niedziela, 13 listopada 2011

Zakochałam się. W Pizookie. Teraz kolej na Was.



Jest gruboskórny.
To fakt. 
Ale jedynie powierzchownie, zwłaszcza, że dla mnie liczy się głównie wnętrze. 
No i jego włoska natura.


To miłość jeszcze z lat dziecięcych. Przedstawiła nam sobie Babcia. 
Opowiadała, jak wielkie ma dla mnie znaczenie ta znajomość i jak bardzo należy szanować jego pochodzenie. 
Jak wszystkie słowa Babci, wzięłam to sobie do serca i po pierwszym spotkaniu od razu go pokochałam.


Od tamtej pory nie było właściwie tygodnia, żebyśmy się nie spotkali. Pora i miejsce bywają różne, ale to nie odbiera smaku tym spotkaniom. 
Zdarzało mu się wchodzić w związki, które nie zawsze akceptowałam, ale i ja nie raz ulegałam pewnym pokusom. Bo jak przepuścić takim typom jak brownie, creme caramel czy solony karmel?!


Ale miłość nie jedno ma imię i mój gruboskórny typ doskonale to rozumie. 
W końcu to twarda sztuka. Potrzeba silnych ramion dziadka, żeby go rozłupać. 
Potem kruszeje i jest już cały mój. 
Orzech, oczywiście!


Miłość od pierwszego ugryzienia. Pociągający w każdym wcieleniu. 
W lodach, czekoladzie, cieście, rogalikach. 
W surówce z selera, w terrinie. 
W duecie z jabłkiem. W zmysłowym trójkącie z gruszką i rokpolem.
I oczywiście solo.
Takim go poznałam i pokochałam, za sprawą Babci.


Wierzyła w jego moc i gdy wracałam ze szkoły zawsze czekała na mnie miseczka orzechów. 
"Na rozum", jak powiadała Babcia. 
I ja ten rozum dla orzecha zupełnie postradałam.
Nie ukrywam, że jego kuzynostwo też jest pociągające, bo taki pekan czy laskowy potrafi zawrócić w głowie, ale to do włoskiego mam prawdziwą słabość. 


Pewne jest, że wybierając lody zawsze poproszę o gałkę orzechową, a zamawiając ciasto w kawiarni wybór padnie na to, które jest z orzechami. Z bombonierki najpierw znikają czekoladki z nadzieniem orzechowym, a skrytka z likierem orzechowym to jedna z pilniej strzeżonych przeze mnie tajemnic.


Orzechowym pokusom ulegam niemal na każdym kroku. Wędrując pewnego razu jedną z wirtualnych uliczek zobaczyłam go w zupełnie nowym i jakże pociągającym wcieleniu. Zachwytu nie była nawet w stanie rozwiać niezbyt romantyczna nazwa Pizookie. Ale przecież nie o nazwę chodzi , choć przyznam, że ucieszyłaby mnie świadomość, że ma drugie, ładniejsze imię.


Czym zatem jest Pizookie i co mnie w nim tak rozkochało? Swoją nazwę, jak część z Was pewnie się domyśla, zawdzięcza połączeniu słów pizza i cookie. Pomysłodawcą Pizookie jest amerykańska sieć restauracyjna BJ's Restaurants and Brewery, która jako pierwsza przygotowała ciastko z białą czekoladą i orzechami makademia zapieczone w miniaturowej formie na pizzę i podała je na ciepło z gałką lodów waniliowych.


Deser szybko zyskał zasłużoną popularność  i zaczęto przygotowywać go z innymi rodzajami orzechów oraz chipsami czekoladowymi. Dziś Pizookie ma swoją stronę na Facebooku  (klik) z imponującą liczbą ponad 91000 fanów.


Nic a nic mnie ta popularność nie dziwi, choć zastanawia mnie dlaczego jak dotąd nie znalazłam Pizookie w żadnym z polskich lokali - a może się mylę? 


Zapiekane w indywidualnych foremkach maślane ciastko ze szczodrą porcją orzechów i czekolady i zniewalająco mięciutkim, ciągnącym środkiem, w towarzystwie pysznych lodów, mogłoby z pewnością zdystansować powszechnie królujące w karcie deserów tiramisu czy nie zawsze właściwie przygotowany creme brulee. U mnie już zajmuje czołowe miejsce na liście ulubionych deserów. 


Odmian i wersji Pizookie jest wiele, ale łączy je podstawowa zasada - ciastko podajemy lekko niedopieczone, dzięki czemu możemy się delektować wspaniałym ciągnącym czekoladowo-orzechowym wnętrzem. W przepisie, z którego korzystałam (klik) zamieniłam pekany na moje ulubione orzechy włoskie. 
W Pizookie się zakochałam i jestem niemal pewna, że wielu z Was poczuje to samo!


PIZOOKIE
/ składniki na 8 ciastek zapiekanych w foremkach o średnicy ok. 9 cm/ 

1,5 szklanki mąki
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
1/4 łyżeczki soli
3/4 szklanki brązowego cukru
1/2 szklanki masła
1 jajko w temperaturze pokojowej
1 łyżeczka esencji waniliowej
3/4 szklanki chipsów czekoladowych lub posiekanej gorzkiej czekolady
1/3 szklanki orzechów (użyłam włoskich, ale mogą być inne, np. pekany)
lody waniliowe


Masło stopić na średnim ogniu i dalej trzymać do zrumienienia.  Mieszać do momentu aż nabierze ładnego karmelowego koloru i zacznie wydzielać lekko orzechowy aromat.Natychmiast ściągnąć z ognia, inaczej się przypali. 


Przelać do miksera, dodać cukier i zmiksować. Następnie dodać jajko i wanilię i również dokładnie zmiksować. Powoli wmieszać mąkę z sodą i solą. Na koniec dodać orzechy i chipsy czekoladowe. Zagnieść na jednolitą masę. 


Foremki do zapiekania natłuścić i przełożyć do nich równe porcje ciasta. Palcami rozprowadzić równomiernie w foremkach i wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni. Zapiekać przez ok. 8 minut, do momentu aż brzegi się zetną i lekko zrumienią, a środek będzie nadal  niedopieczony.
Jeszcze ciepłe podawać z gałką lodów waniliowych. Pyszności!!!


Przepis dedykuję mojej ulubionej Orzechowej Akcji




101 komentarzy :

  1. żeby to źle nie zabrzmiało, ale uwiodłaś mnie tym deserem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. kulinarne-smaki! Ależ brzmi tak jak powinno:D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ukatrupię Cię (bardzo lubiłam to słowo w dzieciństwie;P ), teraz będę śnić o pizookie..bo zawiera wszystko co kocham (a poza tym nie mam dziś deseru...). Ściskam!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mar! O rany, nie rób mi tego, choć rozumiem porywczy charakter zakochania:DDD A sny o czy z Pizookie muszą być cudowne! Słodkich snów ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. och nie dziwię się, że się zakochałaś! Niesamowity, nie da się nie kochać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kulinarna Mania! To świetnie, rozumiem, że jesteś kolejną "ofiarą" tej miłości:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę, ale nazwa! A swoją drogą - to chyba Amerykanie wymyślili niedopieczone ciasta? Sięgam po jedną porcję chętnie, Anno-Mario :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie fajne połączenie dwóch słodkości, które lubię. Nigdy o nich nie słyszałam, ale teraz mam nadzieję, że szybko się poznamy. Orzechy włoskie są i moimi ulubionymi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. An-no! Nazwa pozostawia doprawdy sporo do życzenia, ale ten smak! Wszystko wynagradza - częstuj się oczywiście:)

    Lo! Koniecznie zorganizuj spotkanie - zobaczysz, że zaczniecie się regularnie umawiać;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Aniu, ten deser musi byc fantastyczny! Włoskie uwielbiam! Kosztowałaś lodów Mövenpick z włoskimi? Pewnie tak...:)
    Biorę jedną porcyjkę...:)

    OdpowiedzUsuń
  11. do orzechów mam taką samą wielką słabość jak TY :) a przepis koneicznie muszę zrobić więc sobie zapiszę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudne ciacha, a włoskie orzechy także przypadły mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ewelajno! O tak te lody są w mojej czołówce ulubionych! Deser pyszny - częstuj się koniecznie:)

    Magdo! Bardzo się cieszę - jestem pewna, że Pizookie zamieszka u Ciebie na stałe! Pozdrawiam!

    Sue! Świetnie! Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Anno-Mario, to jeszcze wciąż nie całkiem moje smaki, bliżej im do tradycyjnej pizzy, haha ;) Ale to jest nieważne, gdyż i tak lubię to co pieczesz i przepadam za czytaniem Twojego bloga, tak więc wpadnij do mnie po wyróżnienie, choćby przeczytać. ;) Pozdrawiam Cię serdecznie! ;)
    http://kuchniaprezydentowej.blogspot.com/2011/11/risotto-z-szynka-pomidorami-ruccola-i.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Kasiu! Miło wiedzieć, że choć powoli, to jednak zbliżam się do Twoich smaków;)
    Za wyróżnienie bardzo Ci dziękuję - to dla mnie niezwykle miła niespodzianka!
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  16. No to już wiem w kim się zakochałaś. Kilka orzechów rośnie na "ranczu" u moich teściów. Przyznam, że najlepsze są te świeże, jeszcze mokre, które tak strasznie brudzą ręce.

    OdpowiedzUsuń
  17. Karolina! Te świeże też uwielbiam, a od pewnego czasu kocham też te jeszcze zielone, w konfiturze z zielonych orzechów lub w boskiej orzechówce! Koniecznie dbaj o te orzechowce!
    Uściski:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja najbardziej lubie orzechy laskowe. Wloskie tez lubie kiedy jeszcze sa tak swieze, ze schodzi z nich skorka (pozniej zreszta tez:) I podobnie jak Ty zawsze zamawiam orzechowe lody, orzechowe ciasto, itp.... To jest jak uzaleznienie silniejsze ode mnie. Kocham orzechowy smak :)

    I juz sie zakochalam w Twoim deserze Aniu :) Wystarczyl Twoj opis i jedno spojrzenie na zdjecie :) I gdyby nie to, ze dzis jadlam doskonale crumble to pewnie porwalabym jedna z Twoich foremek :))

    Usciski.

    OdpowiedzUsuń
  19. Majko! Witaj w orzechowym klubie;) To może się zamienimy - ja wezmę Twoje crumble, a Ty częstuj się Pizooke;P
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  20. So glad you made and enjoyed these -- and great background info on the origination of pizzookies :)

    OdpowiedzUsuń
  21. intrygujące :) muszę spróbować koniecznie

    OdpowiedzUsuń
  22. Xiaolu! Welcome! I am so glad to see you - your blog is one of my favourite, full of so many gorgeous inspirations! Pizookies came out just wonderful - thanks for the recipe!
    Cheers:)

    zauberi! Koniecznie:) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  23. Wszystko,co uwielbiam w jednym małym,zapiekanym ciasteczku;)już rozumiem skąd ta ostentacyjna miłość;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Monisiu! Ta miłość zasługuje na rozgłos - przekonasz się sama po pierwszej porcji;)
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  25. oooooo jakie maleństwa , cudeńka , hm powiadasz ,że jak je upiekę to się zakocham ?w nich?to trzeba sprawdzić co?

    OdpowiedzUsuń
  26. margot! No chyba, że masz serce z kamienia, a to przecież w Twoim wypadku absolutnie i zupełnie niemożliwe!!! Więc szykuj się na miłość :DDD
    Sprawdzić, sprawdzić!

    OdpowiedzUsuń
  27. Babcine mądrości pamięta się całe życie, wiem coś o tym! A jak widzę takie pyszne ciacho to budzi się we mnie Cookie Monster!!!:)))) aaa mniam mniam mniam!!!:))))

    OdpowiedzUsuń
  28. orzech - to i moja miłość, niezmienna od lat :)
    podobnie jak Ty - jeśli lody, to z orzechami, jeśli ciasto to... wiadomo z czym!
    deser wygląda przepysznie. a rewelacyjnego smaku jestem pewna - w końcu ma to "coś" w składzie :)

    OdpowiedzUsuń
  29. goh! Cookie Monster, a może Pizookie Monster, w każdym razie ja się tak czuję i nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia:D

    Kaś! Ach ten orzech, tyle serc rozkochał w sobie! Pizookie ma ten sam potencjał:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Aniu,taka miłość...
    Zazdroszczę,bo chociaż bardzo bym chciała,nie mogę całkiem orzechów pokochać - mam na nie uczulenie.Toteż dozuję oszczędnie.Jedynie nalewka na zielonych mi nie szkodzi.
    Na wsi posadziłam dwa orzechy -prezent.Jak zaczną rodzić,wszystkie owoce dla Ciebie!
    Ciasto mi się podoba i smakuję je wizualnie.
    Całus!

    OdpowiedzUsuń
  31. dotblogg! O tak:D Dobrze Cię widzieć - pozdrawiam!

    Aniu! Och, te uczulenia - ale dobrze, że choć dozować możesz! A nalewka to się rozumie, że szkodzić nie może:DDD Mi pomaga zawsze, nawet gdy ta pomoc nie jest konieczna ;P, ale profilaktyka jest przecież bardzo ważna, prawda?:D
    Rumienię się na myśl o tym orzechowym podarunku - może coś wspólnie przygotujemy orzechowego?!
    Ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  32. No to dobrze że już sobie pojadłam. Patelenka mnie najbardziej uwiodła wiesz, taka cygańska. A orzech pyszny, nawiozłam dwa wiadra znad morze, może sobie takie zrobię, choć bez patelenki to pewnie nie będzie to samo.

    OdpowiedzUsuń
  33. Narzeczono! Odetchnęłam, bo napisałaś u siebie, że znikasz na jakiś czas, ale jednak jesteś:)
    A patelenka historyczna, babcina. Ileż to porannych jajecznic Babcia mi na niej usmażyła! To jeden z tych sprzętów kuchennych, z którym nie mogłabym się rozstać!
    Podobnie jak z przepisem na Pizookie, choć nazwa przyprawia mnie o dreszcze:D
    Pozdrawiam Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
  34. wolę laskowe ale z lodami zjadłabym i wloskie :) podobnie jak Amber w nadmiarze mnie uczulają:( buziaki

    OdpowiedzUsuń
  35. Piegusku! Nie ma problemu, można wymienić na laskowe! Buźka:*

    OdpowiedzUsuń
  36. Ja też się zakochałam w Pizookie, od pierwszego wejrzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Aniu! Ten typ tak ma:D Trzymam kciuki za to uczucie!

    OdpowiedzUsuń
  38. Przeczytałam. Cholera. Na co mi to było... ciekawe co mi się dzisiaj przyśni.. :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Monika! No jak to na co - sen z Pizookie może być jedną wielką rozkoszą, nie mówiąc już o spotkaniu w realu:D

    OdpowiedzUsuń
  40. A ja mam dietę orzechowa.
    buziolki skarbie ty mój kulinarny

    OdpowiedzUsuń
  41. Hannah! Ale to chyba tylko chwilowo, prawda? Jak mały Król podrośnie, będziesz mogła wrócić...
    Cmok, cmok :**

    OdpowiedzUsuń
  42. Zdjęcia i opis wprowadziły mnie w taki nastrój, że i mnie uwiódł ten deser. Bardzo chętnie wypróbuję.

    OdpowiedzUsuń
  43. anja! Czyli orzechowa strzała Amora zadziałała? Świetnie:)
    Pozdrawiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  44. Za czekoladę dam się pociąć. Za czekoladę plus ciastko nawet dwa razy. Nie muszę tego deseru próbować żaby się w nim zakochać. Zrobię go na pewno w weekend i zdam relację ;)) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  45. Znikam u siebie li i jedynie i to od jutra. Ale nie że całkiem i z powierzchni ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  46. I znowu tu wracam. Jak ja kocham takie koncept - desery :)

    OdpowiedzUsuń
  47. I to jest włąsnie powód, dla którego czytuję blogi kulinarne. O pizooki nigdy dotąd nie słyszałam, więc post przeczytałam z zainteresowaniem i przyjemnością. Bo ciastka, szczególnie z orzechami, to zawsze przyjemność. Pozdrawiam, znad talerzyka z tartą (bez orzechów, ale też z lodami!) :-)

    OdpowiedzUsuń
  48. Oooo dwa razy mnie namawiać nie trzeba. Bardzo, bardzo ciekawe.
    Koniecznie muszę zrobić, tym bardziej, że i ja w orzechach się kocham...

    serdeczności
    M.

    OdpowiedzUsuń
  49. Needlecafe! Świetnie! Czekam zatem na relację:) Pozdrowienia!

    Narzeczono! Czuję się uspokojona;) Do zobaczenia zatem!

    Monika! Twój powrót to radość podobna do smakowania Pizookie:D

    Bee! To także powód dla którego ja wędruję po blogach - Pizookie było absolutnym zaskoczeniem i odkryciem.
    Tą tartą z lodami to mnie drażnisz jeszcze przed śniadaniem - nieładnie :D

    Moniko! Witaj:) Miło mi, że łączy nas orzechowa namiętność - więcej nie namawiam :D Dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  50. nazwa zabójcza, ale spróbować trzeba koniecznie!

    OdpowiedzUsuń
  51. Jswm! Coraz częściej skłaniam się myślami do ogłoszenia konkursu na mniej zabójczą nazwę ;D

    OdpowiedzUsuń
  52. Witam,
    fantastyczne te ciastka ale niestety nie mam takich foremek i w związku z tym moje pytanie czy jak wrzucę to wszystko do formy na tartę to coś zmieniać w składnikach?
    Pozdrawiam orzechowo ;)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  53. właśnie patrzę na poprzedni wpis- czekoladowo bakłażanowy i wydawało mi się, że komentowałam go..hmm no cóż, napiszę to teraz- uwielbiam takie połączenia- robiłam już brownie z cukinią, a ciasto drożdżowe z ziemniakami to w moim domu klasyk;) dziękuję za kolejny fantastyczny przepis warzywny ;)) na pewno go wypróbuję!
    uściski
    J

    OdpowiedzUsuń
  54. Karolino! Witaj:) Brak foremek nie jest żadną przeszkodą! Pizookie często zapiekane jest nawet w dużej patelni lub po prostu tradycyjnej formie na tartę. Nie ma potrzeby zmieniać składników. Natomiast musisz bardziej kontrolować czas pieczenia - być może będzie trwało nieco dłużej - pilnuj, żeby nie przegapić tego co najlepsze, czyli niedopieczonego środka;) Powodzenia!

    dotblogg! Pewnie to sprawka jakiegoś chochlika;) Ja uwielbiam warzywne mezalianse w deserach, a ten szczególnie Ci polecam:)
    Dobrego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  55. Chyba się zakochałam... lubię podawać gościom desery w małych foremkach, dotąd było to głównie crumble. Ale ten przepis jest po prostu obezwładniający :)

    OdpowiedzUsuń
  56. no to Pizookie ma nowego fana na Facebook'u ;3

    OdpowiedzUsuń
  57. Nikt tak pięknie nigdy nie pisał o orzechach...jestem pod wrażeniem.....ja tez je uwielbiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  58. Aniu, dlaczego twierdzisz, że nazwa "pizookie" jest mało romantyczna? Dla mnie brzmi tajemniczo i egzotycznie, aż trudno uwierzyć, że powstała z tak zwyczajnych słów jak pizza i cookie ;) Ale sam deser zapowiada się przepysznie, aż musiałam (z braku innych perspektyw) pocieszyć się czekoladą.

    OdpowiedzUsuń
  59. turlaczku! Jest szansa, że i Twoi goście też się zakochają - co za "miłościwy" deser:D

    Lady! Myślę, że nie jednego:)

    Dorota! Dziękuję:) I serdecznie Cię pozdrawiam!

    Karolina! To chyba tak jak z gustem muzycznym - jednym podoba się melodia, inni nie mogą jej słuchać:) Próbowałam, ale nie potrafię polubić tej nazwy, jest dla mnie jakaś komercyjna, kojarzy mi się z marką samochodu, a nie z pysznym deserem orzechowym:D
    Pocieszenie czekoladą to świetny pomysł, ja zawsze tak robię, najczęściej zaczynam już profilaktycznie po nią sięgać:P
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  60. Świetna nazwa! Pizzokie wygląda znakomicie, a to jak je opisałaś - rewelacja Aniu!:)

    Ja też bardzo lubię orzechy włoskie :)

    Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  61. Majano! Prawda, że ciężko mu się oprzeć:) Pozdrawiam w orzechowym nastroju!

    OdpowiedzUsuń
  62. Ależ niesamowity deser wyszukałaś: )No Moja Droga ja też go chyba pokocham:) Tylko najpierw muszę zrobić; )Dziękuję bardzo, ze przyłączyłaś się do Orzechowego Tygodnia:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  63. Atino! To ja dziękuję, że podjęłaś się prowadzenia i tak wielu z nas mogło zaszaleć orzechowo! Orzechowy Tydzień to jedna z moich ulubionych akcji:)
    Mam nadzieję, że Pizookie zachwyci Cię tak samo, jak nas!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  64. Aniu, Pizookie brzmi ja'k zaklęcie z jakiejś baśni ;) typu: sezamie otwórz się... Pizookie!' ;) i masz Ci orzechową rozkosz ;) czuję się zaproszona i zmobilizowana do Pizookie - dziękuję, to dla mnie (kolejna u Ciebie) nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  65. OOOO Matko!!! Ne tego to ja moja droga na mur beton musze spróbować:) Tylko nie mam takich foremek... Hmmm... myślisz, że kokilki się nadadzą??
    Buźki ślę...

    OdpowiedzUsuń
  66. WOw, po raz pierwszy słyszę tę nazwę, a taka popularna na Fc! Zapamiętuję. Brzmi bardzo fajnie, no i zawiera włoskie, których mam MNÓSTWO.

    OdpowiedzUsuń
  67. Magda! Popatrz, nigdy nie pomyślałam o tej nazwie jak o zaklęciu, o to takie piękne porównanie! Może jednak polubię to słowo i przestanie mi się kojarzyć z samochodem;)
    Dobrego dnia!

    deZeal! Jak na mur beton, to rzeczywiście musisz:D Możesz w kokilkach, tylko nie wykładaj ciasta po same brzegi, ale tylko cienką warstwę na dnie - ok. 1-1,5 cm.
    Buźki przyjęte i odwzajemnione, chociaż U. i tak Ci nie daruję;P

    Aniu! Cieszę się:) Jeśli masz mnóstwo włoskich, to Pizookie wypróbuj koniecznie. Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  68. Wyglądają genialnie :) Muszę sobie sprawić takie ładne foremki :)


    Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga po wyróżnienie
    http://chocoholiczka.blogspot.com/2011/11/bardzo-mie-wyroznienie.html

    OdpowiedzUsuń
  69. Czarujesz droga Anno :) Lubię orzechy, ale jakoś tak... bez przesady. A pod koniec Twojego posta miałam wręcz nieziemską ochotę wchłonąć takie cudo. :)))

    OdpowiedzUsuń
  70. Chocoholiczko! Koniecznie, a potem zaraz upiecz Pizookie;)
    Pozdrawiam i bardzo dziękuję za wyróżnienie!

    Owieca! Ja nie, ale Pizookie tak:D Mam nadzieję, że ta ochota nie minie i upieczesz Pizookie! Pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  71. MNiam ! Pyszny deser , można sie zakochać :)

    OdpowiedzUsuń
  72. Grażyno! I o to chodzi;) Dziękuję i ciepło Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  73. Uhhh la la. Jeszcze nie słyszałam o pizookie, ale zapowiada się arcyciekawie. A tak poza tym to ja też mam słabość do orzechów. Pamiętam, że włoskie rosły w ogrodzie mojej babci. Jadłam je w różnych stadiach gotowości do spożycia. Jeszcze młode, świeże i wilgotne, prawie białe, ze skórką, którą trzeba było obrać, bo była zbyt gorzka i te starsze, wysuszone odpowiednio, o ukształtowanym już smaku. Pyszności. No i co ważne zdrowe pyszności :-D

    OdpowiedzUsuń
  74. Joanno! Zdaje się, że orzechy włoskie to jedne z najbardziej uwielbianych przez większość z nas:)
    W dzieciństwie przepadałam za obieraniem skórki z tych młodych, teraz to jedno z ulubionych zajęć mojego Synka;)
    Pozdrawiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  75. PIĘKNIE PISZESZ!!!! coś robisz z pisaniem? piszesz coś jeszcze, jakiegoś innego bloga? ej weź spróbuj w takim konkursie herbacianym dla blogerów, tam zdjęć wstawiać nie trzeba (a to tez twoja mocna strona) ale sposob w jaki piszesz aaaaaaaaaaa, mistrz. wez napisz do tego konkursu - jest na stronie www.dniherbaty.pl pod zakladka herbata z dodatkami!

    matko jaką wazeliną poleciało, ale serio jestem pod wrażeniem

    OdpowiedzUsuń
  76. rybko! No poleciało.... Dziękuję, ale cytując angielskie powiedzenie, takie konkursy to "not my cup of tea";) Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  77. Dla takiego deseru chętnie znajdę kawałek wolnego miejsca w moim serduszku;) Moja Babcia też mi mówiła,że orzechy są dobre na rozum;)I pewnie to samo przekażę następnym pokoleniom;)

    OdpowiedzUsuń
  78. Nemi! Babcina mądrość to jeden z piękniejszych darów, dobrze, że go przekazujemy. Pozdrawiam Cię:)

    OdpowiedzUsuń
  79. Kochana Anno-Mario. Oczywiście, że nie musisz kontynuować zabawy! ;) Ja sama kilka zignorowała, ale teraz postanowiłam nieco się zmobilizować. ;) Tak czy inaczej, uważam Twój blog za szczególny i chciałam, żeby moi czytelnicy ;> dowiedzieli się o tym! ;) Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  80. Kasiu! Dziękuję za zrozumienie:) Jest mi jeszcze milej - wielka radość czytać takie miłe słowa!
    Serdecznie Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  81. Jejku, to wszystko tak fantastycznie wyglada ;)

    OdpowiedzUsuń
  82. Milena! Witaj:) Uwierz mi, że smakuje jeszcze lepiej! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  83. Aniu w takim deserze to i ja bym się zakochała :)

    OdpowiedzUsuń
  84. po pierwsze...

    wyróżnienie!
    zapraszam do zabawy!
    http://slodkakarmel-itka.blogspot.com/2011/11/tell-me-about-yourself.html

    a po drugie...
    magia Twoich wpisów jest niesamowita. Jak i w tym przypadku.
    Cudowne zdjęcia, rewelacyjnie napisana notka... Nic, tylko czytać! Rewelacja.
    Uwielbiam Twojego bloga. Jest on moim faworytem ;]

    OdpowiedzUsuń
  85. Karmel-itko! Dziękuję Ci bardzo za wyróżnienie - to bardzo miłe:) Podobnie jak słowa, które tu zostawiasz - zarumieniłam się, i to wcale nie zasługa kominka, przy którym się teraz ogrzewam;)
    Pozdrawiam!

    Pepo! I jest! Dobrego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  86. Zrobiłam w dużej foremce na tartę zgodnie z naszą "rozmową" :)
    Zachęcona mlaskaniem tych którzy jedli kupię te foremki :)
    Pozdrawiam i dziękuję za super przepis :)
    Karola

    OdpowiedzUsuń
  87. Karola! Jakże się cieszę!!! Foremki można kupić w DUCE, jeśli masz ją gdzieś w pobliżu:)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  88. Ja chyba zrobię je w moim małym naczyniu żaroodpornym ...bo takowych maleństw nie posiadam ....a musze je zrobić , muszę Aniu ...bo już je pokochałam:) Od kilku dni co chwilkę włączam komputer i wchiodzę pooglądać zdjęcia i poczytać o orzechach i pizookie ... po prostu nie umiem się oderwać od \twojego wpisu ...Aniu Ty mnie uzależniłaś od siebie:) .... może jutro uda mi się zrobić te cuda, z tym, ze podam je z lodami nutellowymi, bo tylko takie teraz mam w zamrażarce:) wielki buziak

    OdpowiedzUsuń
  89. Jolu! Ależ oczywiście, takie naczynie jak najbardziej się nadaje! Cieszę się, że i Tobie Pizookie wpdało w oko;), albo nawet w serce:D
    Z tym uzależnieniem to robi się niebezpiecznie, bo ja zaczynam się uzależniać od Twoich zawsze ciepłych i serdecznych słów:D Dziękuję!!!!

    OdpowiedzUsuń
  90. Ze ten groboskurny to orzech, wloski? Ania masz dar do okreslen owocow, na pierwszy rzut oka okreslenei nieoczywiste, ale jednak b. trafne! A Pizzokie, mysle mysle gdzie ejst w nim czesci "pizzowa" i jakos wyobraznia mi dzisiaj chyba szwankuje :-) Za to zdjecia Twe urzekaja mnie jak zwykle! :*

    OdpowiedzUsuń
  91. Buru! W Pizookie część "pizzowa" jak piszesz, wiąże się z amerykańskim zamiłowaniem do pizzy na grubszym cieście pieczonej w dużej okrągłej formie, w jakiej Pizookie było pierwotnie wypiekane. Zatem pieczone cookie w formie pizzy;) Nie wiem czy wyjaśniłam to wystarczająco dobrze;DDD? Widzisz to? :DDD
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  92. Widzisz Anna-Maria, ja zawsze zapomne o pizzy z Chicago, nawet jak czytam o formei na pizze to tak sie "zafiksuje", ze i tak mysle o lopacie :DD

    OdpowiedzUsuń
  93. Buru! ;) I zostańmy przy łopacie, bo pizza z forma to nie moja bajka!

    OdpowiedzUsuń
  94. Przepis naprawdę świetny. Można powiedzieć że bardzo polubiłem ten smak

    OdpowiedzUsuń
  95. Piękne zdjęcia :) i super przepis :)

    OdpowiedzUsuń
  96. Twoje opowieści cenię chyba nawet bardziej niż same przepisy i zdjęcia, choć i te podziwiam za każdym razem. wszystko razem w komplecie stanowi ucztę dla duszy. Dla ciała też trochę. Pizookie ujęło mnie tym ciągnącym się wnętrzem, które bardzo lubię we wszelkiego rodzaju wypiekach.
    Pozdrawiam Cię ciepło
    Monika

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za wizytę na moim blogu :)

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails