A może godzinę?
A może jakieś wydarzenie, jedno lub kilka, na które czekacie niecierpliwie? A kiedy już nastanie, chcecie zatrzymać czas i trwać w tej chwili bez końca...
A może jakiś rytuał powtarzany niezmiennie jak mantra, wprowadza Was w upragniony stan spokoju i szczęścia?
Chwile są jak bańki mydlane - małe i duże, płyną powoli lub pędzą, czasem dają się porwać w nieznane, pryskają zbyt szybko i lśnią tęczowo zanim stopią się z powietrzem.
Mam wiele takich chwil, w których chciałabym się zanurzyć jak w bańce mydlanej. Oderwać od ziemi, ukołysać na wietrze. I nie słyszeć wtedy świata, tylko dźwięki i muzykę zamknięte w tej chwili.
Mam wiele takich chwil, w których chciałabym się zanurzyć jak w bańce mydlanej. Oderwać od ziemi, ukołysać na wietrze. I nie słyszeć wtedy świata, tylko dźwięki i muzykę zamknięte w tej chwili.
Szkoda, że te chwile pryskają tak szybko. Delikatne i ulotne. Chowam je w pamięci, pielęgnuję w sercu i trochę jak czarodziej zaklinam słowa, myśli i zdarzenia, tak by zapleść z nich ścieżkę. A gdy jest gotowa, krok po kroku, niespiesznie, by cieszyć się każdym momentem, zmierzam do chwili, na którą czekałam i do której ta ścieżka prowadzi.
Tych chwil i ścieżek jest tak wiele, że nie sposób je wszystkie wymienić. Część z nich chcę zachować tylko dla siebie, wiele przeżywać z bliskimi, a spora część wiąże się wyłącznie z jedzeniem.
Myślę, że to co jemy i gotujemy w zdecydowanej części jest echem naszej pamięci. Wracamy do ulubionych smaków z dzieciństwa, odtwarzamy potrawy, szukamy na nie przepisu. Ale nie tylko listy składników i sposobu wykonania. Tęsknimy za ludźmi, atmosferą, miejscem, za tymi wszystkimi chwilami, które sprawiły, że chcemy do nich wrócić, odtworzyć i znów posmakować.
Oczywiście, wiele takich chwil tworzymy też sami, zupełnie od początku, bez bagażu pamięci, ale z wielkim apetytem na coś nowego. I z nadzieją, że i do tych chwil i potraw będziemy chcieli po czasie powrócić.
Co roku ścieżką utkaną przez czas uciekam myślami do maja. A gdy już docieram na miejsce, celebruję chwile na które czekałam. Jedną z nich jest późne popołudnie na tarasie. Światło jest wtedy ciepłe, dojrzałe. Wszystko co "trzeba" i "muszę" mam już za sobą. Nastaje pora na "chcę" i "mam ochotę". I na rozmowy i na milczenie, na wysyp marzeń i beztroskie lenistwo. I na kolację.
A jeśli to maj, to znaczy, że przyszła pora na moją ulubioną botwinkę. W przeciwieństwie do wielu potraw, o których pisałam, botwinka nie jest jednym ze smaków mojego dzieciństwa. To miłość późna, dojrzała, w pełni przemyślana i absolutnie bezgraniczna.
Ponad rok temu pisałam o chłodniku z botwinki (klik), a gołąbkami w liściach botwinki (klik) rozpoczęło się naszego wspólne gotowanie z Amber w TU I TAM. Czas zatoczył pętlę. Znów jest maj, znów z każdej wyprawy na targ wracam z botwinką. Znów gotuję chłodnik i znów czekam na majowe kolacje w ogrodzie.
Ponad rok temu pisałam o chłodniku z botwinki (klik), a gołąbkami w liściach botwinki (klik) rozpoczęło się naszego wspólne gotowanie z Amber w TU I TAM. Czas zatoczył pętlę. Znów jest maj, znów z każdej wyprawy na targ wracam z botwinką. Znów gotuję chłodnik i znów czekam na majowe kolacje w ogrodzie.
W świetle popołudniowego słońca beztroskie chwile unoszą się jak tuziny baniek mydlanych puszczanych z dziecięcą radością przez mojego Synka. W powietrzu pryskają tak szybko, ale w pamięci pozostaną znacznie dłużej.
Przysiądźcie się. Pokroję tartę z botwinką i kozim serem. Popijemy ją dobrym winem. Będziemy się delektować chwilą i smakiem. Popuszczamy bańki, zdmuchniemy ostatnie na łące dmuchawce ... Chwile są takie ulotne, łapcie je, zanim na dobre zdmuchnie je wiatr.
"Nigdy nie zapomina się żadnej pięknej rzeczy, którą się zrobiło. Nawet kiedy już ją zjesz, ona na zawsze zostanie Ci w pamięci". *
TARTA Z BOTWINKĄ Z KOZIM SEREM
/cytuję za Liską/
Na spód:
200 g mąki pszennej
100 g masła
1 łyżeczka soli
2 żółtka
2-3 łyżki wody
200 g mąki pszennej
100 g masła
1 łyżeczka soli
2 żółtka
2-3 łyżki wody
Na nadzienie:
1 pęczek botwiny z buraczkami (ok. 600-700 g)
3 ząbki czosnku
2 łyżki masła
przyprawy: gałka muszkatołowa, kminek, sól, pieprz, chilli
2- 3 łyżki świeżego koperku
1-2 łyżki octu balsamicznego (najlepiej starego, słodkiego)
100 g miękkiego koziego sera
50 g śmietany
2 jajka
przyprawy: sól, pieprz
dodatkowo kilka plastrów koziego sera
Wszystkie składniki połączyć - wodę dodajemy na końcu, stopniowo. Ciasta nie należy zagniatać zbyt długo, bo będzie twarde. Uformować kulę i schłodzic w lodówce przez 30 minut. Następnie rozwałkować lub wylepić ciastem formę do tart o średnicy 26-28 cm (w zależności od tego, jak duża jest botwina).
Piekarnik nagrzać do 190 st C. Ciasto w formie przykryć papierem do pieczenia, na to wsypać suchą fasolę (by podczas pieczenia ciasto się nie podnosiło) i zapiec 15 minut. Wyjąć z pierarnika, zdjąć z ciasta papier z fasolą i wypełnić je nadzieniem.
Na głębokiej patelni rozpuścić masło, dodać czosnek pokrojony w plasterki. Kiedy zmięknie, dodać pokrojoną drobno botwinę (buraczki kroimy na zapałki). Dusić 5 minut, doprawić przyprawami. Dusić jeszcze 5-10 minut. Buraczki i łodygi powinny wyraźnie zmięknąć.
Jajka zmiksować ze śmietaną i kozim serem. Doprawić solą i pieprzem. Wlać polewę na tartę wypełnioną masą botwinkową. Wierzch obłożyć plasterkami koziego sera. Wstawić do piekarnika i piec ok. 30 minut, aż wierzch zamieni się w rumianą skorupkę.
1 pęczek botwiny z buraczkami (ok. 600-700 g)
3 ząbki czosnku
2 łyżki masła
przyprawy: gałka muszkatołowa, kminek, sól, pieprz, chilli
2- 3 łyżki świeżego koperku
1-2 łyżki octu balsamicznego (najlepiej starego, słodkiego)
100 g miękkiego koziego sera
50 g śmietany
2 jajka
przyprawy: sól, pieprz
dodatkowo kilka plastrów koziego sera
Wszystkie składniki połączyć - wodę dodajemy na końcu, stopniowo. Ciasta nie należy zagniatać zbyt długo, bo będzie twarde. Uformować kulę i schłodzic w lodówce przez 30 minut. Następnie rozwałkować lub wylepić ciastem formę do tart o średnicy 26-28 cm (w zależności od tego, jak duża jest botwina).
Piekarnik nagrzać do 190 st C. Ciasto w formie przykryć papierem do pieczenia, na to wsypać suchą fasolę (by podczas pieczenia ciasto się nie podnosiło) i zapiec 15 minut. Wyjąć z pierarnika, zdjąć z ciasta papier z fasolą i wypełnić je nadzieniem.
Na głębokiej patelni rozpuścić masło, dodać czosnek pokrojony w plasterki. Kiedy zmięknie, dodać pokrojoną drobno botwinę (buraczki kroimy na zapałki). Dusić 5 minut, doprawić przyprawami. Dusić jeszcze 5-10 minut. Buraczki i łodygi powinny wyraźnie zmięknąć.
Jajka zmiksować ze śmietaną i kozim serem. Doprawić solą i pieprzem. Wlać polewę na tartę wypełnioną masą botwinkową. Wierzch obłożyć plasterkami koziego sera. Wstawić do piekarnika i piec ok. 30 minut, aż wierzch zamieni się w rumianą skorupkę.
Czytam z zapartym tchem i marzę o tej tarcie z botwinką i kozim serem. Synek talent ma za mamusią! Pozdrawiam majowo!
OdpowiedzUsuńAniu jak zwykle zadziwiasz. Tarta z botwiną jak dla mnie jest bardzo ciekawą propozycją wiosenną :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGdy widziałam tę tartę u Liski, chciałam ją zrobić. Jakoś się odwlekło, może nie uciekło:) jeszcze przede mną. Tobie wyszła świetnie:)
OdpowiedzUsuńKamila! Spełnij to marzenie, jest całkiem realne i takie smaczne:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńEwo! Smakuje cudownie - jak wszystko z botwinką;P Uściski!
Mar! Ja też długo się do niej przymierzałam, aż w końcu wszystko okoliczności zaczęły sprzyjać:) Pozdrawiam Cię!
ale się rozmarzyłam...:) jak się czyta twoje posty, to można odnieść wrażenie, że siedzimy obok ciebie, a ty gotujesz, mieszasz, doprawiasz potrawę, a na koniec kroisz tą tartę i nią częstujesz naprawdę.
OdpowiedzUsuńjako dziecko lubiłam tak przesiadywać w kuchni i patrzeć mamie i babciom na ręce, dziękuję za to że potrafisz stworzyć ten klimat, wspomnienia wracają jak żywe:D
a tarta cudowna:D
O takiej tarcie bym nie zapomniała! Też mam w planach zrobić podobną, mam nadzieję, że wyjdzie tak apetyczna jak Twoja:)
OdpowiedzUsuńAniu do Ciebie przysiadę sie z wielką chęcią..będzie to dla mnie zaszczytem:) a kawałeczek tak boskie tarty zjadłabym z wielką chęcią:) pozdrawiam Aniu:)
OdpowiedzUsuńChwile są ulotne ale Ty Aniu masz dar ubierania je w słowa. Wtedy wydaje się, że trwają dłużej. Mam botwinkę to i może tartę popełnię dzisiaj na obiad :)
OdpowiedzUsuńgoh.! Czytanie Twoich słów będzie jedną z tych chwil, które dziś opisałam - dziękuję:)
OdpowiedzUsuńburczymiwrzuchu! Tak, smak jest niezapomniany, więc piecz jak najszybciej:) Pozdrawiam!
Jolu! Cała przyjemność po mojej stronie! Zapraszam - powiedz tylko kiede będziesz:)
Agnieszko! Bardzo Ci dziękuję - ja bez tych chwil bym chyba nie istniała... Jeśli masz botwinkę, to wiesz już co robić:D Uściski!
OdpowiedzUsuńbotwinka!! no cóż..będzie trzeba i ją zakupić..;) chyba dojrzewam do chłodnika..ale Twoja tarta przeważyła szalę, wygląda bosko, mam ochotę ją zrobić już teraz;)
OdpowiedzUsuńuściski!
J
ooooch, tarta z botwinką...ooooo....))
OdpowiedzUsuńBotwinkową tartę mam juz za sobą..ale została w mojej pamięci:) za to mam nowe pomysły na botwinke...chciałabym zrealizować je niedługo a potem spałaszowac w dobranym gronie tak żeby ich miejsce,czas i atmosfera stały się w mojej pamięci jedną z "tych"chwil:)
OdpowiedzUsuńdotblogg! Trzeba, trzeba, koniecznie :) Jeśli nie już, teraz, to zrób ją ... w tym tygodniu?! Uściski!
OdpowiedzUsuńbasiaP! ooooch, taaaak! Pysznaaaa:D
Trzcinowisko! Bardzo Ci tego życzę! Pozdrawiam!
Kocham botwinkę i ostatnio jem ją na okrągło w zupie. Ubóstwiam tę zupę:)
OdpowiedzUsuńTarty bym spróbowała i jestem pewna,że by mi smakowała bardzo.
Pozdrowienia:)
Śliczna botwinka, jak malowana - aż przyjemnei popatrzeć na jej kolory.
OdpowiedzUsuńPiękna tarta, baaaardzo apetyczna, no i fajny tekst, który w rytm tej spokojne muzyki czyta się lekko i przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńTarta jak malowana, nie raz o niej myślałam... ;) pięknie piszesz o botwnice, w ogóle pięknie! (a ja lubię poranną, pierwszą kawę - nic to, że w pracy;) )
OdpowiedzUsuńTa tarta musiała być pyszna!:)
OdpowiedzUsuńrewelacyjne połączenie, piękne też wizualnie :)
OdpowiedzUsuńMajano! Ja też w zupie, ale i w pierogach, no i w tarcie:) Polecam Ci bardzo! Uściski:)
OdpowiedzUsuńHaniu! Uwielbiam kolor botwinki - a jeśli jeszcze można go zjeść to już pełnia szczęścia:) Pozdrawiam Cię!
Buziaczku! Bardzo Ci dziękuję - ostatnio słucham płyty z tą muzyką bez końca:)
Magdo! Dla mnie pierwsza poranna kawa to też jedna z TYCH chwil:) A może zmaterializujesz to myślenie?
affogato! Bardzo, bardzo pyszna:)
wykrywaczu! Dziękuję bardzo i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMoje bańki ostatnio pękają z zawrotną prędkością, nim jeszcze zdążę wypuścić je na wolność. Szkoda. Czekam na chwilę spokoju. By móc dmuchać bańki ogromne; unoszące się powoli i spokojnie lekkim podmuchem wiatru...
OdpowiedzUsuńTarta jest doskonała. Pięknie pyszna.
Pozdrawiam Cię serdecznie, Aniu!
Aniu, a wiesz, ze mialam dzis podobne przemyslenia odnosnie ulatujacych chwil... w realu ostatnio tak chcialam sie zatrzymac na wczorajszej imprezce urodzinowej Kruszyna. nie moglam napatrzec sie na te wszystkie dzieci bawiace sie wokol... ojej, zeby jak najdluzej pozostali dziecmi! w jedzeniu pamiecia wracam do takich chwil, gdy patrze na rabarbar, moja milosc, maczany rabarbar w cukrze, ulubiona przekaska z dziecinstwa... szkoda, ze nie moge nigdzie zdobyc rozowego rabarbaru, jaki zapamietalam wlasnie z dziecinstwa... a Twoja tarta i sama botwinka piekna - uwielbiam! kolejne szkoda, ze na Wyspie nie znajde botwinki... serdecznie sciskam!
OdpowiedzUsuńa!! no i nie moge nie pochwalic Synka - fotografa! cudne fotencje! :-)
OdpowiedzUsuńJak zwykle pięknie napisane. Najpiękniejsze chwile wydają się te majowe, w każdym razie dzisiaj mam takie wrażenie :)
OdpowiedzUsuńTarta bardzo w moim stylu, u Liski musiałam ją jakoś przegapić bo inaczej już dawno bym ją upiekła. Botwinkę uwielbiam i wkrótce zacznę ją obsesyjnie mrozić, żeby została ze mną na dłużej
Pozdrawiam bardzo, bardzo majowo ;)
Oliwko! Ten spokój przyjdzie, zobaczysz i bańki też wyjdą ogromne:) Przesyłam całą masę uścisków!
OdpowiedzUsuńCudawianko! Ja mam takie myśli niemal cały czas - tyle chwil chciałabym zatrzymać i patrzeć na nie - szkoda, że w życiu nie można po prostu wcisnąć PAUZY jak w odtwarzaczu DVD, np.
Wiesz, rabarbar różowy rośnie w ogródku mojej sąsiadki - właściwie hoduje go dla mnie, bo nikt u nich go nie lubi (!). Chętnie bym Ci przesłała i botwinkę też, tylko czy to nie za daleko...
Uściski dla Kruszynka i dziękuję za komplement dla Syna - pęka z dumy:)
Natalio! Ja też uważam majowe chwile za najpiękniejsze:) I wiesz, że też mrożę botwinkę w ilościach ogromnych!
OdpowiedzUsuńTeraz już nie przegap tej tarty - musisz ją upiec:) Uściski!
chetnie bym sie przysiadla do takiej cudownej tarty:)
OdpowiedzUsuńjak zwykle finezja na każdym polu:)) botwinkę uwielbiamy, ale tarty jeszcze nie robiłam w takiej wersji:) spróbujemy na pewno! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńaga! Przysiadaj się, nawet nie wiesz jak mi miło:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMarto! Dziękuję:) Jeśli lubicie botwinkę, to ta tarta jest stworzona dla Was:) Pozdrowienia!
Piękne dmuchawce ( że nie wspomnę o jedzonku!) - zawsze gdy je widzę, myślę o ulotności chwil... Minione chwile powracają dziek i zapachom, zwłaszcza jedzenia. Przedziwne to i wspaniałe zarazem :))
OdpowiedzUsuńpiękne dmuchawce.
OdpowiedzUsuńcudowna tarta, Kucharnio.
czarujesz, znów mnie oczarowałaś.
mogę kawałeczek tego przysmaku?
tej niebiańskiej rozpusty?
Zapewne było przepyszne....myślę, że wypróbuje niebawem ten przepis :)
OdpowiedzUsuńAniu - jaki piękny tekst. Wyobraź sobie, że czytając o chwilach, jak bańki mydlane, słuchałam akurat Arabeski Debussy'ego która szalenie wzbogacała klimat:) http://www.youtube.com/watch?v=A6s49OKp6aE.
OdpowiedzUsuńA tarta wygląda świetnie:) Nie wiedziałam, że botwinkę można zagospodarować w taki sposób!
Dla mnie ważne są tylko chwile.Nawet nie staram się ich zatrzymać,bo wiem,że nigdy już nie będą takie same.Pielęgnuję je za to w pamięci.
OdpowiedzUsuńNasze gołąbki w botwince to będę pamiętać zawsze Aniu.
A tarta wygląda u Ciebie bardzo pięknie. Liskowy przepis działa jak mantra.
Cudne latawce!
Dobrego dnia!
Auroro! Ta, to niezwykłe. Ulotność chwil i siła naszej pamięci...
OdpowiedzUsuńKarmel-itko! Ależ oczywiście, przecież zapraszam - przysiądź się :) Pozdrawiam!
Citron! Bardzo polecam. Pozdrawiam Cię:)
delikatessen! Dziękuję:) Zaraz posłucham! A botwinkę można zagospodarować na wiele wspaniałych sposobów - zacznij sprawdzać, który najbardziej Ci smakuje:)
Amber! Nasze gołąbki to zdecydowanie jedna z TYCH chwil:) I ja mam dla nich specjalne miejsce w pamięci! Liskowy przepis absolutnie cudowny.
Dobrego dnia i do środy:D
O kupnie ,formy na tartę ,myślę od jakiegoś czasu. Po wizycie u Ciebie biegnę ją kupić.
OdpowiedzUsuńW ostatnią niedzielę też fotografowaliśmy dmuchawce....
Jeszcze raz dziękuję za pomoc!!!!
Pozdrawiam!
takiej tarty jeszcze nie jadłam, a zapowiada się wyśmienicie. będę musiał wypróbować. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńAniu, wspaniały post. Niesamowicie ciepły i mimo maja mam wrażenie, że bardzo letni :)) Ostatnio ten cytat z Julii Child mnie prześladuje, więc zapiszę go sobie skrzętnie, włożę do potfela i co jakiś czas będę sobie go przypominać :)))
OdpowiedzUsuńA tarta z botwinką wygląda wspaniale :D Gratuluję Synkowi, bo zdjęcia piękne robi, zwłaszcza to ostatnie skradło moje serce :)
Miłego dnia!
asiami! Cieszę się, że pomogłam:) Mam nadzieję, że forma już kupiona;P Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńBarbaro! Koniecznie - jestem pewna, że smak Cię nie zawiedzie:) Pozdrowienia!
EVE! Dziękuję:) Letni klimat to chyba jednak zasługa maja - jest tak ciepły i pachnie już pięknym latem!
Ten cytat też znam na pamięć i nie raz już z radością go sobie przypominałam:)
Przekażę Synkowi - będzie zachwycony!
Pozdrawiam Cię:)
A ja tez chcę zostać u Ciebie na botwinie:-) kocham botwinę ale jeszcze w tym roku nie jadłam! a tarta wygląda pysznie...smacznego!
OdpowiedzUsuńpoza zupa nie jadlam jeszcze nic innego z botwinką. wspaniałe połączenie, juz jutro gnam na ryneczek :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMałgosiuZ! Bardzo się cieszę, zapraszam nie tylko na botwinkę:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńvanilla! Gnaj koniecznie - botwina jest cudowna, eksperymentuj do woli:)
Już wczoraj zachwyciłam się tą tartą, bo wygląda niebiańsko. Bardzo ciekawa jestem jej smaku, trochę sobie wybrażam. :-)
OdpowiedzUsuńKrokodylu! Zamień to wyobrażenie w smakowanie:) Polecam, bardzo! I serdecznie Cię pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńW domu mnie już nie lubią bo twierdzą, że przeze mnie tyją hehe ale kto każe im jeść dokładki no nie? to w piątek robię tę cudną tartę...
OdpowiedzUsuńMoże ktoś z Was chciałby przyłączyć się do mojej majowej cukierni co? jeden mały tyciu wypiek...proszę proszę :)
OdpowiedzUsuńhttp://smakialzacji.blogspot.com/2011/05/zaproszenie-do-cukierni-1.html
Małgosiu! Za gotowanie pyszności powinny Cię na rękach nosić!!! A dokładki to rzecz cudna i niezbędna:D Powodzenia w piątek!
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaproszenie, nie wiem czy mi się uda - koniec maja mam tak zajęty, że będzie trudno.... Uściski:)
Bardzo milutko mi się czytało..ostatnio "zapomniało" mi się doceniać jakiekolwiek chwile..
OdpowiedzUsuńOstatnie zdjęcie całkowicie mnie zauroczyło! :)
Olivio! Bardzo mi miło - nie zapominaj o chwilach:) Pozdrawiam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam botwinkę, a mój M jeszcze bardziej, więc z pewnością skorzystam z przepisu. Wspaniała tarta.
OdpowiedzUsuńana! Będziecie zachwyceni - to naprawdę wspaniały sposób na podanie botwinki:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO jaki wspaniały pomysł na tartę z botwinką :) Rewelacja!
OdpowiedzUsuńflusso! Dziękuję:) I powiem Ci, że ten pomysł wspaniale smakuje;P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo musi być pyszne... uwielbiam botwinkę!
OdpowiedzUsuńenchocolatte! Uwierz mi, to jest przepyszne! Pozdrawiam Cię:)
OdpowiedzUsuńPiszesz Aniu, ze tesknimy za ludzmi i przyblizaja nam ich smaki, smaki dawne, smaki z wspomnien - mysle czasem czy tym ktrych troche mniej pasjonuje kuchnia tez maja "jedeniowe" wspomnienia o tych ktorych nei ma? Ciekawe?
OdpowiedzUsuńChcialam powiedziec: tarta botwinkowa - klasyka, ale znam ja od 2 lat (dzieki Zabi i Pinoskowi), a jednak to dla mnei klasyka, swietnie u Ciebie Ania sfotografowana!
PS. Chcialabym sie zanurzyc w bance mydlanej... :-)
Coś wspaniałego! Moja botwinka w ubogiej wersji się nie umywa;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
Pozdrawiam:)
Basiu! Tak, to ciekawe i zgadzam się z Tobą w zupełności:)
OdpowiedzUsuńRównież z tym, że ta tarta to klasyka, choć u mnie zagościła też zupełnie niedawno!
A marzenie, by zanurzyć się w bańce mydlanej to mamy absolutnie identyczne Kochana!
Uściski:)
krewimleko! W jakiej ubogiej?! Twoja jest wyśmienita, to po prostu zupełnie inny przepis! Pozdrawiam Cię:)
Dmuchawce...pfuuu. i poleciały...! Bardzo lubiłam i nadal lubię dmuchawce:) Ale małe buraczki 100 razy bardziej :). Dwa tyg. temu siałam buraczki... Jeszcze trochę... i będzie botwinka a zaraz później taka tarta jak Twoja:)
OdpowiedzUsuńBuziaki Synkowi - bo oko ma:)
ewelajna! Zuch dziewczyna - posiałaś buraczki! Odwdzięczą się pysznym smakiem i ... tartą:D
OdpowiedzUsuńBuziaki przekażę;P
Pozdrawiam Cię!
ojej, jak ładnie opisane, poza tym zupełnie się nie spodziewałam tarty!
OdpowiedzUsuńWygląda smakowicie, a nigdy nie jadłam, myślę że spróbuję za rok, w tym roku nie zdążymy z urządzaniem kuchni i kupnem piekarnika - do tego czasu już nie będzie botwinki.
Pięknie opisujesz te swoje przepisy, jestem tu pierwszy raz ale nie ostatni.
Pozdrawiam ciepło
Monika z
www.bentopopolsku.blogspot.com
i
www.efektnimbu.blogspot.com
mnemonique! Bardzo Ci dziękuję i zapraszam, kiedy tylko masz ochotę:)
OdpowiedzUsuńBotwinkę możesz zamrozić i cieszyć się jej smakiem, kiedy już okoliczności będą pozwalały!
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Świetna! i do tego super smakowite zdjęcia!
OdpowiedzUsuńAniu, jednak za daleko, ale dziekuje za checi!! no i zazdroszcze takiej sasiadki! :-)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńjust-great-food! Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWianuszku! Szkoda, ach ta odległość .... Pozdrawiam Cię:)
Zrobiłam tartę botwinkową:-)ale dobra była!
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Naprawdę?! Ależ się cieszę! I jak cudownie, że smakowała! Uściski:)
OdpowiedzUsuńmistrzowsko połączyłaś tartę z botwinką :-)
OdpowiedzUsuńJoanno! Nie, to Ty mistrzowsko połączyłaś kalarepkę z masłe orzechowym:) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńO kurcze!! Ale pysznie to wygląda!! :)
OdpowiedzUsuńEwelina! Dziękuję;) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńZdjęcia cudne!!! a majowe chwile faktycznie ulotne...te drzewa i kwiaty, które tylko w maju kwitną...a smaki z dzieciństwa...i te, które przywołują cudne wspomnienia...niezastąpione...
OdpowiedzUsuńa ta tarta cudna!!! ja botwinkę tylko w zupie jadłam do tej pory, jak tylko znajdę u nas ( nie jest to łatwe niestety...tu pogoda nie pomaga) to wypróbuję :) pozdrawiam ciepło, kolorowo, majowo :)
Aniu, jestem zauroczona :) - inżynier :(
OdpowiedzUsuńBlog swietny a wstęp do tejtarty cudowny. Masz talent , opisujesz coś i to się świetnie czyta. Tartę zrobię. Serdecznie pozdrawiam. Barbara
OdpowiedzUsuńDziękuję Barbaro za odwiedziny i miłe słowa! Mam nadzieję, że tarta będzie Ci smakowała, a może skusisz się jeszcze na jakiś inny przepis? :)
UsuńPozdrowienia!