" Szkoda drzewa, które nie wyszumiało całej melodii"
K. Przerwa- Tetmajer
Jeśli znamy się już dłużej, pamiętacie Królową z mojej łąki (pisałam o niej tu - klik).
Piękną, rozłożystą jabłoń z koroną wysadzaną malinowo-rubinowymi klejnotami. Ich smak, zapach i kolor odeszły wraz z brutalnym natarciem szarej wstęgi pędzących aut. I zniknął cień, który był schronieniem.
Pozostał smutny kikut starego pnia i gęsta pajęczyna korzeni, które wrosły w łąkę tak mocno, jak nasza pamięć o tym wyjątkowym drzewie.
Ucichła melodia, z którą liście budziły się i zasypiały przez tyle lat. Urwana w połowie zrodziła tęsknotę.
Wielką i niesłabnącą.
Wielką i niesłabnącą.
Można kochać drzewa.
Trzeba kochać drzewa.
Wierzę, że drzewa mają duszę i moc, którą musimy szanować.
I wierzyć.
Wierzyć w niezwykłą siłę drzew.
Jej miejsce zajęła tęsknota pozbawiona nadziei.
Przestałam odwiedzać skraj łąki, gdzie rosła Królowa. Bez niej ten kawałek ziemi nie był już taki sam.
Dzikie drzewa - samosiejki zaczęły walczyć o każdy promień słońca. Bez Królowej łąka utraciła dawny porządek i ład.
To prawda, Królowała zamilkła.
Ale nie wyszumiała całej melodii.
Lubię rano przejść się po łące. Lubię, gdy rosa moczy stopy, a trawa, jeszcze senna, ugina się pod jej kroplami.
Lubię słuchać porannej łąki. Jeszcze cichej, spokojnej, nierozbudzonej. Mam swoje ścieżki, które wiernie pokonuję.
Omijam skraj z samosiejkami. Ich melodia nie trafia do mojego serca...
Omijam skraj z samosiejkami. Ich melodia nie trafia do mojego serca...
Ale w ten poranek usłyszałam dźwięk inny od wszystkich. Gubił się wśród szelestu innych, nie był jednak złudzeniem.
Stanęłam na skraju łąki, dzikiej, ale przecież nie obcej. Wysoka trawa oplatała stopy, a tuż przed nimi czerwienił się malinowy rumieniec.
Serce zabiło oszalałe jak dzwon. Ten dźwięk rozsadzał głowę i zdawał się rozbrzmiewać nad łąką jakby nagle uwolniony chciał odegrać melodię tłumioną od lat.
Dzwony na cześć Królowej.
Silnej i niepokonanej. Nie powiedziała nam wszystkiego.
Jakaż to siła w niej drzemie, które przez tyle lat ani na chwilę nie zamarła?!
Jeden konar silniejszy od szarej wstęgi, niepokonany przez samorodną młodzież, obwieszony najwspanialszymi owocami, jakie znam.
A ja? Ja płaczę pod drzewem.
Płaczę głośno i głośno się śmieję.
Podnoszę jabłko do ust. Jak to możliwe, że pachnie tak samo, jak wtedy, gdy wrzucałam je do fartuszka Prababci.
I płaczę i śmieję się jeszcze głośniej. Zupełnie jak mała dziewczynka. Ten smak się nie zmienił i zabrał mnie na łąkę. Stoję w tym samym miejscu, ale mam na głowie warkocze, a obok stoi Babcia Karolka. Ukryte w cieniu wielkiej korony zbieramy jabłka, przepędzamy wszędobylskie kury ... Jesteśmy szczęśliwe.
Już wiem, że moja jabłoń będzie ze mną zawsze rozmawiać.
Już wiem, że jej cień będzie się rozrastał, a ja będę się w nim kryć i słuchać melodii drzewa, i rozmawiać - nie tylko z drzewem...
Już wiem, że jej cień będzie się rozrastał, a ja będę się w nim kryć i słuchać melodii drzewa, i rozmawiać - nie tylko z drzewem...
Już wiem na pewno, że to co kochamy nie znika i nie odchodzi na zawsze, ale odradza się na nowo.
Trzeba tylko czekać cierpliwie i nie tracić nadziei.
Trzeba tylko czekać cierpliwie i nie tracić nadziei.
Ta jabłoń jest częścią nas. Domu, ogrodu, naszej historii.
Malinowo-rubinowe klejnoty są zbyt cenne, by je przetwarzać. Zjadamy je wprost z drzewa wciąż nie mogąc się nacieszyć ich cudownym smakiem.
Młodsza z jabłoni, bliżej domu zrzuca już owoce idealne do ciast.
Zagniatam moje ulubione kruche ciasto, kroję jabłka i króciutko podsmażam na maśle. Nie tracą chrupkości, są nadal jędrne i pełne aromatu późnego lata. Karmelowy sos toffi jest jednym z najprostszych i najpyszniejszych jakie znam. Pełen kubek sosu starczy, by zalać nim owoce i zachować kilka łyżek tylko dla siebie...
Tarta z jabłkami i sosem toffi jest jedną z najprostszych i najlepszych tart, jakie jadłam. Wszystko cudownie się tu równoważy i uzupełnia. Idealnie kruche ciasto (u mnie mocno zrumienione, bo tylko takie naprawdę mi smakuje), jędrne i aromatyczne jabłka i absolutnie uwodzicielska słodycz sosu.
To ciasto jest idealną okazją do tego, by się przekonać, że całą tartę można zjeść samemu nie tylko bez problemu, ale i bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Musicie się przekonać, że mówię prawdę.
Na kruche ciasto:
125 g mąki
szczypta soli
75 g schłodzonego masła
zimna woda
Na nadzienie i sos
ok. 1 kg jabłek już obranych i bez gniazd nasiennych
1 łyżeczka soku z cytryny
50 g masła
200 g cukru
90 ml zimnej wody
150 ml śmietany kremówki
Mąkę, masło i sól połączyć, dodać niewielką ilość zimnej wody (ok. 2 łyżek) i zagnieść. Formę na tartę o średnicy 22 cm wyłożyć papierem do pieczenia lub natłuścić. Ciasto rozwałkować, wyłożyć nim formę . Do środka włożyć arkusz pergaminu i wysypać go fasolkami przeznaczonymi wyłącznie do pieczenie (lub służącymi do tego specjalnymi kuleczkami). Przełożyć do lodówki na 30 minut. Po tym czasie wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 190 minut i piec przez 10 minut, następnie ostrożnie usunąć pergamin z fasolkami i piec jeszcze dalej przez kolejne 5-10 minut.
W czasie, gdy spód się piecze, przygotować jabłka i sos.
Na patelni stopić masło i wrzucić na nie obrane i pokrojone na cząstki jabłka, lekko podsmażyć aż zaczną się rumienić, ale nie rozpadać (najlepiej wybierać gatunki, które są twarde). Zdjąć z ognia.
Do rondla wsypać cukier i wlać wodę. Trzymać na średnim ogniu aż cukier się rozpuści i zacznie karmelizować. Gdy nabierze koloru bursztynu zdjąć z ognia i wlać śmietanę, cały czas mieszając. Jeśli w tym czasie część cukru utworzy grudki, wstawić rondel na mały ogień i mieszać do momentu aż cukier całkiem się rozpuści.
Wyjąć ciasto z piekarnika i ułożyć na nim podsmażone jabłka. Polać sosem toffi.
Młodsza z jabłoni, bliżej domu zrzuca już owoce idealne do ciast.
Zagniatam moje ulubione kruche ciasto, kroję jabłka i króciutko podsmażam na maśle. Nie tracą chrupkości, są nadal jędrne i pełne aromatu późnego lata. Karmelowy sos toffi jest jednym z najprostszych i najpyszniejszych jakie znam. Pełen kubek sosu starczy, by zalać nim owoce i zachować kilka łyżek tylko dla siebie...
Tarta z jabłkami i sosem toffi jest jedną z najprostszych i najlepszych tart, jakie jadłam. Wszystko cudownie się tu równoważy i uzupełnia. Idealnie kruche ciasto (u mnie mocno zrumienione, bo tylko takie naprawdę mi smakuje), jędrne i aromatyczne jabłka i absolutnie uwodzicielska słodycz sosu.
To ciasto jest idealną okazją do tego, by się przekonać, że całą tartę można zjeść samemu nie tylko bez problemu, ale i bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Musicie się przekonać, że mówię prawdę.
TARTA Z JABŁKAMI I SOSEM TOFFI
/przepis wraz z moim zmianami cytuję z książki Tartaletki i tarty, Sarah Banbery/Na kruche ciasto:
125 g mąki
szczypta soli
75 g schłodzonego masła
zimna woda
Na nadzienie i sos
ok. 1 kg jabłek już obranych i bez gniazd nasiennych
1 łyżeczka soku z cytryny
50 g masła
200 g cukru
90 ml zimnej wody
150 ml śmietany kremówki
Mąkę, masło i sól połączyć, dodać niewielką ilość zimnej wody (ok. 2 łyżek) i zagnieść. Formę na tartę o średnicy 22 cm wyłożyć papierem do pieczenia lub natłuścić. Ciasto rozwałkować, wyłożyć nim formę . Do środka włożyć arkusz pergaminu i wysypać go fasolkami przeznaczonymi wyłącznie do pieczenie (lub służącymi do tego specjalnymi kuleczkami). Przełożyć do lodówki na 30 minut. Po tym czasie wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 190 minut i piec przez 10 minut, następnie ostrożnie usunąć pergamin z fasolkami i piec jeszcze dalej przez kolejne 5-10 minut.
W czasie, gdy spód się piecze, przygotować jabłka i sos.
Na patelni stopić masło i wrzucić na nie obrane i pokrojone na cząstki jabłka, lekko podsmażyć aż zaczną się rumienić, ale nie rozpadać (najlepiej wybierać gatunki, które są twarde). Zdjąć z ognia.
Do rondla wsypać cukier i wlać wodę. Trzymać na średnim ogniu aż cukier się rozpuści i zacznie karmelizować. Gdy nabierze koloru bursztynu zdjąć z ognia i wlać śmietanę, cały czas mieszając. Jeśli w tym czasie część cukru utworzy grudki, wstawić rondel na mały ogień i mieszać do momentu aż cukier całkiem się rozpuści.
Wyjąć ciasto z piekarnika i ułożyć na nim podsmażone jabłka. Polać sosem toffi.
Oryginalny przepis sugeruje schłodzenie ciasta, by sos zgęstniał. U mnie nigdy tarta nie doczekała tego etapu. Moim zdaniem najlepiej smakuje na ciepło. Nie doprawiam też jabłek wanilią, cynamonem czy innymi przyprawami. Jabłka, których używam są tak aromatyczne, że nie widzę takiej potrzeby. Kubek sosu toffi to jedyny właściwy w tym wypadku dodatek:)
Tak pięknie piszesz Aniu, że z chęcią siadałabym u Ciebie w kuchni każdego dnia wcinając smakołyki i słuchając Twoich opowieści:)
OdpowiedzUsuńAnno Mario, ja tylko na sekundkę, bo lecę do pracy, w każdym razie chciałam napisać, że dobrze jest wrócić na blogowe łono i zobaczyć Ciebie z takimi pysznościami jak zawsze. I ja dzisiaj wieczorem też wybieram połączenie jabłek i toffi, tyle, że w mufinkach. Mam nadzieje, że będzie równie pyszne.
OdpowiedzUsuńŚciskam ciepło! :)
Agnieszko! Nic nie stoi na przeszkodzie! Zapraszam Cię:)
OdpowiedzUsuńAga! Jak miło znów Cię widzieć:) Muffinki zapowiadają się wspaniale - zazdroszczę ;P
Pozdrowienia!
Piękne klimatyczne zdjęcia;)I pyszna tarta,ten sos...rewelacja!
OdpowiedzUsuńMonisiu! Bardzo Ci dziękuję:) Tarta i sosem są po prostu rewelacyjne - polecam Ci bardzo i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńoj, wszystko wygląda tak cudownie! a okraszone Twoją wrażliwością smakuje na pewno wybornie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Edith! Najważniejsze, żeby okrasić tym sosem:D Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńsłowa i tęsknoty o smaku jabłek.. ładne.
OdpowiedzUsuńAnno Mario...ależ Ty pięknie opowiadasz...
OdpowiedzUsuńCzytając zakręciła mi się łezka w oku bo to piękna i wzruszająca historia.
Niestety tarty z jabłuszkami nie spróbuję bo moje dziecię ma na nie alergię więc nie mam sumienia piec takich smakołyków, żeby mu nie było przykro...
Chrupiemy je z moim eMem na surowo i na razie wszystkie jabłkowe ciacha poszły w odstawkę...
Pozdrawiam i dziękuję za cudną opowieść :)
Asiejko! Twoje słowa ładne, bardzo - dziękuję:)
OdpowiedzUsuńCynthio! Jak mi przykro - rozumiem i trzymam kciuki - może to tylko przejściowe... Pozdrawiam Cię ciepło i dziękuję za takie miłe słowa!
jak zwykle czarujaco tu u Ciebie i nostalgicznie .....
OdpowiedzUsuńTarta wspaniale sie zapowiada...sos toffi i jablka....
Pozdrawiam :)
Gosiu! Miło mi, że dobrze się u mnie czujesz:) A tarta po prostu wspaniała - daj się skusić;)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, że jabłka z sosem toffi muszą smakować niesamowicie, pasuje mi takie połączenie :)
OdpowiedzUsuńZrobiło się już jesienno..
burczymiwbrzuchu! Niech to się nie kończy na wyobraźni - przekonaj się empirycznie;DDD
OdpowiedzUsuńJabłka i toffi są do siebie stworzone! Wolę wrzesień nazywać późnym latem, choć rzeczywiście powietrze pachnie już jesiennie...
Pozdrowienia!
Witaj,
OdpowiedzUsuńhehehe tak mnie wciagnely Twoje zdjecia i te jablka, ze nie przeczytalam co wlasciwie o nich napisalas... :) wierze, ze cos super ciekawego! Ale zdjecia... ach i och i wogole.... wyglada pysznie i pieknie!!! wieczorkiem po pracy wroce by odczytac calego posta :)
milego popoludnia Ci zycze :)
Daria&Jarek! W takim razie do zobaczenia wieczorkiem - miłej pracy;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA dla mnie został choć maleńki kawałeczek? Uściski!
OdpowiedzUsuńAniu, ja mam takie pytanie..czy Ty te jabłuszka polewasz ciepłym czy ostudzonym sosem? Bo trochę się boje, że jak poleję zimnym to kruche ciasto będzie za twarde. Super prosty przepis!! Koniecznie wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńTo ja już jabłka kupiłam, co prawda na szarlotkę na kruchym cieście, ale właśnie zmieniłam zdanie i będzie tarta według Twojego przepisu :) Coś czuję, że i u mnie sos toffi nie doczeka zgęstnienia :))
OdpowiedzUsuńno tytuł świetny i zdjecia oraz tarta , kurcze Aniu jesteś wielka
OdpowiedzUsuńKamilu! Przykro mi, ale z tą tartą opcja kawałeczka, który został jest po prostu niemożliwa... Ale żaden problem upiec kolejną i możemy zjeść ją razem:)
OdpowiedzUsuńIwona! Ja polewałam jeszcze ciepły - lubię takie ciasta jeszcze na ciepło, ale chłodny też może być i znając akurat ten rodzaj kruchego ciasta jestem pewna, że mu to nie zaszkodzi. Smacznego:)
Aneta! Też myślę, że tak będzie! Powodzenia:)
margot! Kurcze, no w końcu 178 cm to jakaś wielkość jest;DDD
OdpowiedzUsuńOj, Aniu, Aniu..., poetko płacząca niepoprawna... A właściwie poprawna, bo wzruszenie właściwie zawsze jest na miejscu:). Jak miło i jak dobrze...:). Niespodzianki mają w sobie wielki urok:).
OdpowiedzUsuńJa jednak wybieram tylko Twoje trzy pierwsze zdjęcia do... konsumpcji, bo tymczasem mały reżimek u mnie - zdecydowanie jabłkowy:), a na resztę z przyjemnością popatrzę i poczytam jeszcze raz:)
Tarta wygląda cudnie.:) Wydaje się taka łatwa tylko ten sos toffi.;))
OdpowiedzUsuńAle muszę koniecznie spróbować!
Pozdrawiam serdecznie.
Ola.
ewelajno! Wiesz, to był mój najszczęśliwszy płacz w życiu, piękna i niezwykła chwila...
OdpowiedzUsuńReżimek powiadasz, w sumie mi to pasuje, jabłek jest wciąż tyle, że bierz ile chcesz, a dla mnie w takim razie znów cała tarta;DDD
Uściski!
Olina! Sos jeszcze łatwiejszy, naprawdę! Nie trzeba piec tarty, można czasami, dla poprawy nastroju zrobić sobie tylko kubek takiego sosu - cudowne działanie gwarantowane. Sama się przekonasz, jak tylko spróbujesz!
Pozdrawiam Cię:)
ach, ten sos tofii... mniammm:)
OdpowiedzUsuńtaka tarta z tofii to po prostu pychota:)
Melduję się po przerwie :) mam nadzieję, że tym razem zabawię w blogosferze na nieco dłużej.
OdpowiedzUsuńPamiętam Królową i znowu z zadowoleniem czytam, że są jeszcze ludzie, którym los drzew nie jest obcy, którzy umieją ich słuchać i z nimi rozmawiać.
Tarta koniecznie do wypróbowania w najbliższych dniach - ciasto kruche mam w zamrażarce, jabłka w ogrodzie. Też preferuję wersję na ciepło ;) dodatkowo z bitą śmietaną.
Pozdrawiam :) :)
Pięknie napisane, a tarta - mi zjedzenie całej na pewno nie sprawiłoby żadnych trudności, już widzę siebie jak z talerza paluchami ten sos toffi jeszcze dojadam, o tak!
OdpowiedzUsuńzdjęcia - boskie!
Pozdrawiam ciepło! ;)
Aniu drzewa mają siłę i moc, której ludziom brakuje. Uwielbiam objąć pień rękami, wtulić się w korę i słuchać, wąchać, czuć. To prawdziwa magia.
OdpowiedzUsuńŚciskam ciepło :*
aga! Pychota i to jaka! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNatalio! Jak się cieszę, że znów jesteś i też mam nadzieję, że na dłużej!!!
Bita śmietana będzie świetnie pasować - co za rozkosz!!!
Uściski:*
słodkosłona! Paluchami ten sos świetnie się dojada (że nie wspomnę o wylizywaniu talerza...:P)
Serdeczności przesyłam!
Poleczko! Ja mam taką swoją brzozę do przytulania i do zwierzania się ...
Pozdrowień moc:)
Sos jest zniewalający! "Językiem wyobraźni" zlizuję go z palca:)
OdpowiedzUsuńAniu! Przygotuj dwie ręce do zlizywania - jeden palec to stanowczo za mało;D
OdpowiedzUsuńAniu , hi hi to prawda 178 to wzrost słuszny skubańcu ,ale mi o blogowa wielkość chodziło cwaniaku jeden :D
OdpowiedzUsuńmargot! Ty mi jak zwykle słodzisz - i na to się mogę zgodzić;D, ale płci mi już nie zmieniaj, ok? ;DDD
OdpowiedzUsuńWszystkie moje centymetry przesyłają Ci pozdrowienia;)
A ja lubię przytulać się do brzozy.
OdpowiedzUsuńDrzewa mają swoją moc.
Tarty też na ciepło wolę.A tę z ciepłym toffi to nawet na gorąco!
Amber! Moją brzozę przytulam niezwykle często...
OdpowiedzUsuńWersja na gorąco też bardzo mi odpowiada:)
Dobrego wieczoru!
Malinowo-rubinowe klejnoty :D inaczej o jabłkach już nigdy nie powiem :D
OdpowiedzUsuńAuroro! Naprawdę?! Jak mi się miło zrobiło:)
OdpowiedzUsuńNostalgicznie, Anno-Mario...
OdpowiedzUsuńWkrótce i u mnie pojawi się zapewne wpis "Kocham karmel", a jabłka wrześniowe są najlepsze, nawet jeśli nie pochodzą z własnej jabłoni. Jabłka z karmelem to już prawdziwe niebo w gębie :)
Aniu! Ty wiesz, że ja kocham karmel i na wieść o takim wpisie u Ciebie spać spokojnie nie będę mogła!
OdpowiedzUsuńJabłka z karmelem to sama rozkosz!
Pozdrawiam Cię:)
Zaskakujące jest dla mnie to połączenie, chociaż trochę przywodzi mi na myśl tarte tatin. Piękna opowieść, jak zawsze.
OdpowiedzUsuńpiękny ten cytat z Tetmajera, poruszająca jabłonkowa historia i przecudowna tarta. po prostu Kucharnia. marka sama w sobie. pozdrawiam Aniu!:)
OdpowiedzUsuńKubełku! Jabłka z toffi to niemal klasyka kuchni amerykańskiej - toffee apples - małe jabłuszka w całości zanurza się w karmelu. Ja za tą wersją nie przepadam, zdecydowanie wolę gęsty sos na tarcie jabłkowej. Uwierz mi, ten smak uzależnia;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię!
Gosiu! Takie miłe słowa - bardzo Ci dziękuję:)
piękna opowieść, a zdjęcia aż brak słów! :)
OdpowiedzUsuńJestem zpowrotem.... zmeczona ale czytam... i sie wzruszam.... sentymentalnie... moi dziadkowie kiedys mieli piekny dom z wielkim sadem jablkowym, w ktorym bylo duuzo papierowek... Twoja opowiesc wlasnie mi przypomniala jak biegalismy po sadzie (jako dzieci) potrzasajac galeziami i zbierajac jablka na szarlotke albo kluski... z tym rozmarzeniem zycze spokojnej nocy, dobranoc!
OdpowiedzUsuńwykrywaczu! Pięknie dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDario! Dziękuję, że znalazłaś jeszcze czas:)
Jaka szkoda, że większość tych wspaniałych sadów i ludzi to już tylko wspomnienia...
Dobrego dnia!
musi być pyszne! wypróbuję z pewnością sos :-)
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Świetnie, będzie Ci smakował;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń'mniamuśne' ciachu, że się tak kolokwialnie wyrażę:)
OdpowiedzUsuńKini! Wyrażasz się jak najbardziej właściwie - bardzo mniamuśne;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Kobieto jak Ty kusisz do zlego:))
OdpowiedzUsuńCookingJ! Ja Ci dam złego, ja Ci dam!!!:PPPP Oj Ty nie nawet nie wiesz jakie to "złe" dobre, przekonaj się tylko, a sama będziesz kusić ile się tylko da;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Anna Mario a mnie nie wyszedł sos:( Ale ponieważ stawiam pierwsze kroki w dziedzinie słodkości to rzecz nie jest niezwykła... Więc proszę o odpowiedź na kilka pytań: czy najpierw brązowisz sam cukier czy od razu z wodą? Jak długo na średnim ogniu go trzymasz? Mój po 13 minutach nadal był jasny, cukier za to zaczął się osadzać na ściankach garnka... Gdy dodałam śmietanę cukier zbrylił się więc podgrzałam, pomogło. Ale generalnie był dość rzadki i niestety miał kolor waniliowy a nie jak u Ciebie piękny bursztynowy. Proszę więc o wskazówki dla abderytów;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i przyznaję, że zazdroszczę Ci pióra:)
Barrakudo! Pamiętam, że mnie pierwszy raz karmel też się nie udał, więc to zupełnie normalne i wpisane w karmelowe doświadczenie;)
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam w przepisie, do rondla daje się razem cukier i wodę. Trzeba trzymać na średnim ogniu i nie mieszać, dzięki czemu cukier się nie "grudkuje". Z tego co piszesz wynika, że trzymałaś cukier na ogniu zbyt krótko. Nie ma ściśle określonego czasu, jaki jest wymagany do powstania karmelu - wszystko zależy od jakości cukru. U mnie czasami tworzy się bardzo krótko, po ok. 5 minutach, a przy tej tarcie trwało to ponad 15 minut. Możesz w trakcie karmelizowania poruszać nieco rondelkiem, tak, by cukier nie osadzał się na ściankach - zobaczysz też wtedy, czy nie zaczyna od spodu lekko się złocić - to dobry znak. Trzeba wtedy pilnować, by się nie spalił - od tego momentu do powstania ładnego, bursztynowego karmelu mija już tylko parę chwil. Gdy karmel osiągnie właściwy kolor, zdejmij go natychmiast z ognia i ostrożnie wlej śmietanę - gorący karmel pryska i może poparzyć, więc trzeba uważać. Nie przejmuj się, jeśli po wlaniu śmietany, powstaną grudki cukru i część stwardnieje, jak landrynki. Trzeba wtedy rondelek wstawić ponownie na mały ogień i cały czas mieszać aż do momenty, gdy wszystko się rozpuści.
Tak jak napisałam, myślę, że u Ciebie powodem niepowodzenia było zbyt krótkie karmelizowanie. Mam nadzieję, że się nie poddasz i ponownie spróbujesz - naprawdę warto!
Dziękuję za miłe słowa, trzymam kciuki za karmel i serdecznie Cię pozdrawiam:)
Aniu Twoje opowieści są niczym najpiękniejsze baśnie ...chętnie czytałabym je przed snem każdego dnia ....co mi szkodzi:) a ta tarta to poezja ....i jaka prosta do wykonania ....zresztą najczęściej to co proste wychodzi najdoskonalsze:) pozdrawiam Cie Kochana:)
OdpowiedzUsuńJolu! Wiesz, ta historia z jabłonią jest dla mnie jak bajka - nierealna, a jednak prawdziwa!
OdpowiedzUsuńA tarta z tych najprostszych i najlepszych:)
Dobrego tygodnia!
piękna historia :))
OdpowiedzUsuńPiegusku! A wiesz jakie piękne jabłka?! Sprawdzałam dziś i na drzewie zostało już tylko jedno...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)
Mmmmm.... jestem pewna, że przepysznie smakuje, ten sosik... Pozdrawiam również serdecznie :)
OdpowiedzUsuńHibisrose! Tak, smakuje naprawdę wspaniale:) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńpiekny i wzruszajacy post, i wspaniala tarta.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
justyna
wzruszyłam się! piękna tarta i szczery przepis na nieśmiertelność uczuć i wspomnień :)
OdpowiedzUsuńcudowne zdjęcia - jestem absolutnie oczarowana. mam ochotę zrobić tę tartę już, teraz, natychmiast! idealne połączenie smaków :)
OdpowiedzUsuńlove lives in the kitchen! Bardzo Ci dziękuję i również serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMagda! Podoba mi się jak to nazwałaś - dziękuję:)
kamaria! Smaki rzeczywiście stworzone dla siebie - polecam Ci bardzo! Pozdrowienia:)
Takiej tarcie z karmelowym sosem nie mogę się oprzeć :-)
OdpowiedzUsuńJoanno! Dokładnie tak;) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńWspaniale! Uwielbiam jabłka i tarty! A teraz mam przepis na 2 w 1 :))) Cudownie. Ja dopiero zaczynam, więc zapraszam w moje skromne progi - u mnie tarta z kurek i szpinaku :)
OdpowiedzUsuńTeż mam tę książkę i nie rozumiem jak to się mogło stać, że przeoczyłam tak cudowną tartę:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystko co z jabłkami.
bugajcooking! Witaj:) Będzie mi miło, jeśli skorzystasz z przepisu! Dziękuję za zaproszenie i serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAna! W tej książce jest wiele cudownych tart - ja wciąż mam ochotę na tą hinduską z cebulą i sama nie wiem czemu tak długo zwlekam... Robiłaś ją?
Pozdrawiam Cię:)
O tak, hinduska z cebulą jest w pierwszej trójce tart, które chciałam upiec. Niestety nie zrobiłam jeszcze ani jednej tarty z tej książki, a na cytrynową z jagodami jest już za późno :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ana! Naprawdę?! Ja czuję, że tej jesieni nie odpuszczę hinduskiej!!! Na cytrynową z jagodami rzeczywiście za późno, ale teraz jest sezon na figi, a tam jest taki przepis na pyszną tartę figową - polecam Ci bardzo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dobrze, że jeszcze są maliny. I clafoutis z malinami! Letnie maliny i jesienne gruszki pozwalają mi wierzyć w to, że jesień nie jest taka zła. A ja dzisiaj znalazłam na targu... truskawki! Świeże i słodkie. Pani sprzedająca mówiła, że to taka jesienna odmiana.
OdpowiedzUsuńKubek w kubek! Ja mam w ogrodzie wciąż piękne i słodkie maliny i ... poziomki:)
OdpowiedzUsuńA jesień jest cudowna - ciepła i złocista, taka jaką lubię najbardziej!
Pozdrawiam Cię!
a ja właśnie włozyłam ciasto do lodówki:) piekarnik juz sie rozgrzewa:) .... wieczorem będę sie delektować tym cudem:) ...z tym, ze ja od razu zachłannie z podwójnej porcji zrobiłam:) .... no cóż 30 cm blacha zobowiazuje:) pozdrawiam Anuś i miłego dnia życzę:)
OdpowiedzUsuńJolu! Wspaniale! Już Wam zazdroszczę - w dodatku podwójna porcja.... Uściski!
OdpowiedzUsuńpo prostu zniewalająca .... te jeszcze lekko twardawe jabłka i karmel ....po prostu cudowne połączenie:) Tylko karmel mi troszkę za jasny wyszedł ...ale smaku to nie zmieniło:) buziak Aniu:)
OdpowiedzUsuńJolu! Jak się cieszę! Kolorem karmelu się nie przejmuj - często zależy to od rodzaju i jakości cukru.
OdpowiedzUsuńDobrego dnia!
Bardzo mi sie Aniu podoba ten stary noz z czarnym trzonkiem :) a i sosem toffi nei pogradze! usciski sle :)
OdpowiedzUsuńBuru! To też jeden z moich ukochanych noży, podobnie jak sos:)
OdpowiedzUsuńŚciskam Basiu:*