Ubrałeś się bezszelestnie; niczym indiański tropiciel przekradłeś się przez pokoje.
Drzwi wejściowe otwarłeś i zamknąłeś z precyzją zegarmistrza i oto jesteś na porannym chodniku, w błękicie świtu obrębionym różem - połączenie w złym guście, ale chłód potrafi uszlachetnić wszystko.
To nawet lepiej, że do piekarza jest kawałek drogi. Z rękami w kieszeniach wyprzedzasz cały świat - każdy twój krok jest świętem.
Łapiesz się na tym, że idziesz krawężnikiem jak wtedy, kiedy byłeś mały - czyżby najważniejsze były marginesy, krawędzie rzeczy?
To czas w stanie czystym - skromny łup podkradziony dniu, gdy wszyscy jeszcze pogrążeni są we śnie.
Prawie wszyscy.
Konieczne u celu jest ciepłe światło piekarni - tak naprawdę to są jarzeniówki, ale myśl o cieple nadaje im poblask bursztynu.
Kiedy się zbliżasz, widzisz, że witryna zaparowana jest tak właśnie jak trzeba.
W "dzień dobry" pani piekarzowej słychać radosną życzliwość, zarezerwowaną wyłącznie dla porannych ptaszków - przymierze ludzi świtu.
- Poproszę pięć rogalików i bagietkę, tylko nie za bardzo wypieczoną!
A potem z głębi sklepu wyłania się piekarz w obsypanym mąką fartuchu i pozdrawia cię, jak w godzinie bitwy składa się hołd nieustraszonym.
I znowu jesteś na ulicy. Czujesz, że to już nie będzie to - droga z powrotem. Chodnik jak gdyby stracił na wolności i trochę się zmieszczanił przez tą bagietkę pod łokciem, przez ten pakiecik z rogalikami.
Jest ciągle jeszcze ciepły, miękki.
Takie małe łakomstwo, gdy maszerujesz w chłodzie - i wtedy jakby cały zimowy poranek zamienił się nagle w rogalik, ty sam zaś stałbyś się piecem, domem, przytulnym schronieniem.
Przenika cię jasność; zwalniasz troszeczkę, by przejść przez błękit, szarość i róż, który już przygasa. Zaczyna się dzień - za tobą już wszystko, co najlepsze. *
Czy rzeczywiście?
W tej historii pewnie tak, ale w życiu nie do końca.
Jeśli bowiem nie piekliście jeszcze swoich, domowych croissants, to uwierzcie, wszystko co najlepsze dopiero przed Wami!
Miały być pączki, arabskie, rok temu albo jeszcze dawniej. Ale jakoś nam jednak nie było do nich po drodze. Dałyśmy sobie czas, bez pośpiechu, presji, tak jest najlepiej.
Poczekałyśmy, aż nasze myśli pójdą w jedną stronę.
Aż w końcu naszła nas ochota na duuuuużo wałkowania, na francuskie i na drożdże.
Jednym słowem na podwójne szczęście, jak to nazwała Monika.
Jednomyślność. Tak dosłowna, że aż nas zaskoczyła.
A więc croissants - koniecznie razem, bo to takie wyzwanie, że samemu się nie chce.
Ileż to lat przymierzałam się do upieczenia croissants! I dlaczego nie upiekłam ich wcześniej?!
... wałkowanie, składanie - te wszystkie niepotrzebne uprzedzenia, że trudno, że dużo czasu ...
Tak, wałkowania jest sporo, składania też, czasu również należy pilnować, ale przecież nie są to jakieś absurdalne, niemożliwe do spełnienia warunki! Te same rzeczy robimy piekąc drożdżówkę czy chleb, z tą różnicą, że przy croissants pewne czynności musimy powtórzyć kilka razy. Sami widzicie - nie ma powodu, by się wykręcać i odmawiać sobie jednej z najwspanialszych przyjemności - domu pachnącego ciepłymi, maślanymi croissants.
Oczywiście, wiem, że znacznie łatwiej pójść do piekarni i kupić gotowe rogaliki, ale przecież nie wszyscy mają w pobliżu dobrą piekarnię. Niemal wszyscy mają za to na wyciągnięcie dłoni wałek, mąkę, masło, cukier i drożdże!
Kto nie piekł, nie wie co traci!
Wpiszcie upieczenie croissants na listę tegorocznych postanowień:)
Upiekłam czekoladowe croissants, które przygotowuje się łącząc masło z gorzkim kakao. Efekt przerósł moje oczekiwania. Rogaliki są cudownie maślane i mają niebywale uzależniający czekoladowy aromat.
Z podanych w przepisie proporcji powstało 12 croissants. Z reszty ciasta upiekłam 6 pain au chocolat (ciastka nadziewane czekoladą - użyłam gorzkiej z kawałkami kandyzowanej pomarańczy - były boskie!) oraz 4 pain au raisin - czyli ślimaki z rodzynkami - a u mnie z kandyzowaną pigwą (zastąpiłam nią tradycyjnie używane rodzynki, których szczerze nie znoszę).
Zapytacie o smak. Brak mi słów - cudowny, maślany, czekoladowy. Ciasto chrupie z wierzchu, ciągnie się w środku. Pachnie, kusi, uzależnia. Już po pierwszym urwanym kawałku zawędrowałam myślami na ukochane francuskie uliczki i nie prędko stamtąd wróciłam.
Monika! Dziękuję - mogłabym z Tobą przewałkować jeszcze nie jeden dzień i nie jeden kilogram mąki;)
Croissant, czyli rogalik, to najbardziej popularne francuskie pieczywo śniadaniowe. Tak naprawdę pochodzi jednak z Węgier. Croissant w dosłownym tłumaczeniu oznacza "sierp księżyca", a z nadaniem tej nazwy wiąże się cała historia. W XVII wieku Turcy oblegający Budapeszt zaczęli drążyć po murami miasta podkop. Zauważyli to piekarze, którzy o świcie podążali do pracy. Wszczęli natychmiast alarm i Turcy musieli się wycofać. Jako znak swego zwycięstwa piekarze uformowali z ciasta francuskiego pieczywo w formie półksiężyca - symbolu potęgi tureckiej.
Rogaliki
zrobiły furorę w Wiedniu, skąd dopiero w XVIII wieku trafiły do Francji
za sprawą królowej Marii Antoniny, z pochodzenia Austriaczki.**
CROISSANTS CZEKOLADOWE
ETAP 1
Ciasto podstawowe:
28 gr świeżych drożdży
3 i 3/4 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru
2 łyżeczki soli
1 szklanka letniego mleka
Do miksera wsypać mąkę, cukier, sól i pokruszone drożdże. Wlać letnie mleko i zagnieść. Jeśli ciasta wydaje się za suche, można dodać odrobinę więcej mleka. Zagniatać do momentu aż ciasta stanie się elastyczne i nie będzie się kleić. Miskę z ciastem przykryć folią kuchenną i odstawić na 30 minut, by odpoczęło i aby zawiązał się gluten. Następnie przełożyć do lodówki na minimum 8 godzin lub najlepiej na całą noc. Oczywiście, można ciasto zagniatać ręcznie - decyzja zależy od "piekarza".
Masa maślana:
500 gr masła miękkiego masła
1/2 filiżanki gorzkiego kakao
Masło utrzeć w mikserze na gładką masę. Dodać kakao i nadal ucierać, aż kakao idealnie połączy się z masłem. Przełożyć na folię kuchenną i uformować z masy maślanej kwadrat o bokach ok.15-17 cm. Zawinąć szczelnie w folię i wstawić do lodówki na 8 godzin lub najlepiej na całą noc.
ETAP II
Schłodzone wcześniej ciasto wyjąć z lodówki i przełożyć na podsypany mąką blat. Rozwałkować na prostokąt o bokach ok. 20 x 40 cm. Pędzelkiem usunąć nadmiar mąki. Na środku ułożyć masę maślano-kakaową i zlepić w taki sposób, aby boki ciasta zalepiły masło (przypomina to składanie koperty). Powstanie jakby pakunek z masłem w środku. Tak złożone ciasto rozwałkować na na prostokąt o wymiarach ok. 40 x 20 cm. Ponownie owijamy w folię kuchenną i wkładamy do lodówki na 1-2 godziny.
Pierwsze składanie:
Wyjąć ciasto z lodówki i ułożyć na podsypanym mąką blacie. Rozwałkować na prostokąt o wymiarach ok. 90 x 20 cm, pędzelkiem usunąć nadmiar mąki i złożyć na 3 części, jak przy składaniu listu - 1/3 ciasta do środka i nakryć pozostałą 1/3 ciasta. Owinąć w folię kuchenną i włożyć do lodówki na min. 2 godziny. Czynność powtórzyć jeszcze 2 razy, wykonując dokładnie te same czynności.
Drugie i trzecie składanie:
Schłodzone ciasto wykładamy na blat, przekręcając o 90 stopni tak, aby przed nami leżał prostokąt o krótszym boku podstawy. Rozwałkować na prostokąt o wymiarach ok. 90 x 20 cm, pędzelkiem usunąć
nadmiar mąki i ponownie złożyć na 3 części, jak przy składaniu listu - 1/3 ciasta
do środka i nakryć pozostałą 1/3 ciasta. Owinąć w folię kuchenną i włożyć do lodówki na min. 2 godziny. Po tym czasie powtórzyć całą procedurę jeszcze raz.
Na tym etapie ciasto jest gotowe do formowania rogalików, ale można je też lekko złożyć i przełożyć do lodówki na noc (tak zrobiłam). Następnego dnia już nie wałkować, jedynie rozwinąć i przystąpić do formowania rogalików.
Oryginalny przepis podaje, że tak przygotowane ciasto można także zamrozić, a następnie rozmrażać przez całą noc w lodówce.
Po trzech składaniach ciasto jest gotowe do formowania rogalików. Powinno być rozwałkowane na grubość ok. 5 mm. Do wycięcia rogalików może posłużyć papierowy szablon trójkąta o wymiarach 9 x 21 cm. Przycięte kawałki ciasta zwijamy w rogaliki i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Nakrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na ok. 1,5 - 2 godzin. Po tym czasie smarujemy jajkiem roztrzepanym z mlekiem i wsadzamy do piekarnika z termoobiegiem nagrzanego do temperatury 240 stopni. Zaraz po włożeniu rogalików do piekarnika zmniejszamy temperaturę do 190 stopni i pieczemy przez ok. 15 minut.
Upieczone rogaliki przekładamy na kratkę do studzenia i wstrzymujemy się z bólami do momentu aż dobrze ostygną.***
Upieczone rogaliki przekładamy na kratkę do studzenia i wstrzymujemy się z bólami do momentu aż dobrze ostygną.***
* cytuję opowiadanie "Rogalik na chodniku" z książki "Pierwszy łyk piwa i inne drobne przyjemności" autorstwa P. Delerm
*** cenne wskazówki dotyczące przygotowania croissants zaczerpnęłam od Moniki - klik, której słuszne słowa cytuję w przepisie
**** przepis na czekoladowe croissants pochodzi z tej strony - klik
nie mam swojej ulubionej piekarni ani ulubionych rogalików, ale mam za to ulubioną Kucharnię, gdzie zawsze mogę przyjść i skraść kilka najpyszniejszych smaków i najpiękniejszych opowieści.
OdpowiedzUsuńwyglądają cudnie! jeszcze się nie zabrałam za tego typu wypieki, cóż, może kiedyś.. ;)
OdpowiedzUsuńJuż wpisałam na swoją listę.Do zrobienia..PILNIE:)Tak pięknie ubrałaś to w słowa że nie upiec ich to grzech:)))
OdpowiedzUsuńNo właśnie, to mnie się zawsze zdawało, że niepotrzebne mi te sierpy księżycowe, niepotrzebna pracy udręka, że jak wałkować to owszem, ale pierogi, no... ewentualnie makaron! W dodatku takie to kaloryczne, szybko się zjada, a roboty po pas... I masło, tyle masła z cukrem. Krłasanty jadam dwa na rok. ;) Ale do tylu już rzeczy się przekonałam przez ten czas blogowania, że wierzę Ci na słowo. I zrobię. I zrobię czekoladowe. Choć za czekoladą osobiście nie przepadam. Za to lubię rodzynki. :D Buziaki!
OdpowiedzUsuńBellissimi e bellissime foto !
OdpowiedzUsuńAj, jakie piękne! I jakie zdjęcia, no cud miód.
OdpowiedzUsuńWspaniałe crossainty. Nigdy nie robiłam, a Twoje są takie śliczne. Ja się na nie na pewno nie skuszę, bo mi z pewnością nie wyjdą.
Wpadłabym na jednego do Ciebie i do Moni. Wasze są przepiękne!
Pozdrowienia :)
wyglądają obłędnie! aż od razu sama chcę zrobić!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
szana! :)
ale narobiłaś mi ochoty na rogale! przypomniały mi się też te poznańskie marcińskie - uwielbiam je po prostu... :)
OdpowiedzUsuńAnia! Dziękuję!!! :*
OdpowiedzUsuńI jakie zdjęcia! Wiesz, ja naprawde sama bym sie nie podjela pieczenia tych rogalików, ale to ze w jednej chwili obie napisałyśmy "croissants" przekoało mnie w zuełności (choć oczywiście nie raz miałam ochote cisnąć tym ciastem przez okno :D)
Dzięki wielkie raz jeszcze :))):*
PS. A kulki pewnie też kiedyś ugotujemy ;)
Czymże jest owo "łatwiej" w odniesieniu do cukierni, w porównaniu z domowym croissantem! :)
OdpowiedzUsuńWykonanie nieco skomplikowane ale zdjęcia bardzo zachęcają:)
OdpowiedzUsuńJestem szczerze zachwycona Twoimi rogalikami! Wyszły cudowne, prawdziwe dzieła sztuki i do tego czekoladowe! :)
OdpowiedzUsuńczarujesz... zjadłabym takiego rogalika, nawet nie jednego :) piękna opowieść i zdjęcia i mam chęć je zrobić... :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam domowe croissanty, warto poświęcić im swój czas! Aniu czekoladowe to dopiero muszą mieć smak! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzy Ty wiesz jak mocno potrafisz zachęcać tak słowami jak zdjęciami? :)
OdpowiedzUsuńJakby tego było mało to jeszcze zacytowaną książkę bym z ogromną chęcią przeczytała! :)
Och, to jest mistrzostwo świata!
OdpowiedzUsuńCudowne croissanty i zdjęcia. Wyglądają przepysznie. A opowiadanie wciągnęło mnie kompletnie...
OdpowiedzUsuńNie dla mnie domowe croissanty, bo brakuje mi czasu i cierpliwości na ich przygotowanie, więc najem się Twoimi pysznymi zdjęciami. Tylko to mi pozostało :-) Pozdrawiam Cię Anno-Mario cieplutko.
OdpowiedzUsuńjeszcze nie piekłam i już żałuję, wpisuję na listę postanowień "do upieczenia", która z każdy dniem przerażająco się wydłuża :)pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPiękne! Piekłam tradycyjne croissanty, maślane ale czekoladowych jeszcze nie jadłam. Za to teraz już nie ma odwrotu, muszę je upiec:-)
OdpowiedzUsuńPs. jestem po nocnym robieniu moich pierwszych pralinek, dzięki przeczytaniu TU i TAM. Przerosły moje najśmielsze oczekiwania:-). Dziękuję Ci za inspirację!!!
No właśnie nie piekłam, bo to składanie, bo tyle czasu. Mówisz, że do przebrnięcia?
OdpowiedzUsuńPiękne ja kiedyś wyprodukowałam takie bardziej kapciuszki :)) kształt trzymały póki były gorące, stygnąc opadały...
OdpowiedzUsuńCudowne... A Twoja opowieść, jak zawsze, sprawia, że nie myślę o niczym innym, tylko o tym jak wspaniale byłoby je zjeść:)
OdpowiedzUsuńCroissants i pain au chocolat mam już za sobą, więc doskonale wiem o czym piszesz, ale w wersji czekoladowe, to dla mnie nowość :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście tak jest, że wielokrotne wałkowanie i składanie, wcale nie jest bardziej pracochłonne niż inne wypieki, trzeba po prostu śledzić czas i być konsekwentnym.
Spodobała mi się też wzmianka na temat pain au raisin, nie robiłam i nie jadłam, bo nie lubię rodzynek, ale z pigwą zapowiadają się fantastycznie.
Pozdrawiam serdecznie,
Tosia.
Tak się rozmarzyłam, że nie wiem, czy wrócę do rzeczywistości. Ta czekoladowa wersja jest cudowna :).
OdpowiedzUsuńoj dałabym wiele by zjeść takiego rogalika a najlepiej by nie trzeba było go samodzielnie przygotować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
przeraża mnie trochę to składanie i wałkowanie na równe prostokąty, prawdę mówiąc nigdy mi się nie udało rozwałkować ciasta na prostokąt;)a kiedy próbowałam upiec croissants, wyszły mi z nich kruche rogaliki..przepis inny był, no i (znowu) to wałkowanie..biorę winę na siebie!
OdpowiedzUsuńAniu, co do listy postanowień, to może przy okazji naszego spotkania zrobimy te rogaliki?;))
ps. też nie znoszę rodzynek. zawsze je wydłubuję z ciast;)
uściski!!
jezuniu..jakie cudowne...
OdpowiedzUsuńPierwsze zdjęcie z tymi płytkami kapitalne, jeśli to płytki:-)) Zreszta wszystkie są cudne:-)
OdpowiedzUsuńjak na nie patrzę to chyba nie nawet nie odstraszy ta ilość pracy, byle zjeść! :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle Anno idealnie wpasowujesz się swoim wpisem w moje odczucia. Dzisiejszą noc spędziłam w pociągu, wracając do domu. Na łóżku w moich nogach stała...torba pełna pieczywa!!! W miejscowości, w której byłam kilka dni odwiedzam piekarnię, której wypieki nie przestaną mnie zachwycać. Chrupiące i świeże, wywołują w mnie niezwykłe reakcje -wzdycham, cmokam i sięgam po jeszcze.
OdpowiedzUsuńJA również nie odważyłam się do tej chwili upiec francuskich rogalików. Znam jednak kogoś kto potrafi wstać o 5 rano i przyrządzić swojej rodzinie takie rogaliki!
POzdrawiam ciepło:)
Są absolutnie niezwykłe, rewelacja! A Twoje zdjęcia jak zawsze mówią mi jedno , koniecznie musisz je upiec;) Wpisuję sobie na listę :) Pycha:)
OdpowiedzUsuńAniu może i troszkę czasu zajmuje to skłądanie i wałkowanie ....może i trezba pilnowac czasu ...ale zadne kupne ciasto francuskie nie polistkuje isę tak pięknie jak te domowe:) ..... a jeszcze w wersji czekoladowej to tzw. full wypad:). hętnie upiekę takie croisanty ....już zapisałam przepis ...tylko za czas jakiś ....kiedy to nowe, które już do naszych drzwi puka zmieni się w świadomosc, ze już wszystko opanowane:). pozdrawiam Kochana
OdpowiedzUsuńNie wiem nawet co napisać... Słów mi brakuje! Wspaniałe!
OdpowiedzUsuńcos pieknego,szkoda,ze nie ma tu wysylkowej cukierni,od razu bym zakupila,chyba sie nie odwaze zrobic,cudo pozdr.az slinka leci Kasia L.
OdpowiedzUsuńMniam! Potrzeba niezłej cierpliwości na takie cudeńka :)
OdpowiedzUsuńAniu jakie piękne croissanty! cudowne Ci wyszły...ja takich nie potrafię :)
OdpowiedzUsuńTwój blog jest istnym majstersztykiem! Cudnie :)
OdpowiedzUsuńWow..te stylizacje robią wrażenie..
OdpowiedzUsuńWyglądają cudownie. Chyba nie ma nic lepszego na śniadanie od croisantów i dobrej kawy... no może jajecznica na prawdziwym masełku :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMasz rację, łatwiej pójść i kupić...sama nigdy nie robiłam croissantów i nie wiem co tak naprawdę mnie odstrasza. Gdy patrzę na Twoje małe arcydziełka to mam w brzuchu podobne uczucie jak przy pierwszych objawach zakochania. Autentycznie. To wygląda tak niesamowicie, że chyba przełamię strach (lenistwo?) i zrobię je pierwszy raz w życiu...
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam Twoje wpisy. Za wszystko, za fakt ich inności, formy przedstawienia, samego tekstu i informacji jakie w nich zamieszczasz. Piękne zdjęcia, fantastyczna historia i jak miło było się dowiedzieć że najbardziej popularne "francuskie" rogale powstały na Węgrzech.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą sama ich jeszcze nie piekłam, ale wpisałam je na listę noworocznych zmian. Oby wyszły tak pięknie i tak pachnąco jak te Twoje :)
podpisuje sie w 100% pod tym co napisala Krysia powyzej!!!! uwielbiam uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam tu zagladac Aniu!!!:-))
OdpowiedzUsuńMimo, że taka pora to i tak by się zjadło.. co mam powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńZ ciastem trzeba się troszkę nagimnastykować ale jak widać na zdjęciach warto :) Cudne Ci wyszły :)
OdpowiedzUsuńod kiedy zobaczyłam te rogale, to od razu wiedziałam, że upiekę :)
OdpowiedzUsuńwyszły pyszne :)
Wyglądają fantastycznie !!
OdpowiedzUsuńJak ja ubóstwiam croissanty! *__* Najbardziej te klasyczne, maślane, najprostsze... Ale te Twoje również z pewnością smakują niebiańsko! Pozdrawiam, gingerbreath.blox.pl
OdpowiedzUsuńPiekne*)
OdpowiedzUsuńTo już totalna rozpusta. :)
OdpowiedzUsuńSprawdź najlepszy rachunek bankowy na bank darmowe konto
OdpowiedzUsuńhttp://magda-pokoje.pl
OdpowiedzUsuń