Tak, o Was - o Czytelników bloga.
Kim jesteście?
Czy Was znam?
Co mnie z Wami łączy?
Ależ pytanie, prawda?!
Bo, czy ja naprawdę wiem, kim jesteście?
Czy my się znamy?
I tak, i nie.
Większość z Was zna mnie lepiej niż ja znam Was.
Zaglądacie.
Przychodzicie w odwiedziny.
Często zostajecie na dłużej.
Zasiadacie do stołu, czytacie w moich myślach.
Odchodzicie i wracacie.
Wielu z Was przed wyjściem zostawia podarunek.
To słowa.
Wasze słowa dla mnie.
Ważne. Ciepłe. Serdeczne.
Czasem zabawne, czasem zaskakująco szczere.
A więc poznaję Was po słowach.
Po ukrytych między nimi uczuciach, które z każdą wizytą dopełniają Wasz portret.
Mimo to, większość z Was pozostaje dla mnie zagadką.
Nie przestajecie mnie intrygować, zadziwiać.
Im bliżej się poznajemy, tym większą mam ochotę na kolejne spotkanie.
Zwłaszcza z tymi z Was, którzy odwiedzają mnie cichutko, na paluszkach, by nie zostać zauważonym.
Rozumiem Was, sama najczęściej tak właśnie odwiedzam innych.
Nie widzę Was, ale intuicyjnie odczuwam Waszą obecność.
Właśnie - intuicja.
Ona gra tu niezwykle ważną rolę, choć nie wychodzi na scenę, a pełni wyłącznie funkcję suflera.
Dotychczas mnie nie zawiodła.
Nieomylnie rozpoznała Osoby, które stały się częścią mojego życia.
Gotuję z Wami.
Rozmawiam.
Zaczynam dzień poranną kawą i oglądaniem zdjęć z końca świat.
To nic, że jesteście daleko.
To nic, że nie poczuję aromatu kawy zamkniętego w murach pewnego francuskiego mieszkania.
To nic, że gdy gotujemy razem, nie mogę wsadzić widelca w Waszą potrawę.
To wszystko mogę sobie wyobrazić.
Ale Wy jesteście naprawdę.
I to jest ważne.
I za to Wam dziękuję!
Choć większości z Was pewnie nigdy nie poznam, namiastką pozostają nasze spotkania w kuchni.
To wyjątkowe chwile. Osobno, a jednak razem.
Rozmawiamy o jedzeniu, poznajemy się, odkrywamy podobieństwa, znajdujemy różnice.
I w tym wszystkim pozostajemy sobą.
Nic na siłę, na pokaz, nie ma słów "wypada", "muszę".
Są zbyteczne, przecież łączy nas jedno - ta sama pasja, i to ona pozwala nam się zrozumieć.
Małgosia. Jedna z Was.
Podziwiam ją za bezpośredniość, za otwartość i poczucie humoru, z jakim opisuje swoje życie jako Desperate Housewife. I za długie listy, jakie do mnie wysyła. Szczere i prawdziwie. Dziś takie listy to rzadkość.
Dawno temu umówiłyśmy się na wieczorne pieczenie makaroników. Jak to z Małgosią bywa, było niezwykle zabawnie, zwłaszcza kiedy przyznała, że w piekarniku odpadło jej pokrętło do ustawiania temperatury. Nie muszę chyba wspominać, że dla tych najkapryśniejszych ciasteczek świata, temperatura pieczenia grą rolę kluczową....
Korzystałyśmy z instrukcji obsługi makaroników, którą zamieściłam w tym poście - klik. Wybrałam wersję różaną. Patera makaroników pachniała jak świeżo zerwany bukiet róż. Zamiast barwnika użyłam suszonych wczesnym latem płatków róż, które po zmieleniu dodałam do masy białkowej.
Ucierane z cukrem płatki róż połączyłam z odrobiną mascarpone i lekko doprawiłam kilkoma kroplami soku z cytryny. Powstała wspaniała, aromatyczna masa, którą zlepiłam makaroniki. Pani róża w takim wydaniu po prostu rozpływała się w ustach.
MAKARONIKI RÓŻANE - ROSE MACARONS
/na 30 sztuk makaroników - już po sklejeniu/
110 g cukru pudru
60 g migdałów (bez skórki)
60 g białek
40 g cukru kryształu
1 łyżka suszonych płatków róż
Białka ubić na sztywno, pod koniec ubijania dodając cukier aż do uzyskania gładkiej, lśniącej piany. Migdały, płatki róż i cukier puder zmiksować dokładnie razem w malakserze. Po zmiksowaniu przesiać, większych grudek migdałów nie wsypywać. Ubitą pianę przełożyć do zmielonych migdałów i dokładnie połączyć stosując wskazówki opisane w tym miejscu (klik) .
Gdy masa jest gotowa, przełożyć ją do rękawa cukierniczego lub szprycy i wyciskać na przygotowaną wcześniej blachę z papierem do pieczenia. Następnie odłożyć na min. 30 minut.
Piekarnik nagrzać do temperatury 170 stopni. Makaroniki piec przez 10-11 minut. Po wystudzeniu ściągnąć z papieru i odstawić na minimum jeden dzień, by rozmiękły.
MASA RÓŻANA
kilka łyżek ucieranych z cukrem płatków róż
odrobina mascarpone
kilka kropel soku z cytryny
Wszystkie składniki połączyć i wymieszać razem. Proporcje i ilość zależą od tego, jak słodka jest konfitura i ile masy chce się uzyskać. Najlepiej kierować się kluczowymi zasadami - na oko i do smaku;)
Gotową masą przekładać makaroniki. Po 1-2 godzinach zmiękną i staną się idealnie mięciutki zachowując lekko chrupką skorupkę. Mniam!
Małgosiu! Dziękuję za wszystko!
Pewnie nikt nie uwierzy, ale rodzaj pieczonych makaroników aż do publikacji posta trzymałyśmy w tajemnicy. Sama nie mogę uwierzyć, że obydwie uległyśmy urokowi róży...
Aniu! Są cudowne! Dziękuję dziękuję, było fantastycznie, mam nadzieję, że umówimy się znowu!
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Wiesz, niezbyt często brakuje mi słów, ale tym razem zaniemówiłam - nie mogę uwierzyć, że przygotowałyśmy te same makaroniki!!! Niesamowite! Ogromnie się cieszę i oczywiście się umawiamy;)
OdpowiedzUsuńUściski!
Cudowne! Uwielbiam się u Ciebie gościć!
OdpowiedzUsuńKamilo! Dziękuję:) Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo to doceniam!
OdpowiedzUsuńFajny pomysł na wspólne pieczenie , przywędrowałam tu prosto od Małgosi z bloga :) wygladają cudnie :)))))))
OdpowiedzUsuńHouse Full of dream. blog.! Witaj - cieszę się, że przywędrowałaś! Wspólne pieczenie to wyjątkowo niezwykły czas! I niezwykle smacznie się kończy;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Niesamowicie piękne są Twoje makaroniki:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię do Ciebie zaglądać Aniu i komentować, oglądać Twoje zdjęcia i czytać Twoje słowa.:)
Pozdrawiam Cięserdecznie:)
Majano! A ja Twoje odwiedziny i słowa ogromnie doceniam i bardzo dziękuję!
OdpowiedzUsuńDobrego wieczoru!
Aniu, piękny tekst. Miło się go czytało :) Makaroniki wyglądają świetnie! Nigdy ich jeszcze nie robiłam. Może już niedługo :). Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńKasia
Kasiu! Bardzo Ci dziękuję! Namawiam do makaronikowania:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
Kasia z bloga My Sweet and Tasty World użyła ostatnio sformułowania, że blogerzy tworzą swego rodzaju rodzinę i ja coraz bardziej to czuję :))
OdpowiedzUsuńi uważam, że też mam niezwykłego nosa do ludzi. Dlatego u Ciebie zostałam od razu na dłużej :D
Śliczne makaroniki. Z chęcią zjadłabym kilka. Może i ja kiedyś w końcu wezmę się za zrobienie ich.
OdpowiedzUsuńMakaroniki jeszcze przede mną. A Wam się tak pięknie upiekły, tak apetycznie wygladają że pewnie długo zwlekać nie będę. I Twoje Aniu i Magosi bardzo ale to baardzo do mnie przemawiają. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńAuroro! Wiesz, ja też tak często myślę i ogromnie mi miło, że doświadczam tego Twojego nosa! Mam nadzieję, że wiesz, iż to uczucie odwzajemnione;)
OdpowiedzUsuńHaniu! Koniecznie! Pozdrawiam Cię:)
urtica! Dziękujemy! Chwilowo jesteśmy zaskoczone tym, że nie umawiając się, upiekłyśmy taki sam rodzaj:) Pozdrowienia!
Ojej jakie z Was zdolne babeczki i jakie piękne pieczecie makaroniki i to z różą , wow
OdpowiedzUsuńmargot! Może i my babeczki jesteśmy, ale z Ciebie to prawdziwie zdolna babka!
OdpowiedzUsuńSuper jest takie wspólne pieczenie !
OdpowiedzUsuńMakaroniki rewelacyjne :)
Ja mam trochę kontaktu z czytelnikami spoza blogosfery, ale najbardziej ciekawią mnie ci, którzy robią moje dania. Najwięcej takich śladów mam przy zupie fasolowej i sałatce z pora z jajkiem i strasznie się cieszę, jak ktoś to zrobił i napisał, że mu smakuje :)
Grażyno! Masz rację, wspólne pieczenie ma wiele uroku.
OdpowiedzUsuńMoje kontakty z Czytelnikami też już bardzo wykroczyły poza blogosferę. Fascynuje mnie to, jak się dalej rozwijają.
Pozdrawiam Cię!
Dziekuje za piekny wpis - sklonil mnie, zazwyczaj anonimowego fana, do wpisu :) Dlatego cenie Twoj blog - za przepiekne zdjecia, ciekawe przepisy i pelne sensu, uroku i poezji slowa. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKarolino! Jakże się cieszę i bardzo dziękuję za to, że mogłam Cię dziś usłyszeć i zobaczyć:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Jest taka więź, którą się nawiązuje z ludźmi z blogosfery. Najpierw są Twoimi czytelnikami, z częścią z nich nawiązuje się bliższy kontakt, spotyka się, zawiązują się przyjaźnie...nie wierzę w stwierdzenia, że Internet jest szkodliwy. Nigdzie indziej nie spotykam takiego zagęszczenia ludzi podzielających moją paję jak tu, i to jest najpiękniejsze.
OdpowiedzUsuńMistrzowskie makaroniki. Zazdroszczę "ręki" do nich - i sprawnego piekarnika z pomiarem temperatury! ;)
Arven! Święte słowa! Podzielam jak najbardziej, choć co do szkodliwości internetu, czy raczej jej braku, nie do końca się zgadzam - ale to temat rzeka...
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam i cieszę się, że mogłam Cię poznać nie tylko wirtualnie, ale i realnie;)
Ja chce też z Toba gotować, tzn ty bys gotowała a ja bym wylizywała garnki. Chrzanic dietę.
OdpowiedzUsuńBuziolki kochanie jestes najsłodszym ciasteczkiem na swoim blogu i wśród nas.
hannah! Oczywiście, że chrzanić! W przeciwnym wypadku bym Cię nie wpuściła do kuchni! Garnki masz gwarantowane - tylko co z tego, jak za daleko jesteś?!
OdpowiedzUsuńZ tym ciasteczkiem to mi posłodziłaś - och i ach;)
A dla mnie największym prezentem są Twoje nowe wpisy na blogu. To, że mogę tu zajrzeć po cichutku, nie zawsze zaznaczając swoją obecność i przyglądać się pięknym zdjęciom, poznawać nowe przepisy oraz czytać słowa, które kierujesz do swoich gości, czyli także i do mnie, a dzięki temu czuję się wyróżniona... :]
OdpowiedzUsuńKruszyno! Wzruszyłaś mnie tymi słowami. To zaszczyt mieć takich Gości! DZIĘKUJĘ:)
OdpowiedzUsuńależ niesamowite makaroniki.. a jaka cudna masa.. marzenie:)
OdpowiedzUsuńBasiu! Były przepyszne! Dobrej nocy:)
OdpowiedzUsuńAniu, dzięki za przepis! Odkąd zaczęłam znowu piec makaroniki to chodzą za mną właśnie takie różane, ale nie do końca wiedziałam, jak do tego podejść i czy oby na pewno warto. A teraz już wiem :)
OdpowiedzUsuńAniu, pięknie ci makaroniki wyrosły i chętnie bym spróbowała takeigo z nadzieniem różanym z płątków róż! A teraz idę podumać nad internetem i znajomościami w nim zawartymi :-)
OdpowiedzUsuńYour macarons look perfect!
OdpowiedzUsuńmmm, ale pachniało u Ciebie
OdpowiedzUsuńkaroLina! Ależ nie ma za co:) Różane są cudowne. Dodatek płatków róż do ciasta nadaje mu subtelny, ale wyczuwalny aromat róż. Do masy radzę dodać sok z cytryny - przełamie słodycz.
OdpowiedzUsuńI oczywiście - warto, warto! Makaron też ;D
Bee! Owocnego dumania - bo na pewno jest nad czym, a może bardziej nad kim;)
Dewi! Thank you. I'm glad to hear that! Have a nice day!
OdpowiedzUsuńJswm! Tak, aromat róż nas oczarował! Pozdrawia Cię:)
Aniu, te makaroniki są niesamowite!
OdpowiedzUsuńNie tylko wyglądają bardzo apetycznie ale mają w sobie jakąś magię...nie wiem czy to sposób w jaki robisz zdjęcia, czy coś innego ale zamiast słodyczy widzę letni ogród, dziewczynę w zwiewnej sukience niosącą kawę i stolik nakryty koronkowym obrusem, na którym stoi talerz z makaronikami...
Twoje potrawy potrawy przenoszą mnie w zupełnie inny wymiar, za co pięknie dziękuję :)
Słoneczne uściski.
Cynthio! Niesamowite! Nie sądziłam, że dostanę taki piękny prezent w potwornie mroźny poniedziałkowy poranek! Twoje słowa - magiczne! Dziękuję, dziękuję...
OdpowiedzUsuńNo nie! Alez Wam to pięknie wyszło :-) Uśmiechałam sie od pierwszych słów tego wpisu i mam nadzieje, ze mi tak zostanie na cały dzień :-)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)
Agnieszko! Ja też mam taką nadzieję;) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńPiękne makaroniki Aniu.
OdpowiedzUsuńMuszą pysznie smakować.
Różane kompozycje to chyba najbardziej udane.
Miłego dnia.
W lodówce mam 570 g białka i bardzo żałuję, że nie mam suszonych płatków róży. Zdjęcia przepiękne. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAmber! Masz rację - różane kompozycje zapewniają niezwykłe doznania, zwłaszcza jeśli można je dzielić z Kimś bliskim!
OdpowiedzUsuńUściski:*
Basiu! Ale nie ma czego żałować! Możesz upiec inne - np. kawowe, czekoladowe, albo po prostu migdałowe!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię ciepło!
Aniu piękne makaroniki. Ja od wczoraj mogę powiedzieć, że już się ich prawie nie boję. Moje były czekoladowe i nie są nawet w połowie tak doskonałe jak Twoje, ale są.
OdpowiedzUsuńTo miło, jak pijesz z nami taką wirtualną poranną kawę. Mi jest miło pić taką kawę i zjadać makaronika z Tobą.
Karolina! Oj, gdybyś widziała moje pierwsze makaroniki! Ale tak jak piszesz, najważniejsze, że są , są nasze i że można je dzielić z Bliskimi!
OdpowiedzUsuńPoranna kawa w takim towarzystwie to prawdziwa przyjemność! Dziękuję:)
słodkie jest.. pieczenie wspólne i efekty różane. niesamowicie się zgrałyście.
OdpowiedzUsuńa bywać tu. lubię.. czasem tak właśnie na paluszkach po cichu, innym razem słowem, uśmiechem.
Asiejo! Tak, to zgranie bardzo udane i jednomyślne!
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoje bywanie - i to ciche, i to, kiedy zostawiasz słowa i uśmiech!
Aniu ja od dawna - po cichutku, ale dzisiaj wpisac sie musiałam ;)
OdpowiedzUsuńPatko! Wiem, wiem i lubię te Twoje cichutkie wizyty. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńpoczulam ich zapach..tylko ty moglas to sprawic..pisze wlasnie list do ciebie o dalekich krajach,ktore sa juz tylko w moich myslach..i dzieki temu ze je tobie opisuje,znowu nabieraja zapachow;)
OdpowiedzUsuńPieknie napisalas!!a juz o makaronikach nie wspomne...sliczniutkie takie delikatne i pachnace,czuje je az u mnie:)))Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńMoja Droga A.! Takie ciepłe słowa - dziękuję! Ogrzewam się nimi, bo zmarzłam na spacerze, bardzo...
OdpowiedzUsuńNa list czekam, jak zawsze:)
Ewo! Bardzo Ci dziękuję! Różana wersja rzeczywiście niezwykle aromatyczna!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:)
Kochana jestem zachwycona Waszymi makaronikami ...ja się jeszcze nie odważyłam ..ale sie odważę:) .... cudownie móc z Tobą coś ugotować ...bo to na pewno będzie feeria smaków:) pozdrawiam ciepło Kochana ...
OdpowiedzUsuńrobiłam raz.
OdpowiedzUsuńz taakim przęjęciem!
ale póki co nie powtórzę, zbyt się boję!
Jolu! Dziękujemy! Odwagi, odwagi, to tylko pozornie tak skomplikowane, ale jestem pewna, że dasz radę! Jeśli trzeba służę wsparciem;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię mocno!
pees! Ja po pierwszym razie też tak myślała, ale teraz nie żałuję, że jednak zmieniłam zdanie. Może i Ty zmienisz?! Pozdrowienia!
Witam.
OdpowiedzUsuńZaglądam regularnie, czytam z rozkoszą i przewijam leniwie myszką post w dół... Cm bo tym razem mnie czeka dobrego?
Wspaniale piszesz, czytam Twoje słowa niczym balsam dla duszy. Proste i piękne.
A te przepisy... Zakochałam się na zabój w charlotte z czekoladą! I w kilkudziesięciu innych przepisach :)
Pozdrawiam,
Zytka Maurion
wyglądają idealnie! i tak ich dużo, oj szkoda, że nie można kilku porwać :)
OdpowiedzUsuńZytko! Witaj:) Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogłam Cię zobaczyć - cichego, serdecznego Gościa! Dziękuję za każdą wizytę. Świadomość, że mam tak niezwykłych Czytelników naprawdę dodaje skrzydeł:) Dziękuję!!!
OdpowiedzUsuńKaś! Ja zawsze piekę malutkie makaroniki, dlatego wychodzi ich zawsze bardzo dużo;) Niestety, po tej partii pozostały jedynie różane wspomnienia;)
Piękne Ci wyszły te makaroniki, jeśli pachną jak bukiet róż to ja biorę w ciemno :), pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDopieściłaś nas Aniu tymi słodkimi, jak te cudne makaroniki, słowami dzisiaj:) Czytam i uśmiecha mi się cała buzia od ucha do ucha:))) ściskam i pozdrawiam - i proszę: pisz tak pięknie dla nas wiecznie, o czymkolwiek:)
OdpowiedzUsuńoj, upiec prawdziwe makaroniki, nie będąc pierrem herme to naprawdę duże osiągnięcie. Twoje makaroniki wyszły wspaniałe. Jak zwykle nie przestajesz mnie Anno-Mario zadziwiać :-)
OdpowiedzUsuńzauberi! Dziękuję! I oczywiście bierz w ciemno;)
OdpowiedzUsuńGoh.! Wyobrażam sobie ten uśmiech i zastanawiam się czy jest teraz większy od mojego;)
Pisać będę, z wiecznością może być problem;)
Uściski!
Joanno! Iście światowy komplement - dziękuję! Ale mówiąc poważanie, to wcale nic trudnego;) Dziękuję Ci za odwiedziny i miłe słowa!
OdpowiedzUsuńAniu kochana, i ja zaglądam ostatnio tak bardziej ukradkiem choć nie mniej regularnie. Pewne wydarzenia sprawiły, że zamykam się w sobie zamiast coś napisać na kilku ulubionych blogach. Chętnie jednak czytam Twoje słowa i zawsze zerkam na nowości. Wczoraj piekłam Twoje biscotti z pomidorami i cheddarem, jedliśmy je popijając barszczykiem i wszyscy zgodnie orzekli że są lepsze o mojej wersji na słodko, z cynamonem :)
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie!
Natalio! Jesteś:) Hip, hip hurraaa!!! Mam nadzieję, że wszystko się ułoży - trzymam mocno kciuki i bardzo się cieszę, że mogłam Cię dziś zobaczyć! Uściski!
OdpowiedzUsuńwyobrazam sobie ten cudowny rozany aromat...
OdpowiedzUsuńsliczne makaroniki:)
aga! Pachniały pięknie... Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńOjej, jakie małe słodkie cudeńka, przyznam, że jeszcze się nie podjęłam ich zrobienia, ale jak patrzę to niezwykle mnie kuszą, a do tego jeszcze masa różana, cudo nad cudami :)
OdpowiedzUsuńburczymiwbrzuchu! Obyś się dała skusić, bo są cudowne w smaku:)
OdpowiedzUsuńDobrego wieczoru!
Ciepło, jakie bije z Twojego bloga nie pozwala mi tu nie zaglądnąć od czasu do czasu.. I "znasz" mnie- czasem cichutko, niepostrzeżenie przemknę przez treść i zdjęcia, czasem zostawię ślad.. Ale zawsze lubię tu wracać..
OdpowiedzUsuńEwelina! A ja właśnie z cichutkiej wizyty u Ciebie wracam - bukiet balonów też mi się marzy;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizyty, za Twoje słowa i za powroty!
rzeczywiście cudowny zbieg okoliczności:)
OdpowiedzUsuńpiękny post:) lubię do Ciebie wpadać:)
buziaki
piegusku! Życie bywa tak mile zaskakujące:) Pozdrawia Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńAle słodkości ;)
OdpowiedzUsuńSuper przepisy.
Robisz piękne zdjęcia.
Czemu nie wstawiasz ich większych na bloga? Oglądam i oglądam te Twoje fotki i jem oczami ;)
coscik! Bardzo mi miło - dziękuję! A większe zdjęcia - może kiedyś, zobaczymy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Anno-Mario, przepiekne! I na dodatek rozane to moje ulubione, pozwol wiec, ze wirtualnie sie poczestuje :)
OdpowiedzUsuńI ja czesto zastanawiam sie nad tym, kim sa moi czytelnicy... Czasami dostaje przemile maile, czasami nawet zdjecia, od praktycznie nieznanych osob; nieznanych, lecz laczy nas przeciez jakas wiez... Bardzo to ciekawe i zaskakujace zarazem :)
Pozdrawiam serdecznie!
Beo! Jak mi miło, że trafiłam w Twój makaronikowy gust - częstuj się, oczywiście!
OdpowiedzUsuńA więź z Czytelnikami nie przestaje nie zadziwiać - bardzo, bardzo pozytywnie:)
Pozdrowienia!
Pięknie napisałaś.
OdpowiedzUsuńZaglądam już wcześniej.
Często.
Napsiałś, tak że czuję jakbym byłą obok Ciebie. To musiała by być świetna kawa... Spotkanie ;)))
Wspaniałe makaroniki, te róże...
Pachną tu intensywnie... :)
Toniu! Oj, oj, oj, ależ mi się ciepło zrobiło! Dziękuję - za chwilę zaparzam kawę - może wypijemy ją razem, dziś albo przy innej okazji. Na pewno:)
OdpowiedzUsuńRóżane pozdrowienia Ci przesyłam!
Ile makaroników! A ja jeszcze nigdy nie robiłam. Boję się za nie zabrać. Za każdym razem, jak się już nastawię, coś mi nie pozwala ich zrobić. Porywam więc jednego, a swoje może kiedyś zrobię... :)
OdpowiedzUsuńmaniu! Zrób koniecznie, poczekaj, aż przyjdzie ta odpowiednia chwila! Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńkucharnio... dlaczego, kiedy wchodzę na Twoja stronę doznaję stanu uniesienia?
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, cudowna gra słów, oszałamiająca kompozycja całości. Twoje posty są balsamem dla duszy, ciała i.. oczu! te zdjęcia.
no, o podniebieniu już nie wspomnę. Twoje wspaniałości powalają.
dzisiejsze makaroniki są cudne. ach i ta róża w ich towarzystwie. a może one w jej towarzystwie? nieważne. zgrały się cudownie w każdym calu!
Pozdrawiam Cię, Kucharnio, z całego serca ;]
Karmel-itko! Nie wiem sama czemu tak jest, ale wiem, że bardzo się cieszę, iż tak się czujesz:)
OdpowiedzUsuńZasypałaś mnie tyloma komplementami, że nie umiem znaleźć słów, by odpowiedzieć inaczej, jak tylko bardzo Ci podziękować!
Pozdrowień moc!
Cudowne makaroniki (pięknie podane!) i jak zwykle cudowne zdjęcia. Różany krem kusi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Evitaa! Dziękuję:) Masz rację - różany krem to niezwykły kusiciel;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mmm, róża... fantastyczne!
OdpowiedzUsuńjust-great-food! Po pierwszym makaroniku pomyślałam tak samo;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Uwielbiam patrzeć na twoje makaroniki. Istne cudeńka :)))
OdpowiedzUsuńGosiu! Ależ ja Ciebie dawno nie widziałam! Zrobiłaś mi wielką niespodziankę swoją wizytą! A wiesz, że Ty mi się właśnie makaronikowo kojarzysz?! Byłaś pierwszą komentatorką poprzedniego wpisu o makaronikach:)
OdpowiedzUsuńUściski i dobrego dnia!
Those macarons are beautiful! I bet they taste divine. A wonderful treat.
OdpowiedzUsuńCheers,
Rosa
Rosa! You're right - they tasted divine!
OdpowiedzUsuńHave a great weekend!
Cheers:)
Aniu, piękne są. Kształt, aromat... I słowa :)
OdpowiedzUsuńAniu! Dziękuję Ci bardzo! Dobrego weekendu - bo mój się już zaczął;)
OdpowiedzUsuńAż się wzruszyłam :)
OdpowiedzUsuńA makaroniki chodzą za mną... :)
Paulino! To miłe, bardzo dziękuję, że jesteś:)
OdpowiedzUsuńAniu nie dość, że chętnie zajrzałabym do Twojej zamrażarki to teraz jeszcze okazuje się, że też do spiżarni po płatki różane w cukrze :)
OdpowiedzUsuńAniu, czy masz duże siedlisko z dziką różą? Jeżeli tak, to zawitam do Ciebie na zbiory płatkowe:)
Ewo! No proszę, nie sądziłam, że moja zamrażarka i spiżarka mogą wzbudzić taką ciekawość:)
OdpowiedzUsuńSiedlisko nie u mnie, u Teściowej;P
Ale moje zawita do ogrodu być może tej wiosny - dam znać!
Pozdrawiam!