"Najładniej wygląda, gdy pomarańcze podają się na pięknych kryształach w wysokie stosy ułożone, lecz to przedstawia pewne niedogodności, gdyż goście sami muszą obierać ze skórki, cukrować, co szczególniej w Grudniu, Styczniu i Lutym jest niezbędne, gdyż pomarańcze są tak kwaśne, że je bez cukru jeść nie można. W tym czasie najwłaściwiej jest, obrawszy poprzednio ze skóry i naskórka białego pokrajać w plasterki, mocno ocukrzyć i ułożyć na salaterkach lub małych talerzykach, ubierając po wierzchu pokrajane w paski, smażoną w cukrze skórkę pomarańczową. Na wiosnę, gdy pomarańcze już słodkie, chcąc i stół niemi ubrać i nie robić gościom ambarasu, należy każdą nadkroić na cztery części, skórkę wierzchnią obrać zostawiając u dołu połączone skórki, a pomarańcze samą palcami z wierzchu rozdzielić na cząstki, nie rozłączając ich do końca, złożyć następnie w całość i układać w koszyki jak całe. Obok postawić miałki cukier na kryształowym talerzyku. Można podać także w ten sposób, aby dwie połówki skórki tworzyły dwie oddzielne miseczki, w takowe wkładać rozdzielone cząstki, kładąc na wierzch wypukłą stroną, co ma pozór miseczki, dla każdego oddzielonej z połową obranej pomarańczy."*
Jak widzicie nie rozstaję się z Kucharzem. Cieszę się, że mam go w blisko siebie i w każdej chwili mogę chłonąć jego słowa. Dziś zaczytuję się stronami poświęconymi Doświadczeniom gospodarskim. Brzmi dziwnie, prawda? A co oznacza? Otóż Kucharz radzi jak "pobielać rądle, farbować galarety, przechowywać jaja i cytryny oraz odświeżać baby i stare bułki" *. Wśród tych porad jest też ten wpis o podawaniu pomarańczy. Przeczytałam go z uśmiechem na twarzy. Rozczulił mnie Kucharz i jego dbałość o to, by nie tylko coś smacznie ugotować, ale także ładnie podać i zadbać przy tym o dobre samopoczucie gości. Oprócz niezliczonych zalet jakie Kucharz posiada, właśnie ta dbałość o gości niezwykle mnie ujmuje. Szarmancki jegomość z Kucharza, prawda?
Gdy byłam dzieckiem pomarańcze były obiektem westchnień. Pachniały świętami, egzotyką i luksusem. Bo oprócz zachwytów i westchnień, były też prawdziwym obiektem polowań. Trudne do zdobycia, gdy tylko pojawiały się w okolicy, miasteczko szumiało pomarańczowym echem. Niestety, nie do wszystkich domów docierało ono na tyle szybko, by dorośli zdążyli do sklepu zanim spod lady zniknął ostatni pachnący owoc. Dziś, kiedy można je bez kłopotu kupić przez cały rok, mam wrażenie, że są trochę zapomnianym owocem. Oczywiście stanowią ładną ozdobę stołu, wyciskamy z nich sok i kandyzujemy skórkę, ale same owoce dość rzadko stają się bohaterami deserów. Jestem pewna, że zasługują na znacznie więcej.
Kucharz radzi, by podać je z cukrem. I choć w Kucharzu zadurzona jestem po uszy, to nie posłucham jego rady dosłownie. Myślę, że pomarańczom jeszcze lepiej będzie w towarzystwie karmelu. I tak jak cukier rozpływa się pod wpływem ciepła, tak ja rozpływam się na samą myśl pomarańczach w karmelu, a właściwie w karmelowym sosie.
"Do pół funta cukru nalać trochę wody, aby tylko wsiąknął w siebie i niech się smaży. Jak się zacznie z niego kurzyć, wlać znów parę łyżek gorącej wody i niech się jeszcze gotuje do brunatności; potem można dolać trochę wody, bo karmel lepiej się przechowuje gdy jest rzadki. W gorący karmel można jeszcze wrzucić dwie cebule z łupiną dla lepszego smaku." *
Eksperyment z cebulą wciąż przede mną. Cukier także się u mnie nie kurzył, ale pięknie z wodą skarmelizował. Po dodaniu śmietany i masła powstał cudowny, gęsty sos, który stał się bazą do wersji ostatecznej w dwóch odsłonach - sosu karmelowego z cointreau i sosu karmelowego z solą morską. Pierwsza wersja jest dość klasyczna i oczywista, za to druga to absolutna rozkosz. Nie mogłam się powstrzymać przed wyjadaniem go z garnuszka, oblizywaniem łyżki, palców i dreptaniem do lodówki w środku nocy, by po kryjomu podjeść kilka łyżeczek (no dobrze, łyżek:). Publicznie przyznaję, że jestem od tego sosu uzależniona, nie mam zamiaru walczyć z tym nałogiem, i nie wyobrażam sobie, by w mojej lodówce nie znalazł się choć mały słoiczek tej karmelowej pyszności!
Niestety, ten deser mam jedną wadę - może być powodem ambarasu dla gości - ciężko będzie im się powstrzymać przed wylizaniem palców, a o talerzyku już nie wspomnę. Jestem jednak pewna, że o taki ambaras będą Was nie jeden raz prosić. I nie będzie na to rady innej, niż tylko przygotować kolejną porcję pomarańczy w karmelu.
Zanim jednak zabierzecie się do obierania pomarańczy, przeczytajcie jeszcze ujmującą radę Kucharza o podawaniu owoców, może ktoś z Was i z niej zechce skorzystać:)
"Owoce podają się w koszykach srebrnych, kryształowych lub natacach, w każdym razie nie należy każdego gatunku oddzielać, tylko wszystkie razem gustownie ułożyć na winogronowych liściach, któremi wykładając dno koszyka lub tacy niech się zwieszają aż po za brzegi. Jabłka, gruszki, piękne gatunki śliwek, a na wierzchu gdzie niegdzie winne grono, tak ułożone owoce służą do ozdoby stołów i przedstawiają miły dla oka widok. " *
POMARAŃCZE W SOSIE KARMELOWYM Z SOLĄ MORSKĄ I COINTREAU
/na 4 porcje/
4 pomarańcze (najlepiej małe lub średnie)
1 filiżanka cukru
125ml śmietany 30%
1 łyżka masła
1/4 szklanki wody
3 łyżki cointreau
1/2 łyżeczki soli morskiej
W garnku z grubym dnem połączyć cukier z wodą - rozmieszać tak, by cukier wsiąknął całość wody (strukturą przypomina mokry piasek). Wstawić na średni ogień i doprowadzić do skarmelizowania cukru. Będzie to trwało ok. 10 minut lub dłużej. W tym czasie nie mieszać - można jedynie poruszać rondlem, by cukier równomiernie się rozpuszczał i karmelizował. Gdy nabierze koloru bursztynu, zdjąć z ognia i wlać śmietanę. Uwaga! Karmel jest gorący, po dodaniu śmietany może pryskać! oraz zbić się w grudki. W takim wypadku garnek należy wstawić ponowne na mały ogień i mieszać do momentu, aż cukier się nie rozpuści. Po zdjęciu z ognia dodać masło i dokładne połączyć z resztą. Na tym etapie sos można podzielić na dwie części. Do jednej dodać likier, a do drugiej sól morską i dobrze wymieszać. Początkowo sos jest dość rzadki, jednak w miarę stygnięcia gęstnieje, a po kilkugodzinnym pobycie w lodówce staje się naprawdę bardzo gęsty.
Pomarańcze obrać ze skórki ścinając ją ostrym nożem, tak, by pozbyć się także białej otoczki. Można je podać na kilka sposobów - w całości polane sosem lub pokrojone w plasterki. Bez względu na sposób podania kwaskowaty smak pomarańczy w połączeniu z sosem karmelowym daje naprawdę cudowny efekt. Koniecznie spróbujcie!
* Kucharz Warszawski, rok wydania 1914, pisownia oryginalna.
** przepis na pomarańcze w karmelu bazuje Oranges with Caramel Sauce Marthy Stewart.
piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńAniu,
OdpowiedzUsuńcos mi sie zdaje, ze goscie uraczeni takim sosem karmelowym zapomna o calym swiecie i konwenansami stolowymi nikt przejmowac sie nie bedzie. Sos cudo do sprobowania koniecznie, buziaki
Anna
Wspaniałe! Nie odmówię sobie przyjemności przyrządzenia :)
OdpowiedzUsuńCudowne zdjecia!!!!! a te pomarancze z tym sosem przepysznie sie zapowiadaja.....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ależ bym zjadła taki deser. Mniejsza nawet o tę skórkę cukrzoną i ambaras ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
magiczny post.
OdpowiedzUsuńoszałamiający.
urokliwy.
Nino! Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAniu! Masz absolutną rację, także co do tego, że sos absolutnie do zrobienia;) Uściski!
Renato! Witaj! Grzechem byłoby odmówienie sobie takiej przyjemności! Pozdrawiam Cię:)
Gosiu! Dziękuję za miłe słowa - namawiam gorąco do zrobienia tego deseru:)
Usagi! Szkoda, że mieszkasz na drugim końcu Polski, bo chętnie bym Cię poczęstowała - ostatnia porcja jest jeszcze do przejęcia;)
Karmel-itko! DZIĘKUJĘ:)
Pomarańcze jak pomarańcze, ale te zdjęcia.....!!!!! Cud malina - pomarańcza:) Czy Ty kochana jesteś zawodowym fotografem? Piękne kompozycje, piękne światło... No normalnie z zachwytu nie mogę wyjść!! Śliczne!
OdpowiedzUsuńDuża buźka!!!
Karmel i sól morska to połączenie dla mnie idealne. Wyjadam taki sos po kryjomu. Zawsze myślałam, ze w tych zimowych miesiącach pomarańcze są najsłodsze, bo wtedy jest ich czas owocowania. Uwielbiam te Twoje desery. Karmel jest w nich tak czesto. Ideały.
OdpowiedzUsuńWstyd się nawet przyznać, ale mnie jako dziecku pomarańcze wydawały się być czymś niezjadliwym. Jadłam na siłę, jeśli już wciskało we mnie pół rodziny...teraz jadam, ale bez szału. Mandarynki wolę :)
OdpowiedzUsuńA myślenie mam chyba typowe dla Kucharza - jeśli podaję owoce, nigdy w całości. Nigdy w życiu nie widziałam, by na jakimkolwiek przyjęciu ktoś się zabierał za rozłupywanie melona lub dobieranie się do wnętrza pomarańczy, podczas gdy jest ubrany w elegancką koszulę...
Ale mi smaku narobiłaś! Uwielbiam połączenie słodyczy cukru ze słonym smakiem soli. A pomarańcza do tego - szaleństwo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Jagienka!
mmmm.... cudo!!! ale bym zjadla taki deser i nawet wylizala talerzyk po tych pysznosciach:)
OdpowiedzUsuńdeZeal! Kochana! Cud-malina/pomarańcza takie słowa:) Ja nawet nie znam żadnego zawodowego fotografa :(, tak jakoś mi się pstrykają;) Całusy!!!
OdpowiedzUsuńLo! Wiesz, pisząc ten post myślałam sobie, że Lo pewnie też po taki sos skrada się do lodówki;D Wkrótce znów coś karmelowego się pojawi! Pozdrawiam Cię gorąco!
Arven! Ja mandarynki też uwielbiam, ale tylko takie "gołe", jak mawia mój Syn - tzn. z puszki, już obrane ze skórek - mogę wyjadać jedną za drugą!
Jagienko! A ja właśnie od Ciebie wracam z myślami wokół tego pysznego dania krążącymi - może mała wymiana? Co Ty na to?;) Pozdrowienia!
aga! Witaj! Powiem Ci, że nie nawet, ale na pewno by się wylizywaniem talerza skończyło! Pal licho ambaras, sos jest warty wszystkiego;) Pozdrowienia!
jakbym dostała taki deser, to nie wyszłabym od gospodyni już przenigdy ;)
OdpowiedzUsuńto zdecydownie deser dla mnie :)
OdpowiedzUsuńUrzekający! Naprawdę absolutnie urzekający ten Twój Kucharz, Aniu. I ja chętnie bym takiego u siebie widziała. Bez wątpienia jest porywający niczym niejedna dobra lektura.
OdpowiedzUsuńA pomarańcze w karmelu... Cudo i rozkosz smaku; po prostu.
Uściski!
zazdroszczę tego Kucharza :) no i mam grzeszne myśli na widok tej pomarańczy :)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńkiedyś probowałam zrobic taki sos karmelowy ale mi stwardniał :(( ciekawe co robie źle? wypróbuje Twój sposób!!! koniecznie
OdpowiedzUsuńGwiazdko! Wprawdzie nie ma po nim już śladu, ale choć nie na zawsze, to przynajmniej czasami do mnie zaglądaj;P Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńAnoushko! A to się cieszę, że w Twój gust trafiłam:) Pozdrowienia zasyłam!
Oliwko! Wiesz, można go jeszcze tu i tam znaleźć, choć swoją cenę ma... Przesyłam serdeczności:)
Piegusku! Ha:)Ha: Ha:) Grzeszne myśli ;P Co do sosu, to być może karmelizowałaś sam cukier, bez dodatku wody? Mnie też nie raz karmel zastygał po dodaniu śmietany, ale to normalna reakcja - trzeba wstawić ponownie na mały ogień i tym razem mieszać aż do rozpuszczenia. Mam nadzieję, że tym razem się uda - daj znać:)
Od razu zobaczyłam ten deser na kolacji we dwoje :) jest taki... seksowny :)
OdpowiedzUsuńBo ten deser powinien się nazywać po prostu "ambaras". Ciekawe, ile osób odważyłoby się go zamówić, znajdując go w restauracyjnym menu.
OdpowiedzUsuńPycha :)
Aniu kusisz jak Ewa w raju, tylko nie jabłkiem, a niesamowitym karmelem i to już nie pierwszy raz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i jeszcze raz napiszę szkoda, że dzielą nas kilometry. Byłabym jak nic Twoim częstym gościem :)
jesteś niesamowita. tak jak niesamowite są Twoje słowa i zdjęcia. zachwycam się. znów i znów.
OdpowiedzUsuńnie potrafiłabym sobie odmówić tej przyjemności :)
OdpowiedzUsuńAniu, na pewno się spóźniłam na ten królewski deser!
OdpowiedzUsuńCóż, powroty mają różne oblicza...
Zdjęcia zachwycające.Nie mogę się napatrzeć.
Cmok!
Kasiu! Masz absolutną rację - idealnie nadaje się na takie chwile:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńEvitaa! W restauracyjnym menu pojawiłaby się pewnie wersja "plasterkowa" - jest łatwiejsza w obsłudze, tzn. mniej ambarasu przy niej:) Pozdrawiam Cię!
Ewo! A może jednak kiedyś się uda - jeśli będziesz się wybierała w moje strony, koniecznie daj znać - zapraszam już dziś i obiecuję przygotować coś kuszącego;)
Asiejko! Niesamowicie mi miło - dziękuję:))
Paula! Bo przyjemności nie wolno sobie odmawiać;) Pozdrowienia!
Amber! Witaj! Nie ważne, że się spóźniłaś - dla Ciebie zrobię kiedy tylko zechcesz;)
OdpowiedzUsuńA u Ciebie znów jest co poczytać, pooglądać i... pozazdrościć:) Pzdr Aniado
OdpowiedzUsuńAnia, ja przez te Twoje cudne zdjęcia to niedługo żółty i pomarańczowy polubię :)))No cudne są!
OdpowiedzUsuńI zastanawiam się teraz - kurzy się z tego karmelu czy nie kurzy.. Przyjrzę się następnym razem :)
Cudne! I Kucharz cudny i przyznaję że troszkę Ci go zazdroszczę :)))
Pozdrowień moc Aniu :)
Ja jutro przyjmuję gośći (mam urodziny, jupi!:)) Mam duużo pomarańczy chyba pokroję w kawałeczki ale sos odpuszczę bo już narobiłam troszkę cudeniek..
OdpowiedzUsuńIdę wyciągać muffinki.
Uściski!
te pomarańcze to magia! I karmel. Nie dość, że to moja miłość od zawsze to jeszcze jak pięknie komponuje się na zdjęciach z pomarańczem. Rozpływam się!
OdpowiedzUsuńAniu! Jak zawsze miło mi czytać Twoje słowa - dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMonika! To by było:! Może w takim razie ja zafunduję sobie sesję z różowym kolorem i też go polubię:D
A z karmelu się nie kurzy, uwierz mi;)
Pozdrowienia zasyłam serdeczne!
Atrio! Wszystkiego najlepszego! Jestem pewna, że cudeńka rozejdą się w błyskawicznym tempie - a może podzielisz się z anmi na blogu?:)
Agusiu! Cieszę się ogromnie, że tak Ci się podoba! Pozdrowienia!
cudowne te Twoje wpisy, ale moje serce podbijają Twoje zdjęcia są piękne :)
OdpowiedzUsuńAniu, piękne zdjęcia! ślinka cieknie na widok tego sosiku :-)
OdpowiedzUsuńdziękuję za odwiedziny na Kuchennym Lufciku, strasznie mi się miło zrobiło, że ktoś tam zagląda... :-)
niedługo wrócę na stare śmiecie, tymczasem zaangażowałam się w nowy słodki projekt: www.PrzepisNaCiasto.net - zapraszam serdecznie!
pozdrawiam!
Kocham marmoladę pomarańczową,
OdpowiedzUsuńtakiego deseru w życiu jeszcze nie jadłam.
Na Twój bym się skusiła.
Pozdrawiam
Magdo! Dziękuję za tyle miłych słów:) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńJustyna! Witaj:) Cieszę się, że wracasz, a nowy projekt zaraz "podglądnę":) Pozdrowienia!
Olciaky! Ja też uwielbiam marmoladę pomarańczową! Serdeczności:)
No i narobilas Ania ambarasu :-)) Zachwycasz pomyslami, zdjeciami, opowiascia - dla mnie bomba!
OdpowiedzUsuńA slony karmel - mam szukac sloiczka? Zrobie, bo zachwycilo mnie karmelowo-slone polaczenie Eli sprzed roku, czuje ze Twoj karmel to tez bedzie hit! Usciski Aniu :*
Basiu! No to mamy ten sam obiekt zakochania! Ja w słonym karmelu zakochałam się właśnie po wpisie Eli - zaraz potem zrobiłam słoiczek, który szybciej zniknął niż się wypełniał i miłość trwa do dziś. Ten sos jest bardzo podobny w smaku, choć nie tak zwarty jak krem.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serdeczności!
Ślicznie tu. Można się najeść oczami.
OdpowiedzUsuńja to bym chciała do ciebie w gości
OdpowiedzUsuńPiotrze! Witaj:) Dziękuję za miłe słowa i zapraszam znowu!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Margot! Wiesz, że Ty już od dawna masz zaproszenie ponadczasowe, ale Ty Kochana wciąż nie przyjeżdżasz;) Czekam zatem!
Ładnie tu u Ciebie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZachciało mi się mieć gości :-)
OdpowiedzUsuńhaniu-kasiu! Witam Cię i dziękuję:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŁasuchu! Wiesz, prawdę mówiąc, ten deser jest tak pyszny, że warto go zrobić nawet jeśli żadnych gości nie ma na horyzoncie;)
No popatrz, wszystkiemu winna ta Ela :-)) Nie wiedzialam, ze tez robilas tamten krem... Zrobie karmel i juz sie zastanawiam czybedziemy go wyjadac ze sloiczka nim wymysle co z nim zrobic :))
OdpowiedzUsuńDObry pomysł z sosem karmelowym i owocami na patyczkach. Do częstowania się ile kto chce. I przeslicznie wygląda. I masz fajną żółtą podkładke we wzorki :)
OdpowiedzUsuńBasiu! A widzisz, tak to jest - wszystkie drogi prowadzą do Eli;D chwała jej za tamten wpis!!!
OdpowiedzUsuńKuchareczko! Dziękuję - w imieniu własnym i podkładki;) Pozdrawiam Cię!
Aniu, ogladam te Twoje pyszne pomarancze juz ktorys raz z kolei i wciaz zachwycona nie wiem, co napisac :) Napisze wiec tylko tyle, ze chetnie wpadlabym do Ciebie na kawe :))
OdpowiedzUsuńBuziaki.
Ania, wiesz jak chodzi za mna ten slolony karmel - nie wiesz, ale zaraz cos Ci wysle :))
OdpowiedzUsuńMajko! Ależ zapraszam:) Jestem pewna, że gdybyśmy mieszkały bliżej nie raz spotkałybyśmy się na kawie:) Każdy dzień zaczynam od kawy, więc może choć wirtualnie umówimy się na jakiś poranek?:) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńBasiu! Dostałam!!! Ależ mi zrobiłaś niespodziankę - zaniemówiłam :O I odpowiedź brzmi: TAAAKKKKK:) Reszta w "przesyłce" zwrotnej;)
Kamien spadl mi z serca Aniu :))))
OdpowiedzUsuńPo prostu piękne
OdpowiedzUsuńBasiu! :D Już się nie mogę doczekać!
OdpowiedzUsuńWiosanno! Dziękuję Ci bardzo i serdecznie pozdrawiam!
Aniu ta Twoja pomarańcza tak cudownie kusi swoim magicznym wyglądem,że na pewno niedługo przygotuję ją dla swoich gości.
OdpowiedzUsuńTwój blog i zdjęcia są dla mnie inspiracją, dziękuję i pozdrawiam:-)
Witam bardzo serdecznie!
OdpowiedzUsuńChoć strasznie zrozpaczona, to jednak nie zniechęcona! Moje BROWNIE to koszmar :( Nie thiller, istny koszmar! Wyobraźcie sobie, że chciałam je zrobić dla mojej rodzinki jako podarunek... ale wyszła katastrofa. Pytanie tylko DLACZEGO? Zrobiłam wszystko jak w przepisie, krok po kroku i.... wyjęłam z pieca, wystudziłam i... gdy wykrawałam foremką brownie rozlało się... właściwie na środku okazało się, że pod skorupką jest ciamciaramcia.... tłusta i paplata! Natomiast na bokach sypało się strasznie. I co ja mam o tym myśleć? Chyba już nie zrobię tego smakołyku :((
Choć koronki wyszły super... ale co z tego, skoro nie ma na co ich położyć :((
Ma ktoś pomysł na paczuszki podarunkowe z jakąś pysznością nietypową?
Anonimowy! Witaj, nie mam pojęcia co jest przyczyną?! Być może to kwestia piekarnika, może grzeje słabiej i ciasto powinno być pieczone dłużej. Każdy piekarnik rządzi się swoimi prawami i humorami... Inna sprawa, to masło. Musi być z min.82%, w przeciwnym razie mogą być kłopoty - gorsze masła zawierają niestety dużo wody i zdecydowanie pogarszają jakość wszystkich wypieków:( Ja piekę to brownie regularnie i nigdy nie było podobnych problemów! Jeśli pozostała Ci jeszcze ta "ciamciaramcia", możesz przerobić ja na jakieś trufelki lub bajaderki:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOd wczoraj chodza za mna te pomarancze *wzdych* Po prostu slinotok przez Ciebie mam! ;) Zdjecia sa przesliczne!
OdpowiedzUsuńMam pytanie, poniewaz nie posiadam cointreu w domu i jest on dosc drogi, czy mozna go zastapic jakis tanszym odpowiednikiem? Czy jednak polecasz zainwestowanie w niego?
Pozdrawiam serdecznie :)
Anonimowy! Bardzo mi miło, że deser przypadł Ci do gustu! Kupowanie cointreu absolutnie nie jest koniecznością, tym bardziej, że właśnie nie jest tanie. Można zastąpić je jakimś brandy, koniakiem, może być domowa nalewka cytrusowa, ja często używam domowej pomarańczówki. W ostateczności może to być także rum. Również serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo za odp :) W takim razie robie w najblizszym czasie :D.
OdpowiedzUsuńA cointreu kupie na pewno, jak bedzie troche lepiej z funduszami, bo za pewne jest smakowite :>.
A chcialam jeszcze spytac czy zdjecia robisz w namiocie bezcieniowym? Bo sa tak sliczne, ze zastanwiam sie jak Ty to robisz i jakim sprzetem :D.
Dziekuje bardzo za odp z gory :>
Anonimowy! Inwestycja w cointreu to z pewnością dobra decyzja, bo jest składnikiem wielu innych wspaniałych deserów, będzie Ci zatem na pewno służył:)
OdpowiedzUsuńNie korzystam z namiotu, prawdę mówiąc dopiero od Ciebie dowiedziałam się o jego istnieniu!
Pozdrawiam!
Ślinka cieknie! Już wiem, co kupię na duty free przy najbliższej okazji:)
OdpowiedzUsuńOdnośnie moich problemów z brownie i ciamciaramcią fo faktyczni mogą być związane z piekarnikiem. Mam piekarnik łączony z mikrofalówką, więc może tu tkwi problem. Masło było ok, 82%. Zastanawiam się i może zrobię podejscie nr 2. W przyszłą sobotę uroczystość i podziękowania wiec za dużo czasu nie mam, obawiam się troszkę kolejnej porażki, ale może powinnam zaryzykować. POZDRAWIAM!
OdpowiedzUsuńNie mogę wyjść z podziwu z powodu Twoich zdjęć!
OdpowiedzUsuńEwelino! Dziękuję:)
Usuńpomarańcza wygląda rewelacyjnie:) pięknie zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńJak się ma objętość szklanki do objętości filiżanki? Podanie objętości w jednej skali lub w ml ułatwiłoby zastosowanie przepisu, skądinąd bardzo zachęcającego
OdpowiedzUsuń