Biel.
Puch.
Radość.
Dziecinna. Prawdziwa.
Śnieg!
Nareszcie!
Na czapce z pomponem.
Na nosie.
Za szyją.
Na policzkach rumianych od zimowego szczęścia.
Zwisa na płocie.
Ugina gałęzie.
Zakrywa krzewy jak wielka porcja bitej śmietany.
Mleczne drogi.
Białe góry.
A nad nami niebo toczy bitwę na poduszki.
Chmury pękają w szwach, sypią białym pierzem.
Ileż w tym niebie mają poduszek?!!
Posłania aniołów muszą być cudownie miękkie.
Cicho.
Bezszelestnie.
Coraz mocniej.
Śnieg jest cichy.
Jeszcze nie skrzypi.
Układa się cichutko, delikatnie.
Puchatą kołdrą czule zakrywa łąkę.
Niech zaśnie. Nareszcie. I śni spokojnie do wiosny.
A my pompujemy radością kombinezony obwisłe już smutnie od wyczekiwania.
Ciepłe szale, czapy. rękawice, śniegowce - dawno już nie było nam w nich tak do twarzy!
Okazja jest przecież wyjątkowa - już na nas czekają!
Podstawione wprost pod drzwi.
Wiekowe.
Wygodne.
Szybkie.
Niezawodne.
Ekologiczne.
Samonapędzające się.
Sanki!
A w ogrodzie prywatna górka zdaje się rosnąć w oczach z radości!
Czy można chcieć więcej od życia?!
Tak!
Więcej śniegu, dłuższych zjazdów i grzanego wina po powrocie!
W jeździe na sankach kryje się jakaś niezwykła, pierwotna, niczym nie zmącona radość.
Dziecinna, czysta, uskrzydlająca.
Budzi śmiech, taki szczery, głośny.
Piski, krzyki, lądowania w zaspach, przewroty, wyścigi.
Zupełnie jak przed laty, gdy z dziećmi z sąsiedztwa zjeżdżaliśmy z najwyższej górki na stalowych miednicach i wielkich plastikowych workach.
A potem Mama przyjaciół częstowała nas domowym chlebem z masłem i cukrem.
I właśnie wtedy zobaczyłam na niebie UFO. Tak mi się wtedy zdawało.
Dopiero po latach dałam się przekonać, że był to sputnik.
A może jednak nie?!
Tak, w śniegu kryje się wciąż dziecięca wiara w cuda, bajkowy świat, radość i beztroska.
Dlatego tak bardzo kocham śnieg i tak bardzo na niego czekałam.
Był mi potrzebny, by uwierzyć jeszcze mocniej.
Ukryć między płatkami kilka marzeń.
W ciszy białego puchu usłyszeć swój głos.
Wsłuchać się w siebie.
Odnaleźć w bieli jasność, ciszę, spokój.
A potem pędząc na sankach krzyczeć na całe gardło, że kocham moje życie!
I mam ochotę na więcej, na niekończącą się sannę, śmiech i radość z najprostszych, dziecięcych przyjemności.
I na ciszę ze śniegiem też, sam na sam z zimą, jej szeptem o życiu codziennie tak innym, niezwykłym, jak każdy spadający na wyciągniętą dłoń płatek śniegu.
I na deser.
I na napisanie o nim, po przerwie dłuższej niż planowałam.
Deser w tonacji bieli z zimowym owocem pełnym energii, do którego długo nie mogłam się przekonać, a który w postaci musu smakuje lepiej niż mogłabym to sobie wyobrazić.
Niepozorne ziarenka quinoa po ugotowaniu w mleku kokosowym nabierają cudownego, orzechowego smaku. Są miękkie w stylu al dente, co bardzo lubię. I kremowe od wolnego gotowania w mleku.
Taka wariacja na temat popularnego ryżu na mleku.
Persymona z dodatkiem wody z kwiatów pomarańczy to moje styczniowe odkrycie, które bardzo Wam polecam. Podobnie jak ten deser. Możecie zamknąć go w słoiczku i zabrać do pracy albo po prostu zjeść w domu po powrocie z sanek;) I tu i tam będzie Wam na pewno smakował!
KOKOSOWY PUDDING Z QUINOA Z MUSEM Z PERSYMONY
1/2 filiżanki quinoa
1/2 laski wanilii lub cukier waniliowy
1/5 filiżanki cukru
ok. 500 ml mleka kokosowego
szczypta soli
Ziarna quinoa przesypać na sitko i opłukać w zimnej wodzie. Do średniego rondla wlać mleko kokosowe, cukier oraz ziarenka wanilii. Trzymać na średnim ogniu. Gdy mleko zacznie wrzeć, dosypać quinoa i trzymać na małym ogniu co jakiś czas mieszając, przez ok. 30 minut. Gotować do momentu aż połowa mleka odparuje i deser osiągnie pożądaną konsystencję. Jeśli trzeba, można dodać więcej mleka, wszystko zależy od tego, jaka konsystencja deseru Wam odpowiada. Przełożyć do przygotowanych pucharków i odstawić do przestudzenia - choć taki ciepły prosto z rondelka też smakuje wspaniale! Udekorować musem z persymony.
MUS Z PERSYMONY Z WODĄ POMARAŃCZOWĄ
2 duże owoce persymony lub 3-4 mniejsze
miód do smaku
2-3 łyżeczki wody z pomarańczy
łyżeczka soku z cytryny
1/2 łyżeczki żelatyny
Owoce persymony przekroić na pół i wydrążyć z nich miąższ. Przełożyć do blendera i zmiksować. Doprawić do smaku miodem, sokiem z cytryny i wodą z pomarańczy. Pół łyżeczki żelatyny rozpuścić w łyżce zimnej wody i odstawić aż napęcznieje. Następnie lekko podgrzać, by się rozpuściła i energicznie połączyć ze zmiksowanymi owocami. Wstawić do lodówki, do schłodzenia. Gotowym dekorować pudding z quinoa lub jeść solo - to wspaniały owocowy deser!
* inspiracją do puddingu był przepis znaleziony tu - klik
Jak zobaczyłam tytuł tego wpisu to od razu w głowie usłyszałam głosy Anny-Marii Jopek.
OdpowiedzUsuńPiękny blog, muszę się wczytać...
Pozdrawiam
:)))) jak genialnie..czegóż chcieć więcej? jak najwięcej takich dni:) ten deser wygląda obłędnie na Twoich fotografiach, aż czuję jego zapach!
OdpowiedzUsuńuściski!
J
Dobrana z nich para. Lubię i owoc i kaszę:)
OdpowiedzUsuńPaulino! O tak, to także moja ulubiona piosenka;)
OdpowiedzUsuńI zapraszam - wczytuj się:)
Pozdrawiam!
dotblogg!!! Prawda?! Cudownych zimowych dni Ci życzę i pozdrawiam z krainy absolutnie zasypanej śniegiem!
Aniu! Para stworzona dla siebie, tak jak moje sanki na tą zimę:)
OdpowiedzUsuńTak pięknie opisałaś radość ze śniegu, że w jednej chwili odjęło mi ze dwadzieścia lat;)
OdpowiedzUsuńNemi! Bo ta radość śniegowa tak właśnie działa!!! Hop na sanki:D
OdpowiedzUsuńWspaniałe połączenie smaków :D
OdpowiedzUsuńAle odważne i egzotyczne smaki! Bardzo ciekawa, słodka propozycja :)
OdpowiedzUsuńslyvvio! O tak, pysznie smakuje!
OdpowiedzUsuńburczymiwbrzuchu! Takie smaki w środku zimy nabierają dodatkowego aromatu - polecam!
No i masz! A ja od 2 tygodni dobiajałam się do wszystkich, co można by zrobić z owoców kaki, którymi zostaliśmy obdarowani, a za którymi ja też nie przepadam. W końcu wyrzuciłam ostatnie dwa... :( A tu takie cuda i piękne kolory!
OdpowiedzUsuńKolor i wygląd persymony zawsze mnie zachwyca, jej smak też lubię.
OdpowiedzUsuńwygląda ślicznie, słonecznie:) tylko zawinąć się w kocyk i pałaszować:)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię tu przychodzić... :)
OdpowiedzUsuńa u nas na razie nie ma śnieżnego szaleństwa... pamiętam zawszę tą radość, gdy budziłam się rano a za oknem niespodzianka: śnieg!!:) potem po szkolne na sanki i aż do nocy: góra-dół, góra-dół:)
OdpowiedzUsuńa taki deser to czyste marzenie po śniegowych zabawach!:) trochę wam zazdraszczam:)
pozdrawiam!
Kochana ja nie umiem oderwać się od Twoich słów ...post, w którym rozmawiacie z Amber czytam ciągle od dwóch tygodni:) ....czuję przez to jakbym lepiej Cię znała:)...a śnieg, oj śnieg to ja kocham i wywrotki na sankach i te radosne piski, kiedy w buzię, nos i wszędzie gdzie się da włazi śnieg:) wielki buziak ....a i czy zostało jeszcze coś w słoiczku?:)
OdpowiedzUsuńKasiu! No i masz! Biorę to na siebie - moja wina, że nie napisałam wcześniej;) Muszę Ci powiedzieć, że ja za tymi owocami to zupełnie nie przepadam, ale taki mus to zupełnie inna, przepyszna historia!
OdpowiedzUsuńHaniu! Posmakuj z tym puddingiem - jestem pewna, że polubisz!
Asieńko! Witaj:) Masz rację - kocyk o tej porze będzie niezbędny:D
Agnieszko! Naprawdę?! Jak mi miło! Serdeczności:)
Gosiu! To trzymam kciuki za duże opady u Ciebie - mam nadzieję, że sanki masz gotowe?! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię!
Jolu! Jak mi miło, ogromnie! Bardzo dziękuję!!!
Słoiczki już dawno puste, ale to żaden problem, zrobimy sobie taki deser - przyjeżdżaj - może z kuligiem?!
A ja wlasnie przed chwila kontemplowalam to zdjecie, a tu prosze ;))
OdpowiedzUsuńBelgio! O proszę! To teraz je pokontempluję to zdjęcie, a Ciebie zapraszam na deser;D
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
ale pyszności, sam kolor dodaje energii:)
OdpowiedzUsuńP.S.
dzisiaj wysłałam paczkę do Ciebie, o ile kurier się spisze to już jutro powinna dotrzeć:)
buziaki
Piegusku! Kolor rzeczywiście energetyzujący! Ale teraz działa tak na mnie wiadomość o paczce, i to kurierem! O rany, mam nadzieję, że śnieg mu nie przeszkodzi:D
OdpowiedzUsuńUściski!
Kochana tylko się nie śmiej ...ale my jak robimy kulig to na całego .... typowo wiejski ...a wiec ciągnik, polne drogi i pola, a my siedzimy na wielkich oponach i jazda ....jest po prostu nieziemsko:) ....i nieziemsko się też po takim kuligu wygląda:)
OdpowiedzUsuńTo musi być niebo w gębie...
OdpowiedzUsuńAnnoMario, zdjęcia są cudowne, ten kolor, wow! Zakochałam się w tym deserze. Musi smakować bosko.
OdpowiedzUsuńA łyżeczkę masz cudną!
Moje dziecko to się bardzo ucieszyło śniegiem, wczoraj cały dzień szalał na saneczkach :)
Pozdrowienia Aniu:)
Aniu, czytając Twoje słowa, aż mam ochotę wybiec na śnieg, teraz, natychmiast(!), lepić bałwany, brodzić po kolana w puchu i zjechać na sankach, a nawet z braku laku na reklamówce:))
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz, magicznie!
Smaki guinoa niestety nie znam ale... tak pięknie wygląda!
I łyżeczka :) z tych co 'nie istnieją' ;))
Śmieję się do monitora...
Pozdrawiam najcieplej w te zimowe chwile.
Jolu! A czemuż ja miałaby się śmiać?! Ja tylko taki kulig mam na myśli - prawdziwy! Dawno już na takim nie była, bo u nas niestety chyba nikt już nie organizuje! Mogę się na Twój zapisać? Sanki swoje przywieziemy!
OdpowiedzUsuńAngie! Tak, to było niebo w gębie! Pozdrawiam:)
Majana! Widziałam nawet zdjęcia;)
Deser oczywiście polecam, choć teraz i tak tylko Twoje spotkanie w kawiarni mi w głowie - och, jak zazdroszczę!
nat! Reklamówka sunie jak wyścigówka - jeśli tylko masz jakąś górkę w pobliżu - śmigaj, nie wahaj się!
Smak quinoa jest wyjątkowy, taki właśnie podszyty orzechowym aromatem - bardzo, bardzo Ci polecam!
Uśmiech szeroki odwzajemniam! I oczywiście zapraszam na sanki - mu chyba nie mamy tak daleko do siebie?
Piękne!
OdpowiedzUsuńKasiu! Pięknie dziękuję:)
OdpowiedzUsuńzeza dostałam! jednym okiem czytałam, drugim gapiłam się na zdjęcia, ciekawa "cóż to tam jest"??? świetny tekst, jak zawsze. i zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńZ Twojej opowieści czuję radość z tego śniegowego szaleństwa. W tych kolorach to deser wspaniale musi smakować :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAgnieszko! Zeza nie biorę na siebie:D Mogę jedynie podziękować za miłe słowa i namówić na deser, ok? :D
OdpowiedzUsuńKamila! Bo ta radość jest prawdziwa, czysta, dziecinnie radosna! Deser oczywiście Ci polecam i serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńQuinoa leżała dzisiaj w sklepie, zaraz obok liczi. A ja uległam maleństwom. Trudno. Przynajmniej wiem, gdzie ją mogę dostać.
OdpowiedzUsuńNo i jestem pewna, że to było UFO.
Ach Ty bałwanku śniegowy!
OdpowiedzUsuńCzapka z pomponem...Też mam taką.
Persymona to była ukochana kotka mojej prababci Franciszki.I nawet się jej jako dziewczę płoche nieco bałam.
Myślałam,że to imię jakiejś bogini lub wróżki.Była ruda.
Dlatego owoc ma dla mnie takie sentymentalne skojarzenie.No i ten radosny kolor.
A Twoje persymonowe dzieła chciałabym jeść bez umiaru - na śniadanie,na deser.Na okrągło.
Całus!
Karolina! W jakim sklepie?! U mnie niestety nie do kupienia, jedynie sprowadzać muszę.... No i przyznam, że do liczi chyba nigdy się nie przekonam...
OdpowiedzUsuńZa wsparcie kosmiczne bardzo Ci dziękuję - też tak sobie myślę, że sputniki wtedy nie latały po niebie;)
... ten post aż pachnie zimą... tak sobie myślę - próbowałaś zrobić coś podobnego z perełkami tapioki? Wtedy wygląda kosmicznie :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie!
Aniu, ta przerwa posłużyła Ci niewymownie...:) Piękne słowa i niesamowity zachwyt Twój. Cuda w bieli śniegu..., ja tez tak myślę i tez tak czuję, ale w tym roku to ja czekam dopiero na te cuda i na marzeń spełnianie. Na czystość i biel.. twój deser wyśmienity:) Muszę się rozejrzeć za kinoa:)
OdpowiedzUsuńAnia, powiem krótko - zazdroszczę entuzjazmu! Ja klnę na czym świat stoi.. Może dlatego że nie byłam na sankach? :D
OdpowiedzUsuńNie potrafię sobie wyobrazić smaku Twojego deseru, bardzo jest egzotyczny, ale wygląda doskonale, zwłaszcza ta owocowa część :)))
Serdeczności Ania :-)
Amber! Ja, bałwanek?! No pięknie Pani dziękuję! Nie liczyłam na taki komplement:DDD
OdpowiedzUsuńŁadna hitoria o kocie - wiesz, że ja też pomyślałam, że "persymona" to dobre imię dla kota?! Może nazwę tak kiedyś mojego, bo kot mi się marzy bardzo!
Deser może czekać na Ciebie o każdej porze - wydawany jednak wyłącznie po okazaniu się w czapce z pomponem;)
śnieg z każdego serca wyciśnie choćby odrobinę dziecka :) deser przecudowny, zimowy i taki rozweselający, że od samego patrzenia się uśmiecham :)
OdpowiedzUsuńcelebracje! Z tapioką nie próbowałam, ale to z pewnością świetna alternatywa, choć może tu zabraknąć orzechowego aromatu, który tak bardzo kocham w quinoa. Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńEwelajno! Bardzo Ci dziękuję! Przerwa była pracowita, ale potrzebna, tak jak śnieg, którego nie mogłam się już doczekać:)
Niech się spełniają Twoje morzenia!
Monika! Jak szewc powiadasz? Co tu zrobić, żebyś przestała? Może jednak zahaczysz o moje strony, wsadzę Cię na sanki i zmienisz zdanie, ok?
Ten deser smakuje podobnie do ryżu na mleku, ale jest bogatszy w smaki, orzechowo-kokosowy, z egzotyką owocowego musu, pyszny!
Uściski:*
P.S. O kulki nie śmiem pytać, bo z czasem u mnie fatalnie!
Ola! Święte słowa - w kwestii śniegu, oczywiście. A jeśli chodzi o deser, to radośnie dziękuję:)
OdpowiedzUsuńO Mamuniu, na myśl o tym śniegu zarózowiły mi sie policzki z zimna, a na widok tych cudownych fotografii w kolorze pomaranczy, zaróżowiły sie jeszcze bardziej - z ciepła:) Wspaniały deser! Mam ochotę wypróbować, WIELKĄ ochotę:) Zwłaszcza, że ten mus nie wyglada na coś czego powinnam unikać w związku z próbą utraty zbędnych kilogramów, hahaha... Tylko powiedz mi, kochana, co to jest woda pomaranczowa?
OdpowiedzUsuńBuziolki
oj oj oj już się nie mogę doczekać kiedy to zrobię! Tylko gdzie kupić quinoa?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Jagienka
deZeal! A z rumieńcami Ci do twarzy;) Deser idealny dla Ciebie, mimo, że jak czytam, to na diecie jesteś:) Woda pomarańczowa powinna być u Ciebie bez problemu dostępna w sklepach z orientalną żywnością - to woda z kwiatów pomarańczy, tak jak woda różana. Na pewno jest do kupienia w Twoim mieście - w Klimczoku:D, bo ja tam ją kupuję:)
OdpowiedzUsuńBuziole odwzajemnione:*
Jagienko! U mnie w sklepach quinoa niedostępna, kupują przez internet. Ale pewnie w większych miastach nie powinno być problemu z jej kupieniem.
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Kiedy pojawia się śnieg wsyzstko co zwykłe staje się magiczne, jak ta łyżka :D
OdpowiedzUsuńAuroro! Masz absolutną rację, może z wyjątkiem łyżki, bo jej wygięcie to już sprawka kogoś/czegoś innego;)
OdpowiedzUsuńpoezja smaku!
OdpowiedzUsuńgdzie mozna nabyc takie lyzeczki?
Schokolade! Łyżeczki nabyte na wyprzedaży sklepu, który się likwidował, parę lat temu...
OdpowiedzUsuńNa pociechę jednak powiem, że zwykłymi też można się tym deserem zajadać;)
Kochana nie musisz przywozić sanek, doczepimy kolejną oponę:) Zapraszam:) .....a tak skrycie to mam nadzieję, ze ten śnieg troszkę z nami pobędzie:)
OdpowiedzUsuńJolu! Jak na oponach, to melduję się natychmiast - bosko!
OdpowiedzUsuńI pewnie, że śnieg musi być dłużej - u nas ferie dopiero za dwa tygodnie!
Twój opis zimy, to to, co mi w duszy gra....tylko ja nie umiałabym tak pięknie ubrać tego w słowa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam śniegowo, zimowo i cieplutko :*
a szanowna Panienka to wie jak podgrzać atmosferę, hm tapioki jestem wielką (no może nie wzrostem ale duchem) fanką,a i persymona nie pogardzę .....
OdpowiedzUsuńps .ale te łyżeczki to cudne są
Cynthio! Witaj:) To gra nam w duszy to samo, wspaniale! Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńMargot! Podgrzać, a może raczej ochłodzić;DDD Alu, w tym deserze użyłam quinoa, ale tapioka też by się nadawała.
Pozdrawiam serdecznie:)
Piękne zdjęcia i smakowity deser. Tylko w przepisie na mus napisałaś
OdpowiedzUsuń2 duże owoce quinoa lub 3-4 mniejsze, zamiast persymony.
Ostatnio szukałam przepisów z persymoną, znalazłam ciasteczka i chlebek, ale to, to wygląda wspaniale! A quinoe uwielbiam.
Malino! Brawa za spostrzegawczość! Dziękuję - zaraz poprawiam:) Widzisz, jak mi śnieg świat przysłonił! :D
OdpowiedzUsuńI na deser namawiam - pyszny!
Pozdrawiam!
Mogę spokojnie Ci uwierzyć, że to jest pyszne, bo pudding z quinoa u nas króluje, z resztą też uwielbiam ten orzechowy smak, jaki powstaje gdy się ją ugotuje w mleku. Tak się składa że nie miałam ostatnio pomysłu na wykorzystanie wody z kwiatów pomarańczy ani na persymonę, skoro mówisz, że to takie dobre połączenie nie pozostaje mi nic innego jak spróbować!
OdpowiedzUsuńPs. Bałwanek? Może lepiej...Śnieżka?:)
Mar! A tak, wiem, że Ty lubisz quinoa! Woda z kwiatów pomarańczy cudownie podkręca smak persymony - spróbuj!
OdpowiedzUsuńMasz rację - Śnieżka brzmi ładniej, ale Bałwanek mi nie przeszkadza;D
Pozdrawiam Cię!
To ja poproszę taki słoiczek na pocieszenie bo zimy u mnie wcale nie widać.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tego białego szaleństwa i pozdrawiam serdecznie:)
Konwalie! Zimy nie widać?! To podzielę się i deserem i zimą;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wzruszyły mnie Twoje przywołane z dzieciństwa opowieści pełne ciepła i radości,i domowego chleba z masłem i cukrem;)fajnie,chyba sobie zaraz przyrządzę,bo tak się składa,że mam przy boku mój pierwszy chleb;)może nie idealny,ale swój;)
OdpowiedzUsuńa, Twój deser jest idealny po zimowych harcach !słoneczny;)
Pozdrawiam ciepło!
M.
Pewnie smakuje nieziemsko, bo pachnie tutaj niesamowicie :)))) A i u mnie też niedawno pachniało :))))))) Jednak było niejadalne :))) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńAneto! Smakuje wyśmienicie! Umieram z ciekawości, co u Ciebie pachniało - można to u Ciebie zobaczyć? Zaraz sprawdzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Monisiu! Miło mi bardzo - dziękuję:)
OdpowiedzUsuńDomowy chleb już z założenia jest idealny, bo Twój!
Pozdrawiam Cię:)
bardziej niż o kuriera obawiam się czy przesyłka dotrze cała:) buziaki
OdpowiedzUsuńha ha , nie wiem ale ja byłam gotowa dać palec sobie uciąć ,ze z tapioką ,a to z quinoa:D ale tez uwielbiam ją
OdpowiedzUsuńPiegusku! Kurier dziś dotarł! Jestem zaskoczona - biorąc pod uwagę odległość i warunki! A zawartość w całości, choć przyznam, że już niekompletna - nie mogłam się powstrzymać ;P
OdpowiedzUsuńD Z I Ę K U J Ę!!!!
Alu! Boże broń, nic sobie nie odcinaj, a już Twoje zdolne place są bezcenne - więc protestuję!!! Uściski:)
Ania, no o ryżu na meelku to mogłaś jednak nie pisać :D Nie cierpię :D
OdpowiedzUsuńNie wiem czy coś/ktoś jest w stanie zmienić moje podejście do śniegu ale możesz próbować ;)
Ania, kulki, no ja akurat czas nawet mam :D Także jakbyś miała chwilę to pisz spokojnie, godzina czy dwie się zawsze znajdzie, jak nie w weekend to w tygodniu :)
Ściskam :*
Monika! No to ładnie! Uśmiałam się teraz z tego ryżu - przynajmniej wszystko jest jasne - to deser nie dla Ciebie :DDD
OdpowiedzUsuńU mnie z czasem gorzej niż kiepsko, ale jak Ty mówisz, że masz czas, to ja się mobilizuję! Napiszę mail!
Dobrych snów!
A skoro robi się pogoda na sanki, to robi się pogoda na ten deser, juhu!
OdpowiedzUsuńfuNi!ta! Dokładnie tak! Wielkie juhu!
OdpowiedzUsuńAniu - kurcze czytam i czytam z radością ten post. Fajnie u ciebie i zimowo i kolorowo jednocześnie. I smacznie. Ale jak mogłoby być inaczej :) ? Pozdrawiam już prawie z ferii :)
OdpowiedzUsuńPatko! Szczęściara już ma ferie! My jeszcze musimy poczekać - mam nadzieję, że śnieg też poczeka!
OdpowiedzUsuńDziękuję, że wpadłaś! Uściski:)
jaki piękny deser... :) taki słoneczny
OdpowiedzUsuńKini! Rzeczywiście - dodaje tyle energii, co latem słońce;) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńAniu, deser genialny, zainspirowałas mnie. Pudding z quinoa moje dziecię uwielbia, próbowałam z róznymi owocami, ale w chyba nigdy nie pomyslalabym o kaki. Spróbujemy, dziekuje za tego posta:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńi znow magicznie;)ja tez kocham snieg,a wlasciwie cisze jak sypie,u nas tej zimy tylko kilka razy sypnelo..teraz pada,a deszcz dzwoni;)
OdpowiedzUsuńzakupilam persymone chociaz jak ty podchodze do niej nie pierwszy raz,quinoe bardzo lubie,tym razem dam do deseru blyskawiczna;)dziekuje za przepis;)i podzielenie sie myslami;)(w tle wlasnie chrapie mi kot)
Marto! Twoje dziecię to prawdziwy smakosz! Myślę sobie, że wersja z persymoną też Wam posmakuje!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
A z krainy mirabelek! Jak miła wizyta z samego rana! U Ciebie deszcz i kot, a u mnie właśnie śnieżyca i pies warczący na ptaki w karmniku! U mnie błyskawiczna quinoa chyba nieosiągalna, przynajmniej ja nigdy jej nie widziałam.
Serdeczności przesyłam i zazdroszczę kociego chrapania - tęsknie za kotami w moim domu!
nie umiem znalezc twojego adresu mailowego,a slicznie prosze;)
OdpowiedzUsuńA z krainy mirabelek! Jak cudnie czuć Twoją obecność - przynajmniej przez ekran sobie możemy razem teraz porozmawiać! Adres jest w bocznej zakładce O MNIE, ale podam Ci też tu: kucharnia@wp.pl
OdpowiedzUsuńUściski z krainy puszystego śniegu:*
jakie pyszności,
OdpowiedzUsuńnie mogę się napatrzeć na zdjęcia :)
super!
http://wszystkoogotowaniuks.blogspot.com
kachno! Dziękuję! Możesz patrzeć do woli;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Aniu. u nas w Lidlu były.
OdpowiedzUsuńkabamaigo! W Lidlu?! To pędzę do mojego - może u nas też jest! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za prozaiczne pytanie: filizanka to ile?
OdpowiedzUsuńBardzo lubie persymone ale nie mialam pojecia ze tak sie poetycko po polsku nazywa :-)
Aleksandra
Aleksandro! Moja filiżanka to miarka o pojemności 250 ml, czyli typowa szklanka.
OdpowiedzUsuńTen owoc ma kilka nazw, ale persymona wydaje mi się najpiękniejszą wersją!
Pozdrawiam Cię:)
a ja myślałam, że ten owoc nazywa się Khaki- byłam przekonana nawet...ale pewnie coś pokiełbasiłam jak to ja :-))
OdpowiedzUsuńcoś wspaniałego!
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Nazwa kaki jest tak samo obowiązująca jak persymona, więc nie pomyliłaś się. Ja wolę tą drugą - brzmi ładniej;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Wilczyca! Dziękuję i pozdrawiam:)
ale pyszności tu u ciebie ;)
OdpowiedzUsuńAga! Cieszę się, że tak myślisz;) Zapraszam!
OdpowiedzUsuńMus z persymony u mnie pod nazwą kaki robiłam już kiedyś i muszę przyznać rację, że ten owoc do tego nadaje się idealnie.Ale mój mus niestety nie był tak szlachetnie doprawiony Aniu jak u Ciebie - wodą pomarańczową.
OdpowiedzUsuńEwo! Myślę, że to dzięki dodatkowi wody z kwiatów pomarańczy przekonałam się do persymony, taka solo nadal mi nie smakuje!
OdpowiedzUsuńUściski:)
uwielbiam te owoce:) danie musi być pyszne:)
OdpowiedzUsuńNiezwykle kuszący ten deser :)
OdpowiedzUsuń