Gra.
Zamiana.
Przebranie.
Zamiana.
Przebranie.
Kamuflaż z błyskiem oczu podglądających świat przez tajemniczą maskę.
Pociągające są takie zmiany.
Nowe role.
Ciekawe spojrzenia.
Odrobina intrygi.
Solidna porcja zabawy czy pragnienie ucieczki?
Przed kim, przed czym?
Z rutyny do nietuzinkowości?
Z szarości w kolory?
Lubicie to?
Karnawał, stroje, maski, bale, zabawa.
Przyznam, że dla mnie karnawał nie ma szczególnego znaczenia.
Nie odczuwam specjalnie jego początku, nie świętuję wyjątkowo jego odejścia.
Nie żyję zgodnie z kalendarzem zdarzeń narzucających odgórnie - teraz czas na zabawę, jutro na przesłodzony wybuch miłości w postaci Walentynek.
Wierna jestem jedynie świętom Bożego Narodzenia i Wielkanocy, cała reszta mogłaby nie istnieć (oczywiście z wyjątkiem moich urodzin;)
Czy jestem zatem nudziarą? Smutasem, który z niczego nie potrafi się cieszyć? A może staroświecką panią, która nie rozumie halloweenowych strachów ani nie mdleje zlana pąsowymi wypiekami na widok krwistoczerwonych serc-poduszek?
Otóż nie!
Uwielbiam zabawę, żarty, przebrania, śmieszne stroje, głupie miny. Ilość rzeczy, jakie mnie cieszą przekracza czasem nawet moje pojęcie.
Ale za tym wszystkim kryje się mój wielki egoizm - to wszystko może mieć miejsce tylko wtedy, gdy mam na to ochotę. Tylko wtedy i już!
I tak miałam ochotą na szalonego walczyka z moim Synkiem podczas jego balu karnawałowego. Ale która panna odmówiłaby tańca z szefem kuchni, za którego był przebrany?!
Nie dam się jednak namówić na tegoroczny wielki szkolny bal rodziców. Wybrałam bowiem konkurencyjną imprezę w szkolnej kuchni - razem z kilkoma innymi rodzicami, pod bacznym okiem wprawnego szefa kuchni, przygotujemy wszystkie potraw na ten bal. Zajmiemy się też krojeniem kilkudziesięciu ciast (w tym mojego) upieczonych przez szkolne mamy dla 180 osób!
Moja kreacja już gotowa -ulubiony fartuch i czapka czekają na wyjście. To będzie pierwszy taki mój bal w kuchni i już nie mogę się doczekać! Nie znam menu, nie mam pojęcia w jakim rytmie będą stukać garnki, ale jestem pewna, że na zadaną przez szefa melodię każda z nas będzie chciała jak najsmaczniej zatańczyć.
Gdybym miała okazję układać menu, na pewno znalazłyby się w nim biscotti. Nie te tradycyjne, słodkie, ale wytrawne, serowe. Z zielonym pieprzem i suszonymi pomidorami.
Lubię takie zabawy, gdy słodkie zamienia się w wytrawne i na odwrót. Pamiętacie ciasto pomidorowe i lody z camemberta? Taki kulinarny bal przebierańców.
Tym razem padło na wytrawne biscotii, od których zdążyłam się już uzależnić. Są rewelacyjne!
Zielony pieprz cudownie tu ekscytuje, choć daje się delikatnie złagodzić słodyczą suszonych pomidorów. Chrupiąco, serowo, wytrawnie - pysznie!
A do tego zniewalające confit z czosnku. Jeśli lubicie smak pieczonego czosnku, to zakochacie się w tym confit. Jest cudownie aksamitne, podszyte aromatem cytryn i tymianku. Zróbcie je koniecznie!
Zanim popędzę na mój bal, muszę Was jeszcze zapytać o strój karnawałowy - w co się przebieracie (przebieraliście) ? Wróżka, strażak....?
WYTRAWNE SEROWE BISCOTTI Z ZIELONYM PIEPRZEM I SUSZONYMI POMIDORAMI
2 jajka
1 szklanka sera żółtego, najlepiej cheddar
1 szklanka mąki i odrobina do podsypania
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 łyżki ziaren zielonego pieprzu z zalewy
4-5 plastrów suszonych pomidorów
3/4 łyżeczki soli
Jajka zmiksować z serem (ok. 1 minutę). Dodać mąkę, proszek do pieczenia, sól i zielony pieprz. Ponownie zmiksować, na koniec wrzucić pokrojone drobno suszone pomidory.
Ciasto przełożyć na posypany mąką blat i delikatnie zagnieść, aż stanie się plastyczne i wszystkie składniki dobrze się połączą. Uformować, aby uzyskało podłużny kształt, lekko docisnąć z wierzchu.
Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 170 stopni i piec 20-25 minut.
Po tym czasie wyjąć z piekarnika i przestudzić przez ok. 10 minut, a następnie pokroić na plastry o średnicy ok. 1 cm.
Ułożyć je płasko na blasze do pieczenia i ponownie wstawić do piekarnika na ok. 15 minut, aż lekko zbrązowieją. Wyjąć, odwrócić na drugą stroną i trzymać jeszcze w piekarniku przez kolejne 10-15 minut.
Ciasto przełożyć na posypany mąką blat i delikatnie zagnieść, aż stanie się plastyczne i wszystkie składniki dobrze się połączą. Uformować, aby uzyskało podłużny kształt, lekko docisnąć z wierzchu.
Wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 170 stopni i piec 20-25 minut.
Po tym czasie wyjąć z piekarnika i przestudzić przez ok. 10 minut, a następnie pokroić na plastry o średnicy ok. 1 cm.
Ułożyć je płasko na blasze do pieczenia i ponownie wstawić do piekarnika na ok. 15 minut, aż lekko zbrązowieją. Wyjąć, odwrócić na drugą stroną i trzymać jeszcze w piekarniku przez kolejne 10-15 minut.
CZOSNKOWE CONFIT Z TYMIANKIEM
30 obranych ze skórki ząbków czosnku
5 plastrów cytryny
2 liście laurowe
2 łyżki siekanego tymianku (użyłam suszonego)
1 łyżeczka soli
1 szklanka oliwy z oliwek
Piekarnik nagrzać do temperatury 150 stopni. Wszystkie składniki przełożyć do żaroodpornego naczynia z pokrywką.
Lekko wymieszać i wstawić do piekarnika na 30 minut.
Po tym czasie delikatnie zamieszać zawartość naczynia i ponownie włożyć piekarnika na kolejne 30 minut.
Wyjąć, przestudzić, usunąć liście laurowe i plastry cytryny, odlać część oliwy (ok. 1/3 ) - można wykorzystać ją do sałatek, czy innych celów, a resztę przełożyć do blendera i dokładnie zmiksować. Gotową pastę można spożywać od razu lub przełożyć do słoika i wstawić do lodówki.
Lekko wymieszać i wstawić do piekarnika na 30 minut.
Po tym czasie delikatnie zamieszać zawartość naczynia i ponownie włożyć piekarnika na kolejne 30 minut.
Wyjąć, przestudzić, usunąć liście laurowe i plastry cytryny, odlać część oliwy (ok. 1/3 ) - można wykorzystać ją do sałatek, czy innych celów, a resztę przełożyć do blendera i dokładnie zmiksować. Gotową pastę można spożywać od razu lub przełożyć do słoika i wstawić do lodówki.
** przepis na czosnkowe confit pochodzi z tej strony - klik.
Cieszę się,że trafiłam na Twój blog...cudowna,lekka forma i do poczytania i do pooglądania i do posmakowania...czosnek z moim ulubionym tymiankiem, będę się nad nim pastwić...pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńbiore z zamknietymi oczami!te smaki kocham,pomidory suszone(ktos widzial moj sloj ?byl na apewno tylko nie pamietam gdzie go wsadzilam;) i czosnek...i ten krak krak jakie robia boscotti..dziekuje pieknie anno!
OdpowiedzUsuńincognito! I ja się cieszę - każdy nowy Gość bardzo miło widziany! Częstuj się:)
OdpowiedzUsuńMirabelkowa A! Jak się cieszę! Nie masz słoika?! Może podeślę Ci moje - domowe? Te biscotti są wyjątkowo krak krak:D
Uściski!
Ooo, na taki karnawał to ja się piszę! Pyszności, na które zawsze można mieć ochotę (bo z zabawą to różnie bywa, proza życia nie odpuszcza tylko dlatego, że akurat trwa karnawał). No, ale taki confit to raczej poezja, nie proza:) Ściskam i czekam sobie cierpliwie wiesz na co;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle niesamowicie klimatycznie u Ciebie.
OdpowiedzUsuńKoniecznie musze się połasić na swoje pierwsze biscotti, to napewno miła alternatywa np dla wafli ryżowych
Mar! To świetnie! Będziemy się świetnie bawić;) Masz rację - to confit to poezja w najlepszym wydaniu!
OdpowiedzUsuńJak tylko ochłonę po balowych wrażeniach, natychmiast się odezwę!
Uściski:)
dietetyczne fanaberie! Dziękuję - bardzo mi miło! Nie mam porównania do wafli ryżowych - nie jadam ich, ale mogę Cię zapewnić, że te biscotti są przepyszne i tak proste, że nie masz wymówki - musisz upiec;)
Pozdrowienia!
dopisalam zielony pieprz do jutrzejszej listy zakupow. przepisalam przepisy do mojego obtluszczonego kuchennego zeszytu. powspominalam sobie swoj pierwszy stroj karnawalowy, ktory znam nie tylko ze zdjec, ale i ktorego dotyk jestem w stanie sobie przypomniec (ach ten ogon z druta obciagnietego czarnym materialem, ktory za nic nie chcial przybrac kociego ksztaltu i te mieciutkie, aksamitne 'kocie' uszy na gumce - zerowkowe wspomnienia :)). a teraz marze o pysznosciach, ktore jutro dzieki Tobie zjem. dziekuje :)
OdpowiedzUsuńAnno-Mario - to już czysta poezja! I to w kuchni! Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńdomolubna! Naprawdę? Jutro? Wspaniale!
OdpowiedzUsuńI jak miło, że wspomnienia balu wróciły - ja za kota nigdy nie byłam przebrana...
Uściski!
An-no! Taki komplement w Twoich ustach - poezja dla mojego serca - dziękuję!
aż mi zapachniał ten duet-zjadłabym:) nie pamiętam swoich bali karnawałowych za to nadrabiam zaległości z moimi synkami. Michał przebrał się za piłkarza a Maciek za kowboja:) buziaki
OdpowiedzUsuńWIesz Aniu, ja też nie odczuwam karnawału, po prostu nie biorę w tym udziału.Jest to jest, kończy się ,ok. Gdy mam chęć na zabawę to wtedy kiedy chcę, a nie gdy mnie coś zmusza,dlatego np. nigdy nie przepadałam za sylwestrem.
OdpowiedzUsuńJakaś wymuszona impreza, bo trzeba? Nie, nie dla mnie :)).
A potańczyć w kuchni w fartuchu razem z synkiem to zawsze lubę:)
Pyszne te biscotii i piękne zdjęcia jak zawsze.
Ściskam:*
Piegusku! Wpadaj - poczęstuję Cię z chęcią. I mam pyszne nalewki ;P - dla śliwkowej przepadłam!!!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Majano! Czyli masz tak samo jak ja! Nic na siłę! Choć nie ukrywam, że na wytrawne biscotti będę Cię namawiała;)
Pozdrowienia!
Ja nie lubię przebierania, zabaw. Zdecydowanie bardziej wolę zaszyć się w domu, w łóżku z książką, lub w kuchni. A tego gotowania z rodzicami zazdroszczę. Dlaczego u moich dzieci nie da się czegoś takiego wymyślić?
OdpowiedzUsuńBiscotti kusi, oj kusi.
kabamaigo! W tej szkole to już kilkudziesięcioletnia tradycja. Może u Was też się uda - warto spróbować!
OdpowiedzUsuńDobrych snów:)
Ja byłam za kota przebrana. Tyle pamiętam z balów ;)
OdpowiedzUsuńTak już mam, że znacznie częściej przebierałam się na co dzień! To była moja ulubiona zabawa za dzieciaczka :D
Ale czy nie jest tak, że gotowanie przypomina takie przebieranki kulinarne ?
Buziam czekoladowo! :D
Auroro! A wiesz, że ja też! Tak na co dzień, bez powodu:)
OdpowiedzUsuńUściski!
ja chyba tylko raz byłam na karnawałowej imprezie przebierańców i wspominam ten dzień bardzo miło, bo tuż przed tą imprezą zaręczyliśmy się Miśkiem:) ale to już było jakiś czas temu...
OdpowiedzUsuńa twoje biscotti i confit kuszą mnie niezmiernie:)
ściskam serdecznie!:)
goh.! Taki bal przebierańców to oczywiście niezapomniany!
OdpowiedzUsuńDobrego weekendu:)
to jak dla od dziś karnawał moze byc na wytrawnie:)
OdpowiedzUsuńJolu! I świetnie! Dla mnie też:)
OdpowiedzUsuńDla mnie karnawał nie istnieje, bo teraz właśnie jest jego czas i trzeba się bawić.Karnawał mogę mieć wtedy,kiedy sama go chcę.
OdpowiedzUsuńA maski najbardziej podobają mi się weneckie.
Nie lubię przebierać się za kogoś,kim nie jestem.Niezręcznie się czuję...
Natomiast Twój karnawałowy duet jak najbardziej mi się podoba.I jadłabym go z rozkoszą nie tylko w karnawale.
Buziaki wielkie!
Amber Droga! I znów wszystko się zgadza - tak samo czujemy to o czym piszę. I mnie weneckie najbardziej się podobają!
OdpowiedzUsuńDo poniedziałku!
suszone pomidory, czosnek, tymianek... te wszystkie smaki to ja uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńaga! To mamy takie same obiekty uwielbienia;)
OdpowiedzUsuńi ja mam podobnie, nie mogę tak na zawołanie wpaść w nastrój zabawy. Przyznam się nawet, że często bojkotuję nawet sylwestrowe szaleństwa...:) I wbrew temu wcale nie jestem nudziarą, naprawdę, nie jestem! hihi :)
OdpowiedzUsuńKarnawał wytrawnie? Jestem za! :)
Karnawał jest dla mnie wtedy, gdy Mama smaży chrust. Bo robi to tylko raz do roku. Nie lubię imprezowania na siłę, "bo karnawał". Wymuszonych prywatek, bali, dobrych nastrojów...wolę wieczór z wytrawnym biscotti, wreszcie coś dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńzrobilam je juz wczoraj,rano zjedzone;)
OdpowiedzUsuńleglam za to w chorobie po karnawalowych szalnstwach ,nie ma to jak wlozyc krotka kiecke i szpileczki na zimno,tak sie skonczyl moj karnawal;)
dziekuje za przpis,wytrawny i wysmienity!
bardzo ciekawe połączenie :)
OdpowiedzUsuńsłony ser i pomidor w chrupiącym biscotti, do tego aromatyczna pasta czosnkowo-tymiankowa.. działa na moje ślinianki.
aaa! cudne to musi być! moje ulubione połączenie -pieczony czosnek+tymianek :))<3 zdecydowanie do wypróbowania:)
OdpowiedzUsuńuściski!
J
Jej, jej, jej! Takie połączenie ser, suszone pomidory i czosnek, i karnawał mógłby trwać przez cały rok! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
;)wlasnie przeczytalam co napisalam te szpileczki an zimno zabrzmialy jak nozki na zimno;)
OdpowiedzUsuńw sumie to samo;)
asix! A ja Ci wierzę! I fajnie, że jesteś wytrawna:D Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńArven! Wiesz, że ja też rozpoznaję karnawał po chruście - znajoma co raku smaży dla nas nieprzyzwoite ilości i jeszcze daje w prezencie białka, które mam potem do ukochanych bez;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że biscotti Ci się podobają!
Aga! Zrobiłaś?! Już?! Cudnie! Ogromnie się cieszę!
OdpowiedzUsuńJa właśnie dochodzę do siebie po 17 godzinach pracy w kuchni balowej - uff, działo się!
Zdrowiej:)
maddie! Prawidłowa reakcja;) Serdeczności!
OdpowiedzUsuńdotblogg! Bardzo, bardzo cudne! I masz rację - zdecydowanie do wypróbowania! Serdecznie Cię pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAsiu! Jej, jej, jak mi miło, że trafia w Twój gust;) Również serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAga Mirabelkowa! W sumie tak, to właściwie to samo - z jednym wyjątkiem, że moje nóżki na zimno chłodzą się teraz w lodówce, a Twoje powinny się grzać i kurować:)
OdpowiedzUsuńwytrawnych biscotti jeszcze nie próbowałam... ciekawe :)
OdpowiedzUsuńmonami! Smakują wspaniale - daj się skusić;)
OdpowiedzUsuńczasem mam wrażenie,że cały wszędobylski świat toczy się gdzieś obok,tuż za progiem,a ja tylko niekiedy pozwalam na uchylenie drzwi.i niech tak zostanie,tak jest dobrze,z prawdziwymi tradycjami,najważniejszymi świętami,a obok tego małe/wielkie zwykłe dni pełne nadziei na lepsze jutro.
OdpowiedzUsuńeh,kończę te filozofie i chwalę;)
za poetycki wstęp,smakowite zdjęcia,chrupiące biscotti i mój ulubiony czosnek!
wypróbuję to confit:)
Pozdrawiam!
M,
Monisiu! Pięknie i prawdziwie napisałaś - czuję to samo!
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciepłe, serdeczne słowa!
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Nie wiem, co bardziej mnie zachwyciło- czy przepis na biscotii (z ciast uwielbiam te wytrawne) i czosnkowe confit (mogłabym go dawać do wszystkiego), czy piękny, mądry tekst czy wspaniałe zdjęcia... Ach, te zdjęcia! Cudowne! ;-)
OdpowiedzUsuńŚciskam czule
Inkwizycjo! A mnie wszystko zachwyca w Twoim komentarzu i bardzo za to dziękuję;)
OdpowiedzUsuńŚciskam!
patrzę na zdjęciu i zadręczam się, że nie wymyślono jeszcze sposobu na utrwalanie i przekazywanie zapachu tego, co uwieczniają :)
OdpowiedzUsuńKaś! Masz rację, też czekam na taki wynalazek;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
wspaniale przepisy!
OdpowiedzUsuńz pozdrowieniami,
justyna
OMG! Jakie cudowne rzeczy...a mnie wszystko wzbronione..tylko się zapłakac...ale bedę pamiętać o tym biscotti i pomoże mi przetrwać cały okres zakazu...a potem jak go sobie upiekę....
OdpowiedzUsuńlove lives in the kitchen! Bardzo dziękuję i również pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTrzcinowisko! OMG! Zabronione?! To fatalnie... Trzymaj się:)
OdpowiedzUsuńsame piękne zdjęcia pięknych biscotti :)
OdpowiedzUsuńKini! Dziękuję za same dobre słowa;)
OdpowiedzUsuńUściski!
Aniu, czy biscotti zrobię to nie wiem...ale confit z czosnku na pewno:)Moje smaki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEwo! Cieszę się bardzo! Pozdrawiam Cię serdecznie:)
OdpowiedzUsuńW życiu bym nie wpadła, żeby zrobić wytrawne biscotti! Ale zjadłabym je z największą przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńaffogato! Mnie też ten przepis zaskoczył i zajadałam się z wielką przyjemnością - polecam Ci:)
OdpowiedzUsuńQue pan tan delicioso y que maravillosas fotografías!!! un beso
OdpowiedzUsuńQue pan tan delicioso y que maravillosas fotografías!!! un beso
OdpowiedzUsuńfresaypimienta! Muchos gracias! Un beso!
OdpowiedzUsuńwytrawne biscotti to pomysł jak dla mnie absolutnie nowatorski, ale jakże interesujący. Coś mi się wydaje, że się skuszę :-)
OdpowiedzUsuńJoanno! I mnie się zdaje, że będzie Ci bardzo smakować;) Miło znów Cię widzieć!
OdpowiedzUsuńUściski:)
Lubimy smak każdego czosnku! Arcydzieło:)
OdpowiedzUsuńMaja i Kamila! Dziękuję i serdecznie Was pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńto jest sztuka wyższa to co robisz na tym blogu.
OdpowiedzUsuńKocham Cię miłością nieograniczoną.
Monika
mnemonique! Dziękuję - nie umiem inaczej wyrazić słowami przyjemności, jaką mi sprawiłaś swoim komentarzem!
OdpowiedzUsuńUściski:)
całkiem inne, nieprawdaz :)
OdpowiedzUsuń