacę za nią pani na targu:) ...a tych telefonicznych natrętów nei znoszę ...potrafią dzwonić co dwa dni z tym samym, a jak słyszą nie dzieuję juz Państwo dzwonili to i tak dziady próbują namawiać:) .....ostatnio na ksiażki o dinozaurach....
OdpowiedzUsuńale gdybyś tak Aniu zadzwoniła z pytaniem czy reflektuje na carpaccio z kalarepki to padłaby odpowiedź jak najbardziej pozytywna:) pozdrawiam kochana:)
Jolu! Jolu, podaj tylko numer, a zadzwonię - jak nie na kalarepkę, to na coś innego zaproszę:D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńcudo to carpaccio!!!
OdpowiedzUsuńtakiego z mięsa nie lubię, z łososia nie, ale kalarepki nie odmówię.
I wiesz, co, jadę dziś na rynek, kupię kalarepkę i zrobię takie.
Do tej pory chrupałam kalarepkę zupełnie bezczelnie, ale teraz dam jej odrobinę luksusu.
Pozdrawiam
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com
P.S. Cudowny blog!!!
mnemonique! Ja za wersją mięsną też nie przepadam, za to łososiową lubię bardzo! A luksus kalarepce zdecydowanie się należy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Muszę Ci, Aniu powiedzieć, że do mnie prawie w ogóle nie dzwonią - raz jeden nowy nr tel. proponowali i...tyle., więc nie znam problemu.
OdpowiedzUsuńZa to rzodkiewki i kalarepki uwielbiam bardzo - w połączeniu z serem musiały być wyśmienite - na pewno wypróbuję:)
Ewelajna! To TY naprawdę szczęściara jesteś! Uściski:)
OdpowiedzUsuńoo, ja też nie znam problemu telemarketerów i innych telefonicznych natrętów.. a carpaccio i zdrowe i piękne :) super foty
OdpowiedzUsuńJak ja nie lubię tych wszystkich teleankieterów, telesprzedawców...a już zwłaszcza natrętnych pań, wydzwaniających do mnie od kilku miesięcy, usilnie próbując mnie namówić na uczestnictwo w pokazie wełnianych kołder, które uleczą każde schorzenie;)))
OdpowiedzUsuńTak samo zresztą nie lubię...kalarepy.. fuuj;))
Za to uwielbiam Twoje zdjęcia..nawet tak okropne warzywo wydaje się być smaczne;))
Menu! No proszę, kolejna szczęśliwa osoba omijana przez "Głos"! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSpencer! Nie lubisz kalarepki?! Jak możesz?! I co ja mam z Tobą teraz zrobić?! Oj, oj, gdyby nie Twój tzw. "całokształt" mogłabym się w imieniu kalarepki poważnie obrazić, ale będę wspaniałomyślna i puszczam to mimo uszu ;P Dobrych snów - niech Ci się przyśni kalarepa :DDDD
Z przekorą i premedytacją? Nie wiem czy tak potrafię :( Ale spróbuję. Każdy kiedyś musi. Potrawa cudowna! Uściski :))
OdpowiedzUsuńKasiu! Wcale nie musisz, to wszystko kwestia tego co i jak czujesz, i na co masz ochotę. Jeśli np. na kalarepkę, to zdrowy i smaczny wybór;D Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńWygląda na to że właśnie przeczytałam fajny i ciekawy przepis :)
OdpowiedzUsuńberrypunch! W takim razie bardzo się cieszę:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMam numer zastrzeżony i muszę przyznać, że rzadko odbieram takie telefony :)
OdpowiedzUsuńAniu kalarepkę pokazałaś u siebie w zupełnie innej odsłonie, ale jakże pięknie smakowitej! Do tej pory znałam ją tylko w wersji na surowo do pochrupania i na ciepło w zupie.
Ewo! I to najlepsze rozwiązanie!
OdpowiedzUsuńCo do kalarepki, to nie jedno ma wcielenie;D Pozdrawiam Cię mocno!
Kalarepka to jest to. Choć po raz pierwszy w takim wydaniu to podoba mi się w tych szatach z rzodkiewki i sosu :-)
OdpowiedzUsuńJoanno! Bardzo mi miło - w imieniu kalarepki oczywiście;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie bylo mnei tu Ania u Ciebei chwile dluzsza, a tu takie reklamowe perelki :D Juz myslalam, ze Ty to masz sczescia, a do mnei nikt nei dzwoni, ale przypomnialam sbie ze zima mialm serie kilkunastu ofert z T-Mobile, Glos (za kazdym razem chyba inny) wyglaszal krotka propzycja i zawsze w mig udawlo mi sie odmowic, ale raz gdy powiedzialm "nie, dziekuje, jestem teraz w pracy" meski glos wyglosil mi paruminutowe kazanie, ze cytuje "ludzie sa teraz tacy zli, ze nei wysluchaja oferty, ze sie nei rozumieja", lekka praca tych ludzi nei jest, ale... Ale kalarepka trzeba sie pocieszyc :)) Buzia Aniu.
OdpowiedzUsuńBasia! Ja właśnie z T-Mobile miałam tą rozmowę z początku posta, widać w tej firmie "dbają" o dobre samopoczucie rozmówców;D
OdpowiedzUsuńJa też rozumiem, że to lekka praca nie jest, ale mimo wszystko wymagam odrobiny kultury i wyczucia...
Basia, a ja mam takie zaległości u Ciebie, że hohoho - tzn. czytam wszystko na bieżąco - jak bym cyk-cyk, ale uwierz nie nadążam z komentowaniem - wakacje tak kuszą, że ulegam na każdym kroku;) Całusy:*
Ty wiesz Ania, to sa niesamowite zbiegi okolicznosci, czyzby T-Mobile mial tak samo opieszalych pracownikow (dzwoniaczy) w PL i CZ? Ja pana olalam, ale w sumie zapamietalam sytuacje, bo nei da sie nei zapomniec jak ktos mnei probuje wychowywac przez telefon nic o mnei nei wiedzac , ha ha :-)
OdpowiedzUsuńBuziak!
PS. NAlesniki Amandy - chyba takie a la Suzete sa fajniejsze.