Pewnie nie zabrzmi to zbyt poprawnie, ale nie znoszę gimnastyki. Nigdy nie było moim udziałem poranne wstawanie 15 minut wcześniej, by poćwiczyć i rozruszać mięśnie. Dotąd nie mogę w pełni zrozumieć popularności wszystkich fitness klubów, aerobiku i innych zajęć, na których grupa dbających o kondycję osób zgadza się dobrowolnie na, moim zdaniem, nieludzkie zmęczenie. Na samą myśl o tym, że miałabym moje ciało poddać skłonom, wygięciom, brzuszkom, podskokom czy innym akrobacjom już czuję się wykończona. Wniosek z tego jeden - jestem leniem i nie wstydzę się do tego przyznać. No cóż. Tłumaczę to sobie tak - jedni się ruszają i dbają o kondycję, drudzy siedzą i piszą o jedzeniu; ideały potrafią łączyć oba zajęcia. Ideałem nie jestem, ba! strasznie daleko mi do niego, ale niedawno zupełnie przypadkowo dowiedziałam się o istnieniu pewnej substancji, jak dla mnie magicznej, która okazuje się być złotym środkiem dla wszystkich zmęczonych, zestresowanych i tak jak ja, nie gimnastykujących się.
"Kwercetyna, przeciwutleniacz występujący w skórce czerwonej cebuli, jabłek, jagód i winogron, znacznie zwiększa wytrzymałość u osób, które regularnie nie ćwiczą (International Journal of Sports Nutrition and Exercise Metabolism). Badacze (...) wykazali, że kwercetyna zwalcza zmęczenie. Uważają oni, że ich odkrycie ułatwi życie nie tylko sportowcom, ale również zwykłym ludziom, borykającym się na co dzień ze stresem i znużeniem.
Naturalne właściwości biologiczne kwercetyny, włączając w to działanie antyutleniające i przeciwzapalne, a także wspomaganie układu odpornościowego (...) to doskonałe rozwiązanie dla tych, którzy uważają, że brak im czasu na gimnastykę." *
Choć mojego lenistwa nie powinna tłumaczyć niechęć do sportu, a zdrowy rozsądek powinien nakazać choć minimalną dawkę ćwiczeń, to przyznam, że odkrycie działania kwercetyny satysfakcjonuje mnie na tyle, że jak na razie nie zanosi się na drastyczne zmiany w moim trybie życie. Wprawdzie w moim wypadku nie chodzi o brak czasu, a zwyczajną niechęć do gimnastyki, to zamierzam korzystać z dobrodziejstw kwercetyny mając nadzieję, że zapracowanie, zmęczenie i niejednokrotnie stres uda się pokonać np. uwielbianą przeze mnie czerwoną cebulą.
Posuwając się dalej w moim lenistwie, połączę ją z gotowym ciastem francuskim, bo i w tej kwestii nadal nie mogę się zmusić do własnoręcznego wykonania. Jedynym wysiłkiem będzie krojenie cebuli, ale zasłużenie przecież zapłaczę przy niej nad moim nie wygimnastykowanym ciałem. Później już tylko będę się relaksować w oparach octu balsamicznego, miodu i tymianku, które zamienią cebulę w konfiturę. Wycinanie tartinek, nakładanie farszu i krojenie ulubionego koziego sera nie zajmie mi więcej niż 5 minut i będzie czystą przyjemnością. Czas pieczenia wystarczy w zupełności, by przygotować najprostszą sałatę i nakryć do stołu. Zaraz potem przyjdzie pora, by delektować się naszymi ulubionymi smakami, a świadomość, że ich zjadanie zwalcza jednocześnie objawy zmęczenia z pewnością zakończy się kolejnym długim i beztroskim popołudniem na tarasie.
Uwaga! Nie myślcie, że namawiam do niezdrowego trybu życia. Nie chcę też tym wpisem absolutnie urazić osób , które świadomie i chętnie dbają o swoją kondycję. Ja po prostu naprawdę nie lubię gimnastyki!
Posuwając się dalej w moim lenistwie, połączę ją z gotowym ciastem francuskim, bo i w tej kwestii nadal nie mogę się zmusić do własnoręcznego wykonania. Jedynym wysiłkiem będzie krojenie cebuli, ale zasłużenie przecież zapłaczę przy niej nad moim nie wygimnastykowanym ciałem. Później już tylko będę się relaksować w oparach octu balsamicznego, miodu i tymianku, które zamienią cebulę w konfiturę. Wycinanie tartinek, nakładanie farszu i krojenie ulubionego koziego sera nie zajmie mi więcej niż 5 minut i będzie czystą przyjemnością. Czas pieczenia wystarczy w zupełności, by przygotować najprostszą sałatę i nakryć do stołu. Zaraz potem przyjdzie pora, by delektować się naszymi ulubionymi smakami, a świadomość, że ich zjadanie zwalcza jednocześnie objawy zmęczenia z pewnością zakończy się kolejnym długim i beztroskim popołudniem na tarasie.
MINI TARTY Z KONFITURĄ Z CZERWONEJ CEBULI, KOZIM SEREM I ORZESZKAMI PINIOWYMI
SKŁADNIKI
NA 8 MINI-TART
2 płaty gotowego ciasta francuskiego
3-4 średniej wielkości czerwone cebule
ocet balsamiczny
miód
tymianek (suszony lub świeży)
sól, pieprz do smaku
kozi ser pleśniowy
garść orzeszków piniowych
oliwa z oliwek
Cebulę pokroić w cienkie półksiężyce. Na patelni rozgrzać oliwę, wrzucić na nią cebulę. Po kilku minutach dodać ocet balsamiczny, miód, tymianek oraz sól i pieprz. Nie podaję dokładnych ilości, gdyż w przypadku tej konfitury zawsze działam na wyczucie. Dodajcie tyle, by smak Wam odpowiadał i zachował równowagę między słodyczą miodu i ostrością octu balsamicznego. Mieszając co chwilę dusić do momentu aż cebula stanie się pięknie szklista - zajmuje to ok. godziny.
Dobrze schłodzone ciasto francuskie rozłożyć i wyciąć 8 spodów - ja użyłam wycinarki o średnicy 12,5 cm. Na każdym z nich wycinarką o mniejszej średnicy (u mnie 9,5cm) zaznaczyć (uwaga! nie wycinać, a jedynie zrobić lekkie wgłębienie) wokół brzegu krawędzie - dzięki temu w trakcie pieczenia boki tart uniosą się lekko do góry tworząc naturalne wgłębienie dla nadzienia. Jeśli nie macie wycinarek o takich wymiarach (moje kupiłam w Tesco i chyba nadal są tam dostępne - komplet składa się z 6 wycinarek o średnicy od 5 cm do 12,5 cm) użyjcie miseczki lub szerszej szklanki, na pewno znajdzie się sposób:)
Na środek każdej tarty nakładać konfiturę z cebuli, na nią plaster (solidny!) koziego sera i jeśli macie świeża gałązkę tymianku. Dodatkowo udekorować uprażonymi orzeszkami piniowymi. Zapiekać w temperaturze ok. 200 stopni do momentu aż ciasta pięknie się zezłoci. Smacznego!
* Autor: Anna Błońska, www.kopalniawiedzy.pl
Tarty śliczne. Bardzo lubię czerwoną cebulę ... jestem dokładnie taka sama jeśli chodzi o ćwiczenia, właściwie to lubię pływać i jeździć na rowerze, pod warunkiem, że nie jest pod górę i lubię chodzenie po górach, ale niczego z tego nie robię za często bo jestem... za leniwa. Lubię sobie mówić, że sport jest szkodliwy, na usprawiedliwienie. Wolę jeść! Dobrze wiedzieć o tym co taka cebulka kryje, będę się teraz objadała.
OdpowiedzUsuńTe tartaletki wyglądają straszliwie smakowicie!
OdpowiedzUsuńI wcale nie widać, by ich przygotowanie zajmowało mało czasu. ;))
I wiesz co, Aniu? Ja chyba też nie lubię się gimnastykować. A może lubię, tylko brak mi samozaparcia? Nie wiem. Póki co, kiedy tylko zaczną się wakacje, a ja wrócę z wyjazdu, planuję codzienną jazdę na rowerze i bieganie. Dla odzyskania formy. Chyba, że skorzystam z dobroczynnej kwercetyny... ;))
(Szkoda tylko, że od wieków nie widziałam nigdzie czerwonej cebuli... o.O)
Uściski! :)
Przez chwile mialam wrazenie, ze czytam o sobie sprzed kilku lat :) Teraz to sie troche zmienilo, chociaz fitness klubow nie lubie (jakos nie przepadam za grupowym poceniem sie) regularnie poddaje swoje cialo fizycznemu wysilkowi. Moze nadal zylabym w blogim lenistwie gdyby nie pociazowe i jakze zbedne kilogramy :) Warto sie pomeczyc, przebiegajac prawie codziennie po 10 km aby tylko zobaczyc mniej kilogramow na wadze :)) No i nie mam innego wyjscia poniewaz nie lubie cebuli i koziego sera :) Co nie zmienia faktu, ze tarteletki wygladaja przeuroczo :)
OdpowiedzUsuńMilej niedzieli Aniu :)
Super mini tarty, szczególnie te orzeszki mnie kuszą. Co do ćwiczeń - ja je uwielbiam ;) Może to dziwne, ale lubię się tak maksymalnie zmęczyć, że ledwo stoję na nogach ... chyba dostaję wtedy (jak już lekko ochłonę) więcej hormonów szczęścia niż po czekoladzie ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie nadzienie, wręcz ubóstwiam. Ciasto francuskie robiłam dwa razy, trochę pracy jest, ale i dużo przyjemności. Ja lubię takie wyzwania. Najczęściej jednak kupuję gotowe, ale zawsze robione na maśle. Rano to ja niestety szybciej zrobię drożdżówki niż pójdę pobiegać. Ale staram się to zmienić. Na razie będę jeść cebulę, którą uwielbiam.
OdpowiedzUsuńcebulowe nadzienie... to jest to! :)
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię gimnastyki. Ogólnie pocenie się, męczenie na własne życzenie jakoś do mnie nie przemawia... Wolę posiedzieć i poczytać książkę, o :) Albo coś upiec... ;) Za to uwielbiam i uskuteczniam kiedy tylko jest pogoda - długie spacery :) Taka aktywność jak najbardziej mi odpowiada, choć po kilkudziesięciu kilometrach czasem nie jestem w stanie ruszyć później ręką ani nogą... ;)
OdpowiedzUsuńA cebulkę lubię :)
A ja nie lubię zbiorowych ćwiczeń, kiedy wszyscy na komendę robią to samo, do tego w takt muzyki, która moim zdaniem ogłupia.
OdpowiedzUsuńLubię indywidualny,przyjemny wysiłek.Np. nordic walking czy jogę.
A tarty ślicznie pyszne.Konfiturę z cebuli mam jeszcze z zimy w zapasie,więc ...
Ściskam!
Jeśli wysiłek fizyczny, to dla mnie tylko indywidualny. Nie ma niczego lepszego od samotnego przemykania nocnym miastem na rolkach lub rowerze, z słuchawkami w uszach. Typowe brzuszki, nożyce, skłony i przysiady mnie nużą...niestety.
OdpowiedzUsuńTarta mnie kusi, szczególnie nadzienie :>
PIęknie sięprezentują! Ja noszę się z upieczeniem cebulowych gdzieś od zimy, odkąd je u Arka zobaczyłąm... Tak, mam z nimi podobnie jak z marchewką :) ALe te ostatnią szybciej zrobię, to pewne.
OdpowiedzUsuńuwielbiam sport a szczególnie lekkoatletykę szkoda, że mam tak mało czasu i sporadycznie uprawiam sport ale lato się zbliża wielkimi krokami, dni coraz dłuższe więc myslę że chociaż troszkę nadrobię zaległości :) twoja tarta wygląda i napewno smakuje znakomicie :) uwielbiam cebulę :))
OdpowiedzUsuńWygladaja interesujaco i efektownie te tarteletki, zapisuje je sobie, bo na razie w programie mam tatin z pomidorami i zaraz bedzie cukinia na ogrodzie. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńzapraszam wakacje w końcu niedługo się zaczną można nieco popodróżować :)
OdpowiedzUsuńDo ćwiczeń fizycznych mam stosunek bardzo ambiwalentny, więc infomacje na temat włąściwości czerwonej cebuli skrzętnie zapamiętam:)
OdpowiedzUsuńTartaletki wyglądają bardzo zachęcająco i nadzienie bardzo mi się podoba.
Serdeczności
Piękne tarty,lubię takie małe cuda na kilka gryzów no i fajny pomysł na szybką przystawkę do np: urodzinowej kolacji.pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńjej.. u Ciebie zawsze tak pysznie. słowa i zdjęcia.. smaki. lubię nieustannie.
OdpowiedzUsuńAle piękne. Poproszę jedną maleńką.
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię gimnastyki, natomiast cały czas mam nadzieję, że popracuję nad sobą i to się zmieni. Takie posty mnie zdecydowanie demobilizują ;)
Aniu,
OdpowiedzUsuńzapraszam Cię do zabawy w dziesiąte zdjęcie.
Oj z gimnastyką u mnie też krucho, zdecydowanie krucho. Twój Aniu-Mario post wlał we mnie jednak optymizm, nie dość, że czerwona cebula, którą bardzo lubię ma taką cudowną właściwość to jeszcze przekonałam się po komentarzach, że nie jestem jedyną antysportowa kobietą.Czasami ktoś usiłuje mi to udowodnić. Ach, aż mi lżej :)
OdpowiedzUsuńSuper ciekawy wpis! Zaczytałam się! A tarty na koniec super... mamy chyba bardzo podobny smak. Też uwielbiam kozi ser , a takie tarty w ogóle dla mnie kwintesencja pyszności...:)
OdpowiedzUsuńHe, he! Ja z lenistwa w kuchni tez sie posuwam do uzycia gotowego ciasta, ale jesli chodzi o cwiczenia, to lubie. Ciezko mi zaczac, pojechac na fitness (mam daleko), ale jak juz zaczne, to mam ubaw z tego i czuje sie po tym lepiej. :) Tym bardziej, ze po zajeciach relaksujaco plywam. Takie tarty uwielbiam i przymierzam sie do podobnej, bo mam domowa konfiture z cebuli. Po Twoim poscie tylko sie utwierdzilam, ze powinnam jej jesc wiecej. ;) Baaardzo apetyczne zdjecia.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością i dziką radością dołączam do Twojego klubu "kwercetynowego" - czy mogę? :-D mam dokładnie identycznie - najbardziej lubię się gimnastykować krojąc, siekając i wrzucając coś do miksera. Salom gimnastycznym mówię nie.
OdpowiedzUsuńAle chciałam również donieść uprzejmie, iż jakoś przeoczyłam ten wpis próbując dojść do siebie po weekendowych szaleństwach z kinder-balem i oto... oto wczoraj zostałam ugoszczona przez koleżankę właśnie Twoimi tartinkami z cebulą! Nawet wspominała, że właśnie z Twojego bloga je ma, ale myślałam, że mówiła o jakimś starszym wpisie.
Jedno tylko pytanie, tudzież uwaga - czy Ty nie podpiekasz ciasta francuskiego? Ja po wielu wielu doświadczeniach z niedopieczonym spodem zawsze podpiekam ciasto na pusto, a dopiero potem z nadzieniem.
Tartinki były pyszne! i w sumie nie wiem komu dziękować - Tobie, czy Ani, która mnie nakarmiła :) Chyba jednak podziękuję karmicielce za pyszną tartinkę, a Tobie za zainspirowanie jej :)
No, to to był chyba najdłuższy mój komentarz ;P
Mmmmmm, ja lubię cebulę:) A wstawanie 15 minut wcześniej w celach gimnastycznych jest mi równie obce jak Tobie:) Ja wstaje... 15 minut później, niz powinnam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam upalnie
Tarty super. Wrzucam do zakładek. Powiedz mi jeszcze, moja droga, czy ta kwercecośtam pomoże zrzucić zbędne kilogramy... hmm trochę mi tego zostało...:)
OdpowiedzUsuńDziewczyny! No to witam w klubie! Przyznam się, że obawiałam się trochę reakcji na mój niegimnastyczny punkt widzenia, ale ulżyło mi, bo widzę, że nie jestem sama.
OdpowiedzUsuńZatem jedzmy cebule, bądźmy sobą:)
ChilliBite! Oj, niesamowite, aż mi się miło zrobiło, bardzo! I ta koleżanka też Ania? No to widać wszystkie Anie są takie fajne :P
o to, to!!! to własnie lubię! minimum pracy i maximum rozkoszy! Nie jesteś osamotniona w miłości do gimnastyki... Może, jak by mi grubo płacili...
OdpowiedzUsuńJedynko! Mnie by chyba nawet płacenie nie przekonało:D
OdpowiedzUsuń