Są równie kapryśne jak suflety. I choć wymagają niewiele składników, do ich przygotowania będą nam potrzebne duże zapasy cierpliwości, optymizmu, intuicji i szczęścia. Jak przystało na francuską arystokrację, na spotkanie z tymi ciasteczkami trzeba odpowiednio się przygotować i poznać kluczowe zasady makaronikowego savoir vivre, w przeciwnym razie nie będzie nam dane rozkoszować się ich smakiem.
Przed ponad rokiem próbowałam się z nimi zaprzyjaźnić, ale zlekceważyłam zasady i zamiast makaroników wyjęłam z piekarnika ciasteczka płaskie jak berety ... Pomyślałam wtedy, że skoro tak kapryszą, to ja się z nimi nie będę zadawać. Ale po udanym spotkaniu z sufletem (klik) po raz kolejny doszłam do wniosku, że nie ma rzeczy niemożliwych. Czasami trzeba do nich dojrzeć, wybrać lepszy czas, metodę albo po prostu od samego początku uwierzyć, że da się radę. Kapryśne macarons postanowiłam pokonać stoickim spokojem. I choć daleko im z pewnością do niewiarygodnie pięknych francuskich oryginałów, mają wszystko co trzeba, czyli wysoką falbankę wokół gładkiej skorupki, a ja jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego. Przyznaję, że warto było dobrze się przygotować, by móc później delektować się mięciutkimi kawowymi ciasteczkami z niezwykle kuszącym nadzieniem, a nawet dwoma.
Historia macarons sięga roku 1533, kiedy to wywodzące się z Włoch migdałowe ciasteczka zostały wprowadzone na dwór Katarzyny Medycejskiej przez jej nadwornego szefa kuchni. Podobnie jak włoski oryginał słowo macarons oznacza "dobre ciasto". Pierwsze makaroniki były zwykłymi ciasteczkami z cukru, białek i zmielonych migdałów. Nie ma regionu Francji, który nie szczyciłby się historią związaną z macarons. Jedna z nich mówi, iż makaroniki z Nancy uratowały przed śmiercią głodową wnuczkę Katarzyny Medycejskiej. Ponoć zajadano się nimi podczas wesela Ludwika XIV z Marią Teresą w 1660 roku.
Formę "piętrową", czyli zlepionych ciasteczek, przybrały dopiero na początku XX wieku za sprawą Pierre'a Desfontaines, wnuka Louisa Ernesta Laduree, słynnego francuskiego cukiernika, który wpadł na pomysł, by makaroniki skleić czekoladowym kremem. Z czasem cukiernicy zaczęli eksperymentować z dodatkami zamieniając wersję oryginalną na smakowe w niemal wszystkich możliwych kolorach. Nadal jednak najbardziej uznanym i najczęściej odwiedzanym miejscem przez miłośników macarons jest paryska cukiernia Laduree (klik).
Jak podają znawcy, prawdziwe macarons powinny wyróżniać się następującymi cechami:
1. Ilość nadzienia w stosunku do ciasta powinna wynosić pomiędzy 1:1 i 2:1, czyli nie powinno go być ani za mało ani za dużo, jednym słowem w sam raz:)
2. Nadzienie powinno być gładkie, nie za suche i łatwo się rozprowadzać. Podczas jedzenia nie powinno brudzić palców:).
3. Struktura ciastek powinna być gładka - duże, widoczne grudki migdałów świadczą o tym, iż nie zostały wystarczająco dobrze zmielone i dyskwalifikują makaroniki :(
4. Skorupka ma być cienka i gładka. Jeśli zjadając czujemy, że jest twarda lub mamy kłopot z jej ugryzieniem, musimy pogodzić się z przegraną.
5. Wnętrze makaronika powinno być lekkie, nieco ciągnące, tak jak w bezach.
6. Ciasteczko powinno unosić się na tzw. falbance, która powstaje podczas pieczenia. Jeśli wyjmujemy z piekarnika płaskie ciasteczka bez falbanki, upiekliśmy ciasteczka migdałowe, ale nie makaroniki.
No tak, sporo tych reguł, można się na wstępie zniechęcić. Ale jest kilka "magicznych" sztuczek, dzięki którym nasze szanse na upieczenie idealnych macarons zbliżają się do 100%. Przy moim pierwszym podejściu trzymałam się sztywno zaczytanych wskazówek i mieszałam masę dokładnie 50 razy, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, zataczając koła i unosząc pianę. Niestety, i tak w końcu upiekłam migdałowe berety. Tym razem starałam się nie czytać zbyt wielu stron i porad, a skupić się na jednym przepisie. I choć w blogoświecie za absolutną wyrocznię i mistrzynię uchodzi cudowna Tartalette, ja ostatecznie wybrałam wskazówki Meety, z niezwykle inspirującego bloga What's For Lunch Honey. Meeta nie tylko piecze przepiękne makaroniki, ale podaje bardzo jasne i jak się okazało skuteczne rady. Oto one:
1. Makaroniki powinny zachować równy okrągły kształt - można wydrukować sobie matrycę i przerysować ją później na papier do pieczenia podkładając ją pod spód (UWAGA! trzeba pamiętać, aby wyjąć matrycę przed wstawieniem blachy do piekarnika:)
2. Migdały muszą być idealnie zmielone, właściwie strukturą powinny przypominać mąkę - nie ma mowy o grudkach! Najlepiej mielić je razem z cukrem pudrem w blenderze lub mikserze - na najwyższych obrotach, a później przesiać przez sitko usuwając wszystkie grudki.
3. Używajcie wyłącznie "sezonowanych" białek, a nie świeżych! Białka należy trzymać w temperaturze pokojowej od 1 do 3 dni, lub przez 5 dni w lodówce. Dzięki temu podczas pieczenia będę się ładnie unosić i nie rozleją się na boki.
4. Kluczową kwestią jest samo mieszanie piany z migdałami. Po dodaniu piany do zmielonych migdałów z cukrem należy za pomocą łopatki, najlepiej silikonowej, mieszać zaczynając od środka masy, a następnie podważać od dołu do góry.
5. Masa makaronikowa nie może być ani za sztywna ani za płynna. Jak to osiągnąć? Po dokładnym zmieszaniu zmielonych migdałów i cukru z pianą, powinniśmy otrzymać masę, która szeroką wstążką spływa z mieszadła. Można zrobić łatwą próbę, nakładając na talerzyk łyżeczkę nadzienia. Jeśli nadzienie powoli się rozlewa nie zostawiając żadnych wierzchołków, masa jest gotowa. Jeśli jednak masa zachowuje swój kształt, trzeba jeszcze kilka razy delikatnie zamieszać, aż do uzyskania właściwego efektu.
6. Teraz najważniejszy jest odpoczynek. Niestety, nie mam Was na myśli, ale makaroniki:) Po przełożeniu gotowej masy do szprycy lub rękawa cukierniczego i wyciśnięciu niewielkich kółek (średnica ok. 2 cm), makaroniki muszą "obeschnąć" przez minimum 30 minut, a najlepiej 1 godzinę. Dzięki temu obsuszona skorupka podczas pieczenia zachowa gładki i równy kształt i bez pękania równo uniesie się do góry na falbankach. A my w tym czasie mamy czas na sprzątnięcie ;)
7. Wiem, że po tych wszystkich zabiegach ma się ochotę w nagrodę jak najszybciej zajadać makaronikami, ale i na tym etapie konieczna jest cierpliwość. Makaroniki najlepiej smakują po przynajmniej jednodniowym "leżakowaniu". Dzięki temu rozmiękają, środek staje się cudownie ciągnący i delikatny. Jeśli przejdziecie pozytywnie wszystkie poprzednie etapy, to naprawdę warto zaliczyć jeszcze ten ostatni - nagrodą będzie rozpływający się w ustach makaronik!
7. Wiem, że po tych wszystkich zabiegach ma się ochotę w nagrodę jak najszybciej zajadać makaronikami, ale i na tym etapie konieczna jest cierpliwość. Makaroniki najlepiej smakują po przynajmniej jednodniowym "leżakowaniu". Dzięki temu rozmiękają, środek staje się cudownie ciągnący i delikatny. Jeśli przejdziecie pozytywnie wszystkie poprzednie etapy, to naprawdę warto zaliczyć jeszcze ten ostatni - nagrodą będzie rozpływający się w ustach makaronik!
Teraz po spisaniu tych wszystkich mądrości, myślę sobie, że dla mnie sukcesem będzie jak ktoś dotrwa do końca tego posta:)) Bo z makaronikami tak jest - trzeba im poświęcić czas i pozytywną energię, na co i ja teraz z Waszej strony w skrytości liczę;)
Piekąc kawowe makaroniki bazowałam na przepisie Meety. Gotowe makaroniki przełożyłam czekoladowym ganache oraz solonym karmelem. Było niezwykle pysznie!
Ten przepis to także moja propozycja do Orzechowego Tygodnia prowadzonego przez Elę z blogu MyBestFood.
Ten przepis to także moja propozycja do Orzechowego Tygodnia prowadzonego przez Elę z blogu MyBestFood.
KAWOWE MAKARONIKI Z CZEKOLADOWYM GANACHE I SOLONYM KARMELEM
/na 30 sztuk makaroników - już po sklejeniu/
110 g cukru pudru
60 g migdałów (bez skórki)
60 g białek
40 g cukru kryształu
1,5 łyżeczki mielonej kawy
Białka ubić na sztywno, pod koniec ubijania dodając cukier aż do uzyskania gładkiej, lśniącej piany. Migdały i cukier puder zmiksować razem w malakserze. Po zmiksowaniu przesiać. Połączyć z rozpuszczoną kawą - ja tarłam ją na drobny proch w moździerzu. Ubitą pianę przełożyć do zmielonych migdałów z kawą i dokładnie połączyć stosując wskazówki opisane powyżej. Gdy masa jest gotowa, przełożyć ją do rękawa cukierniczego lub szprycy i wyciskać na przygotowaną wcześniej blachę z papierem do pieczenia. Następnie odłożyć na min. 30 minut.
Piekarnik nagrzać do temperatury 170 stopni. Makaroniki piec przez 10-11 minut. Po wystudzeniu ściągnąć z papier i odstawić na jeden dzień by rozmiękły.
GANACHE CZEKOLADOWY
100g gorzkiej czekolady dobrej jakości
1/3 kubka śmietany kremówki
Czekoladę połamać na kawałki i rozpuścić w kąpieli wodnej razem ze śmietaną. Zdjąć z ognia, dobrze wymieszać i włożyć na godzinę do lodówki, by masa stężała.
SOLONY KARMEL
Przepis znajdziecie w poprzednim poście - klik
Jedyną zmianą jaką wprowadziłam było zmniejszenie ilości wody - dodałam niepełną 1/4 szklanki wody oraz zmniejszyłam ilość śmietany do 100 ml. Po zrobieniu karmelu, musicie koniecznie włożyć go do lodówki, by zgęstniał.
* korzystałam z informacji znalezionych na tej stronie
** przepis na makaroniki pochodzi z tej strony - klik
** przepis na makaroniki pochodzi z tej strony - klik
Miło się czyta wszystkie zalecenia i wskazówki odnośnie wykonania makaroników. Jak dla mnie to na razie wyższa szkoła jazdy, więc mogę jedynie popatrzeć na efekty Twojej pracy. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńa wisz,ze od zeszlego roku juz sobie obiecuje i sie szykuje na makaroniki i teraz po rogalach marcinskich chyba sie wlasnie skusze na probe zrobienia ich.....byloby fajnie,jakby wyszly tak cudnie,jak Twoje ....
OdpowiedzUsuńBardzo apetyczne sa ...
Pozdrawiam cieplutko :)
Anno-Mario, moze jakies warsztaty makaronikowe ?
OdpowiedzUsuńGratulacje, piekne ci wyszly i dzieki za wszelkie wskazowki, na pewno skorzystam!
Robiłam je na razie tylko raz w wersji fiołkowej. Twoje są przepiękne i post bardzo pouczający. W Paryżu juz nawet MacDonald robi makaroniki.
OdpowiedzUsuńna warsztaty to i ja się piszę! do makaroników zabieram się jak pies do jeża... nagromadziłam przepisów, namawiałam dwie koleżanki na wspólne pieczenie, ale coś nie wykazują entuzjazmu
OdpowiedzUsuńi tak odkładam i odkładam...
piękne Ci wyszły!
Makaroniki sa faktycznie kaprysne, ale jestem pewna, ze twoje rady pomoga mi dojsc z nimi do ladu, kiedy juz sie z nimi zmierze :) Na razie zadowalam sie tymi od Pierre'a Herme - smakuja mi bardziej niz te z Laduree, choc i kosztuja nieco wiecej. Ale coz, za przyjemnosc czasem warto zaplacic...
OdpowiedzUsuńjeszcze nie robiłam makaroników... myślałam o przygotowaniu ich na święta, bo je uwielbiam, a poza tym świetnie się prezentują :)
OdpowiedzUsuństałaś się moją biblią makaroników ;) jak tylko odważę się je zrobić - wrócę do tej notki!
OdpowiedzUsuńGosiu! Mam nadzieję, że jak się kiedyś zdecydujesz, te rady okażą się pomocne:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGosiu! A widzisz, ja mam podobnie z rogalami - wczoraj ta chęć sięgnęła maksimum, gdy oglądałam je na tylu blogach. Musze w końcu je upiec! Pozdrawiam Cię serdecznie!
Fanny! Dziękuję:) A pomysł z warsztatami przedni - ależ byłoby cudownie! Moja kuchnia jest wystarczająco duża na przyjęcie Miłych Gości - jedynym warunkiem jest moje doszkolenie - po pierwszej udanej próbie nie jestem jeszcze chyba wystarczająco gotowa;) Ale jak poczuje się na siłach nie omieszkam ogłosić i roześle zaproszenia:)
miss_coco! Fiołkowe to poezja! Ale makaronikami z McDonalda to mnie zmartwiłaś - wiem, że oni są po zmianie wizerunku, itp. ale mimo wszystko wolałabym, żeby makaroniki sprzedawane były w prawdziwych cukierniach..., ty bardziej w Paryżu!
Jswm! Ok, wpisuję Cię na listę, ale pod warunkiem opisanym powyżej:))) Pozdrowienia przesyłam!
Maggie! Będzie mi niezmiernie miło, jeśli pomogą:)Pozdrawiam Cię!
Kasiu! Powiem Ci szczerze, że i ja je planuję na święta - właśnie ze względu na cudowny smak!
Agusiu! Ha, ha, ha! Z biblią to chyba za dużo powiedziane, ale cieszę się, że wrócisz;) I oby się udały!!!
Są przepiękne! Moje niestety nigdy tak nie wyglądały, ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa i będę próbować!:)
OdpowiedzUsuńAnno-Mario, a czy to niedobrze? Wiesz, makaroniki po prostu robią się szalenie modne ostatnio, dzięki temu i ceny trochę zjeżdżają. Można je teraz znaleźć dosłownie wszędzie. Pozostaje nam mieć nadzieję, że uda się je nam rozpowszechnić i w Polsce.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cie za doskonaly opis ! Super! Widac , ze sie do tego porzadnie przylozylas , tak samo jak do samego wykonania makaronikow!
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba ten wpis :)
trzeba przyznać, że wyszły wyśmienicie. dobrze, że jednak się z nimi pogodziłaś. :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne. Jeżeli to są Twoje drugie makaroniki to tym większe uznanie z mojej strony. U mnie w domu uwielbiamy te małe cudeńka. Mój syn jest największym ich miłośnikiem i już osiągnął mistrzostwo świata. Na ostatni charytatywny kiermasz ciast w szkole upekliśmy 300(!) w czterech smakach. Patrząc na Twoje zdjęcia jestem pełna uznania i podziwu. To prawda, jak się przestrzega kilku żelaznych zasad przestają być skomplikowane. Czasochłonne, ale nietrudne. Z solonym karmelem to moje ukochane. Chyba musimy upiec je znowu.
OdpowiedzUsuńAniu - oczywiście, że do końca...piękne!Drugie zdjęcie bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńPodchodziłam do nich dwa razy i za pierwszym były, tak, jak mówisz, ciasteczka migdałowe, a za drugim już makaroniki. Fajnie, ze spisałaś te wszystkie rady Meet. Jak będę piekła to zajrzę do Ciebie:)- już wiem gdzie szukać najważniejszych rad:)
Anno, ja też do końca...
OdpowiedzUsuńWidać,że makaronikowy savoir vivre opanowałaś wzorowo.
Ciasteczka należą do jednych z moich ulubionych.Szczęśliwie stają się i u nas coraz bardziej popularne.
Z takimi nadzieniami muszą smakować wyjątkowo.Nawet nie będę się wpraszać na poczęstunek, bo na pewno już zjedzone...
Miłego wieczoru!
Może dziwnie to zabrzmi ale...czekałem na ten post;)) Śledząc Twoje kolejne dokonania, widząc Twoje ambicje i konsekwentne podnoszenie własnej poprzeczki, po prostu wiedziałem, że nadejdzie ten dzień. Dzień w którym zaprezentujesz makaroniki! Ale nie byle jakie makaroniki..tylko takie jak wszystko, za co się zabierasz - perfekcyjne:))) Heh pewnego dnia i ja się na nie zdecyduję, a wtedy na pewno skorzystam z Twoim wyczerpujących rad.. Podziwiam..
OdpowiedzUsuńAgato! Myślę, że właśnie kluczowe jest podejście - nie mówić ostatniego słowa i próbować aż do skutku:) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńmiss_coco! Wiesz, na właśnie jakoś nie mogę się pogodzić z myślą o makaronikach w McDonaldzie... Może jestem niereformowalna, ale to miejsce ma dla mnie wyłącznie fast-foodowe skojarzenia, a biorąc pod uwagę fakt, jak pracochłonne i w końcu nie łatwe do zrobienia są makaroniki, nie sądzę, że pasują do tego miejsca. Jasne, że to dobrze, że są tańsze, ale nawet gdybym miała zapłacić więcej wolałabym je kupić w innym miejscu. Zgadzam się z Tobą, że najwyższa pora, aby i w Polsce zaczęły się częściej pojawiać:)
Pozdrowienia!
Magoldie! Dziękuję:) Do makaroników nie da się podejść "nieprzygotowanym";)
Wróżko! Oj, dobrze, dobrze! Pozdrowienia dla Ciebie!
Lo! No to ja na warsztaty najpierw do Twojego syna się zgłoszę! Liczba 300 nieco mnie przeraża, ale z drugiej strony myślę, że jak się ma praktykę, to i 1000 makaroników nie przerazi;) Grunt, to trzymać się zasad!
Ewelajno! No to uff i kamień z serca, że do końca;)Mam nadzieję, że zaglądniesz i przy innej okazji, co?:)) Całusy!!!
Jak będę piekła makaroniki to zajrzę, ale przy każdej innej okazji ZAWSZE:):):)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post bo uwielbiam makaroniki. Ja szczerze powiedziawszy nastawiłam się tylko na jeden przepis od razu od Felluni i oglądnęłam kilka makaronikowych filmików (nie wiedziałam ze jest coś takiego jak reguła 50 zamieszań;)). Mi się zdaje że przy tych ciasteczkach nie można się stresować, a wszystko pójdzie gładko jak gładkie powinny być makaroniki :)
OdpowiedzUsuńz solonym karmelem jeszcze nie robiłam, ale zrobię, zrobię! dotychczas moje naj to zielone z miętową czekoladą :))
pozdrawiam ciepło!
z zaciekawieniem przeczytałam wszystkie rady. myślę, że to bardzo przydatny wpis. takie zebranie w jednym miejscu wszystkich makaronikowych wskazówek.
OdpowiedzUsuńja jeszcze nie próbowałam ich upiec. to na pewno z braku odwagi. boję się, że nie uda mi się taka falbanka na brzegach i że na mojej blaszce wylądują berety. ale całkiem możliwe, że te obawy są niesłuszne.
Post ogromnie fascynujący, Aniu! Ja już od dłuższego czasu przymierzam się do upieczenia makaroników, ale jakoś tak za każdym razem napawają mnie one coraz to większym przerażeniem. Boję się ich, po prostu. Bo ja, jak mało kto, mam cudowną rękę do psucia wypieków. ;))
OdpowiedzUsuńTwoje wyglądają idealnie!
Uściski!
Aniu, co za wspaniałe przeprowadzenie przez świat makaronikowego rękodzieła!
OdpowiedzUsuńJa do tych cacuszek podchodziłam dwukrotnie, niestety bez zwycięstwa. Ale może dzięki Twoim radom i wskazówkom się uda następnym razem:)
Piękne Ci wyszły, bardzo gratuluję!
Amber! Dziękuję;) Fakt, że już zjedzone, ale zapas białek mam cały czas, i tyle smaków makaronikowych do wypróbowania, więc następnym razem hojnie Cię obdaruję;))
OdpowiedzUsuńSpencer! Oj, nie wiem co napisać ... Rany, takie słowa piszesz, że ciepło się robi na sercu i aż mi tchu zabrakło! DZIĘKUJĘ!!! Teraz wiem, że nie tylko dla smaku warto było zmierzyć się z macarons;) Pozdrowienia!
Ewelajno! Dziewczyno Kochana, tak przekornie napisałam, choć w duchu liczyłam, że właśnie ZAWSZE;P Ale fajnie, że mnie utwierdziłaś w przekonaniu, że mam w Tobie bratnią duszę;)
Viridianko! Masz absolutną rację - stres zupełnie nie wskazany! A na te zielone z miętową czekoladą to ogromny mi apetyt zrobiłaś!!! Pozdrawiam Cię serdecznie!
Asiejko! Pewnie, że niesłuszne! Jasne, że może się nie udać, że może uda się dopiero za którymś tam podejściem, ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych!!! Zbierz odwagę i kiedyś podejmij wyzwanie:)
Oliwko! Oj, nie możesz się bać - strach nie jestem dobrym towarzystwem w kuchni! Może warto jeszcze poczekać, ale na pewno nie rezygnować! Uściski także przesyłam:)
Dlaczego, ach dlaczego spóźniłaś się z tym postem? Gdybym go przeczytała przed moimi wczorajszymi makaronikami pewnie byłoby dużo lepiej. Już chyba wiem co źle zrobiłam - 1) za duże kółka 2) za krótko obsychały 3) nie odczekałam do następnego dnia z jedzeniem. Dzięki wielkie za ten post.
OdpowiedzUsuńAniu Mario, podziwiam, bo ja wciaz na etapie ogladania ich u innych... ale mnie bialka generalnie nie lubia i dopiero w tym tygodniu zakolegowalam sie z nimi przy bezach, wiec daj mi troche czasu, a moze sie zaprzyjaznie przy makaronikach ;-) w kazdym badz razie dziekuje za wszystkie porady jak to zrobic! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, teraz może się na makaroniki skuszę :)
OdpowiedzUsuńco jak co, ale taki makaronik z pewnością nie poskromiłby mojego łakomstwa;)
OdpowiedzUsuńoch, te zdjęcia...
OdpowiedzUsuńnie mogę się napatrzec.
nie potrafię się nimi nacieszyc.
obłęd.
Aniu, pozwoliłam sobie pokazać Twoje makaroniki swojemu australijskiemu gościowi. W Polsce macarons wciąż są mało popularne i praktycznie nie do dostania nad czym wczoraj oboje ubolewaliśmy... Jego siostra a moja wielka przyjaciółka, organizatorka zakończonego już konkursu na macarons (melbournemacaron.com) ucieszyła się, że Polacy starają się upowszechnić je w Polsce i trzyma kciuki za wszystkich próbujących tej trudnej sztuki cukierniczej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie!
Korniku! Bardzo bym się cieszyła, gdyby te rady rzeczywiście pomogły Ci w kolejnym podejściu do makaroników;) Na pewno trzeba próbować do skutku! Pozdrawiam Cię i dziękuję;)
OdpowiedzUsuńKabamaigo! Aj, to rzeczywiście nawaliłam:) Biorę to wszystko na siebie;P Pozdrowienie zasyłam:)
Cudawianko! Jak już się zakolegowałaś z białkami przy bezach, to makaroniku są już tylko kwestią czasu! Serdeczności!
Maniu! A skuś, się skuś, tylko pamiętaj o zasadach!
Małgo! Na jednym makaroniku nie da się zatrzymać, ręce same sięgają po kolejny, kolejny, aż do ostatniego:)
Karmel-itko! Dziękuję bardzo i serdecznie Cię pozdrawiam!!!
Natalio! Ależ mi miło:) Zaraz pędzę na ich stronę - taki konkurs na macarons w Polsce to na razie może nam się tylko marzyć, ale może kiedyś jednak się uda! Pozdrowienia dla Was:)
Dziekuje za ten wpis, juz sie nie moge doczekac az wyprobuje!
OdpowiedzUsuńNo i widzisz, to są wskazówki , których ja potrzebowałam. Nigdy nie jadłam makaroników, a i sama bałam się je zrobić. Ale może warto byłoby podjąć wyzwanie, tym bardziej, że juz mi przetarłaś szlaki
OdpowiedzUsuńOstatnio brak mi weny, ale widze za u ciebie Aniu na jesienna nude narzekac nie można
OdpowiedzUsuńmam obłęd w oczach. jak dla mnie makaroniki to najwyższy stopień wtajemniczenia w kuchni :) wyszły Ci rewelacyjne, szacunek :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam... Dopiero się przymierzam do produkcji własnych makaroników i na pewno skorzystam z Twoich rad :)
OdpowiedzUsuńA ja się ich boję :(
OdpowiedzUsuńMonikucha! To ja trzymam kciuki i nie mogę się doczekać efektu! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRetrose! Ależ mi miło:) I powiem Ci szczerze naprawdę warto podjąć wyzwanie! Pozdrowienia!
Patko! No wiesz, po tych ciasteczkach owsianych, to jakoś nie mogę się z Tobą zgodzić:) Uściski!
Kaś! Dziękuję Ci bardzo - ja myślę, że mam jeszcze przed sobą kilka podejść, by uznać, że już mam je zupełnie opanowane - to w końcu był tylko jeden raz! Pozdrawiam Cię!
Basiu! Będzie mi miło, jeśli okażą się pomocne! Ale, czy ja widzę, że Ty na tym zdjęci zajadasz się makaronikami?!!!! Ależ to prawdziwa perfidia;))) Pozdrowienia!
Jagienko! Nie bój się, strach niestety działa wbrew naszym chęciom.
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
przepiękne zdjęcia! wyglądają zachecająco, muszę przyznać...makaronsy są świetne ;)
OdpowiedzUsuńJa takich rzeczy nie mogę oglądać na czczo, bo mnie skręca z apetytu na coś tak pysznego jak Twoje makaroniki, a stronę cukierni paryskiej musiałam od razu wyłączyć - zbyt kusząca mnogość smaków, aby można ją było podziwiać z pustym brzuchem.
OdpowiedzUsuńPiękne Ci wyszły makaroniki.
Aniu, nawet nie wiesz jak ci dziękuję za ten przewodnik - mam hopla na punkcie makaroników, a czułam, że jest z nimi trochę zabawy, dlatego na wszelki wypadek ich nie robiłam. A teraz już będę wiedzieć jak i popróbuję :)
OdpowiedzUsuńBez sosiku! Dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńHaniu-kasiu! Przyznaję, że paryskie cukiernie mnie też przyprawiają o zawrót głowy:) Przesyłam pozdrowienia!
Kuchareczko! Parafrazując Twoje słowa - nawet nie wiesz, jak mi miło! Czekam na efekty- daj znać jak poszło:) Pozdrawiam Cię!
A wiesz Aniu, że ja jeszcze nigdy? ani nie robiłam, ani nie jadłam :(
OdpowiedzUsuńcieszę się, że zamieściłaś taki makaronikowy przewodnik :) się przyda na pewno!
wspaniale, że to wszystko opisałaś, ja jeszcze nigdy nie robiłam makaroników, a fajnie szukać porad w jednym miejscu :)
OdpowiedzUsuńAniu, za tę instrukcję powinnaś dostać 6! Pozwalam sobie wydrukować całość wykładu:) Pzdr Aniado Ps. Mam wrażenie, że makaroniki są wszędzie, "atakują" z każdego bloga do jakiego zaglądam... ale dla mnie są nadal wielką niewiadomą! Za Twoim przykładem zmierzyłam się już z sufletem - wyszedł! Teraz czuję, że nadszedł czas makaroników:) p
OdpowiedzUsuńAmarantko! No, proszę, to życzę i bardzo smacznego pierwszego spotkania. Wiem, że u nas są wciąż trudno dostępne, więc może będą to Twoje, własne?! Pozdrowienia gorące:)
OdpowiedzUsuńMagdo k.! Dziękuję - mam nadzieję, że skorzystasz:)
Aniu! Ach, wpiszę sobie tą "6" do dzienniczka, dobrze;)? Patrz, a mnie się wydaje, że wciąż ich za mało u nas, chyba, że masz na myśli blogi zagraniczne, tam niemal każdy wydaje mi się mistrzem makaroników! A za suflet WIELKIE BRAWA - jeśli w dodatku miałam coś z tym wspólnego, to sama rosnę teraz do góry z dumy, jak ten suflet;)
Generalnie to już dawno postawiłam krzyżyk na makaronikach. Powiedziałam sobie, że albo makaroniki Laduree albo wcale, ale przekonałaś mnie, że może jednak warto spróbować samemu. Zawsze to taniej i szybciej, niż słodkie zakupy w Paryżu \;-)
OdpowiedzUsuńAniu, wciaz mnie zachwycasz! kazde wejscie na Twojego bloga to jest jak podorz w kraine pysznosci i pieknych zdjec. Makaroniki to dla mnie wciaz wielka i nieodgadniona tajemnica, ktorej rabka nigdy nawet nie uchyle :) Nie mam chyba tyle cierpliwosci aby upiec cos podobnie pieknego. Twoimi makaronikami chetnie bym sie poczestowala bo nigdy jeszcze ich nie jadlam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ania, Ty mialas doskonaly pomysl: jak solony karmel to musi byc dla Eli, nie? :)) Piekne zdjecia jak zawsze.
OdpowiedzUsuńNiesmowita jest ta Twoja historia makaronkowa, nie jestem tak wytrwala... Suflet potrafie, a z makaronikami srednio mi sie udawalo, wydaje mi sie ze z moim piekarnikiem jest jakos dziwnie, zwlalam na piekarniki a nie na moja nieudolnosc :D
Podziwiam Cie za wytrwalosc!
Majko! To drugie zdanie chyba sobie wydrukuję i rozwieszę na ścianie:) Będzie mnie stawiać na nogi w chwilach zwątpienia! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńCo do makaroników - może jednak kiedyś dasz się przekonać do "rękoczynów":P Pozdrowienia!
Basiu! Ależ oczywiście, że to wina piekarnika! Piekarniki takie są! A wiesz, że ten solony karmel to zupełnie nieświadomie - dopiero Ty tak pięknie to skojarzyłaś !!! Uściski!!!
Barrrrrdzo podoba mi się Twoje podejście do tematu :) Wszystkie najważniejsze informacje dotyczące pieczenia macarons zebrane w jeden dekalog! No i naprawdę fajnie piszesz. U mnie relacja z Laduree: www.celebracje.pl - zapraszam! Pozdrawiam, Ola
OdpowiedzUsuńAniu, nigdy nie robiłam makaroników, bo mam awersję do wypieków na samych białkach. Wczoraj koleżanka poczęstowała mnie pysznymi ciasteczkami- nigdy takich nie jadłam. Ona mnie zna i o tym,że to były makaroniki poinformowała mnie dopiero jak wrąbałam wszystkie z talerzyka...No i co cały mój światopogląd legł w gruzach:)
OdpowiedzUsuńcelebracje! Barrrrdzo dziękuję:) I dziękuję za zaproszenie - już pędzę do Laduree:D, również pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWielgasiu! Ja z kolei nie wyobrażam sobie życia bez białkowych wypieków! Ale jeśli tak Ci smakowały makaroniki, to może jest szansa, że jednak zmienisz zdanie?! Pozdrawiam Cię serdecznie!
Anno-Mario chylę czoła:) Wspaniałe, idalne te Twoje makaroniki! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLady Aga! Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTeraz z całą stanowczością mogę to napisać: Twój przepis jest najlepszy, a rady nieocenione. Dzięki Tobie robię macarons już z zamkniętymi oczami, bezstresowo i prawie jedną ręką :-) próbowałam już rożnych, próbowałam tez przepisu Bożeny Sikoń (poprawilam sobie jej złe proporcje - ok wyszły dobre, ale bez cienia makaronikowej falbanki a to przecież świętość!), ale ten jest naprawdę dobry i prosty. Jedna zmiana: ja piekę w temp. 145-150 st C bez termoobiegu 14-15 minut, wychodzą idealne, szczególnie ważne jeśli kolorowe makaroniki maja zachować swój intensywny kolor. Najlepsze (wg mnie) są kawowe z kremem pralinowym (jak tylko będę miała chwilę, wrzucę opis na celebracje). Sciskam Cię serdecznie i baaaaardzo dziękuję za ten wpis!!!! Ola.
OdpowiedzUsuńcelebracje! Witam:) Bardzo się cieszę - niezmiernie mi miło, że wskazówki okazały się pomocne i działają:)
OdpowiedzUsuńI masz rację - falbanka w makaronikach to święta rzecz!
Kawowe to także moje ulubione.
Uściski:)
No to kochana wytrwałam do końca postu i mogę tylko dopisać tu, ze upiekłam migdałowe berety, które nazwałam nieco inaczej bo kapelusze :) no ale..nie poddam się..nie byłabym sobą, upiekę kolejne sto razy i wyjdą rewelacyjne na bank! Prawdę mówiąc moje ciasto nie było lejące, było dość ciężkie i sztywne więc postanowiłam dobić kolejne białko i tak zrobiłam ale masa i tak nie była gładka więc wiedziałam, że to się nie uda..niby falbanka jest ale piekąc na macie do makaroników niestety kurde nie chciały się odkleić i środek często na niej pozostawał więc ciasteczka wyglądały jak prawdziwe kapelusze grzybów :) zrobię kolejne ...co tam! a cukru mniej nie można? one strasznie słodkie są!
OdpowiedzUsuńposta a nie postu bo nie postuję ostatnio w ogóle:)
OdpowiedzUsuńa ja tutaj pierwszy raz... więc się witam serdecznie ;-))
OdpowiedzUsuńCudowne te Twoje makaroniki... ja również mam za sobą doświadczenia beretowe ;-)) ale po przeczytaniu instrukcji postanowiłam znowu spróbować. Koniecznie! bo ślinka mi leci na widok tych cudnych makaroników.
dziękuje i proszę trzymaj kciuki!
jeeeeeeeej! ja wczoraj zamierzałam się brać za makaroniki, a dzisiaj przeczytałam wskazówki i... trochę się obawiam. mam cudowny zestaw do robienia makaroników od narzeczonego i chcę go wypróbować. mam nadzieję, że z Twoimi radami pójdzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńWitam. Chciałabym wiedzieć jak przeliczyć ilość białek na gramy. Ile waży jedno białko? Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńNie ma stałej wartości wagi białka. Musisz po prostu każde zważyć - wielkości jajek, a co za tym idzie waga jest zmienna, więc jedyną odpowiedzią jest waga:)
UsuńPozdrawiam!
Pysznie wyglądają! Jadłam takie w Food Art Gallery we Wrocławiu, tylko kolorowe, były obłędne!!
UsuńZaintrygowała mnie ta kawa.... jednak nie rozumiem, bo napisałaś, że migdały i cukier puder łączymy z rozpuszczoną kawą? Rozpuszczoną czy utratą?
OdpowiedzUsuń