Kiedy Panchita przyjeżdża z Chile z wizytą, udajemy się po przyprawy do malusieńkiego sklepiku w San Francisco, w którym sprzedawcą jest mężczyzna w turbanie, o wyglądzie raczej świętego męża znad Gangesu niż kupca.
Jest coś tajemnego i nieuchwytnego w atmosferze sklepiku Hindusa. Po każdej wizycie wychodzimy stamtąd mając wrażenie, że nigdy tam nie byłyśmy, że zabłądziłyśmy w labiryncie własnej wyobraźni, jednakże paczka z zakupami dowodzi, że sklep nie jest li tylko złudzeniem.
Wszystko w nim jest poezją: mieszanka intensywnych zapachów, zwrócony na północny zachód ołtarzyk, na którym leżą zawsze ofiary z ryżu, kadzidełka i płatki kwiatów, kilim w oknie, haftowany złotymi nićmi w słonie i postacie bóstw, ubożuchne, pokryte kurzem indyjskie wyroby rzemieślnicze, które przez wszystkie te lata nie znalazły amatora.
Ta prezentacja proszków, liści, kawałków kory i nasion, te flaszeczki z tajemniczymi płynami, skrzynie ze żmijami oraz obecność milczącej rodziny sprzedawcy - wszyscy chudzi, śniadzi o ogromnych zachwyconych oczach, prześlizgujący się po wnętrzu pomieszczenia niczym chińskie cienie - rekompensuje w pełni podróż do miasta i trud szukania tego sklepiku w wąskich uliczkach.
Z przyjemnością i wyraźnym szacunkiem właściciel sypie przyprawy drewnianą łyżką do plastikowych torebek, waży je na starej wadze z brązu i wręcza nam zapakowane. Zazwyczaj są droższe niż w supermarketach, ale za to nie straciły nic ze swej wyzywającej mocy, pachną intensywniej i - spodziewam się - więcej w nich afrodyzjaku.
W Katmandu odkryłam kiedyś podobny sklepik, chociaż dużo mniejszy i uboższy, gdzie poniosła mnie rozpasana ambicja i kupiłam przyprawy w ilości, która wystarczyłaby pokoleniom moich prawnuków. Wręczono mi je popakowane w papierowe rożki i powędrowałam do hotelu, tuląc ten skarb w ramionach.
Połowa rozsypała się w walizce, perfumując na zawsze moje ubrania, a reszta do dziś dzień leży nienaruszona w szufladzie kuchni, w owych oryginalnych opakowaniach. Nie jestem w stanie rozróżnić, co jest czym, i nie mam odwagi dodawać ich do potraw. Przechowuję je jednak na wypadek, gdyby kiedyś zawitał do mojego domu gość z drugiego końca świata, zdolny wymówić ich nazwy.*
Wszystko w nim jest poezją.
Tak, sklep z przyprawami z całą pewnością wypełnia poezja aromatów i smaków.
Jest jak tom wierszy , w którym każda półka pachnie innym wątkiem,
snuje kolejną opowieść,
unosi w stronę orientalnych tajemnic.
Po wyjściu stamtąd nic już nie smakuje tak samo.
Świat pachnie inaczej.
My też stajemy się kimś innym.
Poetami.
Jak rymy dobieramy przyprawy, które niosą echo własnego aromatu i naszej wyobraźni.
Czasem wiersz jest krótki jak haiku.
Delikatny i subtelny.
Przyprawy są puentą, lekką i kojącą.
Bywa, że wena nas rozpiera.
Zwrotka po zwrotce tworzymy dzieło sypiąc przyprawę za przyprawą.
A one mieszają się z sobą tocząc nieustającą bitwę o dominację, pierwszeństwo nagrodzone wymownym tytułem - curry, tikka masala, chili con carne ...
Gotowanie jest poezją, której słowami są przyprawy.
Czasem ostre i stanowcze, czasem słodkie i ledwo wyczuwalne, ukryte między wierszami przepisu.
Sklep z przyprawami.
Smaki świata drzemiące w ziarenkach.
Odległe kontynenty schowane w kolorowych proszkach i zasuszonych płatkach.
Wystarczy szczypta, by przenieść się do pachnących Indii, kolorowych straganów Jerozolimy, nadmorskich targowisk Maroko.
Szczypta szafranu, tyleż samo kardamonu, parę ziaren pistacji - sypane jedne po drugich prowadzą cudownie wonnym szlakiem wprost do Indii. Zmieszane z gęstym jogurtem przybierają nazwę orientalnego deseru.
Shrikhand. Gęsty, aksamity jogurt zmieszany z przyprawami nabiera wyrafinowanego smaku. Dobrze schłodzony smakuje jak wykwintny lodowy deser.
Wszystko w nim jest poezją.
Dajcie się porwać przyprawom, nauczcie się tego wiersza na pamięć.
Shrikhand.
Jaka jest Wasza ulubiona przyprawa?
SHRIKHAND
Tradycyjny indyjski deser przygotowywany na bazie gęstego jogurtu z cukrem lub miodem, z dodatkiem przypraw - najczęściej kardamonu i szafranu oraz pistacji. Jeśli wzbogacimy go musem z mango, powstanie równe cudowny deser o nazwie amrakhand.
1 litr jogurtu naturalnego
szczypta szafranu
1/2 łyżeczki kardamonu w proszku (dałam więcej)
2 łyżeczki wody różanej
cukier puder - do smaku (można zastąpić dobrej jakości miodem)pistacje
Malutką patelnię rozgrzać na średnim ogniu i wsypać na nią szczyptę szafranu. Prażyć przez chwilę, do momentu aż nitki szafranu staną się kruche i łamliwe. Zdjąć z ognia, pokruszyć i dodać do jogurtu - ja dodatkowo namoczyłam przez chwilę w wodzie różanej, którą także zmieszałam z jogurtem. Dosypać kardamon i dokładnie wymieszać.
Przygotować szerokie sitko, wyłożyć je gazą i przełożyć na nią jogurt. Końce gazy związać razem, tak by jogurt nie wyciekał bokiem. Gazę z jogurtem zawiesić nad miską i przełożyć do lodówki na noc lub dłużej (tak jak przy robieniu np. labneh - klik). W tym czasie z jogurtu do miski będzie wyciekała serwatka, dzięki czemu jogurt stanie się gęsty i kremowy.
Po tym czasie jogurt przełożyć z gazy do naczynia i połączyć z cukrem - ilość cukru zależy od indywidualnych preferencji smakowych. Tak przygotowany shrikhand dobrze schłodzić w lodówce i przed podaniem posypać siekanymi pistacjami.
* cytat pochodzi z książki Isabel Allende Afrodyta, wyd. Muza, 1999
** przepis cytuję z tej strony - klik
Zastanawiam się (od dłuższego czasu) jak nazwać to co ty czynisz w kuchni, bo z całą pewnością bliższe jest to poezji, niż zwykłemu gotowaniu ;))
OdpowiedzUsuńAuroro! Dziękuję, bardzo:*
UsuńZgadzam się z przedmówczynią. Kucharnia to blog kulinarno - liryczny :-) Piękny! Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńMoniko! Ogromnie mi miło, że tak odbierasz to miejsce!
UsuńUściski:)
Wiesz, że w myślach modliłam się o wpis od Ciebie na blogu, potrzebowałam go i jest... uratowałaś mnie nim... a shrikhand - poezja, wszystkie składniki mam oprócz wody różanej, wiem, że przygotuję go w ważnym dla mnie momencie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za to, jak wszystko opisujesz ;)
Ewa! Naprawdę?! Oj, aż nie wiem co napisać - bardzo się cieszę, że Ktoś taki, jak Ty czeka na moje pisanie i gotowanie:) Dziękuję!
UsuńTen deser wyglada zjawiskowo Aniu ....poezja sama w sobie ....i tylko kilka prostych składnikó ....jak dla mnie kwintesencja nieba:)pozdrawiam Kochana:)
OdpowiedzUsuńJolu! Kolejny dowód na to, że prostota smakuje najlepiej:)
OdpowiedzUsuńDeser bardzo Ci polecam - może konkurować z najlepszymi kremowymi lodami!
... Bosko napisane...
OdpowiedzUsuńMogę napisać tylko to:
I, przez cały czas, gdy czytałam ten post, w mojej głowie krążyła myśl "to jest poezją, to miejsce".
Toniu! Cieszę się, że wpadłaś! Ja przed chwilą podziwiałam Twoje zdjęcia:)
UsuńDziękuję za słowa:*
no tak Aniu-jak zwykle czarujesz w swoich postach, uwodzisz słowem i zdjęciami, podziwiam:)
OdpowiedzUsuńReniu!Dziękuję:) Pozdrawiam spod wieczornego nieba!
UsuńMasz racje -poezja ! Ale bym zjadła :)
OdpowiedzUsuńGrażyno! Wpisz jogurt na jutrzejszą listę zakupów - chyba, że masz ho już w domu:)
UsuńPozdrawiam!
Wspaniały deser. I poezja słów. I zdjęcia.
OdpowiedzUsuńMoją ulubioną przyprawą jest na pewno cynamon:)
Uściski Aniu:*
Majano! Cynamonowa Dziewczyno! A wiesz, że ja właśnie tak myślałam, że cynamon!
UsuńUściski:*
Ach, co to musi być za wspaniały smak. Nawet nie musisz mnie Anno-Mario za bardzo przekonywać. Taki jogurt przyprawiony w ten sposób zrobić muszę koniecznie. A jakie przyprawy są moimi ulubionymi. Jak to trudno stwierdzić. Już chyba łatwiej będzie napisać czego nie lubię, czyli kminku. Brrrrrrrr. Wrrrrrrrrr. Brrrrrrrr ;-)
OdpowiedzUsuńJoanno! Kminek powiadasz? I to na nie...Hmmm, ja uwielbiam, nie przepadam za to za anyżem:)
UsuńDobrego dnia!
nie tylko w nim, ale w Twoich słowach, zdjęciach. znowu mnie zaczarowałaś, moja Droga!
OdpowiedzUsuńnie potrafię się oprzeć. już wyobrażam sobie ten cudowny smak, analizując wspaniale zbalansowane składniki.
Karmel-itko! Smaki są tu rzeczywiście wspaniale zbalansowane - polecam Ci bardzo ten deser i dziękuję za odwiedziny:)
UsuńAneczko czytając ciebie człowiek ładuje wszystkie swoje akumulatory życiowe-te dla ciała , te dla umysłu , te dla ducha
OdpowiedzUsuńa wiesz taki deser to fakt poezja i to najwyższego polotu , bo w prostocie jest siła przeogromna
Aluś:***
UsuńWspaniały ten Twój deser, to powiew egzotyki i aromatyczna podróż.
OdpowiedzUsuńIvko! Dziękuję:) Jedząc go rzeczywiście udałam się w niezwykle aromatyczną podróż.
UsuńPozdrowienia!
Wyobrażam sobie, jakie boskie zapachy unosiły się w Twojej kuchni. Indyjskie desery na bazie jogurtu to rzeczywiście czysta poezja. W ubiegłym roku podczas największych upałów chłodziłam się cytrynowym i różanym lassi :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Poetko (i Czarodziejko) :).
Evitaa! Różana lassi - mniam!
UsuńDziękuję i serdecznie pozdrawiam:*
byłam kiedyś w takim dużym sklepie z przyprawami w Monachium, może mniej magicznym, ale i tak miała oczy i nozdrza szeroko rozwarte z wrażenia:) ile tam było odmian papryki! a ile rodzajów pieprzu i soli! niby takie podstawowe przyprawy, ale też potrafili nimi zaskoczyć:)
OdpowiedzUsuńuwielbiam odkrywać nowe przyprawy! ale moją ulubioną chyba i tak pozostanie świeżo zmielony pieprz:) niezastąpiony smak w mojej kuchni:)
twój aromatyczny jogurt strasznie kusi:) to musi byc prawdziwa symfonia smaków:)))
miłego dnia!:)
Gosiu! Ja też uwielbiam zapach świeżo zmielonego pieprzu - choć te zachwyt zwykle kończy się u mnie kawalkadą kichania:D
UsuńDeser polecam Ci bardzo!
Poezją jest Twój blog:)
OdpowiedzUsuńNemi!
UsuńDziękuję:* To ogromnie miłe - bardzo doceniam to, co napisałaś!
Zapowiada się aromatyczna uczta, w końcu wykorzystam swoje owoce kardamonu ;-) Ulubiona? Curry ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na www.przysmakiewy.pl ;-)))
Biedr_ona! Świetnie, mam nadzieję, że zapas kardamonu jest wystarczająco duży;)
UsuńPozdrawiam Cię!
Ty niezaprzeczalnie jesteś poetką. Twoja kuchnia to improwizacja, jesteś wirtuozem. Chciałabym znaleźć się kiedyś w takim sklepie, zobaczyć to wszystko na własne oczy, a przede wszystkim poczuć. Narazie poszukuję swojej ulubionej przyprawy, jestem na etapie zapamiętywania zapachu, smaku... I mam cichą nadzieję, że kiedyś chociaż w jakimś stopniu stanę się poetką we własnej kuchni. Koniecznie muszę przeczytać tę książkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńcrispybiscuits.blogspot.com
Agata! Oj, aż się zarumieniłam - dziękuję za tyle komplementów!
UsuńA poetą we własnej kuchni jest każdy - przecież nawet kromka z masłem smakuje wyjątkowo!
Pozdrawiam Cię:)
Orientalny sklep z przyprawami to jest niezapomniane przeżycie.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobały mi się w Jerozolimie.
Odtąd tęsknię za tamtymi aromatami i widokami ilekroć biorę do ręki słoiczek z przyprawą.
Shrikhand to bardzo udany wybór na letni deser.
Orzeźwia i koi.
Z mango wydaje mi się najlepszy.
Ale jadłam też z suszonymi owocami.
Ciepło Cię pozdrawiam!
Amber! Bardzo lubię ten deser - na pograniczu lodów i kremu, odpowiada mi konsystencja i świetnie skomponowane przyprawy.
UsuńNie umiem zdecydować czy z mango lubię bardziej, chyba każdy tak samo mocno:)
Uściski przesyłam:*
Zawsze przygotujesz tyle fajnych zdjęć, że nie wiem na czym się skupić. Bardzo fajne, a i przepis niczego sobie :)
OdpowiedzUsuńkatie! Tak to ze mną jest - w kwestii jedzenia i wszystkiego co się z nim wiąże absolutnie nie potrafię (ba! nawet nie chcę:) się ograniczać:DDD
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdecznie!
Moja ulubiona przyprawa? Uwielbiam ziarenka czerwonego pieprzu!
OdpowiedzUsuńbelgio:) Ja też, ja też!!! Zwłaszcza w deserach!
UsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Sklep z przyprawami. Sklep z rymami. Piękne! A deser - no cóż: kuszący...
OdpowiedzUsuńAn-no! Jak miło Cię widzieć, a kusić deserem jeszcze przyjemniej:)
UsuńPozdrowienia!
Zaniemówiłam.. w tym co zobaczyłam i przeczytałam było coś magicznego. Myślę, że shrihand podbiłby moje serce :)
OdpowiedzUsuńgłodomorku! Witaj:)
UsuńBardzo dziękuję i myślę, że z tym sercem masz rację;)
Pozdrowienia!
Pięknie tutaj :)
OdpowiedzUsuńCorner! Dziękuję i zapraszam ponownie:)
UsuńPyszny deser, magiczna atmosfera
OdpowiedzUsuń...aż nabrałam ochoty na egzotyczną podróż.
Uwielbiam przyprawy, ale jednej ulubionej chyba nie potrafię wybrać:)
Konwalie:) Dziękuję!
UsuńJa też chyba nie mam ulubionej - jest tyle wspaniałych!
Pozdrowienia!
Dla mnie zapachnialo Iranem :) szafran i pistacje sa w moim domu wszedzie. Deser musi byc przesmakowity, taki szybciutki na cieple dni. I kardamon zapewne dodoaje tego niezwyklego zapachu i smaku, ach slinka mi cieknie.
OdpowiedzUsuńGoraco pozdrawiam i dziekuje za odiwedziny u mnie.
W ogole bardzo ladnie wszytsko opisane i super zdjecia.
Musze sie rozejrzec dookola:)
Aleksandro! I ja dziękuję za odwiedziny:) Rozglądaj się do woli!
UsuńDeser - nie licząc odciekania jogurtu - przygotowuje się błyskawicznie i jest cudowny na upały!
Pozdrowienia:)
powiem tak - rozpieszczasz nasze zmysły. słowem i obrazem :)
OdpowiedzUsuńKasiu! Teraz ja czuję się rozpieszczona - dziękuję Ci:)
UsuńTak - zmysły znajdują u Ciebie rozkosz i ukojenie; masz niezwykły dar tworzenia :)
OdpowiedzUsuńpięknych snów Ci życzę
Monika
Moniko! Życzenia spełnione - sny były dziś rzeczywiście piękne! Teraz trzymam kciuki za to, żeby się spełniły:) I uśmiecham się od rana czytając takie ciepłe słowa - dziękuję:*
UsuńI love this dessert with yogurt and saffron, especially for summer.
OdpowiedzUsuńDewi! It's perfect for summer!
UsuńHave a great day:)
jak zwykle czarujesz! :)
OdpowiedzUsuńGosiu! Dziękuję za przemiły komplement!
OdpowiedzUsuńSłonecznego dnia:)
Nie czekaj na gościa. Wyjmuj kolejno te wonne wspaniałości z szuflady i eksperymentuj:)
OdpowiedzUsuńAniu! Gdyby tylko to była moja szuflada! Moja nie jest aż tak bogata, jak ta, o której pisze Isabel Allende;)
UsuńUściski!
jak fascynująco napisane.piękne słowa.magiczne zapachy.
OdpowiedzUsuńuściski!
Moniko! Dziękuję za przemiłą wizytę! Serdecznie Cię pozdrawiam:)
Usuńtaki sklep to raj:)
OdpowiedzUsuńBlog o życiu & podróżach
Blog o gotowaniu
Olu! To prawda! I jak pięknie pachnie w tym raju:)
UsuńSerdeczności!
Jak dla mnie tylko jedno słowo może opisać ten deser - boski! Już wyobrażam sobie jego niepowtarzalny smak...
OdpowiedzUsuńWspaniale Cię czytać, piękne słowa i jakże trafne.
Pozdrawiam serdecznie :)
Zosiu! Ogromnie dziękuję za odwiedziny i miłe słowa!
UsuńPozdrowienia przesyłam:)
Wow, jestem pod wielkim wrażeniem tego co tu zobaczyłam i poczytałam:- Dziękuję, że zaglądnęłaś do mnie - tym sposobem mogłam tu trafic:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
OdpowiedzUsuńMarzeno! Bardzo mi miło! Dziękuję i oczywiście zapraszam:)
Usuńtaki deser to prawdziwa egzotyczna podroz:)
OdpowiedzUsuńaga! Masz rację:) Pyszna to była podróż!
UsuńNie mam ulubionej przyprawy. Uwielbiam chyba większość. Wszystko, co jem ma w sobie mnóstwo aromatu - nie trawię mdłych potraw. Taki deser to dla mnie rozkosz! :)
OdpowiedzUsuńManiu! Ja także nie toleruję źle lub za słabo doprawionych potraw:) ten deser jednak do nich nie należy:)
UsuńSerdeczności!
Czarodziejka... ! :))
OdpowiedzUsuńChciałabym czasem nią być....
UsuńWitaj Aniu. Nie wiem jak gotujesz, ale piszesz pięknie. Jestem chyba pierwszym mężczyzną, który do ciebie pisze i to pod wpływem wzruszenia po przeczytaniu twojego blogu. Na blog twój trafiłem przypadkiem szukając informacji na temat przypraw orientalnych: m.in. kardamonu, imbiru, Ras el Hanout, i innych. A ponieważ jestem marynarzem będącym akurat w Maroku za namową żony kupiłem wiele różnych przypraw, i tak jak ty nie bardzo mogąc wymówić ich oryginalnych nazw. Powiem jedno: zapachy unoszące się na całym statku są nie do opisania. Nigdy wcześniej nie przywiązywałem wagi do przypraw, ot trochę pieprzu, maggi czy gotowych przypraw z marketu było całym dodatkiem do posiłków. Teraz widzę, a raczej czuję jak wiele wspaniałości kulinarnych umknęło w moim życiu, a dzięki twojemu blogowi życie nabiera smaku - i to dosłownie. Twój blog jest jak natchniony orientalną duszą poemat, który czyta się z nieukrywanym wzruszeniem. Wspaniały blog, wspaniałe słowa i wrażliwa kobieta, która je napisała. Pozdrawiam serdecznie. Darek
OdpowiedzUsuńDarku! Twój wpis sprawił mi wielką radość! Dziękuję:) Rzeczywiście komentujący panowie są rzadkością...
UsuńZazdroszczę zapachów Maroko i wypraw w orientalne kraje. Ja z pewnością wracałabym z każdej takiej wyprawy z walizką pełną przypraw:) Mam nadzieję, że mój wpis zainspiruje Ciebie i Żonę do używania wielu ciekawych przypraw i tworzenia niezwykłych smaków.
Serdecznie Cię pozdrawiam:)
uwielbiam takie smaki! przypomina mi się podroż do Turcji i słodkości z bazaru egipskiego... ehhh... i zdjęcia cudowne!
OdpowiedzUsuńWiewióro! To wspaniale! Może dasz się namówić i zrobisz?!
UsuńPozdrawiam Cię!