Samotność. Cisza. Spokój.
Lubię te chwile, kiedy mogę być sama z sobą. Uporządkować myśli, wsłuchać się w kojący dźwięk drzemiącego domu, usiąść w fotelu i w widoku gór odnaleźć horyzont mojego świata.
Jestem typem samotnika. Nie lubię gwaru, zgiełku dużych miast, przyjęć i zbiorowych imprez. Gubię się wśród nadmiaru słów i głosów, które nieznośnie dziurawią ciszę.
Z uwielbieniem wsłuchuję się w inne dźwięki - jedyną w swoim rodzaju ogrodową radiostację. Cudowne koncerty o stałych porach, tak regularne, że nie potrzebuję zegara.
Poranna trele ptaków i pierwsza poranna kawa.
Szelest traw i bzyczenie pszczół pośród wielbiących słońce kwiatów - moje myśli zaczynają krążyć wokół obiadu.
Solowy koncert kosa - zawsze w okolicach 14-tej i zawsze na tym samym olchowym podium. Arie czarnego tenora zwiastują porę sjesty.
I zaraz po nich nastaje cisza ogrodu ukołysana delikatnym szumem wodospadu. Świat chodzi na paluszkach, jakby wiedział, że to pora odpoczynku.
Trzepot ptasich piórek podczas kąpieli w strumyku rozpoczyna moją ulubioną porę dnia - ciepłe letnie popołudnie. Przygaszone słońce, łaskawsze niż za dnia, szykuje się do kolejnej podróży za horyzont.
A w trawach, ukryte świerszcze i cykady, najpierw nieśmiało, później coraz głośniej, stroją skrzypce przed wieczornym koncertem. Ta ogromna orkiestra maleńkich wirtuozów co wieczór przygrywa słońcu na pożegnanie i wiwatuje każdej kolejnej gwieździe na coraz czarniejszym niebie. Skrzydła nietoperza, jak klapy czarnego fraku dyrygenta, powoli zwiastują zakończenie występu. Ostatnie takty przed nocną ciszą, którą podobnie jak nas, ukołysze do snu szum wodospadu.
Kocham śmiech mojego Synka. Uwielbiam patrzeć jak się śmieje i śmiać się razem z nim. Moja samotność nie jest ekspansywna. Szukam jej między chwilami tak, by nie tracić tego co najcenniejsze - wspólnych momentów zabawy i radości. Uwielbiam też patrzeć jak M. bawi się z innymi dziećmi - kuzynostwem, kolegami z przedszkola, dziećmi z sąsiedztwa. Chętnie i często gościmy te dzieci u nas. Wizyty są zwykle długie i bardzo "intensywne":) Pokoje zmieniają się w dworce kolejowe, komisariaty i stacje kosmiczne.
Przyglądam się tym dziecięcym szaleństwom i podziwiam pomysłowość i niespożyte zapasy energii, a czasami sama zamieniam się w "duże dziecko" i daję się wciągnąć w jedną z wielu wymyślanych zabaw. Jeśli tylko nie jestem komendantem policji, kierownikiem muzeum z wykopaliskami lub tak jak wczoraj kierowcą bardzo wielkiej gwiazdy, staram się przygotować dzieciom coś pysznego.
Ostatnio najczęściej ślimaki, cudownie maślane bułeczki znalezione na blogu Dorotus. Przed wyjazdem na wakacje zwijałam ślimaki wielokrotnie, zawsze kiedy przychodzi P. Jego wizyty lubię szczególnie. Cudowna sepleniąca swada z jaką opowiada rozbraja mnie całkowicie. W połączeniu z nadal niedoskonałym "R" mojego M. tworzą niezwykły duet, który nawet z najlepszej zabawy przyciąga do stołu zniewalający zapach świeżych bułeczek. Kiedy siadamy razem do stołu chłopcy palcami rezerwują kolejne ślimaki, a te znikają z koszyka w tempie wprost przeciwnym do nazwy. Najlepsze z masłem i domowym dżemem. Słoik za słoikiem znikają zapasy truskawek z białym bzem.
A ja gromadzę w sercu kolejne zapasy tych cudownych, beztroskich chwil dzieciństwa, w których wciąż jest mi dane uczestniczyć i które tak bardzo kocham wspominać w moich chwilach samotności.
MAŚLANE BUŁECZKI - ŚLIMAKI
/na 10 sztuk/
1 szklanka letniego mleka
2 łyżki roztopionego masła
1 jajko
1 łyżka cukru
pół łyżeczki soli
3 szklanki mąki pszennej
12 g drożdży suchych (3 łyżeczki) lub 25 g drożdży świeżych (użyłam świeżych)
Dodatkowo
2 łyżki roztopionego masła do posmarowania rozwałkowanych placuszków
1 jajko roztrzepane z 1 łyżką mleka do posmarowania bułeczek
sezam, do posypania
Świeże drożdże wsypać do letniego mleka, zostawić na kilka minut, aż zaczną się tworzyć pęcherzyki (suche drożdże wystarczy wymieszać z mąką).
W większej misce wymieszać mąkę, cukier, sól, dodać roztrzepane jajko, mleko z drożdżami i masło, wyrobić. Ciasto powinno być miękkie i gładkie; uformować je w kulę i pozostawić w ciepłym miejscu, przykryte, do podwojenia objętości (około 60 - 75 minut).
Po tym czasie ciasto wyjąć na stolnicę, podzielić na 10 równych części. Każdą z nich rozwałkować na jak najcieńszy duży placek (dowolnego kształtu). Placuszki posmarować masłem i zwinąć w cienkie ruloniki (jak naleśniki). Każdy rulonik z kolei zwinąć na kształt ślimaczka, koniec wciskając pod spód utworzonej w ten sposób bułeczki. Ślimaczki układać na blaszce wyłożonej matą teflonową lub papierem do pieczenia, pozostawić przykryte, w cieple, do napuszenia -na około 30 - 40 minut.
Piec ok. 20 minut w temperaturze 190 stopni.
Bułeczki należą do naszych ulubionych. Smakują jak maślany puch. Ich przygotowanie to czysta przyjemność, nie mówiąc już o ich zjadaniu. Zachęcam Was gorąco - zwijajcie ślimaczki i zajadajcie się nimi łapczywie jak dzieci. Smacznego!
* przepis w całości cytuję za Dorotus.
zupełnie jak moja mama. :)
OdpowiedzUsuńja też nie przepadam za dużymi imprezami, chociaż muszę powiedzieć, że jestem mieszczuchem z krwi i kości. Uwielbiam siedzieć na ławce i obserwować kolorowy tłum, słuchać skrawków rozmów, śmiechów, szumu samochodów.. :)
Piękne te ślimaczki ! Muszę zrobić dla moich dzieciaków :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię samotność. Szkoda tylko, że tej mojej towarzyszy zazwyczaj zgiełk miasta i głośny ryk silnika, tak różny od kojących treli ptaków i plusku wody w sadzawce. Ogromnie szkoda. Kiedyś... Kiedyś znów wrócę na wieść - bo to na wsi wychowywałam się przez 12 lat mojego życia. I to właśnie tam jest moje miejsce.
OdpowiedzUsuńŚlimaki wyglądają cudownie. Wcale się nie dziwię, że małe łapki Chłopców tak szybko je porywają.
Ściskam, Aniu!
Aniu, dokładnie opisałaś moje ulubione stany- bez wielkich skupisk,gwaru nadmiernego.Łagodna cisza,pozwalająca wsłuchać się w Innych i w siebie...
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Ślimaczki idealnie ,ślimakowate'!
Całus.
ale fajne są te Twoje ślimaczki!
OdpowiedzUsuńświetne te ślimaczki :)
OdpowiedzUsuńPrześliczne, jak zawsze u Ciebie. U mnie dziś były jagodzianki na śniadanie, ale ślimaczki muszę wypróbować :) Serdeczności.
OdpowiedzUsuńhmmm tajemniczo zabrzmiała opowieść o pieknych chwilach w samotności, któż o nich nie marzy :)) a bułeczki jak tylko wrócę z drugiego już tego lata urlopu muszę upiec chociaż nie-przygotuj je skoro juz masz wprawę na rewizytę :)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńcudne te buleczki:) takie slimaczkowe:)
OdpowiedzUsuńślimaczki wyglądają wspaniale!
OdpowiedzUsuńbardzo bardzo się cieszę, że konfiturka się podoba! :)
OdpowiedzUsuńproszę o opinię po przygotowaniu :)
Pozdrawiam!
Lubię te Twoje komentarze zdjęciowe, takie kompletne są.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że jak dzieci to prawdziwe ślimaki, takie winniczki na przykład.
o jakie cudne slimaczki!
OdpowiedzUsuńPieknie napisane... Ja tez lubie takie chwile i kocham smiech mojego Chlopczyka :) Wieczorem zawsze wspominamyz moim M. jak minal dzien naszemu maluchowi i czego sie nauczyl. Takie chwile sa bezcenne. A kiedy przypominam sobie Jego rozesmiana buzke to usmiech sam pojawia sie rowniez na mojej twarzy. Szkoda tylko, ze dni mijaja tak szybko i zanim sie obejrzymy z malych chlopcow wyrosna juz mezczyzni... :(
OdpowiedzUsuńBuleczki urocze. Nie dziwie sie, ze maluchy tak je uwielbiaja :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTeż kocham te chwile ciszy, kiedy to mogę zebrać myśli, mogę odsapnąć bez krzyków mama to mama tamto ;)
OdpowiedzUsuńBułeczki wyglądają tak uroczo, tak smakowicie :) ... i ten sezam mmmmm poezja :)
Pozdrawiam :D
Ależ apetycznie u Pani, proszę Pani! :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że możemy się spotkać w naszych internetowych kuchniach, bo pewnie bez nich byśmy się w ogóle nie poznały. Ja uwielbiam moje wielkie miasto, zamiast śpiewu ptaków mam szum tramwajów, zamiast szumu lasu mam uliczny gwar i dobrze mi z tym:)
Serdeczności!
Aniu zazdroszczę Ci widoku gór z okna, musisz mieszkać w pięknych stronach. Też tak bym chciała,ale z krwi i kości jestem mieszczuchem, może nie tak strasznie dużego miasta, ale zawsze miasta.
OdpowiedzUsuńŚlimaczki są urocze zapisałam przepis. A w pierwszej chwili myślałam, że piszesz o takich pełzających ogrodowych, których właśnie hodowlę w słoiku w tej właśnie chwili zakładają moje dzieci :)
Aniu to jeszcze raz ja, przy przepisywaniu przepisu zauważyłam , że zapomniałaś podać czas i temperaturę pieczenia :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚliczne ślimaczki - sama bym zjadła:)
OdpowiedzUsuńJa zawsze delektuję się samotnością jak cały dom już śpi bezpiecznie i wtedy jest mi najlepiej.
Pozdrawiam gorąco
I ja lubię te samotne chwile. Najczęściej mam je o świcie. Wtedy niespieszna kawa w ogrodzie (niezależnie od pory roku), masa energii, pomysłów i planów. Lubię też te momenty, kiedy wszyscy wyjeżdżają i zostajemy sami, ja i dom. Chociaż pierwszy dzień jest wtedy lekko smutny. Dzisiaj synek pojechał w Bieszczady na obóz, a mąż do Rumunii. Pokrzepiłam się całą paczką Daimów. Najbardziej jednak lubię samotne chwile u nas nad morzem. Wschód słońca, poranna kąpiel w Bałtyku, ptasie trele, książka czytana na tarasie...
OdpowiedzUsuńAnno, zatem dla mnie właśnie wróciłaś, choć poprzedni bezowo-morelowy post był o powrocie.I cieszę się, że jesteś:)
OdpowiedzUsuńCudownie napisałaś o ptakach... skrzydła nietoperza, jak klapy czarnego fraka dyrygenta...:)i o tym, że każdy z nich ma swój czas w ciągu dnia i każdy coś zwiastuje...
Może kiedyś i ja będę kierowcą, albo komendantem policji...
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie:)
A..., no przecież... bułeczki, oczywiście, że do nich dotarłam - wyglądają rzeczywiście puchowo i apetycznie:)
OdpowiedzUsuń:*
Cukrowa wróżko! A wiesz, ja też uwielbiam z ławki obserwować przechodniów! Choć ostatnio dawno tego nie robiłam - muszę wyruszyć w stronę miasta:)
OdpowiedzUsuńGrażyno! Zrób koniecznie! Na pewno dzieci będą zachwycone! Pozdrowienia:)
Oliwko! Trzymam kciuki za ten powrót :) Uściski!
Amber! Ogromnie się cieszę:) Całusy!
Paula! Dziękuję i pozdrawiam!
Olivio! Cieszę się, że się podobają - skuś się i zrób, zobaczysz, jakie są pyszne! Pozdrawiam Cię!
Szelko! Zaczynam się rumienić - dziękuję za miłe słowa! A na ślimaczki gorąco Cię namawiam! Serdeczności!
Aga! Kaś! Dziękuję Wam za wizytę i serdecznie pozdrawiam:)
Piegusku! Och, z wielką chęcią! Musimy w końcu ustalić szczegóły:))
Kini! Oczywiście - dam znać! Pozdrawiam!
Lu! Dziękuję Ci:) Pozdrawiam!
Kuchareczko! Dziękuję za wizytę:)
Majko! Wspaniałe są te chwile! Ja "wysysam" je każdego dnia - czas tak pędzie do przodu. Pozdrawiam całą Twoją rodzinkę!
Ivon! Dziękuję za wizytę! Ta, chwila wytchnienia od wszechobecnego "Mamo" jest ogromnie potrzebna:) Ale bez tego "Mamo" nie mogłabym żyć! Pozdrawiam!
Paulino! Droga Pani, a może właśnie będzie odwrotnie kto wie i może staniemy kiedyś razem w kuchni - może zbierzemy się wokół mojej wyspy ... To byłoby niezwykle! Wiesz, ja czasami mam tęsknoty za miejskim gwarem, ale po krótkich wypadach do miasta, szukam znów ciszy i spokoju! Pozdrawiam Cię i czekam jak zawsze na praskie opowieści - to chyba mój ulubiony substytut miasta:)
Ewo! Dziękuję przede wszystkim za spostrzegawczość - już uzupełniłam informacje:) A w moje strony zapraszam - jak pisałam wcześniej Paulinie, byłoby cudownie się spotkać - chodzi mi po głowie taki zjazd przy mojej wyspie:) Pozdrowienia!
LidKo! Te chwile śpiącego domu są moimi ulubionymi! Uściski!
Lo! Wiesz, ja też najbardziej z tych chwil lubię moją samotność z pustym domem, chociaż dłużej niż jeden dzień trudno mi wytrzymać. Może powinnam wtedy sięgać po Daimy?:) Pozdrawiam Cię serdecznie!
Ewelajno! Dziękuję Ci bardzo! Z całego serca życzę Ci zostanie komendantem, strażakiem czy zawiadowcą stacji:) Uściski!
Aniu dawno nie czytałam u nikogo tak pięknego opisu "obcowania z przyrodą"
OdpowiedzUsuńA bułeczki niezwykle smakowite :)