Jako dziecko jej nie znosiłam. Surowej, gotowanej, tartej z jabłkiem - każda wersja była na "Nie". Nie pomogło zawijanie w białą ściereczkę butelki ze świeżo wyciśniętym sokiem - do czego w desperacji uciekała się Mama. Nie chodziło przecież o kolor, ale o smak MARCHEWKI!
Wyławiana z rosołu, wzgardzona w surówkach, dopiero po latach doczekała się należnego jej traktowania.
Odkąd zaczęłam sama gotować dodatek marchewki tu i tam okazał się nieuchronny i tak naturalny, że dziś nie wyobrażam sobie by mogło jej zabraknąć w mojej kuchni.
Lubię ją jako dodatek, ale ostatnio jeszcze bardziej, gdy dominuje. Tak jak w zupie z marchewki z kuminem i mleczkiem kokosowym lub jak w odkrytej ostatnio sałatce, która w upalne dni wystarcza na lekki lunch lub obiad.
Brak mi słów, by opisać jak bardzo jest pyszna! Cudownie łączy tyle smaków, każdemu pozwalając na moment zawładnąć naszymi kubkami smakowymi, by potem połączyć się w całość i koncertowo rozwinąć wszystkie aromaty. Od rozgrzewających przypraw orientu, przez rześkość mięty i limonki, po morską słoność fety i słodycz marchewek - ta sałatka to prawdziwa smakowa podróż.
Cudowna, orzeźwiająca, lekka - spróbujcie sami! Spakujcie ją do pudełka na lunch, zabierzcie na piknik.
Przepis znaleziony na blogu smitten kitchen, ale podaję w wersji z moimi zmianami.
SKŁADNIKI
1 opakowanie małych marchewek (baby carrots)
4 łyżki oliwy
1 ząbek czosnku
1/2 łyżeczki mielonego kminku
3/4 łyżeczki kuminu
1/2 łyżeczki papryki słodkiej
3/4 łyżeczki harissy (można dać więcej lub niej, zależy jak bardzo ostre lubimy)
1/2 łyżeczki cukru
3 łyżki soku z limonki (można zastąpić cytryną)
2 łyżki posiekanej pietruszki
2 łyżki świeżej mięty, posiekanej
100 gram sera feta
Marchewki ugotować w wodzie z dodatkiem soli i kilku łyżeczek cukru. Odcedzić i wystudzić. Sałatka ma być podawana na zimno, więc najlepiej ugotować marchewki ok. 2 godzin przed podaniem.
W małym rondelku rozgrzać oliwę i zagotować w niej czosnek, kminek, kumin, paprykę, harissę i cukier. Gotować przez ok. 2 minuty. Zdjąć z ognia i dodać sok z limonki i szczyptę soli. Zalać wystudzoną marchewkę i odstawić przynajmniej na pół godziny, by smaki się związały.
Przed podaniem posypać z wierzchu fetą i ziołami.
Można podawać jako dodatek do dania głównego lub po prostu jako danie główne! Smacznego!
intrygujący przepis! aż mam ochotę spróbować :)
OdpowiedzUsuńAnno, ja tak samo! Kiedy byłam dzieckiem, marchewka była beeeeee.
OdpowiedzUsuńTeraz pod każdą postacią.
Cudowne, energetyzujące zdjęcia, piękne ujęcia i sałatka do zrobienia na teraz.Mam zapas marchewki!
Pozdrawiam.
Piękne zdjęcia i świetny pomysł na sałatkę. Ja zawsze lubiłam marchewkę, w przeciwieństwie do mojego M, który miał z nią podobne przygody jak Ty. Powoli go przerobiłam ta propozycja na pewno spotka się z uznaniem:)
OdpowiedzUsuńMarchewka...na razie mam do niej mieszane uczucia. Czasem przegryzę, ale gotowanej na przykład nie cierpię. Duszoną zjem, ale z solidną ilością zasmażki.
OdpowiedzUsuńTakże ja chyba z niemarchewkowych jestem :P
A ja marchewkę lubiłam chyba od zawsze. Słodkawy smak, energetyczny kolor. Szczególnie przepadałam za połączeniem marchewki z jabłkiem i cukrem. Pycha! I, powiem szczerze, pozostało mi do dziś.
OdpowiedzUsuńPrzepis zapisałam - przygotuję przy najbliższej okazji. :)
Pozdrawiam!
naprawdę nie lubiłaś marchewki..? ja lubię chyba od zawsze. za kolor, za słodki smak. najpyszniejsza taka Mamina w smietanie.. wieki jej nie jadłam.
OdpowiedzUsuńMarchewkę KOCHAM od zawsze.. Kiedyś, jako dziecko, najbardziej lubiłem takie grubaśne, które mogłem obgryzać jak kość;)))
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku, moja lekarka podejrzewała mnie nawet o żółtaczkę i wysłała na badani bilirubiny...tak ją lubię, i tyle jej jem;)) Twój pomysł jest świetny, wypróbuję na pewno!!
Asiejko a ta mamina w śmietanie to jak?
OdpowiedzUsuńuwielbiam marchewkę! te malutkie są pyszne, takie słodkie i mają zabawny kształt. sałatka wygląda zachęcająco, fajnie przyprawiona i ta feta, mniam:)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę pysznie. Ja lubię jeszcze z dodatkiem miodu i glazurowaną. Mniam!
OdpowiedzUsuńTez ostatnio poszłam w marchewkę :)
OdpowiedzUsuńciekawy przepis, kręgliccy robią podobną pastę z marchewki - tarta marchewka smażona z dużą ilością czosnku do miękkości i po wystudzeniu mieszana z fetą właśnie, też pyszne.
OdpowiedzUsuńostatnio pokochaliśmy takie małe marcheweczki właśnie - jemy je do obiadu, ale polane jedynie masełkiem; z chęcią wypróbuję taką wersję na kolację! pozdr.
OdpowiedzUsuńJa marchewki w dzieciństwie nie znosiłam w żadnej postaci surówki, sałatki na ciepło, czy soku. Obecnie uwielbiam (oprócz soku). Twoja propozycja mnie zachwyciła. Mini marchewkę robię często ale z sosem musztardowo-czosnkowym. Twoją wersję muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńJa marchewki bardzo lubię i moje dzieci również i nie pamiętam z dzieciństwa jakiś koszmarów z marchewką w roli głównej.A sałatkę na pewno wypróbuję.Pozdrawiam upalnie.
OdpowiedzUsuńjak mi się wyświetlił Twój post na blogu, nawet nie chciałam zaglądać. przepraszam, ale bleeee. Nie cierpię marchewki od dzieciństwa. Z "grzeczności" i uprzejmości myślę, "zajrzę", bo ładne kolorowe zdjęcie - I TYLE! marchewką w szczególności surową można mnie wygnać z domu. gotowana też nie halo. Przeczytałam przepis, kminek! jedyna przyprawa, której nie toleruję absolutnie (z jednym maleńkim wyjątkiem jakim są 3 ziarnka w garze węgierskiego gulaszu). ale ok, przebrnęłam przez przepis, reszta mi się spodobała. Wykonałam telefon, cofnęłam mauża już z parkingu, gdy wyjechał ze sklepu (a najbliższy mamy 10km od domu). Jutro spróbuję, ale obiecuję, że zamorduję, jeśli będzie niedobre :0P wygląda cudnie i fajnie zachęcasz. Jeśli da się zrobić bez kminku... jutro będzie na lunch. No to pozdrawiam przed wieczorem ;P
OdpowiedzUsuńMarchewka jest bardzo niedocenianym warzywem, ktorego nie lubilam w dziecinstwie, a za ktorym teraz przepadam. Zwlaszcza w tego typu salatkach jak Twoja; ewnetualnie karmelizowana na rozne sposoby...marchewka jest super. Bardzo dobrze, ze pokazalas te salatke ze SMITTEN KITCHEN; tez ja zauwazylam pare tygodni temu; swietna idea i cudnie sie prezentuje. Polaczenie z kminkiem i feta jest na pewno bardzo smaczne.
OdpowiedzUsuńNa pewno zrobie po przyjezdzie do polski.
Bardzo dziękuję Wam marchewkowe wypowiedzi:) Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja byłam na bakier z marchewką.
OdpowiedzUsuńSpencer - opowieść o bilirubinie setnie mnie rozbawiła!
ChilliBite - jak już Ci napisałam, tak mnie zestresowałaś, że nie wiem jak do jutra dotrwam? Dla pewności krzyknę jeszcze raz: MOŻNA POMINĄĆ KMINEK!!!
Pozdrowienia serdeczne:)
Fantastyczny przepis! Marchewka jest przepyszna :)
OdpowiedzUsuńJa mam na odwrót - do swojego talerza z rosołem zawsze kładę całą porcję z garnka :)
a ja natomiast nie przepadam za gotowaną, za to świeża lub sok ubóstwiam! Przepis ciekawy, w sumie nie umiem wyobrazić sobie tego smaku. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMi serwowano soczek ze startego jabłka i marchewki, przeciśnięte przez gazę. Na marchewkę jestem niestety uczulona, ale chętnie teraz (choć wtedy nie znosiłam)- wróciłabym do marchewkobrania;))
OdpowiedzUsuńDla mnie marchewka pod każdą postacią oprócz soku. Jakieś pozostałości z dzieciństwa. A moje dzieci uwielbiają taki sok. Sałatka koniecznie do powtórzenia.
OdpowiedzUsuńUwielbiam marchewke. W kazdej postaci. Pamietam, ze w dziecinstwie objadalismy sie na dzialce u moich rodzicow taka tylko lekko obmyta, prosto z grzadki :) Byla najpyszniejsza na swiecie. I sok marchewkowy tez lubie. Moglabym go pic codziennie.
OdpowiedzUsuńTwoja salatke musze wyprobowac. Jak dla mnie brzmi troche "egzotycznie" :))
No to ja juz sobie smaku nie muszę wyobrażać :) Jak tak Aniu-Maryjko - przeżyłaś noc? Zdrowiej i wiedz, że oto mam kolejny fajny przepis zanotowany. Pyszna, prosta i trochę niezwykła. Podoba mi się, ze zamiast startej użyła baby carrots. Świetnie wyglądają i naprawdę smakuje, bez kminku! :) Gdyby podać ją bardzo zimną z lodówki do moich kofto-kiftetów - będzie rewelacyjnie pasować. piszę to zajadając się marchewką przed monitorem ;) zatem mlask z pozdrowieniami :)
OdpowiedzUsuńChilliBite! Kamień z serca, naprawdę! Gorączkowałam nawet, ale to już spisuję na konto przeziębienia. Niemniej jednak ulgę odczuwam znaczącą:)
OdpowiedzUsuńJa też jadłam ją na zimno, na ciepło jakoś sobie nie wyobrażam. Dla mnie to sałatkowe odkrycie na upały zwłaszcza - zimna, rześka i muszę z kofto-kiftetami Twoimi koniecznie spróbować!
Pozdrawiam!
jest już nawet u mnie na blogu :)
OdpowiedzUsuńzamieniłaś marchewkowego kopciucha w księżniczkę... :) Zostaję na dłużej, pozdrawiam XXX
OdpowiedzUsuńŚwietny przepis na marchewkę, niezwykłe połączenia smakowe!
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam i pozdrawiam:)
Usuń