Obmyślam sobie stół, jego zalety i rozmiary. Powinien być taki, że chciałabym, gdybym była dzieckiem, odchylić obrus i wczołgać się w lniane światło niekończącego się tunelu, przykucnąć i słuchać rozmowy dorosłych, głośnych śmiechów, podzwaniania kieliszków i raz po raz: Salute! i Cin-cin!, posuwać się w kółko przy tych krzesłach, patrzeć na wizytowe pantofle, na kolana, na kwieciste spódnice podkasane dla ochłody pod tym stołem pewnym i mocnym, chociaż tyle na nim jedzenia.
Powinien być to taki stół, żeby mógł pod nim swobodnie chodzić duży pies. Długi, żeby na końcu stała ogromna waza pełna wszelkich kwiatów, jakie w danym czasie kwitną. I tak szeroki, żeby półmiski krążyły z rąk do rąk i zatrzymywały się, gdzie tylko chcą. I żeby w ciągu tych godzin mogło przybywać butelek z wodą mineralną i winem. (...)
I żeby nikogo nie obchodziło to, że pestki oliwek rzuca się gdzieś daleko. I najlepsze obrusy na taki stół powinny być z jasnego płótna, niebieskie w szachownicę czy różowe, czy zielone kraciaste, byle nie martwa biel, bo raziłaby w oczy odblaskiem. Jeżeli stół jest dość długi, można na nim postawić wszystko naraz i nikt nie musi biegać tam i z powrotem między stołem i kuchnią.
Nakrywa się taki stół głównie dla przyjemności, jaką sprawia przesiadywanie przy posiłku pod drzewem w południe. Z otwartego powietrza czerpie się spokój, odprężenie, wolność. Jest się swoim własnym gościem, a takie właśnie powinno być lato.
W rozkosznym odurzeniu, kiedy już ostatnia gruszka została przepołowiona, ostatnia skórka chleba zgarnęła ostatnie okruchy gorgonzoli, ostatnia kropla wina spadła do kieliszka, można przeżuwać w myśli, jeżeli ma się skłonności do tego, swoje uczestnictwo w wielkim zbiorowym błogostanie.
Bo zapada się w błogostan jak wszyscy inni we Włoszech. Miliony spódnic i spodni wyświecają się z tyłu od siedzenia na milionach krzeseł przy milionach stołów, nad którymi latają roje miniaturowych muszek.
Rytm toskańskiego ucztowania może nas zwalić z nóg po długim obiedzie na powietrzu i wtedy tylko jedna myśl jest jasna - sjesta. Logika runięcia na trzy godziny w szczelinę dnia ma głęboki sens. Najlepiej z książką powlec się na górę, poddać się. *
Tak robiłam.
Każdego dnia dawałam się wciągnąć szczelinie dnia.
Wessać w ten bezczas kilku godzin, gdy świat jakby zatrzymuje się w miejscu.
Pauza. Bezruch. Błogostan.
Z książką w ręku poddawałam się szeregom liter, które rozsypywały się przede oczami rysując obrazy malowane niezwykłą wyobraźnią autora.
Wakacyjne życie w południowym rytmie.
Mocna kawa na powitanie dnia.
Lekki posiłek w południe i późna kolacja - uczta pod gwiazdami.
Najchętniej pod drzewem, przy stole. Takim, o jakim pisze Frances Mayes.
Uginającym się od sezonowych warzy i owoców. Oblanym brzoskwiniowym blaskiem zsuwającego się za horyzont słońca. Z pulsującym rytmicznie akompaniamentem świerszczy. Trzepotaniem dyskretnych nietoperzy pospiesznie łaskoczących granatowe powietrze. I z nadzieją wypisaną na niebie złocistym atramentem spadających gwiazd.
Takie powinno być lato.
Takie były moje wakacje.
Błogostan.
W duszy i na stole.
A na nim obowiązkowo brzoskwinie.
Dojrzałe, soczyste, kuszące, z tym budzącym lekkie zakłopotanie meszkiem.
Ugotowane w syropie z białym winem, wanilią, cynamonem, skórką limonki i czarnym pieprzem, dopieszczone malinami, muśnięte chmurką lekkiego kremu. Doskonałe.
Rozkosz, której trzeba się poddać.
Najlepiej zaraz po wyjściu ze szczeliny dnia.
BRZOSKIWNIE W SYROPIE MALINOWYM Z WANILIĄ, PIEPRZEM I KREMEM MASCARPONE
POACHED PEACHES WITH RASPBERRIES AND MASCARPONE
2 szklanki wody
1 1/4szklani cukru
3/4 szklanki białego wytrawnego
3/4 szklanki białego wytrawnego
szczypta soli
laska cynamonu
laska wanilii
skórki z limonki
1/4 łyżeczki ziaren czarnego pieprzu
6 brzoskwiń
ok. 3 szklanek malin
opakowanie mascarpone
sok z limonki
cukier waniliowy
Brzoskwinie umyć, przepołowić i usunąć pestki.
Do dużego płaskiego rondla włożyć wszystkie składniki z wyjątkiem brzoskwiń i malin. Doprowadzić do wrzenia. W tym momencie do syropu włożyć połówki brzoskwiń i gotować na małym ogniu przez kilka minut - powinny lekko zmięknąć, ale nie rozgotować się! Wyłączyć ogień, nakryć rondel i trzymać brzoskwinie w syropie jeszcze przez 7-10 minut.
Następnie odsączyć je z syropu i przełożyć do innego naczynia, a do garnka wsypać maliny i ponownie zagotować. Zdjąć z ognia przelać syrop przez sito ugniatając, aby maliny puściły jak najwięcej soku.
Mascrapone utrzeć z cukrem waniliowym (najlepiej domowym) i sokiem z limonki.
Brzoskwinie podawać polane malinowym syropem z chmurką kremu mascarpone. Posypać świeżymi malinami. Świetnie smakują też z lodami!
** deser inspirowany przepisem z tej strony - klik
Z wielką przyjemnością dodaję przepis do prowadzonej tradycjnie przez Kabamaigę akcji Morelkowo Brzoskwiniowo.
Kochana to ja usiądę z Tobą przy tym stole i razem zapęłnimy go przysmakami ...a potem będziemy długo siedzieć i rozmawiać:)
OdpowiedzUsuńwielkiego buziaka zasyłam Kochana:)
Jolu! Siadaj, wiesz, że czekam z miejscem nieustannie:)
UsuńWiem Kochana, wiem:) ...nawet jak wracaliśmy znad morza i przejeżdżaliśmy przez Twoją miejscowośc to miałam ochotę na krótkie odwiedziny ...ale przypomniałam sobie, ze i Ty wówczas wakacjowałaś:) bziaka zasyłąm
UsuńJolu! Rany, jaką Ty trasą wracałaś albo znad jakiego morza?! Przez moje miasto?! To chyba mało prawdopodobne... :D
UsuńUściski:*
A no to moze pomieszałam miejscowości:) .... bo mi się pewnie pomyliło, ze Ty z Bydgoszczy jesteś:) ..... pewnie jakieś inne miasto na B:) buziaczek:)
UsuńTo ja się wproszę i usiądę z Wami!
OdpowiedzUsuńcentko! Zapraszam! Ależ byłoby wspaniale:)
UsuńMmmmm dech zapiera!
OdpowiedzUsuńzufik! Dziękuję:)
UsuńMoje nowe ulubione słowa: "szczelina dnia" :-) Pięknie! Wszystko pięknie :-)Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMonika! "Szczelina dnia" też stała się moim ulubionym powiedzeniem:)
UsuńDziękuję za odwiedziny i pozdrawiam!
Ja bym chętnie z tobą Aniu zapadła w ten błogostan przy tych brzoskwiniach z malinami ................................................................................................................
OdpowiedzUsuńAlu! Wiesz, że ja czekam:*
UsuńSzczelina dnia, pięknie powiedziane :) a Ciebie jak zwykle pięknie się czyta! :)
OdpowiedzUsuńGosiu! Dziękuję:) Najładniej czyta się Frances Mayes, ja tylko dorzuciłam parę słów:)
Usuńa jednak to Twoje słowa są w każdym wpisie :) dlatego pozwoliłam sobie nominować Cię do nagrody Versatile Blogger Award - uważam, że zasługujesz na to jak mało kto! :) Pozdrawiam ciepło
UsuńGosiu! Dziękuję Ci bardzo:*
UsuńAniu pyszności serwujesz, brzoskwinie to owocowe sedno lata, uwielbiam:)
OdpowiedzUsuń...a stół u mnie był i jest ogromny, pojemny i do wszystkiego, pozdrawiam:)))
Kasiu! Bez dużego stołu nie wyobrażam sobie domu:)
UsuńBrzoskwiniowe pozdrowienia!
jak byłam mała to uwielbialam robić "namiot" ze stołu, polegało to na szczelnym nakryciu stołu kocem i chowaniu sie w tej kryjowce z latarką :)
OdpowiedzUsuńbrzoskwinie i maliny akurat mam, więc chyba też sobie zrobię podobny deser:) czuję że będzie pysznie:)
Gosiu! Robiłam tak samo, teraz tradycję kontynuuje mój Syn - a więc wszystko przed Tobą;)
UsuńA pysznie jest bardzo!
Ściskam Was mocno:*
i jak zawsze u Ciebie - będę śnić po nocach :-)
OdpowiedzUsuńJagienko! Wygląda na to, że będziesz smacznie śnić;)
UsuńPozdrowienia!
Błogostan z brzoskwiniami w towarzystwie malin, tak tego chcę :)
OdpowiedzUsuńKamila! I słusznie, taki błogostan to drzwi do raju:)
Usuńpomijając fakt, że uwielbiam brzoskwinie ;] Piękne zdjęcia i smaczny opis. Jak zawsze ']
OdpowiedzUsuńadi! Nie pomijajmy tego faktu! W tym wypadku, to sprawa kluczowa:D
UsuńPozdrawiam Cię ciepło:)
Dzisiejsza Twoja propozycja jawi się przepysznie....jak zwykle zresztą:-)
OdpowiedzUsuńDroczilko! Bardzo Ci dziękuję i pozdrawiam:)
UsuńOch, kochana, to ja zazdroszczę tych wakacji włoskich, oj zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś, aż poczułam jakbym tam była znów i chłonęła tę wspaniałą atmosferę. Zresztą, pisać o tym nie muszę, bo znasz i czujesz zapewne teraz tę tęsknotę już...
Deser przepiękny i pachnie, wiesz? Naprawdę, czuję jak pachnie.
Ściskam ciepło:*
Majanko! Nie ma czego - nie spędziłam wakacji we Włoszech:D Niemniej jednak, całe moje wakacje upływały południowym, iście włoskim rytmem - i to starałam się napisać - chyba nie do końca trafnie;)
UsuńJeśli czujesz jak pachnie, to ja dostaję skrzydeł:)
Dobrego dnia!
Stół jest najważniejszy. Wiem to doskonale, bo przez kilka lat miałam wyrób stoło-podobny.
OdpowiedzUsuńA czy to danie nie jest troszkę podobne do peach melba?
Karolina! Stoło-podobne atrapy choćby najpiękniejsze, nie zastąpią prawdziwe stołu - Ty już to wiesz:)
UsuńA deser podobny trochę do peach melba, choć wówczas krem powinny zastąpić lody, a zamiast syropu pojawić się bardziej gęsty mus.
Pozdrawiam i zaraz się do Ciebie "podczepiam":)
piękne zdjęcia, pyszne brzoskwinie;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Maju i serdecznie pozdrawiam:)
UsuńAle piękne.. na pewno pyszne:)
OdpowiedzUsuńSchokolade! Bardzo, bardzo pyszne:)
Usuńprzy tak pięknym deserze, to każdy wpadłby w błogostan. Zakochałam się w tym talerzyku z brzoskwiniami! muszę zrobić koniecznie, póki jeszcze malinki są na horyzoncie! ;)
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście ostatnie chwile malin, więc musisz się spieszyć;)
UsuńIdealny cytat. Taki właśnie powinien być stół i taki jest mój wymarzony. Na razie zupełnie się nie mieści na moim metrażu :).
OdpowiedzUsuńI idealne brzoskwinie, aromatyczne, z pysznymi dodatkami.
To jeden z moich ulubionych z tej książki:)
UsuńUściski:*
kupuję czasem brzoskwinie, z myślą, że coś z nich przygotuję... i zawsze zjadamy je na surowo :))
OdpowiedzUsuńwspaniale prezentuje się ten Twój deser!
Aniu! Zjadanie na surowo to podstawa:) Ale dobrze czasami odłożyć kilka sztuk na coś innego;)
UsuńPozdrowienia!
Tak dawno czytałam tę książkę, słowa gdzieś uleciały...
OdpowiedzUsuńPrzy tym stole mogłabym siedzieć godzinami,
sączyć bez pośpiechu wino i zajadać się tak boskim deserem.
Uwielbiam połączenie brzoskwiń z malinami w każdej kombinacji:)
Konwalie! Ja poczytywałam ją ponownie tego lata - lubię do niej wracać:)
UsuńPozdrowienia przesyłam!
Po takim deserze można się znaleźć w brzoskwiniowym niebie :-D
OdpowiedzUsuńJoanno! Zdecydowanie tak:D
Usuńz wielka przyjemnoscia zasiadlabym przy takim stole i delektowalabym sie Twoim cudownie pysznym deserem:)
OdpowiedzUsuńAga! A ja z wielką przyjemnością biesiadowałabym z Tobą:)
Usuńjak to robisz, że wchodzę do Ciebie, w takim biegu, niedoczasie i nagle nagle zatrzymuję się nad każdym słowem, zdjęciem? Przywołujesz wspomnienia, pobudzasz najczulsze nuty i uwierz, poruszasz to co w człowieku najlepsze.
OdpowiedzUsuńAnno-Mario, kucharniana czarodziejko, po raz kolejny dziękuję!:)
Aniu!
UsuńWiele Osób tu zagląda, wiele pisze i wśród tych słów bywają czasem takie, które są w jakiś wyjątkowy sposób szczególne, głębokie, niebywale szczere i poruszające. Zawsze wtedy czuję się szczególnie wyróżniona darem, jakim są te słowa. Dziękuję Ci:*
Pyszny owocowy deser :)
OdpowiedzUsuńRobisz piękne zdjecia
Deser doprawdy wspaniały!
UsuńDziękuję Ci:)
Jestem zakochana w Twoich zdjęciach, są cudowne... Brzoskiwnie tak kuszą, a Ty tak Pięknie piszesz :)
OdpowiedzUsuńRumienię się cała:) Niezwykle miłe wyznanie - dziękuję!
Usuńależ piękne zdjęcia:) jak smakowicie wszystko wygląda... moj stól jest duży ciemny, dębowy, ale im wiekszy tym wiecej rzeczy sie na nim kladzie i tym wiecej balaganu sie na nim robi;)
OdpowiedzUsuńA ja lubię ten bałagan na stole - pod warunkiem, że bohaterem jest dobre jedzenie;)
UsuńPozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!
Alez zmyslowe danie!!!! complimenti vivissimi)))
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Grazie mille!
UsuńPatrząc na brzoskwinie z malinami stwierdzam, że tak powinno wyglądać idealne lato :)
OdpowiedzUsuńMam marzenie o solidnym, długim stole, wczoraj wyprawiałam niedzielny obiad dla kilku gości i musieliśmy z chłopakiem specjalnie łączyć dwa stoły by wszyscy się przy nim pomieścili.
Idealne lato - już za nim tęsknię, choć przecież kalendarzowo jeszcze trwa, ale to już co innego...
UsuńOby Twoje marzenie o stole jak najszybciej się spełniło!
Uściski:*
Cudowny blog... A zdjęcia są wprost OBŁĘDNE!
OdpowiedzUsuńArniko! Dziękuję:) Bardzo mi miło.
UsuńPozdrawiam!
ja to bym nawet ten talerz z soku wylizała (ostatnie zdjęcie)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze - też tak zrobiłam;)
UsuńPiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:)
UsuńCóż za rozkosz czytać te wszystkie piękne słowa, do tego zwieńczone taką słodyczą!
OdpowiedzUsuńCo za rozkosz czytać Twój komentarz!
UsuńDziękuję i pozdrawiam:)
Błogostan! To to czego mi teraz trzeba. Dziękuję za refleksje i pyszne brzoskwinki!!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie;)
UsuńPozdrowienia!
Poproszę o jedną, no może dwie brzoskwinki :)
OdpowiedzUsuńAleż bardzo proszę:)
UsuńOch, cudne zdjęcia... :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńPiekne zdjęcia i teksty, będę częstym gosciem u Ciebie:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Zapraszam oczywiście:)
UsuńDo następnego razu!
Jak zawsze u Ciebie, przekonuje się, że gotowanie to piękna sztuka. Można się rozmarzyć.
OdpowiedzUsuńTygrysico! Uśmiecham się z radości czytając:)
UsuńDziękuję!
Myślałam, że widziałam wszystko, ale takiego cuda jeszcze nie. Nie chcę słodzić, nie będę piać wazeliną, ale jest tu cudownie, a Ty pewnie dobrze o tym wiesz. GRATULUJĘ z całego serducha i oby tak dalej!!!!
OdpowiedzUsuńOjej, doprawdy nie wiem co odpisać! To ogromnie miłe, co napisałaś! Bardzo, bardzo Ci dziękuję:*
UsuńKolejny piękny post i pyyszny deser :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję i pozdrawiam:)
UsuńDeser bardzo pysznie wygląda:) Śliczne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo i pozdrawiam:)
Usuńbęde monotematyczna, ale cudne zdjęcia! gdzie uczą takich robić????
OdpowiedzUsuńAga, gdzie uczą?! Nigdzie, przecież to nie są uczone zdjęcia;P
UsuńPoezja....
OdpowiedzUsuńTen deser.
To, w czym są podane i jak.
Opis.
Ten stół.
To lato.
Ten błogostan.
Takie wakacje.
Ten deser.
Maliny.
Poezja.
To wszystko.
Dziękuję, Aniu. Za taką dawkę piękna.
I dziękuję za przypomnienie o tych utworach, o tej płycie.
Miałaś z prawej strony utwór Doors'ów. Summers almost gone. I choć teraz to jesień nadchodzi to ja nie mogę się oderwać od płyty waiting for sun...
Toniu Droga,
UsuńSpecjalnie dla Ciebie od dziś znów grają The Doors - i ja mam wielki sentyment do tej piosenki, zresztą nie tylko tej.
A ja Ci dziękuję za wszystkie te serdeczne słowa, jakie mi dzisiaj podarowałaś:*
Wygląda magicznie... A zdjęcia są tak piękne, że nawet je bym chciała zjeść!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo i serdecznie pozdrawiam:)
Usuńale apetyczne zdjecia, aż chce się spróbować:)
OdpowiedzUsuńBrzoskwinie wykorzystałam już w tym sezonie na wiele sposobów, zawsze pyszne, zawsze warto z nich coś wyczarować
OdpowiedzUsuń