Tak, marchewki.
A właściwie kwiatków z marchewki, jakie zobaczyłam na Stoliczku u Moniki (klik). Cudowny minimalizm, wyjątkowość przepisów splatanych z pięknymi słowami i cytatami zachwyciły mnie. Ten podziw trwa i rośnie nieustannie.
I tak czytając niemal przed rokiem słowa Moniki o tym, jak skrupulatnie wycinała płatki z plasterków marchewki, bo "idealnie kształtne ciasteczka są naprawdę smaczniejsze, a muffinki z kwiatkiem to zupełnie inna jakość niż muffinki bez kwiatka" poczułam, że pisze je osoba, która jest mi bardzo bliska. Przypomniałam sobie chwile, gdy i ja nie raz przesiadywałam godzinami nad przeróżnymi dekoracjami i wypiekami, po to tylko, by zbliżyć je do ideału. Od tamtego czasu regularnie zasiadam do Stoliczka i zawsze niecierpliwe czekam, co Monika na nim postawi (klik).
Możecie sobie zatem wyobrazić jak wielka była moja radość, gdy jakiś czas temu Monika zaproponowała mi wspólne pieczenie. Zgodziłam się bez namysłu, który okazał się jednak bardzo potrzebny przy wyborze przepisu. Moja radość była tym większa, gdy ustaliłyśmy że będziemy piekły w miniony piątek, 18 marca. To dzień pierwszych urodzin mojego bloga. (klik) Kiedy go zakładałam, byłam (i nadal jestem) pełna podziwu, ale i wielkiej nieśmiałości wobec wielu wspaniałych blogerek, których blogi wówczas odkrywałam. Nie sądziłam, że dokładnie za rok będę z jedną z nich cudownie spędzała czas podczas wspólnego pieczenia. A jednak! Piękne są takie chwile i warto na nie czekać!
Zanim Monika podała mi przepis, ja zaocznie zgodziłam się w ciemno na wszystko, co zaproponuje. Wiedziałam, że jej wybór będzie jak zawsze oryginalny i wyjątkowy. A na wieść o purimowych Hamantaschen podskoczyłam z radości! Nie wiem już ile razy miałam je w planach, ale zawsze znalazło się coś, co te kapelusze, zwane też uszami, sakwami lub kapsami Hamana, spychało na dalszy plan.
Teraz w końcu nastał ich czas - dosłownie! Dokładnie w miniony piątek i sobotę był Purim, nazywane też Dniem Odmienionych Losów, święto obchodzone w 14 dniu miesiąca adar * i upamiętniające uchronienie Żydów od zagłady. Historia głosi, iż Żyd Mordechaj, wbrew poleceniu króla, nie oddawał pokłonu królewskiemu ministrowi Hamanowi. Z tego powodu Haman postanowił skazać na zagładę wszystkich Żydów. Los wskazał na 13 dzień adar jako datę zagłady. Dowiedziawszy się o tym planie królowa Estera zwróciła się do króla z prośbą o zmianę tej decyzji. W konsekwencji Hamana i jego rodzinę spotkała śmierć, jaką planował dla Żydów w tymże dniu. Pur oznacza los, bo to właśnie przy pomocy losów Haman pierwotnie wyznaczył dzień zagłady.
W tym dniu, rano i wieczorem, czytana jest w synagodze Księga Estery. Ilekroć pada słowo "Haman", zebrani hałasują, tupią, grzechoczą kołatkami. Obowiązkiem religijnym jest w ten dzień pić alkohol aż do momentu, w którym nie można będzie rozróżnić wznoszonych okrzyków: "Niech będzie błogosławiony Mordechaj" i "Niech będzie przeklęty Haman". Purim ma charakter karnawałowy i jest chętnie obchodzone także przez niereligijnych Żydów. Uczestnicy przebierają się w kostiumy, często mężczyźni w kobiece, a kobiety w męskie.
Purim jest jednym z najradośniejszych żydowskich świąt i jedynym, w czasie którego wolno śmiać się i naigrywać z wrogów. Tradycyjnie w tym dniu Żydzi wysyłają do siebie paczki ze smakołykami, wśród których zawsze znajdują się Hamantaschen, trójkątne słodkie ciasteczka z makiem, zwane uszami Hamana, choć w języki jidisz Hamantaszen oznacza właściwie kieszenie Hamana. Pierwotnie kapsy, które wywodzą się prawdopodobnie z XVI wieku, wypełniane były głównie nadzieniem makowym. Z czasem zaczęto je urozmaicać i zmieniać. Dziś piecze się je nawet w wersji wytrawnej z nadzieniem z ziemniaków i nasion sezamu lub fety i buraków.
Monika wybrała przepis Marcy Goldman. Właściwie nie przepis, a chyba cały rozdział. Ustaliłyśmy, że nie zdradzimy sobie, jaką wersję kapeluszy pieczemy. Zatem pisząc te słowa nadal nie wiem, jak wyglądają uszy Moniki, tzn. Hamana:)
Monika wybrała przepis Marcy Goldman. Właściwie nie przepis, a chyba cały rozdział. Ustaliłyśmy, że nie zdradzimy sobie, jaką wersję kapeluszy pieczemy. Zatem pisząc te słowa nadal nie wiem, jak wyglądają uszy Moniki, tzn. Hamana:)
Miałam wielką ochotę na ciasto z dodatkiem pomarańczy (coś tak myślę, że chyba takie zrobiła Monika...?), ale ostatecznie wybrałam ciasto serowe, gdyż bardzo przypomina ciasto na Rugelach, które z przepisu Moniki (klik) piekłam już niezliczoną ilość razy i które ogromnie nam smakują. Z wyborem nadzienia nie było już tak łatwo. Spośród 10 nadesłanych wersji, miałam ochotę na wszystkie! Przypomniałam sobie jednak żurawinowy post Moniki (klik) i przepiękne zdjęcia jakie w nim umieściła - zatem nadzienie żurawinowe z suszonymi wiśniami, które ja zamieniłam na suszone śliwki. A ponieważ kusiła mnie też perspektywa kieszeni z morelami, drugi tuzin kapeluszy wypełniło nadzienie morelowe.
Obie wersje okazały się wspaniałe. Zapachy, jakie towarzyszą przy szykowaniu nadzienia są absolutnie cudowne i zapowiadają prawdziwą rozkosz, jaką jest zajadanie jeszcze ciepłych Hamantaschen. Ciepłych, bo zjedzonych co do sztuki niemal zaraz po wyjęciu piekarnika - nie licząc kilku chwil, jakie udało mi się wynegocjować na zrobienie zdjęć:) Dwa tuziny kapeluszy zniknęły w niecałe 30 minut, co mam nadzieję jest wystarczającą rekomendacją. Żałuję, że działając w porozumieniu z Moniką, zmniejszyłam ilość składników o połowę, bo 4 tuziny kapeluszy ucieszyłyby nas jeszcze bardziej!
/cytuję za M. Goldman - składniki na 12 sztuk/
1/4 filiżanki cukru (użyłam pudru)
1/2 filiżanki masła
1/2 filiżanki twarogu
1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (ew. cukier waniliowy)
1 filiżanka mąki
szczypta soli
Wszystkie składniki przełożyć do miski i zagnieść na gładkie ciasto. Jeśli to konieczne, w trakcie wyrabiania można dodać więcej mąki. Ciasto nie powinno się zbytnio lepić do rąk. Uformować w kulę, zawinąć w folię i przełożyć do lodówki na ok. 30 minut.
Schłodzone ciasto rozwałkować na obsypanej mąką stolnicy na grubość ok. 3 mm i wycinać kółka (u mnie o średnicy... cm). Na środek każdego koła nałożyć niecałą łyżeczkę farszu i unosząc krawędzie koła zlepić dokładnie na brzegach w trzech miejscach, nadając im kształt trójkąta. Środek powinien zostać "otwarty", by nadzienie było widzoczne.
Tak przygotowane kapelusze wysmarować jajkiem rozbełtanym z łyżką mleka i wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni. Piec ok. 15-20 minut, do momentu aż ładnie się zrumienią.
NADZIENIE ŻURAWINOWO-WIŚNIOWE
1/2 filiżanki soku z pomarańczy
1/2 filiżanki wody
skórka otarta z pomarańczy
1/2 łyżeczki cynamonu
1/2 filiżanki cukru
1 filiżanka suszonych wiśni ( u mnie suszone śliwki)
1 filiżanka suszonej żurawiny
1 filiżanka rodzynek (pominęłam)
opcjonalnie siekane orzechy włoskie (ok. 1 filiżanki)
Wszystkie składniki (z wyjątkiem orzechów) przełożyć do rondelka i ustawić na średnim ogniu. Gotować przez ok. 5-10 minut, aż owoce zmiękną. Jeśli zaczną przywierać do dna, można dodać więcej wody lub soku. Zdjąć z ognia, lekko przestudzić i przełożyć do blendera. Dodać orzechy i wszystko razem zmiksować na gładką masę. Nadmiar nadzienia można zamrozić, choć w moim wypadku został zjedzony wprost z rondelka:)
/cytuję za M. Goldman - składniki na 2,5 tuzina/
1/2 filiżanki wody lub soku z pomarańczy (użyłam soku)
1/4 filiżanki soku z cytryny
2-3 filiżanki suszonych moreli
1/2 filiżanki cukru
1 filiżanka rodzynek
opcjonalnie siekane orzechy włoskie (ok. 1 filiżanki)
Wszystkie składniki (z wyjątkiem orzechów) przełożyć do rondelka i ustawić na średnim ogniu. Gotować przez ok. 5-10 minut, aż owoce zmiękną. Jeśli zaczną przywierać do dna, można dodać więcej wody lub soku. Zdjąć z ognia, lekko przestudzić i przełożyć do blendera. Dodać orzechy i wszystko razem zmiksować na gładką masę. Jeśli masa jest za mało słodka, można dodać więcej cukru. Podobnie jak w przypadku nadzienia żurawinowego, nadmiar nadzienia można zamrozić, ale jest tak wyborne, że najlepiej smakuje od razu wyjadane łyżeczką:) Ja zrezygnowałam z rodzynek, za którymi nie przepadam i zwiększyłam odpowiednio ilość suszonych moreli.
Polecam!
* adar - szósty miesiąc w żydowskim kalendarzu świeckim, a dwunasty w kalendarzu religijnym. Przypada na miesiące luty-marzec w kalendarzu gregoriańskim. Liczy 29 dni, w roku przestępnym 30 dni
Cudowne. Nie odpuszczę ich na pewno! Mój przepis na weekend!
OdpowiedzUsuńjuż mi się zrobiło smacznie
OdpowiedzUsuńAleż piękne uszy czy też kieszenie upiekłaś, Aniu! W dodatku wespół z Moniką. Jestem pewna, że wspaniały miałyście dzień, piekąc osobno, choć wspólnie...
OdpowiedzUsuńUściski!
Ania, no sama nie wiem co napisać - dziękuję Ci za tyle miłych słów! :*
OdpowiedzUsuńI za pieczenie dziękuję, za to słodkie popołudnie :)))
A kapelusze Twoje to już wiesz że cudne! No i zgadłaś właściwie wszysttko, choć to że obie upieczemy dwie wersje było chyba zupełnie nie do przewidzenia :D
Buziak Ania i mam nadzieję że niebawem to powtórzymy :)))
Piekne!!! wygladaja cudnie i na pewno sa pyszne, nic wiec dziwnego ze tak szybko zniknely:)
OdpowiedzUsuńciekawe t kompozycje, wkręcające :))
OdpowiedzUsuńCudne te ciasteczka!!!
OdpowiedzUsuńAniu to jest po prostu cudowne... po raz kolejny sprawdza sie fakt, ze z najprostszych składników najsmaczniejsze rzeczy wychodzą:) Nie odpuszcze tym ciastkom:) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńKubełku! Nie odpuszczaj:) Smacznego!
OdpowiedzUsuńKulinarne-smaki! Miło mi - mam nadzieję, że upieczesz!
Oliwko:) No właśnie kłopot z tą nazwą, ale bez względu na nazwę, pyszne są! A dzień był rzeczywiście cudowny! Wiosenne pozdrowienia:)
Monika! To ja DZIĘKUJĘ! Co do moich kapeluszy to mam wiele zastrzeżeń - nie do smaku, bo przepyszne, ale wygląd jeszcze daleki od ideału, ale się poprawię, bo na pewno jeszcze nie raz upiekę:) Najcudowniej było odkryć, że zrobiłyśmy dwa i w dodatku te same nadzienia! I już nie mogę doczekać się kolejnego razu - bo pomysł już mam!
Aga! Pyszne, bardzo pyszne! Pozdrowienia:)
Aurora! Dziękuję:)
Jagienko! Witaj! Pozdrawiam Cię wiosennie:)
Jolu! Dziękuję ! Przepis prosty, ale doprawdy wyśmienity:) Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńoch, hamantaschen to moje ulubione ciasteczka. Twoje są wręcz idealne
OdpowiedzUsuńAniu, piękne pieczenie i piękne purimowe ciasteczka!
OdpowiedzUsuńFajnie,że marchewka była początkiem.Ma taki optymistyczny kolor.
Uściski Ci przesyłam!
No Kochana, teraz się przyznaj ile ich upiekłaś :>. Pewnie pięknie pachną... jeszcze z takimi nadzieniami... mniam.
OdpowiedzUsuńMuszę dodać, że nie daję wiary w te 2 tuziny:)
OdpowiedzUsuńBasiu! Naprawdę? Ależ się cieszę! Mam nadzieję, że te rodzaje nadzienia też by Ci odpowiadały:)
OdpowiedzUsuńAmber! Tak, marchewka jest wszystkiemu winna;) Całusów moc!
Paulino! Pisała, dwa tuziny - z ręką na sercu i z ręką na sercu żałuję, że nie cztery!
Jak zwykle wszystko DOSKONAŁE!
OdpowiedzUsuńPaulina! Piekłam z proporcji na ciasto, a tam wychodzi 2 tuziny i ani sztuki więcej. Składniki na nadzienie odpowiednio zmniejszyłam ;) Daj wiarę - PLEASE!!!
OdpowiedzUsuńPiękne uszy i oba nadzienia muszą być pyszne:-). Przy okazji bardzo podobają mi się Twoje geometryczne zdjęcia (uwielbiałam geometrię w szkole i rysowanie brył).
OdpowiedzUsuńPiękne dzieła stworzyłyście:) I kolejna motywacja od wypieków:)Tylko szkoda, że twarogu tutaj nie ma.
OdpowiedzUsuńAnno-Mario - to ja upiekę 4 :D , i taki prosty przepis! Wyglądają bosko!
OdpowiedzUsuńKamila! Dziękuję bardzo:)
OdpowiedzUsuńMihrunnisa! Naprawdę? Tym bardziej się cieszę! Pozdrowienia:)
Agnieszko! Ale może z przepisu, z którego piekła Monika skorzystasz? Wiem, że u Ciebie tęsknota za twarogiem wielka, bo sama jej tam kiedyś doświadczyłam i wielka kostka twarogu była pierwszą rzeczą jaką zjadłam (pożarłam!) po powrocie! Uściski!
Paulina! A co, jak szaleć to szaleć! I muszę Ci powiedzieć, że następnym razem ja też w 4 tuziny idę:D
Muszę je w takim razie upiec bo już od tygodnia słyszę tylko Purim,Purim:) to jedyny komentarz na jaki moge liczyć bez pudła bo Słoneczko gra rolę w przedstawieniu poświęconemu własnie Purim:) no więc myślę że nie zrobić tych pyszności to byłaby już obraza...oj tak,oj tak...właściwie jestem tego pewna...
OdpowiedzUsuńRówniusieńkie, przepiękne i chyba domyślam się jak smakują
OdpowiedzUsuńKaju! Jak jesteś pewna, to ja jestem pewna, że będą smakowały:) Zaintrygowałaś mnie tą opowieścią o przedstawieniu! Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńkabamaigo! Dobrze się domyślasz! A ja się zachwycam Twoją premierą w Lawendowym Domu - brawo!
śliczne! Poproszę jeden...albo dwa ;)
OdpowiedzUsuńAniu, na pewno skorzystam z przepisu! genialne! zaskakujesz pomysłami na foty, brawo!, kreatywnosc paruje z Ciebie;)))pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńOjej ale mam ochotę teraz na takie piękne ciasteczka... I na takie wspólne pieczenie również, kto wie, może kiedyś też zaproponuję taką zabawę? :)
OdpowiedzUsuńAnno Mario, jak zwykle piękne rzeczy nawyrabiałaś;-) Patrzę na ciasteczka i widzę podobne w pudełeczku z Krakowskiego Kredensu z Ciasteczkami różnymi. Domowych jeszcze nie jadłam, ale te kredensowe (choć bez twarożku) też mają ciekawą historię, bo w galicyjskich czasach,w Suchej Beskidzkiej, wypiekał je chłopczyk o imieniu... Billy Wilder, jeśli akurat nie siedział w nie;-)
OdpowiedzUsuńPiękne! Zdjęcia z ciasteczkami niczym obrazki w kalejdoskopie - niepowtarzale:)
OdpowiedzUsuńDziewczyny jesteście niesamowite. Chapeau bas.
OdpowiedzUsuńWspaniale. Bardzo przyjemnie mi się czytało i podziwiało:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy przepis i post. I cudownie kształtne ciasteczka z pysznym nadzieniem. Czego więcej chcieć? :)
OdpowiedzUsuńMm_ajko! Chętnie, jak będę piekła następne tuziny, kilka odkładam dla Ciebie;)
OdpowiedzUsuńMarto! Z tym parowaniem poczułam się jak lokomotywa :D Pyszne są i uzależniające - upiecz koniecznie, ale nie zmniejszaj proporcji;P
DominikoD! Śmiało! To wspaniałe chwile. Pozdrawiam Cię wiosennie:)
Sabienne! Nie wiedziałam - dziękuję za ciekawe wieści! Pozdrawiam :)
Żeniu! Dziękuję - byłam ciekawa czy komuś jeszcze skojarzą się te wzorki z kalejdoskopem, bo takie skojarzenie przyszło mi do głowy, gdy zrobiłam zdjęcia. Czy gdzieś jeszcze można kupić taki kalejdoskop? Strasznie bym chciała taki mieć, bo niestety mój z dzieciństwa przepadł... Pozdrowień moc!
Wrotko! Miło mi (i Monice:) - dziękujemy!
Aniu! Tym milej mi się czyta Twoje słowa! Uściski:)
Evitaa! Czego chcieć więcej?! Odpowiedź jest prosta - co najmniej 2 tuziny więcej kapeluszy:D Serdeczności!
I Twoj wybor ciasta i Moniki bardzo do mnie przemawia! Nadzienia z reszta rowniez :)
OdpowiedzUsuńDowiedzialam sie dzis u Ciebie wielu ciekawych rzeczy... Bardzo ciekawy wpis Anno :)
Pozdrawiam serdecznie!
Aniu ja zaglądam z drżeniem serca do Was obu :)
OdpowiedzUsuńObie z Monią tworzycie cudne blogi.
Cieszę się, że się sobą z nami dzielicie :)
:*
Oczywiscie wybieram nadzienie morelowe :)))))
mistrzowskie , ot co
OdpowiedzUsuńBea! Bardzo się cieszę:) Pozdrawiam Cię słonecznie i wiosennie!
OdpowiedzUsuńPolko! A ja z drżeniem serca czytam Twoje słowa - DZIĘKUJĘ:) Morelowe to świetny wybór!
Margot! Kochana jesteś! Gdzie Tu się podziewałaś tyle czasu, już chciałam pisać do Ciebie!
Do mistrzowskich to im daleko, ale pyszne są na bank:D
śliczności i pyszności :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ania , mistrzowskie , mistrzowskie i kropka :)
OdpowiedzUsuńp.s a trochę awarii(brak internetu), trochę dużo pracy (czyli czasu brak) ,a na koniec grypa(taka rasowa )
Wspaniale, apetycznie wyglądają. :)
OdpowiedzUsuńKaś! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńMargot! Och, rozumiem. Mam nadzieję, że teraz jesteś już w pełni sił i lada dzień coś pysznego nam pokażesz:)
A sprzeczać się nie będę, ale swoje i tak myślę ;P (i kropka:)
Grażyno! I powiem Ci, że wspaniale smakują:) Pozdrawiam!
Że piękne są to widać na pierwszy rzut oka, ale są również pięknie opisane, za co bardzo dziękuję :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś piekłam kapelusze Hamana. Razem z Oczko miałyśmy wtedy niezły ubaw, bo Purim zbiegł się z Dniem Mężczyzny i ... Dniem Mózgu :DDD
OdpowiedzUsuńPodobają mi się i Twoje nadzienia i samo ciasto. Rugelah jeszcze przede mną, to podczas pieczenia ich jeszcze takich kapeluszy napiekę. Mówisz, że przynajmniej 4 tuziny hmmm da się zrobić :)))
Piekne,takie malutenkie,sa rozkoszne;)
OdpowiedzUsuńJuz wyobrazam sobie Aniu jak te uszo-kieszonki musza smakowac :)) Szkoda, ze juz wszystkie zjedliscie. Moze udaloby mi sie wyludzic od Ciebie chociaz jedna sztuke :) I wiesz, bardzo lubie takie "pouczajace" posty :) Tyle ciekawych rzeczy mozna sie dowiedziec... :)
OdpowiedzUsuńUsciski.
O kurcze.. cóż za talent ;-))) Świetne trójkąciki z nadzieniem ;-D
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
ka.wo! Cieszę się bardzo i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTili! To jest Dzień Mózgu?! Myślałam, że powinien być obchodzony cały rok:D A 4 tuziny to minimum;P
Ewam! Masz rację - bardzo rozkoszne w smaku! Pozdrowienia:)
Majko! Chętnie Cię poczęstuję, nawet kilkoma, tylko przy następnej okazji, a wychodzi na to, że i 5 tuzinów powinnam upiec! Pozdrowienia:)
Biedr_ona! Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam:)
Ciasteczka śliczne, choć przyznam się że pierwsza reakcja na te ostatnie zdjęcia gwiazdki i choinki brzmiała 'christmas again? o.O ' Hehe, ale zaraz mi przeszło :)
OdpowiedzUsuńWiesz Aniu, że całkiem niedawno wpadł mi akurat w ręce film, opowiadający historię Estery. Żadna tam ambitna produkcja, oglądałam go głownie za występujący pierwiastek męski :) ale miałam swoje powody żeby i przy okazji taki baśniowy tytuł "Jedna noc z królem" Nie wiem czy warto go polecać, tak mi się tylko odo razu nasunęło czytając o święcie Haman.
Jeśli pozwolisz, ukradnę Ci przepis na żurawinowe i morelowe nadzienie, będzie idealne do rogalików dla głodnych studentów :)
Natalio! Zdradź o jaki pierwiastek męski chodzi, bo brzmi intrygująco i umieram z ciekawości:D
OdpowiedzUsuńA jeśli będziesz piekła dla głodnych studentów, to koniecznie pomnóż tuziny!
i to nadzienie jest takie pyszne...
OdpowiedzUsuńAniu, bo mi się zaległości trochę nazbierało, więc tak zbiorczo będzie dziś :) po pierwsze - gratuluję pierwszego blogowego roczku (wierzyć mi się nie chce, że tylko rok?!?) i życzę kolejnych i kolejnych, pełnych sukcesów i wyzwań :)
OdpowiedzUsuńPo drugie - wspólnego pieczenia z Moniką zazdroszczę i gratuluję - piękne Wam kapelusze/uszy wyszły! i że jeszcze się tak wstrzeliłyście z nadzieniami :)
Uściski Aniu!
Aniu, wtedy to się zbiegło z Dniem Mózgu, bo Purim jest świętem ruchowym - to był bodajże 10 marca :)
OdpowiedzUsuńPaula! Masz rację, bardzo pyszne:D
OdpowiedzUsuńAmarantko! Jak dobrze znów Cię widzieć:) Dziękuję za życzenia i mam nadzieję, że wracasz do blogowania!
Pozdrowienia wiosenne!
Tili! Purim wiem, że ruchomy, ten Mózg mnie ciekawił;P
Ileż to razy chciałam je zrobić, ale zawsze robiłam coś innego. To nadzienie żurawinowo wiśniowe rozbroiło mnie zupełnie. Już nie będę czekac na okazję.
OdpowiedzUsuńCo do 'pierwiastka męskiego' to miałam na myśli tytułowego króla, a dokładniej grającego go Luka Glossa, a jeszzce dokładniej jego niessssamowity głos ;D ;D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Lo! Ja miałam tak samo, zabierałam się za nie od lat:) Nie czekaj - piecz, zajadaj się i przekonaj, jakie są pyszne! Pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńNatalio! Głos powiadasz? Muszę się przekonać:D
pikeny blog, super zdjecia i wspaniale przepisy! ciesze sie, ze do ciebie trafilam :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i do zobaczenia niedlugo!!
justyna
Śliczne trójąkąciki i w ilu kombinacjach ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Justyna! I ja ogromnie się cieszę z tego naszego wirtualno-blogowego spotkania! W takim razie - do następnego:)
OdpowiedzUsuńMonica! Ja również pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny! Miłego dnia:)
jakie cudne te maleństwa ;D i kompozycje swietne, pozazdroscic :D
OdpowiedzUsuńHola desde VIGO ESPAÑA ...es mi primera visita ..te sigo ..y me encantan tus recetas, esta la he apuntado , te invito a compartir mis recets y blog ...saludos MARIMI
OdpowiedzUsuńSzana! Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGarlutti! Muchas gracias:)Saludos!
Świetne!
OdpowiedzUsuń:)
Chciałabym je kiedyś zrobić:)
Majano! Nie czekaj na następny Purim - pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńświetny pomysł na ciasteczka, mozna mieć później zabawę z ich układaniem ;)
OdpowiedzUsuńKasiu! O tak, zabawa była fajna i co najważniejsze - bardzo smaczna:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWspaniale się Wam to wspólne pieczenie udało ! No ba, w samo południe :)
OdpowiedzUsuńGrażyno! Bo wspólne pieczenie ma wyjątkowy urok:) A zwłaszcza w samo południe :D Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńDarowalam sobei w tym roku uszy Hammana, no i teraz mi zal, bo Twoje serowe juz ze zdjecia smakuje... :-)
OdpowiedzUsuńBasiu! Jej, ale maraton z komentarzami zrobiłaś:D Dziękuję!
OdpowiedzUsuńTy sobie odpuściłaś, a ja upiekłam po raz pierwszy! Pyszne były, a jeszcze w towarzystwie Moniki to prawdziwa rozkosz:)
Uwielbiam te ciastka, choć w ich "lepieniu" pomaga mi zawsze mama, bo ja do takich rzeczy mam dwie lewe ręce i zero cierpliwości. Najbardziej lubię z nadzieniem makowym. Mmmmmm pyszności. Ale Twoje owocowe nadzienia też są niezwykle interesujące i skorzystam z Twoim propozycji następnym razem :-)
OdpowiedzUsuńŁasuchu! Ja nawet lubię to lepienie, choć pewnie przy kilku tuzinach więcej też wołałabym o pomoc;)
OdpowiedzUsuń