Pierwsza przyleciała do nas ze Stanów Zjednoczonych. Sproszkowana, zamknięta w gigantycznych rozmiarów puszce wzbudziła konsternację. Po zmieszaniu z wodą dziwna z wyglądu papka pokryta została równie zaskakującym sosem - pierwotnie także sproszkowanym. Po pół godzinie oczekiwania i niecierpliwego kręcenie się po kuchni wyjęliśmy z piekarnika coś co wbrew oczekiwaniom nie wzbudziło naszego zachwytu, a tym bardziej apetytu. Pizza, tak zachwalana przez amerykańską ciocię, wyglądała i pachniała co najmniej dziwnie , jak .... (nie powiem jak). Nawet nie wiem jak smakowała, razem z młodszą kuzynką głodne i zawiedzione wyszłyśmy z kuchni z kromkami domowego chleba z masłem - były najpyszniejsze na świecie.
Okrągły placek powrócił po kilku latach podczas nadmorskich wakacji z Rodzicami. Mała pizzeria kusiła nie tylko rzadko spotykaną jeszcze wówczas nazwą, ale przede wszystkim cudownym zapachem drożdżowego ciasta i dodatków (trzech:). Za jedyne 5 zł mogliśmy zamówić pizzę z pieczarkami lub z szynką. Zamawiałam na przemian. Grube, wyrośnięte ciasto wielkości deserowego talerzyka, z niewielką ilością szynki (lub pieczarek), serem i, jak nam się wówczas wydawało obowiązkowym keczupem , odbudowało nie najlepszą reputację pizzy.
Później było już coraz lepiej. Pizzerie zaczęły wtapiać się w gastronomiczną mapę Polski, a i nasze zagraniczne wyjazdy przynosiły coraz to smaczniejsze doświadczenia. Jakież było nasze zdziwienie, gdy dotarło do nas, że tradycyjna pizza to jednak nie gruby mały placek z keczupem, a pyszne chrupiące ciasto z aromatycznym sosem i dodatkami, i bez keczupu!
Dla mnie jednak od planowanych lub spontanicznych wypadów do pizzerii, najmilsze były chwile, gdy domową pizzę piekła dla mnie Mama. Kwadratową, na blasze. Na weekendowy powrót ze studiów, na poprawę humoru, na wspólne popołudnie. Na Dzień Dziecka. Uwielbiałam te chwile. Jedne z wielu cudownych wspomnień dzieciństwa.
Wiem, że teraz uwielbia je mój Syn. Każde otwarcie Domowej Pizzerii wzbudza wielką radość, wśród Dużych i Małych mieszkańców. Podział ról jest ustalony i niezachwiany. Ja odpowiadam za ciasto i przygotowanie dodatków, M. nakłada sos i dodatki, W. nakrywa do stołu, Wszyscy się zajadamy. Domowa jest najlepsza.
Oczywiście tajemnica udanej pizzy, oprócz atmosfery jej przygotowania, tkwi w odpowiednim cieście i dodatkach. Po wypróbowaniu wielu przepisów, zgodnie stwierdzamy, że najbardziej smakuje nam teraz spód z przepisu Asi z Kwestii Smaku. I taki cytuję poniżej. Cienki, z wierzchu chrupiący, z cieniutką warstwą mięciutkiego i sprężystego miąższu. Ideał. Dodatki zmieniają się w zależności od pory roku i naszych zachcianek. Tym razem pizza była taka:
SKŁADNIKI:
Ciasto
(na 3 średnie pizze)
15 g świeżych drożdży lub 7 g suchych
150 ml ciepłej wody
1/2 łyżeczki cukru
250 g mąki pszennej
1 pełna łyżeczka soli
1 łyżka oliwy z oliwek
Sos pomidorowy i dodatki
1 puszka pomidorów w sosie pomidorowym
1 puszka pomidorów w sosie pomidorowym
2 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz,
1 łyżeczka cukru
2 ząbki czosnku
40 g tartego sera mozzarella
1/2 pęczka świeżej bazylii
opakowanie rukoli
2 świeże pomidory
kilka plastrów szynki parmeńskiej
czarne oliwki
tarty parmezan
Drożdże wymieszać w kubku z 60 ml ciepłej wody, cukrem i 1 łyżką mąki. Odstawić na 15 - 20 minut w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Mąkę przesiać do miski, dodać sól, rozczyn drożdży, oliwę oraz resztę ciepłej wody. Wyrabiać ciasto przez 10 - 15 minut. Przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na około 1 i 1/2 godziny ( u mnie wyrastało niecałą godzinę).
Rozdrobnione pomidory połączyć z oliwą, solą, pieprzem, cukrem oraz dwoma zgniecionymi ząbkami czosnku (Asia z Kwestii Smaku gotuje sos, ja tego nie robię) . Wyrośnięte ciasto podzielić na 3 równe części, obsypać mąką, rozwałkować na placki. Ułożyć je na posmarowanej oliwą blasze, odstawić na 1/2 godziny do podrośnięcia w ciepłe miejsce (pominęłam ten etap bez szkody dla pizzy). Placki posmarować sosem pomidorowym i nałożyć dodatki - rukolę dodaję dopiero po upieczeniu pizzy, wówczas też posypuję gotowe pizze parmezanem, i na koniec skrapiam oliwą.
Piec w temperaturze ok. 250 stopni przez 10 - 15 minut, aż boki pizzy się zarumienią, a spód będzie upieczony i chrupiący.Smacznego!
Ja tez pamietam te nieszczesne pizze z dodatkiem keczupu :) Pozniej zakochalam sie w pizzy na grubym ciescie, koniecznie z mega duza iloscia dodatkow. W moi rodzinnym miescie robili taka, prosto z pieca. Byla doskonala. Teraz gust nieco mi sie zmienil i polubilam pizze na cienkim spodzie. Uwielbiam jak chrupie. A dodatki dobieram wzaleznosci od ochoty i... zawartosci lodowki :) Narobilas mi straszna ochote na pizze :) Mniam!
OdpowiedzUsuńSmakowita ta pizza ! Robię z podobnego ciasta i dla dzieci na dużej kwadratowej blasze :)
OdpowiedzUsuńAnno-Mario - jak zwykle klasa! Bardzo mnie rozbawiła Twoja opowieść o pizzy. A mi w lodówce zostało troszkę rukoli - to chyba wystarczający pretekst do zrobienia pizzy?:)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia.
Moje upodobania co do pizzy tez sie zmienily w miare uplywu lat!
OdpowiedzUsuńPamietam jak poszlam z kolezanka do wloskiej pizzeri i zapytalam gdzie jest ketchup???
Na co ona ...badz cicho...to dla wlochow profanacja pizzy i ketchupu tutaj nie znajdziesz...
Teraz uwielbiam pizze z duza iloscia warzyw na cienkim spodzie...
Twoja wyglada pysznie...domowe sa najlepsze :)))
a za mną tak chodzi pizza... :)
OdpowiedzUsuńWczoraj robiłam swoją, domową pizzę i tak sobie myślę, patrząc na Twoje dzieło, że pominęłam rukolę. Czas zrobić następną:D
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza pizza, którą jadłam to raczej wyglądało jak ciasto drożdżowe(wysokie, puszyste i miękkie) z dużą ilością dodatków :)
OdpowiedzUsuńA dzisiaj u mnie w domu mini pizze dla dzieci i dla nich oczywiście z keczupem, tak lubią :)
Moja pierwsza pizza była chyba właśnie taka w prostokątnej blasze, robiona przez mamę, teraz już jej nie robimy, a szkoda. Chociaż do dzisiaj w zasadzie (czyli raczej, ale nie zawsze i nie bezwzględnie ;) wolę ciasto na grubszym cieście. I jednak, przynajmniej żeby jeden kawałeczek był z keczupem. Twoja wersja wygląda super, podoba mi się ta rukola na wierzchu.
OdpowiedzUsuńAniu, ja pierwszą w życiu pizzę jadłam w małej restauracyjce na ul. Widok. Podawali ją tam z tartymi pieczarkami, serem i oczywiście ketchupem. Były to czasy "kwitnącej komuny". Jak dla mnie był to "powiew zachodu" i cudowna odmiana w stosunku do zapiekanek i hotdog'ów (też z pieczarkami...) Pzdr Aniado
OdpowiedzUsuńJa jeszcze całkiem niedawno zajadałam się pizzą z keczupem... a raczej "pizzowym plackiem" - i tak właściwie to do dziś nasze, domowe, są dość grube i mocno nafaszerowane. Do niedawna pieczone na kwadratowej właśnie blasze... Choć bez względu w jakiej formie, jak najchętniej zjadałabym same brzegi. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jak dla mnie dodatek rukoli sprawia że ją pewnie zrobię w tym tygodniu. Rzadko jadamy pizze poza domem. Ta domowa jest najlepsza, też w prostokątnej blasze, każdy ma swoje ulubione dadatki, czasem dodaję do ciasta trochę mąki razowej. Przeważnie moja młodsza córka zaprasza na nią swoją koleżankę, która niewiele co jada,a naszą pizze je z apetytem.
OdpowiedzUsuńA najfajniejsze jest to, że każdy może znaleźć swój ulubiony smak. Ja z lat szkolnych pamiętam pizzerię Grotex - pierwszą w Zamościu. Ależ to była pyszna pizza! Oczywiście na grubym cieście, z pieczarkami i kiełbasą. I z keczupem! Jak ser się bosko ciągnął!
OdpowiedzUsuńO rany dziękuję za ten post :*
Z chęcią wprosiłabym się na taką pizzę bo to w 100% moje smaki. A za rukolą szaleję, w każdej postaci:)
OdpowiedzUsuńPyszota!
A ja musze sie przyznac, ze jeszcze nigdy nie robilam pizzy ! A jedna z moich ulubionych obecnie to pizza z pizzerni Mamma Roma na placu Jourdan w Brukseli: pizza z ziemniakami i startymi truflami.
OdpowiedzUsuńDziewczyny! Dziękuję, że wpadłyście na pizzę:) Fajnie tak powspominać, co? Niesamowite jest to, że większość z nas najmilej wspomina te domowe, kwadratowe, na blasze - siła i magia domu jest niezwykła! I niech tak będzie:) Zapomniałam dopisać o brzegach, bo to ważny element filozofii jedzenia pizzy:) - dziękuję Zaytoon za przypomnienie, ale może zostawię to na jakiś kolejny post z pizzą?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne:)
Aniu, piękna opowieść, pyszna pizza.Taka wiosenna, z mnóstwem zieleniny.
OdpowiedzUsuńOj tak chętnie bym spałaszowała kawałek...
Też uważam, że domowa pizza jest zdecydowanie najlepsza :) Przynajmniej daje pewność uniknięcia konsternacji na widok tego, co czasami mają do zaoferowania nasze rodzime pizzerie ;) Ja najbardziej zapamiętałam swoją pierwszą włoską pizzę, którą jadłam we Florencji. Była to najzwyklejsza margherita na cieniutkim cieście, z pomidorowym sosem, kilkoma oliwkami, mozzarellą i bazylią. I do dziś nie wiem, czy była to magia miejsca, czy dzieło doskonałej pizzerii, ale smakowało bosko i niepowtarzalnie :)
OdpowiedzUsuńRobiłam tę pizzę ostatnio! :) pierwszy raz w domu postawiłam na cienki i chrupiący spód, zawsze były to takie wielkie i puchate ciasta. Ale stwierdzam, że ta jest o wiele bardziej...subtelna. I te swieże składniki, dopiero nakładane przed zjedzeniem! Pychota
OdpowiedzUsuńWiesz co, jutro zrobię pizzę. Będzie radość, a ja będę miała smakowity i szybki obiad w tle z myślami o Tobie, INSPIRATORKO.
OdpowiedzUsuńJej, ja też lubię pizze, a smaka mi takiego narobiłaś, że chyba jutro zrobię:)
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, super jest ten turkusowy talerz:)
Pozdrawiam
pamiętam z dzieciństwa.. smak tej domowej pizzy. na grubym cieście, z mnóstwem pysznych dodatków. pachnącą na cały dom.
OdpowiedzUsuńteraz rzadko jadam, a jeśli już.. z jakiejś pysznej pizzerni.
no tak z tą pizza masz fajne przygody, ale pewnie wiele osób ma podobne :) moja pierwsza pizza to była taka mrożona w paczce.. fuj! :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze jest dobre zakończenie:)
OdpowiedzUsuńTeż czuję się zainspirowana Twoją pizzą, wiec w najbliższych dniach na pewno zrobię. Moje wspomnienia z pizzą są bardzo podobne więc nie będę się rozpisywać.Najbardziej zapadła mi w pamięć pizza z wakacji spędzonych w La Palmyre (niedaleko La Rochelle we Francji). Jedliśmy tam świetne pizze dość często, a do pizzy podawano zawsze butelkę z ziołowo-czosnkowo, ostrą oliwą i to było pyszne.
Dodatki do Twojej Pizzy trafiają bezpośrednio w moje kubki smakowe:) Rukola, szynka parmeńska, pomidorki, parmezan... UWIELBIAM taką pizzową kompozycję:)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam pizzę mrożoną, która nijak smakowała. Właściwie, to lepiej by było, abym tego nie pamiętała;) Uwielbiam pizzę na cienkim spodzie, ze spieczonym brzegiem, z małą iloscia dodatków (choc kiedyś lubiłam zupełnie na odwrót), a Twoja wygląda bardzo apetycznie:) Podoba mi się z tą zieleniną, musiała być pyszna:)
OdpowiedzUsuń