Czym jest ta magia zamknięta w objęciach chrupiącej skorupki?
Zapachem?
Smakiem?
Wspomnieniem gorącej piętki i masła zatopionego w szczodrze podziurawionym miąższu?
A może dźwiękiem pękającej pod ostrzem noża skórki?
Woda i mąka.
Tylko tyle, by powstało aż tak wiele.
Prostota w swej sile wyrasta bez zbędnych dodatków.
Cała magia i tajemnica to czas.
Ten, który był, ulotne teraz i ten, który nadejdzie.
Zamknięty w słoiku, ukryty w lodówce.
Drzemiący, budzony i dokarmiany.
Zakwas.
" Lievito
to rodzinne dziedzictwo. Zrobiony "dawno, dawno temu", przez którąś z
kobiet z rodziny Marii, stanowi pilnie strzeżoną tajemnicę. Być może
przepis wymyśliła bisnonna, prababka, a może ktoś żyjący wiek czy dwa wcześniej. Kimkolwiek była owa kobieta, stworzyła lievito madre,
"zakwas matkę", mieszając mąkę i wodę, a potem stawiając w ciepłym
miejscu na kilka dni, by sfermentował i by dzikie drożdże mogły
wytworzyć bąbelki powietrza.
Bulgocząca
masa dostarczyła materiału na pierwszą partię chleba, a z niej wyjęto
jeszcze małą garść, którą później wykorzystano do wyrobienia drugiej
partii bochenków.
I tak dalej przez kolejne wieki, od nonny do figli i do nipote - od babki, do córki i wnuczki - aż do dzisiaj, gdy siedzę tu i zastanawiam się, ile ziaren mąki z tamtego pierwszego lievito madre znalazło się w chlebie, który Maria upiecze tego poranka.
Pane al forno,
chleb pieczony w piecu opalanym drewnem. Te słowa zawsze wymawia się
tutaj z pewnym nabożeństwem, choć przecież są symbolem najprostszego
jedzenia.
By
upiec chleb, Leana wstaje o czwartej rano. Nawet w najgorętsze dni
można dostrzec ją, jak maszeruje przez miasteczko, niosąc wysoko na
głowie stos gałęzi potrzebnych do rozpalenia pieca.
Piec Leany znajduje się na piętrze jej domu, który ma chyba z tysiąc lat. Od dziesięciu wieków piecze się tu chleb. Chleb wciąż jest tu podawany w najróżniejszych postaciach - nawet czerstwy. Świeże kromki są podstawą każdego obiadu i kolacji; wyciera się nimi z talerza resztki sosu z makaronu i soków warzywnych, co Włosi nazywają fare la scarpetta - "robieniem małego buta". *
Piec Leany znajduje się na piętrze jej domu, który ma chyba z tysiąc lat. Od dziesięciu wieków piecze się tu chleb. Chleb wciąż jest tu podawany w najróżniejszych postaciach - nawet czerstwy. Świeże kromki są podstawą każdego obiadu i kolacji; wyciera się nimi z talerza resztki sosu z makaronu i soków warzywnych, co Włosi nazywają fare la scarpetta - "robieniem małego buta". *
Historia chleba nigdy się nie kończy...
Jestem pewna, że jest jeszcze to coś, tajemnicze, magiczne "coś", co sprawia, że każdy chleb pachnie inaczej. Każdy jest jak kwiat - roztacza zapach, a w nim ukrytą miedzy ziarnami historię.
Jestem pewna, że jest jeszcze to coś, tajemnicze, magiczne "coś", co sprawia, że każdy chleb pachnie inaczej. Każdy jest jak kwiat - roztacza zapach, a w nim ukrytą miedzy ziarnami historię.
Domu
pachnącego chlebem Wam życzę i dzielę się z Wami chlebem, który- jak
mówi mój Tato - smakuje tak samo, jak ten, którym zaraz po wojnie
karmiła go Mama...
Jeśli to prawda, a chcę wierzyć, że tak; jeśli w bochenku chleba udało mi się odtworzyć i zamknąć kawałek dzieciństwa mojego Taty, wspomnienie Babci, to znaczy, że każda kromka, którą kroję mojemu Synowi i grubo smaruję masłem, jest dalszą częścią niekończącej się historii, w której zmieniają się bohaterowi, ale sens i magia pozostają takie same, ukryte w każdym okruchu...
/cytuję na podstawie przepisu Tatter - klik/
200g zakwasu żytniego razowego (130% hydracji)
550g mąki białej pszennej chlebowej
50g mąki pszennej razowej
1 łyżeczka soli
300g letniej wody
2 łyżeczki kminku
* opcjonalnie 1/4-1/2 łyżeczki drożdży instant
Wszystkie składniki wymieszać w misce i zagnieść sprężyste, gładkie ciasto. Zostawić w szczelnie zakrytej misce na 2 -2,5 godziny i złożyć je w tym czasie 2 - 3 razy.
Następnie zwinąć owalny bochenek. Umieścić go w koszu* i zostawić do wyrośnięcia na 1-1,5 godziny (krótko, gdy dodane zostały drożdże, dłużej jeśli chleb jest na samym zakwasie). Szybko naciąć. Piec z para w piecu nagrzanym do 260 stopni przez 10 minut, potem obniżyć temperaturę do 230 stopni i piec jeszcze 20-25 minut. W połowie pieczenia bochenek obrócić, aby obie strony jednakowo się zbrązowiły.
Uwaga od Tatter:
Należy monitorować ostatnią fermentację i nie dopuścić do nawet najmniejszego przerośnięcia chleba. Świetnie się przechowuje i pięknie pachnie.
(Można do ostatniego wyrastania umieścić go w długiej keksówce i potem w niej upiec chleb).
*cytuję
fragment wspaniałej książki "W miasteczku długowieczności" Tracey
Lawson, która jest niezwykłą ucztą dla wszystkich smakoszy życia -
bardzo Wam polecam. Wydawnictwi CZARNE, seria Dolce via.
Magia jest sumą tego wszystkiego, co opisujesz :))
OdpowiedzUsuńKochana, jaki piękny chleb! Ma cudowne wnętrze i ta skórka, musi być naprawdę dobry. Bardzo dobry. I jest magiczny naprawdę.
OdpowiedzUsuńŚciskam :*
Piękny chleb, cudowne dziury: )
OdpowiedzUsuńDziś wyrasta u mnie Twój chleb w ciemno, ale szykuję się już mentalnie na domową produkcję bochenków na orkiszowym zakwasie. Moje Młode mówi mi - brakuje ci nas jak byliśmy mali, co? teraz doglądasz i dokarmiasz sobie chlebek?:))))
OdpowiedzUsuńwspaniała historia i cudowny bochen! u nas zakwas to członek rodziny :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane i pięknie upieczony bochenek - i skórka kusi, i wnętrze :). Oj, zjadłabym z prawdziwym, wiejskim masłem :)
OdpowiedzUsuń