Aby trafić do "siódmego nieba" trzeba jeszcze pokonać bliżej nie określoną szóstą warstwę. A potem można już tylko dać się ponieść rozkoszy i rozpływać ze szczęścia.
Lubię ten stan uniesienia, gdy zmysły dryfują wysoko i unosząc mnie z ziemi kołyszą na falach błogiego rozanielenia. Zamykam oczy i daję się ponieść tej fali. Czasami płyniemy w ciszy, innym razem kołyszą nas spokojne dźwięki muzyki. Takt za taktem zrzucam kolejny balast - spadają na ziemię ciężkie ładunki obowiązków i zmartwień, wór napchany po brzegi wszystkimi "muszę", "powinnam", "trzeba".
Lubię tak płynąć z wiatrem. Gdy jest lekki i ciepły. Głaszcze włosy, chowa się między nimi szepcząc do ucha słowa, na które czekam.
Ale czasami chcę płynąć szybciej. Pędzić i gnać. Chcę, by wiatr był silny i porwisty, by rozkołysał fale i gwałtownie na nich unosił. Podkręcam głośniki. Muzyka budzi adrenalinę, rozpierająca energia porywa do tańca z życiem i pulsuje chęcią na więcej, apetytem na jeszcze, pragnieniem, które trzeba ugasić, by ustąpiło miejsca kolejnemu.
Nasycone zmysły muszę potem odetchnąć. Szukają powrotnej drogi do wyciszenia. Odzyskują równowagę i odprężone znów powoli dryfują w stronę, z której najpierw cichutko, później coraz głośniej i donośniej słychać głos. Pragnienie, by żyć pełnią życia. Łapać chwile, te ciche i te szalone, płynące powoli i gnające bez tchu. Jedna bez drugiej nic nie znaczy. Zebrane razem tworzą mój świat.
W tym świecie smakowanie i delektowanie się jedzeniem jest jednym z moich ulubionych doznań. Ogrzana zupą, rozpalam zmysły jeszcze bardziej. Mam ochotę na ostre curry, na ogień chilli, na rozchodzącą się po ciele przenikliwość imbiru. W wonnych oparach ciepłego posiłku znajduję bezpieczny horyzont. Tu siódme niebo jest już na wyciągnięcie ręki. Teraz trzeba tylko uspokoić rozgrzane zmysły. Gorące fale powoli stygną szykując podniebienie na prawdziwą pieszczotę.
Chrupka skórka karmelu powoli pęka i ustępuję łyżeczce, która z zapowiadającym rozkosz delikatnym trzaskiem zanurza się stopniowo w aksamitnym kremie. Karmel topi się na podniebieniu, krem rozpływa w ustach, a w tym czasie łyżeczka sięga głębiej, tam gdzie zebrała się prawdziwa ambrozja. Płynny karmel, niczym płynne złote, ukryty jak skarb na dnie, cudownie przesiąknięty aromatem kawy. Dopełnia rozkoszy, którą mogłabym przedłużać w nieskończoność.
Do siódmego nieba prowadzą mnie dziś na skróty tylko trzy warstwy: krucha, kremowa i płynna. Wystarczająco rozkoszne, by poszybować w górę i patrzeć na świat unosząc się w chmurach. Nie wierzycie, że można? Spróbujcie, jestem pewna, że wielu z Was oderwie się od ziemi i da się unieść wysoko. Pamiętajcie, że przedtem trzeba koniecznie zastukać ... łyżeczką w karmel. Tylko wtedy siódme niebo stanie przed Wami otworem:)
Do siódmego nieba prowadzą mnie dziś na skróty tylko trzy warstwy: krucha, kremowa i płynna. Wystarczająco rozkoszne, by poszybować w górę i patrzeć na świat unosząc się w chmurach. Nie wierzycie, że można? Spróbujcie, jestem pewna, że wielu z Was oderwie się od ziemi i da się unieść wysoko. Pamiętajcie, że przedtem trzeba koniecznie zastukać ... łyżeczką w karmel. Tylko wtedy siódme niebo stanie przed Wami otworem:)
Ten niebiański deser, o nazwie czarki z kremem karmelowo-kawowym znalazłam w książce Michela Roux pt. Jajka. Na widok karmelowej skorupki, jak zawsze na widok karmelu, postradałam zmysły. Ale jak to czasem z zakochaniem bywa, musiało upłynąć sporo czasu zanim w pewne niedzielne popołudnie zrozumiałam, że to ten jeden, jedyny deser, na jaki mam właśnie ochotę. Po raz kolejny przekonałam się, że miłości nie wolno odkładać na później, zwłaszcza jeśli to miłość do kawy i karmelu.
Przepis właściwie kieruje deser w stronę creme caramel (moją wersję tego deseru pokazywałam tu - klik). Jeśli jednak po upieczeniu i schłodzeniu pozostawimy go w pucharkach, posypiemy z wierzchu cukrem i skarmelizujemy (przy pomocy palnika), uzyskany rozkoszną wersję brulee, z tą przewagą, że w tym deserze na dnie czeka jeszcze płynny karmel. To taka kremowa wersja kawy, zamiast kożuszka aksamitnej cremy, na wierzchu czeka skorupka karmelu, a z dna spijamy to co najlepsze.
Przepis właściwie kieruje deser w stronę creme caramel (moją wersję tego deseru pokazywałam tu - klik). Jeśli jednak po upieczeniu i schłodzeniu pozostawimy go w pucharkach, posypiemy z wierzchu cukrem i skarmelizujemy (przy pomocy palnika), uzyskany rozkoszną wersję brulee, z tą przewagą, że w tym deserze na dnie czeka jeszcze płynny karmel. To taka kremowa wersja kawy, zamiast kożuszka aksamitnej cremy, na wierzchu czeka skorupka karmelu, a z dna spijamy to co najlepsze.
CZARKI Z KREMEM KARMELOWO-KAWOWYM W WERSJI BRULEE, CZYLI KAWOWY CREME BRULEE
/przepis cytuję za M. Roux, porcja na 6 czarek/
180 g drobnego cukru
250 ml mleka
100 ml śmietany kremówki
15-25 g najlepszej jakości kawy
3 jajka
2 żółtka
40 g brązowego cukru do karmelizacji
Przygotować sześć czarek o pojemności ok. 120 ml. Do rondelka z grubym dnem wsypać 100 g cukru, podgrzewać na średnim ogniu aż się rozpuści i nabierze jasno-karmelowego koloru. Natychmiast zdjąć z ognia i przelać do czarek, obracając nimi tak, by gorący karmel osiadł na ściankach. Trzeba to robić bardzo szybko i sprawnie, bo karmel szybko twardnieje. Jeśli nie uda Wam się za jednym razem, ustawcie ponownie rondel na małym ogień, po chwili karmel znów stanie się płynny (nie trzymajcie jednak zbyt długo, bo równie szybko się przypala!).
Piekarnik rozgrzać do temperatury 120 stopni. W tym czasie w drugim rondelku połączyć mleko, śmietanę, kawę i 50 g cukru. Doprowadzić do wrzenia na małym ogniu stale mieszając, by kawa się rozpuściła. W misce roztrzepać jajka, żółtka i pozostałe 50 g cukru. Do tak powstałej masy jajecznej przelać gorące mleko z kawą, cały czas mieszając przy pomocy trzepaczki.
Masę przelać do czarek z karmelem i wstawić do głębokiego żaroodpornego naczynia wypełnionego gorącą wodą sięgającą do połowy czarek. Piec przez ok. 45 minut. Deser jest gotowy, kiedy włożony do środka czubek ostrego noża po wyjęciu jest czysty. Po wyjęciu z piekarnika krem całkowicie ostudzić, a następnie włożyć na kilka godzin (lub na całą noc do lodówki). Przed podaniem posypać z wierzchu brązowym cukrem i przy pomocy palnika skarmelizować.
Jeśli nie macie palnika lub wolicie wersję a'la creme caramel, możecie wyjąć deser na talerzyki, wówczas karmel sam wypłynie ze środka.
uwielbiam!! ale Twój opis...mniam, mniam, genialne zestawienie...sama poezja! super Aniu!pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBoże, rozkosz przeszywa od samego czytania...
OdpowiedzUsuńOj to pyszny jest deser. Robiłam go rok temu! Oj pamiętam, była zima, była książka, było miło. Piękne.
OdpowiedzUsuńNie wiem, ile ma warstw, ale wiem jaką ma grubość - 8 milimetrów:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=cDawGXKPhuw
Piękne...
Jak zawsze...
niesamowicie kuszący post Aniu!
OdpowiedzUsuńBrulee jeszcze nigdy mi się nie udał. Albo po prostu nie tak go sobie wyobrażałam. Miałam nadzieję na coś kremwego, a wyszła mi galaretka. A Twoją karmelową skórkę to bym schrupała, oj schrupała.
OdpowiedzUsuńMniam, bardzo apetyczny deser. Szkoda, że mogę tylko popatrzeć - chętnie zjadłabym teraz porcję.
OdpowiedzUsuńWiesz, Aniu, jak bardzo lubię Twoje opowieści, prawda? Tak pięknie piszesz... Chciałabym tak umieć...
OdpowiedzUsuńA czarki wyglądają przewspaniale. Jestem pewna, że ich zawartość przenosi jeszcze wyżej, niż do siódmego jedynie nieba. A najbardziej podoba mi się to, że chrupka warstwa karmelu na wierzchu jest już w moim zasięgu. Kupiłam palnik... bez gazu jeszcze. ;)
Pozdrawiam!
A czasami wystarczy poczytać Kucharnię Anny-Marii, która sprawi, że przeniesiemy się do siódmego nieba:)
OdpowiedzUsuńDeseru nie próbowałam ale to są zdecydowanie moje smaki więc na pewno kiedyś zagości na naszym stole.
Pozdrawiam.
opis , zdjęcia jak z najlepszej książki kucharskiej
OdpowiedzUsuńAnna-Maria ja bym bardzo chętnie na swojej półce ,albo lepiej obok łóżka położyła taka książkę twoją , naprawdę :) , nie kokietuję piszę samą prawdę
Wiesz Aniu nigdy nie myslałam że z blogu kulinarnego można się nie tylko nauczyć gotować, poznać nowe potrawy i techniki ale też ważne prawdy życiowe które są zawierane w postach. Zazdroszczę Tobie i innym blogerom którzy potrafią pisać i przekazać swoje myśli. Dziękuje za zdanie o chwilach które tworzą całość. czasem zapomina się o tych najbardziej istotnych momentach.
OdpowiedzUsuńDeser na pewno pyszny, nigdy nie jadłam ani creme caramel czy brulee ale kompozycja hmmmmm. Pozdrawiam serdecznie.
Marto! Prawda, że takie smaki można wyłącznie uwielbiać? Pozdrawiam Cię ciepło i dziękują za mail;)
OdpowiedzUsuńMamamarzyniu! Naprawdę?! To pomyśl jakie emocje się rodzą przy jedzeniu tego deser!!! Całusy!
Narzeczono! A jest u Ciebie - muszę zerknąć! U mnie też jest zima, jest książka, jest miło, ale byłoby jeszcze milej, gdy nie paskudne przeziębienie, które nie chce się ode mnie odczepić! Pozdrawiam:)
Lekka! 8 mm, naprawdę?! Muszę to zaraz zobaczyć! Tymczasem pozdrawiam!
Paula! Dziękuję Ci bardzo i ślę serdeczności:)
Kubełku! Wiesz ten deser to nie jest taki typowy brulee, nazwa bardziej od tego karmelu na wierzchu się wzięła. I masz rację, on cudownie chrupie:)
Haniu! A ja chętnie bym Cię na nią zaprosiła;)
Oliwko! Dziękuję, zawsze tyloma dobrymi słowami mnie obdarzasz i zawsze niezwykle miło mi je czytać! Świetnie, że masz palnik, zobaczysz jak ta mała rzecz zmienia świat na lepsze:D Nie zapomnij o gazie;P
Agnieszko! A może odwrotnie - wystarczy przeczytać taki komentarz, by już dryfować między chmurami:) Ogromnie Ci dziękuję! Dobrze wiedzieć, że to także i Twoje smaki! Pozdrawiam:)
margot! Kochana, no Ty wiesz jak człowiekowi w głowie pomieszać! Nie żartuj sobie ze mnie, bo ja tu niespełna sił pod kocem leżę;P Ale z drugiej strony, choremu trzeba iść z pomocą, więc te Twoje piękne słowa będą dziś moim lekiem:) Dziękuję Kochana!
Mihrunniso! Dziękuję! Nie wiem czy potrafię... Ale dla mnie życie i gotowanie od zawsze splata się w jedną istotną całość i jakoś nie umiem pisać o gotowaniu bez paru słów o życiu:) Czasami mam wątpliwości czy zbyt nie daję się ponieść życiu, a za mało piszę o gotowaniu, ale to pewnie pozostanie już cechę mojego bloga:) Pozdrawiam Cię gorąco!
OdpowiedzUsuńwspaniały deser - po jego zjedzeniu nawet piekło wydało by się przyjemniejsze :-D
OdpowiedzUsuńWygląda rozkosznie słodko. Grzeszny taki, że hej ;)
OdpowiedzUsuńzabiłaś mnie tymi czarkami... boskie!
OdpowiedzUsuńdac się ponieśc rozkoszy.. tej słodkie..
OdpowiedzUsuńAniu,piękne desery.
OdpowiedzUsuńCreme brulee uwielbiam po prostu.Wszystkie wersje.Dodaję do niego grubą sól morską.
Wersja bez zapiekanej skórki to hiszpański kultowy deser.Mój nr1 z dodatkiem madery.
Oj pysznie u Ciebie dzisiaj!
Jagienko! Ono zupełnie znika, przestaje istnieć po prostu:D
OdpowiedzUsuńUsagi! Grzeszna rozkosz przecież najlepiej smakuje ;)
małgo! Rany, nie miałam zamiaru, chciałam tylko porwać do siódmego nieba:P
Oj zrobię Mamie taki deserek (bo ja za kawą to akurat tak średniawo...) Niech przynajmniej Ona trafi do siódmego nieba - zasłużyła sobie na to ;)
OdpowiedzUsuńAniu, Twój blog to jeden z bardzo niewielu (a konkretnie z trzech) który zawsze, niemal w 100% trafia w moje gusta :)
Dużo, dużo zdrówka życzę!
Obie te dziedziny potrafisz spleść w całość jak te chwile o których pisałaś. Zazdroszczę tej umiejętności w pozytywnym słowa tego znaczeniu. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńAsiejko! Ja jestem zdanie, że każdej rozkoszy trzeba dać się ponieść, nie tylko słodkiej... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAmber! A wiesz, że ja też (sól), ale przecież nie powinno mnie to dziwić;) Za to z maderą nie próbowałam, ale liczę, że jako miłośniczka hiszpańskich smaków podejmiesz mnie tym deserem na wiosnę;P No to jesteśmy umówione, bo sprzeciwu nie słyszę:D A poza tym choremu się nie odmawia:DDD
Och, kawa i karmel... Niesamowite połączenie! ależ Ty masz dar!
OdpowiedzUsuńczytając ten post czułam wszystkie smaki, to było niesamowite! rewelacyjny przepis, dzieki :)
OdpowiedzUsuńNatalio! Koniecznie zafunduj Mamie siódme niebo! Wiesz, ja zawsze twierdziłam, i nadal twierdzę, że ja słabo trafiam do celu, jeśli udaje mi się u Ciebie z taką skutecznością, to stwierdzam, że wiek mi służy;DDD I celem będę zatem dalej;P
OdpowiedzUsuńMihrunnisa! Dziękuję, będę sobie powtarzać te słowa pisząc kolejne posty i dumając nad tym, czy aby znów nie odbiegam za daleko...:)
Basiu! Dar ma Roux, ja tylko z niego korzystam;) A kawa i karmel to boskie połączenie, masz rację! Pozdrawiam!
Marto! Dziękuję, chciałam, żeby tak było i cieszę się, że tak czułaś:) Pozdrowienia!
O Matko!!
OdpowiedzUsuńmuszę tego spróbować !
To najbardziej kuszący blog jaki kiedykolwiek widziałam
gratuluje i pozdrawiam!
Knock, knock - łyżeczkę tego kremu poproszę... Koniecznie z trzema warstwami. Poezja po prostu!
OdpowiedzUsuńale deser, mamma!
OdpowiedzUsuńKucharnio, rewelacja. czarujące!
a tekst postu... czytało się go z taką przyjemnością...
i zdjęcia. czarujące!
wygląda CUDOWNIE, zakochałam się, zjadłabym to cudo, a jak na razie zapisałam sobie
OdpowiedzUsuńMartyna! Trochę się rumienię, ale przy okazji śmiem twierdzić, że kuszących blogów, i to znacznie, znacznie bardziej jest o niebo więcej:) Ale miło się czyta takie słowa - dziękuję:)
OdpowiedzUsuńAn-no! Kiedy tylko zechcesz zapukaj w moje strony, deser będzie czekał na stole! Zaproszenie bezterminowe:)
Karmel-itko! Dziękuję, dziękuję! Pozdrowienia!
Magdo! Dobrze, że zapisałaś, ale nie zwlekaj ze zrobieniem, bo pyszny po prostu jest, pyszny!!! Dobrej nocy!
uwielbiam takie kremy... kawę również ;-) warty przygotowania ;-)
OdpowiedzUsuńMi siódmego nieba nie trzeba, nie tego pragnę Aniu bo pragnienia mam inne, ale jedną czarkę tego cuda wzięłabym bez mrugnięcia okiem i jeszcze za nią podziękowała ot co!
OdpowiedzUsuń:)
Kabko! Zdecydowanie tak:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPoleczko! Jak z podziękowaniem, to i dwa weź:P
Myślę, że trzeba mieć pragnienia, nie ważne czy o siódmym niebie czy o kimś/lub czymś, ważne by ku nim dążyć i je spełniać! Tego Ci z całego serca życzę:)
A, i smacznego, ot co;P
A ja chętnie z takim deserem do siódmego niebo się udam. Rozkosz nieziemska.
OdpowiedzUsuńAniu, pychota! Siódme niebo rzeczywiście! Niedawno miałam okazję kosztować crem karamelowy, tak więc Twój z dodatkową pochrupką musi smakować naprawdę nieziemsko. Serdeczności do Ciebie ślę i dobrej nocy życzę:)
OdpowiedzUsuńPrzeciez taka czarka jest wprost stworzona dla Arka hehehe PY!-CHA!
OdpowiedzUsuńAniu, pięknie! Zastukać łyżeczką w karmel mówisz, wiesz że dziś jestem skłonna w to uwierzyć? :) Ty masz niesamowite skojarzenia! I talent do wynajdowania cud-przepisów :)))
OdpowiedzUsuńUścisków moc :)
Kabamaigo! Muszę przyznać, że naprawdę nieziemska:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńEwelajno! Właśnie ta "pochrupka" jest tu tak niezbędna, taka kropka nad "i":) Całusy i miłego tygodnia Ci życzę!
Arku! Bierz tą czarkę w podarku;D
Monika! Jak dobrze, że jesteś skłonna w to uwierzyć, bo ja wcale nie żartuję;) Serdeczności!
Ja czuję się "wypieszczona" od samego czytania i patrzenia. Gdybym jeszcze spróbowała mogłabym powiedzieć jak jest w ÓSMYM niebie:)
OdpowiedzUsuńPyszności :)))))))))) Brulee uwielbiam :) I zdjęcia piękne :)
OdpowiedzUsuńOd samego patrzenia czuję się jak przed bramami siódmego nieba :) i sama nie wiem którą wersję wolę - od góry czy od dołu ... coś czuję, że na jednej czarce by się nie skończyło :D łasuch ze mnie okrutny :)
OdpowiedzUsuńPiękny Brulee. W takiej wersji nie było mi dane spróbować. Tu chce się zjeść każde zdjęcie!:)
OdpowiedzUsuńAniu, już sama nie wiem co jest wspanialsze - Twój karmelowy deser, jego cudownie smaczny opis czy Twoje zdjęcie. I jak Cię to nie czytać, co? :) Pozdrawiam zimowo, bo u nas dziś przysypało :) Miłego dzionka!
OdpowiedzUsuńPrzy tej piosence zawsze odpływam gdzieś daleko, gdzieś z parenaście lat wstecz... Deser bajeczny:)
OdpowiedzUsuńAniu! Daj koniecznie znać, jeśli spróbujesz;)
OdpowiedzUsuńKa.wo! Dziękuję i przesyłam pozdrowienia!
Tili! Ze mnie wielki łasuch;P Żeby nie mieć dylematów czy od góry czy od dołu, ja zjadłam obie wersje, co i Tobie polecam:D
Izko! Wszystko przed Tobą, jeśli tylko będziesz miała okazję zrób koniecznie! Serdeczności!
Iwona! U mnie też zima na całego, a jeszcze niedawno się z nią żegnałam :( Miłego tygodnia!
Żeniu! Tak, to też moja ukochana piosenka! Serdeczności!
Aniu, słowami czarujesz. I zaczarowana się właśnie czuję i zmysły wszystkie pobudzone mam i ... marzę o takim miseczce czekoladowej rozkoszy :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne i zdjęcia i deser. Pozdrawiam gorąco:)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia Aniu! przepis zresztą też świetny - też jakiś czas temu doszłam do wniosku, że kawowy creme brulee albo pudding to świetna alternatywa dla porannej kawy ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
wygląda obłędnie! ja robiłam na czekoladowy weekend brulee czekoladowe, ale nie umywa się do Twojego...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
Nie wiem jak to robisz :) Ale ten opis, z tymi zdjęciami po prostu sprawił, że się rozpłynęłam. Gdyby nie fakt, że wcinam właśnie moją wczorajszą bajaderkę, chyba wzięłabym widelec i zaczęła stukać w monitor, żeby przebić się przez ten karmel.
OdpowiedzUsuńCu-do-wno-ści!
ściskam :-)
a wiesz, ze ja jeszcze nie jadlam brulee, ale po twoim opisie nie pozostaje mi nic innego jak w koncu go... zjesc :-))))
OdpowiedzUsuńAmarantowa Aniu! A możesz to zaczarowanie na mnie przenieść, bo ja oprócz gorączki nic nie czuję:( Całusy!
OdpowiedzUsuńLidKo! Dziękuję Kochana i przesyłam uściski!
Gwiazdko! Dziękuję:) Ja bez porannej kawy nie byłabym w stanie zacząć dnia, ale to wcale nie przeszkadza w zjedzeniu tego deseru;P
EVE! Dziękuję:) Ciekawa jestem wersji czekoladowej! Pozdrawiam!
Agusia! Nie pisz mi lepiej o swoich bajaderkach, w dodatku tak sowicie nasączonych;P, bo długo mi wczoraj w głowie siedziały! Stukania widelcem w monitor nie zalecam:D
Wianuszku! Mądrze piszesz;D nadrabiaj zaległości! Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Hmmm...gdzie sie podzial moj komentarz? :)
OdpowiedzUsuńPisze wiec po raz kolejny :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to sie stalo, ze umknal mi ten przepis (mam przeciez ksiazke Rouxa juz od dawna). To, co napisalas i te cudowne zdjecia pobudzily mojej zmysly i sprawily, ze i ja oszalalam na punkcie tego deseru. Oszalalam z pozadania :)) Teraz bede sie z tym meczyc, dopoki go nie przygotuje.
Usciski.
jestem totalnie zauroczona opisem i zdjęciami. nieprzyzwoicie kusisz :)
OdpowiedzUsuńMajko! Ale jesteś, i to podwójnie, więc podwójnie się cieszę:) Szaleństwo z pożądania brzmi poważnie - nie męcz się jednak z pożądaniem, daj mu upust, koniecznie:D
OdpowiedzUsuńKaś! Bo to nieprzyzwoicie rozkoszny deser;P Pozdrawiam!
Creme Brulee to mój ukochany deser więc wszystko co go choćby odrobinę przypomina ma u mnie ogromne szanse. Twoja propozycja mnie oczarowała.
OdpowiedzUsuńależ to niesamowicie wygląda!
OdpowiedzUsuńkrem-marzenie:) coś cudownego, a jak myślę jeszcze o tym karmelu na dnie... hmmmmmmmm:) coś wspaniałego, a jeszcze te Twoje prześliczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńDelicious and beautiful photographs!
OdpowiedzUsuńO!..kusisz....smakowicie...a opis cudny....zdjęcia śliczne....rozmarzyłam się...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńFeeriasmaków!Ten deser to taka wariacja na temat brulee - ogromnie Ci polecam, jeśli kochasz brulee, zakochasz się też w tych czarkach z kremem:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWykrywacz! Dziękuję i pozdrawiam!
Iwona! Ten karmel na dnie cudownie przesiąknął aromatem kawy i jest naprawdę idealnym zwieńczeniem deseru! Polecam Ci i pozdrawiam gorąco:)
Ellie! Thank you so much! Have a good day:)
bastamb! Kusi deser, ja tylko staram się to kuszenie przekazać dalej;) Serdecznie Cię pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie że jakiś robak zjada moje komentarze ;)
OdpowiedzUsuńChciałam napisać, że ten właśnie deser z nieocenionej książki pana Roux chodzi za mną od dawna. Teraz chodzi już krok w krok skrobiąc mi marchewki :)
Pamiętam, że Amelia lubiła rozbijać łyżeczką skorupkę na creme brulee. Niebiański deser, przepiękny opis :)
OdpowiedzUsuńLu! To może dopadnie Cię w końcu i zrobisz? Całusy:)
OdpowiedzUsuńEvitaa! Ta scena jest jedną z moich ulubionych! Pozdrawiam Cię serdecznie!
Są rzeczy nie pojęte na tym świecie i jedna z nich jest Twoje brulee..nie wiem, czy to magia zdjęcia, czy smak zapewne...ale to istne zjawisko.
OdpowiedzUsuńOj tak Aniu, powiem Ci ze pekajaca skorupka karmelu i aromatyczna gesta crema to tak wspaniale 'zjawiska', ze trudno je pobic - a jednak polaczenie ich w jednym deserze to jest cos niewyobrazalnei dobrego :)
OdpowiedzUsuńZnow tym wpisem jawisz mi sie Ania-karmelowa :D A wiesz ze moje makagigi skladaja sie tez z karmelu? Buziak!
alez sie ciesze,ze juz jestem,tez z powodu tego,ze uwielbiam zagladac do Ciebie,masz zawsze niesamowite fotki,i notki....ta tez do takich nalezy....mmmm....rozkosz dla podniebienia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Sabienne! Niepojętą radość zrobił mi Twój komentarz - dziękuję! Pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńBasiu! Wiesz ten deser nie jest za słodki, więc byłby fajnym kontrastem do kawowych bez, które Ci obiecałam. Może wiosną? Ania-karmelowa bardzo mi się podoba;P
Gosiu! Jak miło Cię widzieć! Też się cieszę, że wróciłaś - Twój sernik chałwowy mam wciąż przed oczami! Dziękuję za miłe słowa i ślę pozdrowienia!
Aniu, ja Ci nie chce zwodzic, ale dojade kiedys i naprawde czekam na te bezy, karmelem nei pogardze! Karmel u mnei gosci od lat i wydaje mi sie ze go opanowalam, ale te bezy wiesz :-)))
OdpowiedzUsuńBaśka! O zwodzeniu to Ty nawet nie myśl! Słowo się rzekło i tylko patrzeć kiedy się pojawisz;P Już Monikę na czeskie sery naciągam:), więc może będzie nas więcej do tych bez! Pa!!!
OdpowiedzUsuńOj, chciałabym to spróbować..Piękne zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńAniu, to nie zwodzenie nawet, na razie po prostu nei wiem kiedy bede w PL, ale jestesmy umowione, dobrze pamietam! A Monike namawiaj, a co!
OdpowiedzUsuńBuziak :(
Anno-Mario, jestem tak maniacką wielbicielką karmelu, że czytając Twój opis przełykam ślinę i kombinuję, czy mam wszystkie składniki:) Kiedy w "Amelii" zobaczyłam bohaterkę rozbijającą z rozkoszą karmelową skorupkę na creme brulee, ucieszyłam się, że ktoś (reżyser?) rozumie moje uzależnienie od drobnych kulinarnych rozkoszy. Pianka na latte, skórka na świeżym chlebie, sos z żeberek, a przede wszystkim karmel, zawsze i o każdej porze! Czymże byłoby życie bez tych malutkich chwil szczęscia:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i cieszę się, że tu trafiłam:)
Słodziutkie Okazje! Dziękuję, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBuru! A czemu ten buziak taki smutny...;P
Lady Aga! No to jest nas więcej! Ja za karmel oddam niemal wszystko! A małe chwile szczęścia to przecież sens naszego życia! Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie! Pozdrowienia:)
ojej to jeden z moich ulubionych deserów. Niebo w gębie.
OdpowiedzUsuńŁasuchu! A gdzie Ty się podziewasz, bo brakuje Cię ostatnio... Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń