Pożegnałam się z zimą.
Nacieszyłam śniegiem, sankami, rozstałam z kilkoma bałwanami, ciepłą czapką i rękawicami.
Teraz czekam tylko, by pożegnać się z budzikiem.
Od dwóch dni budzi mnie słońce. Promienie delikatnie łaskoczą rzęsy, światło wślizguje się pod powieki i otwiera je na nowy świat. Wciąż szary i bezbarwny, ale już wypełniony ptasim śpiewem, rześkim powietrzem i radosnym szumem strumyka. Ileż on ma do powiedzenia! Ukryty pod lodem drzemał cichutko, teraz jakby nadrabia stracony czas - płynie wartko, pieni się, wzburza, chlupocze i szumi, szumi, szumi...
Dni nareszcie coraz dłuższe. Każda minuta światła to jak zastrzyk energii. Jest mi potrzebna. Budzę się wcześniej i zaczynam planować wiosnę. Tęsknie za jej świeżością, zielenią, za jej soczystością. Wiem, że trzeba jeszcze trochę poczekać, ale jest coraz bliżej. Już ją czuję!
Hiacynty. Posłańcy wiosny. Bulwiaste cebule w małych doniczkach jak co roku są teraz namiastką ogrodu, miniaturową łąką, którą doglądam co dnia ciesząc się z każdego rozchylonego listka i kwiatu.
Wiosna w marzeniach, w doniczkach, ale jeszcze nie w kuchni. Tu wciąż się rozgrzewam. Skutecznie odpycham nowalijkowe pokusy i szukam smaków. Potraw prostych, ciepłych, pełnych energii i koloru. Cebulki w donicach, cebule na talerzu. Czas na wiosnę. Czas na tapas.
Tapas, czyli małe przekąski serwowane zwykle do napojów, mają hiszpański rodowód. Wywodzą się z Andaluzji. Podawane w tamtejszych tawernach kieliszki z sherry przykrywano z wierzchu plasterkiem chorizo. Miało ono chronić alkohol przed muszkami "octówkami". Dodatkowo, słone chorizo wzbudzało pragnienie, co skutkowało zamawianiem kolejnych trunków. Z czasem, chcąc sprzedawać jeszcze więcej sherry, zaczęto urozmaicać przekąski do tego stopnia, że stały się równie ważne co popijany do nich alkohol.
Legenda podaje, że tapas to zasługa króla Alfonsa X Mądrego, który w czasie choroby popijał wino przegryzając przy tym drobne posiłki. Gdy wyzdrowiał nakazał właścicielom tawern serwowanie alkoholu wyłącznie tym klientom, którzy zamówili do tego przekąskę, czyli tapa.
Samo słowo tapa oznacza pokrywkę, wieczko i jednoznacznie wskazuje, że przekąski powstały pierwotnie jako odstraszacze łasych na alkohol muszek. To kolejny dowód na to, że potrzeba jest matką wynalazków!
Dziś tapas serwowane są w barach w całej Hiszpanii. Każdy szanujący się lokal ma przynajmniej 8-12 rodzajów tapas. W północnej Hiszpanii nazywane są często pinchos, od wykałaczki, na którą nadziane są przekąski. Do najpopularniejszych tapas należą oliwki nadziewane anchois lub czerwoną papryką; patatas bravas, czyli smażone cząstki ziemniaków podawane z ostrym sosem pomidorowym; chorizo al vino - kiełbasa chorizo gotowana w czerwonym winie; pierożki empanadillas (pokazywałam je w tym i tym poście - klik); krążki smażonych kalmarów, kostki sera Manchego, czy oreja - smażone ucho wołowe!
Lubię tapas. Za prostotę. Za pomysł. Za smaki. Za wygląd. Za czas, jaki miło upływa, gdy sięga się po kolejne małe kęsy.
Dziś bohaterami tapas będą czerwone cebule. O ich cudownych właściwościach pisałam przy okazji tartaletek z kozim serem (klik). Niedawno przeczytałam też, że czerwona cebula uspokaja nerwy, powoduje, że włosy są piękne, a cera jedwabista. Czy zatem można odmówić sobie takiej przedwiosennej terapii?!
Cebule nadziałam czosnkiem i rozmarynem. Są mięciutkie i delikatne. Wyjmowane ze środka płatki kładłam na świeżej bagietce, którą wcześniej zanurzałam w sosie, w którym cebule zostały upieczone. Popijane dobrym winem są wyśmienitą przekąską. Znajdźcie czas na cebulki. Znajdźcie czas na tapas.
PIECZONE CEBULE
/na 4 porcje/
4 czerwone cebule
4 gałązki rozmarynu
3-4 ząbki czosnku
Na sos
30 ml oliwy z oliwek
1-2 łyżki octu balsamicznego
1 łyżka ciemnego cukru
2 łyżki czerwonego octu winnego
1 szklanka bulionu warzywnego
Cebule obrać ze skórki. Przy pomocy ostrego noża odciąć spodnią część cebuli tak, by można je było postawić. Ściąć także "czapeczki" z wierzchu i zrobić kilka nacięć, do których włożyć plasterki czosnku oraz gałązkę rozmarynu.
Składniki sosu połączyć i wymieszać. Sosem zalać cebule i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec ok. 1,5 godziny, do momentu aż będą bardzo miękkie. W trakcie pieczenia często je podlewać tworzącym się sosem. Podawać ze świeżą bagietką i dobrym winem! Smacznego!
Oryginalny przepis sugeruje dodatkowo solenie, ale nie uważam, aby było to konieczne. Polecam jednak dodanie odrobiny grubo mielonego pieprzu - pasuje i smakuje wybornie!
* przepis na pieczone cebule znalazłam w książce TAPAS, Inspiracje kulinarna, wyd. Elipsa, 2002 rok
Genialny pomysl i super zdjecia! Uielbiam tapsy :)
OdpowiedzUsuńmniam! I zdjecia boskie:)
OdpowiedzUsuńOjejej, ale smaku mi narobiłaś!
OdpowiedzUsuńTo jest coś z bardzo, ale to bardzo mojej bajki...
Kucharnio, te zdjęcia!
OdpowiedzUsuńsą po prostu fenomenalne.
a Twoje tapas... jesteś boginią kulinarną!
Ależ piękne, też chodzą za mną od jakiegoś czasu pieczone cebule, ale chyba zrobię je jako danie główne nie tapas :) Śliczne zdjęcia, jak zawsze!
OdpowiedzUsuńTaka zwyczajna cebula, a takie pyszności można z niej wyczarować :)
OdpowiedzUsuńTakie pieczone cebule to dla mnie nie lada wyzwanie... Wszyscy, ktorzy mnie znaja dobrze wiedza, ze nienawidze cebuli! Powoli jednak zaczynam sie do niej przekonywac (o czym swiadczy chociazby moj ostatnio upieczony chleb z dodatkiem szalotek:) Hmmm...bede musiala wyprobowac Twoj przepis Aniu, zeby sie przekonac czy uda mi sie je zjesc :))
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
Zapomnialam napisac, ze u nas od kilku dni cudownie swieci slonce a w powietrzu juz czuje sie wiosne. Az chce sie zyc :)) Dzis na spacerze widzialam juz pierwsze przebisniegi!! :)
OdpowiedzUsuńależ cudownie wyglądają. Przyznam się szczerze, że nigdy takich nie kosztowałam. Zamiast cebuli robie czosnek - zawsze w czasie choroby. Pod wpływem temperatury traci ostrość a smakuje wyśmienicie i co najważniejsze na drugi dzień jestem jak "nowo narodzona"
OdpowiedzUsuńAniu Droga, czerwoną cebulę uwielbiam....! Fajnie, że napisałaś co to te tapas, bo nie zawsze mi się chce sięgać po odpowiedzi, albo raczej czasu na to nie ma, a tak, po jednym poście u Ciebie tyle wiadomości:).A takie przekąski to coś wspaniałego! Piękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńCiepło pozdrawiam:)
o jaaaa... ale pyszność! fantastyczny pomysł na cebulę, dziękuję za inspirację:)
OdpowiedzUsuńP.S. ja też czuję już wiosnę!
wspaniale to wygląda, mmm, ja dodaję soli (jestem sololubem):) aż sie głodna zrobiłam...
OdpowiedzUsuńPrzepiękne kolory i zapachy dziś u ciebie panują. Uwielbiam cebulę a ta twoja mnie zauroczyła:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńszybko się Waćpanno z tą zimą uwinęłaś... u mnie sanki jeszcze nie sprzątnięte, a i budzik wciąż irytuje :-( książkę przeglądałam i prawie miałam w koszyku... widzę, że powinnam żałować tego "prawie" :-)
OdpowiedzUsuńAnno, jak Tobie znudziła się zima,to już musi być wiosna! Cebulki od dawna u mnie odczarowują zimowy czas.Chyba działa.
OdpowiedzUsuńTapas bardzo apetyczne.Cebulę pieczoną, karmelizowaną bardzo lubię.
Buziaki!
Aniu, widzę że i Ciebie dopadły 'wiosenne cebulki', tym bardziej, że chwilowo wiosna zawitała i na moje podwórko. U mnie w zasadzie już od walentynek, kiedy wszędzie aż roi się od tulipanów czuję jakby była wiosna ;)
OdpowiedzUsuńA te drugie cebulki również fantastyczne i tak, koniecznie z bagietką! Do wypróbowania - może przy okazji pieczenia sernika? :)
Pozdrawiam :)
Uwielbiam cebulę. Czerwoną. Mniam.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo lubię tapas.
OdpowiedzUsuńTwoja cebulowa propozycja bardzo do mnie przemawia. Pozdrawiam.
och jak tu pięknie barwnie..
OdpowiedzUsuńPrzepiękne i przepyszne. Ja tam się z zimą jakoś jeszcze nie mam odwagi żegnać bo się boję, że wróci. Widziałam jednak dzisiaj pierwsze bazie :)
OdpowiedzUsuńMyszki! Ja też kocham tapas:) Pozdrawiam wiosennie:)
OdpowiedzUsuńCookingJ! Dziękuję:)
Lekka! A wiesz, że ta bajka jest bardzo smaczna?!
Karmel-itko! Dziękuję Ci bardzo, choć śmiem twierdzić, że komplement mocno na wyrost, ale miło się czyta:D
Zielenino! Niech przestaną chodzić, tylko rozsiądą się na talerzach! I wiesz, masz rację - jako danie główne mogą zdecydowanie służyć! Pozdrawiam:)
Kasiu! W tym cała magia tapas, że zwyczajne z pozoru produktu na nadzwyczajne się zmieniają:P
Majko! Wciąż wierzę, że przekonasz się do czerwonej cebuli - ta w chlebie to już ważny pierwszy krok! U mnie w ogrodzie też już kilka przebiśniegów się pojawiło!
kulinarne-smaki! Ja kocham i czosnek i cebulę, bardzo Ci polecam ten przepis - cebula robi się słodka, sos idealnie podkreśla jej smak - pycha! Pozdrawiam!
Ewelajno! Cieszę się, że moduł edukacyjny okazał się przydatny. I namawiam Cię na pieczenie cebuli - koniecznie!!! Całusy!
Aniula! Jest nas więcej:) Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa!
Mar! Moja Mama też dodaje sól, a ja wolę pieprz, ale demokracja w kuchni to podstawa!
Żeniu! U mnie to zauroczenie do cebuli już przeszło w wielką, niekończącą się miłość:) Serdeczności Ci przesyłam!
Karola! Ach, szkoda, że to "prawie" popsuło szyki, a może jednak uda się ją jeszcze gdzieś upolować?!
Amber! A widzisz, wszem i wobec wiosnę ogłaszam:D Żeby tylko chciała mnie posłuchać i przyszła prędko?! Całusy:*
Natalio! Wiosenne cebulki "dopadają" mnie co roku:) Z bagietką zjadaj obowiązkowo, a perspektywa sernika brzmi niezwykle kusząco!!!
Kubełku! Skoro uwielbiasz, upiecz:) Pozdrawiam!
Ana! Zamień przemawianie w zajadanie, to dopiero będzie przyjemne uczucie:) I ja pozdrawiam!
Asiejko! Bo to wiosna idzie!!!
kabamaigo! Jak wróci, to pewnie znów wsiądę na sanki, ale w sercu na wiosnę jestem już gotowa!
bardzo fajna przekaska:) nigdy nie jadlam tak pieczonych z czosnkiem i rozmarynem, musza byc swietne:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wygląd i zapach hiacyntów. Kiedyś mój dziadek kupował mi hiacynty na pożegnanie zimy. Robił tak co roku. Rozkoszowałam się ich zapachem. Dzisiaj przeglądałam przepisy i jednym z takich, który mnie zainteresował był przepis na pieczone cebule. Jak patrzę na Twoje zdjęcia, to już wiem, który z nich będzie pierwszy.
OdpowiedzUsuńAga! Może dasz się namówić i kiedyś upieczesz? Coś mi mówi, że nie będziesz żałować!
OdpowiedzUsuńLo! Ależ Twój Dziadek był wyjątkowym człowiekiem! A ja teraz czekam na wiosnę i na Twoje cebule:)
Bardzo lubię wszelkiego rodzaju tapas! Takiej cebulki jeszcze nie jadłam, al w Hiszpanii trafiłam na cebollas asadas, małe cebulki pieczone w piecu, z dodatkiem soli morskiej i papryki, też pyszne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
SWS
Uwielbiam karmelizowane cebule, w każdej postaci, ale tutaj do tego wyglądają bajkowo pięknie :)
OdpowiedzUsuńCzyżbyś Aniu hiacynotową cebulę upiekła? :D ten sam kolor! Który zresztą b. lubię :)
OdpowiedzUsuńA na serio to cała ta idea tapas jest niesamowicie fajna, tapas, meze, ja chyba bym mogła samymi takimi drobiazgami się żywić!
Ściskam :)
MZ! Też je jadłam, i masz rację - są pyszne! Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńTili! A zatem łączy nas cebulowa miłości:)
Monika! Czekałam, aż ktoś o to zapyta:D Ciekawe czy można, ale chyba nie są jadalne...? A na tapas i meze ja też mogłabym się wyżywić !
Pozdrawiam Cię ciepło:)
genialne!!
OdpowiedzUsuńwiesz co to się wymieniamy ja poproszę dwie cebulki w zamian tuzin faworków , no dobrze dwa ,żeby było sprawiedliwie
OdpowiedzUsuńNo ,żeby tak cebulę pokazać to jest coś, naprawdę coś wielkiego
Marto! :D Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńMargot! Jak za dwa tuziny, to OK, możemy się wymieniać:)
Mmmmmm, POEZJA! Coś wspaniałego - uwielbiam skarmelizowane, słodko-kwaśne czerwone cebule, a ten przepis urzekł mnie dodatkowo swoją prostotą. Ja też kocham tapas, zarówno za szybkość przygotowania jak i za ideę, która za nim stoi - jedzenia biesiadowego, jedzenia, które zbliża ludzi:)
OdpowiedzUsuńPS A Twoje cebulki hiacyntów bardzo mnie rozweseliły. Ja też wypatruję już wiosny!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tapas, w Twoich empanadach jestem zakochana, a cebulka zapowiada się równie smakowicie. Piękne zdjęcia, a to pierwsze po prostu wspaniałe:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu twojego posta stalo sie dla mnie jasne dlaczego mam jedwabiste wlosy i piekna cere...:))) Haha! A tak na powaznie fajoskie tapas!
OdpowiedzUsuńAniu, cebulki pieczone są napewno przepyszne ale zdjęcia tych świeżych, udekorowanych są niesamowite!! W pierwszej chwili pomyślałam ,że będą służyć za ozdobę razem z hiacyntami ;)...
OdpowiedzUsuńFajnie wiedzieć ,że Ty też poszukujesz wiosny bo myślałam ,że tylko ja tak wcześnie zaczęłam jej wypatrywać :)
Beautiful presentation!
OdpowiedzUsuńI'd say they tasted wonderful.
xoxoxo
Zambia
delikatessen! Idea tapas jest wspaniała! Zatem do wiosny - czekajmy z cebulkami:)
OdpowiedzUsuńMm_ajko! Widzę, że grono miłośników tapas wciąż się powiększa. To dobrze! Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie:)
Arku! Ja już się w Tobie skrycie (no teraz już jawnie:P podkochuje, a Ty mi jeszcze o pięknych włosach i jedwabistej cerze piszesz!!! Nie ma dla mnie ratunku ;P
Cynthio! Jestem w pełni gotowa na wiosnę:) Pozdrawiam Cię!
Zambia! Thank you:) They were delicious:) Have a great day!
Ujmująca prostota i smakowitość. I wielki plus za kolory! :)
OdpowiedzUsuńAniu, fajny pomysl, jak zwykle zreszta! niestety musze Cie zmartwic, ogladalam dzis pl tv i podobno zima ma tam wrocic!!... :-((
OdpowiedzUsuńEvitaa! Dziękuję i serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCudawianko! No właśnie, do mnie też te słuchy doszły, ale jak hiacynty rozkwitną, to przynajmniej w domu będzie wiosennie:D Pozdrowienia!
dziękuję za odwiedziny :) ładnie i smacznie tu u Ciebie, będę wpadać i dodaję do ulubionych :)
OdpowiedzUsuńTaka kultura, bo przecież takie tapas stały się już kulturą, ogromnie mi się podoba. Ma w sobie mnóstwo uroku i wpisuje się w moją mentalność. W dodatku jest tak urocza!
OdpowiedzUsuńCebulę uwielbiam, toteż taka upieczona z, kolejną moją miłością, czosnkiem, bez wątpienia smakuje obezwładniająco.
Ściskam!
różowe.chmurki! To mi miło Cię gościć:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOliwko! Ja też jestem oczarowana ideą tapas:) A cebulki z czosnkiem lubią się bardzo! Pozdrawiam Cię ciepło:)
A mnie zima nawet nie dojadła. Za to dojadłabym tę napoczętą cebulkę, oj tak!
OdpowiedzUsuńcudowne są te Twoje tapas! na pewno smakują równie obłędnie, jak wyglądają.
OdpowiedzUsuńps. król Alfonso X Mądry to na moich tegorocznych egzaminach w sesji na iberystyce jedna z czołowych postaci. szkoda, ze u nas nie mówią o tym, że zawdzięczamy mu tapas..!
Mniam,super zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńmamamarzyniu! Ależ ja Cię chętnie całą poczęstuję;P
OdpowiedzUsuńmaa-k! O proszę, to się w tegoroczną sesję nieświadomie wstrzeliłam;P Możesz zaskoczyć wykładowców tym tapas! Pozdrawiam:)
Słodziutkie Okazje! Dziękuję i pozdrawiam!
od soboty zapowiadają powrót zimy! ale u nas to pogodynki mówią jedno, a w końcu pogoda jest zupełnie inna więc zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńFajnie masz z tym strumyczkiem, mi się marzy dom z ogromnym ogrodem i laskiem oraz właśnie strumyczkiem obok :) niby teraz mieszkam w domu, i w małym mieście więc jest dość cicho ale mi się marzy takie totalne łono natury ;P
Viri! Ja tam nigdy nie słucham pogodynek. Prognozę pogody robię sobie sama, gdy rano patrzę przez okno na góry i "oceniam" sytuację;P Strumyczek jest dla mnie bezcenny i zimą najbardziej tęsknie właśnie za jego szumem!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię mimo wszystko wiosenne:)
Chwilę mnie nie było, a tu takie cudeńka! Wprawdzie nie miałam okazji jeść oryginalnych hiszpańskich tapas, to wiele się o nich naczytałam i nasłuchałam. Twoje cebulki są niesamowicie proste i zarazem pyszne... Chętnie bym nimi rozpoczęła nadchodzącą wiosnę :) U mnie dziś jest słoneczko, więc mam coraz to większą nadzieję :) Serdeczne pozdrowienia Aniu!
OdpowiedzUsuńcuda działasz swoimi zdjęciami - nie przepadam za cebulą, ale tutaj tak piękne wygląda, że z chęcią bym się na nią skusiła :)
OdpowiedzUsuńczy zima jeszcze do nas na chwilę zawita czy nie, wiosna zbliża się wielkimi krokami :)
Moja Droga, przez chwilę pomyślałam, że zjadłaś hiacynty :)
OdpowiedzUsuńA te cebule wyglądają intrygująco. Mój mąż co prawda nie lubi, ale co szkodzi zjeść samej. Pozdrawiam ciepło i wiosennie.
Iwona! Jeśli tylko będziesz miała okazję, skosztuj tapas! Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńKaś! Skuś się, taka pieczona, lekko karmelizowana z czosnkiem smakuje inaczej niż surowa, jest subtelniejsza!
Paulino! Ha, pewnie nie Ty jedna:P Zrób dla siebie:) A może i mąż się przekona,,,?!Pozdrawiam Cię serdecznie!
kap, kap, kap...
OdpowiedzUsuń:)))
Aniu, o pogodzie nic nie piszę, bo dzisiejsza mnie rozczarowała. Pada i pada i pada.
OdpowiedzUsuńO Twoich zdjęciach też dużo nie napiszę - bo jedno słowo wystarczy - PIĘKNE.
A tapas... ja wszystko co hiszpańskie kocham :) to i tapas :)
Anoushko! U mnie też dziś kap, kap, kap, ale z nieba:( Wolałabym popłakać nad cebulą:) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńAmarantko! Tak, u mnie też dziś szaro, buro, mokro.... Dlatego zaraz znikam do kuchni odczarować klimat! Serdeczności!
W tym i poprzednim roku byłam w Hiszpanii:) Rzeczywiście tapas może być dosłownie wszystko, to co nadaje się na przegryzkę:) I hiacynty uwielbiam również, jak na studentkę ogrodnictwa przystało:)pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCudowne zdjęcia i świetny klimat bloga.
OdpowiedzUsuńMłynki! Droga studentko ogrodnictwa, mam zatem pytanie - może znasz odpowiedź: czy cebulki hiacyntów są jadalne? :P
OdpowiedzUsuńBarbaro! Bardzo Ci dziękuję i pozdrawiam:)
wiosna coraz bliżej też już za nią tęsknię :) cebulka pierwsza klasa zjadłabym :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAch... To Twoje cebulki mnie prześladują. Cudne są. Kocham cebulę pieczoną, smażoną. Chyba tylko gotowana nie robi na mnie wrażenia. A rugelach genialne rzeczywiście. W czołówce moich ulubionych drobnych wypieków :) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńP.S. Piękny blog :)
Super pomysl z tymi cebulkami!!!!
OdpowiedzUsuńPiegusku! Mam nadzieję, że coraz bliżej, bo straszono mnie dziś -18 stopniami:(
OdpowiedzUsuńAgnieszko! O tak rugelach też u mnie w czołówce, choć jak pomyślę o innych wypiekach i słodkościach, to właściwie wszystkie są w czołówce:D Pozdrawiam Cię!
Ewo! Ciesze się:) I serdecznie pozdrawiam!
Ostatnio też myślałam o czerwonej cebuli. Zrobię marmoladę. Taka pieczona bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńUścisk!
Kasiu! Marmolada z czerwonej cebuli jest wspaniała, jeśli lubisz, to pieczone cebule też Ci posmakują! Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńPrzepiekne, pierwszeczerwone cabule ktorych prezentacja po ugotowaniu/upieczeniu mi si epodoba, zawsze wychodzi mi "dziwna masa" :)
OdpowiedzUsuńPS. Do poprzedniego wpisu Aniu: a czy internet nei jest takim zlodziejem w dzisiejszych czasach? :)
Już miałam od Ciebie iść..
OdpowiedzUsuńA tutaj widzę cebulki karmelizowane.. czerwone! Uwielbiam!:)
ps. pewnie że internet kradnie całe godziny!:)
Basiu! Naprawdę? Ależ mi miło!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że internet jest złodziejem czasu, ale ja pozwalam mu na kradzież późnym wieczorem lub nocą, więc dzień jest mój! I nie oddam nikomu:D
Atrio! A to fajnie, że zostałaś na dłużej:) Całusy:*
Chyba nie muszę Ci mówić, ze mam ochotę wgryźć sie w monitor, co?:) wspaniały pomysł, zwłaszcza jak sie uwielbia cebulę:)
OdpowiedzUsuńJolu! Musisz, musisz, bo dobrze wiedzieć, że moja ukochana cebula wzbudza aż taki apetyt:)
OdpowiedzUsuńtak proste i jak urokliwe :) u nas szaro i buro, bardziej depresyjnie niż wiosennie niestety
OdpowiedzUsuńsmakowicie wygląda, bardzo fajny pomysł, już sobie wyobrażam jak musi smakować:)
OdpowiedzUsuń