To fakt.
Ale jedynie powierzchownie, zwłaszcza, że dla mnie liczy się głównie wnętrze.
To miłość jeszcze z lat dziecięcych. Przedstawiła nam sobie Babcia.
Opowiadała, jak wielkie ma dla mnie znaczenie ta znajomość i jak bardzo należy szanować jego pochodzenie.
Jak wszystkie słowa Babci, wzięłam to sobie do serca i po pierwszym spotkaniu od razu go pokochałam.
Od tamtej pory nie było właściwie tygodnia, żebyśmy się nie spotkali. Pora i miejsce bywają różne, ale to nie odbiera smaku tym spotkaniom.
Zdarzało mu się wchodzić w związki, które nie zawsze akceptowałam, ale i ja nie raz ulegałam pewnym pokusom. Bo jak przepuścić takim typom jak brownie, creme caramel czy solony karmel?!
Ale miłość nie jedno ma imię i mój gruboskórny typ doskonale to rozumie.
W końcu to twarda sztuka. Potrzeba silnych ramion dziadka, żeby go rozłupać.
Potem kruszeje i jest już cały mój.
Miłość od pierwszego ugryzienia. Pociągający w każdym wcieleniu.
W lodach, czekoladzie, cieście, rogalikach.
W surówce z selera, w terrinie.
W duecie z jabłkiem. W zmysłowym trójkącie z gruszką i rokpolem.
I oczywiście solo.
Takim go poznałam i pokochałam, za sprawą Babci.
I oczywiście solo.
Takim go poznałam i pokochałam, za sprawą Babci.
Wierzyła w jego moc i gdy wracałam ze szkoły zawsze czekała na mnie miseczka orzechów.
"Na rozum", jak powiadała Babcia.
I ja ten rozum dla orzecha zupełnie postradałam.
Nie ukrywam, że jego kuzynostwo też jest pociągające, bo taki pekan czy laskowy potrafi zawrócić w głowie, ale to do włoskiego mam prawdziwą słabość.
Nie ukrywam, że jego kuzynostwo też jest pociągające, bo taki pekan czy laskowy potrafi zawrócić w głowie, ale to do włoskiego mam prawdziwą słabość.
Pewne jest, że wybierając lody zawsze poproszę o gałkę orzechową, a zamawiając ciasto w kawiarni wybór padnie na to, które jest z orzechami. Z bombonierki najpierw znikają czekoladki z nadzieniem orzechowym, a skrytka z likierem orzechowym to jedna z pilniej strzeżonych przeze mnie tajemnic.
Orzechowym pokusom ulegam niemal na każdym kroku. Wędrując pewnego razu jedną z wirtualnych uliczek zobaczyłam go w zupełnie nowym i jakże pociągającym wcieleniu. Zachwytu nie była nawet w stanie rozwiać niezbyt romantyczna nazwa Pizookie. Ale przecież nie o nazwę chodzi , choć przyznam, że ucieszyłaby mnie świadomość, że ma drugie, ładniejsze imię.
Czym zatem jest Pizookie i co mnie w nim tak rozkochało? Swoją nazwę, jak część z Was pewnie się domyśla, zawdzięcza połączeniu słów pizza i cookie. Pomysłodawcą Pizookie jest amerykańska sieć restauracyjna BJ's Restaurants and Brewery, która jako pierwsza przygotowała ciastko z białą czekoladą i orzechami makademia zapieczone w miniaturowej formie na pizzę i podała je na ciepło z gałką lodów waniliowych.
Deser szybko zyskał zasłużoną popularność i zaczęto przygotowywać go z innymi rodzajami orzechów oraz chipsami czekoladowymi. Dziś Pizookie ma swoją stronę na Facebooku (klik) z imponującą liczbą ponad 91000 fanów.
Nic a nic mnie ta popularność nie dziwi, choć zastanawia mnie dlaczego jak dotąd nie znalazłam Pizookie w żadnym z polskich lokali - a może się mylę?
Zapiekane w indywidualnych foremkach maślane ciastko ze szczodrą porcją orzechów i czekolady i zniewalająco mięciutkim, ciągnącym środkiem, w towarzystwie pysznych lodów, mogłoby z pewnością zdystansować powszechnie królujące w karcie deserów tiramisu czy nie zawsze właściwie przygotowany creme brulee. U mnie już zajmuje czołowe miejsce na liście ulubionych deserów.
Odmian i wersji Pizookie jest wiele, ale łączy je podstawowa zasada - ciastko podajemy lekko niedopieczone, dzięki czemu możemy się delektować wspaniałym ciągnącym czekoladowo-orzechowym wnętrzem. W przepisie, z którego korzystałam (klik) zamieniłam pekany na moje ulubione orzechy włoskie.
W Pizookie się zakochałam i jestem niemal pewna, że wielu z Was poczuje to samo!
PIZOOKIE
/ składniki na 8 ciastek zapiekanych w foremkach o średnicy ok. 9 cm/
1,5 szklanki mąki
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
1/4 łyżeczki soli
3/4 szklanki brązowego cukru
1/2 szklanki masła
1 jajko w temperaturze pokojowej
1 łyżeczka esencji waniliowej
1 jajko w temperaturze pokojowej
1 łyżeczka esencji waniliowej
3/4 szklanki chipsów czekoladowych lub posiekanej gorzkiej czekolady
1/3 szklanki orzechów (użyłam włoskich, ale mogą być inne, np. pekany)
lody waniliowe
lody waniliowe
Masło stopić na średnim ogniu i dalej trzymać do zrumienienia. Mieszać do momentu aż nabierze ładnego karmelowego koloru i zacznie wydzielać lekko orzechowy aromat.Natychmiast ściągnąć z ognia, inaczej się przypali.
Przelać do miksera, dodać cukier i zmiksować. Następnie dodać jajko i wanilię i również dokładnie zmiksować. Powoli wmieszać mąkę z sodą i solą. Na koniec dodać orzechy i chipsy czekoladowe. Zagnieść na jednolitą masę.
Foremki do zapiekania natłuścić i przełożyć do nich równe porcje ciasta. Palcami rozprowadzić równomiernie w foremkach i wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni. Zapiekać przez ok. 8 minut, do momentu aż brzegi się zetną i lekko zrumienią, a środek będzie nadal niedopieczony.
Jeszcze ciepłe podawać z gałką lodów waniliowych. Pyszności!!!Przepis dedykuję mojej ulubionej Orzechowej Akcji.
żeby to źle nie zabrzmiało, ale uwiodłaś mnie tym deserem :)
OdpowiedzUsuńkulinarne-smaki! Ależ brzmi tak jak powinno:D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUkatrupię Cię (bardzo lubiłam to słowo w dzieciństwie;P ), teraz będę śnić o pizookie..bo zawiera wszystko co kocham (a poza tym nie mam dziś deseru...). Ściskam!:)
OdpowiedzUsuńMar! O rany, nie rób mi tego, choć rozumiem porywczy charakter zakochania:DDD A sny o czy z Pizookie muszą być cudowne! Słodkich snów ;P
OdpowiedzUsuńoch nie dziwię się, że się zakochałaś! Niesamowity, nie da się nie kochać :)
OdpowiedzUsuńKulinarna Mania! To świetnie, rozumiem, że jesteś kolejną "ofiarą" tej miłości:)
OdpowiedzUsuńKurczę, ale nazwa! A swoją drogą - to chyba Amerykanie wymyślili niedopieczone ciasta? Sięgam po jedną porcję chętnie, Anno-Mario :)
OdpowiedzUsuńJakie fajne połączenie dwóch słodkości, które lubię. Nigdy o nich nie słyszałam, ale teraz mam nadzieję, że szybko się poznamy. Orzechy włoskie są i moimi ulubionymi. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAn-no! Nazwa pozostawia doprawdy sporo do życzenia, ale ten smak! Wszystko wynagradza - częstuj się oczywiście:)
OdpowiedzUsuńLo! Koniecznie zorganizuj spotkanie - zobaczysz, że zaczniecie się regularnie umawiać;)
Aniu, ten deser musi byc fantastyczny! Włoskie uwielbiam! Kosztowałaś lodów Mövenpick z włoskimi? Pewnie tak...:)
OdpowiedzUsuńBiorę jedną porcyjkę...:)
do orzechów mam taką samą wielką słabość jak TY :) a przepis koneicznie muszę zrobić więc sobie zapiszę :)
OdpowiedzUsuńCudne ciacha, a włoskie orzechy także przypadły mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńEwelajno! O tak te lody są w mojej czołówce ulubionych! Deser pyszny - częstuj się koniecznie:)
OdpowiedzUsuńMagdo! Bardzo się cieszę - jestem pewna, że Pizookie zamieszka u Ciebie na stałe! Pozdrawiam!
Sue! Świetnie! Pozdrowienia:)
Anno-Mario, to jeszcze wciąż nie całkiem moje smaki, bliżej im do tradycyjnej pizzy, haha ;) Ale to jest nieważne, gdyż i tak lubię to co pieczesz i przepadam za czytaniem Twojego bloga, tak więc wpadnij do mnie po wyróżnienie, choćby przeczytać. ;) Pozdrawiam Cię serdecznie! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://kuchniaprezydentowej.blogspot.com/2011/11/risotto-z-szynka-pomidorami-ruccola-i.html
Kasiu! Miło wiedzieć, że choć powoli, to jednak zbliżam się do Twoich smaków;)
OdpowiedzUsuńZa wyróżnienie bardzo Ci dziękuję - to dla mnie niezwykle miła niespodzianka!
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
No to już wiem w kim się zakochałaś. Kilka orzechów rośnie na "ranczu" u moich teściów. Przyznam, że najlepsze są te świeże, jeszcze mokre, które tak strasznie brudzą ręce.
OdpowiedzUsuńKarolina! Te świeże też uwielbiam, a od pewnego czasu kocham też te jeszcze zielone, w konfiturze z zielonych orzechów lub w boskiej orzechówce! Koniecznie dbaj o te orzechowce!
OdpowiedzUsuńUściski:)
Ja najbardziej lubie orzechy laskowe. Wloskie tez lubie kiedy jeszcze sa tak swieze, ze schodzi z nich skorka (pozniej zreszta tez:) I podobnie jak Ty zawsze zamawiam orzechowe lody, orzechowe ciasto, itp.... To jest jak uzaleznienie silniejsze ode mnie. Kocham orzechowy smak :)
OdpowiedzUsuńI juz sie zakochalam w Twoim deserze Aniu :) Wystarczyl Twoj opis i jedno spojrzenie na zdjecie :) I gdyby nie to, ze dzis jadlam doskonale crumble to pewnie porwalabym jedna z Twoich foremek :))
Usciski.
Majko! Witaj w orzechowym klubie;) To może się zamienimy - ja wezmę Twoje crumble, a Ty częstuj się Pizooke;P
OdpowiedzUsuńUściski!
So glad you made and enjoyed these -- and great background info on the origination of pizzookies :)
OdpowiedzUsuńintrygujące :) muszę spróbować koniecznie
OdpowiedzUsuńXiaolu! Welcome! I am so glad to see you - your blog is one of my favourite, full of so many gorgeous inspirations! Pizookies came out just wonderful - thanks for the recipe!
OdpowiedzUsuńCheers:)
zauberi! Koniecznie:) Pozdrowienia!
Wszystko,co uwielbiam w jednym małym,zapiekanym ciasteczku;)już rozumiem skąd ta ostentacyjna miłość;)
OdpowiedzUsuńMonisiu! Ta miłość zasługuje na rozgłos - przekonasz się sama po pierwszej porcji;)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
oooooo jakie maleństwa , cudeńka , hm powiadasz ,że jak je upiekę to się zakocham ?w nich?to trzeba sprawdzić co?
OdpowiedzUsuńmargot! No chyba, że masz serce z kamienia, a to przecież w Twoim wypadku absolutnie i zupełnie niemożliwe!!! Więc szykuj się na miłość :DDD
OdpowiedzUsuńSprawdzić, sprawdzić!
Babcine mądrości pamięta się całe życie, wiem coś o tym! A jak widzę takie pyszne ciacho to budzi się we mnie Cookie Monster!!!:)))) aaa mniam mniam mniam!!!:))))
OdpowiedzUsuńorzech - to i moja miłość, niezmienna od lat :)
OdpowiedzUsuńpodobnie jak Ty - jeśli lody, to z orzechami, jeśli ciasto to... wiadomo z czym!
deser wygląda przepysznie. a rewelacyjnego smaku jestem pewna - w końcu ma to "coś" w składzie :)
goh! Cookie Monster, a może Pizookie Monster, w każdym razie ja się tak czuję i nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia:D
OdpowiedzUsuńKaś! Ach ten orzech, tyle serc rozkochał w sobie! Pizookie ma ten sam potencjał:)
odlot!!:))))) <3
OdpowiedzUsuńuściski!
J
Aniu,taka miłość...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę,bo chociaż bardzo bym chciała,nie mogę całkiem orzechów pokochać - mam na nie uczulenie.Toteż dozuję oszczędnie.Jedynie nalewka na zielonych mi nie szkodzi.
Na wsi posadziłam dwa orzechy -prezent.Jak zaczną rodzić,wszystkie owoce dla Ciebie!
Ciasto mi się podoba i smakuję je wizualnie.
Całus!
dotblogg! O tak:D Dobrze Cię widzieć - pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAniu! Och, te uczulenia - ale dobrze, że choć dozować możesz! A nalewka to się rozumie, że szkodzić nie może:DDD Mi pomaga zawsze, nawet gdy ta pomoc nie jest konieczna ;P, ale profilaktyka jest przecież bardzo ważna, prawda?:D
Rumienię się na myśl o tym orzechowym podarunku - może coś wspólnie przygotujemy orzechowego?!
Ściskam mocno!
No to dobrze że już sobie pojadłam. Patelenka mnie najbardziej uwiodła wiesz, taka cygańska. A orzech pyszny, nawiozłam dwa wiadra znad morze, może sobie takie zrobię, choć bez patelenki to pewnie nie będzie to samo.
OdpowiedzUsuńNarzeczono! Odetchnęłam, bo napisałaś u siebie, że znikasz na jakiś czas, ale jednak jesteś:)
OdpowiedzUsuńA patelenka historyczna, babcina. Ileż to porannych jajecznic Babcia mi na niej usmażyła! To jeden z tych sprzętów kuchennych, z którym nie mogłabym się rozstać!
Podobnie jak z przepisem na Pizookie, choć nazwa przyprawia mnie o dreszcze:D
Pozdrawiam Cię mocno!
wolę laskowe ale z lodami zjadłabym i wloskie :) podobnie jak Amber w nadmiarze mnie uczulają:( buziaki
OdpowiedzUsuńPiegusku! Nie ma problemu, można wymienić na laskowe! Buźka:*
OdpowiedzUsuńJa też się zakochałam w Pizookie, od pierwszego wejrzenia:)
OdpowiedzUsuńAniu! Ten typ tak ma:D Trzymam kciuki za to uczucie!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam. Cholera. Na co mi to było... ciekawe co mi się dzisiaj przyśni.. :)
OdpowiedzUsuńMonika! No jak to na co - sen z Pizookie może być jedną wielką rozkoszą, nie mówiąc już o spotkaniu w realu:D
OdpowiedzUsuńA ja mam dietę orzechowa.
OdpowiedzUsuńbuziolki skarbie ty mój kulinarny
Hannah! Ale to chyba tylko chwilowo, prawda? Jak mały Król podrośnie, będziesz mogła wrócić...
OdpowiedzUsuńCmok, cmok :**
Dałam się uwieść :))
OdpowiedzUsuńAuroro! I tak trzymać:D
OdpowiedzUsuńZdjęcia i opis wprowadziły mnie w taki nastrój, że i mnie uwiódł ten deser. Bardzo chętnie wypróbuję.
OdpowiedzUsuńanja! Czyli orzechowa strzała Amora zadziałała? Świetnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię!
Za czekoladę dam się pociąć. Za czekoladę plus ciastko nawet dwa razy. Nie muszę tego deseru próbować żaby się w nim zakochać. Zrobię go na pewno w weekend i zdam relację ;)) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZnikam u siebie li i jedynie i to od jutra. Ale nie że całkiem i z powierzchni ziemi.
OdpowiedzUsuńI znowu tu wracam. Jak ja kocham takie koncept - desery :)
OdpowiedzUsuńI to jest włąsnie powód, dla którego czytuję blogi kulinarne. O pizooki nigdy dotąd nie słyszałam, więc post przeczytałam z zainteresowaniem i przyjemnością. Bo ciastka, szczególnie z orzechami, to zawsze przyjemność. Pozdrawiam, znad talerzyka z tartą (bez orzechów, ale też z lodami!) :-)
OdpowiedzUsuńOooo dwa razy mnie namawiać nie trzeba. Bardzo, bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę zrobić, tym bardziej, że i ja w orzechach się kocham...
serdeczności
M.
Needlecafe! Świetnie! Czekam zatem na relację:) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńNarzeczono! Czuję się uspokojona;) Do zobaczenia zatem!
Monika! Twój powrót to radość podobna do smakowania Pizookie:D
Bee! To także powód dla którego ja wędruję po blogach - Pizookie było absolutnym zaskoczeniem i odkryciem.
Tą tartą z lodami to mnie drażnisz jeszcze przed śniadaniem - nieładnie :D
Moniko! Witaj:) Miło mi, że łączy nas orzechowa namiętność - więcej nie namawiam :D Dobrego dnia!
nazwa zabójcza, ale spróbować trzeba koniecznie!
OdpowiedzUsuńJswm! Coraz częściej skłaniam się myślami do ogłoszenia konkursu na mniej zabójczą nazwę ;D
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńfantastyczne te ciastka ale niestety nie mam takich foremek i w związku z tym moje pytanie czy jak wrzucę to wszystko do formy na tartę to coś zmieniać w składnikach?
Pozdrawiam orzechowo ;)
Karolina
właśnie patrzę na poprzedni wpis- czekoladowo bakłażanowy i wydawało mi się, że komentowałam go..hmm no cóż, napiszę to teraz- uwielbiam takie połączenia- robiłam już brownie z cukinią, a ciasto drożdżowe z ziemniakami to w moim domu klasyk;) dziękuję za kolejny fantastyczny przepis warzywny ;)) na pewno go wypróbuję!
OdpowiedzUsuńuściski
J
Karolino! Witaj:) Brak foremek nie jest żadną przeszkodą! Pizookie często zapiekane jest nawet w dużej patelni lub po prostu tradycyjnej formie na tartę. Nie ma potrzeby zmieniać składników. Natomiast musisz bardziej kontrolować czas pieczenia - być może będzie trwało nieco dłużej - pilnuj, żeby nie przegapić tego co najlepsze, czyli niedopieczonego środka;) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńdotblogg! Pewnie to sprawka jakiegoś chochlika;) Ja uwielbiam warzywne mezalianse w deserach, a ten szczególnie Ci polecam:)
Dobrego dnia!
Chyba się zakochałam... lubię podawać gościom desery w małych foremkach, dotąd było to głównie crumble. Ale ten przepis jest po prostu obezwładniający :)
OdpowiedzUsuńno to Pizookie ma nowego fana na Facebook'u ;3
OdpowiedzUsuńNikt tak pięknie nigdy nie pisał o orzechach...jestem pod wrażeniem.....ja tez je uwielbiam:-)
OdpowiedzUsuńAniu, dlaczego twierdzisz, że nazwa "pizookie" jest mało romantyczna? Dla mnie brzmi tajemniczo i egzotycznie, aż trudno uwierzyć, że powstała z tak zwyczajnych słów jak pizza i cookie ;) Ale sam deser zapowiada się przepysznie, aż musiałam (z braku innych perspektyw) pocieszyć się czekoladą.
OdpowiedzUsuńturlaczku! Jest szansa, że i Twoi goście też się zakochają - co za "miłościwy" deser:D
OdpowiedzUsuńLady! Myślę, że nie jednego:)
Dorota! Dziękuję:) I serdecznie Cię pozdrawiam!
Karolina! To chyba tak jak z gustem muzycznym - jednym podoba się melodia, inni nie mogą jej słuchać:) Próbowałam, ale nie potrafię polubić tej nazwy, jest dla mnie jakaś komercyjna, kojarzy mi się z marką samochodu, a nie z pysznym deserem orzechowym:D
Pocieszenie czekoladą to świetny pomysł, ja zawsze tak robię, najczęściej zaczynam już profilaktycznie po nią sięgać:P
Uściski!
Świetna nazwa! Pizzokie wygląda znakomicie, a to jak je opisałaś - rewelacja Aniu!:)
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię orzechy włoskie :)
Pozdrowienia:)
Majano! Prawda, że ciężko mu się oprzeć:) Pozdrawiam w orzechowym nastroju!
OdpowiedzUsuńAleż niesamowity deser wyszukałaś: )No Moja Droga ja też go chyba pokocham:) Tylko najpierw muszę zrobić; )Dziękuję bardzo, ze przyłączyłaś się do Orzechowego Tygodnia:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAtino! To ja dziękuję, że podjęłaś się prowadzenia i tak wielu z nas mogło zaszaleć orzechowo! Orzechowy Tydzień to jedna z moich ulubionych akcji:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Pizookie zachwyci Cię tak samo, jak nas!
Pozdrawiam serdecznie:)
Aniu, Pizookie brzmi ja'k zaklęcie z jakiejś baśni ;) typu: sezamie otwórz się... Pizookie!' ;) i masz Ci orzechową rozkosz ;) czuję się zaproszona i zmobilizowana do Pizookie - dziękuję, to dla mnie (kolejna u Ciebie) nowość :)
OdpowiedzUsuńOOOO Matko!!! Ne tego to ja moja droga na mur beton musze spróbować:) Tylko nie mam takich foremek... Hmmm... myślisz, że kokilki się nadadzą??
OdpowiedzUsuńBuźki ślę...
WOw, po raz pierwszy słyszę tę nazwę, a taka popularna na Fc! Zapamiętuję. Brzmi bardzo fajnie, no i zawiera włoskie, których mam MNÓSTWO.
OdpowiedzUsuńMagda! Popatrz, nigdy nie pomyślałam o tej nazwie jak o zaklęciu, o to takie piękne porównanie! Może jednak polubię to słowo i przestanie mi się kojarzyć z samochodem;)
OdpowiedzUsuńDobrego dnia!
deZeal! Jak na mur beton, to rzeczywiście musisz:D Możesz w kokilkach, tylko nie wykładaj ciasta po same brzegi, ale tylko cienką warstwę na dnie - ok. 1-1,5 cm.
Buźki przyjęte i odwzajemnione, chociaż U. i tak Ci nie daruję;P
Aniu! Cieszę się:) Jeśli masz mnóstwo włoskich, to Pizookie wypróbuj koniecznie. Pozdrowienia:)
Wyglądają genialnie :) Muszę sobie sprawić takie ładne foremki :)
OdpowiedzUsuńChciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga po wyróżnienie
http://chocoholiczka.blogspot.com/2011/11/bardzo-mie-wyroznienie.html
Czarujesz droga Anno :) Lubię orzechy, ale jakoś tak... bez przesady. A pod koniec Twojego posta miałam wręcz nieziemską ochotę wchłonąć takie cudo. :)))
OdpowiedzUsuńChocoholiczko! Koniecznie, a potem zaraz upiecz Pizookie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i bardzo dziękuję za wyróżnienie!
Owieca! Ja nie, ale Pizookie tak:D Mam nadzieję, że ta ochota nie minie i upieczesz Pizookie! Pozdrowienia:)
MNiam ! Pyszny deser , można sie zakochać :)
OdpowiedzUsuńGrażyno! I o to chodzi;) Dziękuję i ciepło Cię pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńUhhh la la. Jeszcze nie słyszałam o pizookie, ale zapowiada się arcyciekawie. A tak poza tym to ja też mam słabość do orzechów. Pamiętam, że włoskie rosły w ogrodzie mojej babci. Jadłam je w różnych stadiach gotowości do spożycia. Jeszcze młode, świeże i wilgotne, prawie białe, ze skórką, którą trzeba było obrać, bo była zbyt gorzka i te starsze, wysuszone odpowiednio, o ukształtowanym już smaku. Pyszności. No i co ważne zdrowe pyszności :-D
OdpowiedzUsuńJoanno! Zdaje się, że orzechy włoskie to jedne z najbardziej uwielbianych przez większość z nas:)
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie przepadałam za obieraniem skórki z tych młodych, teraz to jedno z ulubionych zajęć mojego Synka;)
Pozdrawiam Cię!
PIĘKNIE PISZESZ!!!! coś robisz z pisaniem? piszesz coś jeszcze, jakiegoś innego bloga? ej weź spróbuj w takim konkursie herbacianym dla blogerów, tam zdjęć wstawiać nie trzeba (a to tez twoja mocna strona) ale sposob w jaki piszesz aaaaaaaaaaa, mistrz. wez napisz do tego konkursu - jest na stronie www.dniherbaty.pl pod zakladka herbata z dodatkami!
OdpowiedzUsuńmatko jaką wazeliną poleciało, ale serio jestem pod wrażeniem
rybko! No poleciało.... Dziękuję, ale cytując angielskie powiedzenie, takie konkursy to "not my cup of tea";) Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńDla takiego deseru chętnie znajdę kawałek wolnego miejsca w moim serduszku;) Moja Babcia też mi mówiła,że orzechy są dobre na rozum;)I pewnie to samo przekażę następnym pokoleniom;)
OdpowiedzUsuńNemi! Babcina mądrość to jeden z piękniejszych darów, dobrze, że go przekazujemy. Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńKochana Anno-Mario. Oczywiście, że nie musisz kontynuować zabawy! ;) Ja sama kilka zignorowała, ale teraz postanowiłam nieco się zmobilizować. ;) Tak czy inaczej, uważam Twój blog za szczególny i chciałam, żeby moi czytelnicy ;> dowiedzieli się o tym! ;) Pozdrawiam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńKasiu! Dziękuję za zrozumienie:) Jest mi jeszcze milej - wielka radość czytać takie miłe słowa!
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam!
Jejku, to wszystko tak fantastycznie wyglada ;)
OdpowiedzUsuńMilena! Witaj:) Uwierz mi, że smakuje jeszcze lepiej! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAniu w takim deserze to i ja bym się zakochała :)
OdpowiedzUsuńEwo! Tak myślałam;) Uściski!
OdpowiedzUsuńpo pierwsze...
OdpowiedzUsuńwyróżnienie!
zapraszam do zabawy!
http://slodkakarmel-itka.blogspot.com/2011/11/tell-me-about-yourself.html
a po drugie...
magia Twoich wpisów jest niesamowita. Jak i w tym przypadku.
Cudowne zdjęcia, rewelacyjnie napisana notka... Nic, tylko czytać! Rewelacja.
Uwielbiam Twojego bloga. Jest on moim faworytem ;]
Matko! To musi być wspaniałe!!!
OdpowiedzUsuńKarmel-itko! Dziękuję Ci bardzo za wyróżnienie - to bardzo miłe:) Podobnie jak słowa, które tu zostawiasz - zarumieniłam się, i to wcale nie zasługa kominka, przy którym się teraz ogrzewam;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pepo! I jest! Dobrego dnia:)
Zrobiłam w dużej foremce na tartę zgodnie z naszą "rozmową" :)
OdpowiedzUsuńZachęcona mlaskaniem tych którzy jedli kupię te foremki :)
Pozdrawiam i dziękuję za super przepis :)
Karola
Karola! Jakże się cieszę!!! Foremki można kupić w DUCE, jeśli masz ją gdzieś w pobliżu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Ja chyba zrobię je w moim małym naczyniu żaroodpornym ...bo takowych maleństw nie posiadam ....a musze je zrobić , muszę Aniu ...bo już je pokochałam:) Od kilku dni co chwilkę włączam komputer i wchiodzę pooglądać zdjęcia i poczytać o orzechach i pizookie ... po prostu nie umiem się oderwać od \twojego wpisu ...Aniu Ty mnie uzależniłaś od siebie:) .... może jutro uda mi się zrobić te cuda, z tym, ze podam je z lodami nutellowymi, bo tylko takie teraz mam w zamrażarce:) wielki buziak
OdpowiedzUsuńJolu! Ależ oczywiście, takie naczynie jak najbardziej się nadaje! Cieszę się, że i Tobie Pizookie wpdało w oko;), albo nawet w serce:D
OdpowiedzUsuńZ tym uzależnieniem to robi się niebezpiecznie, bo ja zaczynam się uzależniać od Twoich zawsze ciepłych i serdecznych słów:D Dziękuję!!!!
Ze ten groboskurny to orzech, wloski? Ania masz dar do okreslen owocow, na pierwszy rzut oka okreslenei nieoczywiste, ale jednak b. trafne! A Pizzokie, mysle mysle gdzie ejst w nim czesci "pizzowa" i jakos wyobraznia mi dzisiaj chyba szwankuje :-) Za to zdjecia Twe urzekaja mnie jak zwykle! :*
OdpowiedzUsuńBuru! W Pizookie część "pizzowa" jak piszesz, wiąże się z amerykańskim zamiłowaniem do pizzy na grubszym cieście pieczonej w dużej okrągłej formie, w jakiej Pizookie było pierwotnie wypiekane. Zatem pieczone cookie w formie pizzy;) Nie wiem czy wyjaśniłam to wystarczająco dobrze;DDD? Widzisz to? :DDD
OdpowiedzUsuńUściski!
Widzisz Anna-Maria, ja zawsze zapomne o pizzy z Chicago, nawet jak czytam o formei na pizze to tak sie "zafiksuje", ze i tak mysle o lopacie :DD
OdpowiedzUsuńBuru! ;) I zostańmy przy łopacie, bo pizza z forma to nie moja bajka!
OdpowiedzUsuńPrzepis naprawdę świetny. Można powiedzieć że bardzo polubiłem ten smak
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia :) i super przepis :)
OdpowiedzUsuńTwoje opowieści cenię chyba nawet bardziej niż same przepisy i zdjęcia, choć i te podziwiam za każdym razem. wszystko razem w komplecie stanowi ucztę dla duszy. Dla ciała też trochę. Pizookie ujęło mnie tym ciągnącym się wnętrzem, które bardzo lubię we wszelkiego rodzaju wypiekach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię ciepło
Monika