Mam dla Was kilka pytań, taki mały quiz. Mnie udało się dobrze odpowiedzieć na 3 pytania. Skrycie liczę, że wśród Was znajdą się osoby, które zasłużą na "czystą piątkę"!
1. Co oznacza francuskie słowo "souffle"?
a/nadmuchać
b/wyrastać
c/wybuchnąć
2. Jaki składnik powoduje, że suflet w trakcie pieczenia wyrasta i nadyma się niczym balon?
a/proszek do pieczenia
b/ białka
c/ żółtka 3. Kto jest autorem stwierdzenia, że "Jedynym powodem, dla którego suflet opada, jest to, iż wyczuwa nasz strach przed opadnięciem".
a/ Julia Child
b/James Beard
c/ Nigella Lawson4. Rodzaj naczynia, w jakim pieczony jest suflet nie ma znaczenia.
a/ tak, to prawda
b/ nie, to nie prawda
5. Co powoduje, że suflet w trakcie pieczenia na wierzchu pęka?
a/ białka są za słabo ubite
b/ piekarnik jest za gorący
c/ naczynie jest za małe Prawidłowe odpowiedzi znajdziecie gdzieś pod koniec posta. To taki mój mały trick, by nakłonić Was do przeczytania całości i zmierzenia się z Panem Sufletem. Oczywiście tylko te osoby, które mają to spotkanie nadal przed sobą.
Do niedawna i ja należałam do tego grona. Odkąd tylko usłyszałam słowo "suflet" oraz idące w parze z nim ostrzeżenie, że jest "potwornie trudny, kapryśny i prawie zawsze opada niczym pęknięty balon" skutecznie omijałam wszelkie drogi prowadzące mnie w jego kierunku. Kartki książek kucharskich szybciej się przewracały, gdy tylko pojawiał się nagłówek "Suflet", a ja sama niczym kot na widok wody, otrzepywałam się na samą myśl o jego przygotowaniu.
Ale przecież lubię się rozwijać. Iść do przodu. Uczyć się i stawiać nowe wyzwania. Jeszcze bardziej lubię, gdy udaje mi się je spełnić. Pomyślałam, że suflet nie może być przecież straszniejszy od dźwięku wiertła borującego zęby (nienawidzę!!!) czy perspektywy wylądowania na dywaniku u wściekłego szefa (to na szczęście mi nie grozi).
Oczywiście, przed odkładanym od lat spotkaniem stosownie się przygotowałam. Przede wszystkim przestawiłam się mentalnie przygotowując w podświadomości odpowiednio propagandowe hasła: "Suflet robi się łatwo i przyjemnie. Na pewno Ci się uda. Nie dam mu szans, by opadł". Kiedy kiełkująca myśl, że misja zakończy się pomyślnie zamieniła się w odpowiednio dojrzałe przekonanie, wybrałam przepis i czekałam jedynie na odpowiednią chwilę, by w samotności On i Ja przystąpić do tak długo odkładanej i oczekiwanej konfrontacji. Nie chciałam, by obecność domowników, a Boże broń, zaglądanie mi przez uzbrojone w ubijaczkę ramię, spłoszyło moje co dopiero zrodzone przekonanie, że dam radę. Walka miała być honorowa - sam na sam, z tą tylko przewagą, że ubijany od XVIII wieku suflet nic sobie nie robił z mojej tremy i wzorowo wyrośnięty zerkał dumnie z 64 strony Puddings and Desserts, Elizabeth Pomeroy.
Wybrałam przepis na suflet morelowy z dwóch powodów. Wybrany przepis zakłada upieczenie jednego dużego sufletu, a nie kilku mniejszych w indywidualnych naczynkach. Wiem, że byłoby to praktyczniejsze, ale ja od paru tygodni szukałam powodu, by wreszcie użyć dużego ramekinu kupionego na targu staroci za całe ...1,50 zł!
Po drugie uwielbiam morele i miałam nadzieję, że ich dodatek znacząco uprzyjemni całe doświadczenie. Nie myliłam się! Suflet uzyskał nie tylko cudowny smak, ale i piękny morelowy kolor. A fakt, iż miałam zamiar użyć własnoręcznie robionych konfitur podziałał jak zagrzewka trenera wykrzyczana do ucha szykującego się do walki boksera - byłam gotowa do wyjścia na ring!
Jak więc widzicie ten suflet właściwie sam się wprosił do mojej kuchni. I chwała mu za to! Jest pyszny! Co tam, jest boski! Lekki, wilgotny, puszysty, soczyście morelowy! Inny niż wszystkie desery jakie dotychczas jadłam. Wspaniały! A sam suflet? Nie wiem kto jest autorem tej krzywdzącej go przez pokolenia plotki, ale suflet nie jest ani trudny ani straszny. Dla mnie spotkanie z nim było czystą przyjemnością! Jak już pisałam w jednym z postów "bezowych" uwielbiam wprost wszelkie czynności związane z mieszaniem i łączeniem ubitej piany z resztą składników, a to kluczowe zadanie przy robieniu sufletu. Tak więc pozwalam sobie nieśmiało myśleć, że Pan Suflet i ja jesteśmy dla siebie stworzeni i mam ogromną ochotę poznać jego kolejne oblicza:) Jedyne czego nie mogę mu darować, to fakt, że rzeczywiście szybko opada i ma w nosie osobę, która chce mu zrobić ładne zdjęcie, i koniecznie uwiecznić pierwsze spotkanie, a z nadmiaru wrażeń zapomniała naładować baterię w aparacie ... (szczytowej formy Pana Sufleta nie zdążyłam w związku z tym zdokumentować :(
A teraz dla wytrwałych pora na odpowiedzi:
Pytanie 1 - odpowiedź: A
Pytanie 2- odpowiedź: B
Pytanie 3 - odpowiedź: B
Pytanie 4 - odpowiedź:B
Pytanie 5 - odpowiedź: B
Nawet jeśli nie udało się Wam prawidłowo odpowiedzieć, nie zraźcie się proszę do sufletu! Chwytajcie za ubijaczki lub uruchomcie swoje kuchenne maszyny i dajcie się zaprosić na to spotkanie. Ja w każdym razie już planuję kolejne.
SUFLET MORELOWY
300 ml puree morelowego (można zastąpić konfiturą morelową, ja użyłam domowej z dodatkiem limonki i rumu)
40 g masła
40 g mąki pszennej
cukier do smaku
3 żółtka, lekko ubite
1 łyżka soku z cytryny
3 białka
Morele, świeże lub z puszki, zmiksować i dosłodzić do smaku. Odmierzyć, tak aby uzyskać 300 ml. Można w zastępstwie użyć konfitury lub dżemu morelowego. Ilość cukru użyta do przygotowania sufletu zależy od tego, jak bardzo słodkie jest puree czy konfitura. Musicie dosłodzić zgodnie z Waszymi przyzwyczajeniami. W zastępstwie moreli można użyć innych owoców, np. śliwek, malin czy jagód.
Formę do zapiekania, najlepiej ramekin o średnicy 15 cm, dokładnie wysmarować masłem i obwiązać wokół "mankietem" z papieru do pieczenia. Powinien wystawać ponad krawędź naczynia przynajmniej kilka centymetrów. Wewnętrzne krawędzie papierowego mankietu także wysmarować masłem.
W naczyniu o grubym dnie stopić masło, zdjąć z ognia i wmieszać mąkę oraz morelowe puree. Ponownie wstawić na ogień i stale mieszając doprowadzić do wrzenia. Na tym etapie dosładzamy, jeśli jest to konieczne (ja dodałam kilka łyżeczek cukru). Zdjąć z ognia i odstawić do lekkiego przestudzenia. Dodać sok z cytryny i wymieszać.
Do przestudzonej masy dodać lekko ubite żółtka i dokładnie połączyć z całością.
Białka ubić na sztywną pianę i delikatnie połączyć z resztą masy. Gotową masą na suflet przelać do ramekinu.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 190 stopni. Ramekin wstawić do wysokiego naczynia napełnionego zimną wodą - powinna sięgać do połowy jego wysokości. Wstawić do nagrzanego piekarnika na ok. 1 godzinę lub do momentu, gdy suflet urośnie i pod dotykiem będzie wyczuwalnie sprężysty.
Wierzch sufletu może dość mocno się zrumienić, ale nie oznacza to, iż jest spalony. Mój był bardzo mocno przyrumieniony. Podawać zaraz po wyjęciu z piekarnika, choć nawet później, jak opadnie, nadal jest przepyszny! Polecam!
*korzystałam z informacji znalezionych na stronie www.yumsugar.com
** ten przepis to moja kolejna propozycja do prowadzonej przez Kabamaigę akcji Morelkowo-Brzoskwiniowo 2.
Ja się muszę zmierzyć, ja!
OdpowiedzUsuńSufketu nigdy nie robiłam.
I puddingu, wstyd się przyznać, też nie..
Ale co do za kucharka bez sufletu?
Ty powinnaś dostać jakąś odznakę:)
ps. a post przeczytałam:)
ps2.Mam tylko dwa takie małe ramekinki więc ciekawa jestem ile trzeba by porcji na takie dwa ramekinki dać... i z ubijaniem poczekam aż mi Kitchen Aid przyjeci.:)
OdpowiedzUsuńPyszność! sam suflet pyszność a jak jeszcze pomyślę, że morelowy, to już totalnie odpływam:)
OdpowiedzUsuńMój pierwszy suflet popisowo opadł, od jakiegoś czasu mam chęć zmierzyć się drugi raz, ale chyba poczekam na chłodniejsze dni, bo teraz jakoś słodkości u mnie w domu nie idą.
wyglada przepieknie:)
OdpowiedzUsuńmoze sie kiedys skusze i zrobie...
A wiesz? To się doskonale składa, bo mam słoik musu morelowego, z którym nie wiem, co zrobić.
OdpowiedzUsuńA taki suflet to wyzwanie nie lada.
Pozdrawiam
P.S. Jak zwykle piękne zdjęcia.
nie dziwi mnie, że już się Pana Sufleta nie boisz. Bo Twój jest naprawdę śliczny.
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią i zapałem odszukałam odpowiedzi na zadane pytania. dzięki tej zabawie dowiedziałam się wielu przydatnych rzeczy na temat sufletu. przydadzą się, więc dziękuję za wskazówki ;]
Pan Suflet bardzo Cię polubił bo wygląda cudnie ! :)
OdpowiedzUsuńWiesz co? Jak widzę taką apetyczną łyżkę sufletu to nie mogę się powstrzymać, po prostu pożarłabym monitor. I to jeszcze z morelami i to w pracy, przed śniadaniem. Jak możesz mi to robić ;)
OdpowiedzUsuńsprytnie to wymyśliłaś.. to zachęcenie do przebrnięcia przez całośc. ja zawsze to robię. bo u Ciebie zawsze znajdują się takie smakowite kąski.. nie tylko na obrazkach, ale i w słowach.
OdpowiedzUsuńsama na suflet się jeszcze nie odważyłam.
Odpowiedzialam poprawnie na 4 pytania wiec chyba nie jest ze mna jeszcze tak zle :) Robilam kiedys suflet z rabarbarem, ostatnio z czerwonymi porzeczkami. Teraz dopisuje do listy Twoj piekny suflem morelowy :) Wyglada bardzo apetycznie, ciezko pozostac obojetnym :)
OdpowiedzUsuńAniu, pamiętam Twoje zachwyty nad mieszaniem piany z białek na Pavlową, a słowo suflet też omijałam szerokim łukiem - toć to można przyrządzić tylko w restauracji...- myślałam. Jak widać nie taki suflet straszny jak o nim myślimy. W mojej niedalekiej graciarni zacznę się rozglądać za naczyniem na Pana Sufleta.
OdpowiedzUsuńPan suflet wygląda dostojnie i pysznie!
OdpowiedzUsuńPierwszy zawsze opada,więc ,pierwsze koty za płoty'.Potem to już tak jak z naleśnikami- zawsze wychodzą piękne placki.
Cmok!
Od dłuższego czasu zabieram się za suflet i jakoś nigdy nie jest mi z nim po drodze. I to nie dlatego, że się go boję (a gdzie tam! już tyle się naczytałam o tym, jaki to on łatwy i przyjemny, że nie boję się wcale), a dlatego, że zawsze wypierają go inne wypieki. Ale kiedyś spróbuję, bez wątpienia. A Tobie, Aniu, gratuluję udanego debiutu. ;)
OdpowiedzUsuńCo do quizu - podobnie jak u ciebie, 3/5. No cóż, trzeba się jeszcze nieco podszkolić.
Uściski! ;*
Atrio! Dziękuję za miłe słowa i wytrwałość w czytaniu, ale do odznaki to mi jeszcze baaardzo daleko! Pudding też przede mną, jak i wiele innych wyzwań kulinarnych, ale na wszystko jest czas:) Na takie dwa małe ramekiny to myślę, że 1/3 porcji mojego sufletu zupełnie wystarczy, choć nie wiem jaki mają obwód Twoje foremki...
OdpowiedzUsuńJa mam KitchenAida'a, ale ten pierwszy raz chciałam dokonać prawdziwego "rękodzieła":)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Korniku! Zimą suflet to dopiero musi być pyszny, już mam parę przepisów właśnie na chłodne dni odłożonych:) Serdeczności!
Aga!Skuś się, skuś, to nic trudnego! Pozdrawiam!
Usagi! Dziękuję:) Koniecznie zamień ten mus w suflet:)
Karmel-itko! Dziękuję za miłe słowa! Cieszę się, że post podziałał "edukacyjnie":) Pozdrawiam Cię!
Agato! Dziękuję za odwiedziny! Pozdrawiam!
Lu! Przepraszam;)
Asiejko! Dziękuję Ci za wytrwałość czytelniczą! Uściski!
Majko! Chylę czoła, dwa suflety za Tobą, 4 odpowiedzi - BRAWO! Serdecznie Cię pozdrawiam:)
Ewelajno! Uwielbiam takie graciarnie, mam nadzieję, że uda Ci się upolować coś fajnego:) A do sufletu bardzo zachęcam! Pozdrowienia:)
Amber! Dziękuję, choć właśnie mój suflet nie opadł, jedynie nie zdążyłam zrobić zdjęcia jego szczytowej formy. Nie rozumiem natomiast tego problemu naleśników, zewsząd słyszę takie stwierdzenia, że pierwszy się zawsze nie udaje, sama nie mam takich doświadczeń. Cmok!
Zaytoon! Brawo! 3/5 to powyżej średniej;) Pozdrowienia!
cudowny suflet! Mi jeszcze daleko do zabrania się za niego, ale dzięki Tobie nie podejdę do niego zniechęcona ;)Przepis zachowuję na późniejsze odważne chwile ;)
OdpowiedzUsuńAnno-Mario, Twoje wpisy zawsze czyta się całe, w dodatku z zapartym tchem, jak powieści detektywistyczne!
OdpowiedzUsuńSuflet super. Jeśli zdjęcia dokumentują już lekko opadnięty suflet, to zastanawiam się jak wyglądał wyrośnięty. Musiał być gigantyczny.
Serdeczności!
A mnie właśnie do sufletu zawsze ciągnęło, ale jakoś zawsze coś było "ważniejsze". Ale wygląda tak elegancko, w sam raz dla gości.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że znałam 2 odpowiedzi, a dwie dobrze strzeliłam? 4! :)
zapraszam do zabawy, w której mam nadzieję, zechcesz wziąć udział http://emmawpodrozy.blogspot.com/2010/08/lubie.html :)
OdpowiedzUsuńale fajny ten suflet!
OdpowiedzUsuńSuflet robiłam tylko 1 raz. Ale się nie udał. Poddałam się:)
OdpowiedzUsuńAle te zdjęcia są bardzo zachęcające;)
ładnie
wyrósł znakomicie!
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że jest taka grupa dań, którymi się straszy. Zrobić trudno, nie wyrasta, zakalec, opada, rozwarstwia się... Najgorzej to temu ulec. Piękny zrobiłaś suflet i "skoczyłaś na kolejny schodek". Zgodzisz się ze mną, że gdyby tak nie robić to byłoby nudno?
OdpowiedzUsuńMój się zapadł, jak położyłam na wierzch truskawki. Ale i tak był dobry. ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję. Przepiękny i pewnie przepyszny. To zadanie jeszcze przede mną, ale może z Twoją pomocą mi się uda.
OdpowiedzUsuńMoże ja się też wreszcie odważę :-)
OdpowiedzUsuńTwój suflet wygląda po prostu wspaniale.
Ja Cię też zapraszam do blogowej zabawy...: Lubię....:D
OdpowiedzUsuńhttp://polishcookbook.blogspot.com/2010/08/lubie-blogowa-zabawa-i-wyroznienia.html
Sufletów nie trzeba się bać, choć przyznaję, że był to jeden z moich demonów. :) Wygląda przepysznie.
OdpowiedzUsuńprzepysznie wygląda... ja się jeszcze go boję ale kto wie co będzie wkrótce... może przełamię strach? ach morele... one to dopiero cudownie pachną...
OdpowiedzUsuńnie ma sie co bać! :)
OdpowiedzUsuńmi też udało się odpowiedzieć na 3 pytania ;)
OdpowiedzUsuńale przynajmniej dowiedziałam się czegoś o suflecie, bo przyznam, że nigdy sama nie robiłam a nawet nigdy nie jadłam "na mieście"
Twój wygląda tak strasznie pysznie, jeśli tylko sprawię sobie odpowiednie naczynka, na pewno zrobię!
Aniu, ok, "wchodzę w to". Czytając Twój wpis, tj. obawy przed Panem Sufletem, miałam wrażenie, że opisujesz moje myśli. Przekonałaś mnie jednak i zaraz po powrocie do domu mam zamiar się z nim zmierzyć! Na pierwszy ogień pójdzie Twój przepis na suflet morelowy:) Pzdr Aniado
OdpowiedzUsuńA ja się boję:) Ale może po Twoim poście się skuszę.... kto wie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sliczny :) Nie odpadl Ci podczas robienia zdjec? :)
OdpowiedzUsuńna 5 się nie udało ale coś tam jednak wiedziałam...:)
OdpowiedzUsuńnadal jednak się boję tego pana...
Aniu mnie pan suflet niestety przeraża! Ale dla Ciebie gratulacje, tak sam na sam z tym gościem, bez wsparcia rodziny :)Jesteś odważna!
OdpowiedzUsuńTo jeszcze raz ja, ten anonimowy (nie wiem jak to mi wyszło) to ja Ewa :)
OdpowiedzUsuńjeszcze nigdy nie zmierzyłam się z sufletem, ale zanotuję sobie to, co napisałaś. Kiedyś się odważę. Gratulacje :) Pozdrawiam serdecznie - muffingirl
OdpowiedzUsuńBajeczne foty, świetne pióro, jednym słowem - dobrze, że wreszcie trafiłam na tego bloga :-D
OdpowiedzUsuńgratuluję wygranego pojedynku z sufletem, dodałaś i mi odwagi :-D
Auroro! To ja się cieszę z tak miłego Gościa:) Pozdrawiam i powodzenia z sufletem!
OdpowiedzUsuńPoczęstowany byłem sufletem szparagowym pod beszamelem. Tego sie nie zapomina.Mietek
OdpowiedzUsuń