niedziela, 14 czerwca 2015

Risotto pomidorowe. Osobowość ziarnka.



Jak ugotować idealne risotto?
" ... posiekanej cebuli włóż, pół kostki masła,
postaw rondel na ogniu, co wesoło trzaska,
a gdy cebula zacznie się zrumieniać, 
surowego wsyp ryżu, ile ci potrzeba, 
by do dna nie przywarł, mieszaj bez wytchnienia, 
po czym rosół gorący zaczniesz doń dolewać. 
Dodawaj go po trochu, żeby stale wrzało, 
i na chwilę nawet by nie wysychało.
Na koniec dosyp parę szczypt szafranu, 
żeby wszystko żółtego odcienia nabrało.
Nie dolewaj rosołu niczym wody z kranu, 
by gęsty ryż był, gdy skończysz gotowanie, 
tartym parmezanem posyp wreszcie całość
i będziesz miał risotto, tak jak w Mediolanie. *

Czy wiecie, że Włoski Instytut Ryżu (!) przetestował dotychczas ponad 25 000 (!) jego odmian i przyporządkował je czterem kategoriom: riso comune (idealny do słodkich potraw), riso semifino (wskazany do zup), riso fino (najlepszy do risotto) i riso superfino, do którego należy m.in. popularna w Polsce odmiana Arborio - najczęściej używana do risotto. 


"Risotto to gadatliwa potrawa. Przyrządzać risotto, znaczy rozmawiać. Przede wszystkim dlatego, że gotowanie risotta kończy się w chwili, gdy zgłodniali biesiadnicy już są, a nawet tłoczą się w pobliżu kuchni.  Nie ulega wątpliwości, że przygotowanie risotta jest też po trosze czynnością, która sprzyja filozoficznej zadumie. Długie i monotonne zajęcie nieuchronnie rozjaśnia nasze myśli. 

Przyrządzenie dobrego risotta wymaga ryżu wysokiej jakości. (...) Po należytym ugotowaniu otrzymuje się z niego wspaniałe pożywne risotto, bogate w same witaminy. Klasycznym garnkiem do risotta jest okrągły albo owalny rondel z cynowanej miedzi ze stalową rączką. Do rondla, który trzymamy na ogniu lewą ręką za uchwyt owinięty filcem, wkładamy ćwiartki albo drobne kawałki miękkiej cebuli i wlewamy ćwierć wazowej łyżki do rosołu oraz dodajemy dobrego masła z Lodi, quantum prodest, to jest stosownie do liczby biesiadników.


Gdy tylko ta skromna maślano-cebulowa mieszanka się podsmaży, zaczynamy dodawać ryż: dosypujemy po trochu, aż jego ilość dojdzie do dwóch, trzech garści na osobę, w zależności od spodziewanego apetytu siedzących przy stole. Nie wolno dopuścić do wrzenia - zajęcie, polegające na bezustannym mieszaniu, znajdzie tu drewniana warząchew. 

Tymczasem, w tej fazie rytuału, ziarenka zaczną się podrumieniać i chwilami przywierać do gorącego dna, przy czym każde powinno zachować swoją "osobowość" - nie zlepiać się z innymi ani zbytnio nie "ścinać". Bardzo Was proszę, dodawajcie masło quantum sufficit, nie więcej, ryż nie powinien w nim pływać jak w jakimś sosie - każde ziarnko ma się tylko zwilżyć tłuszczem bez topienia się w nim. 
Jeśli chodzi o rosół, musi być ugotowany z wołowiny z marchewką i selerem, przy czym cała trójka powinna pochodzić z równin padańskich, ale nie z jakiegoś byka na emeryturze o bałkańskiej duszy i rogach. 


Risotta w żadnym wypadku nie wolno przegotować! Ryż, który znajdzie się na talerzu, powinien mieć konsystencję tylko odrobinę miększą niż al dente. Ziarnka powinny być nasiąknięte, nasycone sosami, ale sypkie, nie zlepione z innymi, nie zamienione w pływającą w sosie nieprzyjemną breję. 


Wzorem znawców przedmiotu, można je posypać ledwie odrobiną tartego parmezanu, tak aby zaznaczyć tylko z czułością wstrzemięźliwość i elegancję. Po pierwszych wrześniowych deszczach w rondlu może się znaleźć kilka świeżych grzybków albo gdy minie dzień świętego Marcina, na gotowym risotcie mogą skończyć swój żywot płatki suszonej trufli, otrzymane ze specjalnego przyrządu do ich cięcia, na życzenie upartego biesiadnika, który koniec końców został należycie wynagrodzony i odniósł wrażenie, że uczta była kompletna. " ** 


A co zrobić jeśli nie ma się rondla z cynowanej miedzi, masła z Lodi i nawet z tym bykiem na emeryturze morze być kłopot? Ja skorzystałam z bogactwa doskonałych włoskich produktów, jakie z okazji Tygodnia Włoskiego otrzymałam od Lidl Polska. Do tego dodałam odrobinę wyobraźni i wsparłam żelaznymi zasadami, jakie obowiązują przy gotowaniu risotto - nie zapominając przy tym o osobowości ziarna! Powstało pyszne, aromatyczne, pachnące słoneczną Italią risotto, w którym króluje aromat pomidorów i bazylii. Bardzo Wam polecam, tym bardziej, że Tydzień Włoski jeszcze trwa i możecie bez trudu zaopatrzyć się we wszystkie potrzebne składniki. 


RISOTTO POMIDOROWE
/na 2 porcje, pomysł własny/  
Pyszne, aromatyczne, pachnące wakacjami i słoneczną Italią. To risotto powinno jak najszybciej trafić na Wasze talerze!
 
2 szalotki
200 g ryżu arborio Italiamo
300 ml bulionu warzywnego 
ok. 70 ml czerwonego wina
4 łyżki masła
kilka łyżek oliwy extra vergine Italiamo
1 słoik sugo di Datterimi con Basilico Italiamo (sos z pomidorów daktylowych z bazylią)
1/2 słoika częściowo suszonych pomidorów czereśniowych Italiamo
sól, pieprz do smaku
spray chilli  Italiamo do smaku
garść świeżych listków bazylii
garść świeżo startego parmezanu


Szalotki obrać i drobno pokroić. Do garnka z grubym dnem dodać dwie łyżki masła i pokrojone szalotki i lekko podsmażyć, aż staną się szkliste. Wsypać ryż i cały czas mieszać. Trzeba pilnować, aby nie zaczął przywierać do dna. Kiedy ryż się zeszkli, wlać ok. 1/3 bulionu (oczywiście domowej roboty, nie z kostki!) i nadal mieszać. W momencie kiedy ryż wchłonie płyn, dolać kolejną porcję bulionu oraz stopniowo zacząć dolewać wino. Powtarzać tą czynność do momentu aż ryż ugotuje się al dente. Pod koniec gotowania dodać sos z pomidorów i wlać resztę wina oraz lekko odparować, a następnie na sam koniec wrzucić częściowo suszone pomidory czereśniowe, listki bazylii, resztę masła i odrobinę parmezanu. Garnek zdjąć z ognia i delikatnie zamieszać risotto, aby wszystkie składniki równo się rozeszły. Podawać od razu. Na talerzu dodatkowo skropić oliwą i posypać parmezanem. Można także skropić chilli - jeśli lubimy ostrzejsze smaki.

* cytuję wiersz autorstwa Giovanni Pascoli Il risotto in ai - znaleziony w książce Sekrety kuchni włoskiej, Eleny Kostioukovitch 
**cytuję fragmenty rozdziału Risotto z książki Sekrety kuchni włoskiej, Eleny Kostioukovitch 

Dziękuję LIDL Polska za pyszną i aromatyczną przesyłkę z produktami z Tygodnia Włoskiego.

środa, 3 czerwca 2015

Granita z bzu. Jak zjeść zapach?



Jak zjeść zapach? 
Czy to w ogóle możliwe? 
Położyć go na talerzu, podzielić na porcje, wpisać do menu ...
Przecież jest niewidzialny. Pojawia się równie niespodziewanie co znika. 
Jest zapowiedzią, bywa wspomnieniem, ale czy może stać się czymś więcej?


Kocham zapachy maja i czerwca. 
Uwielbiam się w nich zanurzać. 
Wsiadać na rower i dać się porwać po drodze odurzającej woni goździków, słodko-mdławym aromatom róż, zmysłowym zapachom jaśminu...
Wstęgi zapachu snują się wszędzie wokół i tylko czekam, aby wplątały się we włosy, wpełzły pod ubranie i zostały na skórze... 


A taki zapach babcinego drożdżowego ciasta ?
Gdyby można go było uchwycić i podawać w chwilach największej tęsknoty?
Albo zapach ciepłych od snu mięciutkich policzków mojego synka, gdy był jeszcze malutki?
Ileż bym dała za ogromną porcję tego najpiękniejszego aromatu, którego skrawki wyłapuję desperacko gdzieś w otchłaniach pamięci...


Zapach i smak zdają się być nierozłączne, choć smak odbiera zapachowi to co najbardziej magiczne, zmysłowe. To proza, wspaniała, ale nie tak cudowna, jaką jest poezja zapachu.


Wśród ukochanych, zapach dzikiego bzu od zawsze jest tym, dla którego zupełnie tracę głowę.  
Jest ideałem. 
Żółtym pyłkiem pudruję nos za każdym razem, gdy nurkuję w pięknych baldachach i wdycham łapczywie całą jego rześkość, cytrusowość i kwiatowość. 


To jeden z zapachów, który naprawdę udaje się zjeść! 
Drobniutkie kwiaty bzu oddają całe swe dobro i pozwalają uchwycić ten cudowny aromat. 
Zamykam go w butelkach z syropem, przechowuję w gąsiorach z nalewką, trzymam w słoikach z truskawkową konfiturą, a od tego lata zamrażam.


Tylko czy zapach da się zamrozić?
Ależ tak!   I to prostsze niż może się wydawać. 
Granita z dzikiego bzu smakuje tak, jak pachnie bez. 
Białe kryształki lodu rozpływają się na podniebieniu uwalniając najpiękniejszy kwiatowo-cytrusowy aromat.
Jest delikatna jak jego białe kwiatki i cudownie rześka, jak jego niespotykany zapach. 

Od kliku dni zjadam ten zapach codziennie...


GRANITA Z BZU 

Inspiracją do tego przepisu była granita, jaką zobaczyłam w książce Julie Biuso "Lato bez końca" i oczywiście zakochałam się w pomyśle na takie zaczarowanie bzu. Jak pisze Julie granita to "mrożony puchar puszystego, aromatycznego lodu" i chyba nie można tego deseru nazwać lepiej. Moją granitę zrobiłam zupełnie inaczej, przede wszystkim rezygnując z cukru i gotowania go z wodą. Myślę jednak, że dzięki temu "zapach" bzu jest jeszcze lepiej zachowany. Uwierzcie mi - na upalne dni, jakie nadchodzą nie ma nic lepszego od porcji zmrożonego zapachu bzu.


1/2 litra zimnej wody /przegotowanej/
ok. 1/4-1/3 szklanki syropu z bzu 
sok z cytryny


W misce/garnku mieszamy wodę z syropem i dodajemy sok z cytryny. Proporcje są bardzo orientacyjne i na oko - musicie smakować i zdecydować jaki smak płynu najbardziej Wam odpowiada. Płyn przelać do zamykanego szczelnie pojemnika i wstawić do zamrażarki, aby zaczął częściowo zamarzać. Po ok. 1-2 godzinach wyciągnąć z zamrażarki i przy pomocy widelca pokruszyć zmrożone kawałki. Wstawić ponownie do zamrażarki i powtarzać tą czynność kilkakrotnie, aż całość zamieni się w puchate kryształki. Serwować w schłodzonych pucharkach. Rozkosz!

Drukuj przepis

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails