Mąka, jajka, oliwa.
I dłonie.
One są tu najważniejsze.
Kilka chwil zamkniętych w krawędziach stolnicy.
Ruchy miarowe, czułe, gdy trzeba stanowcze.
Wytrwałość nagrodzona cieniutkim arkuszem.
Niczym kupon materiału, czeka na skrojenie.
Pasta fresca.
A przy stolnicy Amber i ja.
Zobaczcie co wyszło spod naszych rąk.
Czy wiecie, że słowo maccheroni (makaron) pochodzi od greckiego słowa macarios oznaczającego szczęśliwy?
Niezmiennie zachwyca mnie to, jak słowa i ich historia potrafią pięknie definiować zjawiska, przedmioty, a przede wszystkim jedzenie.
Zapyta ktoś, ale co ma wspólnego zwykły makaron ze szczęściem?
Trzeba zacząć od tego, że makaron nie jest zwykły, choć wyróżnia go niezwykła prostota.
Ale to ona właśnie decyduje o jego wyjątkowości.
Nie trzeba przecież wiele, by rozłożyć na stole wielki arkusz ciasta.
Kopczyk mąki, kilka jajek, parę kropel oliwy.
Wszystko razem zawinięte w dłonie.
Masaż, dotyk, czułość.
Kilka chwil zgarniętych w całość.
Ciepło dłoni odciśnięte w kulce ciasta.
Szczęście łaskocze już powieki i rozsiada się w kącikach ust.
Zaczynam zbierać myśli, jak przed pisaniem listu.
Chcę być gotowa.
Za chwilę spod wałka wyjdzie cieniutkie jak pergamin, gotowe do skrojenia ciasto.
Lubię tą chwilę.
W głowie szumi od szczęścia.
Choć to przecież nie koniec.
Pora wybrać fason, krój, dodatki.
Linijka za linijką, kartka za kartką mój list się zapełnia.
Zaczynam myślami otulać Adresata.
Zawijam list w jego ulubione smaki, dorzucam szczyptę niespodzianki, odrobinę zaskoczenia.
Wysyłam.
Z koperty białego talerza unosi się zapach.
Widzę jak Adresat pochyla nad nim głowę i zamyka oczy.
Wiem, że właśnie zaczął czytać mój list.
Najpierw aromat - subtelny, wciągający wstęp, od którego nie można się już uwolnić.
Linijka za linijką, kartka za kartką pochłania kolejne smaki.
Opowiadam mu o wiosennej polanie porośniętej niedźwiedzim czosnkiem.
O gorących sierpniowym słońcu, w którym suszyłam pomidory.
O kwiatach nasturcji, których pąki cudownie udają kapary.
O podróży do ciepłych krajów, w których dojrzewają cytryny.
I o Prowansji, skąd płynie jego ulubiona oliwa.
Gdy kończy wiem, że wkrótce znów wyślę do niego list.
I wiem, że ten list też będzie o szczęściu.
Wiem też, że coraz mniej z nas pisze listy na papierze.
Równie niewiele robi domowy makaron.
A przecież jedno i drugie wymaga tak niewiele wysiłku, a daje tak dużo - szczęścia właśnie!
Może tym postem uda nam się się z Amber namówić Was do powrotu?
Do prostych czynności, które jeszcze niedawno były tak samo powszechne, jak dzisiejsze wpisy na portalach internetowych i "domowy rosół" instant z gorącego kubka....
Mój list o szczęściu pisałam na grubych linijkach pappardelle i dużych płatach maltagliati.
Do ciasta na makaron dodałam garść czosnku niedźwiedziego, którego zapas nadal znacznie podnosi wartość mojej zamrażarki.
Po rozwałkowaniu nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że ciasto przypomina piękny arkusz papieru czerpanego ...
Chciałam, żeby pasta była najważniejsza, a dodatki jedynie podkreślały jej wyjątkowość. Dlatego zrezygnowałam z przygotowania sosu.
Grube wstążki pappardelle podałam z oliwą zmieszaną z łyżką czosnkowego confit (przepis tu - klik), posypałam kaparami, świeżo startą skórką z cytryny oraz odrobiną parmezanu. Cudowne, rześkie, uzależniające!
Płaty maltagliati skropiłam obficie oliwą, w której od sierpnia moczyły się suszone pomidory. Stamtąd pochodzą też listki bazylii i oczywiście same pomidory, drobno pokrojone. Nie umiem zdecydować, która wersja jest smaczniejsza - obie w swej prostocie okazały się genialne w smaku.
PASTA FRESCA Z CZOSNKIEM NIEDŹWIEDZIM
3 jajka
190 g semoliny
60 g mąki pszennej
szczypta soli
1-2 łyżki oliwy
garść czosnku niedźwiedziego (użyłam mrożonego, odparowanego)
Na stolnicę wsypać obie mąki, w środku zrobić wgłębienie i wbić do niego jajka oraz dodać szczyptę soli. Palcami powoli zgarniać mąkę z brzegów i łączyć z jajkami. Wyrabiać do momentu aż ciasto zacznie formować grudki. Dodać posiekany i odparowany na patelni czosnek niedźwiedzi (podobnie jak szpinak zawiera dużą ilość wody, więc odparowania, zwłaszcza w przypadku mrożonego, jest konieczne). Wyrabiać do momentu uzyskania gładkiego elastycznego ciasta, które nie lepi się do rąk. Przełożyć do miski, nakryć ściereczką lub folią i odstawić na ok. 30 minut.
Zagniecione ciasto wyłożyć na posypaną mąka stolnicę i wałkować do otrzymania bardzo cienkiego arkusza. Można wykonywać tą czynność za pomocą maszynki do makaronu, ja jednak wolę prace ręczną. Cieniutko rozwałkowane ciasto podzieliłam na dwie części. Z jednej wycięłam paski pappardelle o szerokości ok. 1 cm, drugą pocięłam na prostokąty, choć maltagliati nie muszą mieć regularnych kształtów.
Jak przystało na pasta fresca, oba makarony gotowałam al dente w osolonej wodzie.
Po ugotowaniu odcedziłam i połączyłam z wybranymi dodatkami.
oliwa z oliwek
świeżo starta skórka z cytryny
kapary
1 łyżka czosnkowego confit (ewentualnie można pominąć, ale to już nie to samo)
świeżo starty parmezan do posypania
Ugotowany i odsączony makaron przełożyć do miski. Zalać oliwą zmieszaną z confit, wymieszać i przełożyć na talerze. Posypać kaparami, skórką cytrynową i parmezanem.
MALTAGLIATI Z SUSZONYMI POMIDORAMI
Jak przystało na pasta fresca, oba makarony gotowałam al dente w osolonej wodzie.
Po ugotowaniu odcedziłam i połączyłam z wybranymi dodatkami.
PAPPARDELLE Z KAPARAMI I CYTRYNĄ
oliwa z oliwek
świeżo starta skórka z cytryny
kapary
1 łyżka czosnkowego confit (ewentualnie można pominąć, ale to już nie to samo)
świeżo starty parmezan do posypania
Ugotowany i odsączony makaron przełożyć do miski. Zalać oliwą zmieszaną z confit, wymieszać i przełożyć na talerze. Posypać kaparami, skórką cytrynową i parmezanem.
MALTAGLIATI Z SUSZONYMI POMIDORAMI
suszone pomidory
oliwa, w której zalane były pomidory
bazylia i czosnek z zalewy
Ugotowany i odsączony makaron przełożyć do miski. Zalać oliwą z suszonych pomidorów. Dodać drobno pokrojone suszone pomidory oraz listki bazylii i płatki czosnku - zawsze dodaje je do oliwy, którą zalewam suszone pomidory. Wymieszać, przełożyć na talerz i zjadać z apetytem;)
Aniu,cudna Twoja pasta!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze było dla mnie wałkowanie razem z Tobą,w tym samym czasie.Praca nad makaronem w naszych kuchniach.To niezwykłe przeżycie.
Kolejne.Wspaniałe.
Dziękuję!
Aniu! I dla mnie to były wyjątkowe chwile, jak zawsze gdy stajemy razem w kuchni. Już rozmyślam o naszym lutowym spotkaniu...
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
cudowne zdjęcia, cudowny makaron, cudowne wspólne makaronu robienie :)
OdpowiedzUsuńJeśli mowa o prostocie w kuchni to ja dziś gotowałam rosół. Taki najprostszy, najprawdziwszy. Z miłości. Nie tylko do rosołu, ale i chorej współlokatorki, dla której ten gest znaczy wiele. I chyba pomoże wrócić na nogi ;)
OdpowiedzUsuńulcik! A jak cudownie czyta się Twoje słowa! Dziękuję bardzo za odwiedziny i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAuroro! Wspaniała prostota i to smaku, jak i uczuć. Taka prawdziwa i bezcenna - piękny gest!
OdpowiedzUsuńUściski:)
Anno-Mario - byłam już podręczyć się u Amber, teraz robię to Ciebie! Zjadłabym, co ja piszę, pożarłabym każdą z tych past, tak mi dieta eliminacyjna na zmysł smaku podziałała!
OdpowiedzUsuńmakaronik :) nie mam niszczarki do ciasta. Ale to wcale jej nie wymaga :) hmmm jedna z tych rzeczy, które pewnie zrobię jak będę mogła pozwolić sobie na trochę więcej :)
OdpowiedzUsuńPappardelle z kaparami i cytryną... boskie smaki... mam cudowne skojarzenie z latem, od razu mi cieplej ;)
OdpowiedzUsuńAniu a ja bym chętnie uszczupliła Twoje zapasy czosnku niedźwiedziego:) Zamrażarce by było nieco lżej :) Obie pasty cudne, ale ja poproszę tę wersję z dodatkiem skórki cytrynowej...
OdpowiedzUsuńAle wybór ,ale makaron ,ale zdjęcia :))) Aniu chylę czoła bo jest przed czym
OdpowiedzUsuńAn-no! Co z tą dietą? Są szanse na uwolnienie?
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam!
Katie! Ja też nie mam, wierzę w siłę rąk! Zrób, zrób!
Ewo! Wszystko da się zrobić - jak tylko wybierzesz się w moje strony!
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia:)
Kasiu! Jak mi miło - rozgrzać w taki mróz nie jest łatwo;)
Ciepło pozdrawiam!
Margot! Kochana Moja - dziękuję bardzo, rumienie się!
Ach, domowy makaron. Całe dwa tygodnie nie robiłam, a u mnie to wieczność! Chyba potrzebowałam takiej motywacji. I takiego przepisu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Aneczko a skąd masz teraz czosnek niedźwiedzi?Ja mam ale suszony tylko :(
OdpowiedzUsuńja czuję się namówiona na zrobienie domowego makaronu! to wyzwanie na kolejny weekend:))) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPięknie się prezentuje Twój makaron, Aniu. Mogę sobie tylko pomarzyć o dodatku czosnku niedźwiedziego w takiej formie jak u Ciebie.
OdpowiedzUsuńAsiu! Miód na moje serce - dwa tygodnie=wieczność! Masz rację w przypadku domowego makaronu to prawdziwe czasowe nadużycie! Rozumiem, że jutro chwytasz za wałek?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
margot! Alu ja mam zamrożony - dostałam takie ilości, że zamroziłam całe bukiety liści, teraz po trosze je używam:)
Goh! Jeśli tak, to mogę stwierdzić, że "mission completed";) Smacznego weekendu!
OdpowiedzUsuńHaniu! Pomarzyć albo wpaść do mnie - zapraszam;)
naprawdę świetne foty. żółtko na dzieńdobry miażdży.
OdpowiedzUsuńMonika! Miażdży to mnie Twój komentarz - aż chcę wołać "Miażdż mnie jeszcze, miażdż" ;DDD
OdpowiedzUsuńCałusy!
Aniu, Twoje słowa o robieniu makaronu oddają całą istotę tej pracy. To samo niemalże przeżywałam robiąc po raz pierwszy prawdziwy włoski makaron do tortellini. Ja już wiem, że z pewnością go powtórzę. Tym bardziej, że mogę już kupić świeży czosnek niedźwiedzi (są jednak zalety mieszkania w Monachium!)! ;)
OdpowiedzUsuńA w ten mróz gorąco Cię pozdrawiam!
Kasiu! Świeży czosnek niedźwiedzi w sklepie o tej porze - masz rację, to ogromna zaleta!
OdpowiedzUsuńA domowy makaron po prostu uzależnia!
Również ciepło pozdrawiam:)
Pięknie i jak zawsze klimatycznie u Ciebie, Aniu:-)
OdpowiedzUsuńMasz rację - domowy makaron uzależnia. Ten ze sklepu już po prostu nie smakuje:-)
Pozdrawiam.
Aniu! Jak mi miło - dziękuję:) Pozdrawiam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia i baaardzo apetyczne dania :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle patrzę co u Amber, patrzę co u Ciebie i może wreszcie dzięki Wam sama też zrobię taki domowy makaron. Noszę się z zamiarem już od dawna, ale takie pyszne zdjęcia przekonują mnie, że powinnam się wreszcie wziąć do roboty :-)
OdpowiedzUsuńtu-tusia! Bardzo Ci dziękuję i oczywiście namawiam do chwycenia za wałek:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJoanno! To byłby dla nas wielki sukces - liczymy na Ciebie;)
Serdeczności!
Aniu z wielką ochotą spróbowałabym obu przepysznych wersji. Domowy makaron górą :)
OdpowiedzUsuńKamila! O tak, górą, górą! I oczywiście zapraszam - do mnie, w góry;)
OdpowiedzUsuńwow! Wspanialy domowy makaron, któremu wystarcza doslownie jeden czy dwa dodatki, zeby wydobyc pelnie smaku. Przepiekne zdjecia:)
OdpowiedzUsuńaga! Dziękuję:) Jest dokładnie tak, jak piszesz, im mnie dodatków, tym smaczniejszy;)
OdpowiedzUsuńUściski!
Aniu, masz rację, że powinniśmy wrócić do zapomnianych, prostych czynności. Domowy makaron, to jedna z nich. Prostota scala nas wokłó stołu.
OdpowiedzUsuńWszystkie wersje biorę po troszeczku :) Własnie odkrywam zalety czosnku niedźwiedziego:)Pozdrawiam Aniu!
Co tu Aniu duzo pisac: pasta freska jak sama zaznaczylas nei potrzebuje wyszukanych dodatkow, a napewno juz nie tzw. "ciekzich" w smaku, w koncu smak takiego swiezego makaronu moglby niepotrzebnie przytczyc :-) Pozdrowienia sle!
OdpowiedzUsuńKasiu! Mam nadzieję, że ta prostota będzie scalać coraz więcej osób. Częstuj się proszę!
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam:)
Buru! Jak fajnie, że wpadłaś. Czytam ja sobie Twój wpis o sucharkach i już obmyślam, kiedy sobie zrobię.
OdpowiedzUsuńLubimy takie prace ręczne, prawda?
Ciepło Cię pozdrawiam, choć za oknem już prawie -20.....
Mnie nie trzeba namawia do robienia domowego makaronu, za bardzo lubię jego smak :-) Co mnie w nim fascynuje, to fakt, że w tak prostym przepisie, który wydawałoby się powinien być uniwersalny, każdy stosuje inne proporcje składników, zwykłej mąki do semoliny, mąki do jajek itp. I każdy robi dobry makaron (bo złym nikt by sobie głowy nie zawracał, prawda?).
OdpowiedzUsuńBee! Dokładnie tak! Zawsze gdy czytam przepis na makaron, widzę, że jest inny od mojego, ale i tak wiem, że w każdej wersji smakuje wspaniale, bo jest domowy!
OdpowiedzUsuńDobrego dnia:)
Rewelacja...aż brak słów by określic jak przepiękne i pyszne sa te zdjecia...
OdpowiedzUsuńCudne, pyszne, pożeram wzrokiem, piękne zdjęcia i proste przepisy, ale jak przemawiają do mnie:)
OdpowiedzUsuńFabulous pasta! They look mighty scrumptious.
OdpowiedzUsuńCheers,
Rosa
Angie! Dziękuję! Ale co tam zdjęcia, najsmaczniejsza jest domowa pasta;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Malina! Bardzo się cieszę - w prostocie siła!
Pozdrawiam Cię:)
Rosa! And they taste great;)
Have a great day!
Nigdy nie robiłem swojego makaronu ale tym postem chyba mnie przekonałaś żeby spróbować, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKermeet! Witaj:) Jeśli dasz się przekonać i zrobisz, będę przeszczęśliwa! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCudowne. Fascynujące! jestem pewna, że uzależnia :-) Ściskam!!
OdpowiedzUsuńInkwizycjo! Oczywiście, że uzależnia - dasz się wciągnąć? Namawiam;)
OdpowiedzUsuńmasz cudowne zdjęcia! pozdrawiam zazdrośnie :)
OdpowiedzUsuńmadame.Tico! Również pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny;)
OdpowiedzUsuńAch i och. Anno zdjęcia żółtek po prostu niesamowite. A rosół tylko domowy. Nie ma innej opcji. Makaron niestety domowy był tylko razy, chociaż planuję i planuję. Maszynka do wałkowania makaronu jest wysoko na liście "do kupienia" (wiem, wiem, że wałkiem można, ale mi jakoś nie wychodzi)
OdpowiedzUsuńkabamaigo! Nie podejrzewałabym Cię o inny, jak tylko o domowy:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za domowy makaron!
Pozdrawiam Cię ciepło:)
Taki domowy makaron to musi byc coś wspaniałego! Nigdy nie robiłam sama. Chciałabym kiedyś spróbować.
OdpowiedzUsuńTak pysznie się prezentuje, ach! :)
Domowy na pewno najpyszniejszy na świecie.
Pozdrawiam :)
Majano! Najpyszniejszy, bez dwóch zdań - pięknie się do Ciebie uśmiecham namawiając do tej ręcznej roboty:)
OdpowiedzUsuńUściski!
juz wiem w jaki sposob spedzimy z mezem sobotnie przedpoludnie :) dziekuje za kolejna inspiracje :)
OdpowiedzUsuńdomolubna! Ależ to wspaniała wiadomość! Trzymajcie się mocno - wałka, oczywiście;)
OdpowiedzUsuńSmacznego dnia!
rzeczywiście szybko zapomnieliśmy o tym, że kiedyś makaron robiło się samemu:) wygodnie jest sięgnąć po gotową paczuszkę z półki sklepowej, jednak smak takiego własnoręcznie zrobionego-bezcenny:)
OdpowiedzUsuńkolejny doskonały post!!
piękne zdjęcia Aniu:)
buziaki
Piegusku! Właśnie, kiedyś to było przecież na porządku dziennym! Chciałabym, aby te czasy wróciły!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię ciepło!
Mnie zachęcać nie trzeba.
OdpowiedzUsuńRobiłam, robię i robić będę domowy makaron:)
Anno-Mario to żółtko na pierwszym zdjęciu... cudne!!!
Konwalie! Cudnie to słyszeć:) Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)
Byłam juz u Amber i podziwiałam - brawo Dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńrównież zachwycam się słowami,tak dobitnie i z gracją potrafiącymi określać jedzenie przede wszystkim;)
OdpowiedzUsuńmakaron to czysta wielka prostota,jeśli można ująć to w ten sposób.
często odczuwam zwykłe chwile przyjemności przeplatane małymi uśmiechami właśnie podczas kluskowych,jak je nazwałam obiadów:)
Twoje propozycje bardzo trafiaja w mój makaronowy gust,szczególnie MALTAGLIATI Z SUSZONYMI POMIDORAMI;)!
tak pięknie się błyszczy!
pozdrawiam Cię lutowo!
m.
Taki samodzielnie zrobiony makaronik musi smakować niebiańsko dobrze!
OdpowiedzUsuńGrażyno! Dziękujemy! Pozdrowienia serdeczne:)
OdpowiedzUsuńMonisiu! Bardzo Ci dziękuję za ciepłe słowa! Kluskowe jedzenie - bardzo mi bliskie:)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam!
mops! Niebiańsko, to mało powiedziane;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPiękne słowa, świetna robota i ten piorunujący efekt! Taka poezja smaku spotkała mnie na Twoim blogu:)
OdpowiedzUsuńDziś brak mi sił na robienie domowego makaronu, ale tak zachęciłaś mnie prostym przepisem na cytrynowe pappardelle, że przed momentem wylądowały na moim stole:)Pasta niestety kupna, ale połączenie czosnku, cytryny, kaparów, oliwy i parmezanu urzekło mnie.
Serdecznie pozdrawiam,
SWS
MZ! Nawet nie wiesz, jak mi miło! Ogromnie się cieszę! Wierzę, że następnym razem będzie to domowy makaron i cudnie, że cytrynowa wersja Ci zasmakowała - ja się w niej zakochałam!
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam:)
masz racje zdecydowanie makaronowy dzien!!:)))
OdpowiedzUsuńDota! O tak, bardzo! I to świetnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ależ to cały fotoreportaż!! Pięknie wygląda cały ten proces makarono-twórczy! :D Apetyczne propozycje smakowe :)
OdpowiedzUsuńSaratelka! Tak już mam z tymi fotoreportażami;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńnatychmiast zrobilam sie glodna!do tego pachna mi z piekarnika bagietki,slinotok posampas;)
OdpowiedzUsuńMoja Droga A! Bagietki z piekarnika - a teraz jak ja mam zasnąć?! Zostawisz mi kawałek do kawy na jutro?
OdpowiedzUsuńpo prostu rewelacja, jestem zachwycona i zapiszę sobie Twojego posta, żeby wpływał na moje ambicje i może w końcu i ja się pokuszę o taką pastę :)
OdpowiedzUsuńMagda! Dziękuję:) I trzymam za słowo - nie z zapisaniem, ale z makaronem;)
OdpowiedzUsuńUściski!
Cudowne zdjęcia i cudowny makaron. Chociaż słowo makaron jest zbyt prostackie dla tego cuda!
OdpowiedzUsuńAleż tu u Ciebie poetycko i pięknie! Prawdziwy raj dla duszy i oczu:)
OdpowiedzUsuńBędę się delektować:)
Pozdrawiam!
Elexis! Ja myślę, że słowo dobre, tylko sam produkt zbyt po macoszemu traktowany. W cieple rąk nabiera innego znaczenia:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńsowo! Bardzo Ci dziękuję i zapraszam:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCudo! Jak miło gdy ktoś ubierze w piękne słowa to, co czujemy... :)
OdpowiedzUsuńKucharnio! jak zwykle... poczułam się jak w krainie czarów, niczym Alicja! te oszałamiające zdjęcia. zapierają dech, odbieraja mowę. szczęka uderzyła o kant biurka, tak się zachwycam.
OdpowiedzUsuńnatomiast przepisy. nic nie mam Ci do zarzucenia. chyba tylko jedno. że są niebiańskie! ta pasta, te opcje jej wykorzystania. ach, czuję się zazdrosna xd
Duti! Jakże mi miło - dziękuję i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKarmel-itko! Takie zarzuty mogłabym słuchać bez ograniczeń;) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńWcale nie jestem zdziwiona, że słowo makaron pochodzi od słowa szczęśliwy, bo od samego patrzenia na Twój domowy makaron czuję się szczęśliwa :)
OdpowiedzUsuńburczymiwbrzuchu! I nie da się zaprzeczyć, bo teraz ja się uśmiecham:) Ze szczęścia!
OdpowiedzUsuńPozwalam sobie na malutkiego taga:
OdpowiedzUsuńhttp://zmagazynu.blogspot.com/2012/02/seriale-seriale.html
Bee! Kochana, dziękuję:) Obawiam się, że będzie jednak kłopot z wzięcie udziału, bo od lat nie oglądam telewizji... Wybaczysz?
OdpowiedzUsuńUściski:*
Trafiłam do makaronowego nieba!:)
OdpowiedzUsuńaffogato! Jakże mi miło! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńojej, makaron ze szpinakiem domowej roboty!:)
OdpowiedzUsuńmniam
pees! Makaron ze szpinakiem też należy do moich ulubionych. Ten jest z czosnkiem niedźwiedzim :) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńnie wiem, czy bardziej urzekają mnie zdjęcia czy tekst...
OdpowiedzUsuńMałgo! A ja Cię namawiam na domowy makaron;) Uściski!
OdpowiedzUsuńPrzepięknie złapane chwile, wspaniały makaron i magia wspólnej pracy...
OdpowiedzUsuńNiezwykłe wrażenie.
Pozdrawiam ciepło
M.
Moniko! Jakże miło Cię gościć:) Dziękuję za ciepłe słowa, będę się nimi ogrzewać!
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Aniu, ja z zazdrością patrzę na ten Twój makaron. Samodzielna pasta jest na mojej liście marzeń, niby tak łatwych do spełnienia, ale jakoś nie mogę się odważyć, bo wydaje mi się, że wałkowanie będzie trwało wieki, a potem i tak okaże się, że wywałkowałam za grubo. Ale Ty tak cudownie o tym piszesz, a odnajdywanie piękna i radości w takich prostych kuchennych czynnościach to coś, co bardzo do mnie przemawia. Na pewno jednak muszę najpierw przynajmniej kupić porządny wałek. Pozdrawiam Cię gorąco!
OdpowiedzUsuńkaroLina! I kto to mówi?! Domowy twarożek, popisowe makaroniki, a tu do pasty brak odwagi! Ja Ci może ten wałek kupię i wyślę, bo jestem pewna, że dasz radę!
OdpowiedzUsuńUściski!
To teraz chyba nie wypada mi nie spróbować... Może uda mi się jeszcze kogoś przekonać, żeby mi wałek dał w prezencie urodzinowym, w zestawie są już dobre noże, blacha do minimuffinek i duża miska do ciasta, więc chyba nawet nikt się nie zdziwi ;)
OdpowiedzUsuńkaroLina! Oczywiście, że nie wypada! ;D Wałek to oczywista oczywistość, zwłaszcza na tle takiego zestawu;)
OdpowiedzUsuń...bo to co najprostsze smakuje najlepiej... pamietam te płachty makaronu z dzieciństwa:) co tydzień robiłyśy go z Babcią:) ....muszę do tego wrócić ...wprawdzie nie mam czosnku niedzwiedziego ...ale to nic straconego, mozna dodać bazylię:) .... zakochałam się w Twoich daniach ....
OdpowiedzUsuńJolu! Wróć koniecznie, zwłaszcza, że masz wsparcie Babcinych wspomnień!
OdpowiedzUsuńJasne, że bez czosnku można - jest bazylia, szpinak... Można eksperymentować do woli!
Niby jestem po kolacji, ale zmieściłabym jeszcze miseczkę takiego makaronu...
OdpowiedzUsuńOSa! Był pyszny - ja zjadłabym nawet teraz - po północy;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA w ytm makaronie się zakochałam! Świetny!
OdpowiedzUsuńAniu! I słusznie - bo taki domowy makaron rozkochuje jak nic;)
OdpowiedzUsuńZrobiłam! ;) Moje są z suszonymi pomidorami, też własnymi... :) następne będą ze szpinakiem i cytryną. :) Zajrzysz? :* Buziaki!
OdpowiedzUsuńKasiu! Wspaniale! Bardzo się cieszę - już do Ciebie pędzę:)
UsuńPozdrawiam!
Takiego makaronu nie jadłam! czosnek niedzwiedzi używałam ale Twój nieco duży ze zdjęcia...ciekawe jak to smakuje, nabieram ochoty tylko skąd wziąć czosnek? podpowiedź:))pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńnietuzinkowy pomysł na makaron, rewelacja! Nigdy nie robiłam takiego makaronu, świetna opcja na obiad, a do tego polecam dressingi Develey: winegret, ziołowy, czosnkowy i mój ulubiony jogurtowy oraz sosy 1000 wysp, tzatziki, salsa mexicana. Sosy i dressingi świetnie komponują się z mięsem i warzywami, gorąco polecam i życzę smacznego ! hey :)
OdpowiedzUsuń