Wakacje.
Czyli co?
Urlop?
Wolne?
Wyjazd nad morze, w góry, nad jezioro?
Co to znaczy dla mnie, bo przecież każdy ma swoją definicję wakacji.
Spanie do późna i długie rozmowy do nocy.
Palce w kolorach owoców.
Krople kompotu spływające po brodzie.
Nogi sparzone od pokrzyw.
Odrapane łokcie i kolana.
Wybity palec u nogi i w ręce i nauczka, by już nigdy więcej do meczu piłkarskiego "Ośmiolatki" kontra "Reszta świata" (czyli ja) nie przystępować w za luźnych crocsach.
Ubrania w kolorach tęczy, tej na niebie po deszczu i tej od kolorowej kredy, którą właśnie zmył deszcz.
Ognisko.
Namiot na łące.
Biwak pod jabłoniami.
Kolejna tama w rzece.
Piłka na dachu z nadzieją wyczekująca kominiarza-wybawiciela.
Świst lotki badmintona, gdy nagle wpada przez okno do kuchni.
Lepkie od lukru palce sięgające po kolejną, jeszcze ciepłą, jagodziankę i najpiękniejszy odcień fioletu na zębach.
Szalony berek wśród drzew i coraz trudniejsze skrytki podczas zabawy w chowanego.
Kalejdoskop słoików na półkach spiżarki.
Ciągle rosnąca liczba przetworów pod hasłem "To już na pewno ostatnie, jakie robię w tym roku", czyli wiadomo, że będzie zupełnie na odwrót.
Zapach ziół na parapecie i coraz słodszy smak ukochanych pomidorów.
Rozkoszna kwaskowatość papierówek o najpiękniejszym aromacie lata.
Duchy.
A jakże! W najlepszym wydaniu z wielkiego babcinego prześcieradła. Bo czy codziennie czytanie wieczorem wspaniałych "Wakacji z duchami" może skończyć się inaczej?!
I wielka chęć na podróż autostopem, jak Poldek i Duduś z odkrywanej znów po latach "Podróży za jeden uśmiech" (pamiętacie?).
Lody.
Mnóstwo lodów. Pysznych, domowych.
O smakach nowych, wymyślanych, ulubionych. Zjadane późną nocą wprost z maszynki, która na próżno chce odpocząć.
Zmęczenie.
Ogromne i pełne szczęścia od wszystkich przygód, zabaw, słów, smaków i widoków, którymi cudownie przyprawiony jest każdy dzień.
I piętrzący się stos książek, które wciąż czekają na swój czas. Ale on po paru znanych już na pamięć linijkach sam zamyka oczy i wysuwa książkę z sennie opadających na kołdrę rąk.
Cudowne beztroskie życie w "bezczasie".
Pozbawione baterii zegary zatrzymały się w porach tak różnych, że czas odmierza jedynie poranne pragnienie kawy, wilczy głód popołudnia i ilość gwiazd na wieczornym niebie.
Jak zwykle o tej porze zniknęły daty i dni tygodnia.
Czy to już środa czy dopiero poniedziałek. Wycieczka w weekend. To znaczy kiedy? Dziś, jutro czy za tydzień?
Jak i przede wszystkim po co odliczać dni skoro wszystkie zmieniły się w nieustające wakacje.
Spijam każdą kroplę tej cudownej mieszanki, z każdą chwilą zamieniam się w coraz szczęśliwsze dziecko.
Moja wakacyjna wyliczanka zdaje się nie mieć końca i zdaje mi się, że to nawet nie połowa. Podobnie jak nie ma końca ilość wspaniałych i wyjątkowych chwil z jakich utkane są wakacje.
Czy znajdzie się w niej miejsce na naleśniki?
U nas to punkt żelazny wakacyjnego menu. Zjadane na późne śniadanie lub obiad we wszystkich możliwych wersjach wydają się być jedną z ulubionych potraw dzieci. Przynajmniej tych, które znam i które u nas bywają, także tych DUŻYCH dzieci;)
Tym bardziej zaskoczyło mnie zdanie, którym Jan Kościuszko otwiera swój felieton w jednym ze starych numerów KUCHNI - " Naleśniki zazwyczaj nie kojarzą się nam zbyt dobrze, a te z serem czy dżemem przypominają nam niemalże obowiązkowe pozycje kolonijnych jadłospisów"*
Nie wiem, jakie pan Jan ma wspomnienia, ale u mnie naleśniki w wakacyjnym jadłospisie były i są zawsze przyjmowane z wielkim entuzjazmem, a kiedy sięgam pamięcią do moich czasów stołówkowych, jak dziś widzę euforię, z jaką były witane po szarych i bezpłciowych mielonych, bigosie i innych "daniach-wrzutach".
Wakacje są nie tylko dla dzieci. Podobnie jak naleśniki. Dlatego smażę wielki stos. Część przełożona lipcowymi konfiturami znika rozchwytywana przez małe łapki. Drugi stos zostawiam tylko dla dorosłych. Sięgam po pomarańczówkę, ścieram skórkę z pomarańczy. Gotuję cudowny sos, smaruję nim piętrzące się w górę naleśniki, zapiekam i podaję jak tort. To moja wersja ukochanych Crepes Suzette. Pyszna, uzależniająca, wielowarstwowa. Zupełnie jak tegoroczne wakacje.
NALEŚNIKOWY TORT a'la CREPES SUZETTE
30-40 naleśników (u mnie średnicy 14 cm)
80 g masła
1/4 szklanki cukru
sok i skórka starta z jednej pomarańczy
sok i skórka starta z jednej cytryny
2/3 szklanki świeżego soku pomarańczowego dodatkowo
4 łyżki (lub więcej) likieru pomarańczowego - najlepiej Grand Marnier, ja używam domowej pomarańczówki plus dodatkowo kilka łyżek do serwowania
Przepisu na naleśniki nie podaję. Każdy ma swój ulubiony i sprawdzony i taki wykorzystajcie. Mój przepis kieruje się podstawową zasadą, czyli odmierzaniem na oko;).
W celu przygotowania sosu, w rondelku należy stopić masło razem z cukrem, skórką i sokiem z pomarańczy i cytryny wraz z dodatkowym sokiem pomarańczowym i likierem. Wszystko razem wymieszać. Zagotować i odstawić.
Przygotować naczynie do zapiekania o średnicy zbliżonej do wielkości naleśników. U mnie była to forma na suflet. Naczynie wysmarować masłem i obsypać lekko bułką tartą. Na dnie położyć jeden naleśnik, posmarować go sosem (dość obficie) i postępować dalej tak samo aż do ostatniego naleśnika. Polać go z wierzchu resztką sosu i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.
Zapiekać przez ok. 30 minut, aż wierzch się zrumieni i stanie się chrupiący. Po wyjęciu z piekarnika przełożyć na talerz lub paterę i kroić jak tort. Sos cudownie przenika naleśniki, których brzegi od zapiekania są rozkosznie chrupiące, a środek rozpływa się w ustach. Polane dodatkową porcją pomarańczówki przenoszą w krainę wielkiego szczęścia;)
Zapiekać przez ok. 30 minut, aż wierzch się zrumieni i stanie się chrupiący. Po wyjęciu z piekarnika przełożyć na talerz lub paterę i kroić jak tort. Sos cudownie przenika naleśniki, których brzegi od zapiekania są rozkosznie chrupiące, a środek rozpływa się w ustach. Polane dodatkową porcją pomarańczówki przenoszą w krainę wielkiego szczęścia;)
pyszne zdjecia, pyszny tekst!
OdpowiedzUsuńAnno, jak można zrobić tak cudne zdjęcia naleśnikom? Podziwiam.
OdpowiedzUsuńMoja wakacyjna wyliczanka? Do tej pory to były wyjazdy na wieś czy nad jezioro. Niestety od dzisiaj to wyliczanie kolejnych pudeł z książkami, papierami a już niedługo talerzami i jedzeniem.
A naleśniki? Kocham. Moja córka nie dalej jak wczoraj powiedziała, że ona na obiady chce jeść tylko pierogi i naleśniki :)
Wspaniały przepis i w ogóle cały post.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
Agnieszko! Dziękuję, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKabamaigo! Czyżby w planach była przeprowadzka?! Toż to piękne wakacyjna przygoda - coś nowego, ekscytującego! I ja kocham naleśniki, podobnie jak pierogi :)
Jagienko! I ja przesyłam Ci pozdrowienia:)
Pomyslowy i piekny torcik ;)) W Belgii nalesniki posypuje sie specjalnym cukrem cassonade, ktory pod wplywem kolejnego cieplego nalesnika pieknie sie karmelizuje. I tez sie robi takie gateau de crepes. Pozdrowienia jeszcze nie z wakacji, ale juz, juz...
OdpowiedzUsuń;))
Belgio! Tak, cassonade nadaje się idealnie, ale chwilowo u mnie nie mieszka;D Pozdrawiam Cię i cudownych wakacji!
OdpowiedzUsuńCrepes suzettes, j'adore!
OdpowiedzUsuńMoja wyliczanka...Oj za dużo,za dużo tego.Jest pięknie i tyle.
OdpowiedzUsuńNaleśniki Suzette bardzo,bardzo lubię.I mam wspomnienia takie francuskie...Klasyka u Ciebie nieco w stylu modern.
Nawiązując do mojego postu,to nie jest sezonowe.Ale pyszne!
Całus!
ojej, jest na co popatrzeć !!!
OdpowiedzUsuńWakacje: chodzenie po drzewach, pokrzywy, maliny, chodzenie po kałużach w plastikowych klapkach, lody i świerszcze na łące.
OdpowiedzUsuńA naleśniki - uwielbiam. Kiedyś mama, gdy nie wiedziała co zrobić na obiad, dzwoniła do mnie, a ja zawsze miałam jedną odpowiedź: naleśniki:) mam z nimi tylko pozytywne skojarzenia!
a twój torcik jest dla mnie jak spełnienie marzeń:)
Kubełku! Me too;DD
OdpowiedzUsuńAmber! Oj tak, długo by można wyliczać, a i tak nigdy pewnie nie dotarłybyśmy do końca, bo piękno i szczęście można przecież znaleźć wszędzie...
Uśmiechałam się dziś do Twojego posta - nawet miałam pisać o nie-sezonowości:) Jest tak jak pisałam u Ciebie, kieruję się ochotą i smakiem chwili. Ja z crepes Suzette też mam sporo pięknych wspomnień. Po naleśnikach z serem to moje ulubione crepes. Cmok!
goh. No i spokojnie Twoją wyliczankę mogłabym uznać za swoją;)
Ten torcik jest pyszny - bardzo Ci polecam:) Pozdrawiam!
margot! A na co ja mam popatrzeć?! Gdzie ten obiecany "krokodyl" moja luba?! :DDD
OdpowiedzUsuńhm , krokodyla chcesz? Hm , nie będzie lekko :DDDD
OdpowiedzUsuńmargot! Dosłownie nie, ale np. zielony rower byłby całkiem fajnym "krokodylem" - koniecznie w wersji z wiklinowym koszykiem na zakupy. A! I wersji retro oczywiście, no i zieleń taka głęboka, choć może jednak zmienię na ecri, ale koszyk zostaje;DDD Co Ty na to, Kochana;P
OdpowiedzUsuńWakacje to włóczenie się po nocy i wspólne oglądanie zachodów słońca. To leniwe popołudnia i takie po których nie pamiętam kiedy głowa ląduje na poduszce a w kuchni same skarby zamknięte w słoiczkach.
OdpowiedzUsuńTwój tort marzenie!
Dla naleśników mojego męża jestem wstanie odgruzowywać kuchnię nawet kilka godzin. Teraz mi się zamarzyły, ale muszę trochę na nie poczekać.
Uściski!
ojej , to teraz mam za swoje :DDDD
OdpowiedzUsuńKamila! Podpisuję się pod Twoją listą - wyliczanką!
OdpowiedzUsuńCóż to muszą być za naleśniki - zdradzisz kiedyś?
Uściski!
margot! Szach - mat;)
nooooo :D
OdpowiedzUsuńJak można mieć złe, naleśnikowe skojarzenia? :) Ja zawsze smażyłam ilości "jak dla armii", jako pierwsza w domu nauczyłam się przewracania przez podrzucanie (choć patelnia była żeliwna) i sama zaczęłam robić konfitury... żeby zimą można było naleśniki "z czymś" podać :) Teraz nie mogę się doczekać przyszłego tygodnia, bo wiem, że choć raz będę mogła znów usmażyć stos naleśników... i że wszyscy je zjedzą z wakacyjnym apetytem :) Ten tort Ci wyszedł oszałamiający ;)
OdpowiedzUsuńmargot! ;)
OdpowiedzUsuńKasiu! Ja też tego nie rozumiem ... Dla mnie naleśniki to "bezpieczna przystań" i też wiele konfitur przygotowuję właśnie z myślą o naleśnikach! Udanego smażenia Ci życzę;)
To wspaniały kompromis!
OdpowiedzUsuńTort- za ciężki?
Naleśniki- zbyt proste?
Tort naleśnikowy rozwiąże problem :) Wygląda cudownie i jestem przekonana, że tak też smakuje.
Aniu, czytam Twoje ostatnie wpisy tak łakomie, jak myślę o takim naleśnikowym torcie. I choć na razie moja wakacyjna beztroska nie istnieje, to każdy post z tego bloga bardzo poprawia mi nastrój - wszystko jest tutaj tak jak być powinno i jak jeszcze kiedyś będzie u mnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam przeserdecznie :)
Mniam! Z pewnością spróbuję...
OdpowiedzUsuńburczymiwbrzuchu! Dla mnie też zdecydowana większość tortów jest zwyczajnie niejadalna, bo za ciężka. Taki pomysł na tort wydał mi się najlepszym rozwiązaniem i smakuje naprawdę wyśmienicie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNatalio! Jesteś:) Stęskniłam się za Tobą - byłaś na wakacjach?
Nie wiem co napisać - to co napisałaś jest niezwykle miłe i sprawiło mi wielką radość! Dziękuję:) I będzie u Ciebie tak jak chcesz, na pewno!!!
A mnie się naleśniki kojarzą i dobrze i tak sobie. Te takie sobie to właśnie te z serem, czasami z mięsem. Te dobre, te pyszne, chciałam powiedzieć, pamiętam z eleganckiej kolacji. Właśnie "krepki suzetki", choć szkoda, że nie w wersji hurtowej jak u Ciebie. Jeden mały krepek. Delektowałam się każdym malutkim kęsikiem, tak był pyszny. Wspaniałe zakończenie tamtej, pysznej kolacji. Smakował wyśmienicie i od tego momentu kojarzy mi się z pięknymi chwilami. Przywołujesz więc piękne wspomnienia :-)
OdpowiedzUsuńJejku, ile przyjemności! Moje wakacje... lepiej przemilczę, bo w czterech ścianach usiłuję pisać pracę, z naciskiem na "usiłuję" ;)
OdpowiedzUsuńNaleśniki zaś - w co trudno uwierzyć - nawet w dzieciństwie nie należały do moich ulubionych potraw. Sama smażę wprawdzie bardzo dobre, a moja koleżanka jeszcze lepsze, ale akurat Twoje dziś mi się podobają bardzo - cienkie i francuskie! Chyba stworzę jakiś naleśnikowy post ;)
Joanno! Przyznaję, że jesteś pierwszą "znaną" mi osobą, która nie ma dobrych skojarzeń z naleśnikami z serem:D Chcę myśleć, że Twój wyjątek potwierdza regułę, że są jednak wspaniałe;P
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o crepes Suzette, ja za pierwszy razem miałam do dyspozycji aż ...dwa! Cóż to była za rozkosz! Pozdrawiam Cię:)
An-no! Znam to "usiłowanie" - trzymam kciuki! A wiesz, czasami pomaga przerwa w kuchni, np. na smażenie naleśników:D Czekam zatem na post naleśnikowy!
mniam, ide smażyć ! !
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Martyna
Boski ten tort!Nigdy naleśnikowego tortu nie robiłam,nie jadłam,a tak obłędnie wygląda.
OdpowiedzUsuńWiesz, ja dziś tez robiłam naleśniki,ale zwykłe,z dzemem, nutellą.No,ale taki tort to musi być wypas nieziemski :)
Pozdrowienia:)
wakacje to dla mnie zapach kojarzący się nocnymi wyprawami... z "młodych lat" oczywiście :) nigdy powietrze nie ma tak charakterystycznego zapachu jak w wakacje...
OdpowiedzUsuńobecnie wakacje to nieustająco rosnąca liczba siniaków na małych nóżkach... maść na ugryzienia komarów która znika w tempie zastraszającym... placuszki (naleśniki w wersji mini) smażone przez Babcię zbyt często (bo jednak tuczące...) ale czego się nie robi dla wnuków :)
odliczanie dni do urlopu, który jak zawsze będzie za krótki... papierówki, których nazbieram cały kosz i wywiozę do Rodziców... oj dzieje się... mogłabym jeszcze powyliczać ale już miałam iść spać - wizyty u Ciebie są prowokujące :-))
pozdrawiam serdecznie Anno :)
Martyna! Nocne smażenie naleśników brzmi bosko! Smacznego;)
OdpowiedzUsuńMajana! Ależ te zwykłe właśnie są najlepsze - niezwykłe! A tort z naleśników bardzo Ci polecam! Pozdrawiam:)
myniolinko! Tak, zapach powietrza w wakacje jest niepowtarzalnie piękny:) Podobnie jak smak papierówek - u mnie jest ich teraz zatrzęsienie!
Śpij dobrze - niech Ci się przyśnią same wakacyjne przyjemności:) Pozdrawiam!
świetny tort i równie świetny tekst!
OdpowiedzUsuńA moje lato polega m.in. na pilnowaniu Szybko Rosnących 10 M-cy, by sobie krzywdy nie zrobiło.. Pozdrawiam cieplutko, a raczej bardzo upalnie:)
Złe skojarzenia naleśnikowe? Pan Kościuszko podpada mi nie po raz pierwszy. Tortu naleśnikowego jeszcze nigdy nie robiłam, może spróbuję w wersji mini, dla dwóch osób. Bo same naleśniki mam w planach na jutro, twaróg już się robi :-)
OdpowiedzUsuńSuzetki są cały czas w mojej kolejce "do zrobienia". Na naleśniki miejsce jest zawsze :) ten tort wygląda oszałamiająco :))
OdpowiedzUsuńByłam na kilku koloniach i jakoś sobie nie przypominam żeby serwowali naleśniki...:). A jem je często i w przeróżnych wersjach. Można powiedzieć, że uwielbiam.
OdpowiedzUsuńBasiu! Znam te Szybko Rosnące miesiące;) Pozdrawiam Was!
OdpowiedzUsuńBee! Mnie też podpadł;) Wpraszam się dziś na te naleśniki do Ciebie;DDD
Turlaczku! Nie pozwól Suzetkom tak długo czekać! Dobrego dnia!
Aciri! Ja też pamiętam z takich wyjazdów naleśniki i zawsze były wspaniałe! Pozdrawiam Cię serdecznie:)
uwielbiam naleśnikowe torty! są przepyszne i pięknie wyglądają, a ten niezmiernie mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie pełna definicja wakacji. Najprawdziwsza, najpiękniejsza i taka bliska większości z nas. A miejsce na naleśniki znajdę zawsze, są obowiązkowe w wakacje!:) W Twojej pysznej wersji, na leniwe popołudnie, z odganianiem os i chłodzeniem się w cieniu drzewa. Sielanka:)
OdpowiedzUsuńdziś mam ochotę i na naleśniki, i na totalne lenistwo...
OdpowiedzUsuńNadzwyczajny!!!
OdpowiedzUsuńPaula! Bardzo mi miło, dziękuję;)
OdpowiedzUsuńMar! Sielankowa sceneria na naleśniki - oby tylko tych os było jak najmniej;) Uściski!
małgo.! To tak jak ja;D
Żeniu! Dziękuję - serdecznie pozdrawiam:)
Wakacje czyli muuuusi być miejsce na naleśniki, na takie z pewnością :))
OdpowiedzUsuńoglądanie komedii...
LODY!!! LODY!!! LODY!!!
przesiadywanie na tarasie
pisanie...
raczej góry, niż morze...
z pewnością czas dla przyjaciółek
no, na deszcz nie mam miejsca, a jednak...
MISTRZOSTWO!
OdpowiedzUsuńCo tu więcej mówić!
Uściski posyłam.
Aurora! Ale deszcz też jest fajny - gdy siedzi się w domu i zjada jeszcze ciepłą szarlotkę z pierwszych papierówek;P
OdpowiedzUsuńUściski!
Mimi! Ja również - serdeczności;)
rozłożyłaś mnie na łopatki... Ja chcę kawałek!
OdpowiedzUsuńasix! Z wielką chęcią Cię poczęstuję - kiedy wpadniesz? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńzastanawiam się... jak to możliwe, że robisz takie cudowne zdjęcia? istne dzieła! niesamowite. a już tak kuszą, tak wspaniale ponaglają, by skosztowac tego, co prezentują...
OdpowiedzUsuńi te przepisy.
szaleństwo!
i Twe słowo. takie ciepłe, niczym balsam dla duszy.
Karmel-itko! Ależ Ty mnie rozpieszczasz! Dziękuję za każde słowo! Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńwspaniale wakacje. wspaniale nalesniki. wspanialy tort. wspaniale zdjecia. czyli kolejny przepiekny i przepyszny post w Twoim wykonaniu :)
OdpowiedzUsuńJa już mam miesiąc wakacji i wczoraj powiedziałam mężowi,że już bym chciała do pracy, bo ta bezczynność mnie wykańcza:(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
domulobna! No to mnie obsypałaś wspaniałościami! Dziękuję Ci bardzo - zaraz mi się nastrój poprawił w ten paskudnie deszczowy i szary dzień! Uściski:)
OdpowiedzUsuńOla! Bezczynność?! Nie wierzę!!! Przyznaję, że umiem sobie bezczynności w wakacje wyobrazić! Przyjeżdżaj do mnie:) Zaręczam, że nie będziesz się nudzić! Pozdrawiam:)
Cudowne beztroskie życie w "bezczasie" - Ania, no dokładnie tak, lepiej tego napisać chyba nie można! I ognisko, i namiot, i rzeka, całe dnie "w przyrodzie" i zabawy od których dorosłym włos się jeżył na głowie :D No i masz rację, wszelkie "obrażenia" też są wpisane w wakacje - komary, osy, ręce podrapane przez kolczaste krzaki i spodnie podarte od zjeżdżania po pniach (nie miałam innej metody by zleźć z drzewa :D), no i owoce :))) Super notka Aniu i naleśniki - ach, mniam :)))
OdpowiedzUsuńUściski ślę :)
Monika! Potwierdzam, będąc cała w obrażeniach, że są wpisane w wakacje, zarówno Dużych i Małych Dzieci;DD
OdpowiedzUsuńCałusy;*
Twoja wakacyjna wyliczanka w niezwykły sposób poruszyła dziecinne wspomnienia.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko ,że dzisiejsza pogoda nie sprzyja łapaniu słonka do kapelusza ;)
Pozdrawia i dziękuję za dobre słowo, pozostawione na moim blogu.
My już po wakacjach ale dzięki Tobie znów na nich jestem. Tort naleśnikowy mniam....
OdpowiedzUsuńMój mąż ma dziś urodziny... wieczorkiem z tortem naleśnikowym będę czekać na Niego...
Kamila! Niestety, u mnie też zimno, deszczowo, brrr. Pozostaje ogrzewać się wakacyjnymi wspomnieniami:) Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńAsiami! Naprawdę?! Dziś, na urodziny, dla męża?! Trzymam kciuki i przesyłam najlepsze życzenia! Uściski:)
kocham naleśniki... ale jeszcze w takiej wersji nie miałam okazji ich jeść. I już żałuję! Nie tylko fotki, ale i zestawienie składników zachęca... mniam :)
OdpowiedzUsuńKasiu! Może zatem w te wakacje spróbujesz w takiej wersji? Polecam:)
OdpowiedzUsuńTak nie można..!!! to wygląda za dobrze!!! Gdybyś torta jeszcze podpaliła, ale byłaby jazda :D
OdpowiedzUsuńJa w wakacje tracę rachubę czasu, zawsze! I nigdy nie wiem jaki jest dzień :)
viri! Następnym razem podpalę - z dedykacją dla Ciebie;) Ja rachubę czasu zupełnie straciłam, ale wciąż pamiętam, że masz przyjechać;DDD Ogarniasz jakoś termin?
OdpowiedzUsuńUściski:)
Dla mnie wakacje to zbieranie jagód, które póżniej pakuję w słoiczki i jagodzianki, to też palce ociekajace lukrem, to domowe lody i śmiech .... szkoda, że nie w tym roku:(...dlatego te pełne trosk wakacje osładzam sobie jagodziankami (z kupionych jagód) i pieczeniem chleba ....kolejnymi bochnami, które wypływaja spod moich rąk ...bo to relaksuje ..... podobnie jak naleśniki:) moze upiekę na niedzielę:) pozdrawiam kochana:)
OdpowiedzUsuńWygląda pysznie, musi cudownie smakować. :)
OdpowiedzUsuńJolu! Mocno trzymam kciuki, by jednak ten śmiech szczery i serdeczny powrócił na stałe! Troski miną, zobaczysz! Uściski:)
OdpowiedzUsuńsłodkiefantazje! Witaj:) Smakuje wspaniale. Pozdrawiam Cię!
no i znowu u Ciebie pysznie, pięknie, magicznie :)) ja jeszcze tydzień na urlopie i w ogóle nie chce mi się wracać przed biurko :)
OdpowiedzUsuńpiegusku! Korzystaj zatem z urlopu najlepiej jak się da! Uściski:)
OdpowiedzUsuńPani Anno Mario.
OdpowiedzUsuńOd dawna czytam Pani bloga, który jest dla mnie inspiracją. Mam dla Pani niespodziankę. Zapraszam do mnie po wyróżnienie:
http://kuchniaaleex.blogspot.com/2011/07/wyroznienie.html
Pozdrawiam, Aleex.
Aleex! Bardzo mi miło, serdecznie dziękuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTort prezentuje się cudownie. Naleśników w takiej formie jeszcze nie jadłam - chętnei bym się skusiła.
OdpowiedzUsuńAnno - Mario, będzie mi miło jeśli weźmiesz udział w zabawie blogowej.
OdpowiedzUsuńHaniu! Pozwalam sobie na przekonanie, że będzie Ci smakował;) Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKamila! Miło mi, że o mnie pomyślałaś - dziękuję:)
Podziwiam!
OdpowiedzUsuńI Nominuję twój blog! :)
http://sniadaniowewariacje.blogspot.com/2011/07/one-lovely-blog-award.html
mmm...wydaje się takie proste, a takie smaczne...chyba spróbuję tego w weekend : ))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://alkitchen.blogspot.com/
Sue! Dziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA.! Pewno! Czemu nie?! Powodzenia!
Ja też bardzo lubię Twojego bloga i go nominuję!:) http://mindyourfood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko!
Anno-Mario, masz wspaniałego bloga i bardzo lubię czytać Twoje historie oraz śledzić kulinarne poczynania :) Dlatego pozwoliłam sobie nominować Cię do wyróżnienia One Lovely Blog Award :) Na stronie Nominacja :) zapisałam zasady tej zabawy i zachęcam Cię do wzięcia udziału. Zdaję sobie sprawę, że jest to zabawa łańcuszkowa, a nie wszyscy za takimi przepadamy. Nie mniej, ucieszyłam się ze swojego wyróżnienia i postanowiłam przekazać je dalej. Zrobisz z tym, co uznasz za stosowne. Pozdrawiam Cię ciepło :)
OdpowiedzUsuńasix! Dziękuję! Bardzo mi miło. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKasiu! Bardzo dziękuję za ciepłe słowa. I gratuluję Ci serdecznie - takie wyróżnienie zawsze cieszy! Serdeczności:)
ja też cię nominowałam do one lovely blog award, szczegóły tutaj:D
OdpowiedzUsuńZatopiłam się w Twoich wakacjach. Brzmią tak cudownie.. wielowarstwowo. Perfekcyjnie; bez godzin i dat. Naleśnikowo. Z samymi DOBRYMI skojarzeniami...
OdpowiedzUsuńMoje wakacje póki co mijają w... zagubieniu? Bezczasie. Świadomości zagubionej gdzieś pośród fal...
Ściskam, Aniu, mocno!
goh.! Dziękuję Gosiu!
OdpowiedzUsuńOliwko! Moje wakacje dziś znów w strugach deszczu - zimno, brrr....
OdpowiedzUsuńWiesz, może to zagubienie jest jakąś formą beztroski, do której kiedyś powrócisz jak do dobrych wspomnień... np. tych o pysznych domowych naleśnikach;) Pozdrawiam!
Uwielbiam Twoje teksty, czasem czuję jakbyś znała mnie "od podszewki" ;) Śliczny torcik! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDominiko! Niezmiernie mi miło - dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAnno, nominacja dla Ciebie:)
OdpowiedzUsuńBasiu! Dziękuję Ci i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKochana, wiesz, że uwielbiam Twojego bloga :) Nominacja również ode mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://ciaocialo.blogspot.com/2011/07/smoooooth-dessert-i-mie-wyroznienie.html
CookingJ!
OdpowiedzUsuńTurlaczku!
Dziękuję Wam bardzo - miło mi:) Pozdrawiam Was serdecznie!
Cudne, cudne, cudne! Dosłownie pożarłabym je wszystkie sama, z nikim się nie dzieląc!
OdpowiedzUsuńod-kuchni! :DDD Pozostaje mi tyko życzyć smacznego;)
OdpowiedzUsuńTy Ania znow upieklas/zrobilas to co ja planowalam od lat (z przepisu Amandy Hesser swoja droga, ale chyba nazieneinie bylo takie fajne:), no powiem ze mam ochote, wielka!
OdpowiedzUsuńOch Ania, koniecznie: ognisko, woda, las, sniadanie na trawie :) dobrych wakacji!
Basia! Dziękuję, te wakacje są takie jak chciałam!
OdpowiedzUsuńA co do naleśników, to ja jakoś chyba przeoczyłam przepis Amandy, muszę go odszukać - nic nie stoi na przeszkodzie, by postać kolejną godzinkę przy smażeniu stosu naleśników;) A może tak w duecie...;)
piekny tort i jeszcze piekniejsze obrazki z wakacji :-)) pozdrawiam z wreszcie wakacyjnej Wyspy! :-))
OdpowiedzUsuńAch znalazłam �� Dziękuje za podsunięcie pomysłu. CO prawda, na dzisiaj obiad już mam, ale jutro robię Twoje naleśniki ��
OdpowiedzUsuń