Chciałabym znów przejechać po figach...
Tak, wiem, że brzmi to dziwnie, ale to jedno z moich marzeń - minąć kamienny posąg na niewielkim rondzie, kierować się dalej na północ aż do pierwszego pola słoneczników. Tu skręcić w lewo i polną, wysypaną kamyczkami dróżką jechać wzdłuż skąpanych w słońcu kwiatów Van Gogha. Na końcu ścieżka lekko skręca w lewo i prowadzi do bramy. To jedna z piękniejszych bram jakie widziałam. Nie wyszła spod rąk stolarza ani kowala. Wyrosła z ziemi. Korony starych, splątanych ze sobą figowców tworzą naturalne sklepienie i witają wszystkich przybyłych gości.
W sezonie, gdy owoce są dojrzałe, gospodarze nie nadążają z ich zbieraniem. Nikogo więc nie dziwi widok rozdeptanych lub zgniecionych pod kołami fig.
Ja jednak po pierwszej "przejażdżce" po figach miałam ogromne wyrzuty sumienia. Wiele lat temu, przed pierwszym wyjazdem do Prowansji, nigdy wcześniej nie jadłam, ba!, nawet nie widziałam na własne oczy świeżych fig, więc moją pierwszą reakcją było wyzbieranie wszystkich nienaruszonych owoców i rozpaczanie nad tymi, które padły ofiarą naszego auta.
Słodki, miodowy smak zjadanych łapczywie fig to pierwsze i najsilniejsze wspomnienie z pobytu w Saint-Remy. W cieniu figowców, pod kamienną ścianą domu leżały zawsze srebrne, błyszczące kule do boules. Zaraz za nimi szemrząca kamyczkami dróżka skręcała w prawo. Na kamiennych parapetach dojrzewały dorodne pomidory. Wejście do części domu, którą zajmowaliśmy prowadziło przez zacienioną drzewami część ogrodu. Gdy mijałam ją pierwszy raz nie wiedziałam jeszcze, że to właśnie tu gospodarze codziennie podają śniadanie. Nie zauważyłam, że stoliki i krzesła ustawione są w cieniu kolejnych figowców. Nie miałam pojęcia, że podczas śniadania towarzyszyć nam będą świeże figi spadające co chwilę niemal wprost na talerze. Nie wiedziałam też, że gospodarz (notabene były szef kuchni miejscowej restauracji) codziennie rano smaży z nich konfiturę i jeszcze ciepłą podaje gościom do zawsze świeżutkich i chrupiących croissants. Ale wiedziałam, że właśnie taką Prowansję zawsze chciałam poznać i że te chwile zapamiętam na zawsze.
Odtąd tez świeże figi stały się moją wielką słabością. Uwielbiam ich wielobarwność. Granatowo- fioletową skórkę i piękną czerwień dojrzałego miąższu, który po nacięciu rozchyla się niczym egzotyczny kwiat. Są cudownie miękkie i uroczo pękate. Filigranowe pestki otulone słodkim, miodowym smakiem tworzą idealny duet.
Właściwie smakują mi w każdej postaci - świeże, zjadane saute, przesmażone w konfiturze, dodane do tarty czy wytrawnej sałatki. Kiedy jednak przed tygodniem M. i P. obdarowali mnie pięknymi, dojrzałymi figami przyszła też ochota na coś innego, na nową wersję fig. I po raz kolejny przekonałam się, że warto szukać nowych smaków i eksperymentować w kuchni.
Figi z orzechami i gorgonzolą pieczone w winnym sosie z octem balsamicznym i syropem klonowym okazały się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Dodatek octu balsamicznego idealnie kontrastuje z naturalną słodyczą fig, które bardzo lubią się z gorgonzolą. Czerwone wino przepięknie zabarwia skórkę i sprawia, że sos nabiera głębokiego aromatu. Dodatek orzechów i syropu klonowego świetnie dopełnia całości. Te figi są boskie! Dajcie się na nie namówić, a pozostanie po nich... figa z makiem:)
FIGI Z ORZECHAMI I GORGONZOLĄ PIECZONE W WINNYM SOSIE Z OCTEM BALSAMICZNYM
8 świeżych fig
garść orzechów włoskich
1/4 szklanki czerwonego wina
kilka łyżek octu balsamicznego
kilka łyżek syropu klonowego
2 łyżki masła
gorgonzola - ilość wg uznania:)
cynamon, imbir do smaku
Figi umyć, ściąć wierzchołek i naciąć na krzyż, tak by po nacięciu można je było lekko rozchylić i nadziać.
W garnuszku zagotować wino z octem balsamicznym. Figi przełożyć do żaroodpornego naczynia. Każdą posypać imbirem i cynamonem. Do środka każdej figi włożyć odrobiną masła oraz troszkę posiekanych orzechów. Polać syropem klonowym i sosem winnym zmieszanym z pozostałymi orzechami.
Piekarnik nagrzać do temperatury 180 stopni i piec figi przez ok. 25 minut. Pod koniec pieczenia na wierzch kłaść kawałki gorgonzoli, polać sosem i piec przez kolejne 5 minut. Podawać na ciepło. Jeśli zostanie sos, można użyć go jako dressing do sałatki - jest niezwykle aromatyczny. Smacznego!
Piękne są figi! i te kolory, mocne i intensywne, aż chce się człowiek wgryźć w owoc.
OdpowiedzUsuńA przepis.. muszę wypróbować, bo coś mi mówi, że jest pyszny!
Aniu, mnie do sprobowania Twoich fig namawiac dlugo nie trzeba :) Juz po zdjeciach widze, ze bedzie mi smakowalo.
OdpowiedzUsuńChcialabym poznac Prowansje taka jak w Twoich wspomnieniach :)
Milego wieczoru.
Uwielbiam patrzeć na figi - mienią się kolorami. Twoje są bardzo apetyczne. I ten przepis - to musi być niebo w gębie. Uściski!
OdpowiedzUsuńjejku jakie wspaniale wspomnienia! az pozazdroscilam! :-)
OdpowiedzUsuńSmak fig dopiero przede mną. Ale coś mi się widzi, że zakocham się w ich aromacie!
OdpowiedzUsuńTwoja propozycja, Aniu, ląduje na szczycie mojej listy "do przygotowania". Tylko żebym ja te owoce gdzieś dostała, to byłoby cudownie...
Ściskam!
Przepis bardzo ciekawy, a fotki nadzwyczajne, zwlaszcza pierwsze zdjecie jest bardzo urokliwe!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo.
No tak...trafiłaś mnie prosto w serce...Figi to coś ,mojego'..
OdpowiedzUsuńAle dobrze poznawać je w nowych potrawach.
Piękne jest na twoich zdjęciach.
Uściski!
ale pyszności! wspaniałe połączenie
OdpowiedzUsuńMam w ogrodzie drzewo figowe, które nie owocuje. Kupiłam figi, ale nie mam pojęcia jeszcze co z nimi pocznę. Twoje wyglądają bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Niby jestem przyzwyczajona do widoku fig, ale też mi trochę szkoda tych, co spadają z drzew. Polecam Ci risotto z duetem figi-gorgonzola, jest pyszne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzepyszna opowieść :) uwielbiam świeże figi i suszone i w każdej innej postaci a sok z fig jest boski!
OdpowiedzUsuńAnia, pieknie piszesz! Wiesz, kiedys rodzetalam niechcacy pare malenkich fig, mialam potem ogromne wyrzuty sumienia :)
OdpowiedzUsuńGranatowe figi na Twych zdjeciach oezwladniaja, jak i wyobrazenie fig z orzechami i balsamico - wpasniale cuda robisz!
Pozdrowienia Ci sle.
Figi:) Jestem jak najbardziej za:) Uwielbiam świeże figi:)) Chętnie spróbowałabym Twoich:)
OdpowiedzUsuńfigi po mistrzowsku :-D
OdpowiedzUsuńAnia, cudne te figi! Ja to właściwie twierdzę że nie lubię fig - jadłam kiedyś figi na Bałkanach i te były tak pyszne że od tamtego czasu żadne, które docierają do nas mi nie smakowały.. Ale wspomnienie pozostało, może znów spróbuję potestować?
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia!
Korniku! Oj, wgryźć się w figę to prawdziwa rozkosz:) I dobrze Ci "coś" podpowiada:)
OdpowiedzUsuńMajko! To się cieszę, że i Ty figowa" jesteś:) Pozdrawiam Cię!
Paulino! Masz rację z tym niebem:)
Cudawianko! Pozdrawiam Cię serdecznie!
Oliwko! Figi są teraz dość łatwo dostępne w dużych sklepach sieciowych, ale i na małych straganach je widuję - poszukaj, może się uda:) Uściski!
Konsti! Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!
Amber! To dobrze, że wiem czym Cię "ustrzelić" na wypadek spotkania:)
Paula! Dziękuję!
Nobleva! Oj szkoda, że nie ma owoców... Może skusisz się na tą wersję? Pozdrawiam Cię!
Lashqueen! Dziękuję za odwiedziny:) To risotto z pewnością będzie mi smakowało! Pozdrowienia serdeczne!
SzeLLko! Oj, tak sok jest wspaniały, dawno go nie piłam. Serdeczności!
Basiu! Dziękuję! Ja do dziś z deptaniem po figach nie mogę się pogodzić! Uśmiechy przesyłam:)
Agnieszko! No to ogromnie się cieszę! Ja figom zawsze mówię TAK!
Łasuchu! Wielkie dzięki;)
Moniko! Oj spróbuj! Warto czasami przekonać się po czasie do pewnych smaków, może w innym zestawie lub inaczej przygotowane podbiją jednak Twe serce! Daj figom szansę:) Pozdrowienia!
Aniu, i ja tez tego deptania sobie nie moge wybaczyc!
OdpowiedzUsuńBuzka :)
Świetne zdjęcia, choć osobiście za figami nie przepadam. Może to wina tych sprzedawanych w Polsce, ze straganów? Przypuszczam, że to jak z papierówkami, niesamowicie smakujące prosto z drzewa, kupione na rynku nie smakują już tak bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
profesjonalnie podane..;0)
OdpowiedzUsuńZapraszam do zabawy w ''Lubię''
Aniu, cudowna historia... z przyjemnością się przy porannej kawie zaczytałam. I po raz kolejny zamarzyła mi się podróż do Prowansji...
OdpowiedzUsuńJa pierwszy raz ze świeżymi figami miałam do czynienia na Ukrainie, a dokładniej na Krymie... tam też w ogródkach rosły figi, spadały na chodniki, skąd można było je garściami zbierać.
Niestety, kulinarnych doświadczeń z figami zbyt wiele nie mam, mam nadzieję, że uda się to nadrobić kiedyś...
Anulka, jakie wspomnienie...:) Moje figi to Chorwacja - choćby dla nich samych mogłabym tam wrócić...
OdpowiedzUsuńTeraz ceny nie najgorsze, kupowałam jescze taniej jak robiłam tartę..., ale kiedy tam taki dostatek fig to aż się nie chce wierzyć, że u nas one na sztuki...
Takich jak Twoje nie robiłam, a teraz mam bardzo dojrzałe i wpadną w dżemik od Bei - za chwilę...
O Twoim połączeniu będę pamiętać:)
Basiu! Oj, będą nas dręczyć wyrzuty sumienia;)
OdpowiedzUsuńUsagi! Masz rację, te dostępne w Polsce chyba nie dojrzewają w naturalnych warunkach i często są zupełnie bez smaku. Trzeba mieć sporo szczęścia, żeby trafić na takie prawdziwie słodkie. Pozdrawiam!
Dziqa! Dziękuję za odwiedziny i zaproszenie, ale brałam już udział w zabawie w "Lubię" - oto link http://kucharnia.blogspot.com/2010/08/jedna-z-dziesieciu-ricotta.html Pozdrawiam!
Amarantko! Jak mi miło, że wirtualnie towarzyszyłam Ci przy kawie;) Krym jest z kolei na mojej liście marzeń:) Pozdrawiam Cię serdecznie!
Ewelajno! No właśnie, irytuje mnie to ogromnie, że na sztuki musimy kupować. Oni sobie depczą i rozjeżdżają i pewnie uznaliby to za kiepski żart, że my za każdą sztukę nie raz słono musimy płacić! Całusy!
O Jezuniu, Maniu, rozłożył mnie ten wpis!
OdpowiedzUsuńNie myślałaś, żeby napisać książkę?
Nie mogę się napatrzeć, a slinka cieknie po ekranie. Aniu na pewno nie mieszkasz blizej ;)?
OdpowiedzUsuńMamamarzyniu! O rany, a mnie rozłożył Twój komentarze;) i niestey przeziębieni. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńPatko! Niestety nie, ale wiesz są teraz bezpośrednie połączenia kolejowe z Twojego miasta do mnie, także wsiadaj w pociąg:) Całusy!
Bardzo lubię figi. Twoja wersja ich podania kusi oj kusi :DDDDD
OdpowiedzUsuńAniu! To już nie może być tylko "zbieg okoliczności"!!! Właśnie szłam upiec kupione wczoraj figi. "Zajrzę jeszcze do Kucharni, ciekawe co tam Anna-Maria nowego przygotowała..." - Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Reszty się pewnie domyślasz;) Pzdr figowo Ania(do)
OdpowiedzUsuńo Matulu!
OdpowiedzUsuńnie no, po tym poście zbierałam szczękę z podłogi.
coś... niesamowitego! ba, za mało powiedziane!
coraz cześciej mnie zaskakujesz. coraz bardziej w zachwyt wprawiasz. i sprawiasz tym ogromną przyjemność ;]
dziękuję, że mogę pooglądać takie wspaniałości...
Aniu! To rzeczywiście niesamowite! Ogromnie jestem ciekawa czy smakowały! I serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKarmel-itko! Dziękuję! Ogromnie mi miło czytać Twoje słowa:) I to ja Ci dziękuję, że znajdujesz czas na odwiedziny. Pozdrawiam Cię:)
Aniu, przepiękne figi we wspaniałym towarzystwie:)
OdpowiedzUsuńfigi? nie jadłam niestety jeszcze jakoś nie mogę na nie trafić :(
OdpowiedzUsuńLidKo! Dziękuję i pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńPiegusku! Zachęcam do szukania na straganach, o tej porze są wciąż osiągalne! Pozdrowienia!
od niedawna stałam się wielką zwolenniczką fig :) dlatego Twój przepis od razu zapisuje do wypróbowania :)
OdpowiedzUsuńMagdo! Bardzo się cieszę, daj znać czy smakowały! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuńManiu! Dziękuję! Udanego weekendu:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny opis pięknego miejsca. Szczególnie, ze to miejsce znam (S. Remy). Miejsce o którym piszesz musi być niesamowite. Takie idealne. Przepis na figi wygląda wspaniale. Zabieram go ze sobą.
OdpowiedzUsuńLo! Prawda, że tam pięknie! Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuń