Są rzeczy niezmienne.
Trwałe. Pewne.
Constans.
Jak poranna kawa.
Jak wstręt do marcepanu.
Jak przerażenie na myśl o jeździe kolejką wysokogórską.
Jak marzenie, by umieć śpiewać - tak, stanąć na scenie i wyśpiewać pięknym sopranem wszystkie pieśni tłamszone w gardle i śpiewane przez lata "z playbacku" na wszelkich koncertach, imprezach, a nawet szkolnych przedstawieniach....
Jak to, że zawsze będę myliła kierunki i strony świata.
Jak to, że nie znoszę wściekłego różu, tipsów i niewyszkolonych kelnerów - bo tych prawdziwych, z klasą, duszą i fasonem wprost uwielbiam i gdyby nie zdrowy rozsądek i ograniczenia portfela, mogłaby u nich bez końca składać zamówienia...
I jeszcze niepohamowany apetyt nad talerzem zupy szczawiowej mojej Mamy.
I fizyczny wręcz wstręt do audycji politycznych słuchanych przez radio w samochodzie. Przeżywam wtedy coś na podobieństwo klaustrofobii - zamknięcia w dusznym i obcym świecie, w który rządzą niezmiennie skłócone i obce mi indywidua.... Brrrr.........
Przejdźmy do czegoś przyjemniejszego. Jak nieustające zauroczenie Johnym Deppem....
Jest też przekonanie, że czas kręci się jak spirala i pewne wydarzenie będą niezmiennie powracać w tych samych okolicznościach.
Kompletna ignorancja wobec cudów i osiągnięć techniki, a także szczera i prawdziwa niechęć wobec seriali, teleturniejów i prognozy pogody.
To jeszcze nie koniec listy.
To właściwie tylko wstęp. A używając słów mojej polonistki, powinno teraz nastąpić "rozwinięcie tematu", potem "kulminacja" i na końcu oczywiście "zakończenie". Oszczędzę Wam pełnej budowy poprawnego "wypracowania", bo przecież wcale nie musicie mieć ochoty na czytanie mojego pełnego Raportu Constans.
Ale nie mogę przemilczeć jeszcze pary stałych wartości, które podobnie jak tyczki na trasie narciarskiego slalomu, wytyczają kierunek, w którym poruszam się na co dzień. A gdy zbaczam lub staram się iść na skróty, zwykle dotkliwie to odczuwam. Jak chociażby wtedy, gdy mimo ostrzeżeń fryzjerki, Mamy i kilku na pewno mądrzejszych ode mnie osób, postanowiłam samodzielnie zamienić się w złotowłosą blondynkę, a skończyłam jak rasowy okaz Pippi Langstrumpf, tylko bez warkoczyków ....
Te tyczki, podobnie jak w narciarstwie, są giętkie, więc czasami świadomie je naginam, po to tylko, by sprawdzić czy jakaś wartość po latach nie uległa "przewalutowaniu". Tak stało się m.in. z niechęcią do marchewki, która teraz jest już nawet czymś więcej niż fascynacją ( pisałam już o tym tu - klik).
To naginanie działa też w drugą stronę. I tak jak kiedyś wydawało mi się, że z wiekiem człowiek statecznieje i poważnieje, tak dziś, bazując na własnym "dorastaniu", stwierdzam, że jest wręcz odwrotnie i moje "dziecięce ja" bawi się i cieszy życiem niemal bez ograniczeń.
Podobnie jest z miłością do czekolady. To wartość niezmienna, choć w rzeczy samej wzrasta nieustannie. I tak jak slalom między tyczkami kończy się na mecie, tak chęć na coś czekoladowego u mnie najczęściej oznacza, że będzie brownie.
Nic nie poradzę na to, że w środku pięknej, słonecznej wiosny, gdy króluje mój ukochany rabarbar, a targ pachnie truskawkami, ja mam ochotę na wilgotne, ciągnące i mega-czekoladowe brownie naszpikowane pistacjami i oblane obłędnie boskim solonym karmelem.
W końcu zachcianki są po to, by je spełniać! Z kolei "nadmiar słodyczy prowadzi do rozpusty. Szukaj równowagi smaków - dolce e salata. Znałam kiedyś kucharkę (...), która nawet do śliwek w miodzie oraz fig dodawała parę kryształków soli, zanim wsunęła placek do pieca. "Sól podkreśla słodycz", mawiała, oblizując palce". *
Smarując brownie moim ukochanym solonym karmelem nie raz oblizywałam palce i za każdym razem powtarzałam sobie w głowie "Tak, solony karmel, brownie i pistacje to jest to co zawsze będę uwielbiać, nawet w środku rabarbarowo-truskawkowej wiosny!". A Wy?
BROWNIE Z SOLONYM KARMELEM I PISTACJAMI
Na ciasto:
225 g gorzkiej czekolady, dobrego gatunku o zawartości kakao min. 70%
225 g gorzkiej czekolady, dobrego gatunku o zawartości kakao min. 70%
3 duże jajka
225 g masła
150 g mielonych migdałów
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
100 g grubo siekanych pistacji (dodatkowo garść pistacji do posypania ciasta)
200 g cukru
Piekarnik rozgrzać do temperatury 170 stopni. Czekoladę wraz z masłem stopić w kąpieli wodnej - dobrze wymieszać, by powstała gładka masa. Zdjąć z ognia, wmieszać ekstrakt waniliowy i cukier. Odstawić do wystudzenia. Jajka ubić, dodając pod koniec mielone migdały i pistacje. Połączyć z masą czekoladową i przelać do wysmarowanej lub wyłożonej papierem do pieczenia okrągłej formy o średnicy 24 cm. Piec 25-30 minut (nie dłużej - ciasto musi być "lekko niedopieczone"). Na wierzchu utworzy się cieniutka skorupka, ale wnętrze będzie dalej niedopieczone. Wyjąć z piekarnika i wystudzić.
Na solony karmel:
1 filiżanka cukru
100 ml śmietany 30%
1 łyżka masła
1/4 szklanki wody
1/2 -1 łyżeczki soli morskiej
W garnku z grubym dnem połączyć cukier z wodą - rozmieszać tak, by cukier wsiąknął całość wody (strukturą przypomina mokry piasek). Wstawić na średni ogień i doprowadzić do skarmelizowania cukru. Będzie to trwało ok. 10 minut lub dłużej.
W tym czasie nie mieszać - można jedynie poruszać rondlem, by cukier równomiernie się rozpuszczał i karmelizował. Gdy nabierze koloru bursztynu, zdjąć z ognia i wlać śmietanę. Uwaga! Karmel jest gorący, po dodaniu śmietany może pryskać! oraz zbić się w grudki. W takim wypadku garnek należy wstawić ponowne na mały ogień i mieszać do momentu, aż cukier się nie rozpuści. Po zdjęciu z ognia dodać masło i dokładne połączyć z resztą. Dodać sól morską i dobrze wymieszać. Początkowo sos jest dość rzadki, jednak w miarę stygnięcia gęstnieje, a po kilkugodzinnym pobycie w lodówce staje się naprawdę bardzo gęsty.
* cytat z książki Marleny de Blasi Tysiąc dni w Toskanii.
ja tu odpływam nie tylko patrząc na takie smaki, ale i czytając. <3
OdpowiedzUsuńUczta dla zmysłów:)
OdpowiedzUsuńUczta dla zmysłów:)
OdpowiedzUsuńWróżko! Czyli brownie działa jak powinno:DDD Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńAniu! Podwójnie dziękuję;)
Pysznie i rozpustnie - to musi być istne niebo w gębie! :)
OdpowiedzUsuńślinianki pracują, wyobraźnia też ;)
OdpowiedzUsuńBardzo odpowiada mi słony smak, w tej eksplozji czekolady. Jednak rabarbaru i truskawek nie dam sobie zabrać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAniu w jakże wielu rzeczach sie zgadzamy:) ...a bronie i karmel wywołują we mnie slinotok wręcz:) ...tylko pistacje bym zamieniła,, bo za nimi akurat nie przepadam:) ...zdjecia jak zwykle obłędne i to tak, ze biegnę do kuchni zrobić coś czekoladowego:) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńJak ja lubie Twoje przepisy:) mniam
OdpowiedzUsuńA audycje polityczne dusza mnie nie tylko w aucie!
Pozdrawiam:)
Łiii jakie ciaaacho!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to jest, ale w zimie mi się marzą truskawki takie świeże, słodkie i czerwone, a jak przyjdzie co do czego to również zjadłabym z ogromną przyjemnością mocno czekoladowe ciasto na przekór letnim, lekkim deserom :) Choć rabarbarowi nie przepuszczę i muszę jeszcze jakieś ciacho zrobić :)
Aniu, fajnie piszesz!
ojej, jakie pięęękne!
OdpowiedzUsuńzawsze chciałam zrobić brownie z solonym karmelem, ale jakoś nigdy się nie składało..
Ale zdjęcia urzekają! :-)
Pozdrawiam
indulge yourself... oj kusisz Anno-Mario, czytam sobie twój post powolutku, oglądam te piękne fotografie i mam nieustający ślinotok (sorry, za ten fizjologiczny detal) :)
OdpowiedzUsuńale tak przewrotnie Ci powiem, że nie wierzę w rzeczy niezmienne. w ogóle. bo ta cała niezmienność jest ograniczona w czasie. trwa w jakiejś jednostce czasu: od - do. tik - tak. wszystko płynie. wszystko, co złożone może się rozpaść.
kiedyś nie lubiłam kawy, teraz nie umiem inaczej rozpocząć dnia pracy. kiedyś myślałam, że jestem humanistką, teraz pracuję jako "ścisły umysł":) myślałam też, że nigdy nie polubię szpinaku, a tu proszę:) uwielbiam.
niewiara w constans ma jedną dużą zaletę: mniej oczekiwań co do stałości rzeczy (które permanentnie się zmieniają, czy chcemy tego, czy nie) sprawia, że świat jest cały czas piękny, właśnie dlatego że się zmienia, że jest różnorodny i przejawia się na tyle interesujących sposobów. mniej oczekiwań natomiast, to mniej rozczarowań i więcej szczęścia:)
Pan Depp powiadasz? Mam z nim zdjęcie :) Co tam, że był nieco woskowy, ale jednak buzi można było dać ;) A takie ciacho, mniam
OdpowiedzUsuńPopełniłaś przepiękną zachciankę:)
OdpowiedzUsuńAniu, na takie ciasto można mieć ochotę nawet w środku upalnego lata,bo wszystko, co zawiera uwielbiam! Ale ja wciąż wierna rabarbarowi - jeszcze pewnie długo tak zostanie:)
OdpowiedzUsuńA marcepan w wypiekach lubię bardzo i kolejki też- a zwłaszcza rolercostery...!
P.S. Szczypta soli w wypiekach to podstawa:)- u mnie:)
Aniu, masz rację. Są w życiu rzeczy niezmienne, a nawet jest ich dość sporo. Jedną z nich są Twoje piękne refleksje i potrawy. Ja też w pełni sezonu rabarbarowego robię ciasta czekoladowe....bo ten constans jest mi potrzebny. czuję sie w nim bezpiecznie :)
OdpowiedzUsuńeh Aniu, zamyśliłam się nad Twoimi słowami... co do ciasta, pysznie wygląda! i ten solony karmel, i pistacje, a w ogóle przecież to brownies... :-) i ta niezmienna miłość do czekolady i nieustające zauroczenie Deppem ;-)
OdpowiedzUsuńA jedno z moich constans jest, że zawsze ze szczerą radością klikam w "Kucharnię" bo wiem, że zapowiada się uczta słowna i kulinarna:)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na to brownie tym bardziej, że pogodowo u nas jest teraz jesiennie więc rabarbar na pewno się nie obrazi:)
och tak, Johnny Depp ;-)) a to polaczenie na brownie jest przecudowne! wyjatkowe, zaskakujace i na pewno pyszne!
OdpowiedzUsuńpiekne!
OdpowiedzUsuńpyszne!
pozadam Twego brownie!
:)
Delikatesy, delikatesy.
OdpowiedzUsuńDelikatesy, delikatesy.
OdpowiedzUsuńKobito żyj i pozwól innym żyć;-)))).... Ledwo pozbierałam się po Twoim ostatnim bezowym wybryku, a tu znowu cios....Przez Ciebie zostanę specjalistką od omdleń, jutro zaczynam pisać podręcznik! Absolutnie obezwładniający przepis. Słodko-słony-genialny!
OdpowiedzUsuńjust-great-food! To jest niebo gębie;P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJswm! I tak ma być :DDD Uściski!
Kamila! Ależ ja też rabarbaru ani truskawek nie odpuszczam! Jedynie spełniam zachcianki, a akurat padło na brownie:D
Jolu! I co tam czekoladowego zrobiłaś?
CookingJ! Jak ja lubię to czytać:) Serdeczności!
Viri! Mnie się właściwie to wszystko marzy non-stop! Teraz przynajmniej nie ma kłopotu ze spełnianiem tych marzeń, bo wszystko jest dostępne! Całusy!
OdpowiedzUsuńSosa! Teraz musi się poskładać - upiecz, nie zwlekaj, będziesz zachwycona! Pozdrawiam!
Gosiu! A wiesz, że ja właściwie się z Tobą zgadza, co częściowo starałam się w poście napisać, pisząc o "giętkich tyczkach":) Mam swoje stałe wartości, ale jestem otwarta na zmiany, może z wyjątkiem marcepanu, tipsów i różu:DDD Uściski!
kabamaigo! Już zamarłam po pierwszej części zdania - myślałam "Ty szczęściaro!". Zdjęcie to ja też mam, i nie tylko z Deppem:DDD Pozdrawiam Cię:)
Żeniu! Dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam!
Ewelajno! Witaj ponownie:) Ależ ja wcale rabarbaru nie zdradzam! Do głowy by mi nie przyszło, za to pomysł na brownie przyszedł i nie mogłam się mu oprzeć. Pozdrawiam Cię:)
Escapade! Miło mi, bardzo:) Myślę, że w chwilach rozterki można po prostu upiec ciasto czekoladowe z rabarbarem:) Pozdrowienia!
kabko! Dziękuję Ci za miłe słowa:) I serdecznie pozdrawiam!
Cudawianko! Muszę Ci powiedzieć, że dla mnie ta wersja brownie jest chwilowo najlepsza:)
OdpowiedzUsuńdomolubna! Upiecz, upiecz - nie masz wyjścia;P
Kubełku! Jak zachcianki, to zachcianki! Serdeczności:)
Sabienne! I komu jest podręcznik potrzebny?! Chyba mnie, żeby zbolałe od śmiechu mięśnie brzucha ratować, gdy czytam Twoje komentarze:D A teraz już absolutnie szczerze - ciasto obłędne i jak go nie upieczesz, to chyba się obrażę:P
U Ciebie zawsze jest smakowicie. Constans. ;-)
OdpowiedzUsuńAniu, moja lista constans też mogłaby być długa,tylko ja nie pielęgnuję constans na tyle mocno.Wolę jak wszystko płynie,przechodzi z jednego w drugie.
OdpowiedzUsuńCzuję się wtedy szczęśliwsza. Po prostu.
Ciasto balansuje na dwóch różnych biegunach smakowych, które bardzo mi odpowiadają.
Miłego wieczoru!
Krokodylu! Ależ mi miło - dziękuję:)
OdpowiedzUsuńAmber! Ja moich constans nie pielęgnuję, ja się ich trzymam, mam głęboko w głowie i traktuję jak wskazówki i właśnie dlatego wydaje mi się, że jak piszesz wszystko płynie i przechodzi w drugie zgodnie z moimi oczekiwaniami...
Cieszę się, że ciasto w Twoim guście!
Uściski:)
hehe, no tak "gięte tyczki" to jest jakaś furtka:) od mojej reguły też mam wyjątek: od dzieciństwa niezmiennie nie lubię i nie jadam surowego masła ani margaryny:)
OdpowiedzUsuńpiękna fotorelacja
OdpowiedzUsuńAniu, wiesz że całkiem sporo tych "stałych" mamy wspólnych? No może audycje polityczne mnie aż tak nie denerwują (byle nie za dużo) i marcepan też zniesię ;)
OdpowiedzUsuńAle takie brownies.. to ja sobie zabieram ten kawałek for me :)))
Buziak wielki Aniu :)
Piękne. P i ę k n e! :)
OdpowiedzUsuńCudne fotografie a ciasto...
Wyobraziłam sobie połączenie czekolady i lekko solonego karmelu... Obłęd.. :)
/ps. całkiem niedawno przemogłam się żeby 'posolić'karmel...spróbowałam raz i.. to teraz już nie robię bez szczypty soli :)/
Kucharnio,
OdpowiedzUsuńjak zawsze czuję się oczarowana i zaczarowana Twoim postem, zdjęciami i przepisem.
wspaniałości!
rany, to brownie jest niesamowite. Po prostu kwintesencja brownie jak dla mnie - idealnie pasującego do solonego karmelu i lekko słonych orzeszków. Coś niesamowitego!
OdpowiedzUsuńPiękne słowa między pięknymi zdjęciami...;)
Agnieszko! Przepraszam, umknął mi Twój komentarz! Nie mogę sobie darować, tym bardziej, że napisałaś coś tak bardzo miłego - dziękuję:) A rabarbar na pewno się nie obrazi:) Uściski!
OdpowiedzUsuńgoh.! Ha! A widzisz - giętkie tyczki wszystko załatwią;P Ja przeciwnie - surowe masło mogę nawet łyżką ....
OdpowiedzUsuńDuś! Bardzo dziękuję i pozdrawiam!
Monika! Bardzo się cieszę! Ciasto bierz - jest w końcu "for you", ale jakby co Johny Deppem się nie podzielę;DDD
nat.! No widzisz, solony karmel jest po prostu uzależniający, a co dopiero w połączeniu z brownie;P Dziękuję i pozdrawiam!
Karmel-itko! A ja jak zawsze z rumieńcem czytam Twój komentarz - dziękuję Ci bardzo:)
Arven! Widzę, że mamy podobne smaki, przynajmniej w kwestii brownie;) Dziękuję za miłe słowa i serdecznie pozdrawiam!
oj tak, smakuje mi to brownie...
OdpowiedzUsuńmałgo.! Mi też, bardzo:) Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńWczoraj byłam tu przelotem, popodziwiałam zdjęcia i zauważyłam, że brownie jest dokladnie takie jak lubię :-) Dzisiaj mam czas przeczytać przepis i widże, że to pierwsze brownie z mielonymi migdałami - muszę wypróbować. I jeszcze solony karmel...
OdpowiedzUsuńkochanie ty moje, własnie przez Ciebie- tak przez Ciebie abys miała tego pełna świadomość-polazłam po paczke ciasteczek i wkrótce będę wazyc TONE. uwielbiam twoje zdjęcia buziole
OdpowiedzUsuńps-wreszcie moge wstawiac komentarze
Przeczytałam cały Raport i całkowicie zgadzam się z każdym jego punktem (może poza farbowaniem, choć blond kusi mnie od lat :) Aniu, brownie w maju to wspaniała sprawa - robiłam z masłem orzechowym w zeszłym tygodniu a od wczoraj przymierzam się ( i jakoś zabrać się nie mogę) za super hiper mega czekoladowy tort :)
OdpowiedzUsuńściskam !
Bee! Miło mi bardzo! Prawdziwe brownie, takie klasyczne piecze się właśnie bez mąki, którą zastępują mielone migdały. Spróbuj koniecznie - jestem pewna, że będzie Ci smakowało:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńHANNAH! A jak Ty ładnie do mnie mówisz:D Mów mi tak jeszcze:DD
A co się działo z komentarzami - nic nie wiem?
Całusy!
Natalio! Cieszę się, że w kwestii Constans mam w Tobie bratnią duszę;) A super hiper mega czekoladowy tort czeka u mnie w kolejce do pokazania - muszę się tylko zmobilizować:) Uściski!
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to wiedzieć co się lubi, a nie podążac za tłumem !
OdpowiedzUsuńJa mam z browni to, ze nigdy go jeszcze nie jadłam...wstyd...i nie wiem czy je lubię
ale wygląda cudnie a połączenie smaków niesamowite, solony karmel już od jakiegoś czasu mnie intryguje, pewnie go w końcu kiedyś popełnie
Piekne zdjecia i wspaniała treść
pozdrawiam :*
Kocham takie połączenia smaków. Kocham czekoladę. I kocham Johnny'ego Deppa :).
OdpowiedzUsuńEtrala! Ja zawsze pod prąd, nigdy za tłumem:)
OdpowiedzUsuńŻaden wstyd z brownie, ale szczerze mówiąc myślę, że wiele tracisz - więc daj się namwić:D Pyszne jest, zwłaszcza z solonym karmelem! Polecam i pozdrawiam serdecznie:)
Evitaa! No to witaj w klubie;P
Cóż,alergicznie wręcz nie cierpię marcepanu, dla Johnego Deepa obejrzałam nawet Alicję w krainie czarów, która to napisana przez matematyka jest dla mnie kompletnie niezrozumiała, poranna kawa być musi... A brownies z solonym karemelem to dla mnie poezja. Zaprzyjażniony Amerykanin nauczył mnie jadać nutellę z masłem orzechowym na nachos, teraz ze względu na pewne zaokrąglenia nie jadam tego zbyt często , ale to fuzja pysznych smaków podobnie jak solony karmel i czekolada.
OdpowiedzUsuńAz..że się tak brzydko wyrażę...zaśliniłam się od tego opisu i zdjęć...a czytając twoje słowa zamysliłam...teraz własnie nie jest mi dobrze ale wiem że są rzeczy niezmienne...jak to że niektóre osoby i rzeczy kocha sie na zawsze...i to że mam wewnętrzne przekonanie że czasem warto narazic się na nieuniknione mniejsze lub większe cierpienie niż nie doświadczyć pewnych rzeczy, dlatego nigdy nie powiem:nigdy więcej:)
OdpowiedzUsuńAle żeby nie było tak smutno: moje zauroczenie Deppem też nie mija...tak samo jak Thildą Swinthon.
nie zmienia się też moja obsesja na punkcie kardamonu i kuminu oraz masła orzechowego...i zachwyt jaki za kazdym razem wzbudza sos pomidorowy mojej babci...niby nic specjalnego a jedyny na swiecie...
Bardzo często twoje teksty do mnie trafiają i poruszaja mnie:)
pozdrawiam!
Hehe marcepan uwielbiam, wściekły róż lubię (ale tylko na sobie;)), Deppa zdzierżyć nie mogę, a bez moich ukochanych dwóch seriali to wręcz żyć nie mogę;))) Acz z drugiej strony, poranna kawa to i u mnie mus, o umiejętności śpiewania marzę od zawsze, a i do Pippi się raz upodobniłem, gdy dla hecy zapragnąłem zmienić swoje ciemne włosy, na białozłote loki;))) No i najważniejsze...i ja mogę jeść brownie zawsze i wszędzie..zwłaszcza z solonym karmelem, który choć odkryty przeze mnie raptem kilka miesięcy temu, już zdołał podbić moje podniebienie... Piękne zdjęcia..cudny 'raport'... Zachwycasz:)))
OdpowiedzUsuńTwoje posty są jak rozdziały w książkach. Niby przepis z kilkoma zdjęciami, ale w to wszystko sprytnie wplątujesz opowieści. Uwielbiam to.
OdpowiedzUsuńTak samo jak czekoladowe, gęste i wilgotne ciasta, jak pistacje i jak solony karmel, nawet kiedy truskawki i rabarbar dopadają z każdej strony. Zresztą brownie robiłam kilkanaście dni temu ;).
P.S. Łączę się z Tobą w zauroczeniu Johnnym Deepem ;)!
Wielgasiu! Jak się cieszę, że mamy tyle wspólnego! A za pomysł na nachos mam ochotę Cię wyściskać - przecież to genialne! Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńTrzcinowisko! A ja z całego serca życzę, żeby Ci było dobrze! Czasem takie chwile więcej nas uczą i pozwalają docenić pewne rzeczy, których wcześniej nie zauważaliśmy...
A wiesz, że ja Thildę też uwielbiam, i kardamon, i masło orzechowe, i sos pomidorowy mojej Mamy:) Uściski!
Spencer! Ja nie wiem gdzie Ty się podziewasz, ale wiem na pewno, że we wściekłym różu musi Ci być do twarzy;DDD
Mówiąc poważnie, bo zakładam, że ten róż to jednak nie za często wdziewasz, grunt to pięknie się różnić;P
I wiesz co - wiele bym dała, by zobaczyć Cię w wersji Pippi, ale jeszcze więcej, żebyś coś w końcu ugotował czy upiekł!!!
O nie, to ciasto mnie zabiło, wyobrażam sobie, że smakuje pysznie...najgorsze, że nie mam nic słodkiego w domu...
OdpowiedzUsuńHolgo! Bardzo Cię dziękuję - cieszę się, że tak myślisz:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA.! Ależ to brownie ma Cię zachwycić, a nie zabić;PDD Pozdrawiam!
Ładnie to tak kusić Twoich czytelników takimi pięknymi zdjęciami? Ładnie?
OdpowiedzUsuńAnno-Mario dla mnie mogłabyś swoje opowiadanie rozwijać, i rozwijać, i rozwijać... a ciasto rewelacja. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJoanno! Starałam się, żeby było ładnie, a Ty myślisz, że nie ładnie ;PDDD Uściski!
OdpowiedzUsuńBarbaro! Postaram się;) Dziękuję za miłe słowa i serdecznie Cię pozdrawiam!
Tak Aniu, sa rzeczy niezmienne, jak milosc do brownies :-)) Pomysl z polewa z solonego karmelu jest doskonaly, oj juz wiem ze zrobie nast. razem dla tych gosci ktorzy nieustannie prosza o brownies :D Usciski!
OdpowiedzUsuńdla kawałka takich pyszności odstawiłabym nawet maślankowe z rabarbarem...
OdpowiedzUsuńAniu, czy Ty wiesz coś Ty narobiła??? Johny Depp, wiesz, no jestem, uh, zazdrosna!:) No i wiesz, na co czekam o 23ej wieczorem?? Na brownie, właśnie się piecze.:) Dziękuję Ci za ten post, kochana. Pozdrawiam mocno. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńBasiu! A widzisz - zgadzam się - niezmienna jest słabość do brownie:) i upiecz Gościom, bo przecież nie wypada odmawiać ;P Uściski!
OdpowiedzUsuńmyniolinko! Nie odstawiaj, tylko podrzuć do mnie - chętnie się nim zaopiekuję;)
bayaderko! O nie, Johny Depp jest mój;DDD Niemożliwa jesteś - piekłaś wczoraj w nocy?! I co - zostało coś jeszcze?:D Pozdrawiam Cię mocno i cieszę się, że przepis aż tak bardzo do Ciebie przemówił!
na 'solony karmel' reaguję jak psy Pawłowa! :D
OdpowiedzUsuńodpłynęłam .. tak po prostu ..
OdpowiedzUsuńMaddie! Powie Ci skrycie, że ja też;P
OdpowiedzUsuńUlcik! O, to cieszę się bardzo, bo to brownie ma właśnie tak działać;D Pozdrawiam i dryfuj szczęśliwie:)
Aniu, tak, piekłam je w nocy. Wybacz, kochana, ale nie z Twego przepisu.
OdpowiedzUsuńPiekłam pierwszy raz pełna obaw i chyba nie potrzebnie, bo wyszły takie pyszne. I o zgrozo, bardzo uzależniające. Zdążyłam zauważyć że brownies pogłębiają moje czekoladowe uzależnienie.
Pozdrawiam Cię mocno i życzę słonecznego weekendu!
tutaj jest tak pięknie, tak pysznie.
OdpowiedzUsuńBayaderko! No to pierwsze koty za płoty:) Choć patrząc na Twoje dzieła, nie było mowy o żadnych obawach! I masz rację - brownie uzależniają, zatem witaj w klubie :D
OdpowiedzUsuńWeekend niestety zalany deszczem, ale za to bardzo smaczny - postaram się wkrótce pokazać;)
Asiejko! Witaj:) Dziękuję i przesyłam pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńUwielbiam polaczenie slodkiego ze slonym, chyba musze to zrobic :)
OdpowiedzUsuńberrypunch! Jeśli uwielbiasz, to rzeczywiście musisz;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTakie ciacho biorę w ciemno:) A czytając post, sama zaczęłam się zastanawiać co w moim życiu mogę zaliczyć do takich "stałych" drobnych rzeczy:)
OdpowiedzUsuńAniu nie wiem jak mogłam przeoczyć taki post, z takim pysznym wypiekiem.
OdpowiedzUsuńJak zwykle rewelacja, chociaż słonego karmelu jeszcze nie próbowałam :)Pozdrawiam
Nemi! Bardzo proszę;)
OdpowiedzUsuńEwo! A jednak nie przeoczyłaś:D Bardzo zachęcam Cię do spróbowania solonego karmelu - jest cudowny, będzie Ci smakował:)
Looks so delicious!!
OdpowiedzUsuńmmmmm pycha! Ja też mam słabość do karmelu... i do pistacji, które po kupieniu znikają w moi domu w szaleńczym tempie;) Pozdrawiam Cię serdecznie:)
OdpowiedzUsuńRocio! Thank you! Have a great day:)
OdpowiedzUsuńdelikatessen! Koniecznie zachowaj trochę pistacji do tego brownie:) Uściski!
A ja zauroczyłam się Twoim brownie, upiecoznym zupełnie pod prąd rabarbarowo-truskawkowy :) I o to chodzi, żeby iść za głosem własnych smaków i pragnień :) A stateczność i wiek to san umysłu, więc życzę dużo spontaniczności i radości nie tylko w kuchni :)) Miłego!
OdpowiedzUsuńMagda! Bardzo Ci dziękuję! Ja z natury jestem pod prąd! Przesyłam pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńO ile sezonowe owoce ogromnie mnie cieszą, to wypieki z nimi już mniej (jest oczywiście parę wyjątków, a nawet, kiedy zaczęłam wyliczać je sobie w głowie, okazało się, że więcej niż parę), ale połączenia karmelu i czekolady nic dla mnie nie zdystansuje, poczęstuję się zawsze, na pewno więcej niż jednym kawałkiem...
OdpowiedzUsuńkaroLina! Mnie wypieki z sezonowymi owocami cieszą ogromnie, ale zgadzam się z Tobą w zupełności, że karmelu i czekolady nie zdystansuje NIC!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
kusisz...oj kusisz,uwielbiam takie ciasta! Doskonałe :) Będę TU często zaglądać, pyszności...
OdpowiedzUsuńbella! Ja dla tego brownie zupełnie straciłam głowę;) Dziękuję i zapraszam:)
OdpowiedzUsuńKurcze... Aż mi ciśnienie skoczyło na sam widok. nieziemskie. takie rzeczy powinny być nielegalne :)
OdpowiedzUsuńMonika! Zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej;D Daj się skusić, nie myśl o ciśnieniu!!! Samo opadnie;P Pozdrawiam Cię!
OdpowiedzUsuńBardzo fajny przepis napewno wyprobuje :)
OdpowiedzUsuńCitron! Cieszę się - mam nadzieję, że będzie Ci smakowało! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZrobiliśmy!
OdpowiedzUsuńhttp://just-great-food.blogspot.com/2011/07/genialne-brownie-z-solonym-karmelem-i.html
Dzięki za przepis - jest boskie! :)
just-great-food! Właśnie widziałam - cudowne! Jak się cieszę, że ciasto Wam smakowało! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńKocham połączenie słodkiego i słonego, więc to idealne ciasto dla moich kubków smakowych :)) Do tego wygląda genialnie na zdjęciach! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńo zgrozo!!!!!!mam wszystkie skladniki na moje nieszczescie.....haha....robie jutro,dobrze,ze goscie sie zapowiedzieli,to jest nadzieja,ze sama wszystkiego nie zjem....
OdpowiedzUsuńusciski...:)
Wow https://google.pl
OdpowiedzUsuń