Jeden sezon.
Trzy kolory.
Trzy smaki.
Nieograniczone możliwości.
Krzaki porzeczek całe w koralach.
Obwieszone biżuterią, którą sygnuje najdoskonalszy jubiler - Słońce.
Białe perły blanki czy rubinowe korale czerwonej?
A może klasyczna czerń?
Jak co roku ulegamy z Amber porzeczkowym trendom.
Pasują nam do wszystkiego - nalewek, soków, konfitur, ciast, lodów, deserów, chutneya.
Na słodko i na wytrawnie. Zimno i ciepło.
Zobaczcie jakie porzeczkowe kreacje wybrałyśmy tym razem.
Zapraszamy!
A może tylko w weekendy?
Nie wierzę, że wcale!
Nawet nie dopuszczam tej myśli, że nie jadacie deserów!
Kto to widział?!
To jak wyjazd nad morze bez figli bosych stóp ze spienionymi falami.
Jak spacer po deszczu bez chlapnięcia w kałużę.
Obiad bez deseru?!
To nie przystoi!
Choćby jabłko zerwane wprost z drzewa, miseczka malin, kilka łyżek konfitury, kogel-mogel...
Kropka nad "i".
Ulegam im z rozkoszą.
Codziennie.
Nie czekam na specjalne okazje.
Wyjątek robię jedynie jeśli zjadam obiad w restauracji.
Niemal zawsze rezygnuję z deseru, który od lat sprowadza się najczęściej do kiepskiej jakości tiramisu, suchego kawałka tortu czy podgrzanych w mikrofalówce naleśników z nutellą...
Deser czeka w domu.
Taki jak lubię - uszyty na miarę naszych zachcianek.
Latem najczęściej królują w nim maliny i porzeczki.
Czerwone z kokosem w tartaletkach, czarne w serniku na zimno, białe w nalewce.
Jest też deser, który łączy je wszystkie razem otulając delikatnym biszkoptem.
Klasyczny, letni deser - ponoć jeden z ulubionych deserów angielskiej Królowej.
Summer pudding.
Deser, którego historia sięga przełomu XIX i XX wieku, serwowano początkowo najczęściej w angielskich spa i pubach. Summer pudding składa się oryginalnie z kromek czerstwego białego chleba, którym wykłada się głębokie naczynie, a następnie wypełnia lekko podgotowanymi porzeczkami i malinami oraz powstałym podczas ich gotowana sokiem. Owocowe nadzienie nakrywa się warstwą białego pieczywa, obciąża z góry i odstawia na noc do chłodnego miejsca, aby owoce puściły jeszcze więcej soku, którym nasiąka chleb.
To punkt wyjścia do mojego deseru. Przygotowując summer pudding nie używam białego pieczywa, tylko piekę biszkopt. Dla smaku i koloru dorzucam tylko garstkę malin pozostawiając pole do popisu porzeczkom. Jak w wielu innych przypadkach przepis, podpatrzony podczas wyjazdów do Anglii, jest wyłącznie inspiracją.
Proporcje, rozmiar miseczek, ilość nadzienia, grubość biszkoptu, słodycz owocowego soku i ilość jaką nasączam nim biszkopt, a więc to wszystko co składa się na esencję idealnego summer pudding jest wynikiem moich poszukiwań i oczekiwań. To właśnie dążenie do perfekcji jest tym, co sprawia mi w kuchni największą radość.
"There is much, much pleasure to be had in honing a dish to perfection" - Nigel Slater
"There is much, much pleasure to be had in honing a dish to perfection" - Nigel Slater
Dziś zatem jeden deser, ale jest w nim wszystko to, czego szukałam, co lubię najbardziej. Mój perfect summer pudding. Esencja lata, smaku porzeczek, miękkości biszkoptu, koloru, słodyczy, a do tego tekst Nigela Slatera, właśnie o tym, jaki powinien być idealny deser, ale nie tylko.
Nigel soczyście i prawdziwie pisze o tym, co jest esencją potrawy i jak ją uzyskać. Chłonę te słowa z równie wielką przyjemnością, co kolejne porcje puddingu. I choć nie wykorzystałam wszystkich wskazówek Nigela, mam w końcu swoją, idealną wersję.
Zostawiam Wam deser i słowa Nigela. O tym, dlaczego warto dążyć do perfekcji, dlaczego warto zrobić jeden idealny deser, a nie kilka przeciętnych. Słowa oryginalne, bez tłumaczenia. Mnie tak smakują najbardziej. W takim brzmieniu i formie odnajduję esencję tego, co miał na myśli. Esencja - to ważne słowa w tym tekście. Nawet najlepsze tłumaczenie będzie już tylko echem prawdziwego przesłania. Polecam przeczytać, choć decyzja należy już do Was, podobnie jak chęć szukania esencji i deseru idealnego...
One of the things that exasperates me about the insatiable demand for 'new' recipes is that it doesn't give anyone time to get something well and truly right. I see nothing wrong with tinkering with an idea until it is as good as it can be; in fact, I see everything right about it.
I just don't understand the desire (or is it desperation?) for snatching up a new recipe, rushing through it, then dashing off for the next cookery magazine, book or television programme for the next new thing. What is it exactly that these cooks are frantically searching for? Wouldn't it be better to find a dish that they know and like and then to work at it until it is absolutely to their taste?
There is much, much pleasure to be had in honing a dish to perfection. To get to know the little nuances and pitfalls, the tricks and the intimacies of a recipe, and add your own signature if you wish. If this is a search for perfection - and I suppose it is - then we have to work out the crux of it all: the real reason why an idea appeals to us. We need to identify the heart and soul of a dish and get that part of it right.
In some ways you can get this from a well-written recipe. But the truth is that there is more to it than that. Some of it is intuition, a gut feeling that you have understood what I like to call the 'essence' of the thing. The part of something that really rings your bell. If you like, the whole point. Identify, and then pursue.
By identifying that point, you will know what you are aiming for and why you are cooking something. I would argue that in a risotto, say, it is not just the grains of stock-saturated rice that are the essence of the dish, but the way in which the limpid stock holds those wet grains together on your fork. In a piece of roast pork it is the contrast between the sweet, rich meat, succulent fat and crisp, salty crackling. And in a chocolate brownie it is (for me, at least) the contrast between the crisp crust and the moist, but not wet, cake beneath.
And so it is with summer pudding, that rough'n'tumble of raspberries, currants and bread.
What is important - no, essential - is the juice and how the bread soaks it up.
This is your 'essence'. The crux of the matter.
This is your 'essence'. The crux of the matter.
We must work out our own preference for the ratio of the three different berries.
I like a proportion of blackcurrants, a tart counter to the ever-sweeter varieties of raspberries and redcurrants. Purists will not accept a blackcurrant in a summer pudding. I add them for their glorious colour and for the extra snap of tartness that they bring. The sweet of tooth can leave them out. Then again, too many blackcurrants will overpower the raspberries. My perfect berry count is 150g blackcurrants to 250g of redcurrants to 500g raspberries.
The fruit
Historically, this pudding was made with a raspberry to redcurrant ratio of 4:1. (The idea goes back to the 18th century and was a favourite of health spas, the bread being
a substitute for butter-rich pastry.) Purists will stick to this. But our tastes move on, and this balance is now considered a little insipid; a few blackcurrants turn up in most versions now.
The bread
The bread is more than just a case to hold the fruit. Its texture is crucial to the whole pudding.
Without it you would have nothing more than a compôte - stewed fruit.
The juice
The centre of attention, the difference between a good pud and one that is utterly sublime is the juice that soaks into the bread. It is this - its flavour and sheer abundance - that will make or break this dessert.*
The centre of attention, the difference between a good pud and one that is utterly sublime is the juice that soaks into the bread. It is this - its flavour and sheer abundance - that will make or break this dessert.*
PERFECT SUMMER PUDDING - moja wersja
na 4 porcje
Na biszkopt
2 jajka - żółtka i białka oddzielnie
50 gr cukru drobnego do wypieków
50 gr mąki
szczypta soli
Żółtka ubić z cukrem na jasną, puszystą masę. W oddzielnej misce ubić na sztywno pianę z białek. Przesianą mąkę dodawać stopniowo do masy żółtkowej. Na końcu delikatnie wmieszać ubitą pianę. Przełożyć do formy o wymiarach 24 x 24 cm i wstawić do piekarnika nagrzanego do temperatury 170 stopni. Piec ok. 15 minut lub do momentu, gdy patyczek włożony do ciasta po wyjęciu będzie suchy.
Na nadzienie owocowe
ok. 500 gr owoców - u mnie 1/4 stanowiły maliny, reszta to równe proporcje białej, czerwonej i czarnej porzeczki
ok. 1/2 szklanki cukru (kierujcie się smakiem oraz stopniem dojrzałości owoców)
Przygotować naczynia na deser. U mnie to ramekiny o średnicy 8 cm. Okrągłą foremką o średnicy zbliżonej do szerokości ramekinów wyciąć 8 biszkoptowych kółek. Na dnie każdego naczynia ułożyć biszkoptowy spód i nasączyć go lekko sokiem powstałym z gotowania owoców. Z pozostałego ciasta wyciąć wąskie paski o szerokości zbliżonej do głębokości ramekinów i owinąć je wokół wewnętrznych ścianek naczynia. Nasączyć je równie sokiem. Do środka przełożyć odcedzone owoce (resztę soku zostawić) i przykryć je z góry biszkoptowym kółkiem. Każdą z tak przygotowanych porcji nakryć folią, obciążyć z góry i przełożyć na kilka godzin - najlepiej na noc - do lodówki.
Przy pomocy ostrego noża przejechać wokół wewnętrznych ścianek naczynia - ułatwi to wyjęcie deseru z foremki. Przełożyć na talerz, polać pozostałym sokiem - im więcej, tym lepiej.
Deser jest idealny - cudownie chłodny, wilgotny, orzeźwiający, mocno porzeczkowy.
* Cytowane fragmenty są autorstwa Nigela Slatera i pochodzą z artykułu Perfect Summer Pudding opublikowanego przez The Observer 5 sierpnia 2001 roku. W całości do poczytania np. tu - klik
ooo tak dobry deser to nie luksus to chleb powszedni , ja tez tak uważam i jeszcze ,że deser ma być taki dobry,że urywa wiadomo co , choć może ,ale nie musi być wymyślny , może być taki prosty jak ten , taki piękny jak ten , taki radosny jak ten
OdpowiedzUsuńp.s zdjecia doniczek z owocami zachwycające
Alu Droga! Jak mi się podoba, że nazywasz deser chlebem powszednim - prawda, że jest nieodzowny?! I właśnie nie musi być nie-wiadomo-jak-wymyślny; ja od tygodnia za deser mam papierówki wprost z drzewa - tyle ile zmieści się w falbanie letniej spódnicy - to taka moja wakacyjna miarka:D
UsuńUściski przesyłam:*
dokładnie ,albo domowy kisiel, ja bardzo lubię i z wszystkich owoców, ba nawet kompot dobrze zrobiony.... i oczywiście papierówki z ,,miarki" jak najbardziej
UsuńAlu! A ja mam ochotę wprosić się do Ciebie na ten domowy kisiel! Mogę?
UsuńAniu,
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę,że znalazłaś idealny porzeczkowy deser.
Wszak każdy o tym marzy.
Poszukiwania uwieńczone!
Dziękuję za radosne chwile w kuchni.
Amber! Poszukiwania uwieńczone dla wszystkich trzech kolorów porzeczek; dla wersji solo będę nadal poszukiwać:)
UsuńPozdrowienia!
Dla mnie jego idealność tkwi w połączeniu trzech kolorów... nie muszę już decydować, które porzeczki zjeść. I kto mówi, że nie można mieć wszystkiego? U Ciebie Anno, można :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię!
Zosi!Dokładnie - idealność w tym wypadku to wypadkowa tych trzech rodzajów porzeczek:)
UsuńDziękuję za miłe słowa!
Aniu, przepysznie wyglądają Twoje porzeczkowe desery :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie!
Kasia
Kasiu, cieszę się, że pudding przypadł Ci do gustu - dziś będzie powtórka:)
UsuńPozdrowienia!
Pracochłonne, ale warte grzechu :)
OdpowiedzUsuńAn-no! Wręcz przeciwnie,może tylko takie sprawia wrażenie,ale to deser z kategorii łatwych - moim zdaniem;) A, że wart grzechu - to racja na 100%!
UsuńPozdrowienia:)
To ja poproszę deser bez obiadu :) Przepysznie!
OdpowiedzUsuńKamila! Bardzo proszę:)
UsuńOch kochana, jakie cudownie apetyczne zdjęcia. Ślinka mi cieknie, bo ja bardzo lubię porzeczki. Uwielbiam:). Najbardziej czerwone. Dawno zaś nie jadłam białych. Deser, który łączy je wszystkie razem to musi być coś wspaniałego.
OdpowiedzUsuńCudownie go opisałaś.
Deser powinien być po obiedzie to jasne jak słońce :P.
Mój Ukochany musi mieć deser do kawki, tak lubi :)
Ściskam ciepło :*
Cudownie, że mamy to samo zdanie na temat deserów! Porzeczek nigdy nie mam dość!
UsuńPrzesyłam serdeczności:*
I Tu porzeczki i Tam porzeczki:-)) Dziewczyny odgrzebałyście moje wspomnienia:-) Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńMarzeno! Jednym słowem porzeczki królują wszędzie:D I tak powinno być!
UsuńPozdrowienia!
Wiele osób porzeczek nie lubi, nie wiem czemu, może przez ich cierpkość? Ja natomiast w wypiekach je wręcz wielbię, te prosto z krzaka rosnącego u Dziadka. Buziaki!
OdpowiedzUsuńManiu, a ja nie pojmuję, jak nie można lubić porzeczek! Właśnie ta ich cierpkość jest największym atutem!
UsuńBuziaki:*
Ja też nei rozumiem, jak można nie jadac deserów... Zgroza! Twój Summer Pudding jest przepiękny, a chociaż porzeczek, żadnych nie jadłam już od lat, to ciągle jeszcze pamiętam smak wszystkich tzrech kolorów :-)
OdpowiedzUsuńBee! To powinno być wręcz karalne, prawda?!:D
UsuńGdyby to tylko było możliwe, wysłałabym Ci wielki kosz porzeczek - zamiast tego, zjem je w Twoim imieniu;)
Myślę, że Twój deser to kwintesencja lata. Porzeczki wywołują miłe wspomnienia. Kojarzą mi się z wakacjami, ogródkiem dziadka i beztroską tamtych lat.
OdpowiedzUsuńIvko! Jestem tego samego zdania;P
UsuńA porzeczkowe wspomnienia pielęgnuję z wielkim sentymentem.
Serdeczności:*
"Identify the heart and soul of a dish" - niesamowite, pisać o jedzeniu w ten sposób :). Pięknie wyglądają Twoje porzeczki w doniczkach, biszkopt jest idealnie różowy i nasączony sokiem - też takie lubię.
OdpowiedzUsuńNo i wreszcie ktoś powiedział głośno, że desery należy jeść codziennie! Uff ;).
Prawda?! Uwielbiam ludzi, którzy tak pięknie potrafią pisać o jedzeniu...
UsuńI powtórzę głośno - desery są obowiązkowe!!!
Cmok:*
Post, tekst, zdjęcia robią niesamowite wrażenie, zajrzałam z niekłamana przyjemnością, serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo:) Pozdrawiam!
UsuńCzy wiesz, że jesteś genialna? Te zdjęcia wywołały u mnie gęsią skórkę. Są cudne!!! I deser, jak zwykle u Ciebie zaskakująco i inaczej.... Uwielbiam:)
OdpowiedzUsuńMagda! Nic mi o tym nie wiadomo, ale całkiem ładnie to brzmi ;D
UsuńPozdrawiam Cię rumieniąc się od ucha do ucha:)
Nie robiłam chyba nigdy puddingu z porzeczkami, nie wiem czemu bo twoja propozycja wygląda apetycznie. Muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńWspaniale, mam nadzieję, że się zdecydujesz!
UsuńPozdrawiam!
Twój blog jest rewelacyjny! Nie wiem, jak to możliwe, ze trafiłam do Ciebie dopiero teraz, no ale przynajmniej mam lekturę na kilka wieczorów :) A porzeczki- mmm... muszę kiedyś wypróbować ten przepis :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMad! Jak mi miło! Dziękuję:) Rozgość się proszę!
UsuńPozdrowienia!
Wspanialy seder :) uwielbiam takie owocowe smaki! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mysiu! :) Pozdrowienia!
UsuńWow! Wygląda obłednie, nigdy takiego nie jadłam. Muszę wypróbować! *-*
OdpowiedzUsuńblissful! Koniecznie wypróbuj! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńlato na talerzu w czystej postaci!
OdpowiedzUsuńwłaśnie sobie uświadomiłam, że jeszcze nigdy nie jadłam białych porzeczek...muszę to nadrobić :)
Kasiu! Nigdy?! Oj, koniecznie nadrabiaj! U mnie już po sezonie, ale widuje je jeszcze na straganach, może uda się jeszcze tego lata?!
UsuńPozdrawiam Cię:)
uwielbiam porzeczki, u babci na podwórku rosły wszystkie kolory:)
OdpowiedzUsuńPaulina! U mojej kiedyś też, a teraz ja od kilku lat cieszę się własnymi:)
UsuńPozdrawiam!
Niesamowity! Nigdy takiego nie jadłam, a porzeczki uwielbiam! Co roku proszę mamę żeby posadziła u siebie porzeczki, ale zawsze dziwnym trafem coś się dzieje i porzeczek nie ma..na szczęście jest dobrze zaopatrzony warzywniak pod moim blokiem..:)
OdpowiedzUsuńElexis! A więc cała rozkosz smakowania tego puddingu jeszcze przed Tobą! Czyż to nie wspaniałe?!
UsuńPozdrawiam Cię:)
CZy Ty możesz Anno-Mario raz wreszcie pokazać na blogu coś co jest brzydkie i niesmaczne? Jak zwykle kusisz nas wszystkich cudnym przepisem, pięknymi zdjęciami więc mnie ślinka kapie jak patrzę na ten cudny letni pudding. Pozdrowionka cieplutkie ślę :-)
OdpowiedzUsuńJoanno! Ha,ha, ha! Czy mam rozumieć, że składasz oficjalne zamówienie na fast-food? :DDD
UsuńPozdrowienia!
fantastyczne zdjęcia, dania i cała Ty :)
OdpowiedzUsuńMałgorzato, dziękuję! Ogromnie mi miło:)
UsuńPozdrowienia!
akurat mam takie szczęście ,że na działce mnóstwo porzeczek:)
OdpowiedzUsuńTo naprawdę szczęście! Korzystaj z niego:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Uwielbiam porzeczkę, a w szczególności czarną:)
OdpowiedzUsuńTakiego deseru nie znałam. Kusisz Anno, kusisz...:)
Gula! Namawiam w takim razie na spróbowanie! Jak kusić, to skutecznie i do końca;)
UsuńPozdrowienia!
Uwielbiam porzeczki a czarne najbardziej.
OdpowiedzUsuńZabieram donicę z czarna i zmykam na wakacje...pozdrawiam:-)
Doroto! Proszę bardzo;)
UsuńUdanych wakacji!
Wyglada naprawde przecudownie! Obrazisz sie, jesli kiedys wykorzystam Twoj przepis? :)
OdpowiedzUsuńAshtray! Ależ skąd! Będę zachwycona, jeśli skorzystasz!
UsuńSerdeczności:)
Aniu taki deser ciągle przede mną ...bo przyznam szczerze, ze pierwszy raz o nim słyszę:) .... co do deserów to je uwielbiam, nawet jeśli jest to tylko jabłko z drzewa:). Zasyłam buziaka:)
OdpowiedzUsuńJolu! Deser smakuje wspaniale - daj się namówić:)
UsuńUściski:*
Jak tu u Ciebie pysznie! ;) fantastyczny deser!
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Miło mi! Częstuj się proszę:)
UsuńPozdrawiam!
Jej, jakie piękne zdjęcia. Bym mogła na tą porzeczkę patrzyć i patrzyć..
OdpowiedzUsuńmusi być pyszne
Bardzo dziękuję:) Możesz patrzeć bez ograniczeń:)
UsuńPozdrawiam!
Absolutnie wspaniały, być może uda mi się jeszcze znaleźć kilka porzeczek żeby wypróbować przepis :) Co do deserów w restauracjach to zgadzam się, wolę zjeść w domu. Raz nawet zdarzyło się mi i mojej przyjaciółce zatruć tiramisu w, wydawałoby się dobrej, włoskiej restauracji.
OdpowiedzUsuńGosiu! Witaj:)
UsuńZachęcam do zrobienia deseru - jest naprawdę idealny:) No i domowy!
Pozdrawiam Cię:)
Piękne zdjęcia i zdecydowanie ich porządna porcja - ale JEST CZYM się chwalić!
OdpowiedzUsuńOlu, dziękuję i pozdrawiam!
UsuńPrzepięknie napisany post, a zdjęcia zachwycają! Pudding zapisuję w kolejce do wykonania ^^
OdpowiedzUsuńBeciu witaj! Ależ mi miło to czytać:)
UsuńSerdeczności!
Bardzo ciekawy deser, nie jadłam jeszcze nic podobnego, chyba wypróbuję. A zdjęcia przepiękne:)
OdpowiedzUsuńBędzie wspaniale, jeśli "chyba" zamienisz na "na pewno";)
UsuńPozdrawiam Cię:)
Jejku, jak to smakowicie wygląda ;) A porzeczki uwielbiam, więc na pewno wypróbuję ;)
OdpowiedzUsuńKruszynko! Świetnie! Jeśli uwielbiasz porzeczki, ten deser jest dla Ciebie:)
UsuńPozdrawiam!
fajny! bardzo mi się podoba! ale najpierw musiałaby mi wyrosnąć porzeczki w doniczkach jak Tobie! ;-)) buźka z Wyspy, Aniu!
OdpowiedzUsuńWianuszku! Nie zwlekaj, zacznij sadzić;DDD
UsuńBuziaki:*
wyglada pieknie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńWidzę, że i u Ciebie porzeczki:) I to w aż trzech odsłonach! A co deserów w restauracji- podzielam Twoje zdanie. Rzadko się zdarza, by smakował tak jak powinien. Najlepiej jest przygotować coś pysznego w domu, ponieważ oprócz radości z jedzenia będziemy miały także radość z pieczenia :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńjustko! Dokładnie tak - restauracyjne desery już dawno nie robią na mnie żadnego wrażenia, w przeciwieństwie do domowych:)
UsuńPozdrawiam Cię!
Aniu, porzeczki wyrosły Cie w doniczkach...! Kocham je, a one dzielą się ze mną swoim letnim smakiem:). Twoja propozycja ciekawa..., a desery tez wolę w domu:)
OdpowiedzUsuńp.s dopiero dotarłam, bo wtedy internet się zawiesił...
Ewelajno, och ten internet, u mnie też taki kapryśny ostatnio...
UsuńPorzeczkowe pozdrowienia przesyłam:)
Muszę przyznać, że deserów nie jadam zbyt często.
OdpowiedzUsuńJest kilka, których nigdy nie odmawiam,
ale najlepszym dla mnie deserem,
są owoce w ich najczystszej postaci.
Twój pudding wygląda bardzo apetycznie
i z pewnością dałabym się na niego namówić:)
Magda! Rzadko jadasz desery?! Nie mogę pojąć! :)
UsuńCieszy mnie jednak, że na mój dałabyś się namówić!
Uściski!
Nie powiem. Robi wrażenie!
OdpowiedzUsuńMonika! Ja powtarzam to samo patrząc na Twoje zdjęcia z Kuby - genialne!
UsuńPozdrawiam Cię:)