Przez całą noc padało i domek, w którym mieszkał Tygrysek z Misiem, był aż po dach zakopany w śniegu. W piecu buzował ogień, w pokoju było cieplutko, a w spiżarni piętrzyły się zapasy na całą zimę.
-Ile jest jeszcze dni do Świąt? - zapytał Tygrysek Misia.
- Skąd ty to tak dokładnie wiesz?
- Wczoraj Maja Papaja powiedziała: dwadzieścia. Potem jedną noc przespałeś. Więc jak odejmiesz jeden od dwudziestu, to zostanie ci dziewiętnaście.
- Skąd ty to znowu wiesz tak dokładnie?
- Bo jej ojciec, to znaczy nadleśniczy Polanko, powiedział przedwczoraj, że dwadzieścia jeden. Potem przespaliśmy jedną noc, trzeba było odjąć jeden i zostało dwadzieścia. Przecież to całkiem proste.
- Tak - przyznał Tygrysek - to rzeczywiście całkiem proste. - A po chwili zapytał: - A dziewiętnaście, ile to jest dziewiętnaście?
- Wyobraźmy sobie, że tu leży dziewiętnaście ziarenek groszku. I każdy groszek to jeden dzień. Do Bożego Narodzenia jest dziewiętnaście dni. Jak w ciągu dnia zjemy po jednym groszku i w końcu nie będzie już ani jednego, to wtedy nastąpi Boże Narodzenie.
- No tak - Tygrysek pokiwał głową - to chyba jasne. (...) A czy dałoby się to zrobić z malinami? Czy wyszłoby to samo?
- Tak, oczywiście. Tylko, że nie mamy malin (...). Jest tylko kompot malinowy, ale kompot się do tego nie nadaje. Bo cały stół by się lepił.
(...) A zwykłe słodziutkie, duże rodzynki także by się do tego nadał, prawda?
- Tak, one by się nadały.
Miś ułożył więc na stole dziewiętnaście zwykłych słodziutkich, dużych rodzynek.
- A gdyby leżały tylko dwie?
- Wtedy do Świąt byłyby tylko dwa dni
- To by zrozumiała chyba najgłupsza mucha - zapewnił Tygrysek. (...)
- Już za jeden dzień będą Święta, Misiu. Obudźże się!
- Kto to powiedział?
- Ty sam to powiedziałeś! Bo tu na stole... policz te rodzynki!
Na stole leżała tylko jedna rodzynka.
Oj, kochany Tygrysku, skończony z Ciebie szachraj! *
Tak blisko, a jednak tak daleko do Świąt. Jeszcze niedawno dzieliły nas od nich miesiące, teraz odliczamy już dni.
Tygrysek przypomina mi nieco mojego Synka - niezmienny urok dziecięcej radości połączonej z pełną euforii niecierpliwością.
Uczymy się wspólnie, by ten czas nie skupiał się wyłącznie na samym odliczaniu, ale przede wszystkim na pełnym radości przygotowaniu i spełnianiu zadań, jakie sobie wyznaczyliśmy.
Codziennie rano z kolejnych okienek kalendarza wyciągamy kartkę z zadaniem, planujemy dzień, by być razem dłużej niż zwykle i spełnić zadanie najlepiej jak potrafimy.
Cudowny to sposób, by krok po kroku zbliżać się do dnia, na który wszyscy czekamy. Bez zbędnego pośpiechu i zagubienia pośród atakującej zewsząd komercji.
I choć śniegu za oknem brak, my mamy go w magicznej szklanej kuli z zadania nr 4 (dziękuję Deli za wspaniały pomysł). Dom pachnie mandarynkowymi lampionami, a cała piątka małych przyjaciół Synka, których zaprosiliśmy do domu na wspólne pieczenie i lukrowanie pierników, już nie może się doczekać powtórki.
A dziś Mikołaj i ważne zadanie dla Synka - on sam ma zamienić się w Mikołaja i zapełnić wielkie pudło zabawkami, które podaruje innym dzieciom. Lada dzień przyjdzie też pora na przygotowanie Szlachetnej Paczki.
Każdego dnia przez magiczne okienko adwentowego kalendarza zaglądamy do zbliżającej się coraz bardziej krainy świątecznej radości. I nie ważne, czy spadnie śnieg czy nie; czy jesteśmy duzi czy mali, czy odwiedzi nas Mikołaj, Wielki Niedźwiedź, jak u Tygryska, czy może Osioł, jak wierzą Finowie, ważne by umieć ten czas przeżyć pięknie, mądrze i wspólnie.
I muszę się przyznać, iż mimo że staram się zwolnic tempo i unikać pośpiechu, bardzo bym już chciała by, jak u Tygryska, na stole została już tylko jedna rodzynka.
Ale nie ma ani jednej, ani na stole, ani w pysznej pulli, jaką upiekłam. Nie dlatego, że jestem taka niecierpliwa, ale dlatego, że nie cierpię rodzynek, a w cieście są już absolutnie nie do zaakceptowania.
Odliczam więc dni piernikowym kalendarzem, a smak Świąt przywołuję pyszną fińską chałką kardamonową. Pulla wypiekana jest tradycyjnie w Finlandii w okresie przedświątecznym i różni się od typowej chałki dodatkiem sporej ilości kardamonu, za którym przepadam i który dodaje wypiekowi niezwykłego aromatu.
Moje ciasto podzieliłam na dwie części. Z jednej powstała okrągła chałka, a drugą napełniłam masłem, cukrem i cynamonem i upiekłam w formie wieńca, choć splot był iście amatorski:) Obie wersje smakowały wybornie, a część chałki stała się podstawą do absolutnie genialnego bread&butter pudding.
Kromeczkę zostawiliśmy też dla św. Mikołaja - mam nadzieję, że ucieszył go smakołyk z jego ojczyzny!
Moje ciasto podzieliłam na dwie części. Z jednej powstała okrągła chałka, a drugą napełniłam masłem, cukrem i cynamonem i upiekłam w formie wieńca, choć splot był iście amatorski:) Obie wersje smakowały wybornie, a część chałki stała się podstawą do absolutnie genialnego bread&butter pudding.
Kromeczkę zostawiliśmy też dla św. Mikołaja - mam nadzieję, że ucieszył go smakołyk z jego ojczyzny!
A jak Wam wychodzi odliczanie do Świąt? Odliczacie rodzynkami?
PULLA - fińska chałka z kardamonem
30 g świeżych drożdży
250 ml ciepłego mleka
1/2 łyżeczki soli
100 g cukru pudru (lub drobnego) + dodatkowy do posypania wierzchu
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
2 jajka lekko ubite
700 g mąki pszennej (najlepiej chlebowej)
100 g masła w temperaturze pokojowej
50 g rodzynek (pominęłam, bo nie lubimy;)
30 g płatków migdałowych
opcjonalnie do wieńca - cynamon, cukier do posypania i 2-3 łyżki masła
Do miski wlać mleko i dodać drożdże. Wymieszać. dodać sól, cukier, kardamon i 3/4 ilości jajek (resztę zostawić do posmarowania wierzchu). Dodając mąkę miksować całość (końcówki haki) do uzyskania gładkiego ciasta. Dodać masło i ponownie wyrabiać do połączenia się składników. Przykryć miskę ściereczką i pozostawić ciasto do wyrośnięcia. Powinno podwoić swoją objętość. Nagrzać piekarnik do 200 stopni C.
Ciasto podzielić na trzy części. Z każdej części utoczyć wałek długości około 50 cm. Wałki zapleść jak warkocz (u mnie kula, której splotu nie potrafię odtworzyć;). Chałkę posmarować pozostałym jajkiem i posypać płatkami migdałów. Wstawić do piekarnika i piec na złoto 25-30 minut. Wierzch posypać cukrem pudrem.
Jeśli chcecie upiec wieniec z cynamonem, część ciasta należy rozwałkować, posmarować masłem (2-3 łyżki), posypać cukrem i cynamonem, a następnie zwinąć jak roladę i dowolnie formować, np. jak wieniec.
* fragmenty książki W Wigilię przyjdzie Niedźwiedź, autorstwa Janoscha, wydawnictwo Znak, 2007
I nie myślcie, że zapomniałam! Czekałam specjalnie na ten dzień, by też zamienić się w Mikołaja i sprawić komuś niespodziankę, którą obiecałam w tym poście (klik). Prezent-niespodzianka trafi do Gosi - goh., którą proszę o przesłanie adresu do wysyłki na kucharnia@wp.pl
Oj, blisko. Juz je czuc, juz wkradaja sie do domow, pachna choinka i cynamonem. I choc w tym roku moje swieta beda malo swiateczne i jeszcze mniej rodzinne, to i tak odliczam dni. I czekam.
OdpowiedzUsuńPulla piekna i rumiana, urwalabym sobie kawalek do kawy :)
Maggie! To odliczamy razem! Ostatni kawałek pulli podarowaliśmy Mikołajowi, ale mogę Cię poczęstować pysznymi piernczkami;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle zdjęcia przepiękne :) Czytając opowiadanie wprowadziłam się w iście świąteczny nastrój i również chciałabym, żeby to już jutro był ten dzień.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty, Aniu, rodzynek nie lubię i zawsze pomijam je w przepisach.
Pulla cudnie zrumieniona. Mam ochotę spróbować :)
anja! To pewnie podobnie jak ja wydłubujesz je z serników:D
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i serdecznie pozdrawiam:)
Aniu piękny cytat, dzięuję, że go przytoczyłaś! Ja najbardziej lubię chyba te przygotowania... zaczynam dosyć wcześnie, ale bez wyraźnego pośpiechu. Potem wszystko nabiera rozpędu i nagle się okazuje, że coś na co potrzeba trzech dni - musimy wykonać w jeden. Na wigilię u mojej cioci zawsze się spóźniamy, co najmniej kilkanaście minut, bo w ostatniej chwili pakujemy jeszcze jakieś prezenty! W tym roku bardzo chcialam zwolnić tempo, bo wiem, że to ostatnie takie święta, kiedy jestem w domu i mam tego czasu więcej... zrobiliśmy ręcznie śliczne kartki świąteczne, szykujemy rodzinną szopkę na konkurs w przedszkolu, do każdego prezwentu, nawet drobiazgu podchodzę ze spokojnym nastawieniem. Czy odliczam? chyba nie... w tym oku wyjątkowo chciałabym, żeby grudzień był jak najdłuższy... Chałka z kardamonem brzmi niezwykle zachęcające, z resztą wszystko co drożdżowe uwielbiam i koniec! Rodzynki w cieście uwielbiam :) przesyłam moc adwentowych pozdrowień!
OdpowiedzUsuńCzytam tak, czytam piękne Twoje słowa i miałam ci własnie napisać, że niejeden raz piekłam pullę i zjadłabym teraz kawałek do kawy. A na dole, widzę, że to przepis ode mnie! To tak się połączyłyśmy przepisem, bo ja właśnie rozmyslałam o Tobie. Juteo rano jadę w Bieszczady i patrzyłam na mapę jak to daleko od Ciebie. Okazało się, że niestety to nie te góry i daleko. Może jak będziemy jechać w styczniu w inne góry, to jakąś małą kawkę? Cieszyn jest od Ciebie daleko? Ściskam Cię ciepło. Sprawiłaś mi WIELKĄ przyjemność swoim wpisem i pullą.
OdpowiedzUsuńA ja szaleję ze szczęścia, bo będę wreszcie (10 kat nie byłam!) na święta w domu, w Polsce, z Mamą i Braćmi, jak kiedyś, chociaż wszyscy już mamy dzieci :D
OdpowiedzUsuńCodziennie przed świętami któreś z nich wylosuje szczęśliwy los do pomagania mi w kuchni, gdyż na szczęście tylko ja, poza Mamą, gotuję! ;) Inaczej mielibyśmy klasyczny konflikt interesów, haha! :D A chałka/pulla boska, cudny, puszysty środek, aż woła o masełko! ;) Buziaki! ;)
Aniu, piękny materiał! My odliczamy czekoladkami :). Bardzo fajny i mądry zwyczaj z oddawaniem swoich zabawek innym dzieciom. Babka wygląda przepysznie!
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Kasia
Małgosiu! To ja Ci życzę, żeby ten grudzień trwał i trwał;) Spokojne nastawienie to idealne określenie, tego co czuję. Pozdrawiam mocno!
OdpowiedzUsuńLo! Jak mi miło! Wiesz, ten przepis to była dla mnie wielka próba cierpliwości, bo odkąd go u Ciebie zobaczyłam, postanowiłam, że upiekę dopiero w grudniu - i nie było łatwo, bo wiesz, jaki ze mnie łasuch! Ale udało się!
Bieszczady to rzeczywiście zupełnie nie po drodze, ale Cieszyn to przysłowiowy rzut beretem, więc następnym razem tam kieruj nawigację;)No i mała kawka to zdecydowanie za mało:D
Udanego wyjazdu!
Kasiu! To wspaniale - już sobie wyobrażam tą radość:) Oby te chwile mijały powoli i szczęśliwie!
Pozdrawiam:)
Kasiu! Wielkie pudło czeka a powrót Synka ze szkoły - jestem ciekawa co się w nim znajdzie!
Dobrego dnia:)
Jestem naprawdę zauroczona Twoimi fotografiami! Są równie ciepłe i magiczne, jak świateczny klimat....
OdpowiedzUsuńPiękne!
Pozdrawiam ciepło!
:)
nat.! Co za radość czytać takie miłe słowa! Bardzo, bardzo Ci dziękuję i przesyłam pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńbiegnę do kuchni i zabieram się za robotę, miałam ochotę na coś drożdżowego, a kardamon uwielbiam.
OdpowiedzUsuńJswm! No to trafiłam! Smacznego;)
OdpowiedzUsuńZ takim finlandzkim przysmakiem, z kulą śniegową i z kalendarzem piernikowym jakoś wytrzymam te kilkanaście dni ;-)
OdpowiedzUsuńAuroro! W takim razie trzymam Cię za słowo! Byle do świąt;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja na razie upiekłam pierniki, jeszcze jedne w kolejce i potem cypryjskie specjały świąteczne melomakarona i kurapiedes i odliczam nie tyle co dni do świąt,a dni do wylotu do Polski, w końcu Święta w domu, wiozę pół walizki jedzenia i jeszcze więcej upiekę, może Twoją pullę? Piękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńmalina! Wspaniałe są takie powroty! Ależ Twoja walizka będzie pięknie pachnieć;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego!
Jak zwykle czytając wypieściłam zmysły:) Wspaniale, że uczysz synka od małego dzielenia się z innymi. To ważna cecha, zwłaszcza w obliczu nadchodzących świąt.
OdpowiedzUsuńnie trzeba zaplecionego zostawiać do wyrastania?
OdpowiedzUsuńDopieszczasz i zaczarowujesz grudzień, Aniu :) pullę niedawno temu piekłam - ale zniknęła z prędkością światła, i już domagam się powtórki po Twoim poście :)
OdpowiedzUsuńTa pulla od Lo sprawdza się w wielu domach.Pyszny wypiek.Na przedświąteczny czas jest bardzo na miejscu,bo zapowiada dni wyjątkowych smakołyków.
OdpowiedzUsuńPysznego popołudnia!
Aciri! Zwracamy na to wielką uwagę i bardzo się cieszę, że udaje się to coraz lepiej:) Pozdrowienia Aniu!
OdpowiedzUsuńJswm! Oryginalny przepis tego nie sugeruje, choć ja odstawiłam na kwadrans, głównie z powodu robienia zdjęć;) W moim wypadku drugie wyrastanie, a raczej jego brak, nie zaszkodziły pulli, ale jeśli się obawiasz efektu myślę, że nic się nie stanie, jeśli odstawisz zaplecione ciasto na dłużej:)
Magda! Dokładnie - idealnie to ujęłaś - znika prędkością światła:) To co pieczemy znowu?!
Amber! Tak, wiem, pamiętam Twoją;) Uściski!
O domowej chałce marzę od kiedy założyłam bloga. :)
OdpowiedzUsuńWygląda rewelacyjnie!
Sue! No to myślę, że najwyższy czas spełnić to marzenie - do dzieła!!! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOch, boska ta Twoja pulla Aniu! Cudownie wygląda. Uwielbiam drożdżowe wypieki, wszelkie chałki ach!
OdpowiedzUsuńPullę także robiłam,ale moja nie była taka ładna jak Twoja.
Ściskam ciepło:*
Majano! Też mam słabość do drożdżowych wypieków;) Wygląd moich splotów pozostawia wiele do życzenia, ale przecież o smak głównie chodzi:D
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
odstawiłam na 15 min, bo więcej czasu nie miałam, wyszło pięknie (5-krotny splot) i pysznie - musisz uwierzyć bo zdjęć nie było :)
OdpowiedzUsuńJswm! Wierzę na słowo i ogromnie się cieszę! 5-krotny splot to jest coś - brawo!!!
OdpowiedzUsuńwow, ale super!!!! i tygryskowo-puchatkowa opowieść przedświąteczna! i twoja pulla - jej aromat czuć przez monitor! i jeszcze do tego to wyróżnienie i twoja niespodzianka:) dziękuję bardzo:) mam dzisiaj naprawdę szczęśliwy dzień i ty także się do tego przyczyniłaś! normalnie radość rozpiera mi serce:))) buziaki i ciepłe uściski:***
OdpowiedzUsuńgoh.! O - cudownie, że mogłam sprawić Ci radość - bardzo się cieszę:) Samych takich szczęśliwych chwil Ci życzę!
OdpowiedzUsuńPiękna fińska chałeczka, piękny pomysł z kalendarzem adwentowym wypełnionym zadaniami i piękny fragment książki. W sumie przeglądam tak te blogi dziś i czuję w powietrzu święta i mikołajki, ale jakoś tak... Jakoś tak przy tym poście zrobiło mi się jeszcze cieplej na sercu. Bardzo pięknie napisane i widać, że prosto z serca.
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam!
Jak zwykle piękny post!!!
OdpowiedzUsuńJa odliczam kolejnymi partiami ciasta na [pierniczki:)
tydzień temu była partia na drugie spotkanie piernikowe....przedwczoraj na sobotnie spotkanie dzieci które jeszcze przed nami...a dzisiaj zarobiłam podwójna dla mnie na prezenty dla wszystkich znajomych i kuzynów Królika:)
I za każdym razem wiem już ile bliżej świąt:)
Pozdrawiam!
Toczko! Dziękuję za tyle dobrych słów:) Święta czuję przede wszystkim w sercu, więc tylko tak potrafię o nich pisać.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego!
Trzcinowisko! Jak miło znów Cię widzieć:)
Nieoficjalnie mogę Ci się przyznać, że ja odliczam też czasem leżakowania pewnej nalewki, imieninami kogoś bliskiego, och i wieloma ważnymi momentami, w jakie obfituje grudzień.
Ja dziś skończyłam pieczenie pierników przeznaczonych na prezenty, lukrowanie będzie jutro.
Pozdrawiam Cię ciepło!
U mnie szybko przyszłyby święta bo za rodzynkami przepadam i szybciutko zniknęłyby ze stołu! Podziwiam idealne wypieki! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKamila! A ja podziwiam, że można tak po prostu z własnej woli jeść rodzynki;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
jak to, jak to ? jak to rodzynki nie do zaakceptowania w cieście, och! a drożdżowe bez rodzynek, w sernik! nie może być!
OdpowiedzUsuńo tak, już coraz bliżej, nie mogę się doczekać - co roku piekę z bratem miliony ciasteczek, które potem ozdabiamy ( oczywiście nie bez kłótni ! ), zjadamy i wieszamy na choince. A od kiedy wyjechałam doceniam ten czas jeszcze bardziej!
Pulla piękna a ja bym wzięła.. tę wersję z masłem, cynamonem i cukrem - pycha! ;)
słodkosłona! Jak to, jak to możliwe, by zjadać takie pyszności z rodzynkami?!
OdpowiedzUsuńU nas też miliony ciasteczek :D
Wersja z cynamonem zarezerwowana dla Ciebie;)
Aaaa, rodzynek nie lubisz! To dlatego chcesz wymieniać je na żurawinę :-) Rozumiem, bo sama mam swoje antypatie, choć z wiekiem, o dziwo, coraz mniej. Już chyba tylko kminek trzyma się mocno.
OdpowiedzUsuńA taki wypiek będzie dobry z czymkolwiek, lub bez czegkokolwiek, choć głosuję za masłem i cynamonem :-)
Bee! Jak dobrze, że mnie rozumiesz;) Masło i cynamon to świetna decyzja:D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Kubusia Puchatka i jego przygody, zawsze przywołują uśmiech na mojej twarzy, nie ważne, że jestem coraz starsza, one wciąż działają tak samo. A pomysł z kalendarzem adwentowym i zadaniami jest świetny! Zamiast zajadać czekoladkę dziecko ma frajdę ze zrobienia czegoś fajnego samemu, bądź z rodzicami, genialne! No i pulla, chałka wygląda obłędnie, gdybym nie musiała iść na zajęcia, zabrałabym się zaraz za jej zrobienie :)
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda ośnieżona chałka :))
OdpowiedzUsuńkruszyno! Kto z nas nie uwielbia Kubusia Puchatka:) Jednak fragment opowiadania, jaki cytuję nie pochodzi z książki o Puchatku, a z książki Janoscha pt. W Wigilię przyjdzie Niedźwiedź;)
OdpowiedzUsuńNie wypada mi namawiać Cię na wagary, choć pulla warta jest nawet takiego ryzyka:D
Pozdrawiam!
Turlaczku! Teraz w komplecie mam nawet ośnieżony ogród za oknem - hurrra:D
jak zwykle piekny wpis i cudowne zdjecia ; )
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Aniu, Twój post nastroił mnie bardzo świątecznie :) Ja też uważam, że oczekiwanie na Święta to bardzo szczególny czas, tak samo baśniowy i radosny:) Świetny miałaś pomysł z "takim" adwentowym kalendarzem dla Synka - będzie miał kiedyś co wspominać:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńMysiu! Bardzo Ci dziękuję - ogromnie mi miło! Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńdelikatessen! W tym kalendarzu są też zadania dla mnie, więc będzie co wspominać;)
Serdeczności!
wspanialy drozdzowy wypiek:) ta chalka jest naprawde rewelacyjna:)
OdpowiedzUsuńaga! Jest pyszna, a zapach kardamonu zniewalający - polecam:)
OdpowiedzUsuńPrzeglądam twoje przepisy i nie mogę się oderwać, ponieważ każdy jest taki zachwycający i inspirujący. Pozdrawiam c:
OdpowiedzUsuńchałka prezentuje się wyśmienicie, muszę też wzbić się na wyżyny i sobie takie cudo upiec :)
OdpowiedzUsuńKamciss! Bardzo Ci dziękuję - jak miło czytać takie słowa! Serdecznie Cię pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMagda! Upiecz koniecznie, choć nie trzeba się wspinać na wyżyny - to łatwy przepis, a to efekt wyjątkowy!
Pozdrowienia!
przecudowna. chałka to mój ukochany wypiek bez dwóch zdań. Twoja wersja po prostu zwala z nóg!
OdpowiedzUsuńKaś! Naprawdę ulubiony?! Cieszę się, że trafiłam w Twój gust! Uściski:)
OdpowiedzUsuńAniu, kubek kawy z mlekiem i kawałek Twojego wypieku, tego sobie dzisiaj z rana życzę :)Uściski
OdpowiedzUsuńEwo! Niech się spełni;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Kochana my odliczamy czekoladkami z kalendarza i karteczkami zerwanymi ze ściany:) ....i choć wiem, ze te Święta będą smutne to i tak nie mogę doczekać sie ich magii ....a przed Świętami upiekę sobie taką pullę, tylko kardamonu muszę poszukać:) ...uwielbiam Twoje opowieści, bardzo mnie odprężają:)
OdpowiedzUsuńJolu! Czasem tak bywa, że okres świąt to czas próby, nie zawsze łatwej. Życzę Ci, aby smutki odeszły.
OdpowiedzUsuńUściski!
no kochana czy ty się tym zajadała jak w miarę blisko ciebie byłam?
OdpowiedzUsuńBo już żałuję ,że nie wygospodarowałam choć 3 godzin , 2 na dojazdy i 1 na pałaszowanie :D
wygląda bosko
margot! Nie będę kłamać, tak to właśnie było....:P
OdpowiedzUsuńNie dość, że talent kulinarny, piękne zdjęcia, to TO się jeszcze czyta. Niektórzy mają wszystko (co trzeba) i tak trzymać! :)
OdpowiedzUsuńfuNi!ta! Muszę się trzymać czytając taki wielce pozytywny komentarz, bo aż mi się w głowie zakręciło! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńobłędne zdjęcia! aż do mnie krzyczą, żeby wziąć kawałek tego puszystego ciasta w swoje dłonie i zaopiekować się nim odpowiednio :)
OdpowiedzUsuńKini! Odpowiedz na ten głos - warto;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
absolutely delicious!!!
OdpowiedzUsuńlove love loooove those pictures!!!
congrats and greetings from Madrid,
elena
Elena! Thank you so much!
OdpowiedzUsuńMam słabość do ciast w kształcie korony. U ciebie jak zawsze bajkowo.
OdpowiedzUsuńNarzeczono! Ta moja korona daleka od ideału;) Pozdrawiam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńBOSKA!
OdpowiedzUsuńNika! Cudnie znów Cię widzieć :))) Uściski!
OdpowiedzUsuńTeż nie jestem fanką rodzynek. Zawsze je wydłubuję z ciasta, albo połykam, jakby w ogóle nie istniały. A wypieki przewspaniałe dziś u Ciebie. Zarówno pulla, której zapach kardamonu jest zupełną nowością dla mnie. Wieniec też wygląda przecudnie. Ach jak dobrze po przerwie w blogowaniu i odwiedzaniu blogów zawitać w Twoje blogowe progi:-D
OdpowiedzUsuńJoanno! Ach to wydłubywanie rodzynek jest czasem męczące, zwłaszcza w nadzianym nimi serniku:D
OdpowiedzUsuńCzęstuj się i rozgość - bardzo się cieszę, że ponownie się spotykamy!
Uściski:)
Piszesz pięknie i ciepło, aż miło się robi na sercu. W tym roku całkowicie odpuściłam przygotowanie do Świąt, takie wewnętrzne. Strasznie mi wstyd i boję się, że Boże Narodzenie minie nie pozostawiając po sobie śladu.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że Święta w Twoim domu będą cudowne, ale mimo to, życzę Tobie i Twojemu Synkowi wszystkiego co najlepsze. Dużo ciepła i miłości.
PS. Co do chałki- wygląda bajecznie i kusi niemiłosiernie. Moja mama jest mistrzynią jeśli chodzi o drożdżowe ciasta. Ja natomiast mam do nich jakiegoś pecha... I tak, KOCHAM rodzynki ;p
Zapomniałam! Przecież muszę się jeszcze pochwalić i sprostować pewną rzecz. Ja też nie mam foremek do wykrawania Muminków (są niemiłosiernie drogie http://www.fafarafa.pl/pl/p/foremki-z-Muminkami-6set-w-czerwonym-pudelku/2901 ), więc zrobiłam sobie szablony i calutkie, od początku do końca robiłam własnoręcznie ;P Chwalipięta ze mnie!
OdpowiedzUsuńJoasiu! Dziękuję za tyle ciepłych słów i życzenia:) Przygotowania do Świąt nie mogę być obowiązkiem, a przyjemnością, więc nie czuj wstydu, może jeszcze nie pora, a może jakiś inny czas odczujesz wyjątkowo świątecznie:)
OdpowiedzUsuńJeśli te Muminki są ręcznie robione, to padam do Twych stóp!
Serdeczności;)
Przepyszny aromatyczny wypiek, i wcale nie uważam że splot jest amatorski, jest domowy- czyli taki bardziej autentyczny:)
OdpowiedzUsuńIvko! Uściskam Cię za ten "domowy" splot - cudnie to ujęłaś;) Pozdrowienia serdeczne!
OdpowiedzUsuńAniu co tam moje ryby skoro u Ciebie takie pyszności:) buziaki
OdpowiedzUsuńPiegusku! Ty wiesz, że ja jestem zawsze chętna na wymianę;P
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
czy ja moge kawalek tej chalki z kardamonem prosic?
OdpowiedzUsuńSchokolade! Ależ oczywiście! Jak tylko znowu upiekę, zaraz Cię zaproszę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jestem zauroczona tą chałką od pierwszego zdjęcia!
OdpowiedzUsuńWszyscy czekamy na ten czas, co raz bliżej, słychać kroki.. :)
burczymiwbrzuchu! Ja w tym roku wyjątkowo nie mogę się doczekać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo lubię Twoje zdjęcia z uwagi na to, że bardzo się różnią od pozostałych, które można zobaczyć na innych blogach :)
OdpowiedzUsuńCitron! Dziękuję Ci - miło mi to czytać:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńjestem dziś u Ciebie po raz pierwszy -ale już wiem, że będę Twoim częstym gościem :)
OdpowiedzUsuńNajpierw zakochałam się w Twoich zdjęciach -bo są r e w e l a c y j n e !! A teraz im bardziej się wczytuję, tym bardziej podobają mi się przepisy.
Kardamon -mmmm, poezja! :)
nika! Jak mi miło - po takich ciepłych słowach śnić będę cudownie;)
OdpowiedzUsuńKardamon to wspaniała przyprawa, a w tym wypadku absolutnie niezbędna!
Dobrej nocy!
Przepiękny wieniec! Drożdżowe z kardamonem to jedno z moich ulubionych:)
OdpowiedzUsuńSuper, że bez rodzynek, bo też nie lubię;)
Konwalie! Kardamon to chyba moja ulubiona przyprawa w deserach, a rodzynki - bleeee;D
OdpowiedzUsuńWspaniały wypiek, może dołączysz do mojej akcji Kuchnia skandynawska w tym roku? :) Zapraszam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń